Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 142

MAX FREEDOM LONG

MAGIA CUDÓW
(Wiedza tajemna staroŜytnych kahunów)
[Wydawnictwo MEDIUM,1995 / Tytuł oryginału: „The Secret Science Behind Miracles”, 1948, 1976]

www.kippin.prv.pl
PRZEDRUK
MAX FREEDOM LONG
MAGIA CUDÓW
(Wiedza tajemna staroŜytnych kahunów)
[Wydawnictwo MEDIUM,1995 / Tytuł oryginału: „The Secret Science Behind Miracles”, 1948, 1976]

Max Freedom Long otrzymał kiedyś


posadę nauczyciela w szkółce leŜącej w
pobliŜu czynnego wulkanu Kilauea, na
Wyspach Hawajskich. Tam, od hawajskich
kolegów-nauczycieli i od ich przyjaciół
pierwszy raz usłyszał o tubylczych magach
„kahunach”, czyli „StróŜach Tajemnicy”.
Osobliwe wieści, jakie do niego
dochodziły, zafascynowały go tak bardzo,
iŜ stały się początkiem jego długoletnich
badań poświęconych wiedzy tajemniej
(Hunie) staroŜytnych Polinezyjczyków.
Magia cudów to pierwszy tom
siedmiotomowej serii poświęconej
staroŜytnej Hunie. Autor, opowiadając o
swojej drodze do poznania tajników
wiedzy, przekazywanych tylko w sekrecie
z pokolenia na pokolenie, podaje
równocześnie wiele przykładów zjawisk
parapsychicznych, których sam był
świadkiem lub o których mu opowiadano.
Opisuj więc przypadki cudownych
uzdrowień, jasnowidzenia, telepatii,
psychometrii, dematerializacji, władania
nad pogodą i zwierzętami itp. Co więcej,
na podstawie bogatego materiału
dowodowego wpaja Czytelnikowi
przekonanie, Ŝe zdolności do tego typu
działań tkwią w kaŜdym człowieku, trzeba
tylko umieć dotrzeć do głębszych
poziomów ludzkiej świadomości, a tego
właśnie uczy nas Huna.

Rozdział I
Odkrycie, które moŜe zmienić świat
KsiąŜka ta opowiada o odkryciu staroŜytnego i tajemnego systemu magii, która, jeśli zdołamy
nauczyć się stosować ją tak, jak tubylczy magowie Polinezji i Afryki Północnej, mogłaby zmienić
świat... o ile wybuch bomby atomowej nie zahamuje na zawsze wszelkich przemian cywilizacyjnych.
W młodości byłem baptystą, ale często wraz z przyjacielem z lat młodzieńczych chodziliśmy na
naboŜeństwa do kościoła katolickiego. Później studiowałem przez krótki okres „wiedzę chrześcijańską”
(Christian Science). Nieco dłuŜej interesowałem się teozofią, aŜ w końcu na podstawie dostępnej mi
literatury dokonałem przeglądu wszystkich niemal religii.
Z tym przygotowaniem i po uzyskaniu specjalizacji w dziedzinie psychologii przybyłem w 1917 roku
na Hawaje, gdzie miałem pracować jako nauczyciel. Pozwoliło mi to zamieszkać w pobliŜu czynnego
wówczas wulkanu Kilauea, który zamierzałem odwiedzać tak często, jak to tylko moŜliwe.
Wyruszyłem więc z Honolulu i po trzydniowej podróŜy małym parowcem dotarłem w końcu do
mojej szkoły. Mieściła się w trzech salach w budyneczku połoŜonym w odludnej dolinie, pomiędzy
rozległą plantacją trzciny cukrowej a wielką farmą uprawianą przez Hawajczyków. Posiadłości te
naleŜały do białego człowieka, który większość Ŝycia spędził na wyspach.
Dwaj podlegający mi nauczyciele byli tubylcami, zrozumiałe więc, iŜ w krótkim czasie wiele
dowiedziałem się o ich hawajskich przyjaciołach. Wówczas po raz pierwszy usłyszałem oględne
wzmianki o miejscowych magach, kahunach, czyli StróŜach Tajemnicy.
Wzbudziły one moją ciekawość, zacząłem więc zadawać pytania. Ku memu zdziwieniu,
zorientowałem się, Ŝe pytania te nie były mile widziane. Miałem wraŜenie, Ŝe poza zwyczajną
egzystencją tubylców istnieje jakaś sfera tajemnego i ukrytego przed wścibskim okiem Ŝycia.
Dowiedziałem się ponadto, Ŝe od chwili gdy misjonarze chrześcijańscy uzyskali na wyspach silne
wpływy polityczne, kahuni zostali wyjęci spod prawa. Cała ich działalność była więc ściśle tajna,
przynajmniej wobec białych.
Trudności w uzyskaniu informacji i niechęć ze strony tubylców tylko zaostrzyły moje pragnienie, by
poznać bliŜej te dziwne praktyki o posmaku ciemnego zabobonu. Relacje naocznych świadków,
zaprawione dawką absurdu i niedorzeczności, nieodmiennie działały na mnie tak, jak paląca i zbyt
ostra przyprawa działa na podniebienie. Duchy bezczelnie przechadzały się po wyspie, i to nie tylko
duchy zmarłych Hawajczyków. TakŜe i pomniejsi bogowie chadzali sobie tu i ówdzie. Podobno bogini
wulkanów, Pele, odwiedzała tubylców we dnie i w nocy pod postacią dziwacznej, starej kobiety, której
nigdy przedtem nie widziano w tych stronach. Prosiła o tytoń. Dawano jej go natychmiast, nie
stawiając zbędnych pytań.
Opowiadano teŜ historie o cudownych uzdrowieniach dokonanych za pomocą magii, o magicznym
zabijaniu ludzi ponoszących winę za krzywdy bliźnich i o tym, co było dla mnie najdziwniejsze, a
mianowicie o stosowaniu magii do badania przyszłości poszczególnych ludzi i do jej zmiany na lepsze,
jeśli okazywało się, Ŝe będzie niekorzystna. Ta ostatnia praktyka miała swoją hawajską nazwę, ale dla
mnie określono ją jako „tworzenie korzystnych okoliczności”.
Przeszedłem w młodości twardą, racjonalną szkołę i skłonny byłem patrzeć raczej podejrzliwie na
wszystko, co trąciło zabobonem. Utwierdziłem się w takiej postawie, wypoŜyczając z biblioteki w
Honolulu kilka ksiąŜek zawierających całą dotychczasową wiedzę o kahunach. Z wszystkich relacji –
prawie w całości napisanych przez misjonarzy, którzy przybyli na Hawaje przed stu laty – wynikało
jedno: kahuni to banda łotrów, Ŝerujących na przesądnych tubylcach. Jeszcze przed przyjazdem
misjonarzy na Hawaje w 1820 roku na ośmiu wyspach znajdowały się wielkie kamienne platformy z
groteskowymi drewnianymi figurami i kamiennymi ołtarzami, na których niegdyś składano ofiary nawet
z ludzi. KaŜda świątynia i kaŜdy rejon posiadały swojego boŜka. Wodzowie poszczególnych plemion
mieli nawet swoich osobistych boŜków, a słynny zdobywca całego kraju, Kamehameha I, miał
własnego boga wojny o odraŜającej twarzy, z wytrzeszczonymi ślepiami i zębami rekina.
W pobliŜu szkoły, gdzie miałem pracować jako nauczyciel, stała dawniej potęŜna świątynia.
KaŜdego roku kapłani wyruszali z niej z procesją, obnosząc boŜków po okolicy i zbierając datki.
Jedną z osobliwych cech kultu boŜków była zadziwiająco duŜa ilość przedmiotów tabu
ustanowionych przez kahunów. Niczego nieomal nie moŜna było zrobić bez podniesienia tabu w górę i
bez zezwolenia kapłanów. W sytuacji, kiedy kler miał poparcie wodzów plemiennych, Ŝycie zwykłego
śmiertelnika było niezmiernie trudne. Wpływy duchowieństwa stały się tak potęŜne, a naduŜycia tak
raŜące, Ŝe na rok przed przybyciem misjonarzy naczelny kahuna, Hewahewa, poprosił starą królową i
młodego panującego księcia o pozwolenie zniszczenia wszystkich boŜków, połamanie, co do jednego,
przedmiotów tabu i zakazanie kahunom wszelkich praktyk. Pozwolenie takie otrzymał i wszyscy
kahuni dobrowolnie przyłączyli się do palenia boŜków, które – jak od dawna wiedzieli – były tylko z
drewna i piór.
KsiąŜki o kahunach były dla mnie fascynującą lekturą. Pozwoliły mi zorientować się, Ŝe najwyŜszy
kapłan, Hewahewa, był człowiekiem bardzo inteligentnym. Dysponował potęŜną energią psychiczną i
umiejętnością spoglądania w przyszłość. To pozwoliło mu zostać doradcą Kamehamehy I podczas
kampanii wojennej, trwającej przez długie lata i zakończonej zwycięstwem nad pozostałymi wodzami.
Wyspy zostały zjednoczone pod jednym panowaniem.
Hewahewa był doskonałym przykładem typowego Hawajczyka z wyŜszych sfer, potrafiącego z
łatwością przyswajać nowe idee i wprowadzać je w Ŝycie. Środowisko, do którego naleŜał, zadziwiło
świat, gdy – porzuciwszy krótkie majteczki lokalnej społeczności – przywdziało strojną szatę
nowoczesnej cywilizacji, i to w czasie krótszym niŜ jedno pokolenie.
Hewahewa w ciągu niespełna pięciu lat zmienił swe tubylcze obyczaje i miejscowy sposób
myślenia na rozumowanie właściwe ludziom białym. Ale w tym wszystkim popełnił jeden powaŜny
błąd. Kiedy konserwatywny, sędziwy Kamehameha zmarł, Hewahewa popatrzył w przyszłość, a to, co
ujrzał, napełniło go zdumieniem. Zobaczył bowiem białych ludzi, jak wraz z Ŝonami przybywają na
Hawaje, by wpajać tubylcom wiedzę o swoim Bogu. Ujrzał teŜ miejsce na plaŜy, na jednej z ośmiu
wysp, gdzie mieli wylądować, aby spotkać się z rodziną królewską.
Dla najwyŜszego kapłana była to niezwykle waŜna wiadomość. Z pewnością nieraz rozmawiał z
białymi Ŝeglarzami, przebywającymi od dawna na wyspach, i dowiedział się od nich, Ŝe biali kapłani
oddają cześć Jezusowi, który uczy ich dokonywać cudów, a nawet wskrzeszać zmarłych. Sam teŜ
zmartwychwstał po trzech dniach. Bez wątpienia opowieści te były bogato okraszone barwnymi
szczegółami, by wywarły na Hawajczyku większe wraŜenie.
Hewahewa, przekonany, Ŝe biali posiadają najwyŜszej klasy drogi, broń, statki i maszyny, doszedł
do wniosku, iŜ dysponują takŜe najwyŜszą formą magii. Przeczuwając niebezpieczeństwo, jakie
zawiśnie nad świątynią kahunaizmu na wyspach, niezwłocznie postanowił oczyścić scenę przed
przybyciem białych kahunów. Kazał zrównać z ziemią wszystkie świątynie. Pozostały juŜ po nich tylko
ruiny, kiedy w październiku 1820 roku, dokładnie w tym samym miejscu, na tej samej plaŜy, którą
Hewahewa wskazał wcześniej swym przyjaciołom i królewskiej rodzinie, wylądowali misjonarze z
Nowej Anglii.
Hewahewa spotkał się z nimi na wybrzeŜu i wygłosił piękną wierszowaną mowę powitalną, którą
ułoŜył specjalnie na ich cześć. W mowie tej w bardzo zawoalowany sposób napomknął o rodzimej
magii, dodając, Ŝe on sam równieŜ jest magiem o nie byle jakich zdolnościach, po czym jeszcze raz
przywitał nowych kapłanów i ich „bogów z dalekich i wysokich stron”.
Po złoŜeniu oficjalnych wizyt u rodziny królewskiej misjonarzy rozesłano na poszczególne wyspy,
by tam rozpoczęli swoją działalność. Hewahewa postanowił przyłączyć się do grupy, którą wysłano do
pracy w Honolulu. Od razu znalazł się jednak w trudnej sytuacji, poniewaŜ, jak wkrótce się okazało,
biali kahuni nie znali Ŝadnej magii. Byli tak samo bezradni jak spalone drewniane boŜki. Ślepi, słabi i
chromi licząc na pomoc, przybywali przed ich oblicze i odchodzili z niczym. Czegoś tu brakowało.
Miejscowi kahuni potrafili zdziałać o wiele więcej przy pomocy swych boŜków, a nawet i bez nich.
Po jakimś czasie okazało się, Ŝe nowi kapłani potrzebują świątyń. Hewahewa i jego ludzie, pełni
nadziei, zabrali się do pracy przy budowie kościoła. Była to olbrzymia budowla, układana z ciosanego
kamienia i upłynęło wiele czasu, zanim została ukończona. Kiedy jednak w końcu ją wzniesiono i
poświęcono, okazało się, Ŝe misjonarze nadal nie umieją uzdrawiać chorych, nie mówiąc juŜ o
wskrzeszaniu zmarłych, czego od nich oczekiwano.
Hewahewa przynosił kapłanom poŜywienie i serdecznie się z nimi zaprzyjaźnił. Początkowo nieraz
wspominali o nim w swoich listach i pismach. Ale wkrótce po ukończeniu budowy kościoła w
Waiohinu, jego imię zniknęło ze stron raportów misyjnych. Nalegano, by przystąpił do Kościoła
chrześcijańskiego i zmienił wiarę. Odmawiał i, jak moŜemy się domyślać, powrócił do magii, którą znał.
Polecił swym przyjaciołom kahunom, by pozostali wierni dawnym zwyczajom i praktykom leczniczym.
Po kilku latach wodzowie plemienni przyjęli od chrześcijan śpiewanie hymnów, czytanie, pisanie i
wszystko to, co szybko pozwoliło im wkroczyć na drogę narodów cywilizowanych. Wówczas
misjonarze wyjęli kahunów spod prawa.
Pozostawali więc poza prawem, ale poniewaŜ Ŝaden hawajski policjant czy urzędnik będący przy
zdrowych zmysłach, nie ośmieliłby się zaaresztować kahuny wiedząc, Ŝe ten posiada tajemną siłę,
magia rozwijała się dalej – za plecami białych. Tymczasem budowano nowe szkoły i Hawajczycy w
niewiarygodnie szybko przyswajali sobie wszelkie atrybuty cywilizacji: brali udział w coniedzielnych
mszach, śpiewali i modlili się jak najgłośniej, a w poniedziałki chodzili do diakona (który
przypuszczalnie w pozostałe dni był kahuną), by ich uzdrowił lub zmienił im przyszłość, jeśli akurat
znajdowali się w centrum nieszczęśliwego biegu wydarzeń.
W odludnych zakątkach wysp kahuni otwarcie uprawiali swą sztukę. W pobliŜu wulkanu kilku z nich
nadal składało rytualne ofiary bogini Pele. Niektórzy słuŜyli turystom za przewodników i zadziwiali ich
pewną sztuką magiczną, o której szczegółowo opowiem później.
Powróćmy do mojej historii. Przeczytałem wszystkie wypoŜyczone ksiąŜki i zgodziłem się z ich
autorami, Ŝe kahuni nie znają Ŝadnej prawdziwej magii. Ponownie więc z satysfakcją stwierdziłem, Ŝe
wszystkie opowieści, jakie słyszałem, są tylko wytworem wyobraźni.
W następnym tygodniu zostałem przedstawiony młodemu Hawajczykowi. Po ukończeniu nauki w
szkole postanowił on wykazać się swoją wysoką wiedzą i złamać miejscowy przesąd zabraniający
wchodzenia do pewnej opuszczonej, rozsypującej się świątyni, by tym samym jej nie skalać. Ta
demonstracja przybrała nieoczekiwany obrót. Poczuł nagle, Ŝe jego nogi stały się bezwładne.
Kiedy z największym trudem wyczołgał się ze świątyni, przyjaciele zanieśli go do domu. Lekarz z
plantacji nie potrafił mu pomóc, dopiero wezwany kahuna zdołał go uzdrowić. Nie wierzyłem w tę
opowieść, ale teŜ nie miałem moŜliwości, by poznać prawdę.
Pytałem niektórych starszych białych z sąsiedztwa, co myślą o kahunach, ale oni niezmiennie
radzili mi, bym nie wtykał nosa w te sprawy. Pytałem teŜ wykształconych Hawajczyków, ale zbywali
mnie niczym. Po prostu nie odpowiadali. Albo tylko śmiali się z moich pytań, albo w ogóle je
ignorowali.
Taka sytuacja trwała przez cały rok, a potem jeszcze przez dwa kolejne lata. Co roku zmieniałem
szkołę. Za kaŜdym razem trafiałem w jakiś odległy zakątek wyspy, gdzie Ŝycie tubylców toczyło się
wartkim nurtem podziemnym. W trzecim roku mego pobytu na Hawajach znalazłem się wśród
niewielkiej, Ŝywotnej społeczności drobnych plantatorów kawy i rybaków osiadłych na wzgórzach
wzdłuŜ wybrzeŜa.
Wkrótce dowiedziałem się, Ŝe urocza, starsza dama, mieszkająca w tym samym wiejskim hoteliku
co ja, była misjonarką i co niedziela wygłaszała kazania do największego w tej okolicy zgromadzenia
Hawajczyków. Później powiedziano mi, Ŝe nie była ona związana z kościołami misyjnymi ani z
Ŝadnymi innymi organizacjami religijnymi. Działała na własną rękę. Była bardzo przewraŜliwiona na
punkcie swej pracy misyjnej i łatwo wpadała w gniew. Z czasem dowiedziałem się, Ŝe była córką
człowieka, który kiedyś chciał wypróbować skuteczność swych modlitw chrześcijańskich przeciwko
magii miejscowego kahuny. Ten ostatni przyjął wyzwanie i przysiągł, Ŝe wymodli śmierć dla całej
kongregacji Hawajczyków, dla kaŜdego jej członka z osobna, aby w ten sposób udowodnić, Ŝe jego
wierzenia są bardziej skuteczne i bliŜsze prawdy niŜ zabobony chrześcijańskie.
Przeglądałem nawet pamiętnik owego Ŝarliwego, lecz nierozwaŜnego chrześcijanina. Notował w
nim śmierć kolejnych członków zgromadzenia, a potem nagłą ucieczkę tych, którzy pozostali przy
Ŝyciu. W pamiętniku widniało kilka nie zapisanych stron i była luka w datach. Córka misjonarza
wyjaśniła mi, Ŝe zdesperowany ojciec opuścił swą parafię, nauczył się stosowania magii w modlitwie
śmierci i potajemnie odmówił tę modlitwę przeciwko owemu kahunie. Kahuna nie spodziewał się, Ŝe
zostanie zaatakowany własną bronią, nie podjął więc Ŝadnych środków ostroŜności. Zmarł po trzech
dniach.
Pozostali przy Ŝyciu członkowie zgromadzenia powrócili na łono Kościoła... pamiętnik z radością
odnotowywał ich powrót. Misjonarz jednak zmienił się od tego czasu. Poszedł na najbliŜsze tajne
posiedzenie organizacji misyjnej w Honolulu i wygłosił tam słowa lub popełnił czyny, o których milczą
wszystkie dostępne relacje. MoŜliwe, Ŝe tylko odpowiadał na zarzuty atakujących go misjonarzy. W
kaŜdym razie poprzysiągł, Ŝe nigdy juŜ nie zjawi się na konklawe, i słowa dotrzymał. Ale Hawajczycy
zrozumieli, co się stało. Hawajska księŜniczka ofiarowała mu pas ziemi, szeroki na pół mili i ciągnący
się od fal przybrzeŜnych aŜ do górskich szczytów. Tutaj, na plaŜy, gdzie przed prawie pięćdziesięciu
laty wylądował i został zabity kapitan Cook, tkwiły ruiny jednej z najpiękniejszych na tym lądzie
świątyń. Ze świątyni tej co roku wyruszała procesja z figurkami boŜków. Procesja kroczyła drogą, która
do dzisiejszego dnia zwana jest „ŚcieŜką Bogów”. Dalej od wybrzeŜa, ale w tej samej okolicy, stał
mały kościółek z odłamków raf koralowych, zbudowany rękami tubylców. Tutaj córka misjonarza miała
ponoć wygłaszać kazania sześćdziesiąt lat później.
Na początku czwartego roku mojego pobytu na wyspach przeprowadziłem się do Honolulu. Kiedy
juŜ osiedliłem się tam na dobre, znalazłem trochę czasu, by zwiedzić muzeum biskupie (Bishop
Museum), słynną instytucję ufundowaną przez hawajską rodzinę królewską i przeznaczającą część
swych dochodów na utrzymanie szkoły dla dzieci pochodzenia hawajskiego.
Powodem mojej wizyty była próba odnalezienia kogoś, kto mógłby udzielić mi rzetelnych informacji
o kahunach. Sprawa ta dręczyła mnie tak bardzo, Ŝe stało się to juŜ wręcz nie do zniesienia.
Odczuwałem złość i za wszelką cenę pragnąłem znaleźć rozwiązanie, ostateczne i rozstrzygające.
Słyszałem, Ŝe kurator muzeum wiele lat swego Ŝycia poświęcił badaniom spraw hawajskich, miałem
więc nadzieję, Ŝe usłyszę od niego prawdę, podaną w chłodnej, naukowej i rzeczowej formie.
Przy wejściu poznałem czarującą Hawajkę, panią Webb. Opowiedziałem jej szczerze o celu mojej
wizyty. Przez chwilę z uwagą wpatrywała się we mnie, po czym powiedziała: „Najlepiej proszę pójść
na górę do doktora Brighama. Jest w swym biurze piętro wyŜej”.
Doktor Brigham odwrócił się od biurka, gdzie badał przez lupę jakiś preparat botaniczny. Spojrzał
na mnie przyjaźnie niebieskimi oczyma. Był wielkim naukowcem, autorytetem w swej dziedzinie,
znanym i podziwianym w British Museum za wysoki poziom badań i wydane drukiem prace naukowe.
Miał 82 lata, był wysokiego wzrostu, brodaty, ze sporą łysiną. Posiadał niewiarygodnie bogatą i
wszechstronną wiedzę naukową i wyglądał jak święty Mikołaj (zob. Who's Who in America z lat 1922-
1923, hasło: William Tufts Brigham).
Usiadłem na wskazanym mi krześle, przedstawiłem się i zacząłem wyjaśniać, co mnie do niego
sprowadza. Słuchał uwaŜnie, zadawał pytania na temat spraw, o których słyszałem, miejscowości, w
których mieszkałem, i ludzi, których poznałem.
Na moje pytania o kahunów odpowiadał pytaniami o wnioski, do jakich doszedłem w swoich
dociekaniach. Wytłumaczyłem mu, Ŝe jestem absolutnie przekonany, iŜ cała ta sprawa to przesąd,
oddziaływanie za pomocą sugestii bądź teŜ stosowanie jakiejś trucizny mącącej umysły. Przyznałem
jednak, Ŝe mimo wszystko chciałbym porozmawiać z kimś, kto dostarczyłby mi prawdziwych informacji
i pomógł rozwiać resztki dręczących wątpliwości.
Minęła dłuŜsza chwila, po czym pan Brigham wprost zarzucił mnie pytaniami. Zdawało się, iŜ
zapomniał o celu mej wizyty. Całą uwagę poświęcił wybadaniu mojej osoby. Chciał wiedzieć, jakie
mam wykształcenie, co przeczytałem, gdzie studiowałem i co sądzę o szeregu spraw nie mających nic
wspólnego z zagadnieniami, o które wcześniej go pytałem.
Zaczynałem się juŜ niecierpliwić, gdy znienacka rzucił na mnie spojrzenie tak surowe, Ŝe poczułem
przestrach.
– Czy mogę ufać, Ŝe zachowa pan w tajemnicy moje zwierzenia? – zapytał. – Mam juŜ jakąś
pozycję w świecie nauki i chciałbym ją utrzymać – uśmiechnął się – nawet mimo mojego podeszłego
wieku.
Zapewniłem go, Ŝe wszystko, co mi powie, nie wyjdzie poza ściany jego biura, i czekałem.
Zastanawiał się przez chwilę, po czym wolno zaczął mówić:
– Przez czterdzieści lat poznawałem kahunów, by znaleźć odpowiedź na postawione przez pana
pytanie. Kahuni rzeczywiście posługują się siłą, którą pan nazwał magią. Uzdrawiają. Zabijają.
Spoglądają w przyszłość i zmieniają ją zgodnie z Ŝyczeniem klienta. Wielu było wśród nich oszustów,
ale byli teŜ i prawdziwi geniusze. Niektórzy nawet uŜywali magii, by chodzić po ogniu, po potokach
gorącej lawy, na tyle tylko zastygłej, Ŝe unosiła cięŜar człowieka. Urwał gwałtownie, jakby w obawie,
Ŝe powiedział za duŜo. Osunął się na oparcie swego obrotowego krzesła i obserwował mnie spod
wpół przymkniętych powiek.
Nie jestem pewien, ale chyba wymamrotałem „dziękuję”. Uniosłem się z krzesła i znów na nie
opadłem. Wpatrywałem się w niego bezmyślnie przez długą chwilę. Nagle bowiem poczułem się
niepewnie, nie wiedząc jak dalej poprowadzić rozmowę. Doktor wypowiedział jasno to wszystko, co ja
ukrywałem w sobie tak głęboko przez trzy lata. W duchu spodziewałem się jakiegoś oficjalnego
wyjaśnienia, zamykającego na zawsze sprawę kahunów i obiecałem juŜ sobie, Ŝe nigdy nie powrócę
do nich i do ich zabobonów. A teraz znowu znalazłem się na bezdroŜach i, juŜ nie po dziurki w nosie,
ale po sam jego ciekawski koniuszek, wpadłem w otchłań tajemniczości.
Chyba zacząłem wówczas mówić coś bez związku, nigdy później nie mogłem sobie tego
przypomnieć. Pamiętam tylko, Ŝe w końcu udało mi się wykrztusić:
– Chodzenie po ogniu? Po gorącej lawie? Nigdy o tym nie słyszałem... – zawahałem się przez
chwilę. – Jak oni to robią?
Doktor otworzył szeroko oczy, później je przymknął, a jego krzaczaste brwi uniosły się niemal. po
łysinę. Siwa broda zaczęła się trząść i znów opadł na oparcie krzesła, wybuchając śmiechem, od
którego zadrŜały ściany. Śmiał się tak, Ŝe łzy spływały po jego róŜowych policzkach.
– Proszę wybaczyć – złapał wreszcie oddech i pojednawczo połoŜył mi rękę na kolanie, drugą
ocierając sobie oczy. – Pańskie pytanie tak mnie ubawiło, bo ja sam przez czterdzieści długich lat
usiłuję sobie na nie odpowiedzieć bez rezultatu.
I tak lody zostały przełamane. ChociaŜ miałem głuche, dręczące poczucie, Ŝe znów wpadłem w wir
spraw, od których zamierzałem uciec, zaczęliśmy rozmawiać.
Stary uczony teŜ kiedyś był nauczycielem. Miał dar prostego i bezpośredniego prowadzenia
dyskusji nawet na najtrudniejsze tematy. Dopiero wiele tygodni później zrozumiałem, Ŝe wówczas
wskazał mi drogę, uznał za s•;rojego człowieka. Niczym stary biblijny Eliasz, zarzucił płaszcz na
ramiona, czyniąc swoim sługą, zanim odejdzie na zawsze.
Powiedział mi później, Ŝe juŜ od dawna szukał młodego człowieka, któremu mógłby przekazać całą
swoją wiedzę naukową i powierzyć tajemnice odkryte w nowej i niezbadanej dziedzinie magii. Nieraz
podczas upalnych nocy, kiedy wyczuwał moje zniechęcenie i niewiarę w moŜliwość poznania
sekretów magii, mawiał:
– Zrobiłem zaledwie pierwszy krok. To, Ŝe ja juŜ nie zdąŜę uzyskać odpowiedzi na dręczące mnie
pytania, wcale nie znaczy, Ŝe ty ich nie znajdziesz. Pomyśl tylko, jak wiele wydarzyło się za mojego
Ŝycia. Narodziła się nauka psychologii. Wiemy juŜ, czym jest podświadomość. Zwróć uwagę na nowe
zjawiska obserwowane i zapisywane kaŜdego miesiąca przez towarzystwa badań parapsychicznych.
Pracuj nad tym nieustannie. Trudno powiedzieć, kiedy uda ci się odnaleźć klucz do zagadki i kiedy
jakieś nowe odkrycie pomoŜe ci zrozumieć, dlaczego kahuni przestrzegali swych niezwykłych rytuałów
i co działo się wtedy w ich umysłach.
Innym znów razem doktor odkrywał przede mną zakamarki swej duszy. Wielka to była dusza, a
zarazem prosta. Ten bardzo stary juŜ człowiek Ŝywił niemal dziecinną tęsknotę, by poznać sekret
kahunów. Nie ulegało jednak wątpliwości, Ŝe piasek w klepsydrze jego Ŝycia przesypie się do końca,
zanim nadejdzie sukces. Kahuni zaniechali juŜ przekazywania swym synom i córkom sekretów dawnej
wiedzy, wiedzy, jaką rodzice powierzali dzieciom pod przysięgą zachowania ścisłej tajemnicy. Ci,
którzy dokonywali niegdyś natychmiastowych uzdrowień, którzy potrafili chodzić po ogniu i zmieniać
przyszłość, powymierali przed 1900 rokiem – wielu z nich to starzy, drodzy przyjaciele doktora. Został
sam na scenie, na której tak niewiele moŜna było teraz zdziałać. A jednocześnie w myślach jego
panował chaos. Nie mieściło mu się w głowie, Ŝe choć przez tyle lat śledził pracę kahunów, przyjaźnił
się z nimi, chodził po ogniu przy ich pomocy, to jednak nadal nie miał najmniejszego pojęcia, na czym
polegały ich magiczne działania. MoŜe z wyjątkiem modlitwy śmierci, która, jak mi wyjaśnił, nie była
prawdziwą magią, lecz spirytystycznym zjawiskiem na wysokim poziomie.
Czasami siadywaliśmy w ciemności na werandzie, przy kawałku Ŝarzącej się huby, w obronie
przed komarami. Doktor powracał do rozmaitych wątków naszych rozmów, by upewnić się, Ŝe
wszystko dobrze zapamiętałem. Nieraz mawiał na zakończenie:
– Mogę udowodnić, Ŝe ani jedno z istniejących wyjaśnień magii kahunów nie wytrzymuje krytyki.
Ten rodzaj magii nie polega na sugestii ani na niczym, co znane jest psychologom. Kahuni posługiwali
się siłą, którą musimy jeszcze zbadać, a jest ona czymś niezmiernie waŜnym. Po prostu musimy ją
odkryć, a odkrycie to zrewolucjonizuje świat. Zmieni ogólne pojęcie nauki. Uporządkuje sprzeczne ze
sobą wierzenia religijne...
– Pamiętaj – mówił dalej – gdy będziesz zajmował się magią, zawsze miej na uwadze trzy rzeczy.
Musi istnieć jakaś forma świadomości, która kieruje procesami magii i jest ich motorem. Ona to panuje
nad temperaturą ciała przy chodzeniu po gorącej lawie. Istnieje teŜ jakaś nie znana nam siła
sprawcza. A wreszcie, musi teŜ istnieć pewna substancja, widzialna lub nie, za pomocą której owa siła
moŜe działać lub być przez nią przenoszona. Nigdy nie zapominaj o tych trzech rzeczach, a kiedy uda
ci się rozwikłać jedną z nich, moŜe cię to doprowadzić do dwóch pozostałych.
Tak więc stopniowo przejmowałem materiały zgromadzone przez niego w tej niezwykłej dziedzinie.
Poznawałem dokładnie wszystkie przypuszczenia, wątpliwości i sprawdzone informacje na temat
kahunów. Podjąłem wkrótce próbę odnalezienia Ŝyjących jeszcze kahunów i za wszelką cenę
starałem się wydobyć od nich choćby część Tajemnicy. Kiedy tylko posłyszałem jakąś historię o ich
wyczynach, niezmiennie stawiałem memu rozmówcy pytanie: „Kto ci o tym powiedział?”. I tak, po nitce
do kłębka, usiłowałem dotrzeć do jakichkolwiek śladów. Czasami udawało mi się odnaleźć człowieka,
którego dotyczyła opowiedziana mi historia i wydobywałem z niego najdrobniejsze szczegóły o tym, co
się wydarzyło. Największą trudność sprawiało mi znalezienie kontaktu z kimś, kto sam uprawiał magię.
Zazwyczaj było to całkiem niemoŜliwe. Kahuni, nauczeni przykrym doświadczeniem, unikali białych.
śaden Hawajczyk nie ośmielił się przyprowadzić do kahunów białego przyjaciela bez ich wyraźnego
pozwolenia – a prawie nigdy go nie udzielano.
Doktor Brigham zmarł cztery lata po naszym poznaniu się. Czułem wielki cięŜar na sercu i miałem
przeraŜającą świadomość, iŜ być moŜe jestem jedynym białym na świecie, który wie wystarczająco
duŜo, by nadal prowadzić badania nad miejscową magią, odchodzącą tak szybko w zapomnienie.
Zdawałem sobie sprawę, Ŝe jeśli mi się nie powiedzie, świat przypuszczalnie na zawsze straci szansę
poznania systemu, który mógłby stanowić niezmierną wartość dla ludzkości.
Wraz z doktorem Brighamem, pełni nadziei, śledziliśmy kiedyś nowe odkrycia w psychologii i
parapsychologii, lecz, niestety, zmuszeni byliśmy z przykrością stwierdzić, Ŝe obie te nauki
wykazywały znamiona stagnacji.
Mimo Ŝe Towarzystwo Badań Parapsychicznych angaŜowało w swe prace ponad stu znanych
naukowców, przez ponad pół wieku nie powstała Ŝadna teoria, która tłumaczyłaby choćby tak proste
zjawiska jak telepatia czy sugestia, nie mówiąc juŜ o ektoplazmie, aportach czy materializacji.
Minęło wiele lat. Nie czyniłem Ŝadnych postępów, aŜ w końcu, w 1931 roku, musiałem uznać swą
klęskę. Wtedy to opuściłem wyspy.
W Kalifornii z umiarkowanym zapałem nadal śledziłem odkrycia psychologiczne, które mogłyby
rzucić nowe światło na ów problem. Nic się jednak nie działo. I nagle, w 1935 roku, zupełnie
niespodziewanie obudziłem się w środku nocy, olśniony koncepcją, która wiodła prosto do rozwikłania
zagadki.
Gdyby doktor Brigham jeszcze Ŝył, z pewnością razem ze mną oblałby się rumieńcem wstydu. Oto
obaj przegapiliśmy rozwiązanie tak proste i oczywiste, Ŝe uszło naszej uwadze. Było ono jak
przysłowiowe okulary tkwiące na nosie, których bezskutecznie szukaliśmy tyle czasu.
Owa myśl, która obudziła mnie w środku nocy, uprzytomniła mi, Ŝe w mowie potocznej kahunów
istniały z pewnością nazwy, którymi określali oni elementy swej magii. Bez takich nazw nie mogliby
przekazywać swej wiedzy z pokolenia na pokolenie. Jako Ŝe posługiwali się językiem hawajskim,
te słowa równieŜ musiały pochodzić z tego języka. A poniewaŜ misjonarze rozpoczęli opracowywanie
słownika hawajsko-angielskiego juŜ w 1820 roku – nadal zresztą jest on w uŜyciu – i poniewaŜ z
pewnością nie mieli wystarczająco duŜo informacji o miejscowej magii, by poprawnie przetłumaczyć
opisujące ją słowa, było oczywiste, Ŝe podane w słowniku znaczenia są albo nieścisłe, albo zupełnie
błędne.
Język hawajski składa się ze słów utworzonych z krótkich rdzeni. Przetłumaczenie tego rdzenia da
mi pierwotne znaczenie wyrazu. A więc do dzieła! Wybiorę słowa uŜywane przez kahunów w
zapisanych pieśniach i modlitwach i powtórnie przetłumaczę je na podstawie ich etymologii.
Następnego ranka przypomniałem sobie coś waŜnego. OtóŜ na Hawajach wszyscy zgodnie
twierdzili, iŜ kahuni nauczali, Ŝe kaŜdy człowiek ma dwie dusze lub dwa duchy. Nikt jednak nie
traktował powaŜnie owego jawnie mylnego wierzenia. Jak człowiek moŜe mieć dwie dusze? Co za
absurd! Co za ciemnota!... Poszukałem więc dwóch słów określających dwie dusze. Tak jak się
spodziewałem, oba znajdowały się w reprincie starego słownika, który wyszedł spod pras drukarskich
w 1865 roku, kilka lat po odkryciu mesmeryzmu, w początkowym okresie badań parapsychicznych i na
dwadzieścia lat przed narodzinami najmłodszej z nauk – psychologii.
Słownik podawał:

U-ni-hi-pi-li – kości nóg i ramion u człowieka. Unihipili to nazwa


klasy bogów akuanoho; aumakua to inna kategoria bogów; były to
duchy ludzi zmarłych.
U-ha-ne – duch, dusza człowieka. Zjawa lub duch osoby zmarłej.
Uwaga; Hawajczycy sądzili, iŜ kaŜdy człowiek ma dwie osobne
dusze: jedna umiera wraz z ciałem, a druga Ŝyje nadal, moŜe być
widzialna lub nie. Nie ma z osobą zmarłego większego związku niŜ
jego cień. Zjawy te potrafią mówić, płakać, Ŝalić się itp. UwaŜano, Ŝe
są ludzie, którzy umieją j e wpędzać w zasadzkę i chwytać [W
języku hawajskim wymowa samogłosek jest taka sama jak w
łacinie.].

Było oczywiste, Ŝe dawni misjonarze, twórcy słownika, porozumiewali się z Hawajczykami w


sprawie ustalenia znaczeń tych dwóch słów. Otrzymywali jednak sprzeczne informacje i czynili
wszystko, co w ich mocy, by je uporządkować i oba słowa włączyć jako hasła do słownika.
Charakterystyczną cechą unihipili, poza tym Ŝe słowo to określało ducha, był jego prawdopodobny
związek z rękami lub nogami człowieka. Uhane równieŜ było duchem, ale takim, który umiał mówić,
nawet jeśli był zaledwie cieniem związanym z osobą zmarłego.
PoniewaŜ pierwsze słowo było dłuŜsze i miało najwięcej rdzeni, od niego zacząłem pracę nad
tłumaczeniem etymologicznym. Słowo zawierało siedem rdzeni, a niektóre z nich miały do dziesięciu
znaczeń. Moje zadanie polegało na uszeregowaniu znaczeń tak, by wyłowić te, które mogły być
zastosowane w magii kahunów.
Oto stał przede mną stóg siana, a ja miałem w nim znaleźć przysłowiową igłę. Wydawało mi się to
nader intrygujące. Przypomniałem sobie wskazówkę doktora Brighama, by zawsze szukać w magii
trzech rzeczy: świadomości, towarzyszącej przy chodzeniu po ogniu i przy innych magicznych
czynach, siły potrzebnej do osiągnięcia magicznych wyników oraz materialnej substancji, widzialnej
lub nie, przez którą siła moŜe działać. Tak, miałem podjąć próbę odnalezienia trzech igieł. (W końcu je
znalazłem: dwie pierwsze przed upływem roku, ostatnią – po sześciu latach).
Prawie natychmiast, niemal przed nadejściem pory lunchu, odkryłem PODŚWIADOMOŚĆ, ale nie
tę w znaczeniu uŜywanym przez ludzi białych. Podświadomość magów miała o wiele szerszy zakres i
była czymś duŜo bardziej naturalnym. Poczułem się tak zaskoczony tym odkryciem, Ŝe przez kilka
minut nie mogłem przyjść do siebie. To niewiarygodne, Ŝeby kahuni znali juŜ podświadomość, ale
dowody były niezaprzeczalne.
Oto jak brzmiało etymologiczne wyjaśnienie określeń duchów, których nazwy znajdowały się w
słowach unihipili i uhane:
Oba są duchami (rdzeń u), a rdzeń ten znaczy: „Ŝalić się”. Tak więc duchy te umieją się Ŝalić.
Natomiast element hane w wyrazie uhane oznacza mówić, a więc duch, którego nazwa zawarta
jest w tym słowie, potrafi mówić. PoniewaŜ tylko istoty ludzkie posiadają zdolność mówienia, duch ten
musi być duchem człowieka. Rodzi się zatem pytanie o naturę pierwszego ducha. MoŜe on się Ŝalić,
ale to potrafią równieŜ zwierzęta. Nie jest duchem człowieka, jako Ŝe nie mówi, ale raczej duchem
zwierzęcia, który się Ŝali. Uhane płakało i słabo mówiło. Uwaga przy haśle w słowniku wyraźnie
podkreślała, Ŝe uhane to nic więcej, jak tylko cień związany z osobą zmarłą. Najwidoczniej był to jakiś
słaby i niezbyt waŜny „mówiący” duch.
Unihipili, inaczej wymawiane uhinipili, dostarcza więcej danych etymologicznych do wyjaśnienia
słowa. W ten sposób otrzymujemy następujące określenia: a) jest to duch, który moŜe ubolewać, ale
nie umie niczego powiedzieć (u); b) jest to coś, co pokrywa coś innego i ukrywa to lub teŜ samo jest
ukryte pod jakimś przykryciem czy zasłoną (uhi); c) jest to duch towarzyszący innemu, połączony z
innym, jest lepki i przykleja się do innego. Przypisany jest innemu i jest mu podległy (pili); d) jest to
duch, który działa potajemnie, cicho i bardzo ostroŜnie, ale nie wykonuje pewnych rzeczy w obawie
przed gniewem bogów (nihi); e) jest to wreszcie duch, który moŜe wysunąć się z czegoś, wznieść się
ponad to, moŜe teŜ wyciągnąć coś z czegoś, tak jak monetę z kieszeni. PoŜąda niektórych rzeczy
bardzo gorąco. Jest uparty i niechętny, gotowy odmówić wykonania polecenia. Rozpływa się, wsiąka
lub całkowicie miesza z czymś innym. Związany jest z powolnym kapaniem wody lub wytwarzaniem i
wydzielaniem Ŝyciodajnej wody, czegoś w rodzaju „wody piersi”, czyli mleka karmiącej matki (u w
swych kilku znaczeniach). (Uwaga: później dowiedziałem się, Ŝe woda jest symbolem ludzkiej siły
Ŝyciowej. Tak więc odnalazłem pierwszą igłę. Dwa świadome duchy ludzkie to dwie trzecie następnej
igły. Natomiast trzecia igła ukryta jest w znaczeniu słowa „lepki” lub „przylegać”, „przyklejać się”).
Podsumowując dotychczasowe uwagi, moŜna więc stwierdzić, Ŝe pojęcia świadomości i
podświadomości u kahunów zdają się oznaczać, wnioskując z etymologii nazw, parę duchów ściśle
związanych z ciałem – kierowanym przez podświadomość i słuŜącym do przechowywania i okrywania
ich obu. Duch świadomości jest bardziej ludzki i ma zdolność mówienia. WraŜliwy duch
podświadomości zalewa się łzami, jest uczuciowy i w rozmaity sposób posługuje się energią Ŝyciową
ciała. Wykonuje zdania w tajemnicy, z milczącą ostroŜnością, jest uparty i gotowy odmówić
posłuszeństwa. Odmawia wykonywania rozkazów, gdy obawia się bogów (zachowuje kompleksy, czyli
mocno utrwalone przekonania). Przenika lub wsiąka w ducha świadomości, by dawać wraŜenie, Ŝe
tworzy z nim jedność. (UŜycie w magii słowa „lepki” jako symbolu i wzmianka o zdolności „wysuwania”
lub „wyciągania czegoś z czegoś innego” staną się zrozumiałe później).
Przekonany, Ŝe kahuni juŜ od tysięcy lat znali te wszystkie zjawiska psychologii, które my
poznaliśmy dopiero w ostatnich kilku latach, nabrałem całkowitej pewności, Ŝe ich zdolność
posługiwania się magią wynikała ze znajomości waŜnych czynników psychologicznych przez nas
jeszcze nie odkrytych.
Niebawem stało się jasne, iŜ nadając nazwy elementom psychologii i zawierając w etymologii tych
słów symboliczne znaczenia dla wskazania ich powiązań, pierwsi kahuni wykonali kapitalną pracę.
Jedyną powaŜną przeszkodą była okoliczność, iŜ symbole zastępowały nazwy elementów magii,
których natury nie mogłem na razie pojąć.
Szukając gorączkowo symbolicznych znaczeń owych słów, powróciłem do lektury sprawozdań na
temat zjawisk psychologicznych. Sprawdzałem po kolei kaŜde oddzielne zjawisko i usiłowałem
zlokalizować jego symboliczny odpowiednik w etymologii terminów uŜywanych przez kahunów.
Po kilku miesiącach zrozumiałem, Ŝe, jak na początek, zrobiłem juŜ wszystko, co moŜna,
dopasowując bardziej usystematyzowaną przeze mnie psychologię do zewnętrznych rytuałów magii
kahunów. Uznałem, Ŝe wnioski, do których udało mi się dojść, są zbyt cenne, by ukrywać je przed
światem. Napisałem więc pracę o moich odkryciach i o wiedzy kahunów w ogólności [M.F. Long,
Recouering The Ancient Magic, wyd. Rider& Co., Londyn 1936.].
Angielska publikacja tej ksiąŜki przyniosła mi lawinę listów, na czwartej stronie okładki umieściłem
bowiem swoje nazwisko, adres i prośbę do czytelników, by pisali do mnie, jeśli mają jakieś ciekawe
wiadomości na interesujący mnie temat. Niestety, nie otrzymałem Ŝadnej pomocnej informacji, chociaŜ
listy roiły się od przypuszczeń i domysłów.
Minął rok od wydania mojej ksiąŜki, gdy pewnego dnia nadszedł list od emerytowanego
angielskiego dziennikarza. Nazywał się William Reginald Stewart. To, co miał do powiedzenia, było
niezmiernie waŜne.
Niezwykle zainteresował go fakt, Ŝe w mojej ksiąŜce opisywałem tę samą magię, z którą zetknął
się w latach młodości. Wiedział, Ŝe posługiwali się nią członkowie plemienia Berberów z Afryki
Północnej, mieszkającego w górach Atlas. Ze zdumieniem stwierdził, Ŝe afrykańscy Berberowie
uŜywali w magii tych samych słów, co hawajscy kahuni, uwzględniając, oczywiście, róŜnice dialektów.
Po przeczytaniu mojej ksiąŜki wyszperał swoje poŜółkłe juŜ notatki i porównał słowa, które, jak go
poinformowano, naleŜały do tajemnego języka magii. Okazało się, Ŝe hawajskie słowo kahuna
brzmiało u Berberów quahuna, a hawajski wyraz określający kobietę-kahunkę, czyli kahuna wahini,
występowało jako quahini. Słowo oznaczające boga brzmiało w obu językach prawie tak samo: akua i
atua, tak jak i wiele innych sprawdzonych przez nas wyrazów.
PoniewaŜ plemiona Berberów mówiły językiem zupełnie róŜnym od dialektów Polinezji, odkrycie
podobieństwa języków opisujących magie obu tych ludów stanowiło niezbity dowód, Ŝe albo
Berberowie i Polinezyjczycy mieli wspólnych przodków, albo w czasach staroŜytnych ludy te
kontaktowały się ze sobą.
Stewart usłyszał o plemieniu Berberów i o ich magii, kiedy poszukiwał złóŜ naftowych dla jakiejś
duńskiej spółki i jako niezaleŜny dziennikarz oraz znawca Afryki Północnej pracował w charakterze
korespondenta dla „Christian Science Monitor”. Wziął wówczas urlop, wynajął przewodników i
wyruszył na poszukiwanie owego plemienia. W końcu odnalazł je i poznał maga, którym była kobieta.
Po wielu namowach zaadoptowała go i uznała za swego rodzonego syna, by umoŜliwić mu poznanie
sekretów magii. Kobieta owa nazywała się Lucchi i miała siedemnastoletnią córkę, której właśnie
zaczęła udzielać tajemnych nauk. Stewartowi pozwolono się do niej przyłączyć.
Naukę rozpoczęto od legendarnej historii plemiennej, która opowiadała o Ŝyciu dwunastu plemion
kahunów na wielkiej pustyni Saharze, zielonej wówczas i pełnej rzek urodzajnej krainie. Z czasem
rzeki powysychały i plemiona przeniosły się w dolinę Nilu. Tam, stosując magię, pomagano ciąć bloki
skalne, zwozić je na miejsce budowy i wznosić Wielką Piramidę. W tamtych czasach ludy owe rządziły
Egiptem, górując nad innymi dzięki swej magii.
Kahunka opowiadała dalej, jak jej współplemieńcy przewidywali, Ŝe nadejdą czasy ogólnej
ciemnoty intelektualnej i ich wiedza tajemna pójdzie w zapomnienie. Aby przechować ten drogocenny
skarb dla przyszłych pokoleń, dwanaście plemion wyruszyło na poszukiwanie jakiejś odległej krainy,
gdzie moŜna by się przenieść i przechować Tajemnicę (Hunę), aŜ czasy zmienią się na tyle, Ŝe będzie
moŜna zwrócić ją światu. Za pomocą parapsychiki odnaleziono na Pacyfiku bezludną wyspę
czekającą na ich przybycie. Jedenaście plemion przepłynęło przez kanał do Morza Czerwonego, dalej
wzdłuŜ wybrzeŜy Afryki i Indii, aŜ do Pacyfiku: Po wielu latach słuch o nich zaginął, przynajmniej dla
członków pozostałego dwunastego plemienia. Owo plemię, z jakichś nieokreślonych przyczyn,
przeniosło się na północ i osiedliło w górach Atlas. Mieszkało tam przez wieki, zachowując Tajemnicę i
posługując się magią. Wymierało jednak stopniowo i kiedy nadeszły czasy nowoŜytne, przy Ŝyciu
pozostała tylko jedna kahunka. Była nią owa nauczycielka imieniem Lucchi.
Stewart stwierdził, Ŝe Berberowie byli plemieniem gościnnym, czystym, bardzo inteligentnym, o
wspaniałej, starej kulturze. Mówili językiem mieszanym, tak jak inne plemiona berberyjskie, ale kiedy
przychodziło do wykładania wiedzy tajemnej, uŜywano innego języka, gdyŜ tylko w nim moŜna było
odnaleźć właściwe słowa dla nazwania elementów, które istnieją w człowieku i pozwalają mu
posługiwać się magią.
Młody Anglik miał duŜe trudności językowe, często musiał wykorzystywać swój francuski, aby
zrozumieć dialekt Berberów, a jednocześnie pojąć właściwie znaczenia tak zwanego języka
tajemnego.
Krok po kroku przyswajał sobie podstawowe załoŜenia filozofii magii. Jego nauczycielka
wielokrotnie demonstrowała mu siłę swej magii przy uzdrawianiu chorych, swoją władzę nad ptakami,
drapieŜnikami, węŜami i nad pogodą. Stewart robił duŜe postępy, opanował teorię i niebawem miał
rozpocząć ćwiczenia praktyczne. Pewnego mglistego popołudnia zdarzyło się jednak nieszczęście. W
dolinie nie opodal obozowiska Berberów doszło do strzelaniny między dwiema przejeŜdŜającymi
tamtędy bandami. Zabłąkana kula śmiertelnie ugodziła Lucchi w serce.
Stewart pozostał bez nauczycielki, bo jej córka wiedziała niewiele więcej niŜ on sam. Nauka magii
zakończyła się. Zebrał więc swoje notatki, opuścił przyrodnich braci i siostry i powrócił do dawnych
zajęć.
Minęło trzydzieści lat i wtedy przeczytał moją ksiąŜkę, gdzie, w przytaczanych przeze mnie
słowach hawajskich, rozpoznał wyrazy – pomijając oczywiście róŜnice w dialektach – które
przechowywał tak długo w swych zapiskach.
Powiązania między kahunami hawajskimi a kahunami z Afryki Północnej i moŜe z Egiptu stały się
oczywiste. Legendy hawajskie, przekazywane ustnie mówiły o historii tego ludu. OtóŜ Hawajczycy Ŝyli
kiedyś na odległym rodzimym lądzie. W swoich wizjach ujrzeli Hawaje i wyruszyli na poszukiwania tej
krainy. Ich podróŜ zaczęła się od Morza Czerwonego Kane, co ściśle zgadza się z poglądem, Ŝe
przybyli z Egiptu przez Morze Czerwone, które nosi taką nazwę po dzień dzisiejszy w trzech
przynajmniej językach. Legendy nie podają wielu szczegółów o początkach owej podróŜy. Mówią
jedynie o kolejnych lądach, które mijali odkrywcy, płynąc w wielkich podwójnych kanoe.
Kiedy wywiadowcy podróŜujący na czele dotarli wreszcie do ośmiu nie zamieszkanych Wysp
Hawajskich, powrócili niebawem do najbliŜszej, leŜącej na zachodzie, by zabrać pozostałych członków
plemienia, którzy zatrzymali się tam na odpoczynek. Wszyscy osiedlili się na Hawajach. Tam budowali
domy i stamtąd organizowali dalsze wyprawy, z których przywozili nasiona roślin, sadzonki drzew i
zwierzęta. Po pewnym czasie wędrówki do sąsiednich wysp ustały i przez wiele długich lat ludność ta
Ŝyła w zupełnym odosobnieniu. Kiedy wymarli wszyscy członkowie rodziny królewskiej, wyruszono na
inne wyspy, by odnaleźć i przywieźć ze sobą jakiegoś wysoko urodzonego księcia. KsiąŜę przybył
wraz ze swymi ulubieńcami, wśród których znajdował się kahuna. Jeśli moŜemy wierzyć legendzie,
kahuna ów wprowadził na Hawajach formę kahunaizmu, który zawierał niewiele magii, wymagał zaś
oddawania czci boŜkom i budowania świątyń. I mimo Ŝe kahuni nadal zachowywali wiedzę tajemną w
jej czystej formie i stosowali ją w praktyce, to jednak istniały w niej pewne ślady dawnego skaŜenia,
pozostałości kultu boŜków i świątynie.
Starania uczonych, by wyjaśnić pochodzenie Hawajczyków przez badanie ich języka, nie
przyniosły zbyt duŜych sukcesów. Istnieje jedenaście plemion polinezyjskich. Wszystkie mówią
dialektami tego samego języka, ale u niektórych spotyka się wyrazy i wierzenia pochodzące z Indii, co
łatwo moŜna stwierdzić. Słowa polinezyjskie występują wszędzie pomiędzy Pacyfikiem a Bliskim
Wschodem. Słychać je na Madagaskarze, co wskazuje na wczesne kontakty tutejszych mieszkańców
z ludami mówiącymi językiem polinezyjskim. Nawet w Japonii spotyka się terminy i pojęcia rodem z
Polinezji. W Indiach istnieje pewien zasób pojęć związanych z magią kahunów. Dzisiaj, co prawda,
mają wielce zmienioną formę i wyszły praktycznie z uŜycia, ale ich występowanie wskazuje na
wspólne pochodzenie.
Dzięki nieocenionej pomocy Stewarta i pełnemu korzystaniu z jego wiedzy, jaką zdobył w Afryce
Północnej, mogłem kontynuować moje poszukiwania. Powoli rekonstruowałem Tajemnicę, w miarę jak
jej symbole i zewnętrzne przejawy zestawiałem z wnioskami doktora Brighama, wysnutymi kiedyś na
podstawie obserwacji rytuałów kahunów.
NiemoŜliwe byłoby jednak ogarnięcie znaczenia wszystkich słów i ceremonii, gdyby nie pewne
podstawowe odkrycia poczynione przez nowoczesną psychologię i parapsychologię. Na ich bazie
budowałem coraz pełniejszą teorię. DuŜą rolę odegrały równieŜ rozmaite wierzenia religijne, w nich
bowiem odnajdywałem sponiewierane szczątki pierwotnej filozofii Huny. Owe relikty, chociaŜ tak
zniekształcone, dawały wskazówkę, gdzie mam szukać dalszych informacji, i pomagały weryfikować
niepewne materiały w miarę ich odkrywania.
Wkrótce po ukazaniu się w Anglii mojej publikacji nawiązałem korespondencję z księdzem Kościoła
anglikańskiego, który napisał do mnie od razu po przeczytaniu ksiąŜki. Prowadził on badania
psychologiczne nad zjawiskiem psychicznego i duchowego uzdrawiania. Zainteresował się wiedzą
kahunów i wraz z grupą asystentów postanowił wypróbować niektóre magiczne sposoby leczenia.
Podjęli się oni tego zadania po intensywnej wymianie listów ze mną. Szczególne sukcesy odnosili w
przypadkach obsesji. Rodzina jednego z wyleczonych pacjentów ofiarowała im duŜą sumę pieniędzy
na rozwój prac eksperymentalnych. Duchowny i trzech członków jego zespołu ruszyli w podróŜ do
Kalifornii, by spotkać się ze mną i przedyskutować plany na przyszłość. Ustaliliśmy wszystkie
szczegóły, opracowaliśmy nawet projekt budynku, który miał być niebawem wzniesiony. Niestety,
podczas ich drogi powrotnej do Anglii wybuchła II wojna światowa i pokrzyŜowała wszystkie zamiary.
Po wojnie fundusze nie były juŜ dostępne i grupa tych ludzi się rozpadła.
Ich praca eksperymentalna dowiodła jednak, Ŝe rekonstrukcja systemu Huny była właściwa,
albowiem działał on w rękach osób obdarzonych wrodzonymi zdolnościami i gotowych poświęcić swój
czas na naukę korzystania z dobrodziejstw tego systemu. Musieli tylko wytrwale ćwiczyć przy pomocy
kogoś doświadczonego.
Na Hawajach niewiele jest literatury dotyczącej kahunów bądź teŜ jest ona mało wiarygodna.
Szczątkowe informacje dostępne w ksiąŜkach, artykułach i broszurach nie wspominają w ogóle o
podstawowych mechanizmach magii, o których pisałem w swej ksiąŜce. Autorzy przeczą sobie
wzajemnie, a gmatwanina ich sądów jest dla czytelnika nie do rozwikłania.
Badania doktora Brighama i moje własne są na wyspach prawie nieznane, a egzemplarze mej
pierwszej ksiąŜki leŜą bezpiecznie schowane w bibliotece w Honolulu. Udostępniane są tylko na
Ŝyczenie tego, kto wie, Ŝe tam się znajdują. Czy to na skutek błędnego zrozumienia nauki kahunów,
czy teŜ ze strachu przed realnym niebezpieczeństwem, jakie niesie modlitwa śmierci, mieszkańcy
wysp odrzucają magię, zgodnie z zasadą „nie budzić licha”.
Po tych wstępnych uwagach przejdę teraz do szczegółowego przedstawienia Huny i przytoczę
wszystkie dostępne dowody świadczące o poprawności tego systemu jako zbioru faktów naukowych.
Rozdział II
Chodzenie po ogniu jako wstęp do magii
Dwie cechy wyróŜniają psychologiczno-religijny system Tajemnicy (Huny) i oddzielają go od
nowoczesnych systemów religijnych i psychologicznych.
Pierwsza i najwaŜniejsza właściwość ten system DZIAŁA. Działa dla kahunów, powinien działać i
dla nas.
Druga cecha jest nie mniej waŜna. System działa dla wszystkich ludzi, bez względu na ich religijne
zapatrywania.
Najlepszym dowodem, Ŝe magia działa bez zarzutu, stosowana przez ludzi rozmaitych wyznań,
przez pogan i dzikich, jest CHODZENIE PO OGNIU, praktykowane od wieków aŜ po dzień dzisiejszy
w wielu częściach świata.
Chodzenie po ogniu polega na kontakcie stóp z płonącym węglem lub innym rozŜarzonym
materiałem, takim jak kamienie, czy nawet bezpośrednio z płomieniem. OtóŜ nie ma tu nic
tajemniczego, jeśli chodzi o stopy czy gorące przedmioty. I jedne, i drugie moŜna starannie zbadać,
wykluczając wszelkie manipulacje i triki. Istnieje jeszcze trzeci element, którego jednak nie moŜna
zobaczyć, sprawdzić i przebadać. Istnieje w sposób realny i wolny jest od wszelkich cyrkowych
sztuczek. Ten trzeci element nazywam MAGIĄ z braku innego, lepszego słowa.
Występuje on z pewnością wówczas, gdy stopy dotykają rozpalonego przedmiotu, a mimo to nie
pojawiają się na nich zwykłe objawy oparzenia.
Co najmniej od dwóch stuleci nieustannie toczy się zacięta wojna przeciwko wszelkim przesądom.
Rozwój poszczególnych nauk zaleŜał od tego, czy ludzie zajmujący się daną dziedziną potrafili
zwalczyć w sobie i w innych zabobony, skostniałe poglądy i wszelkie tabu religijnych dogmatów.
Dzisiaj jednak odrzucanie przez naukę zjawisk parapsychicznych obróciło się w swoisty dogmat samej
nauki. Przez wiele lat nasze szkoły i nasza prasa robiły wszystko, co w ich mocy, by dyskredytować
wszelkie niewytłumaczalne zjawiska. Wznoszono okrzyki: „Ciemny przesąd!”. Z racji takiej postawy
mediów zwykły, przeciętny człowiek wyrobił w sobie przekonanie, Ŝe wszystkie zjawiska magii, a w
szczególności takie jak chodzenie po ogniu, od początku do końca są efektem hochsztaplerskich
sztuczek. Jeśli ta moja ksiąŜka ma wzbudzić zaufanie, muszę dowieść, iŜ magia jest faktem. I dowiodę
tego. Natomiast do czytelników, którzy z góry załoŜyli, Ŝe Ŝadne dowody ich osobiście nie przekonają,
zwracam się tymi oto słowami: Tak czy owak, przeczytajcie tę ksiąŜkę. Zawiera ona wiele ciekawych i
wartych przemyślenia materiałów. Będzie przynajmniej rozrywką, czymś, co pozwoli miło spędzić
czas. A po skończeniu lektury zastanówcie się, proszę, czy macie lepsze niŜ kahuni rozwiązania tak
skomplikowanych zagadnień.
Dla przejrzystości większą część materiału dowodowego opatruję tytułem „przypadek”. KaŜdy taki
opis poprzedzony będzie uwagami wstępnymi a zakończony krótkim komentarzem.
Do opisu pierwszego przypadku wykorzystałem badania doktora Brighama, jego osobiste
obserwacje i doświadczenia.

Przypadek 1
Doktor Brigham chodzi po rozgrzanej do czerwoności lawie

Uwagi wstępne:
Chodzenie po ogniu powszechnie tłumaczy się tym, Ŝe podeszwa stóp chodzącego jest na tyle
zgrubiała, iŜ nie ulega poparzeniu, lub teŜ stopy smarowane są ałunem czy innymi ochronnymi
środkami chemicznymi. Mówi się równieŜ, Ŝe węgiel i rozpalone kamienie pokryte są warstwą popiołu
albo Ŝe nie są aŜ tak gorące, by mogły spalić skórę.
Harry Price próbował wytłumaczyć zjawisko chodzenia po ogniu demonstrowane w 1936 roku
przez Kudę Buxa (mahometanina z Kaszmiru) w Towarzystwie Badań Parapsychicznych przy
uniwersytecie w Londynie. Pisał:
„Nie muszę chyba wyjaśniać, Ŝe chodząc szybko, człowiek nie dotyka podłoŜa równocześnie całą
powierzchnią stopy. A zatem przy chodzeniu po rozŜarzonych węglach poszczególne fragmenty skóry
nie dotykały ich dłuŜej niŜ przez pół sekundy”.
W przypadku, który zaraz przytoczę, okaŜe się, Ŝe Ŝadne tego typu wyjaśnienia nie przystają do
omawianych zjawisk. Podaję tu opis zdarzenia, który otrzymałem bezpośrednio od doktora Brighama.
Ubarwiłem to nieco własnymi słowami i wraŜeniami, by stało się bardziej plastyczne i łatwiejsze do
wyobraŜenia.
Opis przypadku:
„Kiedy rozpoczął się wypływ lawy z jednego z wulkanów relacjonował doktor Brigham – byłem
akurat w południowej Konie w Napoopoo. Czekałem kilka dni, bo chciałem się zorientować, czy
wypływ zanosi się na długo. Gdy lawa płynęła bez przerwy, posłałem natychmiast wiadomość do
mych trzech przyjaciół kahunów. Obiecali mi kiedyś, Ŝe pozwolą mi chodzić po ogniu pod ich opieką.
Teraz więc prosiłem, by zjawili się w Napoopoo.
Zanim przybyli na miejsce, minął cały tydzień, musieli bowiem płynąć kanoe aŜ z Kau. Gdy się juŜ
spotkaliśmy, nie od razu mogliśmy rozpocząć nasze próby. Dla nich liczyło się przede wszystkim
nasze ponowne spotkanie, nie zaś tak prozaiczna, zwyczajna sprawa jak chodzenie po ogniu. CóŜ,
nie było rady. Nie pozostawało nic innego, jak zdobyć gdzieś prosiaka i zasiąść do wspólnej luau
(narodowa uczta Hawajczyków).
Była to wielka, huczna luau Uczestniczyła w niej chyba połowa okolicznych mieszkańców. Kiedy
święto się skończyło, musiałem odczekać jeszcze dzień, zanim jeden z moich kahunów wytrzeźwiał
na tyle, by móc podróŜować.
Całe popołudnie musieliśmy się opędzać od tych, którzy dowiedzieli się jakimś sposobem, dokąd
się wybieramy, i za wszelką cenę chcieli iść z nami. W końcu nocą wyruszyliśmy. Zabrałbym zresztą
wszystkich, ale cóŜ, nie byłem zbyt pewien, czy zdołam chodzić po ogniu, gdy dojdzie do tej próby.
Kiedyś, w Kilauea, przyglądałem się owym trzem kahunom, jak boso skakali po małych potokach lawy,
i wspomnienie tamtego Ŝaru nie było zbyt zachęcające.
Nocna wędrówka była niezmiernie cięŜka. Wspinaliśmy się po łagodnym zboczu, wybierając drogę
przez stare, zastygnięte potoki lawy aŜ do górnej partii lasów. Kahuni mieli na nogach sandały, lecz
ostre kawałki ŜuŜla, wtopione w starą masę wulkaniczną, raniły im stopy. Musieliśmy wciąŜ
przystawać i czekać, aŜ któryś z wędrowców usunie przyklejony do skóry ŜuŜel.
Kiedy weszliśmy wyŜej, między drzewa i paprocie, panowały juŜ głębokie ciemności. Potykaliśmy
się o korzenie i raz po raz wpadaliśmy w dziury. Po jakimś czasie zaniechaliśmy dalszej wędrówki i
resztę nocy przespaliśmy w korycie wyŜłobionym kiedyś przez lawę. Rankiem zjedliśmy trochę poi i
suszonej ryby i wyruszyliśmy na poszukiwanie wody do picia. Zajęło nam to sporo czasu, gdyŜ w
najbliŜszej okolicy nie było Ŝadnych źródeł ani strumyków. Musieliśmy szukać kałuŜ wody deszczowej
w zagłębieniach skalnych.
AŜ do południa wspinaliśmy się pod zadymionym niebem, a swąd oparów siarki stawał się coraz
silniejszy. W drodze poŜywiliśmy się jeszcze raz rybą i poi i po godzinie dotarliśmy do źródła wypływu
lawy.
Był to piękny widok. Zbocze góry załamywało się tuŜ ponad linią lasu w wielką rozpadlinę, z której
kilkoma otworami tryskała magma, strzelając z rykiem na wysokość dwustu stóp, a potem opadała,
tworząc olbrzymi, wrzący basen. Z niego wypływał potok lawy. Na godzinę przed zachodem słońca
ruszyliśmy w dół, z biegiem potoku, w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na nasz eksperyment.
Potok płynnej magmy sunął w dół, jak zwykle grzbietem górskim, a nie dolinami. Po jego bokach
tworzyły się ściany ze spiętrzonego ŜuŜla. Miały tysiąc jardów szerokości, a gorąca lawa płynęła
między nimi korytem wyŜłobionym w skale.
Kilkakrotnie wspinaliśmy się na te ŜuŜlowe zwały, przechodziliśmy przez nie, aby spojrzeć na
płynącą w dole czerwoną masę. świr był juŜ na tyle chłodny, Ŝe moŜna było po nim chodzić, lecz tu i
ówdzie, szczeliny skalne Ŝarzyły się jeszcze czerwienią. Raz po raz musieliśmy obchodzić miejsca,
gdzie bezbarwne płomienie strzelały w niebo i niczym języki gazu połyskiwały czerwonym blaskiem
poprzez dym.
Schodziliśmy coraz niŜej, do tropikalnego lasu. Nie znaleźliśmy po drodze takiego miejsca, gdzie
spiętrzony strumień lawy przelewałby się przez wzniesienie. Po dłuŜszej wędrówce zatrzymaliśmy się
na kolejny nocleg. Rankiem ruszyliśmy dalej i po kilku godzinach znaleźliśmy wreszcie to, czego tak
długo wypatrywaliśmy. Strumień płynął tu po łagodniejszym paśmie górskim, szerokim na pół mili.
Wznoszące się obok zwały ŜuŜlu przechodziły w płaskie tarasy ze spadzistymi uskokami pomiędzy
jednym a drugim poziomem. Raz po raz jakiś unoszony lawą głaz lub większe skupisko kamieni
tamowały bieg gorącego potoku w miejscu, gdzie zaczynał się uskok. Wówczas lawa cofała się i
tworzyła szerokie rozlewisko, by po pewnym czasie, kiedy przeszkoda została sforsowana, płynąć
dalej, zostawiając po sobie duŜą, gładką powierzchnię, po której moŜna było chodzić, gdy
wystarczająco stęŜała.
Zatrzymaliśmy się obok największego z trzech rozlewisk. Patrzyliśmy na przypływ i odpływ gorącej
masy wulkanicznej. śar był wprost nie do zniesienia, nawet wysoko na zwałach ŜuŜla. W dole pod
nami czerwona lawa toczyła się jak woda, z tą tylko róŜnicą, Ŝe woda nie mogłaby się nagrzać do
takiego stopnia i płynąć tak bezgłośnie przy szybkości dwudziestu mil na godzinę i w dodatku po
nierównym podłoŜu. Zawsze kiedy obserwuję spływ lawy, ta cisza mnie zastanawia.
Tam, gdzie woda musi przelewać się przez skaliste wgłębienia i poszarpane występy, lawa wypala
wszystko i Ŝłobi sobie koryto tak gładkie, jak wnętrze glinianego naczynia.
PoniewaŜ chcieliśmy wrócić na wybrzeŜe jeszcze za dnia, kahuni nie tracili czasu. Przynieśli ze
sobą liście rośliny ti i gotowi do działania, czekali tylko, kiedy wulkaniczna masa stęŜeje na tyle, by
utrzymać cięŜar człowieka. (Liście ti są powszechnie uŜywane przez chodzących po ogniu wszędzie
tam, gdzie są dostępne na terenach Polinezji). Mają jedną czy dwie stopy długości, są wąskie, z
ostrymi krawędziami, tak jak niektóre gatunki traw. Na czubku łodyg mają pióropusze, wyglądem
swym i wielkością przypominając miotły.
Kiedy kamienie rzucane przez nas na powierzchnię lawy wskazały, iŜ jest dostatecznie twarda,
kahuni powstali z miejsc i zsunęli się po zboczu w dół. Upał był nie do wytrzymania, o wiele większy
niŜ we wnętrzu rozgrzanego piekarnika. Powierzchnia lawy ciemniała, tylko gdzieniegdzie przecinały
ją mieniące się smugi, tak jak to wygląda, kiedy stygnie Ŝelazo, zanim kowal zanurzy je w kotle dla
zahartowania. Serdecznie teraz Ŝałowałem, Ŝe odwaŜyłem się tam przyjść. JuŜ na samą myśl o
przejściu po tym słodkim piekle na drugą stronę, brały mnie ciarki. Przypomniałem sobie, Ŝe przecieŜ
widziałem niegdyś wszystkich trzech kahunów, jak przebiegali przez gorącą lawę w Kilauea.
Kahuni zdjęli sandały i owinęli kaŜdą stopę trzema liśćmi ti. Ja takŜe usiadłem i, nie chcąc
ryzykować, zacząłem zawiązywać liście na moich nabitych ćwiekami buciorach. Ale niestety okazało
się, Ŝe pod Ŝadnym pozorem nie wolno było tego robić – kazali mi natychmiast zdjąć buty i dwie pary
skarpet. Bogini wulkanów, Pele, nie chroni butów przed spaleniem, a jeśli bym ich nie zdjął, mógłbym
ją obrazić.
Spierałem się „gorąco” w ścisłym sensie tego słowa, gdyŜ wszyscy byliśmy juŜ niemal upieczeni.
Wiedziałem, Ŝe to nie Pele włada magią ognia, i usilnie starałem się dociec, kto lub co jest przyczyną
tej magii. Kahuni jak zwykle uśmiechali się i mówili, Ŝe „biały kahuna” oczywiście zna sztukę
otrzymywania mana (jakiejś siły znanej magom) z powietrza lub wody na uŜytek kahunów, i Ŝe tylko
tracimy czas mówiąc o rzeczy, której Ŝaden kahuna nigdy nie wyraŜa słowami – o tajemnicy
przekazywanej tylko z ojca na syna.
Skończyło się na tym, Ŝe nie ustąpiłem i odmówiłem zdjęcia butów. Wyobraziłem sobie, Ŝe jeśli
Hawajczycy potrafili chodzić po gorącej lawie stwardniałymi, bosymi stopami, to i ja mogę to robić w
butach o twardej, skórzanej podeszwie, które będą mnie chronić przed poparzeniem. Proszę
pamiętać, Ŝe było to wówczas, kiedy jeszcze sądziłem, iŜ opisywane zjawisko znajdzie wytłumaczenie
natury fizycznej.
W końcu kahuni uznali moje buty na nogach za doskonały Ŝart. Jeśli chciałem złoŜyć je w ofierze
bogom, to moŜe był to i dobry pomysł. Uśmiechając się do siebie, pozwolili mi związywać liście przy
butach, podczas gdy sami zaczęli śpiewać swe pieśni.
Ich słowa pochodziły z jakiegoś archaicznego języka hawajskiego, którego nie mogłem zrozumieć.
Była to zwykła „rozmowa z bogiem”, słowo w słowo przekazywana kolejnym pokoleniom od
niepamiętnych czasów. Zrozumiałem tylko tyle, Ŝe składała się z prostych, krótkich wzmianek o
legendarnej historii, przeplatanych pochwałami jakiegoś boga lub bogów.
Zanim kahuni skończyli śpiewy, byłem juŜ niemal Ŝywcem upieczony, choć nie trwało to dłuŜej niŜ
kilka minut. I wtedy przyszedł ten moment. Jeden z kahunów uderzył wiązką liści w lśniącą
powierzchnię lawy i zapraszającym gestem oddał mi zaszczyt uczynienia pierwszego kroku.
Natychmiast przypomniałem sobie moje dobre maniery: byłem za tym, Ŝeby pierwszeństwo dawać
starszym.
Ustalono więc zaraz, Ŝe najstarszy kahuna powinien iść pierwszy, potem ja i za mną pozostali. Bez
chwili wahania najstarszy z nich puścił się pędem po straszliwie gorącej magmie. Patrzyłem za nim z
otwartymi ustami, a kiedy był juŜ prawie po drugiej stronie – w odległości około 150 stóp od nas – ktoś
pchnął mnie tak gwałtownie, Ŝe miałem do wyboru: albo upaść twarzą na gorącą masę, albo złapać
rytm biegu.
Do tej pory nie wiem, co za szaleństwo mnie wtedy opętało, ale rzeczywiście biegłem. Gorąco było
niewyobraŜalne. Wstrzymałem oddech i zdawało mi się, Ŝe mój umysł przestał funkcjonować. Byłem
wówczas młody i w biegu na 100 jardów mogłem konkurować z najlepszymi. Czy biegłem wtedy?
Frunąłem! Byłbym pobił wszystkie rekordy, ale juŜ po pierwszych kilku krokach podeszwy butów
zaczęły się przypalać. Skóra zwijała się i kurczyła, ściskając mi stopy jak obręczą. Puściły szwy i
zostałem nagle bez jednej podeszwy, a druga klapała z tyłu, trzymając się na małym skrawku skóry
przy obcasie.
Ta klapiąca podeszwa o mało nie naraziła mnie na śmierć. Potykałem się co chwila i zwalniałem.
W końcu po kilku, jak mi się zdawało, minutach, choć w rzeczywistości były to zaledwie sekundy,
zeskoczyłem na bezpieczne miejsce.
Spojrzałem na moje stopy i zobaczyłem, Ŝe przy skórzanych, pozwijanych przyszwach butów palą
się skarpetki. Przydeptywałem tlący się ogień i spod oka popatrywałem na zanoszących się od
śmiechu kahunów, jak pokazywali sobie obcas i dymiącą podeszwę mego lewego buta, leŜące na
lawie i spalone na skwarek.
Ja teŜ zacząłem się śmiać. Nigdy w Ŝyciu nie czułem takiej ulgi. Byłem juŜ bezpieczny, a na
stopach nie miałem ani jednego pęcherza czy bąbla, nawet w miejscach, gdzie paliły się skarpetki.
O tym doświadczeniu mogę powiedzieć jeszcze jedno. Miałem wraŜenie intensywnego gorąca na
twarzy i ciele, na stopach zaś nie odczuwałem prawie nic. Kiedy dotknąłem ich ręką, były od spodu
gorące, ale tylko moja dłoń odebrała to uczucie. śaden z kahunów nie miał śladów poparzeń, chociaŜ
liście przywiązane do ich stóp dawno się spaliły.
Powrotna droga na wybrzeŜe była dla mnie koszmarem. Próba marszu w sandałach,
prowizorycznie wystruganych z drzewa, pozostawiła mi wspomnienie nie mniej Ŝywe niŜ moje
chodzenie po ogniu”.

Komentarz:
Oto historia doktora Brighama. Czytelników bez wątpienia zainteresuje teraz, w jaki sposób
naukowiec próbował wytłumaczyć sobie moŜliwość swego wyczynu.
– To magia – zapewniał mnie doktor. – To jeden z czynników całego ogromu magii uprawianej
przez kahunów i przez inne prymitywne ludy. Wiele lat minęło, zanim to zrozumiałem, i jest to moja
ostateczna opinia, do której doszedłem po długich obserwacjach i badaniach.
– Czy jednak nie próbował pan wyjaśnić tego w jakiś inny sposób? – spytałem.
Doktor uśmiechnął się.
– Oczywiście, Ŝe tak. Niełatwo było mi uwierzyć, Ŝe magia jest moŜliwa. Nie to przecieŜ było celem
mych badań. Ale nawet gdy zyskałem juŜ absolutną pewność, ciągle jeszcze dręczyły mnie powaŜne
wątpliwości co do słuszności wniosków, które wysnułem. I mimo Ŝe sam chodziłem po lawie, wróciłem
do teorii, Ŝe być moŜe tworzy ona porowatą, izolującą powierzchnię o niŜszej temperaturze.
Dwukrotnie sprawdziłem tę teorię w Kilauea, gdzie nastąpiły niewielkie wypływy lawy. W jednym
przypadku czekałem, aŜ struga lawy oziębi się na tyle, by uzyskała niemal czarną barwę. Dotknąłem
jej koniuszkiem palców. I chociaŜ magma była o wiele chłodniejsza niŜ ta, po której niegdyś
przebiegłem, boleśnie poparzyłem sobie palce. A przecieŜ zaledwie musnąłem powierzchnię.
– A za drugim razem? – zapytałem.
Potrząsnął głową i uśmiechnął się z miną winowajcy.
– Powinienem był zachować większą ostroŜność po tych pierwszych poparzeniach, ale trudno
pozbyć się dawnych przekonań. Wiedziałem, Ŝe przebiegłem przez gorącą masę, ale nadal nie
mogłem uwierzyć, iŜ naprawdę zdołałem tego dokonać. Za drugim razem byłem podniecony moją
teorią o izolującej powierzchni. Nabrałem trochę gorącej lawy .za patyk, tak jak moŜna nabrać słodkiej
masy do produkcji cukierków toffi. I znów musiałem sparzyć sobie palec, zanim poczułem się
zadowolony z doświadczenia. Nie, nie ma tu Ŝadnej pomyłki. Kahuni uŜywają magii przy chodzeniu po
ogniu, podobnie jak przy innych swoich wyczynach. Inne prawa natury rządzą światem materialnym, a
inne światem pozazmysłowym. I – spróbuj uwierzyć, jeśli potrafisz – prawa tego drugiego świata są na
tyle silne, Ŝe moŜna ich uŜywać do neutralizowania i odwracania praw świata fizycznego.
W opisanym przypadku magiczne panowanie nad temperaturą było takiej natury, Ŝe nie ochroniło
skóry cięŜkich butów doktora Brighama, lecz ochroniło jego stopy. Nie uŜyto Ŝadnych środków
chemicznych zabezpieczających stopy przed gorącem. Nie było tam izolującej warstwy popiołu, a
lawa była tak gorąca, Ŝe nawet podczas biegu skóra butów przez moment stykających się z podłoŜem,
ulegała zwęgleniu. Temperatura była więcej niŜ wystarczająca, by w zwykłych warunkach mogła spalić
stopy.

Przypadek 2
Mag estradowy posługujący się prawdziwą magią

Uwagi wstępne:
MoŜe się to wydać niewiarygodne, ale czasami uŜywa się na scenie prawdziwej magii w miejsce
powszechnie stosowanych trików mechanicznych, chociaŜ widzowie nie zawsze są tego świadomi.
W tym przypadku mamy do czynienia z męŜczyzną podróŜującym wraz z zespołem rozrywkowym.
Nie mówi nic o magii, którą się posługuje, chyba Ŝe komuś wtajemniczonemu lub skłonnemu do
uznania, Ŝe wszystko to jest prawdą. Człowiek ten występował wraz z Ŝoną w Honolulu. Kiedyś po
przedstawieniu byli na tyle uprzejmi, Ŝe starali się wyjaśnić mi swoją magię i opowiedzieli, jak się jej
nauczyli. W tej chwili interesują nas tylko ich wyjaśnienia dotyczące magii.
Tak zwana „magia ognia”, często widywana na scenach cyrkowych lub estradach, jest nędzną
imitacją zjawiska, które zaraz opiszę. Składa się ona przewaŜnie z takich sztuczek, jak utrzymanie na
języku zapalonego papierosa i wciąganie go do ust, przy czym Ŝarzący się koniuszek jest bezpiecznie
oddalony od podniebienia i błon śluzowych jamy ustnej. Inny trik polega na braniu do ust benzyny i
zapaleniu jej oparów w momencie wydmuchiwania. Jest to moŜliwe dzięki temu, iŜ opary te palą się
dopiero wówczas, gdy znajdują się w pewnej odległości od warg i łączą się z powietrzem.

Opis przypadku:
Magik ognia, o którym mowa, dawał przedstawienie w małym namiocie. Od publiczności oddzielały
go barierki ustawione w odległości trzech do sześciu stóp. Jego rekwizytami było kilka przedmiotów
leŜących na sosnowym stole. Jedyną częścią całego przedstawienia, kiedy nie stosował on
prawdziwej magii, był występ małego pieska, który przeskakiwał wesoło przez płonącą obręcz
nasączoną oliwą. Wszystko inne działo się w niewielkiej odległości, a widzów zachęcano, aby
wchodzili na scenę i sprawdzali temperaturę kaŜdego przedmiotu, zanim został on przytknięty do
ciała. KaŜdy ruch magik wykonywał powoli, niczego nie ukrywając i nie stosując Ŝadnych sztuczek.
Podczas obu przedstawień, na których byłem obecny, magik demonstrował następujące
umiejętności: 1) zagotował wodę w kubku i wypił ją duszkiem, kiedy jeszcze kipiała; 2) kawałki
sosnowego drewna grubości palca przytrzymał nad płomieniem gazowym, aŜ z jednego końca
zmieniły się w Ŝarzący węgiel drzewny. Odłamał sześć takich końcówek i pogryzł je; 3) rozgrzał do
czerwoności gruby Ŝelazny pręt i kilkakrotnie polizał rozpaloną powierzchnię, aŜ z języka uniosła się
para; 4) zapalił zwykły palnik do spawania, zmniejszył jego płomień do niebiesko-zielonego stoŜka i
tym płomieniem poprzecinał Ŝelazne pręty, po czym wraz z palnikiem dał je do obejrzenia
publiczności. Następnie, nic nie zmieniając przy palniku, włoŜył płomień do ust: Nie widać było przy
tym, by stosował jakąś osłonę czy metodę chwilowego stłumienia płomieni. Usta miał szeroko otwarte,
a strumień płonącego gazu igrał wewnątrz; 5) podgrzał pręt do czerwoności, po czym chwycił go
gołymi rękami w taki sposób, Ŝe inny człowiek na jego miejscu byłby straszliwie poparzony. Wziął teŜ
cięŜszą, płaską sztabę i podgrzał ją na środku, po czym rozgrzane do czerwoności miejsce włoŜył
między zęby. Trzymając oba końce sztaby w rękach, wyginał ją w górę i w dół.

Komentarz:
Zginanie sztaby trzymanej między zębami skłoniło mnie do dokładnego zbadania uzębienia
magika. Miał mocne, zdrowe zęby, własne, nie sztuczne. Ten szczegół bardzo mnie zainteresował,
poniewaŜ rozgrzane Ŝelazo pozostawało w bliskim kontakcie z górnymi i dolnymi siekaczami przez
jakieś dziesięć sekund. Mimo iŜ pokaz był powtarzany kilka razy wciągu jednego wieczoru, szkliwo
zębów pozostawało nienaruszone. Przed drugim przedstawieniem przyłączył się do mnie dentysta.
Stwierdził on, iŜ kontakt zębów z taką temperaturą w zwyczajnych warunkach spowodowałby martwicę
nerwów i zniszczenie zębów, sprawiając ból nie do zniesienia w chwili, gdy nerwy byłyby jeszcze
Ŝywe. Rezultatem byłoby owrzodzenie i wypadnięcie zębów. TuŜ przed drugim występem za pomocą
scyzoryka zbadaliśmy magowi ostre krawędzie zębów, by upewnić się, czy nie ma na nich jakiejś
niewidocznej substancji izolującej, choćby najcieńszej i zupełnie przezroczystej warstwy. Istnienie
takiej izolacji było zresztą mało prawdopodobne, gdyŜ w ustach panuje stale wilgoć. Taka warstwa
ochronna z trudem utrzymałaby się na wilgotnych zębach musiałaby być zbyt gruba, by dało się ją
zeskrobać, i zbyt widoczna, aby uszła naszej uwadze [Dalsze uwagi o magu estradowym znajdują się
w „Dodatku” na końcu ksiąŜki.].

Przypadek 3
Relacja profesora historii Biblii

Uwagi wstępne:
21 lutego 1935 roku byłem obecny na wykładzie w Bibliotece Publicznej w Los Angeles. Mówcą był
doktor John G. Hill, profesor historii Biblii na uniwersytecie w południowej Kalifornii. Tematem prelekcji
było chodzenie po ogniu. Wykład ilustrowano filmem nakręconym przez doktora podczas jego pobytu
na wyspach mórz południowych, gdzie spędził cztery sezony.
Profesor opowiadał o podróŜy z Tahiti do sąsiedniej wyspy, o czternastomilowej wyprawie wzdłuŜ i
wszerz lądu, by w końcu na własne oczy ujrzeć sztukę chodzenia po ogniu. Widział, jak wykopano
wielki dół, napełniono go kamieniami i kłodami drzewa. W dole przez wiele godzin palił się ogień,
rozgrzewając kamienie do czerwoności. Recytowano inwokacje do bogini Nahine, po czym uczestnicy
misterium maszerowali wokół dołu, przebiegając siedmiokrotnie przez gorące kamienie w tę i z
powrotem. Do ceremonii „odkurzania” skał uŜywano liści ti.
Film doktora Hilla bardzo wyraziście ukazywał zbliŜenia stóp i gorących kamieni, a takŜe liczne
ujęcia grupy ludzi idących jeden za drugim po rozgrzanych głazach. Doktor wskazał na jednego z
tubylców, którego siłą zmuszono do wejścia na kamienie, aby przez tę „próbę ognia” udowodnił swoją
winę lub teŜ niewinność w sprawie jakiegoś przestępstwa. PoniewaŜ paskudnie się poparzył, tubylcy
mimo jego protestów uznali, iŜ jest winien i dlatego nie zasługuje na opiekę bogini niebios, Nahine.
Po skończonej ceremonii Hill i jego biali towarzysze sprawdzili temperaturę skał i stwierdzili, co
następuje: czas, przez który moŜna było bezpiecznie trzymać rękę w odległości trzech stóp od
gorących kamieni, wynosił jedenaście sekund; czas potrzebny do tego, by wiązka wilgotnych,
zielonych gałęzi rzuconych na skały zajęła się ogniem – trzynaście minut.
Podczas gdy goście badali temperaturę, główny mag zapraszał ich, aby i oni przeszli po
kamieniach, chronieni jego magią. Jeden z białych przyjął zaproszenie i dołączył do tubylców.
Przeszedł bez szwanku na drugą stronę. Doktor Hill twierdził, Ŝe kamienie były jeszcze wtedy
rozgrzane do czerwoności. Buty tego człowieka nie spaliły się, a stopy nie były poparzone, lecz, co
dosyć dziwne, intensywne gorąco tak nieprzyjemnie opaliło mu twarz, Ŝe skóra łuszczyła się jeszcze
po kilku dniach.
Po wykładzie przyłączyłem się do grupy słuchaczy, aby wysłuchać jego odpowiedzi na zadawane
mu pytania. Proszono go o moŜliwie dokładne wytłumaczenie dotyczące opisanego przypadku. Nie
udzielił jednak Ŝadnych wyjaśnień. Mógł tylko przypuszczać, iŜ być moŜe uŜyto tam jakiejś wyŜszej
formy aktywności umysłowej – jakiejś siły, która nie pozwalała gorącu parzyć. Bardzo stanowczo
jednak podkreślał, Ŝe swoich przypuszczeń nie moŜe przyjmować za fakty.
Pytano teŜ doktora o ewentualność zastosowania tam „rozwiązania niezauwaŜalnego”, czyli triku.
Doktor wyjaśnił, iŜ byłoby to zupełnie niemoŜliwe z tej prostej przyczyny, Ŝe buty białego człowieka nie
były poddane Ŝadnym manipulacjom i z pewnością w zwyczajnych okolicznościach spłonęłyby
doszczętnie.
Doktor Hill, chcąc rzucić nieco więcej światła na tajemnicę misterium, opowiedział o innym
przypadku chodzenia po ogniu, którego był świadkiem, lecz go nie filmował. OtóŜ pewien młodzieniec,
opisany jako „zgoła mistyk”, oświadczył, Ŝe jeśli magia ochrania brązowych ludzi, to jego, białego,
ochroni Bóg. Zapytał więc o radę przyjaźnie doń nastawionego głównego maga, który ze śmiechem
odparł, by młodzieniec bez obawy wszedł na gorące kamienie. Nie zwaŜając na protesty innych
podróŜujących z nim białych, ów młody człowiek zdjął buty i ściągnął skarpety. ZbliŜył się do ognia z
nieruchomą twarzą. Widać było, iŜ stara się skoncentrować na swym przedsięwzięciu i nie stracić
wiary w jego powodzenie. Szedł za magiem po kamieniach zupełnie swobodnie. Nagle w pobliŜu dołu,
między psami rozgorzała dzika walka. MęŜczyzna na moment spojrzał w bok. Podniósł gwałtownie
jedną stopę, lecz znów skupił całą uwagę i poszedł dalej. Później okazało się, Ŝe na tej uniesionej
stopie zrobiły się od spodu wielkie pęcherze. Doktor Hill gwarantował prawdziwość tego faktu, lecz
wstrzymał się od przypisywania mu większego znaczenia i od wszelkich komentarzy.

Komentarz:
Tym, którzy moŜe nie oglądali filmów o chodzeniu po ogniu, wyświetlanych w 1934 roku, mogę
polecić następujące źródła informacji:
KsiąŜka The Colony of Fiji, wydana przez A.A. Wrighta i opublikowana przez rząd FidŜi. Zawiera
kilka dobrych zdjęć chodzenia po ogniu. Okoliczność, iŜ w ksiąŜce tej odnajdujemy jeden jedyny
paragraf, pobieŜnie stwierdzający istnienie faktu chodzenia po ogniu, co stanowi przecieŜ
najciekawszą atrakcję turystyczną na FidŜi, słuŜyć moŜe jako komentarz dotyczący wpływu postawy
naukowej na umysłowość współczesnego człowieka, przynajmniej jeśli chodzi o wszystkie publikacje
oficjalne.
Inna ksiąŜka, łatwiej dostępna w bibliotekach, to Seatracks of the Speejacks. Treścią tej pracy,
napisanej przez Jeanne Gowen, są szczegółowe opisy magów ognia i ich praktyk.
W ksiąŜce Herberta MacQuarrie'ego Tahiti Days (wyd. George H. Doran Co., 1920) cały rozdział
poświęcony jest omawianemu przez nas zagadnieniu. Znajduje się tam pięć fotografii
przedstawiających osoby chodzące po ogniu i przyglądające się temu widowisku tłumy ludzi.

Przypadek 4
Chodzenie po ogniu jako rytuał religijny w Birmie

Uwagi wstępne:
Przez większą część mojego pobytu na Hawajach zarabiałem na Ŝycie, prowadząc magazyn dzieł
sztuki i zakład fotograficzny w Honolulu. Wśród wielu moich klientów był teŜ Anglik, który trafił do mnie
w 1929 roku podczas swej podróŜy dookoła świata. Wiózł ze sobą kamerę z obiektywem 16 mm.
Pragnął filmować po drodze wszystko to, co niezwykłe.
Znałem go juŜ kilka dni, kiedy pewnego ranka wszedł do mego zakładu i spytał, czy na Hawajach
jest coś osobliwego, co warto by nakręcić. Ja oczywiście wiedziałem o wielu niezwykłych rzeczach,
ale nie mogłem tak po prostu powiedzieć, Ŝe mógłby filmować kahunów podczas ich magicznych
poczynań.
W trakcie naszej rozmowy Anglik wspomniał, iŜ kiedyś zdołał przekupić kapłana pewnej świątyni w
Birmie, by ten pozwolił mu ukryć się na balkonie i sfilmować tajemnicze i nieznane misterium
chodzenia po ogniu w wykonaniu wyznawców boga ognia, Agni.
Prosiłem go usilnie, by dokładnie opowiedział mi tę historię i pokazał film. Poszedł od razu do
hotelu i wrócił, niosąc taśmę. Opiszę teraz szczegółowo, co widziałem i czego dowiedziałem się
wówczas w mej pracowni fotograficznej.

Opis przypadku:
– Widzi pan – rzekł mój znajomy, uradowany Ŝe ma okazję zaprezentować mi cud nad cudami – ja
właściwie nie opowiadam o rzeczach, które widzę. Ja je filmuję. I tak jest najlepiej. Weźmy ten film,
który zaraz panu pokaŜę. Gdybym go nie miał, nawet bym nie uwierzył, Ŝe kiedykolwiek to widziałem.
To wszystko jest po prostu niemoŜliwe! Jest sprzeczne z naturą! KaŜdy powie panu, Ŝe coś takiego
nie mogłoby się wydarzyć. Nawet ja sam to panu powiem a przecieŜ całe zdarzenie widziałem na
własne oczy niecałe trzy miesiące temu. – Przerwał i czekał, aŜ oderwę wzrok od projektora i spojrzę
na niego. Uczyniłem wszystko, by okazać odpowiednie zaskoczenie i niedowierzanie.
– No dobrze – powiedział uroczyście – niech pan włączy. Zobaczymy, czy zdała pan uwierzyć w to,
co uchwycił obiektyw.
Przysunąłem dwa krzesła i przekręciłem kontakt. Na ekranie na przeciwległej ścianie zaczęły się
poruszać jakieś postacie.
– To, co widzimy – wyjaśnił mój nowy przyjaciel – to procesja. Odbyła się na dziedzińcu kościelnym
przed rozpoczęciem mszy. Ta przechodząca grupa to kandydaci, którzy przez wiele lat
przygotowywali się do ceremonii wtajemniczenia ognia występującej w kulcie Agni. Dziwni to ludzie, ci
brązowi. Niech pan spojrzy na osobliwy wyraz ich twarzy. Wszyscy wyglądają tak, jakby podczas
marszu usilnie się nad czymś zastanawiali. Jakby w ogóle nie zauwaŜali tłumu, który szalał wtedy z
podniecenia na ich widok. Zdaje się, Ŝe kaŜdy z nich ma nadzieję, iŜ pewnego dnia będzie gotów do
przejścia przez ogień – a to wielki zaszczyt. Przejdziesz raz i juŜ jesteś „ustawiony” na całe Ŝycie.
Zostajesz pewnego rodzaju kapłanem lub świętym męŜem. Wszyscy kapłani z tej świątyni musieli
kiedyś poddać się takiemu rytuałowi, by otrzymać zajęcie duszpasterza.
– Jak oni to robią? – spytałem, patrząc na długą procesję, która przechodziła powoli, z całą
właściwą obyczajom Wschodu pompą.
– Chciałby pan to wiedzieć. A myśli pan, Ŝe ja nie?
– No, ale jak pan uwaŜa? – upierałem się.
– Skąd mam wiedzieć? Próbowałem wyciągnąć coś z kapłanów, ale chyba mnie tylko nabierali.
Mówili, Ŝe ich religia jest jedyna i prawdziwa, a chodzenie po ogniu właśnie tego dowodzi. Powiedzieli
teŜ, Ŝe Ŝadna inna wiara nie daje swym wyznawcom takich moŜliwości. Chcieli, bym uwierzył, Ŝe ich
bóg chroni stopy czystych i świętych przed spaleniem. Ci zaś, którzy nie są dostatecznie niewinni, nie
otrzymują takiej łaski. – Nagle Anglik wskazał ręką na ekran. – Widzi pan tego gościa? To kapłan,
którego udało mi się odciągnąć na bok i pogadać z nim trochę, podczas gdy procesja obchodziła całe
miasto. Porządny facet. Naprawdę szczery, a poza tym sympatyczny.
– Co pan ma na myśli? – spytałem.
– Nie taki, jak większość z nich. Są podejrzliwi i nienawidzą białych. A mówiąc sympatyczny, mam
na myśli to, Ŝe był na tyle uprzejmy, by udawać, Ŝe mi wierzy, kiedy mówiłem, iŜ studiowałem ich
religię i chcę się do nich przyłączyć. Z początku myślałem, Ŝe mi się w twarz roześmieje, ale kiedy
brzęknąłem w kieszeni pieniędzmi, zaczął traktować mnie powaŜnie.
– MoŜe naprawdę wziął para słowa na serio – wysunąłem przypuszczenie, oglądając procesję
przechodzącą wciąŜ na ekranie.
– Nie był głupcem, na pewno nie. Znał juŜ ten miły dźwięk brzęczących monet. A kiedy mu
powiedziałem, Ŝe chciałbym się przyłączyć i dobrze zapłacę, jeśli mi pozwolą zobaczyć na własne
oczy chodzenie po ogniu, zrozumiał w mig, o co chodzi. Podkreśliłem, iŜ najlepiej będzie, jeŜeli od
razu wręczę mu solidny datek na jego kościół. Podziękował mi i za parę minut mieliśmy spotkać się
przy wejściu do świątyni. Nie wspomniałem oczywiście, Ŝe przyniosę ze sobą kamerę.
Obraz na ekranie nagle się zmienił i pojawił się widok wewnętrznego dziedzińca świątyni. Był to
duŜy plac, otoczony wysokimi murami. Po jednej stronie znajdował się długi, wysoki wał płonącego
węgla drzewnego, który wydzielał intensywne ciepło. Wał ten był długi na jakieś 50 stóp i szeroki na 5
stóp. Patrzyłem, jak męŜczyźni razgrabiali tę stertę na kształt długiej wąskiej platformy.
– Spotkałem się z moim kapłanem – mówił Anglik i weszliśmy do środka. Kamerę trzymałem
schowaną w futerale, on zaś nie miał najmniejszego pojęcia o moich zamiarach. Zabrał mnie na
balkon i ukrył za jakąś bambusową osłoną. Wręczyłem mu jeszcze większy datek na świątynię i
kapłan odszedł. Po chwili zrobiłem w osłonie szparę na obiektyw i drugą na wizjer. Kamera była
przygotowana do pracy.
– Sfilmowałem początek i koniec rozgrabiania węgla opowiadał dalej, kiedy zmienił się obraz. –
Widzi pan? teraz juŜ wszystko przygotowane. Kawałki węgla układają się równo. Ich warstwa ma
około sześciu cali grubości. Węgiel drzewny palił się od dziesięciu godzin, jak powiedział mi kapłan.
Gorąco jak w Hadesie! Upał taki, Ŝe nawet tam, za zasłoną z bambusów, z ledwością mogłem
wytrzymać. Widzi pan, jak ci, co grabią, muszą odwracać głowy i wyginać się na boki, Ŝeby się nie
przypiec. Koszmarne piekło!
– A teraz proszę patrzeć na tę furtkę – rzekł Anglik po chwili. – Zacząłem kręcić w momencie, kiedy
usłyszałem na zewnątrz hałas. Wiedziałem, Ŝe za chwilę wejdzie procesja. Oto oni! Na przedzie
kapłani, za nimi kandydaci. Wszyscy kandydaci to męŜczyźni – kobiety są zbyt grzeszne, by
kiedykolwiek mogły dostąpić oczyszczenia. Większość męŜczyzn to starcy. Naliczyłem czterdziestu
trzech. Niech pan patrzy na ich twarze -wyglądają, jak gdyby szli na popołudniową herbatkę. Ci
wysocy w uniformach to policjanci sikhijscy. Są obecni we wszystkich koloniach brytyjskich. Nie naleŜą
do świętych, zostali przysłani przez władze, by pilnowali porządku. Później zobaczy ich pan w akcji.
Patrzyłem, jak procesja wkroczyła na dziedziniec. Kandydaci w milczeniu ustawili się razem przy
jednym końcu długiego pasa Ŝarzących się węgli. Za nimi zebrał się tłum złoŜony z męŜczyzn, kobiet i
dzieci; wszyscy niezmiernie podekscytowani.
Policjanci z pałkami w rękach przeszli powolnym krokiem przez tłum. Kapłani okrąŜyli ogień i
spotkali się z drugą, sześcioosobową grupą kapłanów, którzy przybyli ze świątyni i zajęli miejsca po
przeciwnej stronie węglowego pasa. KaŜdy z sześciu kapłanów trzymał w rękach krótki biczyk z
wieloma rzemykami. Między grupą kapłanów a ogniem znajdowało się płytkie wgłębienie w posadzce,
wypełnione wodą. Miało sześć stóp szerokości, cztery cale głębokości i dziesięć stóp długości.
– Do czego słuŜą te bicze? – spytałem. – Czy do tego, by trzymać chodzących po ogniu z dala od
wody?
– Zaraz sam pan zobaczy – padła pośpieszna odpowiedź. – Zdaje się, Ŝe kiedy schodzą oni z
ognia do wody, kapłani biją ich po to, Ŝeby na chwilę odwrócić ich uwagę od gorących stóp. Prosiłem o
wyjaśnienia mego kapłana, ale nie zrozumiałem jego słów. Mówił coś o starym zwyczaju.
– Czy ani chłosta, ani ogień ich nie ranią? – zapytałem.
– Chłosta owszem. Czasami rzemienie przecinają im skórę na plecach. Ale niech pan teraz
uwaŜnie patrzy na ekran. Widzi pan? Wszyscy się modlą. Robią mnóstwo jakichś dziwnych gestów.
Modlą się do boga Agni, by ochronił czystych, a spalił grzesznych. Ciarki mnie przechodzą...
Kamera cofnęła się do milczącej grupy kandydatów. Nie brali udziału w modłach, tylko spokojnie
czekali. Mieli na sobie jedynie przepaski na biodrach. Wtem pochylony starzec uniósł rękę, jakby w
geście pozdrowienia dla kogoś z tłumu, odwrócił się i z wolna ruszył w kierunku migocącej i Ŝarzącej
się platformy. ZłoŜył dłonie i uniósł jakby błagalnie twarz ku niebu, po czym wszedł spokojnie na pas
ognia. Wstrzymałem oddech. Zdecydowanym, równym krokiem męŜczyzna zmierzał przez rozŜarzone
węgle w kierunku oczekujących na końcu kapłanów.
Wstrzymałem oddech, patrząc na to, co się działo. Stopy starego zostawiały czarne ślady, które się
zamykały i zacierały tuŜ po jego przejściu. Szedł naprzód równym, miarowym krokiem. Wyglądał jak
zjawa, kiedy fale gorąca unosiły się wokół niego, tworząc delikatną, drgającą otoczkę mgiełki. Gdy tak
wpatrywałem się w ekran, mój podziw mieszał się z wątpliwościami. To, co widziałem, nie mogło być
prawdziwe. Lecz wkrótce nadszedł koniec tego straszliwego przemarszu. Stary zeskoczył z
węglowego pasa do wody i natychmiast dwóch kapłanów pochwyciło go z obu stron za ramiona. Ich
okrutne bicze świsnęły trzykrotnie, tnąc nagie, brązowe plecy. Starzec skręcił się z bólu. Dwaj inni
kapłani zabrali go i pospiesznie posadzili na ławce przy murze. Obejrzeli mu obie stopy, pokiwali
głowami i szybko wrócili na swoje miejsca.
Kamera obróciła się wokoło i uchwyciła następnego kandydata, który właśnie wstępował na węgiel.
Był to chudy człowiek w średnim wieku. Głowę miał zwróconą w kierunku oczekujących go kapłanów.
Zaciśnięte dłonie kołysały się po bokach. Zaczął iść długimi, szybkimi krokami. Kroki stawały się coraz
szybsze. Podniósł głowę do góry, a twarz zwrócił ku niebiosom, jakby chciał oddalić ją od gorąca. Był
juŜ w połowie drogi i kroczył coraz prędzej i prędzej. Nagle krok zmienił się w szybki kłus, a następnie
w bieg. Kiedy dotarł do końca, jak szalony rzucił się do wody. Ledwo skoczył, gdy poczuł uderzenia
biczów. Spadały na jego plecy świszczącymi razami, zginając ciało kandydata wpół, kiedy pręŜył się z
bólu w mocnych uściskach dwóch kapłanów.
Kamera powróciła znowu, by uchwycić kolejnego kandydata.
– Czy ten drugi człowiek poparzył się? – spytałem drŜącym głosem.
– Nie. Z całej grupy tylko trzech było poparzonych brzmiała powściągliwa odpowiedź. – Niech pan
patrzy na tego – rzucił.
Zgarbiony i bardzo słaby starzec wkroczył do ognia. Ręce wzniósł do góry w błagalnym geście. Po
pierwszym kroku zaczął się chwiać. Zawahał się, skoczył w górę, rzucił się dziko naprzód i upadł.
Natychmiast koło węglowej platformy zjawili się pomocnicy kapłanów z długimi drągami,
zakończonymi hakami. Działali z szaleńczą prędkością, obracając dymiące ciało, aŜ wywlekli je poza
krawędź pasa. Oczyścili je szybko z poprzyklejanych węgli. -Nieruchomy kształt oblano dzbanem
wody, podniesiono i prędko usunięto.
– Nie Ŝył, zanim go wyciągnęli – szepnął głos obok mnie. Wzdrygnąłem się nieco, bo przez chwilę
zupełnie zapomniałem o moim towarzyszu. -Ale ten wypadek nie powstrzymał innych. Ceremonia
trwała dalej.
Kamera znowu zakołysała się i odwróciła od chłostanego właśnie człowieka. Na dalekim końcu
zobaczyliśmy kolejnego męŜczyznę. Wstępował w ogień, niosąc w ramionach chłopca. Dziecko mogło
mieć najwyŜej sześć lat i odziane było tylko w przepaskę. Był to dla mnie horror. Dlaczego naraŜano
dziecko na niebezpieczeństwo? Co będzie, jeśli męŜczyzna upadnie? Znów wstrzymałem oddech.
Czy ten człowiek nigdy nie zacznie biec? Czy oszalał?
– Uda mu się – uspokoił mnie przyjaciel.
Opadłem na krzesło. MęŜczyzna ciągle szedł, stawiając rozwaŜnie kroki. Malec raz prawie znikał,
to znów był wyraźnie widoczny, w zaleŜności od tego, czy gorący Ŝar unosił się w strumieniach
powietrza drŜącymi falami, czy pozostawał nieruchomy. Mała rączka dziecka leŜała spokojnie i ufnie
na barku męŜczyzny. Na twarzy chłopca nie było śladu strachu ani niepewności. Nie przyspieszając
ani nie zwalniając kroku człowiek dotarł wreszcie do końca. Wszedł do wody. Bicz spadł na jego plecy,
ale tylko raz. Uniósł wówczas chłopca wysoko w górę, by nie doznał krzywdy. W tym geście
męŜczyzna jakby dawał obecnym do zrozumienia, iŜ w jego zwycięstwie święci swój triumf wielka
miłość do syna. Kamera podąŜała za nim, kiedy stawiał dziecko na ziemi i prowadził je do ławki pod
murem.
Nagle sceny na filmie zaczęły szybko przeskakiwać jedna po drugiej. MęŜczyźni przebiegali lub
przechodzili kilka kroków po ogniu i znikali.
– Film juŜ mi się kończył – usłyszałem przy uchu wyjaśnienie. – Robiłem tylko krótkie ujęcia. Ale
teraz proszę patrzeć. Mamy następnego z tych, co zostali poparzeni... Oto on. Czołga się na bok
węglowego pasa, jest w wodzie. Nie ma sensu go chłostać. Kapłan powiedział mi potem, Ŝe ten
człowiek juŜ nigdy nie będzie mógł chodzić. A teraz, widzi pan tego Sikha? Niech pan patrzy, co się
dzieje! Tłum oszalał, obłęd religijny. Sami chcą próbować! Widzi pan tych Sikhów z pałkami? Co by się
stało, gdyby nikt nie powstrzymał tłumu? Wszyscy rzuciliby się w ogień!
Nagle coś szczęknęło w projektorze. Ekran był teraz biały i pusty. Film dobiegł końca.
– No i jak pan się czuje? – spytał Anglik z zaciekawieniem.
– Raczej wstrząśnięty – powiedziałem zgodnie z prawdą.
– Wstrząśnięty, powiada pan. A co ja mam powiedzieć? Widziałem to na własne oczy. Niewiele
brakowało, a wstąpiłbym do sekty. To człowieka bierze. Przez tydzień starałem się o tym zapomnieć.
To tak, jakby zobaczyło się ducha czy coś w tym rodzaju. Nie moŜna się od tego oderwać myślami.
Chodzisz roztargniony. Nie moŜesz odzyskać spokoju i zastanawiasz się, czy masz wszystkie klepki w
porządku... Nie moŜna pozbyć się myśli, Ŝe poza zwykłą sztuczką coś musi w tym być.
– A więc pan naprawdę uwaŜa, Ŝe to sztuczka? – spytałem.
Nastąpiła długa chwila wahania.
– A czymŜe innym to być mogło?... Ale z drugiej strony, w jaki sposób ci ludzie mogliby
nasmarować stopy czymś, co nie wytarło się przez pół dnia, kiedy boso szli w procesji? I jak to się
stało, Ŝe niektórzy zostali poparzeni, skoro, jak przypuszczamy, wszyscy mieli na stopach taką samą
ochronną substancję?
– MoŜe oni lepiej wiedzą niŜ my, co się za tym wszystkim kryje? – zauwaŜyłem.
Skinął powoli głową.
– A juŜ prawie Ŝe przyłączyłem się do sekty... choćby tylko po to, Ŝeby dowiedzieć się, co w tym
tkwi...

Komentarz:
Wydaje się, iŜ w tym przypadku kapłani nie uŜywali magii w stosunku do tych, którzy chodzili po
ogniu, lecz pozwolili im korzystać z własnych sił, w miarę swoich moŜliwości. Jest oczywiste, Ŝe
niektórzy nie byli jeszcze dobrymi magami, bez względu na religijne znaczenie całej tej sprawy.
PoniewaŜ przejdziemy wkrótce do waŜnego zagadnienia, jakim jest oczyszczenie z grzechów i
jego związek z moŜliwością uprawiania magii ognia, opiszę teraz krótki przypadek, który dotyczy
potomków łowców głów, Igorotów.
Przypadek 5
Potomkowie łowców głów udowadniają, Ŝe ich przodkowie bezpiecznie chodzili po ogniu

Uwagi wstępne:
Na Filipinach Igoroci od wieków uprawiali chodzenie po ogniu. Byli teŜ łowcami głów. Napadanie z
zasadzki na wroga i zabieranie mu głowy nie jest jednak z pewnością zajęciem, które według
poboŜnych mieszkańców Birmy pomaga w oczyszczaniu się z grzechów. Ale wygląda na to, iŜ Igoroci
nie byli tego świadomi. Jeszcze dzisiaj widzi się potomków ludu o niewielkim wzroście i
czerwonobrunatnej skórze, którzy korzystają z magii ognia z takim samym powodzeniem jak niegdyś
ich przodkowie.

Opis przypadku:
Kilku członków plemienia Igorotów przybyło parę lat temu do Los Angeles. Dali tam kilka
przedstawień w starym parku Chutes przy Washington Street. Mój znajomy, George Dromgold, widział
ich w akcji. Sporządzony przez niego opis ich wyczynów daje nam znany obraz gorących kamieni,
zielonych gałęzi w rękach i chodzenie nagimi stopami po rozŜarzonym podłoŜu – bez Ŝadnych śladów
poparzeń.

Komentarz:
Przypadek ten odgrywa w naszych rozwaŜaniach bardzo waŜną rolę, gdyŜ pokazuje, Ŝe łowcy głów
takŜe uprawiali chodzenie po ogniu, i Ŝe owa sztuka przetrwała u Igorotów aŜ do naszych czasów.
Pewne znaczenie ma takŜe okoliczność, Ŝe magię mogą teŜ praktykować mieszkańcy
cywilizowanych krajów, z dala od okolic, gdzie rośnie ti, ulubiona roślina, tak szeroko stosowana w
ceremoniach magicznych na terenie całej Polinezji.

Przypadek 6
Japoński uzdrowiciel leczy magią ognia

Uwagi wstępne:
W poprzednio opisywanych przypadkach mieliśmy do czynienia z dwiema najbardziej znanymi
formami magii ognia. Trzeci rodzaj magii jest mniej rozpowszechniony, za to bardziej praktyczny. Jest
to magia ognia stosowana przy leczeniu chorób pewnego typu.

Opis przypadku:
W latach 1928-1929 przyjechał do Honolulu japoński uzdrowiciel. Rozreklamował swoje zdolności i
rozpoczął praktykę. Jego specjalnością było leczenie artretyzmu. Rozgrzewał kamienie do tego
stopnia, Ŝe w zwyczajnych warunkach spaliłyby ciało. Przy uŜyciu magii natomiast – do czego
przyznał się później juŜ w sądzie – moŜna było obłoŜyć takimi kamieniami chore stawy i w ten sposób
je wyleczyć. Wyleczył z powodzeniem szereg ludzi cierpiących na tę chorobę: między innymi
bogatego Amerykanina, który od kilku miesięcy nie mógł chodzić z powodu artretyzmu w kolanie. Po
kuracji gorącymi kamieniami, zastosowanej przez Japończyka, odzyskał pełną władzę w nodze.

Komentarz:
Przypadek ten jako materiał dowodowy ma duŜe znaczenie dla naszych badań, poniewaŜ jego
opisy przechowywane są w sądowych dokumentach. Po pewnym okresie prowadzenia praktyki
lekarskiej w Honolulu Japończyk został aresztowany wskutek interwencji środowiska medycznego.
OskarŜono go o wykonywanie zawodu lekarza bez licencji, ale poniewaŜ nie podawał pacjentom
Ŝądnych leków, wytoczono mu proces za to, Ŝe jest kahuną [Prawo hawajskie dotyczące leczenia za
pomocą magii (paragraf 0034, punkt „Czary-sankcje karne”, brzmi: „KaŜdy, kto próbuje leczyć innych
za pomocą czarów, guseł, ananna, hoopiopio, hoounauna czy hoomanamana (terminy określające
praktyki kahunów hawajskich) lub teŜ podobnych zabobonów i podejrzanych metod, zostanie skazany
na karę grzywny nie mniejszą niŜ 100 dolarów lub będzie uwięziony i skazany na cięŜkie roboty na
okres nie przekraczający sześciu miesięcy”. Jest teŜ inny paragraf, który zalicza kahunów do tej samej
kategorii przestępców co oszustów udających kahunów, którzy to przestępcy biorą pieniądze pod
pretekstem posiadania magicznych zdolności, lub wprost oznajmiających iŜ są kahunami. Ci mają być
karani wyŜszą grzywną – 1000 dolarów i rokiem pozbawienia wolności.].
Sąd, który wymierzał Japończykowi sprawiedliwość, wcale nie brał pod uwagę materiału
dowodowego, stwierdzającego skuteczność przeprowadzanych przez niego zabiegów, tam gdzie
kuracje miejscowych lekarzy nie przynosiły pozytywnych rezultatów. Japończyk podawał na swoją
obronę argument, Ŝe stosował tylko magię, a nie medycynę. Magia zaś nie jest dopuszczana jako
dowód w Ŝadnym cywilizowanym trybunale. OskarŜony przyznał, Ŝe uŜywał rozgrzanych kamieni do
leczenia chorych. To wystarczyło. Osądzono go i skazano jako kahunę. Później został deportowany.
Gdyby japoński uzdrowiciel stosował jakieś sztuczki, to chyba raczej przyznałby się do tego,
zamiast twierdzić, Ŝe uŜywał prawdziwej magii, dopuszczając tym samym, by uwięziono go na tak
długi okres. Z drugiej jednak strony, zaprzeczając udziałowi magii w swych praktykach, byłby
zmuszony pokazać przed sądem, w jaki sposób dokonał owych trików. To zaś było dla niego czymś
niemoŜliwym, jako Ŝe w tym, co robił, nie tkwiło Ŝadne oszustwo.

Podsumowanie
Temat magicznej odporności na ogień naleŜy uzupełnić informacją o nie rozstrzygniętych do końca
testach przeprowadzonych w Londynie przed II -wojną światową na osobach chodzących po ogniu.
Prób tych dokonał Harry Price i jego asystenci. Z pierwszych wydrukowanych raportów o
eksperymentach prowadzonych z Kudą Buxem wynika, iŜ biali ludzie zostali porządnie poparzeni, gdy
trzykrotnie usiłowali naśladować, choć w małym zakresie, męŜczyznę z Indii dającego pokaz
chodzenia po ogniu. Później zespół Price'a robił doświadczenia z innym Hindusem. Jego wyczyny były
mniej spektakularne i z powodzeniem zostały powtórzone przez co najmniej jednego białego widza.
Ostatecznie Price zmienił jednak swe pierwotne stanowisko i odrzucił wnioski wysnute po próbach z
Kudą Buxem ze względu na późniejsze fiasko prób z Hassanem.
Innym doskonałym źródłem informacji o odporności na ogień mogą być roczniki „Psychical
Research”. W przypadkach, które badano i opisywano wielokrotnie, odporność ogniowa była
przypuszczalnie darem duchów. D.D. Home, słynne medium, na swych seansach miał zwyczaj brać z
kominka palące się kawałki węgla i trzymać je gołymi rękami. Dmuchał przy tym na nie, by podtrzymać
Ŝarzenie. Zawijał węgielki w piękne chusteczki z lnu; materiał nie był w Ŝaden sposób uszkodzony.
Trzymał teŜ w płomieniach nad kominkiem swoją głowę z bujną czupryną, i ani jeden włos nie został
spalony. Wkładał do płomieni świeŜe kwiaty i nie uległy one spaleniu. Ostatnio wydano ksiąŜkę
opisującą jego Ŝycie i owe eksperymenty, a takŜe wiele innych czynów magicznych.
Odporność na ogień, uzyskana dzięki modlitwom do ponadludzkiej istoty bądź teŜ dzięki duchom
osób zmarłych czy ich modlitwom, jest wynikiem jakiegoś paranormalnego działania – jest więc magią.
Wszelkie działania wykraczające poza naszą zwykłą egzystencję, czy są to natychmiastowe
uzdrowienia, wywoływanie zjawisk parapsychicznych (telepatia, jasnowidzenie itp.), czy teŜ
posługiwanie się modlitwą śmierci – są magią.

Rozdział III
PotęŜna siła występująca w magii. Jej źródło i zastosowania
Zanim zacznę wyjaśniać istotę chodzenia po ogniu i innych magicznych działań z wykorzystaniem
trzech niewidzialnych czynników, których dotąd nie zbadała współczesna psychologia, muszę
poświęcić kilka słów religijnym wierzeniom kahunów.
Tajemnica, czyli podstawowy zbiór informacji przekazywanych przez jednego maga następnemu,
była w większej części czymś, co dzisiaj moŜemy nazywać psychologią stosowaną. Udział religii był
tam bardzo niewielki, szczególnie jeśli przyjmiemy formalną definicję religii w jej najbardziej
nowoczesnym pojęciu.
Doktor Paul Tillich, profesor teologii filozoficznej przy Union Theological Seminary, pisze: „Magia to
specyficzny rodzaj wzajemnego odniesienia między siłami skończonymi, natomiast religia jest
stosunkiem człowieka do nieskończonej mocy i wartości. [...] Magia jest przejawem działania siły
immanentnej, religia zaś jest podporządkowaniem się mocy transcendentnej”.
KaŜda religia ma coś z magii. Modlitwa jest magią. Wszystko, co robimy, by zdobyć zaszczyty i
osiągnąć korzyści w Ŝyciu doczesnym lub przyszłym, jest częścią magii. Magią jest otrzymywanie
czegoś z ponadnaturalnych źródeł. Religia jest oddawaniem czci Istocie NajwyŜszej i akceptowaniem
tego wszystkiego, co Ona nam zsyła, czy jest nam to miłe, czy teŜ nieprzyjemne.
ChociaŜ kahuni poznali takie opowieści biblijne jak historia o Adamie i Ewie, o Stworzeniu świata i
o Potopie i przywieźli je do Polinezji z Doliny Nilu i sąsiednich krain, a więc ze starego, wspólnego
źródła owych przekazów, to jednak sami nie podzielali koncepcji osobowego Boga-Ojca.
Kahuni nauczali, Ŝe umysł ludzki nie jest zdolny do pojmowania formy świadomości
przewyŜszającej jego własną. Dlatego teŜ wszystkie wysiłki człowieka, zmierzające do wyobraŜenia
sobie owego ostatecznego, doskonałego i najwyŜszego Boga, są tylko stratą czasu. Wierzyli, Ŝe musi
istnieć jakieś NajwyŜsze Źródło Stwórcze, ale nie modlili się do niego.
Weźmy na przykład kwiat. MoŜe on mieć tylko niejasne (jeśli w ogóle ma jakieś) pojęcie o krowie
na pastwisku. Z kolei krowa moŜe mieć jedynie bardzo mętne pojęcie o charakterze i zamiarach
pasterza. Pasterz zaś, jeśli uznał, Ŝe musi istnieć Istota WyŜsza, która stworzyła wszechświat, potrafi
wyobrazić Ją sobie wyłącznie w postaci innego człowieka. I chociaŜ wizja owego Wielkiego Człowieka
moŜe być tylko niejasna i mglista, to boi się Go, modli się do Niego z nadzieją otrzymania łask, stara
się spełniać przykazania, które On, w jego własnym mniemaniu, mu daje, próbuje Go przebłagać
ofiarami, ascezą i postami i na koniec – oddaje Mu cześć.
W podobny sposób niewidzialny świat duchów i istot pozaziemskich jest dla nas tym samym, czym
nasz ludzki świat jest dla ryby Ŝyjącej w morzu. Ryba ma nikłą świadomość rzeczywistości istniejącej
ponad jej wodną krainą. PoniewaŜ jednak my, ludzie z królestwa ziemi i powietrza, wspięliśmy się na
wyŜszy stopień inteligencji, to potrafimy poznać i zrozumieć rybę Ŝyjącą w głębinach; nawet jeśli nie
jest nam dane Ŝyć obok niej w owych głębinach.
Kahuni przypuszczali, Ŝe istnieją wyŜsze poziomy świadomości, ponad świadomością ludzką, tak
samo jak istnieją poziomy niŜsze niŜ nasz. Szczególną uwagę zwracali na poziom świadomości
bezpośrednio wyŜszy niŜ inteligencja człowieka. Poza nią nie zajmowali się Ŝadną inną formą
myślenia. Na szczeblu świadomości bezpośrednio wyŜszej niŜ nasza istnieje coś, co dzisiaj
nazwalibyśmy nadświadomą częścią umysłu. Oni dawali jej rozmaite nazwy, z których najczęściej
uŜywana brzmiała: Aumakua, co tłumaczy się: „starszy, rodzicielski, całkowicie godny zaufania duch”.
PoniewaŜ słowo „rodzicielski” obejmuje swym znaczeniem i matkę, i ojca, uwaŜało się, iŜ aumakua
jest duchem męskim i Ŝeńskim, tworzącym nierozerwalną parę. Wszystkie modlitwy i rytuały
adresowane były więc do owego podwójnego ducha. PoniewaŜ sądzono, iŜ jest on częścią naszej
osobowości – a więc tym, czym we współczesnym sposobie myślenia jest świadomość czy
podświadomość – Ducha Rodzicielskiego nie czczono, lecz go KOCHANO. Nie składano mu Ŝadnych
ofiar, nie przekupywano darami, a on nie dawał przykazań swym niŜszym Ja. Wzajemny stosunek
polegał na obopólnej miłości i zaufaniu – tak jak relacja między dzieckiem a rodzicem.
Konsekwencją takiej nauki kahunów było ich przekonanie, Ŝe jeśli potrzebne są jakiekolwiek
modlitwy do jeszcze WyŜszych Istot, to Duch Rodzicielski wie, kiedy i w jaki sposób je odmawiać.
Wyręcza nas w tych sprawach, gdyŜ my, z naszymi umysłami o niŜszym zasobie moŜliwości, nie
potrafimy sobie w tym poradzić.
Na skutek tak zdroworozsądnej postawy nauka kahunów była niezwykle prosta, zrozumiała i wolna
od wszelkich dogmatów. Oni sami byli bezpośredni i rzeczowi, bo w swym Ŝyciu opierali się na
systemie, który naprawdę DZIAŁAŁ. A w takim systemie nie ma miejsca na niepewność i
dogmatyczne spekulacje.
Ten praktyczny system wiedzy umoŜliwiający róŜnorodne działania magiczne jest spójny i
kompletny. Spełnił wszystkie wymagania kahunów i ich potrzeby natury filozoficznej. Dlatego teŜ nie
było w nim ani zbawicieli, ani odkupienia, ani nieba i piekła. Nie było teŜ religii objawionej i ksiąg ze
słowami: „Tak rzekł Bóg...”. Kahuni nie mieli zresztą Ŝadnych ksiąg. Język, którym się posługiwali, nie
był językiem pisanym aŜ do czasów współczesnych.
I choć moŜe tylko nieliczni z nas, białych, chcieliby kiedykolwiek chodzić po ogniu, to ów staroŜytny
obrządek ma olbrzymie znaczenie dla wszystkich, gdyŜ stanowi niezbity dowód, Ŝe istnieją magiczne
zdolności, które moŜna uruchomić, jeśli się wie, jak z nich korzystać.
Większość ludzi modli się o błogosławieństwo i łaski róŜnego rodzaju. Korzystanie z wiedzy
zawartej w Tajemnicy przynosi ostateczne i natychmiastowe rezultaty, o wiele lepsze niŜ te, które są
naszym udziałem. CóŜ z tego, Ŝe modlimy się o odporność na ogień? I tak jej nie otrzymamy. CzyŜ nie
jest to wystarczającym powodem, by studiować wiedzę staroŜytną i uznać jej prawdziwą wartość?

Doktor Brigham, jak pamiętamy, analizował istotę magii, zanim ją zrozumiał. Kazał mi kiedyś
szukać trzech rzeczy: 1) formy świadomości kierującej magią, 2) siły sprawczej, za pomocą której
świadomość działa i 3) jakiejś niewidzialnej substancji fizycznej, przez którą działa siła magiczna.
Aumakua, czyli nadświadoma część umysłu, jest świadomością zaangaŜowaną w przekazywanie
odporności na ogień. Siła, z której owa nadświadomość korzysta, zwana jest przez kahunów mana, a
my określamy ją jako siłę Ŝyciową. Jest to energia związana z elektrycznością i charakteryzuje się
właściwościami magnetycznymi. Niewidzialną substancją, za której pośrednictwem działa siła
Ŝyciowa, jest aka, czyli „widmowa substancja ciała”.
PoniewaŜ wiemy juŜ, Ŝe istnieje siła Ŝyciowa, naleŜy zacząć prezentację systemu Huny
(Tajemnicy) od krótkiego wypunktowania zagadnień juŜ omówionych, a dotyczących zastosowań tej
siły i jej natury. Następnie przejdziemy do spraw lepiej znanych kahunom i przez nich wyjaśnionych.
OkaŜe się, iŜ problemy do dzisiaj jeszcze nie wyjaśnione przez nauki parapsychiczne, u kahunów
dawno juŜ otrzymały rozwiązanie.
Trzy czynniki: ŚWIADOMOŚĆ, SIŁA I NIEWIDZIALNA SUBSTANCJA, są dla nas trzema punktami
orientacyjnymi, do których będziemy się odnosić przy opisie i ocenie wszelkich zjawisk magicznych.

Przypadek 7
Trzy niewidzialne czynniki w magii

Uwagi wstępne:
W celu szczegółowego i klarownego przedstawienia materiałów będących przedmiotem dyskusji,
wymienię powszechnie znane typy zjawisk parapsychicznych, począwszy od wirującego stolika:
Gdy kładziemy ręce na stoliku i trącamy go, jest to tak, jakby pies machnął ogonem. Kiedy
połoŜymy ręce na stole i trąci go jakaś niewidzialna istota lub gdy stolik unosi się i odrywa od podłogi,
a nasze ręce leŜą na jego blacie, to dzieje się tak, jakby ogon machnął psem. JednakŜe kiedy stół lub
jakieś inne przedmioty poruszają się same z siebie i nie ma tam Ŝadnych rąk, wówczas trudno o
jakiekolwiek porównania i stajemy wobec działania jednej z dwóch form świadomości, jakie mogą
występować w magii.
Pierwszym z tych dwóch rodzajów świadomości jest zwyczajny duch. Jeśli hałasuje, czyni harmider
i rzuca wokół przedmiotami w bezsensowny i dziecinny sposób, jest tym, co Niemcy nazywali
poltergeist, czyli „duchem hałasującym”. JeŜeli zaś przedmioty poruszają się w sposób przemyślany i
sensowny, tak jakby przemieszczała je istota dorosła i mądra, to wówczas mamy do czynienia z
normalnym ZJAWISKIEM PARAPSYCHICZNYM.
Drugi rodzaj świadomości charakteryzuje istotę dysponującą nadświadomością. Cechą jej działania
jest dematerializacja obiektu, czyli zmiana jego formy w niewidzialną, a następnie przemieszczenie –
nawet na duŜe odległości. Ten rodzaj ruchu omówimy później. Na razie zajmiemy się zbadaniem SIŁY
uŜywanej do przenoszenia przedmiotów.

Opis przypadków:
Większość przypadków, które przytaczam w mojej ksiąŜce, pochodzi z Encyclopaedia of Psychic
Science. W innym razie wyraźnie zaznaczam, iŜ zostały zaczerpnięte z innego źródła. Wspomniana
encyklopedia jest monumentalnym i miarodajnym dziełem doktora Nandora Fodora, który wraz ze
swoimi współpracownikami zebrał i uporządkował wszystkie dostępne raporty i przekazy związane ze
zjawiskami parapsychicznymi, jakie wystąpiły w ciągu stulecia poprzedzającego rok 1933. Jego ocena
rozmaitych opinii i hipotez jest rozsądna i głęboko przemyślana. W znakomitych bibliotekach trudno
znaleźć lepsze i bardziej wyczerpujące źródło wiadomości.
(A) Słynny badacz zjawisk parapsychicznych, Gambier Bolton, tak pisze w swej ksiąŜce Psychic
Force:
„Podczas kaŜdego posiłku w domu pani Elgie Corner (Florence Cook, znane i wielokrotnie badane
medium), gdy ona sama jest zajęta jedzeniem i piciem, a jej obie ręce przez cały czas są widoczne,
cięŜki stół w jadalni najpierw zaczyna drŜeć tak, Ŝe trzęsą się wszystkie szklanki i kieliszki i
podskakują talerze i sztućce, a następnie kołysze się i przechyla z boku na bok. Przez cały czas
słychać w stole stukania i drapania, które dobiegają takŜe z róŜnych kątów pokoju. Z tego względu
zjedzenie obiadu z panią Elgie w restauracji jest niemałym problemem”.
(B) Sir William Crookes w swych Researches pisze: „Bardzo liczne są przypadki poruszania się tak
cięŜkich przedmiotów jak stoły, fotele, sofy itp., choć medium ich nie dotyka. Przytoczę tutaj kilka
bardziej frapujących zdarzeń. Moje własne krzesło zrobiło kilka obrotów, mimo iŜ stopami nie
dotykałem podłogi. Innym razem wszyscy obecni widzieli, jak krzesło z odległego kąta powoli sunie ku
stołowi. Kiedy indziej fotel zbliŜył się do miejsca, gdzie siedzieliśmy, po czym na mój rozkaz wolno
powrócił na swoje uprzednie miejsce, oddalone o jakiś metr od nas. W ciągu trzech kolejnych
wieczorów mały stolik przesuwał się po pokoju w okolicznościach, które uprzednio specjalnie tak
przygotowałem, by oddalić wszelkie ewentualne zarzuty przeciw obiektywnym dowodom”.
(C) Cesar Lombroso, sławny włoski psychiatra i antropolog kryminalistyki, opisał w turyńskiej „La
Stampa” swoje obserwacje poczynione w piwnicy win, w której często tłukły się butelki, mimo iŜ w
pobliŜu nie było Ŝywej duszy. Pisał tak:
„Wszedłem do piwnicy. Panowała tam kompletna ciemność. Usłyszałem brzęk tłuczonych butelek i
kilka z nich przyturlało się do mych stóp. Butelki umieszczono w piwnicy w sześciu przegrodach
połoŜonych jedna nad drugą. Na środku znajdował się zwykły stół. Zapaliłem sześć ustawionych tam
wcześniej świec. Spodziewałem się, iŜ przy ich blasku zjawisko spirytystyczne ustanie. Przeciwnie
jednak -zobaczyłem, jak trzy stojące na ziemi puste butelki zaczęły się toczyć jakby popychane
palcem. Rozbiły się blisko stołu. Aby wykluczyć moŜliwość jakiejkolwiek sztuczki, przy świecy
dokładnie obejrzałem wszystkie pełne butelki znajdujące się na stojakach. Upewniłem się, Ŝe nie ma
nigdzie sznura lub jakiejś Ŝyłki, która tłumaczyłaby poruszanie się butelek.
Po paru minutach znowu się zaczęło. Najpierw dwie, później cztery i znowu dwie butelki z drugiego i
trzeciego rzędu odłączyły się od innych i spadły na podłogę, ale nie z trzaskiem, tylko jakby przez
kogoś podtrzymywane. Po tym zstąpieniu raczej niŜ upadku sześć z nich rozbiło się na mokrej ziemi
przesiąkniętej juŜ winem, a dwie pozostały całe. W chwili gdy opuszczałem piwnicę, usłyszałem, jak
pękła następna butelka”.

Komentarz:
Komentarz do powyŜej opisanych przykładów, jak teŜ do wszystkich następnych, podzielę na tezy
części. Przede wszystkim musimy się zastanowić, co wiadomo we współczesnym świecie o takich
zjawiskach. Po drugie, trzeba sprawdzić, co wiedza kahunów moŜe dodać do tych informacji. I po
trzecie, zanim przejdziemy do gruntownej pracy eksperymentalnej, musimy ocenić wagę całego
materiału dowodowego oraz sformułować wstępne wnioski i przypuszczenia.
PoniewaŜ w kolejnych komentarzach nie będę juŜ tak wyraźnie podkreślał tego trójczłonowego
podziału, dobrze będzie, jeśli czytelnik zapamięta, Ŝe istnieją te właśnie trzy niezmiernie waŜne
metody stopniowego rozwiązywania tak fascynujących problemów, z jakimi się tutaj spotykamy.
Dla tych, którzy nadal zdecydowani są zaprzeczać wszelkim zjawiskom, wokół których toczą się
nasze dociekania, szkoda tracić czasu na bezowocną argumentację. Niczego juŜ nie moŜna ich
nauczyć ani teŜ do niczego przekonać. JeŜeli jednak występują jakieś powaŜne wątpliwości czy
rzeczowe, znaczące obiekcje, nie omieszkam ich tutaj odnotować.
Nowoczesne wyjaśnienia, dotyczące wirujących stolików czy teŜ przedmiotów poruszanych przez
jakieś niewidzialne siły, nie odeszły od klasycznego punktu widzenia stwierdzającego, iŜ
odpowiedzialnymi za wszystkie te zjawiska są duchy osób zmarłych lub podobne bezcielesne zjawy.
Kahuni całkowicie zgadzają się z takim poglądem, lecz uzupełniają go informacją o naturze owych
duchów, podając takŜe ich klasyfikację.
Podejmuje się wiele usilnych prób, by wyjaśnić tajemnicze i dziwne zjawiska bez odwoływania się
do hipotezy o charakterze spirytystycznym. Próby owe będą miały związek z naszymi rozwaŜaniami i
trzeba je wziąć pod uwagę, poniewaŜ reprezentują one teorię alternatywną do naszej i byłaby ona do
przyjęcia, gdybyśmy odrzucili pogląd o istnieniu duchów.
Doktor Nandor Fodor w Encyclopaedia of Psychic Science pisze: „W przypadku Eusapia Paladino
(znanego medium) tacy badacze jak Morselli, Flournoy, Geley i Carrington postulowali zjawisko
eksterioryzacji (uzewnętrzniania się) jakiejś energii motorycznej”. Owa „energia motoryczna”
pojmowana była jako kombinacja siły elektrycznej i Ŝyciowej lub energia układu nerwowego.
Przypuszczano, iŜ siła ta, czymkolwiek jest, moŜe opuszczać ciało ludzkie i przenikać do przedmiotu,
który dzięki temu zaczyna się poruszać. (Pokrywa się to z naszym pierwszym „punktem
orientacyjnym” teorii kahunów, do którego odnosimy się przy ocenie zjawisk magii, a mianowicie z siłą
lub energią, która kieruje magią. Drugim czynnikiem jest inteligencja, która pobudza ową siłę
poruszającą przedmiotami, a trzecim – niewidzialna substancja uŜyta jako narzędzie. czy teŜ „ręka”,
która pozwala sile oddziaływać na poruszające się przedmioty).
Przypuszcza się, iŜ inteligencja będąca pośrednią przyczyną ruchu rozmaitych obiektów musi mieć
zdolność skłaniania owej „energii motorycznej”, by opuszczała ona ciało istoty Ŝyjącej i wywoływała
poŜądany ruch. Inteligencji tej przypisuje się takŜe umiejętności wydobywania niewidzialnej (czasem
ledwo widocznej i ledwo wyczuwalnej) substancji z ciała osoby mediumistycznej (lub z uczestników
seansu) i czynienia z niej „ręki” lub innego narzędzia, za którego pośrednictwem moŜe uŜyć siły.
Substancja ta nosi nazwę „ektoplazmy”. Innym wytłumaczeniem poruszania się przedmiotów jest
załoŜenie, iŜ inteligencja, o której mowa, to podświadoma część umysłu Ŝyjącego medium, która w
pewnych tajemniczych okolicznościach nakazuje energii motorycznej opuścić ciało człowieka wraz z
substancją ektoplazmatyczną i wywołać ruch przedmiotu. Mówi się więc, Ŝe przyczyną owego
oddziaływania na przedmiot jest podświadomość. Jeśli bowiem świadomość byłaby siłą kierującą,
medium z pewnością wiedziałoby o tym i potrafiłoby tę siłę kontrolować.
W bogatej literaturze minionego stulecia, dotyczącej zagadnienia zjawisk parapsychicznych i
spirytyzmu, moŜna znaleźć kilka twierdzeń dopuszczających moŜliwość częściowego udziału
magnetyzmu w oddziaływaniu energią ruchową na przedmioty. Jest to ekscytująca i wielce obiecująca
linia myślenia i wobec tego, iŜ nadal otacza nas olbrzymie pole niezbadanych rzeczy i zjawisk, takie
podejście do problemu godne jest polecenia. Zachęcam więc czytelników, by przyjęli je za doskonały
początek pracy, która być moŜe przyczyni się do postępu i rozwoju badań nad magią.
Kto wie, czy siła grawitacji nie ma czegoś wspólnego z magnetyzmem? MoŜe magnetyzm
występuje tam, gdzie mamy do czynienia ze zjawiskami natury elektrycznej. Poruszanie się stołów i
innych obiektów moŜe odbywać się na zasadzie przeciwsobnego połączenia tranzystorów.
Kahuni znali przyciągające i odpychające właściwości siły Ŝyciowej, lecz niestety, nie pozostawili
nam Ŝadnych szczegółowych wyjaśnień w tej sprawie. Uznawali tę siłę za coś. co ma związek ze
wszystkimi procesami myślowymi i funkcjonowaniem ciała. Była ona istotą samego Ŝycia. Jej
symbolem była dla kahunów woda. Woda płynie i tryska, tak jak płynie i tryska siła Ŝyciowa. Woda
wypełnia rzeczy, podobnie siła Ŝyciowa. Woda wreszcie moŜe wyciec i ujść, tak jak witalna siła
uchodzi czasem z ciała.
Doktor Brigham spędził mnóstwo czasu, studiując pewną staroŜytną praktykę kahunów. Polegała
ona na tym, Ŝe kahuni potrafili wysiłkiem umysłu naładować energią trzymane w rękach drewniane
kije. Sprawiali, iŜ ładunek elektryczności wypływał z ich ciała i przenikał do kijów.
Takich drągów uŜywano podczas walki. Kahuni stawali wówczas w ostatniej linii, ładowali energią
wielkie kije, po czym na komendę ciskali nimi we wroga. Dotknięci takim drągiem, nawet najsilniejsi
wojownicy padali bez przytomności na ziemię.
Doktor Brigham zmierzył kiedyś ładunek elektryczny owych drągów i stwierdził, iŜ moŜe on
wywołać coś w rodzaju szoku elektrycznego. Dotknięcie takim kijem ręki lub innego miejsca
powodowało czasowy paraliŜ ciała i wywoływało zawroty głowy. Przypomniano sobie, iŜ Indianie
amerykańscy dysponowali kiedyś podobną wiedzą i praktyką. (Oni równieŜ uŜywali „kijów z ogniem”, a
niektórzy robią to do dziś). W archiwach rządowych znajduje się stara księga, w której czytamy, jak
pewien uzdrowiciel demonstrował swą siłę magiczną, dotykając czubkiem palca wskazującego klatki
piersiowej silnego męŜczyzny. Dotknięcie to sprawiało, Ŝe człowiek tracił przytomność i padał na
ziemię.
ChociaŜ trzeba brać pod uwagę, iŜ w takich pokazach i eksperymentach czynionych na oczach
publiczności moŜe występować element sugestii hipnotycznej, to zdaje się, Ŝe prawdziwej przyczyny
poraŜenia naleŜy szukać w nadmiernej akumulacji siły Ŝyciowej. Rola umysłu i woli w powstawaniu
takiej akumulacji, zarówno w przypadku rzucanego kija, jak i opisanego wyŜej dotknięcia palcem,
wydaje się wielce istotna.
W.R. Stewart, pobierając wstępne nauki u berberyjskiej kahunki, usłyszał, iŜ siła Ŝyciowa moŜe być
gromadzona w drzewie, wodzie, kamieniach i ludzkim ciele, a takŜe w niewidzialnym ciele ducha. Siła
ta moŜe zostać wyzwolona nagle i gwałtownie, dlatego teŜ potrafi poruszyć bardzo cięŜkie przedmioty.
Kahunka Lucchi zademonstrowała Stewartowi magnetyczne właściwości siły Ŝyciowej i siłę jakiejś
inteligencji czy teŜ ducha na poziomie podświadomości ludzkiej lub pozaludzkiej. Odbyło się to w
nocy, na zboczu wzgórza, gdzie leŜał głaz zasłonięty drewnianymi drzwiami, przypominającymi wrota
piwniczne. Unieśli skrzydło drzwi do góry i po kutych w kamieniu stopniach zeszli w głąb ziemi. Z dna
pieczary przypominającej piwnicę wystawała skała. Przy świetle pochodni zabito kurę, a jej krew
spłynęła na wystający kamień. Wypowiedziano inwokację skierowaną do ducha, który podobno
zamieszkiwał od czasu do czasu w kamieniu. Następnie rzucono kurę na ziemię obok skały, lecz
wkrótce kura uniosła się w powietrze i przylgnęła do kamiennej powierzchni. Po chwili Stewart, który
przysunął się bliŜej i opuścił nisko pochodnię, by lepiej wszystko widzieć, poczuł tak silne przyciąganie
magnetyczne, iŜ nieomal rzuciło go na skałę. Z pomocą przyszła mu Lucchi. Złapała go w pasie i z
pewnym wysiłkiem odciągnęła od kamienia, po czym zaczęła nalegać, by natychmiast opuścili
pieczarę.
Stewart nigdy nie dowiedział się, do jakiej inteligencji skierowana była inwokacja oraz w jakim celu
uŜywano takich inwokacji w trakcie codziennych praktyk magicznych. Przypuszczał, iŜ duch, który
ujawnił swą obecność w skale, był „duchem natury i miał coś wspólnego z glebą, pastwiskiem lub
pogodą, a więc ze wszystkimi czynnikami bardzo waŜnymi dla Berberów i ich potomków. Według jego
prywatnej opinii, duch ten i jego moce były nieprzyjazne człowiekowi, a nawet niebezpieczne dla
wszystkich z wyjątkiem wprawnych i doświadczonych kahunów. Lucchi stwierdziła, Ŝe wszystkie
kontakty z duchami tego rodzaju muszą być poprzedzone ścisłym wypełnieniem obrządku, a kaŜda
zmiana w ceremonii moŜe być przyczyną kłopotów. Stewart zakłócił zwykły przebieg rytuału,
podchodząc zbyt blisko do kamienia w nieodpowiednim momencie. Kahunka wyjaśniła mu, Ŝe
powinien był trzymać się z dala, póki cała siła Ŝyciowa kury nie została wchłonięta przez ducha – ten
ostatni chciał jej uŜyć zgodnie z Ŝyczeniami w inwokacji. Stewartowi przypomniały się liczne opowieści
o dŜinach i demonach natury, występujących w folklorze arabskim.
O ile udałoby się nam dowieść, iŜ niektóre rodzaje poruszania się obiektów są skutkiem działania
sił niewidzialnych i w duŜej mierze zaleŜą od elektrowitalnej siły przyciągania i odpychania,
dokonalibyśmy odkrycia o pierwszorzędnym znaczeniu. Wniosek moŜe być dwojaki: 1) siła moŜe
przyciągać lub odpychać przedmioty bez Ŝadnego wspomagania ze strony ducha, Ŝywej
podświadamości czy innej inteligencji, 2) siła moŜe działać bez wpływu widzialnej czy teŜ niewidzialnej
substancji słuŜącej jej za „rękę”, a nawet bez wykorzystania niewidzialnej substancji
ektoplazmatycznej – jednakŜe za pośrednictwem jakiejś materii elektrycznej, dzięki której porusza się
w formie fal. (Teoria eterów nadal jest kontrowersyjna. Dzisiejsi naukowcy stwierdzają, iŜ eter wypełnia
pustą przestrzeń i przenika przestrzeń pełną, ale jutro zapewne wycofają tę teorię jako nieaktualną) .
Magnesy przyciągają do siebie przedmioty Ŝelazne i zarazem same są przez te przedmioty
przyciągane. Jeśli w wannie z wodą umieścimy na jednym kamyku magnes, a obok na drugim
połoŜymy gwóźdź, przyciąganie magnetyczne spowoduje wzajemne zbliŜanie się obu kamyków.
Innymi słowy, oba kamyki będą jednocześnie wprawione w ruch.
Magnetyzm zwierzęcy, czyli siła Ŝyciowa, działa jednak inaczej, wywiera bowiem wpływ na
gwoździe i przyciąga je, podczas gdy sama nie doznaje od nich równowaŜnej siły przyciągania.
Arthur Spray, podlondyński szewc, dobry znajomy mojego przyjaciela, fiest świetnym
hipnotyzerem. W swej ksiąŜce The Mysterious Cobbler opowiada on o wielce intrygującym – i
całkowicie niewytłumaczalnym – zjawisku, którego częstokroć był świadkiem w swej praktyce
hipnotyzerskiej.
Pan Spray zademonstrował wspomniane zjawisko przed grupą dziennikarzy. Poprosił do
eksperymentu jakiegoś młodego męŜczyznę, który był dobrym medium. Kazał mu połoŜyć się na
wznak na podłodze, po czym wprowadził go w głęboki sen hipnotyczny, podczas którego ciało
młodzieńca całkowicie zesztywniało. Następnie Spray stanął u stóp leŜącego i kazał mu otworzyć
oczy. Wtedy zaczął przywoływać go do siebie gestem prawej ręki. Powoli głowa i ramiona młodzieńca
uniosły się, pięty nadal dotykały podłogi. Cal po calu sztywne ciało podnosiło się, aŜ zatrzymało się
nieruchomo pod odpowiednim kątem, cztery stopy nad podłogą. Tkwiło tak przez parę sekund, aŜ
gestem zwróconym teraz w przeciwną stronę Spray połoŜył je z powrotem na podłodze.
Podczas eksperymentu Spray nie odczuwał na ciele ani na rękach Ŝadnego przyciągania. ChociaŜ
młodzieniec waŜył ponad siedemdziesiąt kilogramów, Spray nie potrzebował ani odrobiny wysiłku, aby
go unieść.
Eksperyment ten powtarzany był wielokrotnie przez innych hipnotyzerów, tak iŜ moŜna przyjąć, Ŝe
istnienie jednostronnej siły przyciągania w magnetyzmie ludzkim zostało udowodnione. (Zdaje się, iŜ
siła ta pochodzi z nagromadzenia ładunków elektrowitalnych, powstałych dzięki jakiejś czynności
fizycznej kierowanej wolą).
Kilka lat temu w Honolulu baron Eugene Ferson demonstrował owo jednostronne przyciąganie
magnetyczne studentom z wyŜszych lat studiów. Był przekonany, iŜ za pomocą siły woli potrafi
wydobyć z atmosfery energię elektryczną. Nie ulegało wątpliwości, Ŝe rzeczywiście uzyskał energię z
jakiegoś źródła, a jego uczniowie skwapliwie uczyli się tej sztuki. Korzystając z jego wskazówek, jeden
z uczniów sam wydał sobie polecenie, by zgromadzić nadwyŜkę energii. Kiedy zadowolony uznał, iŜ
dysponuje juŜ taką nadwyŜką (prawdopodobnie wytworzoną w ciele na skutek utleniania się pokarmu),
młodzieniec kładł dłonie na ramionach drugiego, obojętnego elektrycznie kolegi, a następnie powoli je
zdejmował. JeŜeli nadwyŜka energii okazywała się dostateczna, kolega był silnie przyciągany przez
odjęte ręce. Natomiast przyciąganie rękami ucznia, równieŜ dysponującego nadwyŜką, nie dawało
Ŝadnych efektów.
Widziałem kiedyś barona Fersona prezentującego szczególne właściwości tej formy magnetyzmu.
PołoŜył rękę na lekkim składanym krześle stojącym pod ścianą w rzędzie takich samych krzeseł.
Wysiłkiem woli kazał swemu magnetyzmowi opuścić ciało i wniknąć w krzesło. Następnie przywołał z
drugiego pokoju wraŜliwą na to oddziaływanie młodą kobietę i poprosił, by przeszła wzdłuŜ rzędu
krzeseł. Tak teŜ uczyniła. W momencie gdy znalazła się naprzeciwko namagnetyzowanego mebla,
została przezeń gwałtownie przyciągnięta, tak Ŝe musiała na nim usiąść. Młoda dama waŜyła
przynajmniej dziesięć razy tyle co krzesło i moŜna się było spodziewać, Ŝe to raczej krzesło uniesie się
do góry i przylgnie do jej ciała. Ale stało się akurat odwrotnie. Wydaje się, iŜ reguła takich zjawisk jest
następująca: przedmiot – bez względu na jego wielkość i wagę – który ma większy ładunek siły
witalno-magnetycznej, przyciąga do siebie mniej naładowane obiekty, sam zaś na przyciąganie nie
reaguje, ani teŜ wcale go na sobie nie czuje.
Zakres przyciągania magnetycznego obejmuje przestrzeń kilku stóp i cementowe ściany nie są dla
niego przeszkodą. Baron Ferson zgromadził w sobie nadwyŜkę energii, następnie zajął miejsce po
jednej stronie betonowej ściany grubości dziesięciu cali. Jego uczniowie stali w łukowatym prześwicie,
skąd widać było obie strony ściany. Po drugiej stronie usiadła kobieta o duŜej wraŜliwości (najbardziej
wraŜliwa z całej grupy na przyciąganie magnetyczne). Kobieta była odwrócona do ściany plecami i
siedziała w odległości trzech stóp od niej. Po obu stronach stanęli męŜczyźni, trzymając ją za ramiona,
by chronić od zbyt gwałtownego uderzenia o ścianę wskutek magnetycznej siły przyciągania
wysyłanej przez Fersona. Ten uniósł w górę ramiona i wyprostował je w kierunku dziewczyny.
Natychmiast została tak silnie przyciągnięta do ściany, Ŝe męŜczyźni wytęŜali wszystkie siły, by ją od
niej odciągnąć. Ferson natomiast stał po drugiej stronie ze złączonymi stopami, spokojny i
wyprostowany. Ani nie odczuwał Ŝadnego przyciągania, ani nie pochylał się nawet odrobinę w stronę
dziewczyny.
Uczniowie Fersona zastanawiali się, jaką rolę mogła odegrać w opisanym przypadku sugestia. Aby
taką moŜliwość sugestii wykluczyć, dwóch członków naszej grupy próbowało zbadać efekty
przyciągania magnetycznego na małym terierku. Wiadomo bowiem, Ŝe psy nie są podatne na
sugestię. Przeszliśmy więc przez opisane wcześniej ćwiczenie i zgromadziliśmy w sobie nadwyŜkę
energii, po czym naładowane ręce kładliśmy na zadzie psa stojącego do nas tyłem. Zarówno
właścicielowi zwierzęcia, jak i mnie samemu udało się spowodować takie przyciąganie, Ŝe mimo iŜ
pies zapierał się wszystkimi czterema łapami o ziemię, cofnął się o kilka cali. My natomiast nie
odczuwaliśmy na rękach ani ciele najmniejszego przyciągania.
Doktor Rhine z Duke University, znany ze swych pionierskich prac z dziedziny postrzegania
pozazmysłowego, opublikował materiały dowodzące, iŜ umysł moŜe wywierać wpływ na materię bez
Ŝadnego kontaktu fizycznego. W jednym z jego eksperymentów uŜywa się kości do gry. Po
wyrzuceniu kości na stół eksperymentator wysiłkiem woli zmusza je, by obracały się na róŜne strony.
Im bardziej szczegółowo rozpatruje się związek między czynnością umysłu a tym, co bez wątpienia
jest siłą Ŝyciową, tym łatwiej przychodzi uwierzyć w rozmaite zjawiska magiczne. Mimo całej naszej
dumy z osiągnięć naukowych, musimy przyznać, Ŝe nadal pogrąŜeni jesteśmy w ciemnościach
niewiedzy, jeśli chodzi o tajemnice umysłu, sił Ŝyciowych i niewidzialnych substancji.
Od wieków juŜ krąŜą wśród ludzi legendy o tym, jak człowiek latał w powietrzu. Podobno
czarownice odbywały magiczne podróŜe powietrzne, udając się na swe spotkania. Bogowie greccy
latali w przestworzach do woli. Adeptów z Indii i Tybetu uczono przezwycięŜać przyciąganie ziemskie i
w okamgnieniu przenosić się w powietrzu na odległe miejsca. Lub teŜ ludzie ci po prostu znikali w
jednym kraju, a pojawiali się w innym. Folklor Polinezji jest wprost przepełniony opowieściami o takich
podróŜach. We współczesnych rocznikach „Psychical Research” znajdują się liczne opisy
przypadków, kiedy to ludzie unosili się w powietrze. Słynne medium D.D. Home wypłynął w pozycji
poziomej z okna w swoim pokoju na trzecim piętrze i po jakimś czasie wrócił przez otwarte okno
sąsiedniego pomieszczenia.
Jeśli umysł ma jakiś wpływ na materię, to prawdopodobnie wpływ ten wywierany jest przez
kontrolowane działanie siły Ŝyciowej, a tym samym przez działanie magnetyzmu czy nawet grawitacji.
Przeprowadzono wiele eksperymentów, w których na przemian i łącznie uŜywano woli i stosowano
głębokie oddechy, by przezwycięŜyć siłę przyciągania.
Doktor Hereward Carrington, dziekan wydziału badań parapsychicznych, opisuje w ksiąŜce The
Story of Psychic Science zabawę w podnoszenie, gdzie czterej męŜczyźni stoją gotowi do
podniesienia piątego tylko palcami. Cała piątka kilkakrotnie głęboko wciąga powietrze. Następnie
czterej wstrzymują oddech i palcami podnoszą piątego do góry. Unoszona osoba czuje się lŜejsza niŜ
normalnie. Kiedy eksperyment ów wykonywano na platformie wagi, na początku łączny cięŜar pięciu
ludzi i krzesła, na którym siedział podnoszony, wynosił 750 funtów. W momencie unoszenia
wskazówka na skali notowała spadek wagi o około 50-60 funtów.
Baron Schrench Nötzing opisał przypadek, gdzie młody człowiek tak wyćwiczył zdolność kontroli
nad własnym oddychaniem, Ŝe zdołał unieść się swobodnie nad ziemią 27 razy.
Inny, odwrotny efekt stosowania woli i kontroli nad oddechem nie jest juŜ tak fascynujący i nie
został do końca wyjaśniony, ale w wielu opisach czytamy, Ŝe dzięki takim ćwiczeniom niektóre osoby
potrafiły znacznie zwiększyć swą wagę.
Na Hawajach (a takŜe i w Tybecie, jak wynika z nowszej literatury) stosowano połączenie wysiłku
woli i kontrolowanego oddechu, by zyskać wsparcie magiczne w pokonywaniu biegiem duŜych
odległości. Istnieli specjalnie wytrenowani gońcy, którzy czasem urządzali sobie wyścigi. Ich
wytrzymałość i prędkość, z jaką nieśli wiadomości swym wodzom, daleko przekraczała wyczyny
biegaczy, którzy nie stosowali tego rodzaju magii.
Jeszcze jeden aspekt problemu siły Ŝyciowej, jej niezwykłego źródła i właściwości magnetycznych
wymaga wyjaśnienia. Chodzi o moc uzdrawiania. Od niepamiętnych czasów znana jest praktyka
uzdrawiania chorych przez nakładanie rąk. Zawsze było tak, Ŝe niektórzy ludzie dysponowali większą
mocą uzdrowicielską niŜ inni. Podobno królowie mieli taką moc z racji swego szlachetnego urodzenia.
W obrzędach religijnych dotykowi rąk towarzyszy odmawianie modlitwy. W czasie pobytu wśród
Berberów, kiedy to W.R. Stewart pobierał nauki u kahunki Lucchi, był on kilkakrotnie świadkiem
natychmiastowego uwolnienia od bólu ludzi cierpiących, gdy jego nauczycielka kładła ręce na chore
miejsca. Wyjaśniła mu potem, Ŝe jej siła magiczna jest tak duŜa, iŜ wystarczy tak zwykły gest jak
dotknięcie rękami, by opuściła jej ciało i weszła w ciało chorego. Mówiła teŜ, Ŝe w przypadku
powaŜniejszych schorzeń odmawia rytualną modlitwę, po czym przez jakiś czas przygotowuje
pacjenta do wyleczenia, poddając go psychicznym i rytualnym oczyszczeniom.
Na Hawajach przenoszenie siły Ŝyciowej z kahuny na pacjenta lub teŜ w innych, specjalnych
celach na duchy osób zmarłych było powszechnie stosowaną praktyką.
Baron Ferson opowiadał swym uczniom w Honolulu o specyficznych efektach, jakie częstokroć
osiągał, dotykając rękami ludzi bądź to w celu ich uzdrowienia, bądź teŜ z innych powodów. Zdaje się,
iŜ miał czasem do czynienia z powracającym strumieniem siły ujemnej.
Strumień ten niósł ze sobą substancje takie jak alkohol i nikotyna. Ferson mówił, Ŝe zgromadził w
sobie nadzwyczajny ładunek siły (nazwał ją „uniwersalną siłą Ŝycia”), po czym połoŜył ręce na
ramionach osoby nietrzeźwej. Rezultat był wprost zadziwiający: on sam stał się z lekka pijany,
podczas gdy nietrzeźwy męŜczyzna prawie zupełnie wytrzeźwiał w ciągu kilku chwil.
Media biorące udział w seansach spirytystycznych opowiadały o tak silnym przejmowaniu nikotyny
od nałogowych palaczy (siedzących we wspólnym kręgu ze złączonymi rękami, by wytworzyć
przepływ), Ŝe odczuwali z przykrością wszystkie symptomy zatrucia nikotynowego. Po odejściu
palaczy z kręgu uczestników seansu objawy te z czasem znikały.
Obserwowałem, jak znachorzy kładli ręce na chorych, czyniąc równocześnie sugestię, iŜ
wydobywają z nich truciznę czy choroby. Gładzili ich po rękach, po czym strzepywali coś ze swoich
dłoni, tak jak strząsa się wodę z końców palców. Prawie wszyscy ci znachorzy byli przekonani, Ŝe tym
gestem wydobywają z chorych jakieś niewidzialne substancje. Większość z nich po zakończeniu
zabiegu myła dłonie i całe ręce w wodzie sugerując, iŜ oczyszczają się z wszelkich niebezpiecznych,
owych niewidzialnych substancji przejętych od pacjenta.
Opierając się na moich osobistych obserwacjach i studiowaniu tej metody uzdrawiania, muszę
stwierdzić z pełnym przekonaniem, Ŝe niemal kaŜda zdrowa osoba potrafi pomóc choremu, kładąc na
niego ręce i siłą woli przekazując mu swą siłę Ŝyciową, a tym samym wzmacniając go. UŜycie woli
połączone z wypowiedzianym słowem wytwarza sugestię, która moŜe okazać się wysoce skuteczna.
Mesmer, który ponad sto lat temu odkrył istnienie zjawiska, nazwanego potem mesmeryzmem, nie
zdawał sobie sprawy z potęgi sugestii przy przekazywaniu tego, co sam nazwał „magnetyzmem
zwierzęcym”. JednakŜe posiadł on umiejętność akumulowania w sobie nadwyŜki siły Ŝyciowej (kiedy
trzymał w ręku magnes, z którego, jak sądził, czerpał siłę) i wykorzystywał tę sztukę, dopóki przynosiła
mu wysokie zyski – jeśli oczywiście mamy wierzyć opowieściom o jego wyczynach. W kaŜdym razie
demonstrował swoje moce uzdrowicielskie tak przekonywająco, iŜ stał się sławny. W początkach swej
kariery dotykał pacjentów bezpośrednio. Później, gdy zgłaszało się do niego juŜ zbyt wielu ludzi, by
mógł stosować indywidualne zabiegi, wysiłkiem woli przekazywał swą siłę do kadzi z wodą, z których
wystawały Ŝelazne pręty. Pacjenci podchodzili do naładowanych energią kadzi i chwytali za pręty.
Opisy rezultatów nie pozostawiają Ŝadnych wątpliwości – mesmeryzm był siłą, która autentycznie
działała. Pacjenci reagowali róŜnie. Niektórzy nie reagowali wcale i tych Mesmer dotykał osobiście,
zazwyczaj wywołując reakcje. Uzdrowienia były liczne i liczne przypadki histerii, powstałej
prawdopodobnie na skutek sugestii hipnotycznej. ,
PodąŜając nadal tą linią myślenia, musimy mieć na uwadze zjawiska opisane wcześniej, to znaczy
nagły przepływ siły Ŝyciowej z kijów rzucanych przez Hawajczyków, a takŜe gwałtowne, oszałamiające
wyładowanie energii występujące w przypadku uzdrowiciela-Indianina, kiedy dotknął on siłacza
czubkiem palca, a ten bez czucia padł na ziemię.
Po rozpowszechnieniu się mesmeryzmu zawodowi hipnotyzerzy odkryli, Ŝe mogą wprowadzać
pacjentów w stan hipnotyczny za pomocą sugestii lub nawet przez skłanianie ich do wpatrywania się
w błyszczący, świetlisty punkt. Utrzymywali, Ŝe niepotrzebna jest do tego Ŝadna siła magnetyczna ani
teŜ przekazywanie energii pacjentowi. Wydaje się, iŜ nie mieli racji. Pacjent ma świadomość, iŜ
oczekuje się od niego jakiejś reakcji hipnotycznej, i fakt ten juŜ sam w sobie jest sugestią. MoŜe
wystarczyć bliska obecność hipnotyzera, by pacjent uległ sugestii i przyjął od niego dostateczny
ładunek sił Ŝyciowych.
W następnych rozdziałach rozpatrzymy wyjaśnienia samych kahunów dotyczące sposobu, w jaki
siła Ŝyciowa moŜe przepływać między ludźmi bez ich fizycznego kontaktu (bądź teŜ między ludźmi a
duchami osób zmarłych). Na razie musimy tylko zwrócić uwagę na fakt, iŜ taka wymiana siły istnieje i
Ŝe w rzeczywistości mamy do czynienia ze zjawiskiem, które Phineas Quimby nazwał „leczeniem na
odległość”, a więc z moŜliwością przesyłania na odległość siły Ŝyciowej i leczniczej sugestii.
Rozdział IV
Dwie dusze człowieka i dowody na ich istnienie
Zanim przejdziemy do dalszych rozwaŜań na tak waŜny temat siły Ŝyciowej i towarzyszącego jej
magnetyzmu, musimy najpierw omówić jeden z najbardziej intrygujących i wielce charakterystycznych
elementów systemu psychologicznego stosowanego przez kahunów.
Doktor Brigham o wiele więcej dowiedział się o magicznych metodach stosowanych na Hawajach
w modlitwie śmierci niŜ o jakichkolwiek innych praktykach kahunów. Za chwilę przytoczę pewien
przypadek z jego Ŝycia, lecz najpierw muszę poczynić kilka uwag ogólnych.
Kahuni mieli szereg wierzeń, z których nie robili tajemnicy. Dzielili się ze zwykłymi ludźmi swoim
przekonaniem, Ŝe człowiek ma dwie dusze, lub duchy, zamiast jednej. Dawni misjonarze uwaŜali, iŜ
pomysł ten jest idiotyczny i nader śmieszny, godny jedynie pogan i dzikusów. Według nich bowiem
człowiek miał tylko jedną duszę i jego zadaniem było chronić ją i zbawić, o ile to moŜliwe. Wobec tego,
iŜ misjonarze ci przybyli na Hawaje w 1820 roku i jeszcze przez ponad pół wieku Freud nie odkrył
podświadomości, nikt nie poczytywał im za złe, Ŝe szydzą z wierzeń kahunów.
Kahuni poszli o krok dalej niŜ nowoczesna psychologia (z wyjątkiem najbardziej zaawansowanych
w tej dziedzinie myślicieli, wśród których był William McDougall, dawny nauczyciel doktora Rhine'a).
UwaŜali bowiem, iŜ podświadomość, jak ją teraz nazywamy, jest jedną duszą, a świadomość drugą.
Obie egzystują w ludzkim ciele. KaŜda z tych dusz (lub duchów, Ja czy teŜ psyche) odgrywa swoją
rolę w ogólnym procesie Ŝycia i myślenia.
KaŜda ma teŜ własne moŜliwości umysłowe. Dusza podświadoma (unihipili ) potrafi zapamiętywać,
ale ma tylko elementarną zdolność rozumowania; taką samą ma pies lub koń. Świadomość (uhane)
natomiast nie umie zapamiętywać myśli, jeśli dopuści do tego, Ŝe znikną z centrum jej uwagi. Musi
więc polegać na podświadomości, która potrzebne myśli przekazuje jej z powrotem w formie
wspomnień. Czasami podświadomość nie moŜe odnaleźć odpowiedniego wspomnienia i upływa wiele
czasu, zanim je odszuka. KaŜdy z nas miewał nieraz trudności z przypomnieniem sobie jakiejś nazwy,
aŜ nagle ni stąd ni z owąd pojawiała się ona w naszej głowie. Świadoma część umysłu ma dwie
zdolności sobie tylko przynaleŜne. Jedna z nich to umiejętność korzystania z woli w sensie
hipnotycznym (woli o wiele silniejszej niŜ elementarna wola podświadomego Ja). Druga – to uŜywanie
najwyŜszej ze znanych nam form rozumowania, czyli rozumowania indukcyjnego, które odróŜnia
człowieka od wszystkich zwierząt i czyni go najdoskonalszą istotą w świecie zwierzęcym.
Podświadomość przyjmuje sugestie hipnotyczne (lub mesmeryczne zabiegi) i reaguje na nie.
Świadomości natomiast nie moŜna zahipnotyzować. Podatna na sugestie podświadomość, która ze
swej natury jest w duŜym stopniu pozbawiona logiki, będzie akceptować i reagować nawet na sugestie
zupełnie absurdalne. Podczas występów cyrkowych, kiedy demonstruje się moŜliwości hipnozy,
wmawia się ludziom najbardziej absurdalne rzeczy o nich samych, co bawi i rozśmiesza zebraną
publiczność. (Niestety).

Przypadek 8
Posługiwanie się siłą Ŝyciową w modlitwie śmierci. Wiara w dwie dusze ludzkie:
podświadomość i świadomość

Uwagi wstępne:
Kiedy przebywałem na Hawajach, na całym świecie wystawiano akurat sztukę teatralną The Bird of
Paradise, robiącą reklamę Wyspom Hawajskim, wulkanom i kahunom z ich modlitwą śmierci. Trudno
było znaleźć turystę przybywającego do Honolulu, który nie oglądałby tej sztuki i nie wiedziałby o
uprawnieniu przez tubylczych kapłanów magii zmierzającej do spowodowania czyjejś śmierci.
Jedno z najczęściej stawianych przez turystów pytań dotyczyło skuteczności owej modlitwy
śmierci. Odpowiadano im zazwyczaj, Ŝe zgon poszczególnych osób nie ma nic wspólnego z tą
modlitwą. Ale czasem raczono ich dziwacznymi historyjkami o śmiercionośnej sile magii. Prawda zaś
wyglądała tak, Ŝe podczas mego kilkuletniego pobytu w Honolulu, kiedy to wielokrotnie odwiedzałem
Queen's Hospital i omawiałem z lekarzami pewne przypadki, z którymi mieli do czynienia w swej
pracy, nie było roku, by nie zmarła jedna lub więcej ofiar potęgi magii, mimo wszelkiej moŜliwej
pomocy medycznej. I rok po roku lekarze starej daty rozpoznawali w takich przypadkach znajome im
symptomy.
Na Hawajach istnieli kiedyś kahuni dysponujący rozmaitymi zdolnościami magicznymi, jednak z
czasem zaprzestali przekazywania z ojca na syna pradawnej wiedzy. Dlatego tak trudno ją dzisiaj
zrozumieć. Niektórzy byli zaledwie mediami spirytystycznymi. Inni byli prorokami, a jeszcze inni
potrafili panować nad wiatrami i pogodą. Niewielu było takich, co ogarnęli wszystkie, dziedziny magii,
a więc poza wymienionymi zdolnościami takŜe i cudowne uzdrawianie czy panowanie nad Ŝywiołami.
Między owymi wyspecjalizowanymi kahunami byli teŜ tacy, którzy oprócz kilku umiejętności
magicznych stosowali równieŜ modlitwę śmierci (anana).
Podstawą owej umiejętności był mechanizm tak dziwny i dla nas, ludzi białych, tak fantastyczny i
niewiarygodny, Ŝe zanim zrozumiemy wszystkie szczegóły wiedzy kahunów, musimy mocno wytęŜyć
naszą wyobraźnię.
Jak juŜ zostało wyjaśnione wcześniej, kahuni wierzyli, Ŝe człowiek ma dwie dusze. Dusza niŜsza,
czyli podświadoma, była pozbawiona logiki i podlegała sugestii hipnotycznej.
Chcąc zastosować modlitwę śmierci, kahuna musiał odziedziczyć po innym kahunie jednego lub
więcej podświadomych duchów. (Mógł teŜ, jeśli potrafił, zlokalizować jakieś błądzące podświadome
dusze, złapać je za pomocą sugestii hipnotycznej i podporządkować sobie).
W bardzo dawnych czasach jeńcom wojennym lub teŜ innym nieszczęśnikom podawano czasami
to, co z pewnością było potęŜną dawką sugestii hipnotycznej, a co sprawiało, iŜ po śmierci fizycznej
tych ludzi, ich duch podświadomości oddzielał się od świadomej części umysłu i w postaci zjawy
pozostawał na ziemi, by pełnić rolę straŜnika przy świętych kamieniach bądź tubylczych świątyniach
zdegradowanych form kahunaizmu. Bardzo moŜliwe, Ŝe niektórym z owych biedaków dawano
polecenie, by po egzekucji ich dusze słuŜyły kahunom w modlitwach śmierci.
W kaŜdym razie kahuni, o których mówimy, władali jednym lub kilkoma – zazwyczaj trzema –
takimi ujarzmionymi duchami podświadomości. Kiedy jakąś osobę miała z tych lub innych względów
dosięgnąć i zabić modlitwa śmierci, kahuna wzywał do siebie niewolnicze duchy i wydawał im
magiczne polecenia, by wchłonęły tzw. manę z posiłków i napojów postawionych na ziemi. Mata, na
której stały naczynia, otoczona była przedmiotami słuŜącymi do ceremonii, jak na przykład białymi
kamykami lub specjalnymi kawałkami drewna.
Owa mana była siłą Ŝyciową, o której juŜ mówiliśmy. Niewątpliwie kahuna przenosił ją ze swego
ciała na pokarm, napoje i przybory rytualne zwane papa, czyli „zakazane”. Sądzono, Ŝe wraz z maną
wydobywa się z pokarmów takŜe inne substancje, a szczególnie alkohol z dŜinu. (Przypomnijmy sobie
doświadczenie barona Fersona, kiedy to przenosił stan nietrzeźwości z człowieka pijanego na siebie).
Duchom podświadomym wydawano teŜ bardzo dokładne instrukcje, co mają dalej robić z ową siłą
pobraną z Ŝywności. Miały więc wyłowić zapach z włosów bądź części garderoby naleŜącej do
przyszłej ofiary i podąŜać za tym zapachem niczym pies za tropem. Kiedy juŜ dopadły ofiarę, miały
czekać na okazję, by wejść w jej ciało. Były do tego zdolne dzięki potęŜnej dawce siły Ŝyciowej, którą
otrzymały od swych zwierzchników i uŜywały jako wstrząsu paraliŜującego ofiarę. W jednym
przypadku udało się zapisać rozkaz, jakiemu duchy miały obowiązek się podporządkować. Brzmiał on
tak:

„O, Lono,

słuchaj mego głosu!

Oto jest plan:


ruszaj – i wnikaj;

wnikaj i zwijaj się;

zwijaj się i wypręŜaj”.

Słowa „zwijaj się” i „wypręŜaj” miały inne znaczenie, niŜ my nadajemy im dzisiaj. Chodziło o to, by
wejść w ciało przyszłej ofiary lub ściśle się do niej przyczepić. Wtedy siła Ŝyciowa nieszczęśnika
przechodziła na natrętne duchy i była magazynowana w ich duchowych ciałach (o których opowiemy
w odpowiednim czasie). Kiedy energia Ŝyciowa ofiary została całkowicie wyssana z jej stóp,
przychodziło wnet odrętwienie, które w ciągu trzech dni rosło i stopniowo obejmowało kolana, biodra,
a w końcu splot słoneczny i serce. Wtedy następowała śmierć.
Kiedy dzieło zniszczenia dobiegło kresu, duchy opuszczały cielesną powłokę człowieka, zabierając
ze sobą wielkie ładunki siły Ŝyciowej, i powracały do swoich panów.
Jeśli jakiś inny kahuna wybawił ofiarę z opresji, a duchy odesłał z powrotem do właściciela z
hipnotycznym nakazem, by zaatakowały swego pana, taki atak mógł mieć fatalne skutki dla tego
ostatniego. Chcąc więc uniknąć takiego niebezpieczeństwa, kahuna wysyłający duchy do akcji
zazwyczaj dokonywał przedtem magicznego rytuału oczyszczenia (kala). Lub teŜ, co zdarzało się
najczęściej, osobą odpowiedzialną za śmierć drugiego człowieka kahuna czynił tego, kto go wynajął,
kto kazał mu zesłać na ofiarę modlitwę śmierci i kto pragnął wymierzyć tak drastyczną karę. Ten
właśnie inicjator całej akcji doznawał ewentualnych ataków ze strony innego kahuny i na niego rzucały
się nienasycone duchy odesłane z powrotem od niedoszłej ofiary.
W przypadku dokonania zabójstwa zgodnie z planem, po zakończonej sukcesem misji duchy
wracały do swego pana, a ten kazał im bawić się tak długo, aŜ zuŜyły cały zasób siły Ŝyciowej
zabranej zabitemu. Zabawa owa przybierała najczęściej formę tego, co nazwalibyśmy „działaniem
poltergeist”. Polegało to na przesuwaniu mebli, rzucaniu rozmaitymi przedmiotami, na wrzaskach i
czynieniu ogólnego zamieszania. Kiedyś nocą doktor Brigham słyszał w chacie pewnego kahuny
wielki zgiełk. Potem powiedziano mu, Ŝe to duchy urządzały sobie zabawę.
śadne zwykłe wytłumaczenia mechanizmu modlitwy śmierci nie były prawdziwe. Nie polegał on ani
na stosowaniu jakiejś tajemniczej trucizny, ani teŜ na „umieraniu z zabobonnego strachu”. Prawie
nigdy bowiem ofiara nie wiedziała, iŜ ma być zabita za pomocą magii.
Aby zilustrować tę tezę, opowiem o dwóch przypadkach, w których element strachu nie odgrywał
Ŝadnej roli.

Opis przypadków:
(A) Młody Irlandczyk przybył do Honolulu, przywoŜąc ze sobą jedną z pierwszych nowoczesnych
taksówek. Był to prosty, pełen wigoru i pomysłów rudzielec, który nie bał się nikogo i niczego.
Jeszcze nie zdąŜył zadomowić się w mieście na dobre, a juŜ zdołał tak rozkochać w sobie piękną
Hawajkę, iŜ zerwała swe zaręczyny z tubylcem. Babka dziewczyny robiła wszystko, by zniszczyć ten
romans, gdyŜ wiedziała, Ŝe Irlandczyk nie ma wobec wnuczki uczciwych zamiarów. Posunęła się
nawet do rzucania gróźb i zwracania się do niebios, by zesłały na młodzieńca karę, jeśli nie zostawi
dziewczyny w spokoju.
Jak moŜna się domyślać, Irlandczyk nie czuł trwogi przed siłami niebieskimi. Miał z gruntu
racjonalny stosunek do Ŝycia, zresztą prawdopodobnie dawno przywykł juŜ do gołosłownych gróźb
rozzłoszczonych matek i babek. To pewne, iŜ pomstowania babki nie wywarły na nim najmniejszego
wraŜenia.
AŜ tu pewnego dnia jego stopy „zasnęły”. Próbował róŜnych sposobów, by przywrócić im dawną
Ŝywotność, lecz niestety, mrowiące odrętwienie powoli postępowało w górę. W ciągu dnia przeszedł
przez ręce dwóch lekarzy i w końcu wylądował w szpitalu.
Chwytano się róŜnych sposobów, by odkryć przyczynę bezwładu. Nic nie stwierdzono, a Ŝaden
zabieg nie odniósł skutku. Po pięćdziesięciu godzinach zdrętwienie sięgnęło do pasa. Kilku lekarzy,
wśród nich jeden z moich przyjaciół, zainteresowało się tym przypadkiem, nie potrafili jednak postawić
diagnozy, mogli tylko bezradnie rozkładać ręce. Wezwano wówczas starego lekarza, od lat
prowadzącego praktykę na wyspach, który od razu rozpoznał symptomy działania modlitwy śmierci.
Podejmując leczenie pacjenta, najpierw dokładnie go wypytał o niedawne wydarzenia. Wówczas
dowiedział się o historii z dziewczyną. Indagowany chłopak przypomniał sobie o groźbach babki,
chociaŜ uwaŜał je za bzdury, nie mające nic wspólnego z jego dziwaczną chorobą. Nic nie
powiedziawszy, mądry stary lekarz wybrał się z wizytą do starszej kobiety. Później krótko streścił
rozmowę, jaką z nią wówczas przeprowadził.
– Babko, wiem, Ŝe nie jesteś kahunką i Ŝe nie masz nic wspólnego z tą sprawą – powiedział
doktor. – Ale powiedz mi tak po przyjacielsku, czy moŜna coś zrobić, by ocalić tego chłopaka?
– No cóŜ – odpowiedziała babka – rzeczywiście nic nie wiem o tym przypadku i nie jestem
kahunką, jak pan wie. Ale myślę, Ŝe jeśli ten człowiek obieca, Ŝe odpłynie najbliŜszym statkiem do
Ameryki i nigdy tu nie powróci ani nawet nie przyśle Ŝadnego listu, to wtedy moŜe wyzdrowieje.
– Ręczę za to, Ŝe tak właśnie zrobi – odpowiedział lekarz.
– W porządku – rzekła babka niewzruszonym głosem.
Długo trzeba było wyjaśniać sytuację niedowierzającemu Irlandczykowi, lecz kiedy wreszcie, pojął,
w czym rzecz, wpadł w popłoch i gotów był zgodzić się na wszystko. Działo się to wczesnym
popołudniem. Jeszcze tej samej nocy był na nogach i mógł wsiadać na japoński statek płynący na
wybrzeŜe zachodnie.
(B) Następny przypadek podaję tak, jak go sobie zapisałem do notatnika krótko po spotkaniu z
doktorem Brighamem. Historię postaram się opowiedzieć jego własnymi słowami.
„Pojechałem do Napoopoo na Big Island – opowiadał doktor – tuŜ po ukończeniu tam budowy
muzeum. Planowałem wspinaczkę na Mauna Loa w poszukiwaniu tamtejszych roślin do mojej kolekcji.
Miała to być trzytygodniowa wycieczka z tubylczymi przewodnikami oraz bagaŜem.
Spędziłem w Napoopoo pięć dni, by zebrać ludzi i przygotować juczne zwierzęta. W końcu
wyruszyłem w towarzystwie czterech Hawajczyków, ośmiu koni i kilku mułów. Pogoda była piękna i nie
licząc zwykłych ówczesnych kłopotów, związanych z brakiem wytyczonych szlaków, podróŜ
przebiegała sprawnie.
Dotarłem do pustych obszarów leŜących ponad linią lasów tropikalnych i właśnie zbliŜałem się do
szczytu krateru Mauna Loa, gdy jeden z chłopaków zasłabł. Był to silny dwudziestoletni zuch.
Zostawiłem go wraz z jednym przewodnikiem, który miał się nim opiekować, a ja z resztą ludzi
powędrowaliśmy dalej na szczyt. Pomyślałem sobie, Ŝe zaszkodziła mu zmiana wysokości i Ŝe
wkrótce dojdzie do siebie.
Spędziliśmy w kraterze cały dzień. Wieczorem zeszliśmy do niŜszego obozu i do chorego
chłopaka. LeŜał wyprostowany na kocu, był tak słaby, Ŝe nie mógł się podnieść. Postanowiłem
przenieść go następnego ranka niŜej. Miałem właśnie zasiąść do kolacji, kiedy podszedł do mnie
jeden ze starszych przewodników.
»Źle z nim« – powiedział. Z jego niejasnych, wymijających słów wywnioskowałem, Ŝe Hawajczycy
byli przekonani, iŜ chłopak jest ofiarą modlitwy śmierci. Nie bardzo chciało mi się w to wierzyć,
podszedłem jednak do biedaka i zapytałem:
»Czy myślisz, Ŝe ktoś modli się o twoją śmierć?«
»Nie! Nie!« – krzyknął przeraŜony, w obawie o swoje Ŝycie. Zapytałem go jeszcze, czy miał jakichś
wrogów, którzy chcieliby jego śmierci. Nikt taki nie przychodził mu na myśl. Pełen trwogi pragnął, bym
stwierdził, Ŝe przyczyną jego słabości jest duŜa wysokość.
Zbadałem go jeszcze raz, ale nie znalazłem nic szczególnego poza zwykłymi objawami powolnego
paraliŜu kończyn dolnych i niebezpieczeństwem ogólnej zapaści, a więc symptomami związanymi z
modlitwą śmierci. W końcu doszedłem do przekonania, Ŝe stary przewodnik miał rację i Ŝe działa tu
potajemnie jakiś kahuna. Kiedy głośno wyraziłem moje podejrzenie, wszyscy niezmiernie się
przerazili, bo nagle zdali sobie sprawę, Ŝe cała grupa moŜe zostać uśmiercona.
Powróciłem do mojej kolacji i jeszcze raz wszystko przemyślałem. Tymczasem jeden z męŜczyzn
rozmawiał z chłopakiem. Uzyskał od niego kilka interesujących informacji. OtóŜ dom chłopca
znajdował się po nawietrznej stronie Wysp Hawajskich, w malutkiej, oddalonej od drogi wsi, połoŜonej
w wąskiej dolinie wybiegającej w morze. Małe było prawdopodobieństwo, Ŝe jacyś biali (haoles) trafią
do tej wioski, a stary kahuna, który tam zamieszkiwał, starał się izolować miejscowych ludzi od reszty
świata, tak by Ŝyli według dawnych zasad i obyczajów. Między innymi zakazał im stykać się z haoles
pod groźbą zesłania modlitwy śmierci. Kilka miesięcy temu chłopak opuścił rodzinny dom i zamieszkał
w Kona. Miał tam wszystko, co trzeba, ale zapomniał o zakazie kahuny.
Do czasu mego przyjazdu do Napoopoo młodzieniec mieszkał tylko ze swymi hawajskimi
przyjaciółmi i nie miał styczności z białym człowiekiem – przynajmniej nie w interesach. Kiedy
wynajmowałem męŜczyzn na wyprawę w góry, przyłączył się do nas bez chwili namysłu. Nie pomyślał
nawet, Ŝe zakaz nadal obowiązuje, takŜe poza granicami wioski.
Kiedy słuchałem tego, narastał we mnie gniew. W tamtych latach irytowałem się wcale nie mniej
niŜ dzisiaj, kiedy ktoś krzywdzi moich bliskich. Siedziałem tam z pragnieniem dorwania kahuny w
swoje ręce, świadom faktu, Ŝe moŜe nadejść kres mojej wyprawy, jeśli chłopak umrze i będę musiał
odtransportować go na wybrzeŜe.
Kiedy rozmyślałem o całej tej historii, podszedł do mnie stary przewodnik i w imieniu wszystkich
podsunął mi doskonały pomysł. Zwrócił mi uwagę na okoliczność, Ŝe Hawajczycy uwaŜają mnie za
wielkiego kahunę, potrafiącego nawet chodzić po ogniu. Dla niego było rzeczą całkiem prostą i
naturalną, Ŝe powinienem zaradzić tej sytuacji, wymodlić śmierć dla kahuny z wioski i ocalić chłopaka.
MęŜczyźni czekali, a ja widziałem w ich oczach ufność. Wierzyli, Ŝe zdołam odwrócić modlitwę
śmierci i wszystko będzie dobrze. W ten sposób zostałem przyparty do muru. Przez lata blefowałem, a
teraz otrzymałem wyzwanie. Poczułem się bardzo nieswojo. Jeślibym odmówił wykonania tego, co do
mnie naleŜało, byliby pewni, Ŝe boję się kahuny i nie jestem taki twardy, jakiego udawałem.
Zawsze byłem bardzo dumny i na myśl o tym, Ŝe mogę być wzięty przez moich ludzi za tchórza,
postanowiłem spróbować swych sił i odwrócić modlitwę śmierci, kierując ją do kahuny. Kto wie, moŜe
jest to najłatwiejsza rzecz, jaką zdolny jest wykonać mag amator? Czary zostały zainicjowane,
udzielono duchom wskazówek i wysłano je do ofiary. Ja musiałem tylko uŜyć jakichś powaŜnych
argumentów, by bezrozumne istoty przeciągnąć na swoją stronę, a następnie całym wysiłkiem woli
odesłać je z powrotem do ich pana i zmusić, by go zaatakowały. Czułem, iŜ nie będzie to trudne, bo
chłopak nie popełnił przecieŜ Ŝadnego prawdziwego grzechu.
Dawno juŜ odeszliśmy od miejsca, gdzie rośnie ti, uŜywane do ceremonii „odkurzania” pacjenta, by
wypędzić z niego złe duchy, a zresztą tak naprawdę nigdy nie wierzyłem w skuteczność tej rośliny.
Poza tym byłem zły i zniecierpliwiony. Wstałem więc i oświadczyłem: »Wszyscy wiecie, Ŝe jestem
potęŜnym kahuną, prawda?«. Przytaknęli z entuzjazmem. »A więc patrzcie na mnie!« – rzekłem
podniesionym głosem i podszedłem do chłopaka.
Cała sztuka polegała na tym, Ŝeby znaleźć jakiś przebiegły argument, na tyle chytry, by duchy
uwierzyły, iŜ ich pan musi być wcielonym diabłem, kaŜąc im zabić czystego i niewinnego człowieka.
Wiedziałem, Ŝe jeśli je przekonam i doprowadzę do takiego stanu, iŜ będą wielce wzburzone i gotowe
do buntu, odniosę sukces. Oczywiście musiałem brać pod uwagę moŜliwość, Ŝe kahuna poddał się
samooczyszczeniu (kala). Wydawało się to jednak raczej mało prawdopodobne, bo przecieŜ nie
spodziewał się, Ŝe odeślę mu jego własną modlitwę śmierci. Wątpliwe zresztą, czy w ogóle
kiedykolwiek o mnie słyszał, mieszkając gdzieś daleko na odludziu.
Stanąłem nad chłopakiem i zacząłem przedkładać duchom rozmaite argumenty. Przemawiałem
gładko jak wytrawny polityk. Chwaliłem je, mówiąc, jakie są dobre i wspaniałe, jakie mądre i
zasłuŜone. I tak powoli przeszedłem do uświadamiania im, w jak przykrej i smutnej są sytuacji.
Zamiast iść do pięknego, cudownego nieba, które na nich czekało, dostały się w ręce kahuny, który
zrobił z nich niewolników. Tłumaczyłem, w jaki sposób zostały schwytane i ujarzmione. Podkreślałem,
jak niewinny i porządny jest chłopak, a jak okrutny ich kahuna. Jeszcze dziś uwaŜam, Ŝe moje
argumenty były arcydziełem sztuki przekonywania i dyplomacji. Kiedy w patetycznych słowach
przedstawiałem tragiczne połoŜenie duchów, nawet wzruszeni Hawajczycy od czasu do czasu z cicha
pochlipywali.
Na koniec postanowiłem skierować duchy przeciwko kahunie, by go zniszczyły. Gotów byłem
wydać im natychmiastowy rozkaz powrotu do niego z dziesięciokrotnie wyŜszym wyrokiem, niŜ on
wydał na biednego chłopca. Potrafiłem wtedy ryczeć jak dziki byk. Dziś jeszcze potrafię!”. (Tutaj doktor
odrzucił głowę w tył i wrzasnął tak głośno, aŜ dom zadrŜał w posadach). „Właśnie takim rykiem
wydałem duchom rozkazy. Grzmiałem tak donośnie, Ŝe przeraziłem nasze konie i muły. Ludzie
odskoczyli w popłochu, a chłopak zaskomlał jak przeraŜone dziecko.
Był to dla mnie potęŜny wysiłek umysłowy, emocjonalny i fizyczny. W ten rozkaz włoŜyłem kaŜdą
cząstkę mej woli i całą swą koncentrację. Powtórzyłem go po trzykroć, po czym usiadłem obok
młodzieńca, drŜąc i ociekając potem.
Cały czas skupiałem myśli na moim planie, pilnując, by nic nie odwiodło mnie od zrodzonego z
determinacji postanowienia. Za wszelką cenę pragnąłem ujrzeć, jak duchy wypełniają moje rozkazy.
Zapadł zmrok, na niebie pojawiły się gwiazdy. Chłopiec leŜał i spokojnie czekał. MęŜczyźni
obserwowali mnie z bezpiecznej odległości, z wyrazem napiętego oczekiwania na twarzy i ze
strachem w oczach. Co jakiś czas zdawało się, iŜ wokół nas dzieje się w powietrzu coś
niesamowitego, Ŝe walczą ze sobą jakieś nieziemskie siły.
Mijała właśnie najdłuŜsza godzina mojego Ŝycia, gdy nagle poczułem, Ŝe dzieje się coś dziwnego.
Wydało mi się, Ŝe w mgnieniu oka zniknęło napięcie w powietrzu. Odetchnąłem głęboko. Po kilku
minutach dobiegł mnie cichy szept chłopca: »Wawae... maikai« (Moje nogi... w porządku).
Miałem wówczas ochotę triumfalnie krzyczeć. Szybko przystąpiłem do masowania drŜących nóg
chłopca, które reagowały na mój dotyk tak, jak gdyby były uprzednio zamarznięte, a teraz stopniowo
zaczynały się rozgrzewać. Powoli wróciło normalne krąŜenie i czubki palców mogły się poruszać.
Ludzie stłoczyli się wokół mnie, gratulując mi nieśmiało i jakby z bojaźnią. Był to szczytowy moment w
mojej karierze jako kahuny. Po upływie godziny chłopak juŜ wstał i zabrał się do jedzenia swego poi.
Ale to nie koniec tej historii. OtóŜ miałem wtedy przyjemne wraŜenie, Ŝe na zawsze połoŜyłem
czemuś kres. Chciałem sprawdzić skutki mego wyczynu i zobaczyć, co stało się z kahuną.
Postanowiłem więc skrócić wyprawę, by zejść do wioski chłopaka – i tak zresztą nie mogłem znaleźć
tutaj interesujących okazów do mego zbioru roślin.
W ciągu kilku dni, kiedy jeszcze obozowaliśmy na szczytach gór, szybko obejrzeliśmy najbliŜsze
okolice. Jeden nocleg spędziliśmy nad jeziorem na Mauna Loa. Dniem paliło nas słońce, a nocą
trzęśliśmy się z zimna.
Po jakimś czasie dotarliśmy do niŜej połoŜonej okolicy na północnym zboczu gór. Woda była tu
łatwiej dostępna, ale teren był strasznie nierówny i porośnięty gęstymi lasami. W końcu zeszliśmy na
brzeg oceanu i natrafiliśmy na szlak, który powiódł nas wzdłuŜ urwiska, raz górą po skałach, raz dołem
przez doliny i wąwozy.
Późnym popołudniem wyszliśmy z gąszczy i znaleźliśmy się w jasnej, pięknie połoŜonej dolinie.
Pracowały tam przy uprawie taro dwie kobiety. Kiedy przechodziliśmy obok, spojrzały na mnie i na
chłopaka i nagle z krzykiem rzuciły się do ucieczki. Poszliśmy w tamtym kierunku i wkrótce oczom
naszym ukazało się skupisko chałup krytych trawą. Nigdzie nie było widać Ŝywego ducha. Usiadłem
przed duŜą chatą, gdzie mieszkał kahuna, i czekałem. Chłopak wszedł do środka.
Słyszałem, jak wołał przez jakiś czas, ale nikt mu nie odpowiadał. Zaraz teŜ wrócił z powrotem z
wiadomościami. OtóŜ tej nocy, kiedy zesłałem na kahunę modlitwę śmierci, on spał. Obudził się
wówczas z krzykiem i wybiegł szukać liści ti. Zaczął się nimi wachlować, by odpędzić duchy. CięŜko
dysząc wykrzykiwał do ludzi, co się z nim stało. ZlekcewaŜył oczyszczenie się (kala) i biały kahuna
zdobył nad nim przewagę. Po paru chwilach upadł na ziemię, zaczął rzęzić i piana wystąpiła mu na
usta. Do rana juŜ nie Ŝył.
Ludność była pewna, Ŝe oto przyszedłem teraz zgładzić całą wioskę. Kazałem chłopakowi, by
wrócił i wyjaśnił im, Ŝe ja dokonałem juŜ swojej zemsty i jeśli będą się dobrze sprawować, potraktuję
ich jak swoich przyjaciół.
Czekaliśmy jakiś czas, aŜ przyszedł wódz wraz ze swoją gromadą. Nie wyglądał wcale na
zadowolonego, a większość kobiet była śmiertelnie przeraŜona. Wkrótce jednak uspokoiłem ich
wszystkich i od razu zostaliśmy wielkimi przyjaciółmi. Rzeczywiście, uznali mnie prawie za swego. Nie
widać było, by ktokolwiek miał do mnie Ŝal o to, Ŝe zabiłem kahunę – to wszystko było dla nich częścią
gry.
Niektóre konie były przemęczone, przyjęliśmy więc zaproszenie na nocleg i na posiłek. Wydano dla
nas luau (ucztę, która, zwaŜywszy na ubóstwo mieszkańców wioski, była wcale niezła. Nie mieli co
prawda świń, ale pies okazał się równie smaczny jako danie mięsne (poi). Nigdy nie przepadałem za
psami, ale cóŜ, jako pełnowartościowy kahuna, nie wahałem się długo. Ja i moi nowi przyjaciele
zostaliśmy braćmi.
W tej całej sprawie nigdy nie mogłem zrozumieć jednej rzeczy. Stary kahuna za pomocą środków
magicznych odkrył, Ŝe wynająłem chłopaka na wyprawę, a nie odkrył, Ŝe ja sam stałem się kahuną i
zsyłałem na niego jego własną modlitwę śmierci. Jedynym wytłumaczeniem moŜe być tu okoliczność,
Ŝe tej nocy wcześnie poszedł do łóŜka i od razu zasnął.
Inna rzecz, która wydaje się pewna: ów kahuna naleŜał do klasy dość potęŜnych magów, tylko tacy
bowiem dobrze opanowali sztukę widzenia na odległość. Nie mogę zatem pojąć, dlaczego wtedy nie
przewidział swej przyszłości. MoŜe niezupełnie jeszcze był do tego zdolny”.

Komentarz:
U kahunów istnieje jeszcze inna metoda magicznego powodowania śmierci znana jako kuni, czyli
spalenie. Zdaje się, iŜ był to sposób rzadko stosowany w dawnych czasach. Polegał on na tym, iŜ
najpierw przeprowadzano obrządek palenia włosów lub innych elementów z ciała ofiary, po czym
popiół wrzucano do morza. Nie dysponuję Ŝadnymi wiarygodnymi informacjami w tej sprawie. Po
prostu przy okazji wspominam tu o tym, bo być moŜe w wyŜej opisanej praktyce jest jakiś waŜny
szczegół, który w późniejszych badaniach moglibyśmy przeoczyć.
Kahuni uwaŜali, Ŝe moŜliwość zabicia jakiejś osoby za pomocą magii zaleŜy od tego, czy przyszła
ofiara ma głębokie poczucie winy, wynikające ze złych uczynków wobec bliźnich, czy teŜ takiego
poczucia nie ma. Ów kompleks winy ułatwia duchom podświadomości (unihipilii atak, natomiast
podświadomy duch ofiary nie mającej takiego kompleksu będzie skutecznie odpierać napastujące go
złe duchy.
Od dawien dawna praktykowano (lub tylko usiłowano praktykować) pewien rodzaj magii,
polegającej na wykonywaniu lalek lub podobizn przyszłych ofiar, a następnie wbijaniu w nie szpilek, po
jednej szpilce kaŜdego dnia. Pomysł został zaczerpnięty z przekonania o istnieniu specjalnej,
wzajemnej więzi między lalką a ofiarą. Sądzono więc, Ŝe zabiegi poczynione na tej pierwszej wywołują
w odpowiednim czasie magiczną reakcję, powodującą śmierć ofiary. ChociaŜ owe praktyki miały
prawdopodobnie małą skuteczność, nie moŜna ich pogardliwie pomijać. Poruszamy się bowiem w
dziedzinie niezbadanej, ba, znajdujemy się zaledwie na jej dalekim pograniczu. Musimy zatem brać
pod uwagę wszystkie źródła informacji, aby nie przegapić drogi prowadzącej do pełnego zrozumienia
takich zjawisk jak np. natychmiastowe uzdrowienia.

Siła Ŝyciowa, czyli mana kahunów, ma trzy stopnie intensywności. JeŜeli jest to siła elektryczna, co
potwierdzają ostatnie eksperymenty, moŜemy zasadnie stwierdzić, iŜ te trzy rodzaje intensywności
many znane kahunom to nic innego jak stopnie napięcia elektrycznego.
Wszystkim trzem rodzajom napięcia kahuni dawali jedną ogólną nazwę – mana. Duch
podświadomości posługiwał się niskim napięciem. Świadomość jako „wola”, czyli siła hipnotyczna,
korzystała z wyŜszego napięcia określanego manamana. Istniało teŜ najwyŜsze napięcie znane jako
mana-loa, czyli „siła o najwyŜszej mocy”. Sądzono, iŜ z tego rodzaju napięcia moŜe korzystać tylko
nadświadomość współdziałająca z dwoma niŜszymi duchami, by razem z nimi tworzyć trójistotę
ludzką.
Od jakiegoś czasu prowadzi się badania Ŝywej elektryczności, podłączając specjalne przewody do
skóry głowy i do ciała. Następnie, na bardzo czułych przyrządach mierzy się elektryczne ładunki
przenoszone po drutach.
Na stronach magazynu „Life” z 18 października 1937 roku znajdujemy niektóre wyniki testów wraz
z wykresami i mapkami. Stwierdzono, iŜ w ciele ludzkim występują dwa rodzaje napięcia
elektrycznego: niskie – w tkankach ciała i wyŜsze w korze mózgowej. Stąd wywnioskowano, Ŝe cały
proces myślenia polega na działaniu siły Ŝyciowej o wysokim napięciu.
Kahuni wszystkie procesy myślowe wiązali z maną. Słowo mana-o znaczy „myśleć”, przyrostek o
dodano tu po to, by wskazać, iŜ umysł posługuje się maną do wytwarzania myśli lub pojęcia.
Z tego, co zostało tu powiedziane, wynika jasno, iŜ staroŜytni kahuni byli świetnymi psychologami.
Znali juŜ podświadomość jako dwa duchy i znali dwa napięcia elektrycznej siły Ŝyciowej, które dzisiaj
zwiemy „falami ciała” i „falami mózgowymi”. Kahuni odkryli takŜe ducha nadświadomości i pewien
rodzaj najwyŜszego napięcia siły Ŝyciowej, którym on się posługuje. ChociaŜ owe ostatnie czynniki nie
są jeszcze opisane i zbadane przez nowoczesną naukę, prawdopodobnie wkrótce to nastąpi. W
naszych obecnych badaniach trzeba wziąć pod uwagę wiele materiałów dowodzących skuteczności i
zasadności psychologii kahunów. (Nigdy nie naleŜy zapominać, Ŝe ów system psychologii, nawet jeśli
nie był kompletny i spójny co do najdrobniejszych szczegółów, umoŜliwiał takie wyczyny jak chodzenie
po ogniu. Jest to system, który działa, i nie moŜemy spocząć na laurach, zanim go całkowicie nie
zbadamy i nie będziemy umieli go stosować).

Albo siła Ŝyciowa, albo siła magnetyczna powstająca dzięki obecności siły Ŝyciowej w komórkach
ciała wywołują jeszcze inne niezwykłe efekty.
Eksperymenty przeprowadzone we Francji ze słynnym medium pokazały, Ŝe moŜna zapobiec
psuciu się mięsa i ryb, poddając je procesowi „magnetyzowania”. Dzięki temu cytrusy i inne owoce, a
takŜe warzywa, nie psuły się, tylko powoli wysychały.
Inne eksperymenty dowiodły, iŜ siłę Ŝyciową moŜna przez jakiś czas magazynować w rozmaitych
materiałach, jak na przykład w drzewie, papierze, tkaninach. TakŜe woda pobiera i przechowuje
ładunki elektryczne, natomiast szkło nie.

Rozdział V
Trzy dusze lub duchy człowieka, z których kaŜdy posługuje się własnym napięciem siły
Ŝyciowej. Trzy duchy występujące wspólnie i osobno
Wracając do naszego schematu trzech punktów orientacyjnych wyznaczających staroŜytny system
zwany Tajemnicą, musimy stwierdzić, Ŝe rozwaŜyliśmy do tej pory jego pierwszy czynnik, czyli SIŁĘ.
Przystąpimy teraz do zbadania drugiego elementu, jakim jest ŚWIADOMOŚĆ kierująca ową siłą.
(Później podejmiemy próbę opisania czynnika trzeciego, a więc SUBSTANCJI, dzięki której
świadomość kieruje siłą).
Jeśli kahuni mieli rację, twierdząc, iŜ świadomość ludzka składa się z dwóch osobnych duchów na
naszym poziomie i trzeciego ducha nadświadomości, pełniącego funkcję, by tak rzec, Anioła StróŜa, to
zaiste trudno jest przecenić ogromne znaczenie tej teorii dla współczesnej wiedzy psychologicznej.
Koncepcja kahunów skłania nas zatem do zrewidowania naszych dotychczasowych poglądów
religijnych na duszę ludzką. Jeśli uznamy, iŜ prawdziwe są twierdzenia kahunów, Ŝe człowiek ma w
sobie dusze, z których pierwsza, stojąca na niŜszym poziomie rozwoju, dopiero co wyszła z królestwa
zwierząt, a druga, bardziej rozwinięta, juŜ od dawna sytuuje człowieka zupełnie, poza tym królestwem
jako istotę róŜną i odmienną, wówczas będziemy równieŜ zmuszeni zmodyfikować naszą koncepcję
zbawienia. Wtedy bowiem logiczny byłby wniosek, Ŝe człowiekowi potrzebne są dwa rodzaje
zbawienia, osobne dla kaŜdej z dwóch dusz, poniewaŜ stoją one na róŜnych szczeblach rozwoju.
Religijne pojęcia karmy i reinkarnacji równieŜ trzeba będzie skorygować z tego samego powodu – aby
dostosować je do teorii o dwóch niejednakowo rozwiniętych duszach, nie mówiąc juŜ o pogodzeniu
tych pojęć z koncepcją nadświadomości, która jest najstarszym i najbardziej doskonałym ze
wszystkich trzech ludzkich Ja czy duchów (zwanym aumakua, czyli „duchem rodzicielskim”).
Dzięki temu dawnemu i praktycznemu systemowi psychologicznemu moŜemy ujrzeć siebie samych
w jaśniejszym świetle, chociaŜ prostotę owego systemu często zastępujemy skomplikowanymi
dogmatami o trójjedności istoty. Religia wpoiła nam wiarę w Boga w Trójcy jedynego, ale najwyraźniej
zatraciliśmy zupełnie wizerunek człowieka jako podobnej trójistoty. Tak skomplikowane pojęcie stanie
się jaśniejsze i łatwiejsze do uchwycenia, jeŜeli zawsze będziemy mieć na względzie okoliczność, Ŝe
niŜsza lub zwierzęca dusza ludzka, unihipili, przyjęła na siebie funkcję pamięciową człowieka, ale ma
słabsze moŜliwości rozumowania. Natomiast duch świadomości, czyli uhane, nie potrafi zapamiętywać
potrzebnych mu informacji, lecz ma za to zdolność rozumowania indukcyjnego.
Poza dowodami, o których mówiliśmy przy okazji omawiania modlitwy śmierci, mamy teŜ inne,
świadczące na rzecz wyŜej wspomnianej koncepcji.
ChociaŜ nowoczesne badania parapsychiczne utoŜsamiły duchy osób zmarłych tylko z dwoma
rodzajami zjaw, a mianowicie z poltergeistami i ze zwykłymi „duchami”, to zebrane przez nas
informacje dotyczące wszystkich zachowań duchów wskazują bardzo jasno, Ŝe istnieje z pewnością o
wiele więcej ich rodzajów. KaŜdy typ duchów dysponuje własnym napięciem siły Ŝyciowej i odrębnymi
zdolnościami intelektualnymi (lub teŜ brakiem pewnych zdolności).
Kahuni dawno juŜ przeprowadzili klasyfikację nieziemskich zjaw. PoniewaŜ dla nas, ludzi Zachodu,
jest to rzecz zupełnie nowa, a owa klasyfikacja jest w tym samym stopniu interesująca, co i
niezmiernie waŜna, pozwolę sobie wymienić kilka rodzajów duchów, które moŜna spotkać podczas
seansów spirytystycznych.

Rodzaje duchów i zjaw występujących w nauce kahunów


1. Zwykły duch osoby zmarłej. Składa się z podświadomości i świadomości, tak samo jak za Ŝycia.
Umie myśleć i zapamiętywać jak kaŜdy normalnie Ŝyjący człowiek i posługuje się tymi samymi siłami
Ŝyciowymi co on.
2. Duch podświadomości człowieka odcięty za sprawą jakiegoś wypadku lub choroby od
towarzyszącego mu przedtem ducha świadomości. To oddzielenie moŜe nastąpić przed lub po śmierci
człowieka. Duch ten moŜe doskonale zapamiętywać, jednakŜe ze swej strony jest nielogiczny, a jego
zdolność rozumowania oparta jest jedynie na dedukcji, tak jak u zwierząt. Reaguje na sugestie
hipnotyczne. Zachowuje się jak dziecko i często występuje w postaci bawiącego się poltergeista, czyli
ducha hałasującego. Uwielbia uczestnictwo w seansach spirytystycznych, kiedy to powoduje
wirowanie stolików. Próbuje odpowiadać na pytania i zazwyczaj daje takie odpowiedzi, które stawiają
go w rzędzie kłamców. Lubi naśladować zmarłych krewnych osób, które siedzą przy stoliku.
3. Duch świadomości odłączony od ducha podświadomości przed lub po śmierci fizycznej
człowieka. Duch ten nie umie zapamiętywać, dlatego teŜ jest zjawą niemal całkowicie bezradną.
Włóczy się bez celu. Nieraz daje o sobie znać, a czasami nawet moŜna go zobaczyć. Zawsze jednak
zachowuje się jak „błąkająca się dusza”, póki nie doczeka się wyzwolenia i nie połączy z jakimś
duchem podświadomości, który obdarzy go swą umiejętnością zapamiętywania. Często zdarza się
tak, Ŝe ocalony duch świadomości (uhane) otrzymuje od swego wybawiciela pewien zasób
wspomnień. Wspomnienia te pochodzą z Ŝywota, w którym uprzednio uczestniczył duch
podświadomości, natomiast jego obecny towarzysz nie brał w nim Ŝadnego udziału.
4. Duchy nadświadomego rodzaju. Wśród nich są teŜ zjawy, które moŜna nazwać „duchami
przyrody” czy teŜ, według terminologii teozoficznej, „duszami grupowymi”. Dysponujemy bardzo
niejasnymi d niejednoznacznymi informacjami na temat tej klasy duchów, chociaŜ kahuni twierdzili, Ŝe
często biorą one udział w czynnościach dwóch niŜszych dusz, unihipili i uhane. Pomagają im teraz w
ich spektakularnych wyczynach.

Do czasu ponownego odkrycia psychologicznego systemu kahunów mieliśmy do czynienia jedynie


z mało wiarygodnymi i niezadowalającymi wyjaśnieniami takich zjawisk jak rozdwojenie jaźni,
rozszczepienie osobowości i inne typy obsesji.
To fantastyczne i pasjonujące, kiedy widzi się, jak ten stary system doskonale przystaje do naszej
wiedzy o takich przypadkach. Pozwolę sobie przytoczyć niektóre powszechnie znane informacje z tej
dziedziny.

Przypadek 9
Rozszczepienie osobowości

Uwagi wstępne:
Teksty źródłowe: William McDougall, Outline of Abnormal Psychology, wyd. Scribner's 1926;
Encyclopaedia Britannica (13 wydanie), artykuł o rozszczepieniu osobowości.
UŜyty tutaj termin „osobowość” nie jest jeszcze w pełni zdefiniowany przez naukę psychologii.
Jung, który badając podłoŜe kompleksów, idzie w ślady Freuda, opisuje to pojęcie, cofając się do jego
łacińskich źródeł: persona- to rodzaj maski zakładanej przez aktorów w momencie zmiany jednej roli
na drugą. Podobna zmiana występuje w przypadkach rozdwojenia jaźni, a dotyczy osobowości,
indywidualności, cech które róŜnią jedną ludzką istotę od innych.
Opisując zmiany osobowości, naukowcy czynili niewielką róŜnicę między podświadomością a
świadomością – dwiema częściami składowymi psychiki uznanymi przez większość badaczy.
Jung pierwszy przeprowadza takie rozróŜnienie. Słowem anima (łac. dusza, tchnienie, w jęz.
francuskim przekształcone w animal-zwierzę) określa podświadomość, a słowem persona –
świadomość.
Bardziej odpowiednim terminem dla zjawiska, którym zamierzamy się teraz zająć, byłby termin
„rozszczepienia anima i persona” zamiast „rozszczepienie osobowości”.
W opisywanych niŜej przypadkach naleŜy zwrócić uwagę na trzy następujące objawy: (1)
pojawienie się lub zniknięcie bądź świadomości, bądź teŜ tylko podświadomości w momencie, gdy
nagle zmienia się osobowość; (2) pojawienie się lub zniknięcie obu tych czynników razem oraz (3) czy
kolejno zmieniające się osobowości zachowują jakieś wspomnienia w ich nie zmienionym kształcie.
Jeśli twierdzenie kahunów – Ŝe tylko podświadomość potrafi zapamiętywać – jest słuszne, to
badając pamięć pacjenta w jego poszczególnych wcieleniach, będziemy mogli stwierdzić, który z
dwóch wymienionych wyŜej elementów zostaje, a który odchodzi.
International Dictionary Webstera określa zjawisko rozszczepienia osobowości jako paranormalny
stan umysłu. Według mnie jest to raczej nienormalny stan ciała, do którego wchodzą po kolei róŜne
osobowości, a nie nienormalny stan owych osobowości. KaŜdy umysł, kiedy przebywa w ciele, jest
absolutnie normalny. O stanie paranormalnym moŜemy mówić wtedy, kiedy umysł ma luki w pamięci z
okresu, gdy przebywał poza ciałem lub kiedy spał.
Określenia stosowane do opisywania stanów świadomości występujących przy rozszczepianiu
jaźni są następujące: osobowość odcięta od kontroli nad ciałem i mózgiem nazywa się „odłączoną”;
pierwotna osobowość w ciele nazywa się „naturalną”, a ta, która ją zastępuje, „wtórną”; osobowość
czasowo sprawująca rządy nad ciałem i umysłem jest osobowością „dominującą”, natomiast te
osobowości, które kiedyś pojawiły się i zniknęły lub które jeszcze się nie pojawiły, to osobowości
„utajone”. ,
W przypadkach zmiany osobowości mamy do czynienia tylko z dwiema kolejno następującymi po
sobie osobowościami. Jeśli występuje wówczas zjawisko „obustronnej amnezji”, Ŝadna z osobowości
nie pamięta faktów z okresu, kiedy ciałem władała druga osobowość. Jeśli taka amnezja nie zachodzi,
jedna lub obie osobowości mogą pamiętać, co działo się w ciele w czasie ich nieobecności. Stosując
sugestię hipnotyczną, hipnotyzer potrafi zazwyczaj wyprowadzić jedną lub więcej osobowości ze stanu
utajenia i skłonić je do odpowiedzi na zadane pytania. Z reguły odpowiedzi te nie są zbyt logiczne, ale
wcale nie wynika to stąd, iŜ pochodzą od chorej umysłowości. Takie informacje wyrzuciłaby z siebie
kaŜda zdrowa podświadomość, o ile oczywiście byłyby w niej zgromadzone.
Nie jest to zjawisko nowe i nieznane. JuŜ od wieków ludzie zmieniali swą osobowość, bywali
„opętani”. Chodzi tu głównie o przypadki obłędu i innych chorób umysłowych, ale nie tylko. Zajmiemy
się teraz właśnie takimi przypadkami, gdzie nie stwierdzono Ŝadnych objawów chorobowych.

Opis przypadku:
Omówię w skrócie kilka typowych przykładów opisanych we wspomnianej źródłowej ksiąŜce
McDougalla.
Ksiądz W.S. Plumer pierwszy opisał następujący przypadek w „Harper's Magazine” w 1860 roku:
Mary Reynolds, normalna, zdrowa osiemnastolatka od roku często miewała napady lenistwa i
roztargnienia. Pewnego dnia, kiedy siedziała na łące czytając ksiąŜkę, straciła przytomność. Gdy się
ocknęła, była ślepa i głucha. Ten przykry stan minął dopiero po trzech miesiącach. Któregoś ranka nie
moŜna jej było w Ŝaden sposób obudzić. W końcu po kilku godzinach obudziła się sama – wszystkim
wydała się nowo narodzonym, nic nie umiejącym dzieckiem. Potrafiła jednak powtarzać niektóre
słowa. Ucząc się z niezmierną łatwością, „dziecko” zaczęło szybko rozwijać się intelektualnie i myśleć
jak podlotek. Po kilku tygodniach zniknęła wtórna osobowość, ustępując miejsca powracającej
osobowości naturalnej. Przez kilka lat występowała wymiana owych osobowości, a osobowość
„dziecka” w tym czasie dorastała. śadna z osobowości, jako dominująca, nie miała pamięci i wiedzy o
działalności tej drugiej z okresu jej panowania nad ciałem i umysłem dziewczyny.
Profesor Janet opisuje inny przypadek, w którym jedna ze zmieniających się osobowości znała
pamięć drugiej: Felida zaczęła zmieniać osobowość w wieku trzynastu lat. Była dzieckiem
histerycznym, ale osobowość wtórna odmieniła ją całkowicie. Osobowość ta pamiętała wszystkie
wspomnienia tej pierwszej, lecz osobowość naturalna nie wiedziała nic o tej drugiej.
Najbardziej znane studium doktora Mortona Prince'a nosi tytuł Beauchamp Case. Autor opisuje, jak
w wieku osiemnastu lat pewna dziewczyna zaczęła zmieniać osobowość. Zmiana ta dokonywała się
latami – w sumie zanotowano pięć kolejnych zmian. Za kaŜdym razem kobieta była kimś zupełnie
innym, a jej pamięć stanowiła plątaninę wszystkich pięciu.
Dzieciństwo panny B naznaczone było powtarzającymi się stresami emocjonalnymi i ogólną
nerwowością. Po maturze została pielęgniarką i wkrótce przeŜyła wstrząs, związany z jakimś
romansem. Nagle „wszystkie cechy jej charakteru zostały wyolbrzymione” i stała się fanatycznie
religijna. Pamięć była nienaruszona, lecz charakter zmienił się diametralnie. Trwało to sześć lat. W
tym czasie pojawiła się u niej inna osobowość, o imieniu Sally, która dawała o sobie znać tylko
podczas snu. Nocą owa Sally przemawiała przez usta dziewczyny swoim głosem i zabierała ją na
lunatyczne spacery.
Pod koniec szóstego roku w Ŝyciu dziewczyny nastąpił silny wstrząs emocjonalny, a do głosu
doszła nowa osobowość, B4. Teraz ona dominowała w ciele dziewczyny. Osobowość B4 posiadała
pamięć osobowości naturalnej B, ale z Ŝycia osobowości B1 nie miała Ŝadnych wspomnień.
W następnym roku B1 i B4 zamieniały się wzajemnie amnezją. Obie pamiętały zdarzenia z Ŝycia B,
ale nie wiedziały nawzajem o sobie. Osobowość B1 była słaba i łagodna. B4 cieszyła się lepszym
zdrowiem i była bardziej agresywna. Obie były niezmiernie wraŜliwe.
Doktor Prince poddał pacjentkę hipnozie. Pod wpływem sugestii wyszła na światło dzienne inna
osobowość. Swobodnie rozmawiała z lekarzem. Ta niezwykle interesująca osobowość zaskoczyła go i
zaintrygowała. Doktor skłonny był sądzić, Ŝe jest ona naturalną osobowością B przywołaną do swego
zwykłego stanu, choć wielce udoskonaloną. Przypominała do pewnego stopnia dwie osobowości B1 i
B4 i wydawała się mieszaniną ich obu i siebie samej. Prince określa ją następująco: „Osoba
zrównowaŜona, szczera, otwarta i koleŜeńska – wydaje się naturalna i prostolinijna w sposobie
myślenia i zachowania”. Osobowość ta dysponowała całokształtem pamięci. B, B1 i B4 nadal na
przemian zamieniały się miejscami, ale teraz B panowała nad pamięcią B1 i B4. Zdawało się, iŜ w tym
okresie B1 i B4 od czasu do czasu wymieniały między sobą „emocjonalne cechy charakteru”
dziewczyny i uczestniczyły wzajemnie jedna w drugiej.
Po kilku latach wszystko wróciło do normy. Naturalna osobowość B stała się z powrotem
dominującą i rozwijała się zdrowo i swobodnie.
Sally była bardzo interesującą osobowością. MoŜna było skontaktować się z nią w stanie hipnozy i
zadawać jej pytania, chociaŜ wówczas zamieniała się z którąś z pozostałych osobowości i nieraz
zakłócała przeprowadzanie eksperymentu. Samą siebie uwaŜała za całkowicie odrębną i róŜniącą się
znacznie od pozostałych. Pamiętała wszystko, co kiedyś robiła nocą z ciałem dziewczyny lub za jego
pośrednictwem. Mówiła teŜ, iŜ dowiedziała się, co robiły inne osobowości (z wyjątkiem B4). Czytała
bowiem w ich myślach, gdy uznała, Ŝe są interesujące. Kiedy na przykład czytały one jakąś ksiąŜkę,
która jej się nie podobała, przestawała studiować ich myśli i zajmowała się własnymi. Nie lubiła B1 i
często zsyłała na nią halucynacje wzrokowe oraz wymuszała na niej jakieś automatyczne odruchy: Od
czasu do czasu opanowywała głos B1, nieraz zmuszała ją do robienia rzeczy, których tamta nie
chciała – na przykład do mówienia kłamstw.
Kiedy Sally miała kontrolę nad ciałem, nie mogła otworzyć oczu. Jednym z automatycznych
odruchów wymuszanych na pozostałych osobowościach było więc przecieranie powiek. W ten sposób
Sally mogła w końcu otworzyć oczy i wszystko widzieć, a tym samym sprawować kontrolę nad całym
organizmem dziewczyny. Pierwszy raz osiągnęła sukces w tym względzie, kiedy to dominująca
wówczas B1 akurat odpoczywała we śnie. Od tego czasu Sally potrafiła, kiedy tylko chciała, zastąpić
B1 zarówno wtedy, gdy tamta znajdowała się w stanie normalnym, jak teŜ podczas hipnozy. W takich
przypadkach B1, powracając na swoje miejsce, nie miała pojęcia, co Sally robiła przedtem z ciałem
podczas jej nieobecności. W czasie zmagania się obu woli Sally zdawała się „paraliŜować” wolę B1.
Osobowość B1, chociaŜ wydawało się, Ŝe jest dominująca, zmuszona była wykonywać rozkazy Sally,
tak jak gdyby była hipnotyzowanym obiektem. Sally potrafiła płatać jej najrozmaitsze figle. Ulubionym
jej Ŝartem było prucie wydzierganych robótek. Ani B1 , ani B4 nie pamiętały o Sally i o okresach jej
dominacji. Sally nie potrafiła czytać w myślach B4 i nie mogła wymuszać na niej Ŝadnych odruchów.
Działo się tak dlatego, jak sama wyjaśniła, Ŝe B4 usłyszała kiedyś o niej i nie dawała jej nad sobą
zapanować. Czasami, kiedy Sally była osobowością dominującą, nie mogła otworzyć oczu, a cała
reszta ciała (skóra, tkanka mięśniowa i inne) znajdowały się w stanie przypominającym sen.

Komentarz:
Doktor Prince utrzymuje, Ŝe wszystkie róŜne osobowości posługujące się jednym ciałem nie są
odrębne, lecz stanowią „rozszczepione” części jednej i tej samej prawdziwej osobowości. Jego
metoda leczenia polegała więc na wymieszaniu dwóch lub więcej osobowości, by otrzymać trzecią –
dominującą. Niestety, nie odniósł na tym polu zbyt duŜych sukcesów.
Profesor Mc Dougall w swej ksiąŜce (wspomnianej na początku rozdziału) stwierdza, Ŝe
poszczególne osobowości są odrębnymi „monadami”, czyli istotami samymi w sobie.
śaden z psychologów nie ma jednak ochoty przyznać, Ŝe owe osobowości potrafią pojawiać się i
znikać, przychodzić do ciała i z niego odchodzić, Ŝe duchem podświadomości moŜe posługiwać się
jedna i więcej osobowości, Ŝe moŜe on podlegać przemianom.
Moje własne badania nad zwielokrotnioną osobowością zakończyły się uznaniem
psychologicznego systemu kahunów za źródło wiedzy doskonale wyjaśniające skomplikowane
przemiany, jakie zachodzą czasem w ludzkim ciele.
W niektórych zanotowanych przypadkach zjawia się nowa. „dziecięca” osobowość i staje się ona
dominująca; w innych pojawia się osobowość dorosła, przynosząca ze sobą zupełną zmianę stanu
zdrowia – nawet paraliŜ niektórych części ciała – i dokładną pamięć przeszłego Ŝywota w innym ciele.
PoniewaŜ psychologowie i kahuni nie są zgodni w swoich teoriach, spróbujmy poszukać dowodu
na to, iŜ jakaś „osobowość” naprawdę potrafi opuścić ciało i znów do niego powrócić.

Przypadek 10
Czy świadomość i podświadomość matki generała Lee opuszczają ciało i znów do niego
powracają?

Uwagi wstępne:
Przypadek ten opisano w gazecie „Hollywood Citizen” z 14 grudnia 1934 roku w rubryce Strange
As It May Seem. Zakładam, iŜ autentyczność tego przypadku została sprawdzona przez autora
rubryki. Istnieje zresztą wiele podobnych raportów ze zdarzeń dokładnie sprawdzonych i
wiarygodnych.

Opis przypadku:
Czternaście miesięcy przed narodzinami słynnego Ŝołnierza konfederacji, generała Roberta E. Lee,
jego matka wpadła w stan przypominający śmierć. Lekarze stwierdzili, iŜ jej serce przestało bić, a ciało
jest sztywne i zimne. Sądząc, Ŝe pani Lee nie Ŝyje, odprawiono ceremonię pogrzebową, a ciało
umieszczono w rodzinnym grobowcu. Na szczęście w owym czasie i w tamtych stronach zwłok nie
balsamowano.
Po tygodniu dozorca cmentarza wszedł do grobowca, by usunąć zwiędnięte wieńce. Stanął jak
wryty, słysząc jęki dochodzące z trumny. Wewnątrz trumny ujrzał panią Lee znów w pełni świadomą i
Ŝywą. Najwyraźniej musiała „powrócić” dopiero przed chwilą, bo w przeciwnym wypadku udusiłaby się.
Wkrótce odzyskała zdrowie i dała Ŝycie swemu synowi, który później miał być tak sławny.

Komentarz:
W tym i w wielu podobnych przypadkach było oczywiste, Ŝe w ciele ustała wszelka działalność
ducha świadomości, a i czynności ducha podświadomego takŜe zostały zatrzymane. Chcąc
wytłumaczyć brak jakichkolwiek śladów rozkładu, zmuszeni jesteśmy przyjąć istnienie jakiejś słabej
więzi – być moŜe za sprawą nitek ektoplazmy między ciałem a jego podświadomością, która to więź
zostaje tylko częściowo zerwana w podobnym do śmierci stanie letargu.
W związku z wyŜej opisanym przypadkiem dobrze jest wspomnieć w tym miejscu o hinduskich
jogach. Ci „święci ludzie” posługiwali się pewną formą autosugestii, wprowadzającej ich ciała w stan
letargu. W tym stanie przypominającym śmierć świadomość odchodzi z cielesnej powłoki na długi
okres, a podświadomość zostaje uśpiona.
W opisanych tu sytuacjach mieliśmy do czynienia z pewnymi szczegółami, które w dalszych
rozwaŜaniach okaŜą się niezwykle waŜne. Natomiast dwa kolejne przypadki zawierają dane, które
mnie samemu uzmysłowiły w końcu ogromne znaczenie wszystkich zdobytych dotychczas informacji i
pomogły zrozumieć najcudowniejszą z tajemnic tajemnicę kahunów.

Przypadek 11
Najbardziej niezwykła i najciekawsza ze wszystkich osobowości

Uwagi wstępne:
Podczas mego pobytu w Honolulu mieszkał tam na stałe jeden z pierwszych członków
Towarzystwa Badań Parapsychicznych. Brał on udział w moich badaniach naukowych. Doktor
Leapsley był świetnie wykształconym człowiekiem, mądrym i budzącym zaufanie. Często organizował
wyprawy z Honolulu w poszukiwaniu rozmaitych osobliwości. Nieraz spotykał się z grupą przyjaciół, by
opowiedzieć im o ostatnich odkryciach. Przytaczając ów przypadek, korzystam z zapisków, które
sporządziłem na jednym z takich odczytów.

Opis przypadku:
Pan Leapsley, doktor filozofii i biolog, ceniony ekspert w sprawach rozdwojonej osobowości, został
kiedyś wezwany w towarzystwie dwóch doktorów medycyny do zbadania pewnego przypadku,
postawienia diagnozy i zastosowania odpowiedniej terapii. Chodziło o pewną dwudziestoośmioletnią
kobietę, córkę znanego przedstawiciela firmy kalifornijskiej.
Od chwili ukończenia 4 lat u owej dziewczyny występowały regularnie co 4 lata zmiany
osobowości. Tylko dwie osobowości zaangaŜowane były w ten proces i obie podlegały wzajemnej
amnezji. Jedna nie wiedziała nic o drugiej.
Wymiana osobowości zawsze następowała podczas głębokiego snu. Osobowość wtórna, kiedy
pojawiła się po raz pierwszy, miała charakter „dziecka”. Uczyła się bardzo szybko i wkrótce zrównała
się pod względem intelektualnym z pierwotną osobowością naturalną.
Przez długie lata kaŜda z dwóch osobowości nadal rozwijała się i kształciła w okresach, gdy była
dominująca. KaŜda z nich w niesamowitym tempie potrafiła nauczyć się tego wszystkiego, czego ta
druga nauczyła się wcześniej. Nigdy jednak Ŝadna z nich nie wiedziała o doświadczeniach swej
poprzedniczki. Powracając do ciała, Ŝadna nie miała najmniejszego pojęcia, co robiła lub gdzie była
podczas swej nieobecności. KaŜdy taki powrót był niespodzianką i chwilowym oszołomieniem. Ciało
bowiem było inaczej odziane i starsze o 4 lata.
Osobowość naturalna była spokojna i rozmiłowana w nauce. Bardzo lubiła szyć i nieśmiało
siadywała w kąciku gdzieś z dala od towarzystwa. Wtórna osobowość to trzpiotka, agresywna i nigdy
nie speszona. Inne były ich gusta, inne rozrywki i inne formy odpoczynku.
Jedna ze zmian nastąpiła pewnego popołudnia, w chwili gdy matka czytała swej dwunastoletniej
córce ksiąŜkę. Siedziały w salonie. W ciele dziewczynki dominowała wówczas osobowość naturalna,
nazwijmy ją panną First (Pierwsza). Dziecko spokojne i zadowolone słuchało głosu matki, kiedy nagle
zasnęło. W chwilę później w psychice dziecka ocknęła się mała panna Second (Druga).
Minęły 4 lata. Panna Second, teraz szesnastolatka, siedziała z matką w tym samym pokoju. Matka
czytała inną ksiąŜkę, tym razem nie na głos, gdyŜ panna Second nie dbała o ksiąŜki. Dziewczyna
zasnęła jak niegdyś, w tym sarnym duŜym fotelu, w którym siedziała przed czterema laty, a
popołudnie było tak samo słoneczne i pogodne jak wówczas.
Nagle dziewczyna otworzyła oczy i rozejrzała się ze zdziwieniem – teraz znów panna First.
„Dlaczego przestałaś czytać, mamo?” – spytała. Nie zdawała sobie sprawy, Ŝe minęły cztery lata.
Pomyślała po prostu, Ŝe zasnęła i Ŝe czytanie sprzed czterech lat nagle ustało. Kiedy opowiedziano
jej, co się zdarzyło, przypomniała sobie podobne okoliczności i doznania ze swego Ŝycia i zrozumiała,
co jej się przytrafiło. ZauwaŜyła równieŜ, Ŝe jej ciało jest większe, a sukienka, którą ma na sobie, jest
zbyt jaskrawa jak na jej gust.
Tak więc co cztery lata dwie dziewczyny wymieniały się miejscami w tym samym ciele. W wieku
około 28 lat kaŜda dziewczyna miała na swym koncie 14 lat Ŝycia. Przy kaŜdej zmianie trzeba było
robić porządki w szafie, by jej zawartość dopasować do osobowości, która opanowywała ciało.
Natychmiast teŜ zmieniały się rozrywki, zainteresowania, a takŜe dieta, zwyczaje i rozmaite zajęcia.
W końcu rodzice zdecydowali się wezwać specjalistów, którzy znaleźliby sposób na zmuszenie
wtórnej osobowości do opuszczenia na zawsze ciała dziewczyny na rzecz osobowości naturalnej.
Przy tym jednak rodzice Ŝywili mieszane uczucia, bo w gruncie rzeczy pokochali obie osobowości, tak
jak gdyby w rzeczywistości mieli dwie róŜne córki.
Lekarze wytłumaczyli więc młodej kobiecie, iŜ mają zamiar poddać ją hipnozie i będą próbowali
albo wymieszać i połączyć obie osobowości w jedną, albo teŜ zmusić pannę Second do całkowitego
opuszczenia ciała i pozostawienia go dla dominującej teraz panny First, która stale obawiała się
nadchodzącej pory na kolejną zmianę. Dziewczyna z ochotą poddała się zabiegom.
Pod wpływem hipnozy stało się to, co zwykle. Kolejno pojawiały się obie osobowości i moŜna było
zadawać im pytania. KaŜda z nich wykazywała się znakomitą pamięcią o swoich okresach
przybywania w ciele. KaŜda twierdziła, iŜ dokładnie wie o czynach drugiej – nie przez dzielenie z nią
tych samych doświadczeń, lecz dzięki „czytaniu” zawartości jej pamięci. Nie były pewne, czy w
okresach swego utajenia przebywały w ciele, czy poza nim. Wykazywały zwykły brak zdolności do
logicznego rozumowania. Gdy podświadomość panny Second dowiedziała się, Ŝe musi odejść i
opuścić ciało, jej odpowiedzi stały się wykrętne i niepełne. Wydawało się, iŜ przyjęła rozkaz, ale
lekarze byli przekonani, Ŝe nic z tego rozkazu nie wyniknie. Z tym przekonaniem podali jej więc zwykłą
sugestię hipnotyczną, mającą na celu zmieszanie i połączenie dwóch osobowości. (Uwaga: PoniewaŜ
tylko podświadomość moŜna poddać sugestii, to połączenie musi zachodzić między dwiema istotami
podświadomymi. Taka mieszanina dałaby dominującej świadomej istocie podwójny zestaw
wspomnień i w ten sposób powstałaby doskonale wymieszana para osobowości, a nie jedna
osobowość. Nie jest jednak moŜliwe – jeŜeli przyznamy słuszność postulatom kahunów – by dwie
świadome istoty mogły zmieszać się ze sobą bez natychmiastowego uświadomienia sobie własnego
dualizmu).
Po pierwszym seansie stwierdzono, Ŝe nie doszło do połączenia obu osobowości. Codziennie więc
poddawano dziewczynę nowym zabiegom. ZbliŜała się pora kolejnej zamiany.
śywiono nadzieję, Ŝe kiedy panna First uświadomi sobie fakt, Ŝe lekarze pragną, by pozostała w
ciele i wymieszała swą świadomość i podświadomość z panną Second, cel będzie osiągnięty. Kiedy
jednak przyszedł czas zamiany osobowości, okazało się, Ŝe panna First nie wymieszała się z panną
Second.
Znowu wprowadzono dziewczynę w stan hipnozy. Nowo przybyłą osobowość poinformowano o
przebiegu i celu zabiegu. Ponownie zadawano pytania obu osobowościom. Panna First zapamiętała
wydane jej polecenie, by próbowała połączyć się z panną Second, ale powiedziała, iŜ wydaje się jej to
niemoŜliwe. Kiedy zapytano ją, gdzie się znajduje, odrzekła tylko: „Tutaj”.
Następnie usiłowano za pomocą sugestii wypędzić pannę Second z ciała. Wtedy zdarzyło się coś
wstrząsającego. Ciało dziewczyny jakby zmartwiało. Nie moŜna było uzyskać odpowiedzi od Ŝadnej z
podświadomości. Lekarze i rodzice byli wystraszeni. To oni przecieŜ pragnęli pozbyć się osobowości,
która wkradła się podstępem i zakłóciła normalny tryb Ŝycia ich rodziny. Teraz wydawało się, iŜ w
końcu ją wypędzili, ale cóŜ z tego, nie potrafili przywołać panny First. ChociaŜ w dalszym ciągu
intensywnie stosowano sugestię, stała się rzecz jeszcze bardziej niesamowita. Usta dziewczyny
otworzyły się i przemówiła do obecnych całkiem nieznana osobowość, a mówiła tak mądrze i
stanowczo, iŜ wprawiło to wszystkich w zdumienie.
Ta nowa osobowość mówiła głosem tubalnym, w którym w sposób niewyraźny, aczkolwiek nie
budzący wątpliwości, wyczuwało się barwę męską. Był to łagodny, lecz bardzo stanowczy głos
jakiegoś starszego męŜczyzny. Grupa osób otaczająca ciało dziewczyny słuchała ze zdumieniem i
niedowierzaniem. Lekarze zorientowali się niezwłocznie, Ŝe słyszą jeszcze jedną osobowość, która
zwracała się do nich. Ku swemu zaskoczeniu stwierdzili, iŜ ta osobowość myśli zupełnie innymi
kategoriami niŜ oni. Wydawało się, iŜ nie posługuje się zwykłą logiką, ale logiką najwyŜszego stopnia.
Wiedziała dokładnie, aŜ do najdrobniejszych szczegółów, co wydarzyło się do owego dnia i co
próbowano właśnie osiągnąć. Nie pytała o nic, lecz sama zaczęła wyraŜać opinie na temat
dziewczyny, jej dotychczasowego stanu oraz zamiarów zebranych osób. KaŜde jej twierdzenie
precyzyjnie pokrywało się z faktami i opiniami lekarzy i rodziców. Z chwilą gdy tajemnicza osobowość
ustaliła juŜ i opisała stan faktyczny, zamilkła.
Lekarze zapytali ją, kim jest. ZłoŜyła oświadczenie, Ŝe ma pod swą pieczą i kontrolą dwie
dziewczyny i jedno ciało. Odpowiadając na następne pytania, przytaczała kolejne fakty – nigdy nie
uŜywając argumentacji (jaką zawsze posługuje się świadomość) ani nie wyjaśniając Ŝadnych
powodów. Powiedziała tylko zebranym, Ŝe dziewczyny korzystały z jednego ciała, gdyŜ było im to
potrzebne do Ŝycia.
Lekarze uŜyli wtedy swych koronnych argumentów. Wyjaśnili dokładnie, jak zmiana osobowości
rujnowała dziewczynie przyszłość. Nie mogła przez to wyjść za mąŜ i prowadzić normalnego Ŝycia. W
odpowiedzi nowa osobowość znów zaczęła wyrzucać z siebie następne oświadczenia, których logika
pozbawiona była jednak argumentów. Były to jakby filozoficzne sentencje podające receptę na Ŝycie.
Wobec takiego sposobu prowadzenia rozmowy lekarze pozostawali bezradni. KaŜda sentencja
była bowiem tak głęboka i doskonale przemyślana, Ŝe nie potrafili znaleźć Ŝadnych logicznych
argumentów, by jej zaprzeczyć. Byli jak dzieci wobec mądrości starego, doświadczonego człowieka.
Sposób myślenia, z którym się zetknęli, był im obcy, był inny niŜ ludzki. Co więcej, lekarze mogliby
znaleźć argumenty potwierdzające owe odwieczne prawdy, a nie argumenty im przeczące. Wkrótce
więc zamilkli zupełnie.
W pewnej chwili jeden z lekarzy krzyknął z desperacją, Ŝe jeśli panna First nie odzyska panowania
nad ciałem, będą bez końca utrzymywać dziewczynę w stanie hipnozy. Na to ze strony osobowości
pojawiła się nowa sentencja głosząca, Ŝe nikt nie uczyniłby czegoś, co moŜe zaszkodzić ciału, a
następnie ostatnie zdanie kończące ostatecznie całą dyskusję: „Jeśli będziecie mieszać się do moich
spraw, zabiorę obie dziewczyny, a wam zostawię ciało”.
Nastąpiło długie milczenie. Nikt z zebranych nie wątpił ani przez chwilę, Ŝe mądra, stara
osobowość spełniłaby swą groźbę. Wszyscy wierzyli w prawdziwość i powagę kaŜdego jej słowa. W
końcu ktoś zaryzykował jeszcze jedno pytanie... odpowiedzi nie było. Minął jakiś czas. Podano
sugestię zdejmującą hipnozę z pacjentki. Panna Second otworzyła oczy i uśmiechnęła się. Lekarze i
rodzice dali za wygraną. Mieli wraŜenie, jakby przed chwilą zetknęli się twarzą w twarz z samym
Bogiem. Zdali sobie sprawę z bezskuteczności swych wysiłków.

Komentarz:
Osobowość starego człowieka ma cechy zupełnie inne niŜ świadomość czy podświadomość.
RóŜnica polega głównie na tym, iŜ osobowość ta przyjmuje na siebie obowiązki, które kahuni
przypisywali duchowi nadświadomości, czyli „rodzicielskiemu”. Zdecydowana róŜnica występuje takŜe
w ich sposobie myślenia.
Nadświadomość posługuje się, zgodnie z moimi wcześniejszymi wnioskami, formą myślenia
stojącą na wyŜszym poziomie abstrakcji niŜ pamięć i rozumowanie indukcyjne. aczkolwiek dysponuje
oczywiście i tymi dwiema umiejętnościami. Jedynym słowem, które opisuje ów proces myślenia, jest
„uprzytamnianie sobie” – a więc jest to proces dowiadywania się pewnych rzeczy bez zadawania
sobie trudu, by je zapamiętać i zrozumieć za pomocą logiki.
Jak pamiętamy, duch nadświadomości uŜywa najwyŜszego napięcia siły Ŝyciowej. W takim razie
musi posługiwać się najwyŜszą formą myślenia. Zgodnie z tym, czego nauczają kahuni, taka forma
umysłowości pozwala mu widzieć te odcinki przyszłości, które są juŜ skrystalizowane.
Jeśli szukamy niezbitych dowodów, iŜ słuszna jest teoria kahunów o trzech Ja i trzech odmiennych
formach umysłowości, musimy porównać przypadki zmiany osobowości z manią prześladowczą i
schizofrenią. W pierwszym przypadku pacjent pozostaje przy zdrowych zmysłach, gdyŜ jest
prześladowany czy opanowany przez zwykłego ducha-intruza, który ma własną podświadomość i
świadomość i który dzięki temu posiada pamięć i czyni uŜytek z rozumu. W takich razach moŜe
zmienić się albo tylko osobowość (świadome Ja), albo tylko pamięć (podświadome Ja), albo teŜ obie.
W kaŜdej z tych sytuacji człowiek jest zdrowy, poniewaŜ rozumne, świadome Ja zawsze dba o ciało,
bez względu na zmiany. W przypadku schizofrenii zmiana osobowości wywołuje obłęd. Świadome Ja
odchodzi, a nowa osobowość, która zajmuje jego miejsce, nie przejmuje na siebie obowiązku troski o
ciało. Wobec tego rządy nad ciałem przechodzą w gestię podświadomości, a ta, nierozumna,
utrzymuje organizm przy Ŝyciu, lecz w stanie „utraty rozumu” i „pomieszania zmysłów”. MoŜe być teŜ i
tak, Ŝe jakaś obca podświadomość prześladuje ciało i obejmuje nad nim panowanie po tym, jak dwie
zamieszkujące je jaźnie (świadomość i podświadomość) zostają wyparte. W przypadkach obłędu
nieraz zdarza się właśnie tak, Ŝe obca podświadomość zawładnie ciałem. MoŜemy stwierdzić, iŜ jest
ona obca, gdyŜ przynosi ze sobą nieznany zbiór wspomnień i przekonań, często nielogicznych.
Wariatami tego rodzaju są ci, którzy uwaŜają siebie za Napoleonów. Najczęściej nie są szkodliwi,
nieraz zapamiętują z dnia na dzień niektóre wydarzenia czy informacje, nigdy jednak nie posługują się
rozumowaniem charakterystycznym dla świadomego Ja.
Obsesjami zajmiemy się później, przy okazji omawiania metod leczniczych opartych na systemie
Huny. W tej chwili rzeczą najwaŜniejszą jest zrozumienie nauki kahunów o trzech odrębnych i
niezaleŜnych duchach tworzących wspólnie istotę ludzką. Wiedziano, iŜ były odrębne i niezaleŜne, bo
mogły się rozdzielić za sprawą wypadku albo wskutek czyjejś celowej interwencji.
Rzeczą równie waŜną jest wiedzieć, iŜ tylko podświadomość potrafi pamiętać, a tylko świadomość
ma rozum. Natomiast nadświadomość dysponuje jeszcze wyŜszą formą umysłowości, która daje jej
pełną wiedzę o tym, co było, co jest teraz i co będzie w tej części przyszłości, która została juŜ z góry
określona.

Rozdział VI
Znaczenie trzeciego czynnika w magii – niewidzialnej substancji, za której pośrednictwem
świadomość posługuje się siłą Ŝyciową
Jak juŜ nieraz wyjaśniałem, teoria kahunów mówi o trzech czynnikach istotnych w magii: (1)
świadomości kierującej kaŜdym działaniem magicznym, (2) energii uŜytej do tego celu oraz (3)
niewidzialnej substancji, za pomocą której energia oddziaływuje na przedmiot, przy czym substancja
ta przewodzi i uruchamia ową energię natury elektrycznej.
Dowiedzieliśmy się juŜ o istnieniu trzech duchów, dusz czy Ja, tworzących ludzką istotę. KaŜdy z
tych trzech elementów ma własne, swoiste moŜliwości intelektualne i posługuje się swoim odrębnym
napięciem siły Ŝyciowej.
Jeśli do tego dodamy TRZY NIEWIDZIALNE, ASTRALNE, ETERYCZNE CIAŁA WIDMOWE,
otrzymamy całkowicie kompletny obraz dotychczasowego stanu naszej wiedzy na temat magii.
W teozofii zapoŜyczonej od wyznawców religii Indii widać uderzające podobieństwo zawartych tam
idei do teorii kahunów o trzech ciałach, które utworzone są z niewidzialnej materii i przypuszczalnie
słuŜą trzem Ja człowieka za ich ciała widmowe czy teŜ za ich nosicieli w okresie poprzedzającym
narodziny fizyczne człowieka, a takŜe po jego śmierci. UŜyłem terminów „astralne” i „eteryczne”,
zaczerpniętych z teozofii, z powodu braku innych odpowiednich słów. Hawajskie słowa to kino (ciało) i
aka (widmowe). KaŜda z naszych trzech dusz ma swoje ciało widmowe. To, które przynaleŜy duchowi
świadomości, jest czystsze, bardziej rozrzedzone i lotne niŜ ciało podświadomości. Natomiast ciało
widmowe nadświadomości jest czyste, subtelne i lotne w stopniu najwyŜszym.
Słowo aka ma takie inne znaczenia. Oznacza równieŜ świetliste promieniowanie poza ciałem,
aureolę światła wokół księŜyca lub słońca czy teŜ promienisty krąg światła wokół wschodzącego nad
horyzontem słońca lub księŜyca.
Widmowe ciała świadomości i podświadomości łączą się z Ŝyjącym ciałem fizycznym (mogą
przychodzić i znów odpływać) i przenikają je wewnętrznie. Ciało podświadomości przenika całe ciało
fizyczne człowieka i przybiera jego formę z dokładnością do najdrobniejszej komórki czy tkanki. Ciało
widmowe ducha świadomości skupia się wokół przodomóŜdŜa. Średniowieczne obrazy przedstawiają
je w postaci aureoli nad głowami świętych. (Nie naleŜy jednak wykluczać, iŜ przedstawiono w ten
sposób widmowe ciało nadświadomości świętego człowieka lub anioła). W pismach religijnych
staroŜytnych Greków odnajdujemy ślady dawnych wierzeń, iŜ księŜyc i słońce oprócz swych ciał
fizycznych mają teŜ ciała widmowe: księŜycowe i słoneczne (zob. wstęp do: James Morgan Pryse,
Restored New Testament). RównieŜ w indyjskich Upaniszadach występują oprócz ciał fizycznych dwa
niewidzialne ciała: „przyczynowe” (karana sharira) i „subtelne” (sukshma sharira).
W kolejnych pracach odnajdujemy wnioski z badań i eksperymentów, których celem. było
znalezienie naukowych podstaw rozmaitych wierzeń religijnych i teorii psychologicznych. Autorzy
owych prac ujmują w słowa to, co Thorton Wilder nazwał „nader mglistymi napomknieniami natury
religijnej”. W tych napomknieniach ktoś, kto dobrze zna system kahunów, moŜe doszukać się kilku
chłodnych, lecz wielce istotnych stwierdzeń. Pozwolę sobie zacytować typowy fragment z pracy
Pryse'a:
„Na pół ukryty wewnątrz tego pneumatycznego jaja (tzn. aureoli) drzemie Paraklet, światło Logosu,
które w momencie pobudzenia staje się czymś, co moglibyśmy opisać jako Ŝywą, świadomę
elektryczność o niewiarygodnie wysokim napięciu, elektryczność, której nie sposób porównać z Ŝadną
znaną fizykom formą. (...) Ciało słoneczne 2wane tak ze względu na to, iŜ jego widzialny obraz jest
świecący, tak jak obraz słońca – ma złoty blask. Owo ciało jest utworzone z atomowej,
niemolekularnej substancji. (...) Psyche, lub teŜ ciało księŜycowe, dzięki któremu Nous (Rozum) działa
w świecie materialnym, ma strukturę molekularną, lecz zbudowane jest z substancji o wiele
delikatniejszej niŜ elementy tworzące masę ciał fizycznych. Blisko związane z tą substancją są
organizmy Ŝywe posiadające narządy wzroku, słuchu i wszystkie inne. Jego wygląd zewnętrzny
przypomina srebrne lustro, pociągnięte delikatnym fioletem. Wokół niego promieniuje bladobłękitna
aura, delikatnie opalizująca odblaskami wszystkich kolorów tęczy”.
Z historii berberyjskiej kahunki o legendarnym pobycie kahunów nad Nilem moŜemy
wywnioskować, Ŝe w Egipcie znajduje się wiele wyraźnych śladów oddziaływania systemu kahunów.
W drugim tomie The Celestial Ship, w glosariuszu opisującym wierzenia staroŜytnych Egipcjan,
E.V. Straiton napisał:
„Sądzono, iŜ człowieka tworzy wiele istot, z których kaŜda pełni odrębną funkcję i po śmierci nadal
Ŝyje własnym Ŝyciem w grobowcu, w towarzystwie mumii. Człowiek składa się więc z Sahy, z Ka, z
Ba, z Khoo, z Khaibit, z Sekhem i z Ren. O Ka mówiono, Ŝe budzi się do Ŝycia w chwili, kiedy rodzi się
przynaleŜne mu ciało fizyczne człowieka, i Ŝyje w tym ciele aŜ do jego śmierci. Ka to eteryczna
projekcja, boski obraz lub sobowtór Istoty Wiecznej, obraz Duchowego Ego, wysławiane drugie Ja,
przedstawione jako rodzaj wyŜszego Ja śmiertelnego, geniusz zrodzony do tego Ŝycia wraz ze
śmiertelnym ciałem. Jest doskonałym podobieństwem dziecka, męŜczyzny lub kobiety. Ka oddziela
się od ciała i znów się z nim jednoczy zgodnie ze swoją wolą, za kaŜdym razem mówiąc: .Ty
pozwoliłeś mojej wiecznej duszy zobaczyć się z mym ciałem.. Dla Ka wydzielono osobne
pomieszczenie w grobowcu egipskim. (...) Ba, czyli dusza serca, była substancją najbardziej delikatną
i lotną. Mogła swobodnie ulatywać do nieba. Mogła teŜ odwiedzać ciało w grobowcu i oŜywić je.
Wierzono, iŜ tak jak inne istoty ulega ona rozkładowi, jeśli się jej odpowiednio nie pielęgnuje. Tak więc
ludzie bądź teŜ bogowie zawsze dostarczali jej poŜywienia. Ba potrafiła zmieniać swą formę lub
naturę. (...) Khoo to Iskra z Boskiego Ognia, Świetlista Iskra mieszkająca w niebie i w człowieku. To
półprzezroczysty Duch Duszy wznoszący się ku niebiosom. (...) Istota Khaibit, czyli Cień, uwaŜana
była za część ludzkiego organizmu. Wiodła niezaleŜną egzystencję. Mogła dowolnie oddzielać się od
ciała i znów do niego powracać. Wierzono, Ŝe zawsze znajduje się blisko duszy lub wraz z nią. (...)
Sekhem, czyli Siłę śyciową, zawsze łączono z Khoo i Duchem Duszy. Ona równieŜ mieszkała w
niebie. (...) Ren była imieniem, nazwą. Miała swój odrębny byt w niebie. (...) Wszystkie te istoty były
nierozerwalnie ze sobą złączone, chociaŜ pierwotne wierzenia oddzielały je od siebie i czyniły
niezaleŜnymi częściami śmiertelnej natury ludzkiej. Ozyrys – to słowo oznaczało zjednoczenie się ze
sobą wszystkich duchowych elementów człowieka. Owo zjednoczenie osiągało blask duchowy po
ceremoniach odprawianych za zmarłego. Połączone ze sobą duchowe elementy tworzyły razem obraz
na podobieństwo boga Ozyrysa. (...)Zmarłego nazywano więc Ozyrysem aŜ do czasów opanowania
Egiptu przez Rzymian”.
W tych fragmentarycznych pozostałościach starego systemu kahunów odnaleźć moŜna ślady
tradycji trzech ludzkich duchów, trzech rodzajów napięcia many, czyli siły Ŝyciowej, i trzech aka – ciał
widmowych. Wszystkie relacje jasnowidzów i innych mediów wskazują, iŜ nadświadome Ja, w swym
delikatnym, ulotnym ciele, z ładunkiem o niewiarygodnie wysokim napięciu siły Ŝyciowej, pojawia się w
rzęsistej iluminacji jako białe światło.
W teorii kahunów PRAWDZIWE ŚWIATŁO stanowiło Tajemnicę i istotę ich psychologii, a
szczególnie tej części, która dotyczyła nadświadomości nazywanej Światłem. Zwano ją teŜ Drogą lub
ŚcieŜką. W nauce chrześcijańskiej istnieją liczne pozostałości systemu Tajemnicy. Na przykład
obrzędy babtystów, takie jak chrzest wodą, spowiedź, egzorcyzmy, rytualne przebaczenie grzechów,
mają swe pełniejsze i bardziej wyraziste odpowiedniki w magii kahunów. Całkiem to zresztą naturalne
i oczywiste, o ile tradycja lokująca kahunów na terenach Egiptu przed czasami MojŜesza jest
stosunkowo słuszna. Chrześcijaństwo wyrasta z wcześniejszych religii powstałych w Egipcie lub jego
okolicach. A poniewaŜ nie odnaleziono dotychczas Ŝadnego innego źródła obrzędów Kościoła
rzymskiego i jego greckiego odłamu (moŜe z wyjątkiem mszy), wielkie znaczenie ma odszukanie
kahunów na dalekich Hawajach. Ludzie ci znali opowieści biblijne Starego Testamentu, lecz nic nie
wiedzieli o Nowym Testamencie. Mimo to w swych praktykach uzdrowicielskich stosowali na codzień
rytuały i ceremonie wczesnego chrześcijaństwa.
Wielce prawdopodobne, iŜ kahuni, wędrując z Egiptu na Hawaje, przekazali kapłanom indyjskim
niektóre ze swych podstawowych wierzeń. W kaŜdym razie jest oczywiste, Ŝe w Indiach juŜ wcześniej
rozwinął się równie staroŜytny kompleks doktryn. Przeszczepienie wierzeń kahunów na grunt
miejscowych obrzędów spowodowało wypaczenie i zniekształcenie podstawowych pojęć nauki
kahunów.
Na przykład pojęcie SIŁY, które w doktrynie hindusów występuje pod określeniem pranas, czyli
energii prany. Podczas gdy kahuni znali nie więcej niŜ trzy napięcia many (zauwaŜmy podobieństwo
dwóch słów oznaczających siłę: prana i mana), Hindusi dzielili pranę w nieskończoność, przypisując
specjalny rodzaj siły czy energii prany kaŜdej znanej czynności umysłu i ciała. Ta tendencja do
rozdrabniania wszystkiego na wiele części zaowocowała istnieniem 49 rodzajów prany w niektórych
systemach indyjskich. Podobnie podzielone były wszystkie odmiany myślenia i odczuwania;
obowiązywała zasada „siedem razy po siedem” czyniąca z dhatus i dharmas części schematu
podziału. Dowodem na to, iŜ budyń jest smaczny, jest jego zjedzenie. Mimo iŜ psychoreligijny system
rozwinięty w Indiach był wielce skomplikowany i rozbudowany, to jego zastosowanie praktyczne było
daleko skromniejsze niŜ prostego systemu kahunów.
Co więcej, indyjskie teorie karmy i reinkarnacji, odniesione do człowieka jako istoty utworzonej z
jednego rodzaju ducha, uniemoŜliwiały stosowanie magii w praktykach uzdrowicielskich, tak jak
uniemoŜliwiały wiele innych zwykłych czynności. Sprzyjały natomiast uciskowi klas niŜszych przez
wyŜsze klasy społeczne w systemie kastowym.
Nie chcemy tutaj spierać się o niektóre stricto religijne elementy jakichkolwiek religii, lecz na wzór
nowoczesnej psychologii (choć jest ona jeszcze w powijakach) musimy z konieczności
zakwestionować starsze systemy psychologiczne tam, gdzie nie zgadzają się z ostatnimi odkryciami.
Kiedy po raz pierwszy zainteresowałem się znaczeniem słowa „lepkość” w związku z rdzeniem pili
w wyrazie unihipili (słowie kahunów oznaczającym ducha podświadomości), nic jeszcze nie umiałem
powiedzieć na ten temat. Lecz gdy połączyłem termin aka (ciało widmowe) z pojęciem ducha
podświadomości i zestawiłem ze sobą kilka źródłosłowów znaczenia a-ka, odkryłem, iŜ przedmiotem
czy bytem „lepkim” jest ciało widmowe. Dotyka ono bowiem i przykleja się do wszystkiego, z czym się
kontaktujemy i co widzimy (nawet, prawdopodobnie, co słyszymy). To tak, jak gdyby dotykać palcem
lepu na muchy. Kiedy obejmujemy palec, ciągnie się za nim długa, cieniutka nitka substancji klejącej.
Na pierwszy rzut oka moŜe się to wydać absurdem, lecz w taki właśnie sposób kahuni pojmowali
właściwości ciała widmowego działającej podświadomości.
Pojęcie aka, nitki lub sznureczka, jest blisko związane z pojęciem strumienia many, czyli siły
Ŝyciowej. Rdzeń ka oznacza sznurek, ale takŜe winorośl, której cieniutkie łodygi rozwidlają się na
zewnątrz. Winorośl jest symbolem many, tak samo jak woda.
W literaturze teozoficznej sznur astralny opisany jest jako linka z niewidzialnej materii, która cienką
więzią łączy ducha z fizyczną powłoką ciała, gdy po śmierci człowieka opuszcza on ciało, a takŜe
podczas transów hipnotycznych. W nowoczesnej psychologii nie ma najmniejszych śladów informacji
o czymś takim, jak ciało widmowe połączone za pomocą tysięcy cieniutkich, niewidocznych niteczek z
raz chociaŜ dotkniętymi przedmiotami.
Tu i ówdzie jednak w sprawozdaniach z badań parapsychicznych oraz w zapiskach mediów
uczestniczących w eksperymentach, moŜna znaleźć materiały dowodzące istnienia takich niteczek lub
sznurków. Te niteczki moŜna nawet zobaczyć i fizycznie odczuć. Kiedy zaś są bardzo silnie
naładowane energią Ŝyciową, wówczas stają się na tyle mocne, Ŝe moŜna je wręcz wyczuć palcami.
Zanim przejdę do omawiania roli, jaką owe niewidzialne nici pełnią w magii, wspomnę jeszcze o
wierzeniu kahunów, Ŝe wszystkie rzeczy i stworzenia, czy będą to ludzie, zwierzęta, kwiaty, czy teŜ
krzesła lub myśli, mają swe widmowe ciała, które istnieją nadal po ich śmierci czy zniszczeniu ich
materialnej formy. W tej teorii interesuje nas przede wszystkim jeden szczegół – wiara, Ŝe równieŜ
myśli mają swe ciała widmowe, byty substancjalne i trwałe, chociaŜ niewidoczne i mikroskopijne, tak
jak nici widmowe.
Kiedy myślimy, wówczas, według kahunów, nadajemy naszym myślom pewien kształt. PoniewaŜ
większość myśli przychodzi śladem swych poprzedniczek lub teŜ w związku z nimi, to ciała widmowe
myśli, czyli „kształty myślowe” (opisane w teozofii) tworzą grona, zlepki. Te grona porównywane są w
nauce Huny do kiści winogron.
Jednym z najbardziej rozpowszechnionych zastosowań magii jest przesyłanie wiadomości drogą
telepatyczną. Bliscy przyjaciele, krewni, męŜowie i Ŝony często stwierdzają, iŜ jedni od drugich
otrzymują telepatyczne wraŜenia.
Jak juŜ wcześniej wspomniałem, doktor Rhine z Duke University uzyskał wspaniałe wyniki,
pracując nad zjawiskiem telepatii w warunkach laboratoryjnych. Zresztą tak często i dobitnie
demonstrowano moŜliwości telepatii, Ŝe mało kto im zaprzecza.
W ostatnich latach jeden z badaczy arktycznych niemal codziennie wysyłał wiadomości drogą
telepatii, a notował je jego przyjaciel zamieszkały w Nowym Jorku. Informacje te docierały z wielką
dokładnością z odległości ponad połowę obwodu globu ziemskiego.
Wiadomo, Ŝe pogląd o przekazywaniu wiadomości myślowych z jednego umysłu do drugiego, na
wzór transmisji radiowej, nie wytrzymuje krytyki. Taka transmisja byłaby uzaleŜniona od wyładowania
elektrycznego, które miałoby przenieść informację. PoniewaŜ zaś energia takiego wyładowania jest
odwrotnie proporcjonalna do kwadratu odległości między obiektami, to telepatyczna wiadomość
wysyłana na odległość równą połowie obwodu globu ziemskiego, byłaby siłą rzeczy o wiele słabiej
słyszalna niŜ wieść przekazana z jednej strony ulicy na drugą. Badania eksperymentalne wykazały
jednak, Ŝe w przypadku telepatii odległość nie ma specjalnego znaczenia, jeśli chodzi o wyrazistość i
słyszalność przekazywanych informacji. Ta okoliczność obala zatem wszystkie nowoczesne teorie
usiłujące wyjaśnić mechanizm telepatii. Wobec tego w naszych dociekaniach musimy odwołać się do
wyjaśnień kahunów.
A są to wyjaśnienia nader proste i logiczne. Kahuni uczą bowiem, iŜ nici ciał widmowych łączące
przyjaciół, którzy tam i z powrotem przekazują sobie telepatyczne wieści, są doskonałymi
przewodnikami elektrycznej energii siły Ŝyciowej.
Fizycy nie znają Ŝadnych doskonałych przewodników elektryczności. Wszystkie metale wykazują
opór w przewodzeniu prądu, a im dalej prąd płynie po drucie, tym staje się słabszy. Im wyŜsze jest
napięcie prądu, tym mniejsza zdaje się strata jego mocy.
Dzięki ostatnim badaniom „fal ciała” i „fal mózgu” wiadomo, Ŝe siła Ŝyciowa jest elektryczna ze swej
natury i przepływa lub przemieszcza się w nieskończenie małych ładunkach elektrycznych wzdłuŜ
naszych nerwów i od jednej komórki ciała do drugiej. Doktorzy Libet i Gerard z uniwersytetu w
Chicago obliczyli, iŜ napięcie tych ładunków we wzajemnej ich wymianie pomiędzy komórkami
mózgowymi wynosi jedną milionową wolta lub jeszcze mniej, natomiast w wyniku skumulowania się
tych drobnych ładunków siła Ŝyciowa moŜe działać z „potencjałem miliona woltów”.
Kahuni wierzyli nie tylko w to, Ŝe siła Ŝyciowa przepływa swobodnie po niciach aka. Wierzyli
równieŜ, Ŝe wraz ze strumieniem prądu mogą być przenoszone „kształty myślowe” zebrane w grona
tworzące zestawy wiadomości lub wraŜeń.
PoniewaŜ duch podświadomości ma pod swoją kontrolą wszystkie nici utworzone z materii
widmowej, wszystkie kształty myślowe powstałe w procesie „myślenia” oraz wszystkie strumienie
many o niskim napięciu, czyli „elektryczność ciała”, człowiek nie moŜe dowolnie wysyłać i otrzymywać
wiadomości telepatycznych.
Musimy najpierw oddziałać na naszą podświadomość, to znaczy wydać jej polecenie, by przesłała
lub otrzymała dla nas jakąś wiadomość. Następnie mamy odpoczywać i czekać, aŜ weźmie się ona do
pracy. MoŜemy jej powiedzieć, jaką wiadomość ma przesłać, ale na otrzymanie wieści musimy tylko
cierpliwie czekać. Wyczekiwać, aŜ podświadomość odbierze informacje i przekaŜe je do ośrodka
naszej uwagi, a więc do świadomości: Jeśli chodzi o wraŜenie, jakiego doświadczamy przy
otrzymywaniu informacji, proces ten podobny jest do przywoływania wspomnień.
I tak pomału, krok po kroku, dzięki odkrywaniu wiedzy kahunów moŜemy zrozumieć, na czym
polega zjawisko telepatii. JednakŜe wyjaśnienia te byłyby dla nas tylko pustymi słowami bez
znaczenia, gdyby współczesne nauki nie przygotowały nam gruntu do pojmowania wiedzy staroŜytnej
i mechanizmów przez nią opisywanych.
Rozdział VII
Psychometria, patrzenie w kulę, wizje przeszłości i przyszłości w świetle staroŜytnej wiedzy
kahunów
Telepatia jest przesyłaniem wiadomości (i kształtów myślowych) po niciach utworzonych z
substancji niewidzialnego ciała widmowego, które łączą ze sobą dwie osoby. Wieści te przesyła i
odbiera podświadome Ja, by we właściwym czasie przekazać je świadomości.
Psychemetria i związane z nią zjawisko opierają się na podobnym mechanizmie, lecz nie
występuje tam połączenie dwóch osób nicią widmową. Psychometra zazwyczaj siedzi sobie spokojnie
i dotyka listu, pierścionka czy jakiegoś innego obiektu, o którym chce uzyskać parapsychiczną
informację, jak na przykład o przeszłości i pochodzeniu trzymanego przedmiotu, o treści listu,
charakterze i otoczeniu jego autora.
Chciałbym tutaj podkreślić pewien waŜny szczegół. OtóŜ osoba praktykująca taką formę magii
wychodzi jakby z siebie i podąŜa wzdłuŜ widmowych nici związanych z obiektem swego działania.
Sięga do ich końców i znajduje tam rzeczy lub ludzi, którzy dawniej mieli coś wspólnego z badanym
obiektem. Lub teŜ, jeśli obiekt jest, powiedzmy, kamieniem czy odłamkiem meteorytu, nić prowadzi
psychometrę tylko do źródła tego odłamka, to znaczy do całego meteorytu. Dalej juŜ nie sięga.

Przypadek 12
Psychometria, patrzenie w kryształową kulę i podobne zjawiska

Uwagi wstępne:
Nie ma Ŝadnych.

Opis przypadków:
(A) Pani Cridge poddała kawałek lawy badaniu psychometrycznemu. Otrzymany przez nią obraz
wulkanu był tak Ŝywy i przeraŜający, iŜ ponad godzinę przepełniało ją uczucie trwogi.
(B) Pani Denton badała psychometrycznie fragment zęba mastodonta i tak opisała swoje wraŜenia:
„Czuję się jak jakiś straszny potwór, z cięŜkimi nogami, wielką głową i ogromnym cielskiem.
Schodzę do płytkiego potoku, by napić się wody. Nie mogę wydobyć z siebie głosu, tak cięŜkie są
moje szczęki. Czuję, Ŝe stoję na czterech łapach. Och! jaki hałas słychać z lasu. Czuję odruch, by nań
odpowiedzieć. Moje uszy są bardzo duŜe i jakby skórzane. Gdy poruszam głową, mam wraŜenie, Ŝe
uderzają mnie po twarzy. Są tutaj jeszcze starsze ode mnie osobniki. (...) Są brunatne, jak gdyby
miały garbowaną skórę. Wśród nich jest stary samiec z ogromnymi kłami. Wygląda na bardzo silnego.
Widzę teŜ kilka młodszych sztuk. Właściwie jest tu całe stado”.
Uwaga: Ossowiecki, jeden z najsłynniejszych psychometrów naszych czasów, daje nam dokładny
opis swoich wraŜeń odbieranych podczas eksperymentów opartych na tej formie magii:
„Zaczynam od tego, iŜ powstrzymuję w sobie wszystkie myśli i całą swoją siłę wewnętrzną kieruję
na postrzeganie wraŜeń duchowych. Stwierdzam, iŜ do tego stanu dochodzę dzięki mej niewzruszonej
wierze w zjednoczenie duchowe całej ludzkości. Znajduję się zatem w tym nowym i specyficznym
stanie, kiedy to potrafię widzieć i słyszeć poza czasem i przestrzenią. (...) I obojętnie, czy odczytuję
wówczas jakiś zapieczętowany list, czy szukam zgubionego przedmiotu, czy teŜ nawiązuję inny
kontakt psychometryczny, moje wraŜenia są prawie takie same. Wydaje mi się, iŜ tracę jakąś energię,
dostaję gorączki, serce bije mi nierównym rytmem. Utwierdziłem się w tym przypuszczeniu, poniewaŜ
gdy tylko powstrzymuję się od myślenia, czuję jak gdyby jakiś prąd elektryczny przepływał we mnie
przez kilka sekund. Trwa to tylko moment, po czym ogarnia mnie przejrzysta jasność, powstają
obrazy, przewaŜnie z przeszłości. Widzę człowieka piszącego list i wiem, co on pisze. Widzę
przedmiot w chwili, gdy zostaje zgubiony, i wszystkie szczegóły towarzyszące temu wydarzeniu; albo
teŜ postrzegam czy odczuwam dzieje przedmiotu, który właśnie trzymam w ręku. Wizja jest mglista i
wymaga duŜego skupienia. Taki sam wysiłek potrzebny jest do postrzegania niektórych szczegółów i
okoliczności z wydarzeń teraźniejszych. Ów stan jasności czasami pojawia się po kilku minutach, ale
nieraz trzeba nań czekać nawet kilka godzin. W duŜym stopniu zaleŜy to od otoczenia i nastroju;
sceptycyzm, niewiara lub choćby zbytnio skoncentrowana na mojej osobie uwaga, paraliŜują moje
działanie i opóźniają sukces”.
Psychometrzy mogą działać na róŜne sposoby. Niektórzy najlepsze rezultaty osiągają wówczas,
gdy w transie hipnotycznym biorą przedmioty do ręki, by poddać je psychometrii. Inni patrzą w odległą
przeszłość, czują i postrzegają warunki i środowisko, w jakim przedmiot przebywał. Są tacy, którzy
drogą parapsychiczną podąŜają wraz ze zmarłymi w „zaświaty”, widzą, jak oni obecnie Ŝyją i co robią
jako bezcielesne duchy. Inni, ale to zdarza się bardzo rzadko, potrafią widzieć nawet przyszłe
wydarzenia, które kiedyś związane będą z przedmiotem trzymanym w rękach.
Po przeszło stu latach prowadzenia badań parapsychicznych i po wielu staraniach, by wyjaśnić, na
czym polega psychometria, narodziło się kilka teorii. Oto niektóre z nich. Doktor Pagenstecher
twierdzi, co następuje:
„Przedmiot, z którym się obcuje i który w przeszłości był, ściśle mówiąc, świadkiem pewnych
wydarzeń, zachowuje się jak widełkowy kamerton; w naszym mózgu powstaje wówczas specyficzny
rodzaj wibracji odpowiadających owym wydarzeniom. Wibracje mózgu raz dostrojone do pewnych
części Mózgu Kosmicznego zostały juŜ kiedyś poruszone (tak jak struny gitary) podobnymi
wydarzaniami. Teraz znów dostrajają ludzki mózg do Mózgu Kosmicznego, rodząc obrazy myślowe
odtwarzające wydarzenia, o których mowa”.
Sir Arthur Conan Doyle twierdzi, iŜ wszystkie wydarzenia i ich okoliczności odciskają się na
pewnego rodzaju niewidzialnej, trwałej i nie podlegającej zmianom substancji eterycznej.
Przypuszczał, iŜ ten niejako zadrukowany wydarzeniami eter odczytywany jest przez psychometrów
podczas ich wizji parapsychicznych, kiedy to całą swoją uwagę koncentrują oni na części eteru
związanej z trzymanym w rękach przedmiotem.
Teozofowie, budując swe poglądy na wierzeniach odkrytych w Indiach, proponują teorię (zob.
prace pani Błavatsky) o istnieniu Duszy Świata, czyli Akasa, na której pamięci odciskają się wszystkie
zdarzenia. Według tej teorii psychometria staje się zupełnie mechaniczną zdolnością. Psychometra
uŜywa trzymanego w rękach przedmiotu, by nawiązać łączność psychiczną z Duszą Świata, która ma
styczność z przeszłością owego przedmiotu. Dzięki pewnej formie psychicznej telepatii lub – jeszcze
ściślej – dzięki umiejętności czytania myśli psychometra „odczytuje zapiski na Akasa”.
Kolejnym zagadnieniem dotyczącym psychometrii są wizje natury psychometrycznej występujące
na terenach dawnych walk lub innych, mniej ekscytujących wydarzeń. Owe wizje pojawiają się
jednocześnie wielu ludziom zamieszkującym obszary działań bitewnych i wszystkie te osoby zgadzają
się co do widzianych szczegółów – jakkolwiek są teŜ i tacy, którzy nie widzą niczego. Doktor Nandor
Fodor podaje kilka takich przypadków. Szczegóły wizji zostały zanotowane i powszechnie uznane za
prawdziwe. Oto jedno z takich wydarzeń:
(C) „Bitwa pod Edge Hill (...) została stoczona 22 października 1624 roku. Dwa miesiące później
kilku pastuchów i okolicznych wieśniaków ujrzało powtórną bitwę rozgrywającą się w powietrzu.
Słychać było liczne odgłosy strzałów i wybuchy pocisków, rŜenie koni i jęki rannych. Wizja trwała
godzinami, przez kilka dni z rzędu. Jej świadkowie byli ludźmi powaŜnymi i godnymi zaufania. Kiedy
hałas bitewny dotarł do uszu Karola I, wysłał on komisję do zbadania tej sprawy. Wysłańcy nie tylko
złoŜyli sprawozdanie z tego, co widzieli, ale pośród walczących rozpoznali niektórych ze swoich
przyjaciół i znajomych, między innymi sir Edmunda Varneya”.
Doktor Fodor z duŜą uwagą odnosi się do przypadku przeczucia psychometrycznego, jaki w
ostatnich czasach przytrafił się hrabiemu Buergerowi Moernerowi. Przypadek ten został poparty
dowodami, sprawdzony i opisany w niemieckim periodyku psychologicznym z 1931 roku:
(D) „Przechodząc przez nieduŜy ogród, hrabia zajrzał przez okno do wnętrza mijanego domu (...) i
przeraził się, widząc ciało starszej kobiety zwisające z belki pod sufitem (...), lecz kiedy przekroczył
próg, stanął zdumiony. Zobaczył bowiem, jak kobieta podnosi się z fotela i Ŝąda, by wyjaśnił powód
swego nieoczekiwanego nadejścia. (...) Kilka dni później (...) postanowił jeszcze raz odwiedzić ów
dom, aby sprawdzić, czy moŜe jakaś specyficzna właściwość szyby okiennej wywołała u niego
optyczne złudzenie. Kiedy zbliŜył się do domu (...) ten sam przeraŜający widok ukazał się jego oczom.
Tym razem jednak (...), gdy wszedł do środka, to, co zobaczył, nie było Ŝadną wizją. Ciało staruszki
rzeczywiście wisiało u belki. Popełniła samobójstwo”.

Wpatrywanie się w kryształową kulę jest takŜe pewnego rodzaju psychometrią, z tą tylko róŜnicą, iŜ
zamiast trzymać przedmiot w ręku, skupia się uwagę na krysztale, by wewnątrz niego ujrzeć
oczekiwaną wizję. Tego rodzaju psychometrii nie moŜna pominąć przy studiowaniu zagadnień magii,
chociaŜ wiedza na ten temat jest jeszcze dość skromna i zazwyczaj nie zalicza się takiej umiejętności
do kategorii zjawisk psychometrycznych.

Komentarz:
Aby w pełni ogarnąć zagadnienia związane z tą szczególną praktyką magiczną, nie wolno tutaj
pominąć zjawiska proroczych snów. W takich snach nie mamy nawet do czynienia z myślą, na której
koncentruje się uwagę (jak w przypadku patrzenia w kryształ) i która ma być zarodkiem działania
psychometrycznego. W snach proroczych występują te same elementy co w innych omawianych tutaj
zjawiskach.
1. Odciskanie się wydarzeń na jakimś nieuchwytnym medium, zdolnym do zapisywania wraŜeń.
2. Udział pewnej formy świadomości lub inteligencji w kierowaniu owym procesem zapisu.
2A. Inteligencja ta dysponuje umysłowością tak dalece przewyŜszającą umysł ludzki, iŜ moŜe ona
odczytywać przyszłość, nie mówiąc juŜ o przeszłości czy teŜ wydarzeniach dziejących się obecnie, ale
w odległych miejscach. (Element ten występuje w przypadkach zdarzeń zapisanych w umyśle
medium, zanim się jeszcze wydarzyły).
3. Istnienie pewnego mechanizmu, dzięki któremu psychometra, wizjoner czy teŜ człowiek śniący
sny ostrzegawcze wchodzi w kontakt z domniemaną substancją zapisującą wydarzenia lub teŜ
odczytuj e w umyśle wyŜszej Inteligencji zapis pamięciowy bądź teŜ jej przed-pamięć.
4. Owa łączność jest natury telepatycznej lub teŜ ma coś wspólnego z jasnowidzeniem czy teŜ
umiejętnością czytania cudzych myśli.
5. PoniewaŜ psychometra nie moŜe sam wywołać wizji, lecz musi czekać, aŜ powstaną one w jego
świadomości, oczywiste jest, iŜ to podświadomość, a nie świadomość, wykonuje tę tajemniczą
czynność nawiązywania kontaktu telepatycznego.
Aby pozbierać rozproszone informacje i zestawić razem, zdawać by się mogło, nie związane ze
sobą zjawiska psychometrii, omówiłem szereg zagadnień i przedstawiłem kilka róŜnych punktów
widzenia, tak krótko i pobieŜnie, Ŝe być moŜe ktoś pogubił się w całym moim wywodzie.
Teraz więc dla większej jasności obrazu przedstawię ogólny schemat staroŜytnej magii kahunów.
NajwaŜniejszą rzeczą jest zapamiętanie, iŜ według Huny istnieją trzy zestawy czynników
uczestniczących w magii, a takŜe fizyczne ciało człowieka. KaŜdy zespół czynników składa się z kolei
z trzech elementów. Dzięki takiemu podziałowi będziemy mogli uporządkować zjawiska psychometrii
według przypadków i szczegółowo je zbadać.

Dziesięć czynników w magii i psychologii kahunów:


I. Trzy dusze tworzące istotę ludzką (Ŝywą lub zmarłą)

A. Podświadomość. Umie zapamiętywać, lecz ma kiepską zdolność


rozumowania. Brak jej logiki. Jej działanie oparte jest na wszelkiego
rodzaju emocjach – im podlega i je wywołuje.

B. Świadomość. Nie ma pamięci. Dysponuje pełną zdolnością


rozumowania logicznego.

C. Nadświadomość. Ma rodzaj umysłowości, dzięki której ogarnia


pełnię wiedzy w procesie „realizacji”. Zna przeszłość,
teraźniejszość oraz tę część przyszłości, która juŜ się
wykrystalizowała i jest ostatecznie zaplanowana, stworzona i
przygotowana do projekcji.
II. Trzy napięcia siły Ŝyciowej many uŜywane przez trzy duchy człowieka.
A. Fale ciała, czyli elektryczna siła Ŝyciowa o niskim napięciu.
Korzysta z niej podświadomość. Siła ta moŜe płynąć strumieniem
po niciach widmowych (aka). Nici podobne są do „sznurów
astralnych”. MoŜe teŜ przenosić ze sobą substancje, gdy przepływa
od jednej osoby do drugiej. Przybiera formę magnetyzmu
zwierzęcego i moŜe być magazynowana w drewnie i innych
porowatych materiałach. Silne wyładowanie owej energii o niskim
napięciu, kierowane wolą, moŜe wywołać efekt paraliŜu lub teŜ efekt
mesmeryczny, czyli utratę przytomności, sen lub stan katalepsji
(zesztywnienia).

B. Fale mózgowe, czyli siła Ŝyciowa o wyŜszym stopniu napięcia.


UŜywana przez ludzkiego ducha świadomości we wszystkich jego
czynnościach myślenia i woli. Stosowana w sensie woli jest siłą
mesmeryczną, czyli hipnotyczną – wówczas kształt myślowy
operatora wprowadzany zostaje do umysłu pacjenta. Nie
przemieszcza się po niciach widmowych, tak jak niŜsze napięcie.
(Lub tak przynajmniej się sądzi).
C. Wysokie napięcie siły Ŝyciowej (dotychczas nie zbadane przez
naukę). Kahuni twierdzą, Ŝe' jest ono stosowane przez
nadświadomość do jej rozmaitych celów. Najprawdopodobniej jest
to energia elektryczna o napięciu powstałym z rozbicia atomów.
III. Ciała z niewidocznej substancji (eterycznej lub astralnej), w których przebywają trzy duchy
tworzące człowieka. Dwa niŜsze ich rodzaje zazwyczaj łączą się ze sobą i z ciałem w okresie Ŝycia
fizycznego człowieka. Po jego śmierci pozostają złączone, chyba Ŝe rozdzieli je jakiś nieszczęśliwy
wypadek.

A. Ciało widmowe podświadomości. Najbardziej gęste ze


wszystkich trzech. Ma specyficzną właściwość przyklejania się do
wszystkiego, czego człowiek dotknie (zobaczy lub usłyszy). Kiedy
bezpośredni kontakt zostaje przerwany, pozostawia za sobą długą
niewidoczną nitkę, łączącą go z przedmiotem, tak Ŝe jest z nim
jakby nadal zespolony. (Nie wiadomo, jak trwała jest ta nić, czyli ta
niewidzialna substancja, lecz zdaje się, iŜ jest duŜo mocniejsza niŜ
stałe substancje fizyczne). Według kahunów podobno wszystko ma
swe widmowe ciała, czy są to kryształy, rośliny, zwierzęta,
tworzywa i przedmioty, czy teŜ ludzie lub bogowie – a nawet
poszczególne myśli, co dla wyznawców Huny miało istotne
znaczenie w ich teorii magii i magicznych praktykach. Taka
widmowa materia jest doskonałym przewodnikiem Ŝyciowej energii
elektrycznej i jej prądów. Jest miejscem, gdzie moŜna tę energię
magazynować. Kiedy jest silnie naładowana niskim napięciem, staje
się sztywna i na tyle mocna, by słuŜyć za „rękę” lub narzędzie do
poruszania bądź innego oddziaływania na przedmioty fizyczne – na
przykład porusza stolikiem na seansach spirytystycznych.

B. Ciało widmowe ducha świadomości. Mniej gęste niŜ ciało


podświadomości. Zdaje się, iŜ nie jest lepkie i nie wyciąga się w
nitki. MoŜe przewodzić energię Ŝyciową o niskim napięciu, ale nie
musi. Natomiast bez wątpienia przenosi średnie napięcie a więc
swoje napięcie, którym ta właśnie forma umysłowości i woli się
posługuje. Tworzy duchowe ciało, w którym funkcjonuje po śmierci
człowieka jako zjawa.

C. Widmowe ciało nadświadomości ludzkiej. Nadświadomość


mieszka przypuszczalnie w owym niewidocznym i bardzo
subtelnym ciele przez cały czas. Rzadko wchodzi w bezpośredni
kontakt ze swym ciałem fizycznym, wnikając do jego wnętrza.
Prawdopodobnie ma właściwości charakterystyczne dla ciał
widmowych niŜszego rzędu.
UŜywanie terminów znanych nam z nowoczesnej psychologii utrudniałoby sprawę. Wygodniej więc
będzie posługiwać się nazwami wzorowanymi na terminologii kahunów. Podaję więc proste określenia
dziesięciu elementów magii, występujące w sformułowanej wyŜej liście, by czytelnik łatwiej mógł je
sobie przyswoić.
Uproszczone nazwy dziesięciu czynników występujących w dawnym systemie
psychologicznym
I. Duch niŜszy, czyli niŜsze Ja – podświadomość. Jest to duch odrębny.
II. NiŜsza mana, czyli niskie napięcie siły Ŝyciowej uŜywane przez ducha niŜszego.
III. NiŜsze aka, czyli niŜsze ciało widmowe niŜszego Ja. (Sobowtór ciała astralnego lub
eterycznego).
IV. Średni duch, czyli średnie Ja – świadomy umysł, duch, istota. Jest bytem odrębnym i nie
stanowi trwałej części niŜszego Ja.
V. Średnia mana, czyli średnie napięcie siły Ŝyciowej uŜywane tylko przez ducha średniego.
VI. Średnie Aka, czyli średnie ciało widmowe zamieszkane przez ducha średniego.
VII. WyŜsze Ja lub WyŜszy Duch – nadświadomość. Odrębny duch połączony luźno z niŜszym i
średnim Ja. Pełni funkcję nad – Ja lub opiekuńczego ducha rodzicielskiego.
VIII. WyŜsze Aka, czyli ciało widmowe WyŜszego Ja, miejsce jego przebywania.
IX. WyŜsza Mana, czyli siła Ŝyciowa wysokiego napięcia uŜywana przez WyŜsze Ja.
X. Ciało człowieka – fizyczne ciało, do którego wstępują niŜsze i średnie Ja w postaci swych ciał
aka i które jest przez owe Ja uŜywane w okresie Ŝycia fizycznego. WyŜsze Ja jest z nim luźno
związane, prawdopodobnie za pomocą nici aka wysnutych przez niŜsze Ja z widmowego ciała.

A oto terminy hawajskie odpowiadające powyŜszym określeniom:


I. NiŜsze Ja: unihipili.
II. NiŜsza siła Ŝyciowa: manę.
III. NiŜsze ciało widmowe: kino aka.
IV. Średnie Ja lub duch: uhane.
V. Średnie napięcie siły Ŝyciowej: mana-mana (symbol „rozwidlania się jak winorośl”). (Podwojenie
rdzenia często wskazuje na silniejsze znaczenie wyrazu).
VI. Średnie ciało widmowe: kino aka. (Nie ma róŜnicy w nazwie między tym a niŜszym ciałem
widmowym).
VII. WyŜsze Ja lub Duch: Aumakua (w dawniejszym znaczeniu: „duch rodzicielski i absolutnie
godny zaufania”). Istnieje jeszcze wiele innych nazw określających WyŜsze Ja w jego poszczególnych
czynnościach i jest oczywiste, Ŝe kahuni poświęcali mu wiele uwagi.
VIII. Wysokie napięcie siły Ŝyciowej: mana-loa (oznacza siłę najwyŜszego stopnia,
najpotęŜniejszą). Symbolem WyŜszego Ja jest słońce, a jego moc symbolizuje światło.
IX. WyŜsze ciało widmowe: kino aka. Ten sam termin, co dla dwóch niŜszych ciał, chociaŜ takŜe
symboli dla jego określenia. Kahuni berberyjscy uznawali, iŜ jego symbolem jest księŜyc.
X. Ciało fizyczne: kino.

Rozdział VIII
Czytanie w myślach, jasnowidztwo, wizje, przewidywanie przyszłości, patrzenie w kulę i
wszystkie związane z psychometrią zjawiska, ujęte w terminologii dziesięciu czynników
systemu Huny

Przypadek 13
Czytanie w myślach

Uwagi wstępne:
Jeśli ktoś siedzi w jakimś cichym miejscu w towarzystwie innych osób, na przykład w sali
wykładowej, i próbuje odczytać ich myśli, musi, po pierwsze, znać jakiś sposób, by nawiązać z daną
osobą kontakt, choć siedzi ona w odległości kilku metrów. Po drugie, jeŜeli kontakt został nawiązany,
musi posiąść umiejętność odczuwania lub widzenia myśli w cudzym umyśle i przenoszenia ich odbić
do siebie.
Nowoczesna psychologia i parapsychologia nie wyjaśniają istoty tych dwóch mechanizmów.
Koncepcja transmisji myślowej na wzór fal radiowych upada ze względu na okoliczność, Ŝe o ile
odległość odgrywa jakąś rolę w nadawaniu transmisji, o tyle w łączności telepatycznej nie ma ona
większego znaczenia. Teoria „wibracji”, zaczerpnięta z teorii o drganiach fal dźwiękowych w
powietrzu, nie ma najmniejszego zastosowania w praktyce. Pogląd, iŜ bezcielesne duchy mogą
zabierać myśli innym i przynosić je nam, równieŜ nie daje praktycznego wyjaśnienia. W takim razie
pozostaje jedyne wytłumaczenie spełniające warunek praktyczności – daje je nauka Huny.

Opis przypadku:
Kiedyś postanowiłem sprawdzić swoją moŜliwość odczytywania cudzych myśli. Na miejsce
eksperymentu wybrałem salę wykładową. Moja metoda polegała na tym, Ŝe koncentrowałem wzrok na
tyle głowy studenta, uciszałem własne myśli i czekałem na wraŜenia. Powtarzałem to w
dziesięciominutowych odcinkach czasu przez kilka dni z rzędu, zanim zacząłem otrzymywać wyniki.
Były chwile, kiedy jakaś myśl lub wraŜenie przypływały do mnie zupełnie tak, jakbym coś sobie
przypomniał. Zdając sobie sprawę, Ŝe te wspomnienia nie mają nic wspólnego z moją własną
przeszłością, przyjmowałem je jako przychodzące do mnie z umysłu, który usiłowałem odczytywać.
Kilku moim bliskim przyjaciołom ośmieliłem się przyznać do tego, co robię, by znaleźć u nich
potwierdzenie, czy odczytałem ich myśli poprawnie. PrzewaŜnie przejmowałem od nich myśli o
rzeczach błahych, o sprawach przychodzących im do głowy bez powodu, kiedy to świadomość nie
była zaangaŜowana w myślenie. Otrzymywałem pamięciowe wraŜenia związane z planowanym
zakupem nowej sukienki, z pragnieniem pójścia na ślizgawkę, z beznadziejną miłością młodzieńca do
jakiejś dziewczyny.
Niebawem wyczerpałem moich przyjaciół lub raczej doprowadziłem do tego, Ŝe wystrzegali się
mojego spojrzenia i w ten sposób stali się bezuŜyteczni dla moich eksperymentów. Skoncentrowałem
więc uwagę na obcym, młodym człowieku, który zdawał się pogrąŜony w rozmyślaniach.
Początkowo odczytałem w jego myślach obraz jakiegoś dziwnego pokoju, małego, skąpo
oświetlonego i zamkniętego – ale przytulnego, pomimo surowych mebli i prostych łóŜek. Później
zobaczyłem niskiego starego Chińczyka, z wystającymi zębami i cofniętym podbródkiem. Zdawało mi
się, Ŝe rozmawia o czymś z moim obiektem, ale nie słyszałem . wyraźnie. Podsłuchałem natomiast
przydomek Chińczyka, który brzmiał jakby „Wiewiórka”. Bardzo mnie to rozśmieszyło, ale doszedłem
do wniosku, Ŝe to ja sam go tak nazwałem ze względu na jego zęby i cofniętą szczękę.
Na koniec odczytałem w myślach studenta jego nieustającą tęsknotę za tym pokojem i za
Chińczykiem – tęsknił za czymś, co miał lub czego skosztował w związku z tym pokojem i z
człowiekiem „Wiewiórką”.
Zgromadziwszy wystarczającą ilość danych i mając dość pełny obraz tego, co zajmowało myśli
studenta, pewnego dnia poprosiłem go na stronę, przedstawiłem się i zacząłem zadawać mu pytania.
Nie uzyskałem od niego nic poza stanowczą i wielce gniewną odprawą.
Okazało się później, Ŝe następny mój krok w tym przydługim nieco eksperymencie takŜe był
związany z obrazem pokoju i Chińczyka. Ale kiedy przystępowałem do kolejnego etapu eksperymentu,
nie wiedziałem jeszcze ó tym powiązaniu. '
Usiłowałem zatem odczytać myśli innego młodzieńca i pewnego dnia zdziwiłem się niezmiernie,
odczytawszy w jego umyśle tę samą tęsknotę i taki sam obraz pokoju. i Chińczyka. Lecz tym razem
wyczułem u chłopaka więcej obawy niŜ tęsknoty. Obawa ta walczyła z marzeniem o jakimś „głębokim
zaciągnięciu się”. Doznawałem tej tęsknoty jakby własnymi zmysłami. Najbardziej zaskoczyło mnie
pojawienie się tego samego przydomka „Wiewiórka” w odniesieniu do Chińczyka.
Podszedłem do owego studenta i zacząłem z nim rozmawiać. Powiedziałem mu, iŜ mam wraŜenie,
jakby czegoś się obawiał, i spytałem, czy tak jest rzeczywiście. Pobladł i odrzekł, Ŝe w zasadzie mam
rację. Opowiedziałem mu więc o pokoju i o Chińczyku. Zaczął drŜeć nerwowo i spytał, kto go „wsypał”.
Zapewniłem, Ŝe od nikogo nie dostałem Ŝadnych bezpośrednich informacji. Wyjaśniłem, Ŝe
przeprowadzam test odczytywania cudzych myśli, i wspomniałem, iŜ odkryłem niesamowitą zbieŜność
między jego myślami a myślami tego, który zdawał się jego przyjacielem. Student przemyślał sprawę –
cały czas blady i drŜący. – po czym zaśmiał się nerwowo i wszystkiemu zaprzeczył, nawet temu, Ŝe
się bał. Wreszcie radził, Ŝebym pilnował swoich spraw.
Po kilku miesiącach dotarłem do istoty sprawy. To, o czym byłem przekonany, Ŝe „odczytałem” z
myśli studentów, okazało się prawdą. OtóŜ grupa młodych ludzi z ciekawości próbowała palić opium.
Chińczyk, w którego pokoju się zebrali, rzeczywiście nosił przydomek „Wiewiórka”. Widziałem jego
twarz tak, jak wyglądała w rzeczywistości. Członkowie tejŜe grupy po kolei wpadali w nałóg palenia
opium. Moi dwaj studenci równieŜ byli w tamtym pokoju. Pierwszy z nich się nie bał, pragnął tylko
„zapalić” sobie. Drugi nie tylko chciał „zapalić”,, ale takŜe bał się, Ŝe juŜ wpadł w nałóg i nie będzie się
mógł z niego wyzwolić.

Komentarz:
Z powyŜszego przypadku widać, Ŝe to podświadomość, czyli niŜsze Ja, musi na nasz rozkaz
nauczyć się czytania w myślach innych osób. Praktyka pokazuje, Ŝe świadome Ja, czyli duch średni,
nie potrafi mimo wysiłków samo odczytywać myśli. Osoba chcąca poznać zawartość cudzego umysłu
musi najpierw powstrzymać się od myślenia, zrelaksować własny umysł i pozwolić działać swobodnie
swemu niŜszemu Ja. Musi więc przyjąć postawę wyczekującą i czekać, aŜ podświadomość pokaŜe,
do czego jest zdolna po otrzymaniu naszego rozkazu.
Większość ludzi moŜe nauczyć się prostych czynności parapsychicznych z udziałem świadomości.
Wymaga to jednak długotrwałej praktyki. Niektórzy uczą się szybciej, inni zdają się mieć talent
wrodzony do tego typu działań. To samo dotyczy nauki posługiwania się sugestią hipnotyczną,
telepatią, wpatrywania się .w szklaną kulę i przeczuwania przyszłości. JeŜeli chodzi o patrzenie w
przyszłość, sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, jako Ŝe informacje o przyszłych wydarzeniach
muszą pochodzić od WyŜszego Ja, o ile są skrystalizowane i znajdują się juŜ na drodze do realizacji.
Według teorii Huny, nieskrystalizowanej przyszłości nie moŜna zobaczyć.
Huna uczy, Ŝe aby nawiązać kontakt z osobą, której myśli mają być odczytane, nasze
podświadome Ja musi najpierw wysłać nitkę aka lub substancję ciała widmowego, aby połączyła się z
cudzą podświadomością. (To wszystko powinno się robić na drodze telepatii i hipnozy. Nie naleŜy
mówić nikomu o eksperymencie, lecz poprzeć swe działania modlitwą. Dzięki modlitwie zyskuje się
kontakt z WyŜszym Ja, wszystkie modlitwy są bowiem telepatyczne).
Podświadomość ma niezwykłą umiejętność wysnuwania z siebie swego widmowego ciała, na wzór
ameby, która wysuwa nibynóŜki, czyniąc z nich narzędzie do zdobywania pokarmu. W słownictwie
kahunów istnieje kilka wyrazów, opisujących tę czynność podświadomości. Najpierw więc powstaje
„ręka” wyciągająca się w kierunku osoby, z którą chcemy się skontaktować. Następnie, kiedy
dotknęliśmy juŜ tej osoby, trzeba „przebić się” przez nią i wniknąć do jej widmowego ciała, tak jak
włócznia przebija twarde ciało fizyczne.
Trzeba pamiętać, iŜ zgodnie z Huną obiekt naszego działania, jeśli jest świadomy wysiłków
zmierzających do dotknięcia go i przebicia się do jego niewidzialnego ciała, zazwyczaj moŜe skłonić
swą podświadomość, by odparła takie zbliŜenie. Średnie Ja, czyli duch świadomości tej osoby, uŜyłby
w tym celu całego wysiłku woli. (W ten sam sposób moŜe ktoś odrzucić sugestię hipnotyczną).
Po nawiązaniu kontaktu z osobą, która nie stawia oporu, przechodzimy do trzeciego etapu. Oto
dwoje ludzi połączonych zostaje nicią widmową. Po nici tej płynie strumień niŜszej many, czyli siły
Ŝyciowej o niskim napięciu.
Połączona w ten sposób, niewidzialnym drutem naładowanym ładunkiem elektrycznym,
podświadomość czytającego wysyła mikroskopijną cząstkę swych narządów zmysłów aŜ do dalekiego
końca nici. Obserwuje, jakie myśli przebiegają przez umysł obiektu. Czyni z nich sobowtóry myślowe i
przesyła z powrotem wraz ze strumieniem siły Ŝyciowej do centrum świadomości „czytelnika”. Tam
myśli owe prezentowane są jakby soczewce świadomości średniego Ja. (W ten sam sposób niŜsze Ja
prezentuje świadomości potrzebne jej wspomnienia). Tak oto myśli drugiej osoby stają się znane
przeprowadzającemu eksperyment, bo on właśnie jest tym średnim Ja.
PowyŜszy fragment zawiera informacje nieoczekiwanej wartości. Całe lata zajęło bowiem
„dokopywanie się” do ukrytych znaczeń słów uŜywanych przez kahunów, by w końcu stało się
zrozumiałe, na czym, według nich, polegają omawiane zjawiska parapsychiczne. Chcąc lepiej
wyjaśnić mechanizm owych zjawisk, musimy ponownie przyjrzeć się pewnym jego szczegółom.
Pierwszą i najwaŜniejszą rzeczą, którą naleŜy zrozumieć i zapamiętać, jest okoliczność, Ŝe w
widmowym ciele niŜszego Ja zawarte są odbicia, duplikaty wszystkich komórek i tkanek fizycznego
ciała, a co za tym idzie – duplikaty wszystkich narządów zmysłów. Jeśliby tak nie było, to duchy
komunikujące się z nami za pośrednictwem medium, musiałyby donosić, iŜ są głuche, nieme i ślepe –
co przecieŜ przeczy faktom.
Dowodów na to, iŜ narządy zmysłów są zdublowane w niŜszym ciele widmowym, dostarczyły
rozmaite eksperymenty. Przeprowadzali je ludzie, którzy nauczyli swe niŜsze Ja, by wysuwało swoje
ciało widmowe i dotykało (czy czuło) rzeczy bez udziału fizycznych oczu, uszu, zmysłu dotyku etc.
Kuda Bux, człowiek chodzący po ogniu, o którym wspominałem wcześniej; zdolny był do projekcji
swego zmysłu wzroku z oczu fizycznych na swą skórę na plecach, tak Ŝe mógł czytać (a miał
szczelnie zasłonięte oczy) nagłówki w gazecie rozłoŜonej na jego barkach.
Obserwowałem kiedyś pewnego niewidomego adwokata, który wszedł do domu towarowego i
powoli krąŜył po labiryncie stoisk i wystaw, polegając jedynie na swojej wyrobionej umiejętności
projekcji duplikatów narządów zmysłów swego ciała widmowego. W ten sposób potrafił zlokalizować
wszystkie przeszkody. Ostatnio ludzi, którzy stracili wzrok na wojnie, uczy się, jak mają wyczuwać
przeszkody na swej drodze. Praca z nimi opiera się na próbach wyostrzenia im słuchu. W tym celu
uŜywa się małej, wydającej trzaski spręŜynki. Pacjent słucha, jak dźwięczy echo tych trzasków. Mówi
mu się przy tym, Ŝe to słabe echo istnieje i Ŝe on ma się nauczyć wyławiać je szybko słuchem i
oceniać odległość dzielącą go od ściany, drzwi czy innego przedmiotu. ZauwaŜono, Ŝe kiedy pada
śnieg, moŜliwość oceny odległości od przedmiotu ginie. Płatki śniegu nie tłumią aŜ tak dźwięku, by
zupełnie go zagłuszyć, ale jeŜeli niewidomy wysłał juŜ projekcję substancji ciała widmowego, to
zetknie się ona ze śniegiem i doniesie o jego istnieniu zamiast o bardziej odległych przedmiotach.
MoŜe być oczywiście i tak, Ŝe jakaś dobrze wytrenowana podświadomość ma nieprzeciętną zdolność
chwytania dźwięków odległych obiektów i oceny dystansu, ale w takich przypadkach nie wydaje się,
iŜby wystarczało samo ucho fizyczne – wymaga ono pomocy, o jakiej mówi teoria projekcji.
Media uczestniczące w seansach spirytystycznych często miały wraŜenie, Ŝe na jakiś czas i w
pewnych określonych warunkach (zbadamy je później) porzucają swe ciała fizyczne. W takich
momentach (zazwyczaj kiedy ciało fizyczne jest w głębokim transie lub w stanie nieświadomości)
zmysły są o wiele bardziej wyostrzone, niŜ kiedy uŜywają ich cięŜkie organy fizyczne. Media szybciej i
sprawniej myślą, kiedy odłączone od swych ciał fizycznych – przebywają w ciałach widmowych.
Kiedy jakaś osoba opuszcza swe ciało na dłuŜszy okres i wędruje do bardziej odległych miejsc,
mówi się o „podróŜy astralnej”. Wiele do tej pory napisano na ten temat, dowodząc, iŜ taki rodzaj
podróŜowania jest moŜliwy i Ŝe takie wędrówki są faktem. W przypadkach „podróŜy astralnych” osoby
dokładnie opisują zwiedzane miejsca, a i one same są w tych miejscach widziane przez innych.
RóŜnica między czytaniem w myślach a podróŜowaniem astralnym polega na ilości substancji
widmowej, jaką wydziela niŜsze ciało widmowe. JeŜeli wysyłana jest tylko mała dawka, to centrum
świadomości pozostaje w ciele fizycznym obejmującym całą masę niŜszego ciała widmowego. Ale
kiedy niŜsze ciało widmowe wysyłane jest w całej swej masie, pozostawiając za sobą tylko cieniutką
niteczkę widmowej materii (sznurek astralny), by łączyła je z ciałem fizycznym, wtedy centrum
świadomości z konieczności przenosi się wraz z większą częścią ciała widmowego i uzewnętrznia się
wizytą w jakimś odległym miejscu.
Powstaje teraz pytanie o moŜliwość pamiętania po powrocie z wędrówki, widzianych w podróŜy
szczegółów i zdarzeń. Teoria Huny tłumaczy, w jaki sposób powstają wspomnienia, i jak dotąd my,
ludzie współcześni, nie mamy innych wyjaśnień. A zatem wspomnienie jest myślą, która przetrwała
dzięki temu, iŜ w jakiś sposób odcisnęła się kiedyś na mikroskopijnej cząsteczce substancji widmowej.
Umiejętność tworzenia myśli przysługuje prawdopodobnie wszystkim trzem duchom człowieka, jak
teŜ zwierzętom, a nawet i niŜszym formom Ŝywym. Proces myślenia moŜliwy jest dzięki sile Ŝyciowej o
pewnym napięciu. Kiedy myśl jest juŜ ukształtowana, otrzymuje swe własne ciało widmowe i zostaje
przytwierdzona nicią widmową (lub moŜe bezpośrednio) do myśli, które pojawiły się przed nią lub po
niej. (W terminach psychologii współczesnej w ten właśnie sposób wyjaśnia się asocjację pojęć).
Gdy jakaś myśl juŜ powstała i została odciśnięta na kawałku substancji widmowej, przejmuje ją
niŜsze Ja i przechowuje w tej partii niŜszego ciała widmowego, która łączy się z częściami mózgu
związanymi z funkcją zapamiętywania. Czy jesteśmy na jawie, czy teŜ we śnie, nasze kształty
myślowe znajdują się w komórkach kory mózgowej, a kiedy średniemu Ja potrzebne jest jakieś
wspomnienie, na przykład nazwisko znajomego, wówczas niŜsze Ja odnajduje w miejscu, gdzie jest
składowane w mózgu i w jego widmowym duplikacie. Następnie przedstawia je średniemu Ja.
PoŜądane wspomnienie przywoływane jest wraz z łańcuchem towarzyszących mu innych wspomnień.
Jedno bowiem wspomnienie pociąga za sobą wiele kolejnych skojarzeń.
Gdy na przykład przypominamy sobie imię przypadkowo poznanej osoby, równocześnie
przypominamy sobie jej wygląd, brzmienie głosu i miejsce, gdzie ją poznaliśmy. Pamięć moŜe być
wierniejsza, jeśli zwracamy baczną uwagę na te właśnie „przyczepione” pojęcia czy kształty myślowe.
Kahuni, jak pamiętamy, mówili o takich uczepionych formach myślowych i porównywali je do kiści
winogron lub porzeczek. Grono winorośli doskonale ilustruje mechanizm przypominania, gdy kaŜde
winogronko przymocowane jest do szypułki, ona z kolei do łodygi głównej, łodyga do pnia i do
korzenia, korzeń do ziemi i przez nią do innych roślin w niej zakorzenionych.
O wykorzystywaniu siły Ŝyciowej w procesie myślenia doskonale świadczą eksperymenty z falami
mózgu i ciała. Nie jest to ten rodzaj fal, które powstają przy emisji radiowej, lecz są bardzo blisko
związane z ciałem – ono ogranicza ich zakres. Wykresy przenoszenia się fal o niewielkich ładunkach
elektrycznych po nerwach i innych komórkach ciała pokazują, iŜ podczas naszego snu ruch fal jest
zupełnie inny niŜ na jawie. Wówczas niŜsze Ja uŜywa innego napięcia siły Ŝyciowej. Najbardziej
skomplikowane i nieregularne wykresy powstają na jawie i odzwierciedlają połączone działanie
niŜszego i średniego Ja w procesie myślenia. Przy stanie ludzkiej nieświadomości igła urządzenia
notującego nie wskazuje prawie Ŝadnej czynności elektrycznej – linie wykresu 'są zupełnie proste.
Natomiast przy atakach epilepsji linia wznosi się gwałtownie do góry w momencie szczytu ataku, po
czym wypręŜa się niemal całkowicie po typowym „spadku”, kiedy to następuje utrata przytomności (i
gdy prawdopodobnie niŜsze i średnie Ja opuszczają na jakiś czas ciało).
Chciałbym tutaj wtrącić, dla wygody czytelników studiujących to zjawisko, Ŝe epilepsja powstaje w
wyniku nieustannych ataków bezcielesnych duchów niŜszych, które zdolne są opanować niŜsze Ja
osoby dotkniętej chorobą. Mogą one na kilka minut wchłonąć siłę Ŝyciową z jej ciała, mimo walki
okradanego w ten sposób organizmu. Ubytek tej siły jest oczywisty, o czym świadczy utrata
przytomności, a następnie powolny powrót człowieka do świadomego stanu oraz do pierwotnych sił.
Siła Ŝyciowa powstaje ze spoŜywanego przez nas pokarmu. Sądzi się, iŜ po dokonaniu kradzieŜy
energii przez niŜsze Ja, lub nawet przez duchy niŜsze niŜ ludzkie; cukier we krwi stopniowo utlenia się
i produkcja siły Ŝyciowej wzrasta. MoŜliwe teŜ, Ŝe zamieszkujące ciało niŜsze i średnie Ja zmuszone
są opuścić swą siedzibę, kiedy następuje rabunek sił, i wracają dopiero po jakimś czasie przez
łączący sznur lub po mocnych niciach substancji widmowej, przytwierdzonych między nimi a powłoką
fizycznego ciała.
W przypadkach, które badałem i obserwowałem, nieraz z powodzeniem stosowano hipnozę, by
wzmocnić odporność pacjenta na powtarzające się okresowo ataki. Problem ten jest blisko związany
ze zjawiskiem wymiany Ja w przypadkach rozdwojenia osobowości czy teŜ opętania przez duchy, co
w rezultacie prowadzi do choroby umysłowej. W tych sytuacjach duchowi-intruzowi utrudnia się Ŝycie
w ukradzionym przez niego ciele, stosując metodę szoku insulinowego. Zawadzający duch po
pewnym czasie się wynosi i pełnoprawni właściciele ciała mogą powrócić na miejsce.
Teraz zajmiemy się bliŜej mechanizmem projekcji części lub głównej masy ciała widmowego
(niŜszego lub połączonego ze średnim Ja, jak w przypadku świadomej podróŜy astralnej). Przy
obecnym stanie badań, do których odwołuję się w tej pracy, nie moŜna właściwie stwierdzić, w jaki
sposób ktoś moŜe wysyłać nitkę widmową przez pokój lub całą masę widmowego ciała przez pół
kontynentu. Największą jednak zagadką są magnetyczne właściwości materii ciała widmowego.
Istnienie takich właściwości jest oczywiste, bo kiedy substancja widmowa naładowana jest siłą
Ŝyciową i działa pod wpływem świadomości, zachowuje się jak siła napędowa odpychająca lub
przyciągająca. Przez analogię moŜemy traktować tę czynność jako wyciąganie „ręki” – jak określali to
kahuni. Kiedy ów mechanizm zostanie w końcu w pełni zrozumiany, zjawisko magnetyzmu moŜe
odegrać zaiste wielką rolę, gdyŜ właśnie istnieniem cech magnetycznych substancji widmowej moŜna
wyjaśnić gwałtowne przyciąganie podróŜnika astralnego, zmuszające go do powrotu z wędrówki i do
błyskawicznego połączenia się z ciałem będącym w niebezpieczeństwie.
Przy odczytywaniu cudzych myśli, a takŜe w telepatii, kształty myślowe danej osoby nie są jej
odbierane przez drugiego człowieka. Jest oczywiste, Ŝe duplikaty form myślowych powstają dzięki
temu, iŜ operator potrafi odczuć, jakie myśli znajdują się w umyśle obiektu lub teŜ w umyśle partnera
przy wymianie telepatycznej. Równie oczywiste jest to, Ŝe za kaŜdym razem, gdy przywołujemy jakieś
wspomnienie z zasobów pamięci, tworzymy jego duplikat, kiedy się nad tym wspomnieniem
zastanawiamy. Dlatego teŜ uczymy się wiersza przez powtarzanie zapamiętanych linijek, a raczej
powtarzania duplikatów wyrazów i wersów, aŜ grona kojarzących się ze sobą kształtów myślowych
będą mocne, trwałe, łatwe do odszukania i w końcu zostaną przeniesione przez niŜsze Ja do centrum
świadomości.(ZwaŜmy, Ŝe średnie Ja nie potrafi pamiętać. Nie umie magazynować ukształtowanych
myśli w swym widmowym ciele i jeśli po śmierci człowieka oddzielone zostało od swego towarzysza,
niŜszego Ja, niezdolne jest pamiętać, kim bądź czym jest lub było. W takim stanie separacji jest zaiste
smutną i Ŝałosną zjawą).
NiŜsze Ja przechowuje wszystkie nasze wspomnienia w swym ciele widmowym i po śmierci
moŜemy z tych wspomnień korzystać. Nie umierają one wraz z rozkładem komórek mózgowych
martwego ciała fizycznego. Roczniki „Badań Parapsychicznych” pełne są opisów przypadków, w
których zmarli powracali z zaświatów, by komunikować się z Ŝywymi za pośrednictwem osób-mediów
lub teŜ w inny sposób, a najlepszym dowodem na trwanie po śmierci są właśnie niezliczone
świadectwa, Ŝe zmarli pamiętają zdarzenia z czasów swego fizycznego Ŝycia.

Przypadek 14
Telepatia, czyli przenoszenie myśli

Uwagi wstępne:
Telepatia, tak jak czytanie w cudzych myślach, polega na wykorzystaniu mocy psychicznych, które
to działanie nie wymaga udziału duchów osób zmarłych ani współpracy z nadświadomością, czyli
WyŜszym Ja.
Zadziwiające, jak w przypadku większości ludzi mało potrzeba czasu, by rozwinąć w nich pewne
zdolności telepatyczne.
W kaŜdej dobrej bibliotece moŜna znaleźć szczegółowe prace i raporty z eksperymentów
telepatycznych. Znakomite są ksiąŜki takich autorów jak Eileen Garret, Upton Sinclair oraz Dunninger,
odgadywacz myśli popisujący się na estradach, który próbował takŜe wysyłać telepatyczne wraŜenia
słuchaczom swych audycji radiowych. (Gdyby takie próby kończyły się sukcesem, nasze twierdzenia
zostałyby obalone. Znaczyłoby to bowiem – jeŜeli podeprzemy się teorią Huny – Ŝe głos ludzki, nawet
gdy jest zamieniony w fale radiowe, a potem znów w dźwięk płynący z odbiornika, nadal moŜe
przenosić się po nici widmowej, by łączyć ze sobą nadawcę audycji i jego słuchaczy. Zdawać by się
mogło, iŜ jest to mechanizm niesamowity i nieprawdopodobny, ale istnieje przecieŜ wiele innych
równie 'niewiarygodnych zjawisk, które jednak są wystarczająco dobrze sprawdzone i dowiedzione. W
kaŜdym razie nie wolno nam pominąć nawet' najmniejszych wskazówek czy śladów zbliŜających nas
do zrozumienia staroŜytnych praktyk magicznych).
Na Tahiti od kilku lat stosuje się specyficzną formę telepatii. Zwana jest „radiem kokosowym” i
polega na systematycznym przesyłaniu wiadomości drogą telepatyczną po całej wyspie, począwszy
od portowej wioski Papeete. Kiedy do portu napływają informacje o nowych wydarzeniach, przesyła
się je telepatycznie do tubylców zamieszkujących rozmaite okolice wyspy, przewaŜnie do starszych
kobiet. O tym zjawisku napisano wiele prac. Podawano w nich przypadki, kiedy to miejscowi
przekazywali sobie dane personalne i wizerunki turystów, gdy ci podróŜowali akurat po wyspie.
Gdziekolwiek docierali, wszędzie juŜ na nich czekano.
Do odległych zakątków Afryki najnowsze wieści o decyzjach politycznych Brytyjczyków docierały
na kilka godzin, czasami na kilka dni wcześniej niŜ oficjalne komunikaty. Tubylcy odgrywali rolę
odbiorników telepatycznych lub teŜ astralnych podróŜników zdobywających wieści o waŜnych dla
siebie wydarzeniach.
Doktor Rhine z Duke University uczynił o wiele więcej niŜ jakikolwiek inny naukowiec, by telepatii
dać podstawy naukowe, Ŝeby jako pozazmysłowa percepcja stała się uznaną dziedziną nowoczesnej
psychologii.

Opis przypadku:
Przeprowadzając w 1946 roku eksperymenty doktora Rhine'a wraz z grupą mych przyjaciół na
cotygodniowych spotkaniach, stwierdziłem, Ŝe kilka osób miało wrodzone umiejętności telepatyczne.
W ciągu paru miesięcy, dzięki praktyce odbywanej raz w tygodniu, zdolności te znacznie się rozwinęły.
Pewnego wieczoru .usiadłem na jednym końcu długiego pokoju, a w drugim końcu twarzą do mnie
siedziała kobieta wraŜliwa na przyjmowanie informacji telepatycznych. Miałem przed sobą specjalne
karty obmyślone przez doktora Rhine'a. KaŜda karta przedstawiała prostą figurę lub symbol.
Potasowałem je, po czym po kolei odwracałem do siebie. spoglądając, co przedstawiają. Telepatyczny
obraz symbolu starałem się przesłać odbiorczyni.
Odkryłem dziewięć kart, wszystkie symbole widniejące na nich kobieta nazwała prawidłowo.
PoniewaŜ był to najlepszy wynik osiągnięty w naszej grupie eksperymentalnej, ci, którzy stanowili
widownię, byli bardzo poruszeni. Po odkryciu dziewiątej karty i po kolejnej prawidłowej odpowiedzi
zaczęli wydawać okrzyki zachwytu, które z pewnością rozproszyły uwagę kobiety. Przy dziesiątej
karcie popełniła pomyłkę. Ale i tak 90% trafień stanowi dla nas dostateczne świadectwo. Mamy
zresztą tak wiele dowodów na istnienie telepatii, Ŝe w tej chwili powinniśmy raczej zapytać, na czym
ona polega, a nie, czy jest moŜliwa.
Komentarz:
Mechanizm łączności telepatycznej między ludźmi jest taki, jak przy czytaniu w myślach, z tym Ŝe
obie strony świadome są wysiłku, jakiego wymaga przesłanie telepatyczne od jednego partnera do
drugiego. Jeden z partnerów stara się rozluźnić i nastawić na odbiór, a drugi usiłuje się z nim połączyć
nicią z substancji widmowej, po której popłyną wraŜenia czy teŜ ukształtowane myśli niesione z
prądem siły Ŝyciowej o niskim napięciu.
W tym miejscu nie będziemy omawiać telepatycznych informacji o zdarzeniach mających nastąpić
w przyszłości, które to wraŜenia dotarły do odbiorcy, a on wziął je za wydarzenia obecne. Zajmiemy
się tym później.

Przypadek 15
Patrzenie w kryształową, kulę

Uwagi wstępne:
Wpatrywanie się w kryształ czy wróŜenie ze szklanej kuli jest staroŜytną praktyką magiczną.
Kahuni nieraz wkładali czarne, okrągłe kamienie do drewnianych mis napełnionych wodą, polewali je,
by błyszczały, po czym wpatrywali się w ich lśniącą powierzchnię. Niebawem ukazywały się na niej
charakterystyczne wizerunki.
Kryształ nie ma Ŝadnych specyficznych właściwości, które czyniłyby go szczególnie uŜytecznym w
magii. Ani jego blask, ani kulisty kształt nie grają tu istotnej roli. TakŜe wypełnione wodą okrągłe
naczynia nie mają specjalnego znaczenia. Obrazy widziano bowiem równieŜ w plamach rozlanego na
spodku atramentu, a nawet na czystym, otynkowanym murze.
Obrazy postrzegane w krysztale przez odpręŜonego i pragnącego coś zobaczyć obserwatora
wykazują cechę raczej widziadeł sennych niŜ prawdziwych wizerunków, które moŜna by sfotografować
lub teŜ które widziałoby naraz kilka osób.
W przypadkach, gdy wielu ludzi komunikowało, Ŝe widzi w szkle ten sam obraz, był on czymś w
rodzaju wizji grupowej, jawiącej się nad dawnymi polami bitewnymi czy teŜ nad innymi miejscami, w
których obserwowano zdarzenia z przeszłości na zasadzie wizualnego odtworzenia.
Prawdziwy, czysty obraz w krysztale, podobny do widziadła sennego, moŜe zobaczyć tylko jedna
osoba, bardzo skoncentrowana. Obrazy odbierane są przez zmysł wzroku. Tak samo jak te widziane
we śnie, poruszają się i nieraz towarzyszy im dźwięk.
JuŜ samo pragnienie ujrzenia jakiejś rzeczy, miejsca czy osoby nadaje procesowi wpatrywania się
w szklaną kulę właściwości psychometryczne. Powoduje projekcję substancji widmowej i pozwala
nawiązać kontakt na odległość z tą rzeczą lub osobą. Wysunięta nić podąŜa starym śladem, drogą
łączącą juŜ wcześniej wizjonera z widzianym przedmiotem. ChociaŜ do tej pory nie wyjaśniono
jeszcze w pełni owego mechanizmu, wydaje się, iŜ obraz w krysztale jest wyobraŜeniem sennym,
wytworzonym przez podświadomość, która najpierw wysiliła swą zdolność percepcji zmysłowej (tak
jak przy odczytywaniu myśli i przy telepatii), następnie poczyniła obserwacje odległych przedmiotów i
zdarzeń, po czym z powrotem przeniosła ukształtowane myśli i wraŜenia, budując na nich jakby
wizualne marzenia senne zogniskowane wewnątrz kryształu.

Opis przypadku:
Kilka lat temu w Lovelock, w stanie Nevada, przeprowadziłem szereg eksperymentów z koleŜanką,
która korzystając z moich wskazówek, rozwinęła w ciągu kilku zaledwie tygodni doskonałe
umiejętności w zakresie wpatrywania się w szklaną kulę.
Za kryształ słuŜyło nam szkło powiększające w kształcie przycisku do papieru. LeŜało na ciemnym
suknie i patrzyliśmy w nie, ilekroć pragnęliśmy ujrzeć jakieś miejsce lub osobę. Najlepsze rezultaty
osiągaliśmy wówczas, gdy koleŜanka, wpatrująca się w szkło, jednocześnie dotykała palcami listu lub
jakiegoś innego przedmiotu, będącego kiedyś w bezpośrednim kontakcie z osobą, którą moja
przyjaciółka pragnęła teraz ujrzeć w szklanej bryle.
W ten sposób ujrzeliśmy w szkle kilku naszych wspólnych znajomych. Napisaliśmy do nich,
pytając, czy ich „szklane” wizerunki i pewne widziane przez nas zdarzenia zgadzają się z
rzeczywistością. Chcieliśmy tą metodą sprawdzić słuszność i wiarygodność naszych doświadczeń.
Okazało się, iŜ obrazy w szkle były , zadziwiająco dokładne. Widzieliśmy, na przykład, jednego z
naszych znajomych, jak podchodzi do tunelu górniczego z kamerą i statywem. Usiadł i czytał coś z
małej, czarnej ksiąŜki, dopóki górnicy nie zaczęli wychodzić z kopalni. Wówczas zrobił im kilka ujęć i
odszedł. Jest to doskonały przykład scenki widzianej na odległość, ludzi i wszystkich ich czynności.
Wszystko widziane z idealną dokładnością z odległości około 500 mil. Wydarzenie i pojawienie się
jego obrazu w szkle miały miejsce w tym samym czasie.
Kiedy opuściłem Lovelock, codziennie otrzymywałem od mojej znajomej listy, w których
opowiadała mi, co robiłem kaŜdego ranka tuŜ przed określoną godziną. Dokładnie opisywała miejsca i
ludzi, których widziałem. ZauwaŜyłem wówczas pewien szczegół: gdy zjeŜdŜałem do kopalni, jej wizja
w szkle najwyraźniej nie podąŜała za mną, obraz zatrzymywał się na powierzchni i pokazywał wejście
do szybu. Niebawem niknął zupełnie.

Komentarz:
Zanotowano przypadki dowodzące, iŜ duchy osób zmarłych mogą mieć udział w tworzeniu i
pokazywaniu obrazów widzianych w kryształach. Najbardziej interesujący opis takiego przypadku
zaprezentował F. Fusedale na zebraniu Towarzystwa Dialektycznego. OtóŜ zastał on swoje dzieci na
tym, iŜ wpatrywały się w srebrną bombkę z choinki wigilijnej, odkrywszy przypadkowo, Ŝe potrafią
dostrzec w niej jakieś obrazy. Dzieci umiały wyczuć obecność przyjaznego ducha, który wywoływał im
te wizerunki. Scenki w kuli przedstawiały dalekie kraje i krajobrazy ze świata duchowego – tak
twierdziły dzieci. Rodzice równieŜ widzieli owe obrazy. Niebawem ktoś stłukł kulę. Wówczas duch
usłuŜnie pokazywał ruchome i kolorowe obrazki na białej ścianie w pokoju. Rodzice byli pod
wraŜeniem scen z arktycznych krain, w których ludzie i psy ruszały się jak Ŝywe. Wśród zwałów kry
lodowej widzieli uwięziony statek.
W krysztale moŜna równieŜ zobaczyć wiadomości pisane.
Wpatrywanie się w kryształ i podróŜe astralne są ze sobą w jakiś sposób związane. Widać to
wyraźnie w sytuacjach, kiedy najpierw obserwator dostrzega w krysztale jakieś odległe miejsce, a
następnie poszukuję go w rzeczywistości, tak jakby ktoś przechodził z pokoju do pokoju i patrzył, jakie
rzeczy i jacy ludzie znajdują się w rozmaitych pomieszczeniach wielkiego domu.
Obrazy mają właściwości widziadeł sennych. Często obserwator ma wraŜenie, Ŝe bezpośrednio i z
bliska ogląda wydarzenia, ą nawet Ŝe stoi w środku akcji. W opracowaniach na temat wizji w
szklanych kulach zanotowano teŜ inne ciekawe spostrzeŜenie. OtóŜ były takie przypadki, Ŝe operator
wyobraŜał sobie jakąś scenę czy zdarzenie. Z owego wyobraŜenia wyłaniała się wizja w formie obrazu
w krysztale, a akcja wydarzenia rozwijała się dalej samoistnie. W ten sposób autorka powieści
potrafiła wyobrazić sobie jakąś scenę otwierającą ksiąŜkę, którą zamierzała napisać. „Kiedy scena
wyłoniła się juŜ w szkle, pisarka siadała i patrzyła, jak wymyślone przez nią postacie powieściowe
powoli same postanawiają „odgrywać” nie napisane i nie zaplanowane rozdziały. Kilka lat temu w
Hollywood mój znajomy, jeden z najlepiej wówczas płatnych scenarzystów, powiedział mi, iŜ jego
umiejętność produkowania tak duŜej ilości materiału filmowego polega w gruncie rzeczy na sztuce
rozpoczynania fabuły. Gdy tylko wymyśli początek, siada spokojnie przed gładką ścianą i patrzy na
nią, dopóki nie pojawią się tam obrazy i nie zaczną się przesuwać na wzór taśmy filmowej aŜ do
końca. Wtedy dopiero zapisuje w formie scenariusza wszystko to, co widział.
Musimy zatem uczynić wyraźne rozróŜnienie między trzema rodzajami obrazów pojawiających się
w krysztale lub na białej ścianie:
1. Obrazy podobne do snów, przedstawiające odległe miejsca i sceny (lub teŜ przyszłe zdarzenia).
2. Obrazy wyraźne, wywoływane przez duchy. Widziane są równocześnie przez wiele osób. Są
bardziej obiektywne niŜ wraŜenia i senne widziadła o duŜym stopniu subiektywności.
3. Obrazy płynące całkowicie z wyobraźni, lecz oparte na tworzeniu ukształtowanych myśli, które
następnie słuŜą do wywoływania odbić w krysztale. Nie mają one odniesienia do rzeczywistych miejsc
i odległych wydarzeń ani do przyszłych faktów i sytuacji.
Nie wiemy nic pewnego o właściwościach substancji, z której utworzone są obrazy, widziane
równocześnie przez kilka osób. Prawdopodobnie jest to materia podobna do tej, z której powstają
ukształtowane myśli, to znaczy do substancji ciała widmowego. O niej i o jej związku z ektoplazmą
będziemy mówić później.
Rozdział IX
Widzenie przyszłości występujące w zjawiskach psychometrycznych i w snach
Umiejętność widzenia przyszłych zdarzeń, zanim staną się one rzeczywistością, jest jeszcze
bardziej zdumiewająca i niezwykła niŜ chodzenie po ogniu. O ile moŜna jeszcze wyobrazić sobie, Ŝe
istnieje jakaś fizyczna odporność na ogień, wyjaśniająca zdolność spacerowania po gorącej lawie, to
naprawdę trudno uwierzyć w jakiekolwiek fizyczne podłoŜe umiejętności widzenia przyszłych sytuacji.
PrzecieŜ to oczywiste i jasne jak słońce, Ŝe przyszłość jeszcze się nie stała, a więc jej widzenie,
czy teŜ dokładna wiedza o niej, jest czymś absolutnie niemoŜliwym. Ale to, co niemoŜliwe i
niewiarygodne, okazuje się jednak faktem. MoŜemy przecieŜ zobaczyć przyszłe wydarzenia w snach i
w wizjach. Czujemy przyszłość, a wraŜenie to nazywamy „przewidywaniem”.
Jest to trzecia „niemoŜliwość”, obok odporności na ogień i wizji przyszłości, która dowodzi, iŜ na
tym świecie działają moce wyŜsze, jeszcze nam nie znane. Tym trzecim zjawiskiem są
natychmiastowe, cudowne uzdrowienia. Ze względu na ogromne znaczenie tej umiejętności,
poświęcimy jej wkrótce kilka osobnych rozdziałów.
Inną, jeszcze bardziej godną poŜądania praktyczną częścią wiedzy Huny dotyczącej przyszłości,
jest magiczna umiejętność zmiany biegu przyszłych wydarzeń celem uzyskania większych korzyści i
polepszenia sobie losu. To szczególna i najwaŜniejsza dziedzina działań kahunów. Uzdrawiali oni
zarówno ciało człowieka, jak i jego kondycję finansową, a więc cały socjalno-ekonomiczny byt.
ChociaŜ niezmiernie waŜną sprawą jest odkrywanie teorii Huny i dołączanie jej do bezcennego
zasobu całej ludzkiej wiedzy, to rzeczą moŜe jeszcze bardziej istotną jest poznanie dawnych
praktycznych metod, przynoszących ludziom natychmiastowe uwolnienie od choroby lub
pozyskujących pomoc WyŜszego Ja w zmianie i kształtowaniu przyszłości, tak by nie była ona czymś
przypadkowym, lecz uporządkowanym, zaplanowanym i szczęśliwym ciągiem wydarzeń.
W gruncie rzeczy moŜna by powiedzieć, iŜ natychmiastowe uzdrowienia, bądź teŜ nowe wolniejsze
leczenie psychologiczne praktykowane przez kahunów, są bezpośrednio związane właśnie ze zmianą
przyszłości. Bo jeŜeli pacjent jest bardzo chory i nagle odzyskuje zdrowie, to zmiana, jaka zaistniała w
nim samym, oznacza zmianę w zwykłym porządku wydarzeń, w którym to choroba mogłaby przecieŜ
skończyć się ewentualną śmiercią.
Poza powszechnym, prostym wytłumaczeniem, iŜ tylko Bóg zna i wskazuje przyszłość w snach,
wizjach, przywidzeniach i jasnowidzeniu, nazwijmy to zresztą, jak chcemy, my, ludzie współcześni, nie
mamy do zaoferowania nic, co chociaŜ trochę przypominałoby naukowe wyjaśnienie. JednakŜe
zebraliśmy juŜ znaczną liczbę informacji o owych przebłyskach przyszłości. Te wiadomości przydadzą
się nam teraz, gdy zestawimy je z teorią Huny – jedynym szczegółowym i logicznym wyjaśnieniem, do
jakiego doszła ludzkość do tej pory.
Istnieje szereg popularnych wierzeń i poglądów, które musimy krótko omówić, zanim przejdziemy
do dalszych rozwaŜań. Pierwsze, zasadnicze zagadnienie stanowi integralną część większości religii.

Problem wolnej woli i przeczucia


W religiach od dawna toczył się spór między tymi, którzy nauczali, iŜ człowiek ma wolną wolę i
moŜe czynić, co chce, a tymi, którzy twierdzili, Ŝe nie mamy Ŝadnej woli, Bóg bowiem (o ile pojmuje się
Go jako Stwórcę) musi wiedzieć o wszystkim, co kaŜdy z nas zrobi w przyszłości – a zatem kaŜda
czynność została z góry zaplanowana przez Istotę Najdoskonalszą i jako taka nie podlega zmianie,
jest nieuchronna.
Nauka zetknąwszy się z tym problemem stwierdziła, iŜ wszystko dzieje się w sposób zupełnie
przypadkowy, a człowiek ma wolną wolę. (Pomijając juŜ fakt – draŜniący ludzi religijnych – Ŝe
przyszłość moŜe być, i często jest, przewidywalna).
Bezkompromisowe i pozbawione komentarza sprawozdania Towarzystwa Badań.
Parapsychicznych podają wiele przykładów, kiedy to przewidywano przyszłość i zmieniano bieg
wydarzeń dzięki czemuś, co moŜna nazwać nie inaczej jak tylko wysiłkiem „wolnej woli” osób
uprzedzonych o nieszczęściach. Ja sam doświadczyłem podobnego przypadku.
Na jednym z wieczornych seansów spirytystycznych wprowadzone w trans medium oświadczyło
mi, Ŝe w najbliŜszym czasie będę miał paskudny wypadek samochodowy. Zapytałem, czy siedzący po
mojej prawicy przyjaciel teŜ będzie miał taki wypadek. Po pauzie nadeszła odpowiedź: „Nie”.
Poprosiłem więc przyjaciela, aby towarzyszył mi w ciągu następnych kilku dni i pomagał wystrzegać
się sytuacji groŜących wypadkiem. Trzy dni później przejeŜdŜaliśmy razem przez Honolulu. Nagle,
przy jakimś ruchliwym skrzyŜowaniu pijany kierowca wyjechał cięŜarówką zza stojącego naprzeciwko
tramwaju, błyskawicznie pędząc prosto na mnie. W tym momencie ja patrzyłem akurat na jakiś
samochód przejeŜdŜający przede mną na drugą stronę skrzyŜowania. Ale Bob zauwaŜył cięŜarówkę
walącą prosto na nas. Złapał kierownicę i zrobił obrót, wydając jednocześnie okrzyk ostrzeŜenia.
W rezultacie, dzięki jego manewrowi cięŜarówka przecisnęła się przed nami, miaŜdŜąc przedni
zderzak, zamiast uderzyć gwałtownie w bok samochodu, gdzie siedziałem.
Jest to typowy przykład dowodzący, iŜ moŜna przewidzieć przyszłość, która zdarzyłaby się w
normalnym trybie. Przyszłe wydarzenia nie są więc nieuchronne, pod warunkiem, Ŝe potrafi się podjąć
właściwe kroki, by „oszukać” poznane wcześniej wypadki.
Jaką wartość ma widzenie przyszłych zdarzeń? Na to pytanie odpowiedź jest prosta. Cała masa
dowodów (moje własne doświadczenie było tylko jednym z wielu tysięcy) pokazuje, Ŝe kiedy juŜ
zostaniemy ostrzeŜeni o groŜących nam niebezpieczeństwach, jesteśmy zdolni zmienić przyszłe
wypadki lub w ogóle ich uniknąć.
MoŜna by z góry przewidzieć ogólne tendencje rozwojowe w świecie, poczynić szacunki
ekonomiczne i społeczne. a jednostka mogłaby czerpać z tego zyski. Znałem człowieka, który we śnie
zobaczył krach finansowy 1929 roku. Posprzedawał wszystkie zapasy i opróŜnił magazyny, a
pieniądze zainwestował w obligacje rządowe. Ostrzegł wielu znajomych przed groźbą bankructwa, ale
jego uwagi ignorowano (przestrogi dawał bowiem na trzy miesiące przed krachem, kiedy jeszcze
wszystko wokół wyglądało kwitnąco). Paru znajomych, którzy nie posłuchali jego rad, zostało
doszczętnie zrujnowanych.
WOLNA WOLA CZY PRZEZNACZENIE? JAK SAMI KAHUNI ROZWIĄZUJĄ ÓW PROBLEM?
OtóŜ twierdzą oni, iŜ Aumakua, czyli nadświadoma „para rodzicielska” kaŜdego człowieka, ma formę
umysłowości, czy teŜ siłę mentalną, niepodobną do naszej. Stoi ona na znacznie wyŜszym poziomie
niŜ umiejętność zapamiętywania, charakteryzująca niŜsze Ja i niŜ zdolność rozumowania
indukcyjnego właściwa średniemu Ja. Jest to siła, która między innymi pozwala WyŜszemu Ja widzieć
okresy przyszłości juŜ skrystalizowane, czyli „ustalone”. Większa część przyszłości jest bowiem
jeszcze w stanie płynnego, nieskrystalizowanego fluidu i jako taka nie moŜe być widziana. Natomiast,
jak się wydaje, wszelkie wydarzenia o skali światowej są ustalone z góry juŜ duŜo wcześniej. Tak
samo wcześnie nabierają kształtów przyszłe wydarzenia, które odgrywają przełomową rolę w Ŝyciu
jednostek – te równieŜ moŜna zobaczyć, zanim staną się rzeczywistością. Mowa tu o ślubie,
rozwodzie, rozmaitych tragicznych wypadkach i wreszcie o śmierci.
W wierzeniach kahunów mamy do czynienia z bardzo oryginalną filozofią wolnej woli. OtóŜ
twierdzą oni, Ŝe niŜsze i średnie Ja dzielą pospołu mieszkanie, jakim jest ludzkie ciało, i razem cieszą
się z posiadania wolnej woli. WyŜsze Ja, złączone z ciałem widmową nitką aka (kino mea) z racji
jakiegoś nieznanego przymusu pozwala niŜszym Ja ćwiczyć wolną wolę i uczyć się Ŝycia na własnych
doświadczeniach, chyba Ŝe pragną i Ŝądają od niego opieki czy pomocy. Wówczas Aumakua
przejmuje na siebie sprawy człowieka. Jedynie przy długoterminowym planowaniu waŜnych wydarzeń
w Ŝyciu poszczególnych osób wolna wola zdaje się nie mieć głosu. Ale nawet wtedy, jeŜeli tylko
zostaną podjęte kroki zmierzające do zmiany przeznaczenia, istnieje moŜliwość modyfikacji
przyszłości na swoją korzyść, do pewnego stopnia oczywiście.
Jak moŜna sądzić, istnieją dwa rodzaje wolnej woli. Jeden słuŜy niŜszemu Ja w stanie jego
wczesnego rozwoju jako zwierzęcia. Dlatego teŜ wola tego rodzaju podlega WyŜszemu Ja,
panującemu nad rozwojem fizycznym ciała i jego czynnościami. Z powodu owej bezpośredniej kontroli
ciało rozwija się i funkcjonuje według ustalonych wzorców. Natomiast świadomość, czyli średnie Ja,
mając bardziej niezaleŜną wolną wolę, cieszy się przywilejem decydowania o zewnętrznych
czynnościach i d postępowaniu człowieka, jakkolwiek nie kieruje jego wewnętrznymi funkcjami
Ŝyciowymi.
MoŜna by zatem powiedzieć, Ŝe człowiek ma niejako dwa WyŜsze Ja: jedno przeznaczone do
opieki nad niŜszym Ja. a drugie przypisane średniemu Ja. Teozoficzna „dusza grupowa” ściśle łączy
się z pojęciem WyŜszego Ja będącego przewodnikiem człowieka, w sensie zwierzęcego przewodnika
stada, oraz z poglądem, Ŝe niŜsze zwierzęta i stworzenia są równieŜ pod opieką WyŜszych Ja.
Te niŜsze istoty Ŝywe mają bowiem „instynkty grupowe”, przez które przechodzą wszystkie
informacje i wskazówki. PoniewaŜ nie potrafimy pojąć poziomu świadomości stojącej ponad nami – a
więc świadomości WyŜszego Ja – nie moŜemy w sposób pewny poznać rzeczywistego stanu tych
powiązań. JednakŜe umiemy obserwować działanie i warunki Ŝycia istot Ŝywych, będących na naszym
poziomie pojmowania, i potrafimy wyciągać wnioski z naszych spostrzeŜeń. To samo dotyczy nas, gdy
obserwujemy jakąś .tajemniczą świadomość posługującą się osobliwą siłą, działającą przez jakiś
niezwykły rodzaj niewidzialnej materii i powodującą odporność na ogień, natychmiastowe uzdrowienia,
wizje przyszłości, materializowanie się zjawisk spirytystycznych i tym podobne efekty.
Kahuni takŜe wierzyli, Ŝe WSZELKIE PRZEWIDYWANIA POCHODZĄ OD WYśSZEGO JA I
DOCIERAJĄ ZA POŚREDNICTWEM NIśSZEGO JA. CZYLI PODŚWIADOMOŚCI. To przekonanie
zgadza się ze znanym powszechnie faktem, iŜ nie potrafimy, mimo wysiłku woli, zmusić się do
widzenia przyszłych zdarzeń ani do proroczych snów. Zahipnotyzowane osoby rzadko poddają się
sugestii, aby spojrzały w przyszłość. To skłania nas do wniosku, Ŝe podświadomość (bo tylko ona jest
podatna na sugestie) nie ma moŜliwości wglądu w przyszłe wypadki. Jeśli zatem ani niŜsze, ani
średnie Ja nie potrafią dowolnie widzieć przyszłości, a co za tym idzie, nie mają własnych,
wrodzonych umiejętności w tym kierunku, musimy poszukać innego źródła przewidywania. Musimy
przyjrzeć się bliŜej nadświadomości, czy innym podobnym Istotom WyŜszym.
Dowodem na to iŜ kahuni mieli rację, twierdząc, Ŝe wszelkie przewidywania muszą przechodzić
przez niŜsze Ja, jest okoliczność, iŜ wizje, sny prorocze i inne rodzaje wiedzy o przyszłych
zdarzeniach przychodzą do nas z podświadomości, kiedy jest ona wypoczęta i odpręŜona – a więc
gdy średnie Ja zostawia ją na jakiś czas w spokoju. Taki stan całkowitego relaksu niŜszego Ja, taki
czas niemal zupełnego oswobodzenia się od dominacji średniego Ja, przychodzi podczas snu.
Właśnie dlatego jest rzeczą całkowicie naturalną i oczywistą, Ŝe sny prorocze są najbardziej
powszechnym i znanym źródłem wiedzy o przyszłości. Przy wpatrywaniu się w kryształową kulę
równieŜ potrzebny jest podobny relaks, ale w nieco mniejszym stopniu. Na jawie średnie Ja jest
gotowe obserwować stan emocjonalny niŜszego Ja oraz odczucia, jakich niŜszemu Ja dostarczają
obrazy pojawiające się w krysztale. RównieŜ w telepatii niŜsze Ja jest czynnikiem, wykonującym całą
pracę. NaleŜy je wówczas uwolnić spod zwykłej kontroli średniego Ja i pozwolić mu na odpoczynek.
Wówczas będzie mogło spokojnie wysuwać swoje „palce” z niewidzialnej substancji widmowej i w ten
sposób docierać do osoby, z którą mamy nawiązać kontakt telepatyczny lub której myśli mamy czytać.
DąŜenie do weryfikacji poglądu kahunów, iŜ to niŜsze Ja wykonuje wszelkie czynności
parapsychiczne, zawsze sprowadza się do faktu nie podlegającego dyskusji: najlepiej nam znane
średnie Ja, czyli świadomość, w Ŝadnych okolicznościach nie moŜe posłuŜyć się swoją wolą, by
skłonić nas do jakichkolwiek działań parapsychicznych. MoŜemy tylko wydać niŜszemu Ja rozkazy i
zostawić je w spokoju, aby swobodnie uruchomiło swoje parapsychiczne zdolności i przez wspólny
ośrodek świadomości zaprezentowało nam zdobyte informacje.
Chcąc otrzymać informacje o teraźniejszości, niŜsze Ja moŜe sięgać po nie, czytając ludzkie myśli,
zbierając telepatyczne wraŜenia wysłane do niego przez inną osobę lub teŜ opierając się na własnej
inicjatywie. JeŜeli natomiast przyjdzie mu poznać przyszłe wydarzenia, musi kontaktować się z
WyŜszym Ja (tak jak w telepatii) i prosić je o pokazanie choćby migawek z tej części przyszłości, która
została juŜ ustalona, a zatem moŜe być widziana.
TWORZENIE PRZYSZŁOŚCI zaleŜy, zgodnie z nauką kahunów, od zamierzeń i pragnień obu
niŜszych Ja. Owe plany i pragnienia (a takŜe, niestety, obawy) przybierają postać „kształtów
myślowych”, ukształtowanych myśli (utworzonych równieŜ z substancji ciała widmowego). WyŜsze Ja
uŜywa ich w nieco, zdaje się, automatycznym procesie konstruowania przyszłych zdarzeń dla
poszczególnych ludzi. Nie wiadomo, jak działa ów mechanizm, gdyŜ naleŜy on do wyŜszego niŜ nasz
poziomu świadomości, ale kahuni określali kształty myślowe jako „nasiona” przyjęte przez Aumakua,
które dzięki niemu wyrastają w przyszłe wydarzenia, okoliczności i układy.
Zdaniem kahunów czymś niezmiernie waŜnym dla kaŜdego człowieka jest znalezienie od czasu do
czasu wolnej chwili, by usiąść i przemyśleć swoje Ŝycie. Trzeba wówczas dokładnie zastanowić się na
tym, co właściwie chcielibyśmy robić, czego pragniemy, do czego dąŜymy. Przeciętny człowiek zbyt
łatwo i szybko pozwala, aby jego Ŝyciem sterowała podświadomość. Jest to niebezpieczne, gdyŜ Ŝyje
ona pod dominującym wpływem świata zwierzęcego, gdzie wszystko dzieje się w sposób
przypadkowy i-nielogiczny. Obowiązkiem i zadaniem średniego Ja, jako opiekuna i przewodnika
podświadomości, jest czynienie uŜytku ze swojej moŜliwości logicznego rozumowania, a przy kontroli
nad niŜszym Ja z siły swej woli, by planować Ŝycie człowieka i stawiać mu szczytne cele a takŜe
pilnować, czy podejmowane działania zgodne są z owymi planami.
Przeciętni ludzie, zwłaszcza osoby uczuciowe (objaw zbyt silnego niŜszego Ja), za często
zmieniają plany i pragnienia. Rezultatem tej chwiejności jest wytwarzanie mieszaniny sprzecznych ze
sobą ukształtowanych myśli o zamierzeniach, Ŝyczeniach i obawach. Z tej mieszaniny WyŜsze Ja
układa z konieczności plątaninę przyszłych wydarzeń, która ani nie zadawala ich właściciela, ani nie
rozstrzyga Ŝadnych problemów.
Celem duŜej części praktyk magicznych, uprawianych przez kahunów w minionych czasach, było
rozpoznawanie skrystalizowanych okresów przyszłego Ŝycia klienta, a następnie powodowanie w nich
zmian bardziej dla niego korzystnych. (Później dokładnie omówimy metody stosowane przez kahunów
i trudności, które musieli przezwycięŜać).
Sny to otwarte wrota do widzenia przyszłości. Liczne badania ujawniły, Ŝe w snach dane nam jest
oglądanie przyszłych wydarzeń prawie co noc. Zazwyczaj nie pamiętamy jednak swoich snów i nadal
pozostajemy nieświadomi wypadków, które mają nadejść. Odczuwamy tylko jakiś nieokreślony
niepokój płynący gdzieś z głębokich warstw podświadomości.
Niewiele wiemy o samych snach, istnieje natomiast sporo przypuszczeń i mętnych rozwaŜań o
okolicznościach, w jakich powstają. Jedna rzecz jest wszakŜe pewna – niŜsze Ja ma szczególne
zamiłowanie do mieszania obrazów sennych ze znanymi sobie wraŜeniami, by w ten sposób
konstruować SYMBOLE. Często więc łączy jedne pojęcia z innymi w procesie asocjacji.
Praca psychoanalityka w głównej mierze opiera się na studiowaniu symboli, jakie pojawiają się w
snach pacjenta. Symbole występują równieŜ w jego myślach, gdy znajduje się on w stanie odpręŜenia
wywołanym sugestią lub uŜyciem środków uspokajających.
Doktor Nandor Fodor, jeden z czołowych uczonych w tej dziedzinie, obecnie prowadzący praktykę
w Nowym Jorku, w wielu artykułach poświęconych temu zagadnieniu pisze o ciekawym zjawisku
zaobserwowanym w psychoanalizie. Okazuje się, Ŝe pewne symbole oznaczają to samo, nawet gdy
występują w marzeniach sennych róŜnych osób. Zdaje się, iŜ jest to coś więcej niŜ zbieg okoliczności,
i nasuwa myśl o istnieniu duszy grupowej, tak jak dzieje się to w przypadku podobnych instynktów i
podobnych reakcji u istot niŜszych niŜ człowiek.
NaleŜy zatem przyjąć wniosek, Ŝe niŜsze Ja albo od razu daje nam „ogląd” przyszłych wydarzeń,
albo teŜ zatrzymuje tę wizję dla siebie, by wymieszać obejrzane lub odczuwane wraŜenia z tymi, które
są mu juŜ znane, i z tej mieszanki wytworzyć symbole. Średnie Ja będzie musiało podjąć starania,
Ŝeby owe symbole właściwie odczytać.
Eileen J. Garrett w swojej cennej ksiąŜce Telepathy mówi o tym, iŜ bardzo często telepatyczne
wieści przychodzą do odbiorcy w formie częściowo symbolicznej. Autorka stwierdziła, iŜ jej studenci
uczący się telepatii szybko zostawali mistrzami w odgadywaniu prawdziwych znaczeń symboli, które
kilkakrotnie do nich przychodziły. .
Pani Gerett opisuje własne odczucia przy wysyłaniu wiadomości drogą telepatii. Pisze, Ŝe ma
wówczas wraŜenie, jakby jej wszystkie pięć zmysłów było przymocowanych do czegoś
przypominającego biały promień, który ona wysyła tu i tam, całym wysiłkiem woli starając się nawiązać
kontakt z określoną osobą. Kiedy ów „biały promień” (ale nie jest to promień światła) napotyka jakąś
przeszkodę, okręca się wokół niej. PrzewaŜnie nie moŜna tej przeszkody zobaczyć, moŜna ją tylko
wyczuć. OtóŜ ten „biały promień” odpowiada u kahunów pojęciu „palca” widmowej substancji
wysuwanego przez niŜsze Ja, który to „palec” podąŜa z duŜą prędkością do widmowej nici
rozciągniętej juŜ wcześniej między osobami kontaktującymi się kiedyś ze sobą. Dzięki tej nici istnieje
między nimi stały wzajemny kontakt.
Pani Garrett mówi teŜ o wraŜeniach, jakich wielokrotnie doświadczają ludzie zajmujący się
telepatią- jest to uczucie delikatnego swędzenia, jakby łaskotanie prądem elektrycznym, oraz ciepła,
któremu nieraz, gdy kontakt z partnerem został juŜ nawiązany, towarzyszy występowanie gęsiej
skórki. W jej przypadku takie objawy często sygnalizowały, iŜ ktoś wysłał do niej wiadomość i Ŝe
naleŜy się skoncentrować, by tę wiadomość przyjąć.
Powszechnie stosowanym wstępem do czynności telepatycznych lub teŜ do innych form
psychometrii jest wykonywanie głębokich oddechów. Zdaje się, iŜ pomagają one niŜszemu Ja
odpręŜyć się i przygotować do pracy. WraŜenia najczęściej nadchodzą jakby spod splotu
słonecznego, który zwykło się uwaŜać za główną siedzibę niŜszego Ja, kiedy wysyła ono lub
otrzymuje wiadomości bądź teŜ wraŜenia zmysłowe.
Nieco innym rodzajem telepatii jest widzenie okiem wewnętrznym scen z odległych miejsc. Ten
rodzaj umiejętności parapsychicznej często zwie się „jasnowidzeniem”. Czasami obejmuje ono
postrzeganie migawek i przebłysków zdarzeń z przyszłości.
Zgodnie z tym co twierdzą kahuni, kaŜda taka migawka lub informacja o przyszłości, która
przychodzi do osoby wykonującej jakąś praktykę parapsychiczną, musi płynąć od WyŜszego Ja. Pani
Garrett bardzo wyraźnie pisze o uczuciu wielkiej przemiany duchowej i o swej przyspieszonej
percepcji w momencie kontaktowania się z tym, co nazwała „nadświadomością”. Jej zdaniem naleŜy
stąd wnioskować, iŜ nawiązywała kontakt z tym samym WyŜszym Ja, które opisuje filozofia Huny. O
podobnej jasności myślenia, o wyostrzeniu zmysłów i percepcji wspominali równieŜ inni
psychologowie. Doznania tego rodzaju występowały u nich szczególnie w okresach, kiedy zupełnie lub
częściowo przebywali poza swoim ciałem fizycznym – albo będąc w stanie znanym jako „projekcja
astralna”, albo gdy opuszczali ciało, kiedy rządzący nim duch uŜywał go podczas transów.

Po tych wyjaśnieniach i komentarzach łatwiej będzie zrozumieć treść i znaczenie przypadków


podanych w następnym rozdziale. Zawsze naleŜy pamiętać, Ŝe ta część magii jest niezmiernie waŜna
i, abyśmy mogli stosować ją w praktyce tak, jak czynili to kahuni, musimy najpierw w pełni zrozumieć
jej najdrobniejsze nawet szczegóły.
Rozdział X
Łatwy sposób na sny prorocze

Przypadek 16
Uczenie się snów o przyszłości

Uwagi wstępne:
J.W. Dunne w swojej popularnej ksiąŜce An Experiment with Time opisuje prostą i bardzo łatwą
metodę czerpania wiadomości ze snów proroczych. Metoda ta wykorzystuje znany fakt, Ŝe większość
z nas śni o przyszłych wydarzeniach, lecz nie pamięta ich po przebudzeniu.
Eksperymentator zabiera ze sobą do łóŜka ołówek i papier. Przed zaśnięciem podejmuje silne
postanowienie, Ŝe ilekroć obudzi się w środku nocy, będzie zapisywał na kartce swoje sny i będzie
umiał odtworzyć to, co mu się przed chwilą śniło.
(Większość ludzi śni od pierwszej chwili zaśnięcia aŜ do przebudzenia, nawet jeśli rzadko
pamiętają swoje sny, z czego wnioskują iŜ w ogóle nie śnią).
Pan Dunne zbierał sporządzane nocami zapiski ze snów i stwierdził, Ŝe w kilku przypadkach śnił o
pewnych wydarzeniach ze swojego Ŝycia juŜ 15 lat wcześniej, zanim stały się rzeczywistością. Jedno
z tych wydarzeń było na tyle waŜne, Ŝe zostało skrystalizowane i ustalone na długo wcześniej. Był to
sen o locie nad pastwiskiem w jednym z prymitywnych samolotów z pierwszych lat rozwoju lotnictwa.
Pan Dunne, prowadząc dalej swój eksperyment, notował takŜe wyniki otrzymane przez znajomych i
stwierdził, iŜ prawie kaŜdy człowiek moŜe z powodzeniem stosować jego metodę.
Przechodząc do dalszych rozwaŜań, naleŜy zaznaczyć, Ŝe w swoich badaniach pan Dunne
napotkał jednak pewien problem. OtóŜ przyznał, iŜ nie jest moŜliwe bezpośrednie, świadome widzenie
tego, co się dotychczas jeszcze nie zdarzyło. Mimo iŜ moŜna stwierdzić, Ŝe przeszłość, teraźniejszość
i przyszłość są ściśle z nami związane, nie potrafimy spoglądać poza czas teraźniejszy, w którym
wydarzenia akurat się aktualizują. Podobnie jak Uspiański w Tertiam Organum, pan Dunne ratuje się
pojęciem „czasoprzestrzeni”, przeskakuje do czwartego wymiaru i w swoich rozwaŜaniach poprzestaje
na bezowocnej zabawie w słowa.

Opis przypadku:
Pewnego niedzielnego popołudnia 1926 roku w Honolulu przeczytałem ksiąŜkę An Fxperiment with
Time. Tej nocy wziąłem ołówek i kartkę do łóŜka, zdecydowany zapisywać wszystkie moje sny, by
móc poznać ich odniesienie nie do przeszłości i czasu teraźniejszego, lecz do przyszłości. Była to
pracowita noc. Rano wstałem z kilkoma snami i jednym prymitywnym rysunkiem na mojej kartce. Moje
notatki (pomijam tu wszystkie te sny, które się nie spełniły) wyglądały tak:
„Dziwaczny, wielki grubas. Przyszedł do mnie i spytał, czy mógłbym mu pomóc przy jakimś
wynalazku, przy czymś związanym z optyką. Stanął przy biurku. Pokazał mi jakieś małe urządzenie o
wymiarach dwie stopy sześć cali na cztery cale. Z tylnej części aparatu zwisały dwa przewody, biały i
czarny. Przedmiot wyglądał jak czarna emaliowana pokrywka. Z boku pokrywki znajdował się
kwadratowy otwór cztery cale na cztery cale. Na wierzchu widniała śruba dociskowa w kształcie
klepsydry, wykonana z niebieskiej stali. (Tutaj zrobiłem prosty rysunek pokrywki)... Byłem w
okratowanej, niskiej kuchni. Grubas teŜ. Byli z nami obcy, wysoki, chudy blondyn około czterdziestki i
niska Hawajka. Wyjąłem z pudełka papier światłoczuły i umieściłem go w małym otworze w maszynie.
Chudy męŜczyzna dotknął przełącznika i zapalił światło. Wyjąłem papier i wywołałem go w jednej z
trzech dziwnych, białych kuwet fotograficznych. Zdjęcie przedstawiało podziałkę i wskazówkę
pokazującą jakąś duŜą liczbę. Spojrzałem na męŜczyzn. Wybuchnęliśmy śmiechem. Zawołałem:
»Świetnie! To działa!«„.
To śniło mi się z niedzieli na poniedziałek. W czwartek po południu sny zaczęły się sprawdzać.
Gruby męŜczyzna, którego widziałem we śnie, wszedł do mojego sklepu fotograficznego. Potrzebował
porady, jak rozszczepić promienie światła, by otrzymać równocześnie obraz podziałki wagowej na
szklanym ekranie i pasek papieru fotograficznego z wydrukiem. Opisał mi górną część mechanizmu
podziałki. Opis ten zgadzał się z wyglądem „pokrywki” z mojego snu. Zgodziłem się pomóc mu.
Następna część snu nie sprawdziła się. Nikt mi nigdy nie przyniósł pokrywki ani teŜ nigdy nie leŜała
przede mną na biurku. Zobaczyłem ją dopiero wówczas, gdy mechanizm, nad którym pracowałem i
który został wykonany w miejscowym zakładzie mechanicznym, był gotów. Ujrzałem ją później w
okratowanej kuchni z mojego snu. Wysoki blondyn był mechanikiem i to była jego kuchnia. Niska
Hawajka, którą tam spotkałem, była jego Ŝoną. Maszyny uŜywano do waŜenia syropu w rafineriach
cukru.
Kiedy problem został rozwiązany i mechanik dokonał zmian w maszynie według moich instrukcji,
po raz ostatni poszedłem do okratowanej kuchni, by przetestować urządzenie papierem
światłoczułym. Akurat dzień wcześniej nabyłem w sklepie nieduŜe, oryginalne kuwety fotograficzne o
białej barwie. Były one produkcji japońskiej. Nigdy przedtem nie widziałem kuwet z takiego tworzywa i
w takim kształcie.
Wynik testu był dokładnie taki sam jak we śnie, z tym wyjątkiem, Ŝe wszyscy jednocześnie
wykrzyknęliśmy ze śmiechem: „Świetnie! To działa!”; juŜ przedtem bowiem opowiedziałem im o swoim
śnie i pokazałem notatki.
Podczas owego długiego eksperymentu miałem teŜ sny o innych przyszłych wydarzeniach, lecz
Ŝaden z nich nie był juŜ tak wypełniony ludźmi, urządzeniami i miejscami tak dziwnymi i obcymi, Ŝe
nawet trudno byłoby mi je sobie przedtem wyobrazić.

Komentarz:
Trzeba tu zaznaczyć, Ŝe sny o przyszłości nie są głównie ostrzeŜeniami o wypadkach, śmierci
bądź innych kłopotach. Większa ich część dotyczy zwykłego Ŝycia z jego codziennymi, prozaicznymi
sprawami. Z tego względu przeciętny człowiek, stosując metodę Dunne'a, czerpie z niej tylko
chwilową korzyść. Po jakimś czasie dochodzi do wniosku, Ŝe nieprzerwany sen w nocy jest o wiele
cenniejszy niŜ szkodliwe dla zdrowia oglądanie przyszłości.
ChociaŜ przez cały czas moje zainteresowanie było Ŝywe i głębokie, wkrótce, tak jak większość
ludzi, poczułem się zmęczony eksperymentem. Wówczas popełniałem błąd, utyskując i narzekając
sam na siebie, gdy walcząc ze snem, zmuszałem się do zapisywania obrazów sennych. Zapalone
światło (bo przecieŜ musiałem widzieć, co piszę) raziło mnie w oczy. Niebawem moje niŜsze Ja doszło
do wniosku, Ŝe cała ta sprawa niewarta jest poświęceń. Podświadomość uformowała więc zawiłą
opinię o eksperymencie i wkrótce zdawała się odmawiać przekazywania mi jakichkolwiek obrazów
przyszłości, które do niej trafiały.
Patrząc zatem obiektywnie na swój eksperyment, usilnie radzę początkującym, aby korzystali z
małej nocnej lampki, której słabe światło nie będzie draŜnić niewyspanych oczu. Przede wszystkim
trzeba powiedzieć swojemu śpiącemu Ja, iŜ wielką przyjemnością jest budzenie się i zapisywanie
snów. Oczywiście idealnym rozwiązaniem byłoby zainstalowanie magnetofonu z mikrofonem. Po
naciśnięciu guzika moŜna byłoby dyktować opis snów. Chciałbym teŜ zapewnić, o ile mój eksperyment
jest autorytatywnym sprawdzianem, Ŝe w ciągu miesiąca moŜna nauczyć się rozpoznawać jakimś
wewnętrznym zmysłem, czy sen naleŜy do przyszłości i wart jest zapisywania, czy teŜ jest to zwykły
sen o niewielkim lub zgoła Ŝadnym znaczeniu.
Stan uśpienia daje duŜe moŜliwości dla róŜnego rodzaju doświadczeń. Nie ma, zdaje się, lepszej
okazji”by podana sugestia wniknęła do niŜszego Ja, niŜ podczas zwyczajnego snu. Ten rodzaj sugestii
nie wymaga siły hipnotycznej, która łączy się z pojęciem hipnotycznej sugestii. Wystarcza tu tylko
wypowiadane słowo. Słowo to moŜe równieŜ płynąć z magnetofonu lub adapteru, ze starannie
nagranej płyty lub taśmy. Nagranie moŜna puścić w nocy za pomocą autoinatycznego zegara.
Wbudowany w odtwarzacz mechanizm, moŜe je powtarzać, przygrywać i wyłączać. MoŜna teŜ uŜyć
głośnika umieszczonego pod poduszką. W kaŜdym wypadku słowa muszą być wypowiadane cicho; po
kilku nocach nie będą juŜ budzić śpiącego. NiŜsze Ja, wraŜliwe na dźwięk podczas snu, zdaje się
słyszeć sugestię słowa i w sposób automatyczny tworzy z tych słów ukształtowane myśli. Owe kształty
myślowe przebywają w widmowym ciele niŜszego Ja i nie podlegają zwykłemu procesowi
racjonalizacji, jakiemu zostałyby poddane na jawie.
Proces racjonalizacji przeprowadzany przez średnie Ja polega na wiązaniu słów i pojęć
występujących w sugestii ze sznurem przeciwnych ukształtowanych myśli mówiących, iŜ sugestia jest
niewykonalna. Dlatego teŜ, posługując się w czasie snu nagranymi sugestiami, dobrze będzie
przedtem upewnić się, czy treść sugestii wybrana do odtworzenia w nocy jest moŜliwa do
zaakceptowania i czy niŜsze Ja będzie mogło na nią odpowiedzieć i spełnić rozkaz. Średnie Ja,
przyjmując taką postawę ufnego oczekiwania, pozostawia niŜszemu Ja swobodę otwarcia na nocne
sugestie i moŜliwość coraz dokładniejszego reagowania na nie w miarę conocnego powtarzania tych
samych poleceń.
Większość z nas przytłaczają przyjęte obyczaje i własne nawyki. Jesteśmy duszeni zakazami i
nakazami. Od dzieciństwa błędy i niepowodzenia stopniowo wytwarzają w nas kompleksy i niewiarę w
siebie. Cierpimy, dręczeni strachem i niepokojem. Boimy się ludzi, a nawet Boga. Lista obaw jest
długa. Większość chorób to rezultat manii prześladowczej. Z tego względu nagrane sugestie
podawane we śnie wymagają dokładnego, wnikliwego rozwaŜenia. Kiedy przyjdzie nam uczyć się, jak
naleŜy skłaniać niŜsze Ja, aby zanosiło do WyŜszego Ja nasze telepatyczne modlitwy o cudowne
uzdrowienie, nagrania będą odgrywać wielce znaczącą rolę na wyŜszym poziomie magii.
NaleŜy wspomnieć o tym, Ŝe chociaŜ media w transie hipnotycznym często mówią o wydarzeniach,
które jeszcze nie zaistniały, to jednak owe wizje rzadko się sprawdzają. To nie dzięki dającemu
sugestię hipnotyzerowi niŜsze Ja ma moŜliwość oglądania przyszłości. Ową przyszłość musi pokazać
mu istota dysponująca najwyŜszym poziomem umysłowości, którą kahuni zwali Aumakua, czyli
WyŜsze Ja.
Studentom pragnącym zapoznać się z opisem zdolności przewidywania, którą czasami
hipnotyzerzy odkrywają u swoich pacjentów, polecam ksiąŜkę Richeta Thirty Years of Psychic
Research, dostępną w większości dobrych bibliotek.

Przypadek 17
Poznawanie przyszłości w zwyczajnych snach

Uwagi wstępne:
Istnieje kilka rodzajów snów pokazujących przyszłość. Najbardziej znane są sny, w których
występują symbole. Po przebudzeniu tłumaczy się owe symbole i określa ogólny zarys wydarzenia.
Jednemu z moich znajomych często śniło się, Ŝe widzi pięknego, czerwonego byka. Dla niego był to
symbol mającego wkrótce nadejść szczęśliwego wydarzenia. Rzadko się zdarzało, aby po takim śnie
nie przychodziły do niego pomyślne chwile.
W innego rodzaju snach mieszają się ze sobą symbole i obrazy zdarzeń, i to zarówno minionych
jak i przyszłych. Nieraz taka plątanina zniekształca i fałszuje wydarzenia jawiące się w marzeniu
sennym. Kiedyś przyśniła mi się witryna sklepowa, wypełniona skaczącymi małpami. Wymachiwały
piórami wiecznymi i na zwojach papieru pisały bardzo długie zdania. Po kilku dniach poznałem na
ulicy okno z moich snów i ujrzałem małpkę-zabawkę tańczącą na obrotowym stołeczku. W oknie po
przeciwnej stronie ulicy na wyświetlaczu pokazane było małe urządzenie, w którym obracał się zwój
papieru. Wieczne pióro rysowało na papierze kilometrowe linie, by pokazać klientom duŜą wydajność
prezentowanego atramentu.
I wreszcie są sny dotyczące tylko zdarzeń przyszłych i ukazujące je w sposób czytelny i jasny.
Obrazy mogą być związane z róŜnymi okresami przyszłości. Ten rodzaj snu zasługuje na szczególną
uwagę i zainteresowanie. Kiedy byłem jeszcze dzieckiem, mój ojciec miewał takie sny. Opowiadał je
szczegółowo przy śniadaniu, prosił, byśmy je zapamiętywali i później pomogli mu sprawdzić, do
jakiego stopnia były zgodne z rzeczywistością. Sny owe rozpoznawał za pomocą jakiegoś
wewnętrznego zmysłu jako naleŜące do przyszłości.

Opis przypadku:
Mojemu ojcu śniła się dolina w stanie Wyoming, gdzie wśród traw pasły się owce. Stopniowo
cywilizacja rozwijała się i oto w tej samej dolinie zaczęto kłaść tory kolejowe. Jeszcze jeden rzut oka w
przyszłość i ojciec zobaczył, jak po jednej stronie torów wyrosło miasto. Z drugiej strony otworzono
kopalnię węgla. Za miastem stanęła wieŜa szybu. Ostatni krok w przyszłość znowu pokazał mojemu
ojcu tę samą dolinę. Wszystko zniknęło z wyjątkiem samotnej linii kolejowej i fundamentów po
zniszczonych juŜ budynkach.
Ten sen, który pojawił się jednej nocy, objął wydarzenia, jakie następowały w ciągu piętnastu lat.
Później ojciec poznał tę dolinę i zobaczył nową linię kolejową, która przez nią przebiegała. Niebawem
powstało miasto Spring Valley. Otworzono kopalnię węgla. Za miastem zrobiono odwierty naftowe.
Wkrótce szyby się zatkały. Okazało się takŜe, Ŝe z powodu wycieku gazu praca w kopalni jest zbyt
niebezpieczna. Union Pacific, właściciel wszystkich inwestycji, kazał usunąć wszelkie konstrukcje i
budowle, pozostawiając dolinę w stanie, jaki mój ojciec widział w końcowej fazie snu. (Osobiście
widziałem tę dolinę we wszystkich wspomnianych wyŜej okresach).

Komentarz:
W czasie kiedy ojciec miał ów sen, nie odkryto jeszcze pokładów węgla w Spring Valley. Dopiero
po zbudowaniu linii kolejowej przeprowadzono poszukiwania i otworzono kopalnię. Z całą więc
pewnością moŜna stwierdzić, Ŝe ów sen nie pochodził z czytania cudzych myśli. Był to bezpośredni,
klarowny i szczegółowy przegląd wydarzeń, o których Ŝaden Ŝyjący wówczas człowiek nie mógł mieć
pojęcia.
Wobec tego zmuszeni jesteśmy przyjąć następujące wnioski: (1) Jakaś inteligentna istota lub teŜ
pewnego rodzaju świadomość była zdolna z góry przewidzieć przyszłość doliny, a zatem wykazała
moc intelektualną o wiele wyŜszą niŜ ta, którą posługują się świadome i podświadome Ja. (To nasuwa
myśl o WyŜszym Ja z systemu Huny). Równie dobrze moŜemy przyjąć, Ŝe: (2) podświadomość
obdarzona jest moŜliwością widzenia przyszłości, ale byłoby to rozumowanie fałszywe. wziąwszy pod
uwagę fakt, iŜ hipnotyczna sugestia w Ŝaden sposób nie wyzwala w niŜszym Ja tej umiejętności.
Przypadek 18
Widzenie przyszłości w kryształowej kuli

Uwagi wstępne:
Wpatrywanie się w kryształ wprowadza człowieka w stan spokoju i odpręŜenia. NiŜsze Ja moŜe
wówczas zyskać dla siebie warunki podobne do tych, jakie ma w czasie snu, z tą tylko róŜnicą, Ŝe
średnie Ja moŜe obserwować obrazy pojawiające się w krysztale i przypominające senne widziadła.

Opis przypadku:
(A) Wspomniałem juŜ wcześniej o kobiecie mieszkającej w Lovelock w stanie Newada, która
posiadała sztukę „wróŜenia ze szklanej kuli”, jak nazywano to w staroŜytności. Nie tylko potrafiła
odnajdywać na odległość moich przyjaciół i patrzeć, co robią, ale teŜ umiała ustnie Ŝądać wizji
przyszłych wydarzeń i bardzo często otrzymywała je w swoim krysztale.
Dwa wspólne posiedzenia poświęciliśmy próbom zajrzenia w przyszłość, Ŝeby poznać, co jest mi
przeznaczone. W owym czasie podróŜowałem od miasta do miasta, robiąc wiele zdjęć, i zamierzałem
teŜ odwiedzić miejsca, w których nigdy nie byłem. W końcu nie zdecydowałem się, do jakich okolic
mam pojechać. Podczas tych posiedzeń kobieta zobaczyła ze wszystkimi szczegółami dwa okresy z
mojego przyszłego Ŝycia, z których kaŜdy obejmował około tygodnia.
Patrząc w kryształ, zobaczyła obraz, który właśnie kształtował się, nabierając koloru i ruchu.
Opisywała mi zmieniające się kolejne sceny. Na początku było widać małe miasteczko o czystych
ulicach, połoŜone po obu stronach linii kolejowej. Była tam stacja, a ja właśnie wysiadałem z pociągu,
z bagaŜem i aparatem fotograficznym. Obraz zmieniał się. Zobaczyła, jak wchodzę do nowoczesnego
murowanego hotelu. W następnej scenie stałem na werandzie hotelowej, rozmawiając z rudą, młodą
kobietą ubraną na biało i trzymającą na ręku rudowłose dziecko. Kolejny obraz przedstawiał Indian
obozujących nie opodal hotelu, którzy mieli akurat coś w rodzaju wiecu. Ja właśnie fotografowałem
obóz.
Wizja sprawdziła się co do joty w przeciągu zaledwie miesiąca. Wsiadłem do pociągu jadącego w
kierunku Mason wstanie Newada. Gdy przybyłem na miejsce, poznałem miasto i hotel, które opisała
kobieta. Podczas mego pobytu spotkałem rudowłosą kobietę w białym ubraniu. Zrobiłem zdjęcie jej i
jej rudemu dziecku. Dwa dni po moim przyjeździe zaczęli napływać do miasta Indianie na coroczny
zjazd plemion z okręgu Carson Sink. RozłoŜyli obozowisko blisko hotelu, a ja zrobiłem im wiele zdjęć.
(B) Kolejnym miastem, które odwiedziłem po Mason, było Yerrington w stanie Newada. Wyglądało
identycznie, jak w kryształowej kuli. Wysiadłem na stacji. Przebyłem jeszcze kilka mil w poszukiwaniu
miasteczka, które mi opisano, połoŜonego przy starej głównej ulicy i nie mającego ulic bocznych.
Szukałem domu hotelowego z szyldem „Globe Rooming House” z namalowanym na dole wizerunkiem
globu. Niebawem go zobaczyłem. Wiedziałem, Ŝe jest to miejsce, w którym mam się zatrzymać.
Wysiadłem więc i zadzwoniłem do drzwi. Czekałem niecierpliwie, czy zjawi się kobieta „ciemnowłosa,
z lekkim zezem”. Pojawiła się i później bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Pomogła mi znaleźć pracę i
poŜyczyła kilka cennych ksiąŜek dotyczących okultyzmu.

Komentarz:
Przewaga wpatrywania się w kryształ nad zwykłymi snami jest oczywista. W pierwszym przypadku
człowiek sam decyduje, co chciałby widzieć, natomiast w drugim bierze ze snów tylko to, co potrafi
przechwycić, a więc jest to swego rodzaju hazard.
Ciekawym, godnym uwagi zagadnieniem jest działanie mechanizmu dającego wizje w kryształach.
Podczas gdy na niektórych seansach nie nadchodziły Ŝadne wizje przyszłości w odpowiedzi na
postawione Ŝądania, to innym razem pojawiały się same, bez poleceń. śyczenia wypowiadano głośno,
nie znając konkretnego adresata, dziwne więc, Ŝe w ogóle napływały jakieś odpowiedzi.
Oglądanie przyszłych zdarzeń jest tak samo sprzeczne z naukowym pojmowaniem świata jak
chodzenie po ogniu czy cudowne uzdrowienia. Nauka nie ma do zaoferowania Ŝadnego wyjaśnienia
tych zjawisk i w tym względzie stoi w martwym punkcie. Ale kahuni wskazują drogę tym, którzy mają
otwarty umysł i gotowi są badać wszystkie zgromadzone do tej pory materiały dowodowe.
Przypadek 19
Informacje o przyszłości pochodzące od duchów osób zmarłych

Uwagi wstępne:
Zgodnie z nauką kahunów, wszelkie kontakty z duchami zmarłych – jak równieŜ z WyŜszym Ja –
nawiązuje niŜsze Ja. Dotyczy to w szczególności duchów w ich stanie niewidzialnym, kiedy to ich
obecność moŜna wyczuć lub ujrzeć za pomocą zdolności zwanej „parapsychiczną”, która jest, ni
mniej, ni więcej, tylko umiejętnością całkowitego otwarcia się na dochodzące wraŜenia. Trzeba tylko
pozwolić niŜszemu Ja na swobodną obserwację i przekazywanie informacji zaczerpniętych ze
zwykłych snów. Trzeba mu umoŜliwić wgląd w przeszłość, czas teraźniejszy i w przyszłość.
Uzasadnione jest przypuszczenie, Ŝe kiedy po śmierci stajemy się duchami, obdarzeni jesteśmy
tylko tymi moŜliwościami intelektualnymi, jakie mieliśmy za Ŝycia. Sam fakt śmierci nie zamienia obu
naszych niŜszych Ja w Nadświadomość zdolną do oglądania przyszłości. Mamy jednak wciąŜ tę samą
moŜliwość kontaktowania się z WyŜszym Ja i zwracania się do niego z prośbą o wizje przyszłości.
Jeśli zdołamy dać znać o swojej obecności niŜszemu Ja jakiejś Ŝyjącej osoby, będziemy wówczas
mogli za jej pośrednictwem przekazywać informacje, które uzyskaliśmy po tamtej stronie Ŝycia i
śmierci.
Istnieje równieŜ inny, mniej rozpowszechniony sposób na to, by umoŜliwić duchowi osoby zmarłej
wejście do naszego ciała i przemówienie naszymi ustami. Metodę tę, bardzo zresztą cenioną przez
spirytystów, stosują zazwyczaj media. Roczniki „Badań Parapsychicznych” poświęcają jej wiele
miejsca, a Kościół i tradycyjna nauka potępiają ją i ostro krytykują.
W transie duchy mówiące ustami mediów potrafią czasem, jakby przez przypadek, prawidłowo
przepowiedzieć przyszłość. Nie umieją tego jednak czynić na zawołanie, co zdaje się dowodzić, iŜ to
WyŜsze Ja daje takie informacje, zarówno duchom zmarłych, jak teŜ niŜszym Ja ludzi Ŝywych.
Raporty z „Badań Parapsychicznych” pełne są przypadków prawidłowego przepowiadania
przyszłych zdarzeń, a takŜe przypadków, w których próby odczytania przyszłości kończyły się
fiaskiem. Niepowodzenia notowano jednak na tyle często, iŜ na spirytyzm zaczęto patrzeć krytycznie.
Na seansach spirytystycznych, czy przy innych tego typu posiedzeniach (np. kiedy uŜywa się deski
z wypisanymi na niej symbolami czy literami), niŜsze Ja zmarłego, które zostało kiedyś odcięte od
swego średniego Ja, na przykład wskutek śmiertelnego wypadku, uwielbia kontaktować się z Ŝywymi.
Pozbawione moŜliwości rozumowania indukcyjnego, stara się odpowiedzieć na kaŜde zadane pytanie,
najczęściej odgadując (lub teŜ czytając w myślach), co siedzący przy stole chcieliby usłyszeć. W ten
sposób powstaje niezliczona ilość kłamstw i bezsensownych odpowiedzi, a na spirytyzm patrzy się
niechętnie i kpiąco. Kiedy nauczymy się rozróŜniać owe błądzące duchy, odwiedzające seanse
spirytystyczne, od zwykłych duchów, które mają zarówno niŜsze, jak i średnie Ja, nie będziemy tak
często oszukiwani.

Opis przypadku:
(A) Gdy byłem małym chłopcem, pewnego ranka matka powiedziała do rodziny, Ŝe obudziła się w
nocy i zobaczyła swą siostrę May zamieszkałą w San Francisco. (My mieszkaliśmy wówczas w
Wyoming). Pojawiła się ona w mglistej postaci i oświadczyła, Ŝe umarła, a jej Ŝyczeniem jest, aby
matka wzięła do siebie na wychowanie jej dwoje dzieci. Następnego dnia nadszedł do nas telegram
zawiadamiający o nagłej śmierci May. Nasza rodzina przygarnęła jej dzieci, spełniając tym samym
prośbę ducha ich matki.
(B) Duch przemawiający ustami znanego medium z Australii, pani Foster Turner, na seansie
odbywającym się w lutym 1914 roku w towarzystwie sir Conan Doyle'a, podał następującą
przepowiednię (która później okazała się prawd:
ChociaŜ obecnie nie wspomina się ani słowem o bliskim nadejściu wielkiej wojny europejskiej, chcę
was ostrzec, Ŝe zanim nasz rok 1914 dobiegnie końca, Europa będzie unurzana we krwi. Wielka
Brytania, nasz ukochany kraj, zostanie wciągnięta w najstraszliwszą z wojen, jakie oglądał świat.
Niemcy będą owym wielkim przeciwnikiem. To one pociągną za sobą inne narody. Austria zachwieje
się i runie. Upadną królowie i królestwa. Miliony drogocennych istnień ludzkich zostaną unicestwione.
Lecz w końcu Wielka Brytania zatriumfuje i odniesie zwycięstwo.
Seans ten odbywał się w sali wykładowej, a świadkiem przepowiedni było dwa tysiące słuchaczy.

Komentarz:
Wiedząc, Ŝe przyszłość moŜna przewidywać, nie musimy specjalnie wysilać naszej wyobraźni,
Ŝeby zrozumieć istniejące u kahunów pojęcie WyŜszego Ja, obdarzonego zdolnościami
intelektualnymi, które pozwalają mu przewidywać to, co nastąpi. O wiele trudniej jednak wyobrazić
sobie działania owej mocy, kiedy przechodzi ona od ogólnych przepowiedni (jakich i my moglibyśmy
udzielić, odgadując rezultaty obecnych wydarzeń i relacji) do szczegółowych informacji o przyszłości.
JeŜeli WyŜsze Ja posługiwałoby się tylko takim typem rozumowania, z jakiego korzysta nasze średnie
Ja, to mogłoby tylko zgadywać i przypuszczać, a więc oferować znikomą ilość szczegółów.
A skoro mówimy o otrzymywaniu wizji bogatych w szczegóły i konkrety, musimy uznać, Ŝe albo
działa tutaj jakaś umysłowość dysponująca niezwykle wysokim poziomem intelektu, albo teŜ – w co
wierzyli kahuni – przyszłe wydarzenia, stosunki i okoliczności są juŜ pewną rzeczywistością,
ukształtowaną i istniejącą, chociaŜ utworzoną z niewidzialnej substancji ciała widmowego (aka lub
mea) podobnej do materii komponującej kształty myślowe.
JeŜeli jest tak, Ŝe wszystkie WyŜsze Ja, działające wspólnie lub teŜ samotnie poza naszą
zdolnością pojmowania, biorą z ludzkiego świata średnich i niŜszych Ja nasze pragnienia, myśli i
uczynki i – po ich uśrednieniu, uprzeciętnieniu – tworzą wzorzec przyszłości, to taki wzorzec widniej e
na planie świadomości WyŜszego Ja, a wszystkie j ego szczegóły są skrystalizowane i ustalone tak
dalece, jak sam plan w ogólności.
Ten stan rzeczy uświadamia nam, Ŝe WyŜsze Ja ma moŜność rozumowania na tyle wyŜszą niŜ
nasza, Ŝe nie potrafimy jej sobie wyobrazić, nie mówiąc juŜ o zrozumieniu mechanizmu jej działania.
Tak mało moŜemy wiedzieć, a tak często musimy przypuszczać i mniemać. Ale gdy chcemy uczynić
praktyczny uŜytek z naszej półwiedzy, z pewnością musimy zrozumieć jedno: w jaki sposób
postępować, by uzyskać pomoc WyŜszego Ja w kierowaniu naszej przyszłości ku zdrowiu, sukcesom,
pomyślnemu Ŝyciu i zadowalającej pracy.
Kahuni twierdzili, Ŝe wielkie wydarzenia na świecie zostały juŜ ustalone i moŜna je przewidzieć
setki, a nawet tysiące lat wcześniej. Natomiast przyszłość jednostek – ze względu na krótki okres
ludzkiego Ŝywota – moŜna ujrzeć zaledwie kilka miesięcy lub lat wcześniej.
Kahuni często demonstrowali swoje umiejętności widzenia przyszłych zdarzeń z Ŝycia
poszczególnych ludzi oraz moŜliwość uzyskania pomocy WyŜszego Ja, by zmienić ową przyszłość na
lepszą i bardziej korzystną. MoŜemy stąd wnioskować, Ŝe przyszłość świata i poszczególnych
narodów takŜe moŜna zobaczyć i zmienić dzięki zjednoczonemu, solidarnemu wysiłkowi ludzkości,
gdy tylko będziemy tego dostatecznie świadomi.
Dzisiaj, kiedy nad światem wisi groźba uŜycia bomby atomowej, bylibyśmy przecieŜ zdolni do
podjęcia takiego zgodnego, jednomyślnego działania. Jeśliby ludzkością nie kierowały chciwość i
Ŝądza władzy, moglibyśmy zmienić to, co dla kaŜdego z nas jawi się jako nieuchronna i nieodwołalna
klęska.
Niestety, większością społeczeństw miotają raczej zachłanność i zwierzęce instynkty niŜszego Ja,
obarczonego kompleksami, niezrozumiałą nienawiścią i strachem, aniŜeli bezemocjonalna logika
średniego Ja. Tylko nieliczni słuchają podpowiedzi WyŜszego Ja, rządzącego się prawem miłości i
słuŜby bliźnim.
MoŜna by rzec, Ŝe światem władają nasze świadome średnie Ja. Ale, niestety, w rzeczywistości
jest zupełnie inaczej. NiŜsze Ja opanowało świadomość poszczególnych ludzi, a jest ono zwierzęce,
dzikie, nieopanowane i bezmyślne. Nam, ludziom, dano jako świadomym duchom wolną wolę, ale
dopóki wspólne doświadczenie świata nie nauczy nas tego, co musimy wiedzieć, będziemy uŜywać
owego cennego daru wolnej woli w sposób wielce niebezpieczny i niewłaściwy, zarówno jako
jednostki, jak i całe narody.
Kahuni uczyli, Ŝe istnieje idealny stan szczęśliwości, do którego kaŜdy z nas powinien dąŜyć. Jest
to stan, w którym prosi się WyŜsze Ja o pomoc i opiekę, otrzymuje się ją i działa przy wsparciu owego
przyjaznego ducha. Jedyną zasadą, jakiej musimy w Ŝyciu przestrzegać, jest dbałość o to, by nie
skrzywdzić i nie zranić bliźniego. Dla ludzi bardziej zaangaŜowanych, mądrych i wraŜliwych zasada ta
obejmowała takŜe słuŜbę miłości. Miłość bowiem jednoczy ludzi i umoŜliwia im tworzenie wielkich
dzieł, ku wspólnemu dobru i korzyści. Nienawiść i strach łączą ich tylko do wojen i destrukcji.
Kiedy kahuni przeŜywali na wyspach Polinezji okres swego rozkwitu, nauczali ludzi miłości
bliźniego. Tych, którzy krzywdzili innych, uznawano za godnych śmierci i często ich karano, stosując
modlitwę śmierci. W ten sposób Polinezja stała się miejscem, gdzie Ŝyli najbardziej serdeczni,
przyjacielscy i łagodni ludzie. Dawni badacze owych kultur byli zachwyceni takim zjawiskiem i we
wszystkich swoich pismach dawali temu wyraz. W dziejach ludzkości objętych przekazami
historycznymi nie było postawy bliŜszej ideałom Złotego Wieku.
Rozdział XI
Uzdrawianie natychmiastowe za pośrednictwem WyŜszego Ja. RóŜne metody działania
Przy chrześcijańskiej kapliczce w Lourdes lekarze badali tych, którzy przychodzili tam z nadzieją
na uzdrowienie. Przez 50 z górą lat zapisywano przypadki tamtejszych uzdrowień. W owych raportach
szczegółowo notowano rodzaje schorzeń, podawano czas trwania zabiegu i stan pacjenta po
wyzdrowieniu.
Istnieją dwa rodzaje cudownych uzdrowień. Pierwszy z nich przebiega tak szybko, Ŝe moŜna go
nazwać natychmiastowym. W ciągu kilku sekund lub – częściej kilku minut dotknięte chorobą bądź
zniekształcone części ciała stają się znowu zdrowe.
Drugi rodzaj uzdrowienia jest podobny, z tym Ŝe proces zastępowania uszkodzonych tkanek
nowymi moŜe trwać kilka dni. Zdaje się, iŜ polega to na gwałtownym przyspieszeniu okresu zwykłego
leczenia.
Ci, którzy przychodzą, aby modlić się raczej za innych niŜ za siebie samych, są bardziej podatni na
wyleczenie niŜ ci, którzy myślą tylko o sobie.
Prawie wszystkie popularne choroby przytrafiające się ludziom zostały w ten sposób uleczone.
Zniknęły przypadki raka, wyprostowały się zniekształcone kończyny, powrócił wzrok i słuch – lista
dobrodziejstw jest długa.

Przypadek 20
Kahuna natychmiast uzdrawia złamano nogę

Uwagi wstępne:
Religia tłumaczy cuda, twierdząc, iŜ natychmiastowego uzdrowienia dokonuje Bóg, jakiś święty czy
teŜ inny ponadludzki Byt. JednakŜe w wypadku takich cudownych zjawisk jak chodzenie po ogniu czy
widzenie i zmienianie przyszłości tylko kahuni zaoferowali szczegółowe wyjaśnienia ich mechanizmu.
Naszą jedyną nadzieją, by poznać sposób skłaniania Istot WyŜszych do czynienia cudów w naszym
codziennym Ŝyciu i w dowolnym miejscu, tkwi w dokładnym studiowaniu i dogłębnym zrozumieniu
wierzeń i praktyk kahunów. MoŜna by oczywiście uŜyć argumentu, Ŝe modlący się chrześcijanie czy
znachorzy czasami teŜ doznają cudownych uzdrowień ciała i „portfela”. Jest to na pewno pocieszająca
prawda. JednakŜe nigdy nie mają oni pewności, czy otrzymają to, o co proszą. Jeden sukces
przypada na milion niepowodzeń. ChociaŜ i kahuni nie zawsze, kiedy prosili, otrzymywali pomoc
WyŜszego Ja, to przeciętna liczba pozytywnych wyników była u nich bez porównania wyŜsza.
Doktor Brigham miał szczęście obserwować kilka przypadków natychmiastowych uzdrowień
dokonanych przez kahunów. Mnie zaś szczególnie utkwił w pamięci jeden z nich.

Opis przypadku:
Miałem kiedyś bliskiego i godnego zaufania przyjaciela, J.A.K Combsa z Honolulu, z którym
wspólnie studiowaliśmy wiedzę kahunów i który ofiarował mi bezcenną pomoc w tym względzie.
Babka jego Ŝony była jedną z najbardziej szanowanych i potęŜnych kahunek na wyspach. Kochała
Combsa i wiele mu opowiadała o swojej tajemnej wiedzy, o swej mocy i magicznych praktykach.
Kiedyś Combs brał udział w przyjęciu na plaŜy, blisko jej willi. Przybyło wielu gości. W pewnej chwili
do skraju plaŜy podjechał jakiś samochód i wysiadło z niego kilku Hawajezyków. Wśród przyjezdnych
był lekko pijany męŜczyzna. Przy wysiadaniu nie trafił nogą na stopień auta i upadł na piasek. Słychać
było charakterystyczny chrzęst łamanych kości.
PobieŜne badanie wykazało skomplikowane złamanie lewej nogi tuŜ nad kostką. Końce złamanych
kości w widoczny sposób napręŜały skórę. Combs, któremu nieobcy był trzask łamanej kości i sam
doświadczył kiedyś takiej kontuzji, zdawał sobie sprawę z powagi obraŜenia. Zaproponował, Ŝeby
natychmiast zawieźć męŜczyznę do Honolulu na zabieg. Wówczas na scenie pojawiła się stara
kahunka i przejęła sprawy w swoje ręce. Uklęknąwszy obok poszkodowanego, wyprostowała mu nogę
i stopę, naciskając miejsce, gdzie kości wypychały skórę. Zaczęła cicho nucić modlitwę o uzdrowienie.
Po chwili zamilkła. Zebrani wokół ludzie śledzili z uwagą kaŜdy jej ruch i czekali, co będzie dalej.
Początkowo nic się nie działo. W pewnej chwili kahunka gwałtownie przesunęła ręce tuŜ nad nogą
pacjenta, odjęła je i spokojnie rzekła po hawajsku: „Leczenie zakończone. Wstań. MoŜesz chodzić”.
MęŜczyzna, teraz zupełnie trzeźwy, podniósł się zdziwiony na nogi, zrobił krok, potem drugi.
Wyleczenie było zupełne i doskonałe. Na nodze nie było ani śladu złamania.
Komentarz:
Kahuni, wyjaśniając zjawisko natychmiastowego uzdrowienia, wymieniają czynniki biorące w nim
udział: (1) WyŜsze Ja obdarzone najdoskonalszą formą umysłowości i moŜliwością działania w sposób
dla nas niepojęty; (2) siła Ŝyciowa, czyli mana, o wysokim napięciu, charakteryzująca wszystkie
WyŜsze Ja i uŜywana przez nie do wszelkich cudownych działań; (3) mięśnie, kości i krew (mówiąc
fachowo: wszystkie tkanki ciała) uszkodzonego organu oraz aka, czyli widmowe ciało pacjenta, a
szczególnie ta jego część, która jest duplikatem na przykład złamanego odcinka nogi.
Według kahunów widmowe ciało niŜszego Ja stanowi jakby odlew wszystkich komórek ciała
fizycznego, a takŜe jego ogólnego kształtu. Chcąc uleczyć złamaną kość. WyŜsze Ja rozpuszcza ją i
sąsiednie tkanki w .ektoplazmę, zazwyczaj, ale nie zawsze, niewidoczną substancję. PoniewaŜ
widmowy odlew utworzony jest z niewidzialnej (eterycznej?) materii, nie moŜe być on złamany ani
uszkodzony. Tak więc, mając „pod ręką” obraz normalnej zdrowej nogi, moŜna dopasować do niego
ektoplazmatyczny materiał rozpuszczonych części ciała i tym samym odtworzyć ich pierwotne kształty,
czyli dokonać ich natychmiastowego uzdrowienia.
To wyjaśnienie ma jednakowe zastosowanie do wszystkich rodzajów uzdrowień, równieŜ takich,
gdzie mamy do czynienia ze skomplikowanymi zniekształceniami, obraŜeniami i chorobami. Jeśli jest
to rak, zmienia się zaatakowany organ w ektoplazmatyczną substancję, po czym tworzy się z niej
zdrowe tkanki, wypełniwszy właściwy odlew odpowiedniej części ciała. Powstała tkanka niczym nie
będzie się róŜniła od tej, która istniała przed rozwinięciem się nowotworu.
ChociaŜ w ogólnych zarysach tłumaczenie kahunów jest proste i jasne, naleŜy mieć na względzie,
Ŝe są pewne warunki, które muszą być spełnione, zanim dokona się uzdrowienia. OtóŜ przy leczeniu
metodą kahunów nie moŜe być absolutnie miejsca na Ŝadne kompleksy, wątpliwości, poczucie
grzechu i winy. JeŜeli istnieją, trzeba je natychmiast wyjaśnić i oddalić. Niezbędnym warunkiem
uwolnienia się od wszelkich dręczących kompleksów jest to, co nazywamy „wiarą”.
KOMPLEKSY lub manie jeden z kahunów określił jako „rzecz zŜerającą nas od środka”.
Kompleksy i rozmaite przekonania rodzą się w niŜszym Ja. MoŜe są to przekonania słuszne, moŜe
nie. Ale kiedy juŜ raz zagnieŜdŜą się w pamięci niŜszego Ja, trudno je odszukać, a jeszcze trudniej
usunąć.
Na szczęście nowoczesna psychologia przebadała juŜ ludzką podświadomość. Wiadomo, Ŝe
istnieją kompleksy, nie trzeba więc długo dowodzić słuszności teorii kahunów, którzy byli przekonani o
tym, Ŝe ludzie nękani są prześladowani róŜnego rodzaj u obawami.
Jednej wszakŜe rzeczy nie zdołała pojąć do tej pory współczesna psychologia, a co kahuni
wiedzieli od dawna, a mianowicie, Ŝe wszelkie wysiłki zmierzające do usunięcia kompleksów byłyby
daleko skuteczniejsze, gdyby logiczne odwołanie się do świadomości pacjenta połączyć z łagodną
sugestią i towarzyszącą jej fizyczną stymulacją.
NiŜsze Ja tak przywykło do tego, iŜ średnie Ja zajmuje się sprawami wyobraźni, Ŝe samo nie
zwraca najmniejszej uwagi na coś, co przypomina fantazjowanie. Na podświadomości wywołują
wraŜenie tylko rzeczy REALNE I NAMACALNE. Na przykład woda uŜywana w obrzędach religijnych
do „zmycia wszystkich grzechów” jest czymś dotykalnym, dlatego teŜ wywiera na niŜszym Ja
wraŜenie. Kahuni uŜywali wody do ceremonialnego obmywania pacjenta, wygłaszając równocześnie
sugestię, Ŝe wszystkie jego grzechy są zmywane. Stosowali teŜ wiele innych fizycznych bodźców –
prawdopodobnie przez dziesięć tysięcy lat.
Trudno jest udowodnić, Ŝe w wyŜej opisanym przypadku złamaną kość rozpuszczono w
niewidzialną substancję eteryczną lub w ektoplazmę, a potem znów utwardzono w nie uszkodzonym
odlewie tej kości, zrobionym z widmowej substancji. Trudno, powtarzam, o taki dowód, jako Ŝe
obserwator nie widzi niczego poza ostatecznym wynikiem.
Dlatego teŜ naleŜy zwrócić baczniejszą uwagę na odkrycia spirytystów i wyniki badań
parapsychicznych. Odnajdujemy tam zapiski o tym, Ŝe obserwowano, jak widzialne i dotykalne tkanki
ciała roztapiają się w nicości, a potem znów się pojawiają. Procesy te nazwano „dematerializacją” i
„materializacją”.
Nie będziemy tutaj poświęcać wiele miejsca weryfikacji takich odkryć. Doświadczeni naukowcy
sprawdzili juŜ tak wiele przypadków, Ŝe nie sposób dłuŜej zaprzeczać istnieniu zjawisk, o których
wspomnieliśmy w związku z omawianiem tajemnej wiedzy kahunów.
Przypadek 21
Aporty (przeniesienia)]

Uwagi wstępne:
W związku z tym, Ŝe nauka nie potrafi wyjaśnić fenomenów spirytystycznych, szkoły i prasa zwykły
całkowicie je przemilczać. Dlatego teŜ przeciętny człowiek wie bardzo mało lub zgoła nic o takich
zjawiskach.
Weźmy za przykład aporty. Wiele tomów i szczegółowych doniesień poświęcono przypadkom, w
których obiekty pojawiły się i znikały wbrew wszystkim przyjętym prawom fizyki. Na uniwersytecie w
Stanford znajduje się kilka skrzyń wypełnionych aportowanymi przedmiotami, utworzonymi jakby z
niczego przez duchy uczestniczące w seansach znanego medium od spraw aportów, Baileya. I jak
dotąd owe fantastyczne zjawiska trzyma się w tajemnicy przed ludźmi.
Aport to coś, co zostaje rozpuszczone w niewidzialną formę na jednym miejscu, po czym jest
przeniesione w inne, wyznaczone miejsce i tam twardnieje do pierwotnego stanu. Z tym procesem
często łączy się działanie duchów osób zmarłych.
Wysuwa się nieraz obiekcje, Ŝe duch zmarłego człowieka nie mógłby robić rzeczy, których nie
potrafił człowiek Ŝyjący. Zarzut ten jest wystarczająco logiczny, by narobić zamieszania w obecnych
teoriach parapsychologicznych, opartych na chwiejnych podstawach, lecz nie w teoriach kahunów.
Kahuni mocno wierzyli w to, Ŝe duchy zmarłych, tak samo jak duchy mieszkające w Ŝywym ciele,
czasami nawiązują kontakt z WyŜszym Ja i skłaniają je do uŜycia siły Ŝyciowej o wysokim napięciu, by
dematerializować, a potem znów materializować substancje zawarte w widmowym odlewie
aportowanego przedmiotu. Kahuni byli przekonani, Ŝe wszystkie rzeczy mają swoje widmowe ciała.
Wiadomo, Ŝe kiedy napięcie prądu elektrycznego w urządzeniach rozbijających atomy jest
wystarczająco wysokie, wówczas to rozmaite elementy podlegają transmutacji, w wyniku czego
powstają zupełnie inne substancje. A zatem moŜemy zasadnie przypuszczać, Ŝe kiedy wzrasta
napięcie many, czyli elektrowitalnej siły człowieka, wtedy zostaje ona uŜyta do zmieniania form
widzialnych w niewidzialne i na odwrót.
Dokonywanie takich zmian wymaga – jak twierdzi nauka – wytworzenia bardzo wysokiej lub bardzo
niskiej temperatury. PoniewaŜ zaś WyŜsze Ja kahunów potrafi sterować zmianami temperatury przy
chodzeniu po ogniu, nie sprawiłaby mu teŜ najmniejszej trudności kontrola nad aportowaniem
przedmiotów.
W roli aportów często występowały Ŝywe istoty, od maleńkich owadów, ptaków, ryb, dzikich bestii
począwszy, a na ludziach kończąc. Przenoszono takŜe przedmioty gorące. Po przybyciu na nowe
miejsce miały one taką samą temperaturę jak przedtem.

Opis przypadków:
(A) Ernesto Bozzano, jeden z najsłynniejszych badaczy w dziedzinie parapsychologii, zanotował
przypadek aportu, który doskonale zilustruje omawiane przez nas zagadnienia.
„W marcu 1904 roku, w mieszkaniu Cavaliere'a Perettiego odbył się seans spirytystyczny. Człowiek
występujący w roli medium był bliskim znajomym wszystkich uczestników posiedzenia. Obdarzony był
szczególną wraŜliwością i zdolnościami mediumistycznymi, mógł otrzymywać aporty na zawołanie.
Poprosiłem wówczas ducha, z którym nawiązał kontakt, by przyniósł mały blok pirytu leŜący na moim
biurku o dwa kilometry stąd. Duch odpowiedział przez usta wprowadzonego w trans medium, iŜ jego
siła jest prawie na wyczerpaniu, lecz mimo to spróbuje. W chwilę później medium ogarnęły
charakterystyczne, spazmatyczne drgawki, co oznaczało, iŜ aport przyniesiono. Nie słyszeliśmy
jednak Ŝadnego odgłosu przedmiotu upadającego na stół lub na podłogę. Poprosiliśmy ducha o
wyjaśnienie. Poinformował nas, Ŝe chociaŜ udało mu się rozdrobnić kawałek Ŝądanego przedmiotu i
przynieść go do pokoju, nie miał juŜ siły, by go z powrotem scalić. Dodał: »Zapalcie światło«. Tak teŜ
zrobiliśmy. Ku naszemu zdziwieniu ujrzeliśmy, Ŝe stół, ubrania i włosy zebranych, a takŜe meble w
pokoju i dywan pokrywała cieniusieńka warstewka ledwo widocznego, błyszczącego pirytu. Po
powrocie do domu odnalazłem na biurku blok pirytu. Brakowało sporego kawałka, prawie jednej
trzeciej całości”.
(B) Medium, pani Guppy, kobieta bogata i znana w dawnych kręgach spirytystów, zorganizowała
we Włoszech seans dla poety Henry'ego W. Longfellowa. Podczas owego seansu został przyniesiony
jako aport kawał lodu o powierzchni 0,3 m2. Upadł z hukiem na stół. Na innym posiedzeniu, chociaŜ
słynny poeta cały czas trzymał medium za obie ręce, zostało przeniesionych kilka pomarańcz. Kiedy
indziej znowu duch przemówił ustami medium i zapytał, jakich przedmiotów Ŝyczą sobie zebrani.
Dostarczył następujące rzeczy: banana, dwie pomarańcze, po kiści białych i ciemnych winogron, trzy
orzechy włoskie, garść orzechów laskowych, sześć śliwek damaszek, plaster kandyzowanego
ananasa, cebulę, brzoskwinię, kilka migdałów, trzy figi, dwa jabłka, cztery wielkie grejpfruty, ziemniak i
jeszcze kilka owoców i warzyw. Na kolejnym seansie zjawił się imbryk z gorącą herbatą i skwiercząca
patelnia ze smaŜoną jajecznicą. Nawet panią Guppy we własnej osobie przeniesiono w formie aportu
z jej domu do mieszkania przyjaciół. Odległość wynosiła dwa kilometry, a pani Guppy była kobietą
słusznej tuszy.
(C) W 1926 roku, w British College of Psychic Science, pani Barkel, medium, zobaczyła „cień”
bukiecika fiołków w pobliŜu wiszącego nad jej głową okrągłego klosza. Wieczorem, w tym samym
pomieszczeniu odbył się seans z medium aportującym. Heinrichem Melzerem. DuŜy pęczek fiołków
spadł z powietrza na stół.
(D) Pani d'Esperance była jednym ze słynnych i dokładnie badanych mediów ubiegłego stulecia.
Na jej seansach często pojawiał się duch o imieniu Jolanda. Przebywał przy pełnym świetle w
całkowicie zmaterializowanej postaci pięknej dziewczyny arabskiej, dokonywał aportów tak, by zebrani
mogli wszystko dokładnie zobaczyć. 28 czerwca 1890 roku Jolanda przyniosła rzadko spotykaną złotą
lilię, mającą więcej niŜ dwa metry długości, licząc od korzenia aŜ po wierzchołek. Lilia miała
jedenaście przepięknych kwiatów. Pod koniec seansu Jolanda próbowała zdematerializować roślinę,
by zabrać ją z powrotem, ale jej siły były juŜ na wyczerpaniu i próba spełzła na niczym. Duch
oświadczył wówczas, Ŝe roślina została wypoŜyczona i musi być po jakimś czasie oddana
właścicielowi. 5 lipca o godzinie 9.30 zabrano kwiat z ciemnej pracowni i umieszczono na środku
stołu, otoczonego zewsząd przez uczestników seansu. Prawie natychmiast lilia zniknęła. Jakiś duch,
ale nie Jolanda, wyjaśnił, iŜ podczas pierwszego seansu roślina została w niewidzialnej postaci
przeniesiona do pokoju na całą godzinę wcześniej, zanim się zmaterializowała i stała widzialna.

Komentarz:
W wyŜej opisanych przypadkach przewijają się wzmianki o sile czy jakiejś zdolności podobnej do
tej, o której uczyli kahuni. Duchy bez wątpienia miały dostęp do istot wyŜszych, zdolnych do uŜycia
owej siły przy wykonywaniu aportów. A poniewaŜ Ŝyjący ludzie nie umieją aportować przedmiotów,
naleŜy wnioskować, Ŝe duchy zmarłych muszą otrzymywać pomoc od jakiejś doskonałej Istoty. Od
czasu do czasu widywano ciała widmowe aportowanych rzeczy, co prawda przejrzyste i zamglone,
lecz mające kształt aportu. W niektórych przypadkach widoczny był obłok materii o bardzo
rozrzedzonej masie, co oznacza, Ŝe aportowaną substancję moŜna niewyraźnie zobaczyć w jej
rozdrobnionym czy rozproszonym stanie oraz Ŝe moŜna ją w duŜym stopniu rozciągnąć lub
rozszerzyć.
Rośliny, owady, zwierzęta i ludzie, słuŜący jako aporty, nie doznają w trakcie przenoszenia
Ŝadnych uszkodzeń, nawet jeśli przybywają z duŜej odległości i przez zamknięte drzwi. Wykorzystanie
podobnych procesów do uleczenia złamanej kości jest w porównaniu z tym zjawiskiem dziecinną
błahostką.
ChociaŜ kahuni nie potrafili dokładnie wyjaśnić, w jaki sposób WyŜsze Ja stosuje siłę Ŝyciową
wysokiego napięcia do sterowania temperaturą czy do dematerializacji i ponownej materializacji
aportów, to byli mocno przekonani o działaniu owej siły i o tym, Ŝe prawie zawsze dostarczają jej
ludzie Ŝywi. Byli teŜ pewni, Ŝe widmowe ciała zawsze odgrywają waŜną rolę w tym procesie.
Ludzie, którzy sami występowali w roli aportów, mówią o swym krótkim okresie utraty świadomości
oraz o trwającym przez jakiś czas stanie nagłego, bardzo znacznego wyostrzenia zmysłów i zdolności
intelektualnych. Podczas owych zmian nie dostrzegli u siebie Ŝadnych wraŜeń fizycznych. Ta
okoliczność potwierdza teorię Huny o istnieniu w naszych widmowych ciałach zestawu duplikatów
wszystkich naszych organów i tkanek, które funkcjonują takŜe w okresie czasowego przebywania
człowieka poza ciałem (jak w przypadkach aportów), jak równieŜ po jego śmierci, kiedy jesteśmy poza
ciałem na stałe.
Rozdział XII
Wskrzeszanie zmarłych – stałe i tymczasowe
Zmarłego moŜna wskrzesić. Istnieją dwa rodzaje takich „wskrzeszeń”. Pierwszy polega na
zupełnym powrocie zmarłego do Ŝycia w swym fizycznym ciele. Drugi rodzaj to tymczasowa
materializacja ciała fizycznego przeznaczonego do uŜytku odłączonej od niego duszy lub ducha,
własnego lub obcego. Oba przypadki potwierdzają słuszność staroŜytnych wierzeń kahunów.
W tradycji chrześcijańskiej czy w literaturze religijnej często mamy do czynienia z wskrzeszaniem
zmarłych. Kahuni potrafili w określonych warunkach dokonać takich czynów i umieli je w wyczerpujący
sposób wyjaśnić.
Tymczasowe wskrzeszanie ciał fizycznych dla uŜytku duchów osób zmarłych było w Polinezji
bardzo rozpowszechnione i jako „materializacja” było dokładnie studiowane i wielokrotnie sprawdzane
przez badaczy parapsychologów.

Przypadek 22
Kahuna wskrzesza zmarłego w obecności doktora Brighama

Uwagi wstępne:
W gorącym klimacie hawajskim niewiele potrzeba czasu, by zwłoki uległy procesowi rozkładu.
Czasami jednak występuje u człowieka stan głębokiego transu czy śpiączki, niezwykle przypominający
śmierć, i wtedy istnieje powaŜne niebezpieczeństwo pomyłkowego wzięcia osoby w takim stanie za
zmarłą i spalenia jej Ŝywcem. .
Kahuni twierdzili, Ŝe proces rozkładu zaczyna się nie wcześniej, niŜ kiedy widmowe ciało niŜszego
Ja całkowicie opuści ciało fizyczne. Dwa niŜsze duchy człowieka mogą wyjść z jego ciała w postaci
swoich widmowych ciał i mogą podróŜować po świecie w dalekie strony, tak jak przy „podróŜy
astralnej”. Zawsze jednak łącząca nić (w teozofii: „srebrny sznur”) z widmowej materii wiąŜe ze sobą
ciało fizyczne i niŜsze ciało widmowe. Tylko wtedy, gdy nić zostanie zerwana, rozpoczyna się rozkład.
Kiedy taka nić jest zniszczona, jedyną instancją mogącą wskrzesić zaczynające się psuć tkanki i
umoŜliwić zmarłemu powrót do Ŝycia jest WyŜsze Ja. Bywają często sytuacje, kiedy śmierci nie
towarzyszą rany ani obraŜenia, na przykład przy utonięciu. Wówczas nić widmowa nie jest
uszkodzona. Zmarły będzie mógł odzyskać Ŝycie, o ile jego powrót do ciała będzie duchom na rękę.
Widmowe ciało niŜszego Ja, co juŜ zostało wyjaśnione wcześniej, jest idealnym miejscem do
przechowywania siły Ŝyciowej. Kiedy duchy opuszczają ciało fizyczne, większą część siły Ŝyciowej
zabierają ze sobą w widmowym ciele. Pozostawiona powłoka cielesna, pozbawiona resztek
świadomości i sił witalnych, nie jest więc zdolna do myślenia, działania i świadomego istnienia.
Badania przeprowadzone na pacjentach cierpiących na epilepsję wykazują, Ŝe po charakterystycznym
krzyku i upadku chorego na podłogę, na urządzeniu mierzącym fale elektryczne ciała i mózgu nie ma
śladów obecności i działania tych fal. Oznacza to, Ŝe albo oba Ja pacjenta opuściły na jakiś czas jego
ciało w swych widmowych „pojazdach”, albo teŜ nadal egzystują w ciele, lecz zostały okradzione z
resztek siły Ŝyciowej przez jakiegoś prześladującego je ducha. Świadomość wraca do pacjenta po
czasie potrzebnym do regeneracji siły Ŝyciowej.

Opis przypadku:
Doktor Brigham podczas jednej ze swoich podróŜy w poszukiwaniu rzadkich okazów hawajskich
roślin, schronił się przed srogim sztormem w nadbrzeŜnej wiosce. We wzburzonym morzu utonął
wówczas miejscowy szesnastoletni chłopak. Wysiłki zmierzające do przywrócenia mu Ŝycia
zakończyły się fiaskiem. Wezwano wtedy kahunę mieszkającego kawałek drogi stamtąd.
Stary kahuna przybył na miejsce i rozpoczął pracę. Od wypadku minęło wtedy osiem godzin. Ciało
chłopaka było zimne, a kiedy doktor Brigham zbadał je na krótko przed przybyciem kahuny, zdawało
się juŜ sztywnieć w rigor mortis (stęŜenie pośmiertne).
Kahuna usiadł obok ciała i rozpoczął zabieg. UŜył swej parapsychicznej mocy, aby dowiedzieć się,
co stało się z dwoma duchami chłopca. W tej czynności, jak później wyjaśnił, pomogło mu kilka
zaprzyjaźnionych duchów. (Sznur ciała widmowego nadal widocznie łączył ciało chłopca z jego
niŜszym Ja, chociaŜ prawdopodobnie napręŜony był do ostatnich granic). Kahuna stwierdził, Ŝe oba Ja
chłopca włóczą się bezradnie, zakłopotane i nieszczęśliwe. Sprowadził je z powrotem w pobliŜe ciała,
przekonując, Ŝeby pozostały na miejscu. Namawiał, by uŜywając wszystkich moŜliwych sposobów,
spróbowały z powrotem wejść w cielesną powłokę.
Ciało stopniowo zaczynało się rozgrzewać. Kahuna połoŜył na nim ręce i zasilił je własną energią.
UŜył takŜe sugestii słownej, aby spowodować powrót duchów do ciała, jak równieŜ fizycznego
stymulatora w formie gładzenia i uciskania mięśni, tak jakby duchy miały wrócić do ciała przez jeden z
duŜych palców u stopy i kahuna „wgniatał” je wzdłuŜ nogi aŜ do tułowia. Kahuna wygłosił inwokację do
boga (WyŜszego Ja) z prośbą o pomoc. Po upływie godziny oświadczył, Ŝe duchy chłopca powoli
wchodzą do jego ciała. Ciało było coraz cieplejsze. Serce zaczęło bić i chłopiec otworzył oczy. Powrót
do Ŝycia był tak szybki, iŜ niebawem młody hawajczyk poprosił o jedzenie.
Doktor Brigham, do głębi poruszony pokazem magii kahunów, zadał staremu wiele pytań.
Dowiedział się nieduŜo, poza tym Ŝe bóg, który właśnie udzielił mu pomocy, był jednym z Aumakua,
rodzicielskich duchów wielce godnych zaufania, które niegdyś były ludźmi Ŝyjącymi na ziemi.
Doktor przez kilka lat śledził losy chłopca. Nigdy nie dostrzeŜono u młodzieńca jakichkolwiek
objawów, które świadczyłyby o jego dawnym śmiertelnym utonięciu.

Komentarz:
Pomoc duchów, które kiedyś były męŜczyznami lub kobietami i mieszkały w ludzkich ciałach, nie
jest dla nas czymś nowym. Roczniki „Spiritualism” i „Psychical Research” pełne są opisów udanego
uzdrowienia osób Ŝyjących, dokonanego za wstawiennictwem duchów zmarłych. Owe duchy-
uzdrowiciele, mające na swym koncie wiele sukcesów, często mówią, Ŝe mogły tego wszystkiego
dokonać dzięki modlitwom do duchów wyŜszych lub do Boga pojmowanego tradycyjnie.
Duchy, tak jak Ŝywi, nie mają moŜliwości nawiązywania bezpośredniego kontaktu z poziomem
świadomości stojącej o jeden szczebel wyŜej niŜ one same. Mogą tylko snuć przypuszczenia i
wyobraŜać sobie Istoty WyŜsze oraz rodzaj ich umysłowości umoŜliwiającej im stosowanie tajemnych
sił do magicznego uzdrawiania chorych. Wiele duchów podawało własne opinie wyjaśniające
mechanizm, jaki działa przy uzdrowieniach. KaŜdy z nich miał swoje zdanie i nie było dwóch takich,
które by się ze sobą zgadzały, chociaŜ wszystkie przypisywały sobie ścisłą i prawdziwą wiedzę w tym
względzie. Zadziwiająco przypominały zachowanie Ŝywych ludzi – kaŜdy rozwijał własną koncepcję i
odrzucał pozostałe. Wobec tak ostrych sprzeczności rysujących się w wypowiedziach duchów osób
zmarłych, postępujemy .rozwaŜnie, zwracając się ku staroŜytnym wyjaśnieniom kahunów, jako Ŝe są
one słuszne w kaŜdym najdrobniejszym szczególe, o ile moŜemy to sprawdzić na podstawie naszej
skąpej wiedzy, a co najwaŜniejsze, teoria kahunów DZIAŁA, stanowiąc bazę dla jej praktycznych
zastosowań.

Przypadek 23
Czasowe wskrzeszenie zmarłego. Pełna materializacja

Uwagi wstępne:
W sprawozdaniach „Psychical Research” nie było nic tak fascynującego, niewiarygodnego,
niewytłumaczalnego, tak zaciekle odrzucanego (bezskutecznie) i tak waŜnego jak zjawisko pełnej
materializacji, czyli czasowe wskrzeszenie zmarłego.
Przy wskrzeszaniu ludzi, chociaŜ proces ten odnosi się do duchów osób, które dawno juŜ zmarły,
biorą udział te same składniki, jakie konstytuują człowieka za Ŝycia. Duchy podświadomości i
świadomości zmarłych ludzi przybywają na seanse spirytystyczne i dostarczają czynnika
świadomości. NiŜsze i średnie Ja Ŝyją obok siebie w swoich widmowych ciałach, tworząc w ten
sposób odlew fizycznego ciała. swego pierwotnego ziemskiego mieszkania. Natomiast WyŜsze Ja
odczuwa brak takiej dawnej cielesnej powłoki i jej naturalnego ładunku siły Ŝyciowej. Aby uzupełnić ten
niedostatek, czerpie ono siłę Ŝyciową i materię fizyczną od kręgu osób siedzących na scenie. Fizyczna
materia zostaje zamieniona w rozrzedzoną ektoplazmatyczną substancję, po czym materializowana
jest na powrót w odlewie niŜszego ciała widmowego ducha.
W ten sposób dochodzi do pełnej materializacji znowu Ŝywej istoty, a więc oddychającego,
ciepłego, zupełnie normalnego ciała fizycznego wraz z zamieszkującymi je dwoma duchami. Takie
ciała wielokrotnie poddawano ścisłym badaniom medycznym. Niestety, nie zachowują one swoich
właściwości na stałe. Po minucie, rzadko kiedy po godzinie, cały ektoplazmatyczny materiał zostaje
zwrócony Ŝywym właścicielom, a materialna forma ciała znika.
MoŜna by przyjąć, Ŝe owe zmaterializowane ciało mogłoby istnieć na stałe, jeśli nie trzeba byłoby
oddawać poŜyczonej substancji fizycznej. W ten sposób mogłoby się dokonać drugie nadejście
Chrystusa, gdyby któryś z jego zwolenników opuścił swe ciało ziemskie i przeszedłszy do świata
zmarłych, oddał je do uŜytku wielkiego Nauczyciela. Wypełniłoby ono wówczas widmowy odlew ciała
fizycznego Chrystusa i dzięki temu zmaterializowałaby się Jego postać.
Kilka lat temu na jednej z wysp Pacyfiku doszło do sporego zamieszania. OtóŜ grupa
Polinezyjczyków przeprowadzała nocami potajemne seanse spirytystyczne. Udawało się im
wskrzeszać w procesie materializacji swojego zmarłego wodza. Ów wódz, człowiek bardzo mądry i
przez wszystkich kochany, zmarł jako trędowaty. Rzecz zastanawiająca, Ŝe za kaŜdym razem po
zmaterializowaniu pozostawał w swym ciele o wiele dłuŜej, niŜ to zazwyczaj się działo w
eksperymentach przeprowadzanych na Zachodzie. PoniewaŜ władze owej wyspy obawiały się, Ŝe
wódz będzie dąŜył do objęcia rządów i namawiał tubylców do buntu, usilnie tłumaczyły miejscowym,
Ŝe materializacja owego człowieka moŜe spowodować epidemię trądu. Seanse zakończono.

Opis przypadków:
(A) KAHUNI I GRUPOWA MATERIALIZACJA NA HAWAJACH
Istnieją przekazy mówiące, Ŝe na Wyspach Hawajskich, gdzie kahuni byli najbardziej cenionymi
praktykami w dziedzinie zjawisk parapsychicznych, dochodziło bardzo dawno temu do grupowych
materializacji. Wódz tubylczego plemienia i grupa jego zwolenników (dawno juŜ nie Ŝyjących), których
.liczba wahała się od dziesięciu do pięćdziesięciu osób, materializowali się nocą i maszerowali po
okolicy. Często mieli ze sobą zmaterializowane bębny i pochodnie. Czasami pozostawali niewidzialni
dla otoczenia, lecz wyraźnie było słychać odgłos maszerujących stóp, bicie w bębny i rozmaite głosy.
Owe pochody duchów są na Hawajach dobrze znane, częstokroć dowodzono ich istnienia i opisywano
w ksiąŜkach i artykułach o Hawajach.
Doktor John Tanner, który przez jakiś czas studiował na Hawajach magię kahunów, opowiadał mi,
Ŝe będąc na plaŜy Waikiki, usłyszał pewnej nocy marsz duchów zmierzających w pochodzie w
kierunku centrum Honolulu. Sądził, Ŝe procesja będzie szła drogą wyznaczoną ongiś przez starych
Hawajczyków – z Waikiki do królewskich grobowców w pobliŜu kościoła misyjnego w centrum miasta.
Wsiadł w samochód, pojechał do starej świątyni i czekał. W zaskakująco krótkim czasie dały się
znowu słyszeć takie same odgłosy kroków, łagodny śpiew i ciche rozmowy. Zdawało się, Ŝe dźwięki
pochłonął stojący na podwórzu kościelnym stary grobowiec miejscowego króla. Doktor Tanner nic
jednak nie widział.
Do doktora Brighama dotarło wiele relacji z pierwszej ręki od osób, które na własne oczy widziały
pochód duchów idących przy świetle pochodni i księŜyca. Hawajczycy zgodni są co do tego, Ŝe w
pełni zmaterializowani uczestnicy takich pochodów, uzbrojeni w maczugi i dzidy, są niebezpieczni dla
kaŜdego, kto im przeszkadza. JeŜeli procesja jest widoczna dla ludzi, co mądrzejsi tubylcy ustępują jej
z drogi lub chowają się i cicho obserwują z ukrycia przechodzących. Słyszano opowieści o tym, Ŝe
kilka osób poniosło śmierć z rąk owego wojska. Pewien znajomy Hawajczyk utrzymywał, Ŝe zetknął
się twarzą w twarz z nieduŜą grupką uzbrojonych wojowników odzianych w skórzane płaszcze. Jeden
z nich ruszył do niego z dzidą. PrzeraŜony Hawajczyk wykrzyknął, Ŝe jest jego Ŝyjącym krewnym i
przyjacielem. Dano mu więc czas, by się przedstawił i wymienił listę nazwisk swoich przodków. Było
oczywiste, Ŝe cofając się o kilka pokoleń, mój znajomy powinien w końcu natrafić na jakieś rodzinne
powiązania z dawnym mieszkańcem tych okolic. Tak teŜ się stało. Zjawy przebaczyły mu, Ŝe stanął
przypadkowo na drodze ich przemarszu, i pozwoliły odejść.
ChociaŜ jest rzeczą oczywistą, Ŝe do zaakceptowanych powszechnie opowieści o procesjach
duchów dodano sporo fantazji, nie ma wątpliwości, Ŝe podstawowe fakty są prawdziwe. Legendy
Polinezyjczyków pełne są opowiadań o grupowych i pojedynczych materializacjach. „Bogowie”
pomagają duchom zmarłych osób materializować się. Siła Ŝyciowa i substancja ektoplazmatyczna
poŜyczane są od ludzi Ŝyjących, podczas ich snu, bądź teŜ, w rzadkich przypadkach, zabierane są
zwierzętom lub roślinom.
(B) BISKUP MATERIALIZUJE SIĘ CZTERYSTA LAT PO SWOJEJ ŚMIERCI
Carlo Mirabelli, południowoamerykańskie medium pochodzenia włoskiego, dostarczył doskonałych
przykładów prawie wszystkich zjawisk parapsychicznych.
Doktor Fodor pisze: „Zjawisko materializacji wywołane przez Mirabelliego było zdumiewające.
Postacie, które się wówczas pojawiły, były wyraźne i pełne. MoŜna je było fotografować, a lekarze
przeprowadzali na nich badania, trwające czasem nawet z 15 minut. Badania te pozwoliły stwierdzić,
Ŝe nowo powstałe istoty ludzkie mają doskonałą budowę anatomiczną. Po zakończonych
obserwacjach postacie zaczęły się rozrzedzać od stóp w górę, piersi i ramiona rozpłynęły się w
powietrzu. Jeden z lekarzy wykrzyknął: »O! Tego juŜ za wiele!«, ruszył naprzód i złapał resztę
płynącego w powietrzu ciała. Nagle wydał z siebie ostry krzyk i padł nieprzytomny na ziemię. Gdy
odzyskał świadomość, pamiętał tylko to, Ŝe gdy chwycił fantom w ręce, poczuł, jakby jego palce
ściskały gąbczastą, sflaczałą substancję, zaraz potem doznał wstrząsu i zemdlał. Innym znów razem
doszło do materializacji córeczki doktora Souzy, która umarła na grypę. Jej postać ukazała się w
świetle dziennym i przez pół godziny widziały ją wszystkie siostry dziewczynki. Pojawiła się w ubraniu,
w którym kiedyś została pochowana. Sprawdzono jej puls. Zrobiono wspólne zdjęcie ojca z córką, po
czym zjawa uniosła się w górę i rozmyła w powietrzu.
Na innym posiedzeniu Mirabelli oświadczył, Ŝe widział ciało biskupa doktora Jose de Carmago
Barrosa, który stracił Ŝycie na tonącym statku. »Delikatna woń, przypominająca zapach róŜ, wypełniła
pokój. Medium weszło w trans. Siedzący wokół uczestnicy seansu ujrzeli przezroczystą mgiełkę, która
połyskiwała jakby złocistym odblaskiem. Z wolna mgiełka zaczęła się formować i wyłoniła się z niej
postać biskupa, nosząca na sobie szaty i wszystkie insygnia swego urzędu. Biskup wypowiedział
swoje imię. Doktor Souza zbliŜył się do niego. Pomacał ciało, dotknął zębów, spróbował ślinę,
posłuchał bicia serca, zbadał czynności organów wewnętrznych, obejrzał paznokcie i oczy. Wszystko
było w jak najlepszym stanie. Następnie kolejni świadkowie owego zjawiska przekonywali się o
realności postaci. Biskup pochylił się z uśmiechem nad Mirabellim, spojrzał na niego w milczeniu i
powoli zdematerializował się. Na szóstym z kolei seansie Mirabelli związany i zamknięty na klucz
zniknął z jednego pokoju, a znaleziono go w drugim; nadal był w transie. Wszystkie zamki u drzwi i
okien pozostały nie naruszone, a Mirabelli nadal był tak samo związany”. Kiedyś w obecności
czternastu obserwatorów zdematerializowały się ramiona medium. Na zrobionym wówczas zdjęciu w
miejscu ramion widać tylko niewyraźny cień”.
(C) JOLANDA I JEJ MATERIALIZACJA
Pani Elizabeth d'Esperance, słynne medium, miała pośród duchów, które zmaterializowały się na
jej seansach, piętnastoletnią Arabkę, Jolandę. Dziewczyna pojawiła się w postaci mgiełki i
potrzebowała kilku minut na pełną materializację. Następnie, przy pełnym oświetleniu zwykła była
prowadzić z Ŝywymi rozmowy oraz sprawiać, by w pokoju pojawiały się i znikały rozmaite przedmioty.
Dokonywała wielkiej ilości aportów. Sprowadzała rośliny i kazała im rosnąć w karafkach wypełnionych
wodą i piaskiem. W ciągu kilku minut wyrastały wysokie okazy. Podczas jednego z seansów, na
którym obserwowano akurat materializację duchów, pewien badacz, Alexander N. Aksakof, był
świadkiem nieoczekiwanego zjawiska. Widział, jak dolna część ciała medium została
zdematerializowana, a górna część wyglądała, jakby wisiała w powietrzu. Pani d'Esperance nie była
wówczas w transie i z przeraŜeniem zauwaŜyła, w jakim jest stanie. Zwróciła na tę sytuację uwagę
obecnych tam badaczy. Pozostali uczestnicy seansu upewnili się, Ŝe poniŜej talii medium zwisała tylko
pusta spódnica. Dziesięć lat później Aksakof opublikował ksiąŜkę, dając w niej wyraz swoim
poglądom, które ukształtowały długoletnie studia i obserwacje zjawisk materializacji. Wyraził tam
opinię, Ŝe w niektórych przypadkach „ciało medium ulega całkowitej absorpcji i wykorzystywane jest
do utworzenia ciał pojawiających się postaci...”
(D) MATERIALIZACJA ZWIERZĄT
Twierdzenie kahunów, Ŝe wszystkie rzeczy mają ciała widmowe, będące wiernymi odlewami
zarówno najdrobniejszych nawet cząstek tych rzeczy, jak i ich ogólnego kształtu, odnosi się w równym
stopniu do zwierząt, jak i do ludzi. (A takŜe do owadów i obiektów bezwładnych takich jak skały,
kamienie itp.).
Gambier Bolton miał szczególne doświadczenie w tej dziedzinie. Zaprzyjaźnił się kiedyś w zoo z
ranną foką. Leczył ją przez jakiś czas, ale niestety zdechła. Dziesięć dni po jej śmierci Bolton
uczestniczył w seansie skupiającym grono naukowców, z udziałem medium, pani Craddock. Na owym
seansie zmaterializowała się foka – najwyraźniej ta, którą znał Bolton – i człapiąc płetwami doczołgała
się blisko niego. LeŜała tak przez kilka minut. Poproszono duchy, które były tam obecne, by wyjaśniły
sprawę. Odpowiedziały: „Ich czynności (tzn. zwierząt materializujących się na seansach) zupełnie od
nas nie zaleŜą. Kiedy jesteśmy bardzo zajęte eksperymentami z ludzkimi jaźniami, które chcą
materializować się wśród was, zwierzęta dostają się do pokoju nie wiadomo jaką drogą. Zupełnie tego
nie rozumiemy i nie moŜemy temu zapobiec. Otrzymują skądś pewną dawkę substancji, która
wystarcza im do ukonstytuowania tymczasowych ciał. Przychodzą, kiedy chcą, szwendają się po
pokoju i znikają, kiedy im pasuje. Nie mamy na nie Ŝadnego wpływu, dopóki uczucie wiąŜące je z
dawnymi właścicielami jest tak silne, jak widzieliśmy w powyŜszym przypadku”.
Doktor Fodor sądzi, iŜ zacytowana opinia duchów przemawiających przez medium zdaje się
przeczyć słynnym zjawiskom materializacji zwierzęcych z seansów Kluskiego. Na tych seansach stale
pojawiały się postacie ludzkie w roli opiekunów materializujących się tam zwierząt. Opiekunowie i
zwierzęta rzadko poruszali się jednocześnie. Postacie opiekunów, choć najczęściej nieruchome, były
obecne i wyraźnie widoczne. Jedno zwierzę pojawiło się jednak bez opiekuna. Był to małpolud
nazwany przez badaczy Pitekantropusem. Miał szorstkie, potargane kudły, wydzielał zapach mokrego
psa i łosia jednocześnie i był wielce swawolny. Najwyraźniej miał niski poziom inteligencji, ale był miły i
posłuszny. Kiedy się zjawił, przestraszył zebranych swoją potęŜną siłą. Unosił cięŜkich męŜczyzn wraz
z krzesłami wysoko ponad głową. Podniósł wielką skrzynię z ksiąŜkami i nosił ją po pokoju. A takŜe
duŜą sofę. Wydawał tylko odgłosy mlaskania i często się drapał.
Psy, koty, papugi, nietoperze, łasice i inne nieŜyjące zwierzątka wracały nieraz, aby odwiedzić na
seansach swoich dawnych właścicieli. Zdarzyło się tak, Ŝe jedno ze zwierząt zostawiło za sobą trochę
sierści w miejscu, w którym podczas seansu zaplątała mu się noga w leŜącej na stole koronkowej
serwecie (w serwecie pozostała później dziura długości 10 cm). Sierść umieszczono w światło- i
wodoszczelnym pudełku i często ją oglądano. Po kilku dniach włoski skróciły się o połowę, a wkrótce
zniknęły zupełnie, najwidoczniej dematerializując się o wiele wolniej niŜ samo stworzonko.
(E) CZĘŚCIOWA MATERIALIZACJA ISTOT śYJĄCYCH
Badacze zanotowali wiele przypadków częściowego materializowania się na seansach
spirytystycznych istot Ŝyjących. Horacy Leaf zobaczył głowę, ramiona i jedną rękę krewnego
mieszkającego wówczas w odległości 650 km od miejsca, gdzie odbywał się eksperyment.
Przeprowadzili ze sobą kilkuminutową rozmowę, w której poruszali kwestie znane tylko im. Alfred Vout
Peters na seansie z Cecilem Huskiem zobaczył materializację (prawdopodobnie niemal pełną)
Ŝyjącego przyjaciela, który, jak się później wyjaśniło, w tym czasie spał w swoim mieszkaniu.
Doktor Nandor Fodor w długim artykule o materializacji, zamieszczonym w Encyclopaedia of
Psychic Science, podał komentarz mocno zbliŜony do twierdzeń głoszonych w staroŜytności przez
kahunów (teorie te nie były mu jeszcze znane w owym czasie). „W rzeczy samej – pisze – często
mamy ochotę zastanawiać się nad moŜliwością budowania Ŝywych organizmów o odmienionych
kształtach w procesach materializacji i dematerializacji. Być moŜe kiedyś w przyszłości, opierając się
na owych spekulacjach, znajdziemy wyjaśnienie dla cudownych uzdrowień, podczas których chore
części ciała wracały do swego pierwotnego, kwitnącego stanu”.
(F) ZMIANY ROZMIARÓW CIAŁA PRZY MATERIALIZACJI
Wiele przekazów zawiera dane o pojawieniu się zmaterializowanych kształtów ludzkich mniejszych
lub większych, niŜ się spodziewano, zwaŜywszy na wzrost i wagę tych ludzi za Ŝycia. Takie zjawisko
wydłuŜenia się ciała obserwowano na seansach, kiedy to medium stawało się wyŜsze o jakieś pół
metra. (Kahuni wierzyli, Ŝe widmowe ciało rzeczy, człowieka czy zwierzęcia moŜe się rozszerzyć lub
skurczyć).
Pani Bisson obserwowała na seansach nagą postać kobiety wzrostu nie więcej niŜ dwudziestu
centymetrów. Materializowała się ona co jakiś czas, często ze zmienioną fryzurą, tańcząc i wykonując
ćwiczenia gimnastyczne. Stanęła nawet kiedyś na ręku pani Bisson, chociaŜ najczęściej stała na dłoni
medium. Ewy.
Na seansach w domu pani Ignath w szklankach z wodą pojawiły się bardzo piękne małe główki
wielkości orzecha włoskiego. Duch, który zawładnął medium, noszący imię Nona, wygłosił opinię, Ŝe
były to zmaterializowane, plastycznie uformowane kształty myślowe.
Częściowe materializacje, kiedy to widziano nieraz same głowy lub ręce, czasami ukazywały
kształt kilka razy większy lub mniejszy niŜ normalny.
(G) MATERIALIZACJA UBRAŃ
Bardzo niewiele ze zmaterializowanych czasowo duchów przychodziło na seanse bez odzienia.
Harry Price, najbardziej ostroŜny i sceptyczny z naukowców z Towarzystwa Badań Parapsychicznych,
w ostatniej swojej ksiąŜce opowiada o powtarzającej się co jakiś czas materializacji małej dziewczynki
bez ubrania. Na odbywających się w ciemności seansach dziewczynkę trzymała na rękach jej Ŝyjąca
matka lub obecne na posiedzeniu przyjaciółki; jedna z nich była świetnym medium. Uczestnicząc
kiedyś w takim seansie, Price stwierdził, Ŝe nagie ciało dziewczynki jest ciepłe i jędrne. Wziąwszy je
na ręce, przekonał się, Ŝe ma normalną wagę. Na zadane pytanie dziecko odpowiedziało kilka słów.
Podłogę w pokoju posypano uprzednio białym pudrem, pozamykano wszystkie drzwi i okna, i na
wszelki sposób zabezpieczono się przed jakąkolwiek mistyfikacją. Po pojawieniu się zjawy
dziewczynki nie zauwaŜono na podłodze Ŝadnych śladów stóp, a zamki pozostały nie naruszone. Pan
Price był więc przekonany o prawdziwości materializacji.
PrzewaŜnie jednak duchy odziane są w szaty, od szarych i przezroczystych mgieł począwszy aŜ
do tkanin tak mocnych, Ŝe obserwatorzy kilkakrotnie odcinali ich kawałki, Ŝeby je zbadać po
dematerializacji ducha i jego ubrania. Charakterystyczną cechą zmaterializowanych tkanin jest to, Ŝe
są lŜejsze i bardziej zwiewne niŜ takie same materiały w normalnych warunkach.
Sylvan J. Muldoon, znany ze swoich praktyk parapsychicznych i z opisów swych podróŜy
astralnych, pisze, iŜ kiedyś, gdy na kilka kroków opuścił swe ciało fizyczne, zauwaŜył, Ŝe wokół jego
astralnej postaci formowało się jakieś odzienie. Było ono identyczne, jak to znajdujące się na jego
fizycznym ciele leŜącym na łóŜku.
Zdarza się, iŜ nie tylko ciała medium dematerializują się częściowo lub całkowicie na seansach.
Czasami znikają na jakiś czas takŜe ich ubrania, chociaŜ innym razem pozostają one na miejscu,
puste w środku. PrzewaŜnie szaty zmaterializowane na seansie są białe, chociaŜ znikające ubranie
medium jest czarne.
Katie King, zjawa często pojawiająca się na seansach pani Florence Cook i dokładnie
obserwowana przez pana Williama Crookesa, pozwalała na badanie szat u jej duchowego odzienia.
Czasami sama odcinała z dołu swojej sukienki kilka kawałków materiału i wręczała je zebranym do
obejrzenia. Ubytki w sukni natychmiast wypełniały się z powrotem. Większość tych skrawków
dematerializowała się wraz ze zjawą, niewielu udało się przetrwać dłuŜej i w tych przypadkach po
skończeniu seansu odkrywano podobne kształtem ubytki w sukni medium. Wynika stąd, Ŝe do celów
materializacji wypoŜyczono materiał z sukienki medium i nie został on jej zwrócony, kiedy kawałki
sukna utrwaliły się na stałe.
NaleŜy teŜ zauwaŜyć, Ŝe tkanina z ubrań zjawy nie była podobna do materiału sukienki, w której po
seansie pozostały dziury. Widać stąd zatem, iŜ moŜliwa jest transformacja materii w procesie
dematerializacji i materializacji. Jedna rzecz zamienia się w drugą i tak juŜ pozostaje. Zapewne tak teŜ
się dzieje przy natychmiastowych uzdrowieniach, o ile uznamy słuszność teorii kahunów.
Zjawa Katie King twierdziła, Ŝe odcinając kawałki materiału i czyniąc je czymś trwałym, musiała
odbierać medium jakąś dawkę siły Ŝyciowej i w ten sposób medium stawało się coraz słabsze (zob.
teorię kahunów, Ŝe wszystkie czynności materializacji polegają na uŜyciu siły Ŝyjących). Kiedy kawałki
materiału pokazano sukiennikom z prośbą, aby znaleźli w swej ofercie podobną tkaninę, okazało się,
iŜ nie ma takiej na rynku. Producenci tkanin wyrazili przypuszczenie, iŜ moŜe to być materiał z fabryki
chińskiej.
Na seansie w Christianii z udziałem pani d'Esperance oddarto kawałek sukienki ducha Jolandy.
Utrwalił się na stałe. Podobna dziura, częściowo wyszarpana, częściowo wycięta, pojawiła się później
w sukni medium. Skrawek z sukienki ducha był kilka razy większy, ale miał dokładnie taki sam kształt.
Tkanina była biała i miała delikatniejszą fakturę, przypominającą cienką gazę, ale z pewnością
składała się z tkanych włókien.
Niektóre zmaterializowane materiały nie były tkaninami. Przypominały raczej przezroczyste
arkusze jakby z gumy czy błony. Często miały dziurki, upodabniające tworzywo do koronki.
Na posiedzeniu w Cardiff u George'a Spriggsa odcięto od ubrania zmaterializowanego ducha
pasek kosztownego, jaskrawoczerwonego jedwabiu. Po dematerializacji ducha skrawek materiału
pozostał cały. Wkrótce wyblaknął, ale na jednym z późniejszych seansów, kiedy ten sam duch zwrócił
nań uwagę, w niewytłumaczony sposób materiał odzyskał pierwotny kolor i połysk.
Loki włosów, ucięte z głów zmaterializowanych duchów i utrwalone na stałe bądź teŜ będące
powoli znikającymi pamiątkami, prawie we wszystkich opisanych przypadkach były bardziej miękkie i
delikatne niŜ włosy mediów, które umoŜliwiały ową materializację.
(H) MATERIALIZACJA KRASNOLUDKÓW
Zdarza się, najczęściej w obecności dzieci, Ŝe wróŜki, krasnoludki lub inne dobrotliwe duszki
materializują się w widzialnej, a nawet dotykalnej formie. Około roku 1915 w Anglii dwie małe
dziewczynki uŜyły aparatu fotograficznego ojca, by zrobić zdjęcia wróŜkom i gnomom. Zdjęcia po
opublikowaniu wywołały spore zamieszanie. Sprowadzono lepszy aparat i wykonano więcej zdjęć.
Nigdy nie udowodniono słuszności podejrzeń, jakoby negatywy zostały podrobione.
Hawajczycy wierzą w istnienie gnomów, czyli menehunes, które czasem materializują się,
przypominając swoim wyglądem krasnoludki innych krajów. Podczas mojego pobytu w Honolulu
gazety pełne były komentarzy i doniesień o tym, jak dzieci wracające ze szkoły spotkały na boisku
małego człowieczka i szły za nim podniecone, dopóki się nie wystraszył i nie uciekł, dając nura pod
budowlę stojącą na podwyŜszeniu, kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią. Wyglądało to tak jakby
rozpłynął się w rzadkim powietrzu pod budynkiem. Nauczyciel usłyszawszy krzyki, przybył na miejsce
zdarzenia, pytając, co się stało. Wszystkie dzieci opowiedziały tę samą historyjkę i jednakowo opisały
małego ludzika.
Skrzatom menehunes przypisywano zbudowanie wielu kamiennych murów, które otaczały
fragmenty płytkich zatok morskich i odgrywały rolę sztucznych stawów rybnych. W miejscowym
folklorze spotyka się wiele wzmianek o rozmaitych małych duszkach.
ChociaŜ dowody materializacji elfów, wróŜek, gnomów i podobnych im postaci są nader skąpe i
niepewne, byłoby błędem nie wspominać ani słowem o moŜliwości ich rzeczywistego istnienia, gdy
wymienimy wszelkie dostępne źródła dotyczące poruszanych przez nas zagadnień.

Komentarz:
W powyŜszych przypadkach naleŜy zwrócić szczególną uwagę na kilka spraw. Wstrząs, który
powalił doktora na ziemię i pozbawił go przytomności po tym, jak lekarz chwycił zjawę na jednym z
seansów z Mirabellim, wskazuje na obecność przy materializacji czynnika elektrycznego. Wielu
naukowców badało działanie elektrowitalnej lub psychicznej siły występującej podczas zjawiska
materializacji. Stwierdzono, Ŝe taka siła rzeczywiście jest tam obecna, nawet jeśli jej funkcję nie w
pełni rozumiano. Duchy osób zmarłych wygłaszają sprzeczne opinie na temat natury i stosowania
owej siły. Czasami twierdzą, Ŝe wyciągają ją z mózgu medium lub z mózgów siedzących na scenie
osób. Innym razem mówią, Ŝe pochodzi ona z ciał tych osób, a kiedy indziej utrzymuje, Ŝe znajduje się
w atmosferze i trzeba ją tylko stamtąd zabrać.
Współcześnie przeprowadzone badania udowodniły, Ŝe z chwilą kiedy w Ŝyjącej osobie wyczerpie
się zasób elektrowitalnej „elektryczności ciała” lub „elektryczności umysłu”. lub teŜ obu tych rodzajów
siły, człowiek ten traci przytomność. Zgadza się to z twierdzeniem kahunów, Ŝe kaŜda świadomość
funkcjonuje tylko wówczas, gdy ma do dyspozycji odpowiedni zapas energii Ŝyciowej o właściwym
napięciu. (Pamiętajmy, iŜ kahuni sądzili, po pierwsze, Ŝe niŜsze Ja tworzy siłę Ŝyciową ze
spoŜywanego przez człowieka pokarmu, po drugie, Ŝe średnie Ja bierze ową siłę o niskim napięciu i to
napięcie zwiększa, by stosować je w aktach „woli”, i po trzecie, Ŝe WyŜsze Ja dalej podnosi napięcie
do jego najwyŜszej wartości – w tych warunkach przypomina ono znaną nauce energię „rozbijającą
atomy”).
Energia mediów i uczestników seansów często bywa obniŜona wskutek mającej tam miejsce
materializacji. Słynne medium, D.D. Home, nieraz po takim seansie leŜał na podłodze prawie
nieprzytomny. Badacz, F.W.H. Meyers, tak osłabł, Ŝe przez dwa dni leŜał w łóŜku. Media często
zmuszano do dłuŜszych przerw między seansami, aby odpoczęły i nabrały nowych sił.
Kahuni w swych uzdrowicielskich praktykach zwracali uwagę na niebezpieczeństwo kradzieŜy siły
Ŝyciowej osobom Ŝyjącym, dokonywanej przez duchy zmarłych. ChociaŜ dzisiaj lekarze nie
dopuszczają i nie rozumieją takich moŜliwości, to dla tych, którzy długo studiowali wiedzę kahunów,
jest oczywiste, Ŝe bezpośrednią przyczyną niektórych chorób jest właśnie taki ubytek (kradzieŜ) siły
Ŝyciowej. Lekarze wiedzą jednak, Ŝe gdy zapas energii Ŝyciowej pacjenta spada poniŜej normy,
kontrola świadomego umysłu nad podświadomością powaŜnie słabnie. W takim stanie wraŜenia
myślowe wchodzą do podświadomości, zanim zostaną poddane zwykłemu procesowi osądu przez
rozum. W rezultacie powstają u człowieka bezsensowne kompleksy i manie. Widzieliśmy, Ŝe wraŜenia
wywołane przez wstrząs są wielce niebezpieczne, szczególnie gdy ktoś jest bardzo zmęczony lub
spadło napięcie jego siły Ŝyciowej z powodu choroby lub nadmiernego wysiłku. JeŜeli więc z jakichś
przyczyn normalny zasób energii przez pewien czas stale topnieje, w końcu przychodzi stan depresji,
a w następnym stadium choroby umysłowej.
ChociaŜ lekarze nie wspominają zazwyczaj o dalszych następstwach tego stanu, wiadomo, Ŝe
pacjent, gdy stwierdzi się juŜ u niego chorobę umysłową, nie cierpi tak bardzo z powodu niedostatku
siły Ŝyciowej. Przeciwnie, często występuje nawet u niego gwałtowne wzmoŜenie aktywności
fizycznej. Rację mieli więc kahuni, sądząc, Ŝe duchy osób zmarłych nieraz opętują Ŝyjących,
zaczynając od wykradania im siły Ŝyciowej, a kończąc na wypchnięciu mieszkającej w ciele ofiary pary
duchów i objęciu rządów nad ciałem. Tym samym dokonują pewnego rodzaju „zmartwychwstania” dla
samych siebie: (Lekarze wyraŜają dezaprobatę dla takich poglądów, ale przecieŜ zalecając wstrząs
insuliną lub prądem elektrycznym, by wyleczyć u pacjenta chorobę umysłową, robią ni mniej, ni więcej
tylko to, co robili uzdrowiciele w dawnych czasach, a mianowicie czynią pobyt ducha w opętanym ciele
tak bolesnym i przykrym, Ŝe intruz czym prędzej ucieka, pozwalając pełnoprawnym właścicielom
wrócić do ich cielesnego mieszkania).
Ze zjawiskiem przenikania materii przez materię, występującym w procesach materializacji, mamy
do czynienia przy aportach. Czasami dematerializacji ulegają takŜe wielkie zwierzęta i ludzie. W takim
niewidzialnym stanie zostają przenoszone przez zamknięte i opieczętowane drzwi, by znów
zmaterializować się w pokoju, gdzie odbywa się seans. Wynika stąd, iŜ w stanie dematerializacji
substancja fizyczna jest wystarczająco rzadka, by mogła przeniknąć przez drzewo i inne niezbyt
spoiste materiały. (Szkło wydaje się tworzywem zbyt zwartym, aby mogły przezeń przejść rozrzedzone
substancje lub odlewy z widmowych ciał).
Duch osoby zmarłej nie musi materializować się w bardziej spoistą formę, Ŝeby przenieść ze sobą
siłę Ŝyciową. RównieŜ zdematerializowane substancje fizyczne nie muszą utwardzać się do
widzialnego stanu, by mogły być uŜyte jako niewidzialna ręka do poruszania twardych przedmiotów,
pod warunkiem Ŝe w niewidzialnej, ektoplazmatycznej substancji uŜywanej przez ducha jest
wystarczający zasób energii Ŝyciowej.
Zaobserwowałem kiedyś przypadek ilustrujący powyŜsze twierdzenie. Pewien młody męŜczyzna
miał przylecieć samolotem i zjeść kolację ze swoją sympatią i jej matką. W chwili lądowania samolot
rozbił się i męŜczyzna zginął na miejscu. Kilka minut później w domu, który młodzieniec zamierzał
odwiedzić, zadźwięczał dzwonek u drzwi wejściowych. Narzeczona otworzyła drzwi, lecz nikogo za
nimi nie zobaczyła. Dzwonek dzwonił jeszcze trzykrotnie. Razem z dziewczyną podchodziła do drzwi
jej matka, próbując dowiedzieć się, kto dzwoni. Kilka miesięcy później na seansie spirytystycznym
duch młodzieńca skontaktował się z medium i przez jego usta wyjaśnił, iŜ nie był on wówczas
świadomy własnej śmierci i poszedł do domu, w którym go oczekiwano. Dzwonił trzy razy i dziwił się
niezmiernie. Ŝe dziewczyna go nie poznała. Za czwartym razem nie był juŜ zdolny nacisnąć dzwonka
(najwidoczniej wyczerpał swą siłę Ŝyciową) i doszedł do wniosku, Ŝe coś jest nie w porządku.
Cały materiał dowodowy, zgromadzony dzięki przebadaniu setek przypadków straszenia, stukania,
hałasów poltergeistów, wskazuje na to, iŜ kahuni mieli rację, twierdząc, Ŝe duchy zmarłych potrafią
magazynować wielkie zapasy energii Ŝyciowej w widmowym ciele niŜszego Ja. W chwili nagłej śmierci
ciało widmowe naładowane jest ową siłą i zdaje się zachowywać ładunek energii oraz gotowość do
róŜnego typu działania, jak na przykład do naciskania dzwonka, dopóki nie wyczerpie całej energii.
Poltergeist, duch hałasujący, będący przewaŜnie niŜszym Ja, odciętym od swego średniego Ja po
śmierci człowieka, oddaje się dziecinnym błazeństwom i figlom. Kradnie siłę Ŝyciową istotom Ŝywym i
uŜywa jej do przesuwania cięŜkich przedmiotów i do robienia wokół siebie harmideru. Ciało widmowe
jest widocznie doskonałym akumulatorem siły Ŝyciowej. Kiedy jest porządnie naładowane, staje się na
tyle twarde, Ŝe moŜna go uŜywać do przesuwania materialnych przedmiotów. A moŜe do usztywnienia
ciała widmowego potrzebna jest niewielka ilość materii ektoplazmatycznej, niewidzialnej i w duŜym
stopniu rozrzedzonej. Dalsze badania pokaŜą, czy jest to pogląd słuszny.
Jeśli chodzi o przypadki materializacji zwierząt, moŜna domyślać się tylko jednego, a mianowicie
obecności WyŜszego Ja, które wykonuje pracę na takich seansach. PoniewaŜ duchy zmarłych tak
bardzo róŜnią się w opiniach co do mechanizmu działania materializacji, wykazując w ten sposób
całkowitą ignorancję i brak wiedzy na temat roli WyŜszego Ja w tym procesie, najrozsądniej będzie
przyjąć, Ŝe zwierzęta nie miałyby dość inteligencji, aby spowodować własną materializację.
Trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedno. Materia uŜyta do formowania ektoplazmy, z której tworzą
się zwierzęta, ptaki i owady, ma przypuszczalnie Ŝywotną, umysłową naturę. Nie moŜe pochodzić od
mediów i uczestników seansu. WyŜsze Ja musi jej zatem szukać w innych rejonach i stamtąd
wypoŜyczać ją na pewien czas. I rzeczywiście, nieraz obserwowano materializacje, przy których ani
medium, ani innemu uczestnikowi spotkania nie zabrano Ŝadnego widzialnego kawałka materii,
chociaŜ częściowe wyczerpanie siły Ŝyciowej w kręgu siedzących osób jest zjawiskiem powszechnym.
W pierwszych okresach magii rytualnej duchy przypuszczalnie uŜywały siły Ŝyciowej zwierząt
ofiarnych, a nawet zabijanych w tym celu ludzi. Ale WyŜsze Ja nigdy nie korzystałoby z energii
Ŝyciowej i materialnych substancji zabieranych ofiarom. Kahuni nazywali WyŜsze Ja „najbardziej
godnym zaufania, rodzicielskim duchem”, zatem jego wstręt do okrucieństwa nie moŜe chyba budzić
Ŝadnych wątpliwości.
Kończąc ten rozdział, kończę jednocześnie prezentację podstawowych elementów teorii Huny.
Dostarczyłem teŜ kilku dowodów, porównując teorię Huny z odkryciami nauk parapsychicznych i z
tezami psychologii, a takŜe -w mniejszym zakresie – z rozmaitymi wierzeniami religijnymi.

Rozdział XIII
śyciodajny sekret lomilomi oraz nakładanie rąk
Kiedy zapoznaliśmy się juŜ z podstawowymi elementami staroŜytnej Tajemnicy (Huny), moŜemy
przejść do praktycznego ich zastosowania.
W niniejszym rozdziale pragnę omówić proste metody uzdrawiania chorych stosowane przez
kahunów. Chcę teŜ wskazać, jakim sposobem my, ludzie współcześni, moglibyśmy czerpać korzyści z
tej staroŜytnej wiedzy i z dawnych doświadczeń.
Jak wspominają legendy mórz południowych, bardzo dawno temu na Hawajach i na terenie całej
Polinezji uzdrowiciele często uŜywali fizykoterapii jako środka pomocniczego do przywracania,
nazwijmy to, „zdrowia psychicznego”.
Owe zabiegi manualne nazywano lomilomi. Składały się one z masaŜy, kąpieli leczniczych i
działania dogłębnego kaŜdej takiej czynności towarzyszyło oddziaływanie na umysł pacjenta
wspomagające leczenie i łagodzące ból.
Gdybyśmy dzisiaj połączyli szwedzkie masaŜe, rozmaite kąpiele, chiropraktykę, kręgarstwo,
osteopatię i sugestię ze staroŜytną praktyką religijną „nakładania rąk”, otrzymalibyśmy w rezultacie
zakres działań objętych lomilomi, a stosowanych kiedyś w praktyce przez doświadczonego kahunę.

Przypadek 24
Lomilomi

Uwagi wstępne:
Doktor Brigham poświęcił mi kiedyś cały wieczór, omawiając szczegółowo zabieg lomilomi, który
dawno temu widział w dzielnicy Hilo.
Pacjent, męŜczyzna około czterdziestki, wrócił kiedyś z długiej pieszej wędrówki, której celem była
obserwacja wypływu lawy z szerokiego krateru wulkanu Kilauea. Przyszedł do domu ogromnie
wyczerpany. Czuł się chory, bolały go wszystkie stawy. Szczególnie zaś dokuczał mu ból
przypominający lumbago.
Leczyła go wówczas kobieta, kahunka. Nie przypisywała sobie wysokich umiejętności
uzdrowicielskich, ale w tamtejszej społeczności cieszyła się powaŜaniem jako dobra pielęgniarka.

Opis przypadku:
Kiedy doktor Brigham usłyszał o zabiegu i przybył na miejsce, leczenie juŜ rozpoczęto. MęŜczyznę
obmyto gąbką nasączoną ciepłym wywarem z ziół i liści z dodatkiem soli warzonkowej, którą
otrzymuje się przez odparowanie wody morskiej. Po takiej kąpieli pacjent został wytarty, po czym
połoŜono go w miejscu nagrzanym przez słońce, przyodzianego tylko w przepaskę na biodrach.
Obmywając ciało pacjenta ziołami, kobieta nuciła pewien rodzaj recytowanej pieśni mówiącej o tym,
Ŝe wszelkie dolegliwości są zmywane, a cały ból ustępuje. W urozmaiconych słowach kahunka
opisywała dobrodziejstwa płynące z dotyku jej uzdrawiających rąk i z dotyku okrągłych kamieni
wygrzebanych z ognia, umytych i uŜytych do masowania sztywnych mięśni i obolałych stawów.
Po masaŜu gorącymi kamieniami kobieta zastosowała ugniatanie mięśni samymi rękoma. Nie
opodal stale paliło się małe ognisko, tak by mogła co jakiś czas ogrzewać sobie nad nim dłonie i
potem silnie ugniatać nimi bolące miejsca.
Kiedy ból pacjenta zelŜał, jej ruchy stały się bardziej Ŝywe i energiczne, ściskała i wykręcała po
kolei wszystkie stawy począwszy od wykręcania stawów palców i nadgarstka, a kończąc na wyginaniu
wszystkich moŜliwych stawów szyi i pleców, szczególnie tych najbardziej bolących. Lumbago zdawało
się ogniskować w dolnej części pleców, w okolicy krzyŜa. Na początku kahunka masowała więc to
miejsce bardzo delikatnie. Stopniowo rozgrzewała je coraz bardziej, miesiła rękami, aŜ w końcu
mocno gniotła obu nadgarstkami i pięściami.
Ostatnia faza zabiegu polegała na tym, Ŝe kobieta połoŜyła swoje dłonie na dłoniach pacjenta i
kazała mu odpoczywać, tak by moce uzdrawiające mogły przejść z jej rąk do niego, przywracając mu
dobre samopoczucie i usuwając resztki bólu. Trwało to kilka minut. Na koniec otuliła męŜczyznę
kocem i zaleciła drzemkę. Osłonięto mu twarz przed promieniami słońca, a Ŝona usiadła obok i
odganiała muchy wachlarzem z zielonych liści.
Później, jeszcze tego samego dnia, doktor Brigham pytając męŜczyznę o rezultat zabiegu,
dowiedział się, Ŝe czuje się on świetnie i nic go juŜ nie boli z wyjątkiem skóry na plecach, w miejscu,
gdzie masaŜ kahunki był szczególnie silny.

Komentarz:
Opisane wyŜej leczenie na pierwszy rzut oka wygląda bardzo prosto i nieskomplikowanie. Kiedy
jednak przeanalizujemy je w kontekście nauki Huny, a kaŜdy jego etap ocenimy w kategoriach
ostatnich odkryć naukowych, okazuje się, iŜ stanowi ono najspójniejszy, najbardziej kompetentny,
sugestywny i znaczący zespół zabiegów leczniczych. Lekarze Zachodu .jak dotąd nie nauczyli się
właściwego wykonywania ani jednego z tych zabiegów osobno, nie mówiąc juŜ o ich łącznym
stosowaniu.
ETAP 1. Kąpiele termiczne znane są wszystkim rasom ludzkim. Hawajski napar ziołowy
przewaŜnie przygotowywano z liści rośliny ti. Przypisywano mu moc wypędzania wszystkich duchów
niŜszego rodzaju, które mogłyby pokusić się o kradzieŜ pacjentowi siły Ŝyciowej. (O tym zagadnieniu
pomówimy później). Wiadomo, Ŝe naturalne źródła mineralne dostarczające gorącej wody do kąpieli, a
takŜe gorącego mułu, dają ulgę w rozmaitych dolegliwościach. Rolę środka zastępczego odgrywają
kąpiele tureckie, czyli parowe. Wśród Indian Navaho i innych plemion indiańskich długotrwałe kąpiele
parowe traktowane są jako środek oczyszczający stosowany przed róŜnego rodzaju obrzędowymi
rytuałami.
Leczenie za pomocą wysokiej temperatury, czy to rozgrzanymi kamieniami czy teŜ w inny,
podobny sposób, uzdrowiciele stosowali od wieków. Współczesna medycyna aplikuje pacjentom
rozgrzewanie w rozmaitej formie: diatermia, masaŜe, naświetlanie lampami itp. Zabieg rozgrzewania
stawów ma na celu zmniejszenie napięcia mięśniowego i ułatwienie dalszej terapii.
ETAP 2. Gimnastyka stawów, energiczny masaŜ i nacieranie przyspieszające cyrkulację krwi -
wszystko to wchodzi w skład staroŜytnej praktyki lomilomi. ChociaŜ z pewnością tubylczy uzdrowiciele,
stosujący intensywny masaŜ po rozgrzaniu i rozluźnieniu mięśni pacjenta, nie zdawali sobie jasno
sprawy z tego, Ŝe niektóre kręgi kręgosłupa mogą się nieco obsuwać i uciskać nerwy, to dopasowując
je na właściwe miejsce za pomocą swoich zabiegów, wykonywali świetną robotę. Częstokroć
dokonują tego samego osteopaci i chiropraktycy. Natomiast tradycyjni lekarze odrzucają tę metodę z
dagmatyczną zawziętością. Nigdy nie czynili w tej sprawie Ŝadnych prób i z pogardą odnoszą się do
ich podejmowania. Uzdrowiciele naciskali więc, pchali i wykręcali staw, dopóki nie „zaskoczył”, o ile
oczywiście potrafili wykonać pracę prawidłowo. Większość stawów dzięki takim manipulacjom
wskakiwała na swoje miejsca, pod warunkiem Ŝe przemieszczanie nie trwało juŜ zbyt długo. Widzimy
zatem, iŜ lomilomi obejmowało następujące, kolejne czynności: rozgrzanie mięśni i stawów,
manipulacje stawami w celu ich wpasowania na miejsce, intensywny masaŜ i nacieranie dla
przyspieszenia cyrkulacji krwi i uspokojenia nerwów. Po tych zabiegach zalecano odpoczynek –
doskonałe lekarstwo samo w sobie.
ETAP 3. Następnych czynności my, ludzie współcześni, musimy się dopiero nauczyć. Ten etap
kuracji polega bowiem na stosowaniu siły Ŝyciowej. Tym, co najbardziej zbliŜa nowoczesną medycynę
do staroŜytnych praktyk uzdrowicielskich, jest stosowanie róŜnego rodzaju wstrząsów elektrycznych.
Istnieje nowa szkoła leczenia, wywodząca się z chiropraktyki, która uczy, Ŝe kaŜdy organ ciała
ludzkiego ma ładunek elektryczny o właściwym sobie napięciu. Specjalne urządzenie sprawdza
napięcie kaŜdego narządu ludzkiego, kiedy ładunek elektryczny jest niŜszy niŜ przeciętny lub jest
poniŜej dopuszczalnej normy. Wówczas uszkodzony organ ładuje się bezpośrednio z aparatu.
ChociaŜ trudno w pełni zaakceptować taką formę diagnozy i odpowiadającego jej zabiegu (a w wielu
wypadkach towarzyszy jej spora dawka ignorancji i oszustwa), to sama idea takiego leczenia bliska
jest teorii kahunów o energii Ŝyciowej i jej roli w egzystencji i świadomości człowieka.
W kręgach medycznych panuje zgoda co do tego, Ŝe elektrowitalna energia ciała musi
zachowywać odpowiednią moc, by zapewnić zdrowie. Omawiając podstawowe zagadnienie trzech
rodzajów napięć energii Ŝyciowej (mana, manamana i mana loa), wspomnieliśmy, iŜ bioelektryczne
fale mózgu i ciała mierzy się juŜ z powodzeniem, a takŜe coraz dokładniej bada się ich znaczenie dla
fizycznego i psychicznego zdrowia człowieka.
W praktyce leczniczej kahunów wiedza o sile Ŝyciowej szła zawsze w parze ze znajomością
łagodnych form sugestii hipnotycznej. Ludzie Zachodu odkrywając zjawisko mesmeryzmu, są na
dobrej drodze do zrozumienia staroŜytnej praktyki Huny, polegającej na przekazywaniu pacjentowi
energii Ŝyciowej przez dotyk rąk z jednoczesnym podaniem mu sugestii leczniczej. Mesmer, który
przeszło sto lat temu demonstrował siłę sugestii, sądził, Ŝe uzdrawia ludzi, przelewając na nich część
własnego „magnetyzmu zwierzęcego”. Leczył więc chorych dotykiem, uprzednio wypełniwszy siebie
samego nadmiarem siły Ŝyciowej pochodzącej, jak wierzył, z magnesów trzymanych przez niego w
dłoniach.
W rzeczywistości Mesmer i jego zwolennicy uŜywali przepływu energii Ŝyciowej jako czynnika
uzdrawiającego, jednocześnie łącząc go (nieświadomie) z duŜą dawką silnej sugestii. Jest to bardzo
waŜna informacja dla wszystkich studiujących zjawisko uzdrowień, zarówno w celach praktycznych,
jak i dla wzbogacenia wiedzy w tej dziedzinie. Doktor Braid, który działał wiele lat później niŜ Mesmer,
stwierdził, iŜ moŜna podawać sugestię na odległość i osiągać efekty bez fizycznego kontaktu między
pacjentem a operatorem. Ogłosił swoje odkrycia i ofiarował światu wiedzę o zjawisku hipnozy,
przyczynił się jednak do tego, iŜ całkiem zapomniano o moŜliwości przepływu energii Ŝyciowej z jednej
osoby na drugą z korzyścią dla jej zdrowia. Naszym lekarzom, którzy uŜywają sugestii w leczeniu jako
środka pomocniczego przy psychoanalizie i przy wyzwalaniu pacjentów z obsesji, ciągle brakuje
czynnika bodajŜe najwaŜniejszego w ich sztuce medycznej.
Niektórzy ludzie mają wrodzony dar przelewania na ludzi słabych i chorych – przez kładzenie na
nich rąk – własnej energii Ŝyciowej, co w rezultacie wzmacnia kondycję pacjenta. Jest to najprostszy
zabieg z udziałem siły Ŝyciowej. Szybsze i lepsze rezultaty osiągane są przez nieco bardziej
zaawansowanych uzdrowicieli, skupionych w zrzeszeniach religijnych. Taki lekarz „nakłada ręce” na
pacjenta i modli się do Boga o uzdrowienie. O ile nawiąŜe on kontakt z WyŜszym Ja i skłoni je do
działania, następuje cudowne uzdrowienie. W innym razie moŜna jedynie oczekiwać, Ŝe zadziała
samo pragnienie, by uzdrowić pacjenta. Owo pragnienie odegra rolę sugestii hipnotycznej,
powodującej przepływ siły Ŝyciowej z uzdrowiciela do pacjenta. Działanie jest więc tutaj podwójne.
Siła Ŝyciowa – elektryczność cielesna, czyli niŜsza mana (a więc napięcie specyficzne dla niŜszego
Ja i fizycznego ciała człowieka, nie zaś dla średniego Ja ani woli czy umysłu) – ma zadziwiające
właściwości, nie znane jak dotąd współczesnym badaczom. OtóŜ siła ta REAGUJE NA ROZKAZY I
ZALECENIA ŚWIADOMOŚCI ISTOT MYŚLĄCYCH, tak jakby sama była świadomością.
Ta informacja, pisana wielkimi literami, znajdzie się w przyszłości we wszystkich podręcznikach z
tej dziedziny nauki.
Kahuni przekazali nam w formie nieuchwytnej, mglistej i zawikłanej wiedzę o tym, Ŝe wszechświat
został stworzony AKTEM ŚWIADOMOŚCI KIEROWANYM SIŁĄ STWÓRCZĄ. (Mam nadzieję, Ŝe
dobrze interpretujemy ich stanowisko, ale być moŜe niektóre szczegóły wymagają osobnego
wyjaśnienia. Ich zrozumienie zaleŜy jednak od postępu nauk fizycznych).
Nauka powiada, Ŝe cała materia składa się z pewnego rodzaju energii elektrycznej wprawianej w
ruch ku działaniu w określonych związkach z innymi elementami siły napędowej świata.
Prawdopodobnie ze względu na rozmaite proporcje między siłami przyciągania i odpychania mamy do
czynienia z kilkoma rodzajami materii.
Huna uczy natomiast, Ŝe czynnikiem wprawiającym w ruch ową siłę elektryczną jest
ŚWIADOMOŚĆ. WyŜsze Ja moŜe uŜywać swej świadomości do zwiększenia napięcia ludzkiej siły
Ŝyciowej, co powoduje zmiany temperatury i innych właścicieli materii – tak jak dzieje się to w
przypadku chodzenia po ogniu i przy natychmiastowych uzdrowieniach. Nad WyŜszym Ja
prawdopodobnie istnieją jeszcze wyŜsze poziomy świadomości, zupełnie niedostępne ludzkiej
zdolności pojmowania, lecz kreujące wydarzenia na skalę światową. (Módlmy się więc – jeśli zachodzi
taka potrzeba – do WyŜszego Ja z prośbą o przekazanie naszych modlitw kolejno wszystkim wyŜszym
instancjom. Porównajmy praktykę chrześcijańską modlitwy do Boga-Ojca za pośrednictwem Jezusa.
Jego Syna).
Wynika stąd, Ŝe chociaŜ niŜsze Ja człowieka nie moŜe uŜywać swej niŜszej formy świadomości do
skłaniania siły Ŝyciowej, by zmieniła właściwości materii, tak jak czyni to WyŜsze Ja, mimo to jego
panowanie nad siłą Ŝyciową ciała jest jednak znaczne.
Baron Ferson demonstrował, jak dzięki :pewnej wprawie moŜna samego siebie napełnić nadwyŜką
energii. W świetle wiedzy kahunów wnioskujemy, iŜ była to siła Ŝyciowa. Kiedy taki ładunek jest juŜ
zgromadzony, naleŜy uŜyć siły woli, by odpowiednio nim pokierować. Wówczas przepłynie z rąk
operatora do ciała pacjenta.
Kahuni zwracają uwagę na rzecz bardzo istotną. OtóŜ gdy siła Ŝyciowa przechodzi z jednej osoby
na drugą, moŜe nieść ze sobą rozmaite substancje, na przykład ukształtowane myśli lub myśli
wcielone w ich wiotkie widmowe ciała.
Ten sekret kahunów rzuca nowe światło na zjawisko sugestii – zarówno na autosugestię, jak i na
hipnozę. Sztuka sugestii polega na przekazywaniu komuś cząstki swej niŜszej many, czyli siły
Ŝyciowej, a wraz z nią ukształtowanej treści sugestii – czy będzie chodziło o sugestię leczniczą, czy
teŜ o opis czynności, którą odbiorca sugestii ma wykonać.
Przy podawaniu sugestii leczniczej kontakt z odbiorcą uzyskuje się przez połoŜenie na nim rąk.
Wystarczy, Ŝe pacjent zostanie chociaŜ raz dotknięty, a nić ciała widmowego na stałe połączy go z
uzdrawiaczem. Gdy lekarz daje swemu niŜszemu Ja rozkaz kierowany wolą, by podąŜyło wzdłuŜ nici
widmowej, nawet na duŜą odległość, i dotknęło chorego, wtedy łączność zostaje nawiązana, a siła
Ŝyciowa wraz z ukształtowaną treścią sugestii przepływa jak po drucie telegraficznym. Jest to
„leczenie na odległość”, czyli zabieg drogą telepatii. Stosowanie takiej formy leczenia wymaga długiej
praktyki i doświadczenia.
Kahuni ofiarowują nam jeszcze jedną BARDZO WAśNĄ tajemnicę. Na Zachodzie lekarze starają
się, by podawana sugestia hipnotyczna była jak najsilniejsza i jak najbardziej intensywna. Kahuni
natomiast stosowali tylko łagodną, delikatną sugestię, jeŜeli tym słowem moŜna w ogóle określić ich
działanie. Jednocześnie zdawali sobie sprawę, Ŝe uŜycie bodźca fizycznego towarzyszącego sugestii,
moŜe dawać wprost cudowne efekty. Bodziec fizyczny jest czymś materińalnym, czyli jakby
czynnością – rzeczą realną i dotykalną, która wywiera wraŜenie na niŜszym Ja pacjenta. Weźmy
klasyczny przykład lekarza, który daje pacjentowi pigułkę z ciasta, mówiąc, iŜ uleczy ona jego
dolegliwości. Tabletka jest tym fizycznym czymś, co wywołuje u chorego wiarę, iŜ oto otrzymał
lekarstwo. Taka lecznicza sugestia ze strony lekarza nie ma w sobie Ŝadnej mocy hipnotycznej, lecz
gdy wzmocniona jest bodźcem fizycznym – pigułką z ciasta – wywołuje magiczny efekt.
„Leczenie na odległość”, polegające na telepatycznym przekazywaniu siły Ŝyciowej z
ukształtowaną treścią sugestii leczniczej, ma o wiele mniejszą siłę oddziaływania niŜ bezpośredni
kontakt, a wynika to stąd, iŜ leczeniu na odległość nie towarzyszy Ŝaden bodziec fizyczny. Uzdrawiacz
kładący ręce na pacjencie i podający sugestię leczniczą, uŜywa bodźca fizycznego przy kaŜdym
swoim dotyku. JuŜ sama jego obecność jest bodźcem, który wzmacnia skuteczność sugestii. A jeŜeli
stosuje jednocześnie coś, co w umyśle pacjenta kojarzy się z wyzdrowieniem, na przykład rzekome
lekarstwo rezultaty są daleko lepsze.
NiŜsze Ja jest, jak wiadomo, nielogiczne. Jego działanie opiera się na informacjach otrzymywanych
w dwojaki sposób. Po pierwsze, jest to wiedza o rzeczach dostarczana za pośrednictwem pięciu
zmysłów. JeŜeli niŜsze Ja widzi jakiś kwiat, dotyka go, wącha, sprawdza smak pyłku kwiatowego i
słyszy pszczoły buszujące wśród płatków, to otrzymuje silne wraŜenie o kwiecie – tak silne, iŜ nie
sposób byłoby je przekonać, iŜ to, co widziało, nie było kwiatem. Po drugie, niŜsze Ja otrzymuje dane
od średniego Ja. Średnie Ja moŜe jeszcze dodać informację, w przypadku kwiatu, iŜ roślina jest
własnością sąsiada i nie wolno jej zerwać.
NiŜsze Ja polega na swoich zmysłach bardziej niŜ na czymkolwiek innym. Zazwyczaj nieco
niechętnie odnosi się do informacji oferowanych przez średnie Ja z tej prostej przyczyny, iŜ nauczyło
się juŜ, Ŝe nie zawsze są one prawdziwe. Na przykład, średnie Ja dziecka moŜe stwierdzić, Ŝe byłoby
świetną zabawą stoczyć się z góry w beczce, nawet jeśli niŜsze Ja jest przeraŜone tym pomysłem.
Doświadczenie moŜe okazać się bardzo bolesne, a wniosek, który niŜsze Ja wyciągnie na drodze
dedukcji (zbliŜonej do zwierzęcej zdolności rozumowania), będzie stwierdzał, Ŝe na średnim Ja nie
wolno zbytnio polegać.
Wiele chorób ma źródło w kompleksach kryjących się w niŜszym Ja. Owe utrwalone przekonania
nie mają przewaŜnie logicznych podstaw, kultywowane są jednak z uporem przez długie nawet lata.
Sądzi się, iŜ trzy czwarte naszych chorób wynika z takich właśnie psychicznych przyczyn. ChociaŜ jest
to moŜe nieco przesadzona ocena, nie wolno ignorować znaczenia psychicznego podłoŜa chorób,
wypadków i innych kłopotów. Jeśli dodamy do tego przekonanie, zaczerpnięte od kahunów, Ŝe
przyszłość kaŜdego z nas buduje WyŜsze Ja na fundamencie naszych nadziei, obaw, planów i myśli
Ŝycia codziennego, to moŜemy wyobrazić sobie, Ŝe wszystkie okoliczności, układy i cała nasza
egzystencja ma źródło w naszej psychice. (Do tych „źródeł” kahuni dodają moŜliwość ataków
poltergeistów lub zwykłych błądzących duchów, składających się z niŜszych i średnich Ja i
zamieszkałych w swych połączonych ze sobą widmowych ciałach. Takie ataki są o wiele częstsze, niŜ
sądzimy). Powinniśmy zawsze pamiętać, Ŝe istnieje moŜliwość przejęcia jakiejś obcej sugestii, co
moŜe wywołać chorobę lub inne nieszczęście, nawet wtedy, gdy osoba czy okoliczności wywołujące
sugestię nie zamierzały nikogo skrzywdzić.
Przykłady okoliczności, które dają nam sugestię choroby, moŜna znaleźć, czytając raporty z odkryć
psychoanalizy. Typowe przypadki prawie zawsze dotyczą osób, które w pewnym okresie Ŝycia miały
niski poziom siły Ŝyciowej z powodu choroby lub osłabienia i przeŜyły wtedy jakieś wstrząsające
zdarzenie. Średnie Ja było wówczas zbyt słabe i niezdolne do logicznego wytłumaczenia niŜszemu Ja
znaczenia bodźca fizycznego spowodowanego przez owo wydarzenie. Przyczyną wstrząsu mógł być
na przykład widok okaleczonego, rannego czy cięŜko chorego człowieka lub teŜ widok wypadku.
Wstrząs taki moŜe równieŜ pochodzić z nagłych, nieprzyjemnych myśli nawiedzających chorą osobę i
bez logicznych podstaw zagnieŜdŜających się w jej niŜszym Ja. Kiedyś pewna kobieta, zmęczona po
tańcu, zobaczyła człowieka z częściowo zeszpeconą twarzą. Jej niŜsze Ja przypisało samemu sobie
ową zniekształconą twarz, przejęło ją wbrew wszelkiej logice i z fatalnym skutkiem. Kobieta powzięła
przekonanie, Ŝe jej własna twarz jest oszpecona, i nie było sposobu, Ŝeby jej to wyperswadować.
Chodziła więc od jednego lekarza do drugiego, zanim pewien psychoanalityk nie sięgnął do źródła
problemu i nie wydobył dawnego zdarzenia na światło dzienne. Wówczas dopiero nastąpiła
racjonalizacja przeŜycia i jego „wydrenowanie” z umysłu. Innym razem bardzo zmęczony i chory
młodzieniec poślizgnął się na Ŝelaznym stopniu, wskutek czego później kaŜdy Ŝelazny stopień
wprawiał go w bezrozumne przeraŜenie. Psychoanalitycy wydobyli ów kompleks i wyleczyli młodego
człowieka.
NiŜsze Ja przywykło do tego, Ŝe średnie Ja przez cały dzień WYOBRAśA SOBIE róŜne rzeczy.
Większość naszych myśli, rodzących się w czasie wolnym od pracy i nauki, dotyczy spraw nierealnych
i nieistniejących. Z tego względu, kiedy niŜsze Ja dowiaduje się drogą sugestii, iŜ jest właśnie leczone
z jakiejś choroby, traktuje takie stwierdzenie za kolejny wytwór wyobraźni. Trwa w pełnym
przekonaniu, Ŝe jest chore i nic juŜ na to nie moŜna poradzić. Dlatego teŜ odrzuca przyjęcie
ukształtowanych treści myślowych i nie chce reagować na wdraŜane mu sugestie lecznicze,
wypowiadane ustami lekarza. Z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia kiedy modlimy się z pełną
wiarą i wmawiamy sobie, Ŝe właśnie „otrzymaliśmy” to, o co prosiliśmy. Tak samo jest wtedy, gdy
usiłujemy „chwytać się myśli”, Ŝe mamy nowy dom lub uleczone ciało. NiŜsze Ja nie współpracuje z
nami. Zachowuje się jak niegrzeczny chłopak, kręcąc nosem i drwiąc z naszych wysiłków. NIE
OBCHODZĄ GO SPRAWY, KTÓRYCH NIE MOśE W śADEN SPOSÓB SPRAWDZIĆ ZMYSŁAMI.
JeŜeli lekarz podaje sugestię leczniczą, a jednocześnie aplikuje jakieś lekarstwo, sugerując, iŜ ma
ono właściwości lecznicze, i jeśli w tym momencie pacjent jest rozluźniony i nie wmawia swemu
niŜszemu Ja, iŜ lekarstwo nie jest dobre, to sugestia ZE WZGLĘDU NA ÓW BODZIEC FIZYCZNY w
postaci namacalnego, realnego lekarstwa zostanie zaakceptowana i wykonana. Innymi słowy, niŜsze
Ja nie wyleczywszy choroby, co powinno było jak zwykle uczynić, skłaniane jest do tego, by wzięło się
wreszcie do roboty i doprowadziło do zdrowia dzięki sugestii lekarza i zaaplikowanemu lekarstwu.
JeŜeli ktoś modli się o dom, wkłada w to całą swą wiarę, wmawia sobie, Ŝe juŜ ten dom otrzymał, i
dziękuje za podarunek, to osiągnie rezultaty tylko wtedy, gdy uŜyje bodźca fizycznego, aby przekonać
swe niŜsze Ja, Ŝe dom rzeczywiście został mu juŜ przyznany i sprawa jest w trakcie realizacji. Znałem
kiedyś kobietę, która modliła się o domy i przewaŜnie je otrzymywała. W jakiś sposób odgadła ona
tajemnicę o konieczności zastosowania bodźca fizycznego. Powiedziała mi, Ŝe najpierw się modli, a
potem bierze do ręki deskę i gwóźdź. Kładzie je przed sobą i oświadcza, iŜ są początkiem domu, który
został jej ofiarowany w odpowiedzi na modlitwę. W jej przypadku to zawsze działało, powoli, ale
skutecznie. Gromadziła więc domy, aŜ w końcu zaczęła utrzymywać się z ich wynajmu.
Najlepsze efekty daje połączenie sugestii z jednoczesnym przekazywaniem siły Ŝyciowej z rąk
uzdrawiacza oraz z towarzyszącym temu masaŜem bądź gimnastyką, słuŜącą za bodziec fizyczny.
Lomilomi w najlepszym swym wydaniu obejmuje wszystkie te trzy waŜne elementy. Jako środek
pomocniczy moŜna zastosować teŜ leki lub kąpiele ziołowe. Na Hawajach byli kahuni specjalizujący
się w stosowaniu ziołolecznictwa.
Takie właśnie są tajniki dawania Ŝycia. Siła Ŝyciowa jest samym Ŝyciem. Bez niej świadomość w
rodzaju niŜszego i średniego Ja nie potrafi funkcjonować. Bez niej ciało fizyczne umiera.
Odbudujcie więc siłę Ŝyciową i wprowadźcie do umysłu niŜszego Ja sugestię, mówiącą, Ŝe siła ta
ma być uŜyta do uleczenia ciała. Zastosujcie bodziec fizyczny, by sugestia została zaakceptowana.
Dokonajcie tego przez nałoŜenie rąk lub na odległość, łącząc się z obiektem przez nić widmowej
substancji. To właśnie magia. Ale jest to magia skromna, na niewysokim poziomie umiejętności,
podczas gdy modlitwa do WyŜszego Ja i natychmiastowe uzdrowienie jest Magią NajwyŜszą.
Znałem człowieka chorego na marskość wątroby, którego nie opuszczał ból. Lekarz, który zgłębił
tajemnicę nakładania rąk i często praktykował tę formę leczenia połączoną z sugestią, zajął się
chorym. Powiedział pacjentowi, Ŝe nie moŜe zmienić stanu jego wątroby, ale potrafi usunąć ból przez
sugestię i masaŜ kręgosłupa. Wykonał łagodny masaŜ kręgów i „połoŜył ręce” na chorym. Podał
sugestię, Ŝe chce przesłać pacjentowi moc uzdrawiającą i łagodzącą ból. Po drugim zabiegu ból
ustąpił i chory opuścił łóŜko. Po tygodniowej kuracji człowiek ten Ŝył przez trzy miesiące, nie czując
Ŝadnych dolegliwości. Umarł nagle, lekką śmiercią.
Ten sam doktor leczył pielęgniarkę, pięćdziesięcioletnią kobietę odesłaną ze szpitala do domu, by
spędziła tam resztę swych dni pod opieką córki. Lekarze nie mogli nic juŜ dla niej zrobić i dawali jej
kilka miesięcy Ŝycia. Nikt nie wiedział, na czym polega jej choroba. Stopniowo traciła siły witalne, aŜ w
końcu przestała chodzić. Mogła wypowiadać tylko po kilka słów i często wpadała w histerię, a czasem
dostawała konwulsji. Ów mądry doktor podjął się ją wyleczyć. Stosował łagodne masaŜe kręgosłupa,
dając równocześnie sugestie powrotu do zdrowia i siły. Po sześciu tygodniach zabiegów kobieta była
w lepszej kondycji zdrowotnej niŜ przez wiele minionych lat. Spacerowała swobodnie, z wysoko
uniesioną głową. Jej krok był spręŜysty, a oczy jaśniały blaskiem. ChociaŜ doktor nic nie wiedział o
kahunach, nieświadomie opanował ich dwa proste sposoby leczenia. śaden z nich z osobna nie był
ani magiczny, ani nie odznaczał się nadzwyczajną skutecznością, połączone natomiast, stanowiły
kwintesencję Ŝyciodajnego lomilomi.
Wykorzystywanie sugestii hipnotycznej w leczeniu obraŜeń fizycznych i zespołów chorobowych jest
jeszcze zawodne i nie cieszy się dobrą opinią. Lekarze nie uczą się jej stosowania, poza zupełnie
wyjątkowymi przypadkami. Ku sugestii zwracają się tylko psychoanalitycy i psychiatrzy. Uzyskują
jednak mierne wyniki, nie znają bowiem magicznego sekretu stosowania bodźców fizycznych, ani
sztuki przykazywania strumienia siły Ŝyciowej, by uzupełnić jej niedobór w ciele pacjenta.
Siła Ŝyciowa jest jak wdowi grosz – jeśli się ją daje, wzrasta zwielokrotniona. Znam człowieka, który
leczył przez nakładanie rąk, pragnąc, by jego moc uzdrowicielska spływała na pacjentów i przywracała
im zdrowie. Przyzywał na pomoc duchy swoich zmarłych krewnych. Dokonał wielu uzdrowień.
Spytałem go, czy nie odczuwa wyczerpania i zmęczenia ciągłym wydatkowaniem siły uzdrawiającej.
Odpowiedział, Ŝe przeciwnie. Gdyby nie wyzwalał jej przy leczeniu, na pewno by zmizerniał i musiałby
zacząć uprawiać intensywną gimnastykę.
Siła Ŝyciowa powstaje ze spoŜywanego przez nas pokarmu. Prawie kaŜdy człowiek potrafiłby
przejść dziennie dwa razy więcej kilometrów, niŜ się tego spodziewa. Dzienna dawka poŜywienia
dostarcza kaŜdemu z nas siły Ŝyciowej pozwalającej na o wiele bardziej intensywną aktywność
fizyczną i umysłową. Fizjolodzy twierdzą, Ŝe pokarm zamienia się we krwi w glukozę, która z kolei
ulega spaleniu, gdy zaczynamy działać i potrzebujemy sił Ŝyciowych. JeŜeli nie spalamy całej dziennej
dawki glukozy dostarczanej w pokarmie, jako niepotrzebna zostaje ona wydalona przez wątrobę.
Wysiłkiem woli moŜna zmusić niŜsze Ja do wytworzenia nadwyŜki energii. Prawie kaŜdy moŜe się
tego nauczyć w ciągu dwunastu 20-minutowych lekcji.
Kiedy mamy w ciele większy zasób Ŝyciowej siły niŜ jakaś inna osoba i kładziemy na tej osobie
ręce, aktem woli przekazując jej naszą siłę Ŝyciową, w tym momencie rozpoczyna się przepływ.
W odpowiedzi na rozkaz woli średniego Ja przepływająca siła Ŝyciowa nabiera prawie ludzkich,
rozumnych cech. Wnika do chorego narządu pacjenta i wzmacnia go. Przynosi ze sobą ukształtowaną
sugestię, jeśli jest ona podawana w milczeniu. Jeszcze lepiej działa wówczas, gdy operator wypowie
sugestię głośno i da do zrozumienia niŜszemu Ja pacjenta, co „wola” Ŝyczy sobie, by zostało
wykonane w sprawie przywrócenia pacjentowi zdrowia. JeŜeli wypowiadaną sugestię wspiera bodziec
fizyczny, skutek okaŜe się najbardziej pomyślny. Obojętnie, czy owym bodźcem będzie masaŜ,
zabiegi manualne, rozgrzewanie, kąpiele w naparach ziołowych czy teŜ róŜnego rodzaju
medykamenty.

Teraz, kiedy wiemy juŜ od kahunów, Ŝe sugestia polega po prostu na przekazywaniu siły Ŝyciowej
wraz z towarzyszącymi jej ukształtowanymi myślami od jednej osoby do drugiej, widzimy, jak
dziecinne były nasze obawy przed hipnozą.
Strach przed hipnozą i innymi formami sugestii jest swego rodzaju fobią trwającą juŜ stulecia od
czasu odkryć Mesmera. Nie potrafiliśmy zrozumieć natury tych zjawisk i dlatego budziły w nas lęk.
Stosowanie sugestii przy uzdrowieniach biblijnych nie zostało w pełni opisane, a biblijni prorocy nie
byli jej rzecznikami. Kościół walczył zatem z tymi nieznanymi metodami leczenia, jak zresztą w ogóle
ze wszystkimi parapsychicznymi praktykami. (Przez całe wieki był przeciwny postępowi w medycynie i
innych naukach. Religie przewaŜnie krystalizują się bardzo szybko i stawiają zdecydowany opór
wszelkim nowościom, poniewaŜ groŜą one koniecznością zmian w ich wierzeniach i obrzędach).
Podczas prac doświadczalnych wiele razy byłem wprowadzany w stan hipnozy, jak równieŜ
wielokrotnie hipnotyzowałem innych. Nigdy w najmniejszym stopniu nie ucierpiałem z tego powodu.
Przez trzydzieści lat byłem świadkiem stosowania hipnozy i sugestii w leczeniu. Wielokrotnie
rozmawiałem z operatorami i ich pacjentami i ani razu nie znalazłem najlŜejszego. śladu szkodliwych
skutków tych metod.
KaŜdy z nas stale posługuje się autosugestią. Jeśli „chcę” wstać z krzesła i przejść do sąsiedniego
pokoju, to w tym momencie podaję swemu niŜszemu Ja ukształtowaną myśl o planowanej czynności.
NiŜsze Ja przywykło juŜ reagować na tego rodzaju myśli przekazywane mu przez średnie Ja, jego
reakcje zatem są automatyczne. Skłania więc ciało, aby się podniosło i przeszła do drugiego pokoju.
Autosugestia jest mniej skuteczna, niŜ być powinna, jeśli stosowana jest przez odwaŜnych
śmiałków, którzy docenili jej wartość. Problem polega na tym, Ŝe brakuje jej bodźca fizycznego, który
towarzyszyłby jej podawaniu. W przypadkach chorób fizycznych autosugestia daje najlepsze rezultaty
wówczas, gdy pacjent równocześnie przyjmuje jakieś lekarstwa, pod warunkiem Ŝe nie będą to leki
podawane juŜ wcześniej i uznane przez niŜsze Ja za nieskuteczne.
Zalecanym bodźcem fizycznym jest głośne wypowiadanie afirmacji. Głośno wyraŜa się wtedy
przekonanie, Ŝe jest się zdrowym, bogatym i mądrym. Samo brzmienie głosu odgrywa rolę fizycznego
stymulatora. JeŜeli afirmacje wypowiadane są dostatecznie często i poparte są wolą (pochodzącą od
średniego Ja), by łatwiej zostały przyjęte, bodziec fizyczny daje zamierzony efekt.
Od czasu wynalezienia rozmaitych urządzeń rejestrujących głos, sugestię – nagraną na taśmę lub
płytę – moŜna podawać podczas snu. Nastawiamy odtwarzacz na określony czas w nocy i kładziemy
się do łóŜka z mocnym postanowieniem zaakceptowania i wykonania tej sugestii. PoniewaŜ w czasie
snu człowiek jest w pełni rozluźniony, a logiczny, świadomy umysł śpi i nie przeciwstawia się sugestii
dochodzącej do podświadomości, sugestia ta dociera do celu. W nadchodzących latach moŜemy być
świadkami niezwykłego postępu w dziedzinie odnowy zdrowia i osobowości,, budzenia uśpionych
talentów, umiejętności, a moŜe i geniuszu.
Ostatnio naukowcy starają się ustalić, w jakim stopniu tłumimy i ukrywamy nasze zdolności,
przyjmując bezkrytycznie autosugestię lub bezmyślne sugestie naszych znajomych w rodzaju: „nie
potrafisz tego zrobić”, „nie dasz rady” itp. Ilu z nas tak naprawdę zdaje sobie sprawę, czy umie
malować, pisać, wygłaszać prelekcje, czynić wynalazki, być organizatorem czy specjalistą od
reklamy? Niektórzy samozwańczy instruktorzy prowadzą nieźle płatne kursy. na których mówią nam,
iŜ zewsząd spotykają nas sugestie typu: „nie umiesz tego lub tamtego”. Uczą, jak mamy się
odhipnotyzować i w pełni się rozwinąć. Słuchacze takich kursów nie osiągają zbyt wielkich sukcesów,
ale podstawowa idea wykładów sięga istoty problemu. Kiedy odnajdziemy lepszą metodę wyzwolenia
się z utrwalonych przekonań o naszych rozmaitych „niemoŜnościach”, rezultaty będą o wiele lepsze.
Na razie jednak musimy zdać sobie sprawę z tego, iŜ skoro nie mamy skrystalizowanych poglądów
i stale przyjmujemy nowe prawdy, powinniśmy podjąć prace badawcze, aby przekonać się, czy
metody terapii tak skuteczne dla kahunów będą równie efektywne dla nas.
UwaŜam, Ŝe większość nowo promowanych lekarzy, bez względu na to, jakie szkoły medyczne
ukończyli, mogłaby się nauczyć stosowania magicznie działających metod lomilomi w ciągu,
powiedzmy, dwumiesięcznego kursu. Szybko opanowaliby umiejętność gromadzenia w sobie i
przekazywania innym siły Ŝyciowej, a posiadając takie zdolności, całkowicie odrzuciliby metodę
wprowadzania pacjentów w stan głębokiej hipnozy.
Prawie kaŜdy z nas, męŜczyzna czy kobieta, moŜe nauczyć się stosowania łagodnej sugestii. Po
dwóch miesiącach codziennych jednogodzinnych ćwiczeń przeciętni lekarze staliby się
wyspecjalizowanymi operatorami. Resztę zajęć moŜna by z korzyścią dla uczestników kursu
przeznaczyć na naukę nowej psychologii, którą stopniowo przejmujemy od kahunów. Po ukończeniu
takiego szkolenia kilku najzdolniejszych lekarzy mogłoby nauczyć się stosowania metod kahunów
słuŜących natychmiastowemu uzdrawianiu chorych.

Rozdział XIV
Nowoczesne i oryginalne poglądy kahunów na istotę kompleksów i moŜliwość ich usuwania
Lekarze i psychologowie nie dostrzegają wstrząsającego zgoła faktu, Ŝe nie tylko podświadomość,
czyli niŜsze Ja, dotknięta jest kompleksami i cierpi z ich powodu.
Freud, Jung, Adler – wszyscy oni skupiali uwagę na podświadomości, nie zdając sobie sprawy, Ŝe i
świadomość przeŜywa podobne i równie niebezpieczne stany.
PRAWIE KAśDY CZŁOWIEK MIEWA ŚWIADOME WIERZENIA I OPINIE, KTÓRE TAK SAMO SĄ
KOMPLEKSAMI JAK PRZEKONANIA NIśSZEGO JA – to zaiste zdumiewająca prawda. Weźmy
choćby najprostszy przykład znany nam wszystkim. Oto jakiś człowiek reprezentuje określone poglądy
polityczne. Odwoływanie się do jego zdrowego rozsądku i namawianie, aby logicznie zrewidował
swoją fanatyczną wiarę w racje danego stronnictwa politycznego, spełza na niczym. Nie słucha on
Ŝadnych argumentów sprzecznych z jego przekonaniami. KaŜdy wysiłek zmierzający do wykazania
mu błędów w jego rozumowaniu spotyka się z gniewem i głośnym oburzeniem.
Istnieją miliony przykładów takich ludzi, którzy zaakceptowali pewne dogmaty jako swoistą religię i
szczelnie zamknęli umysły na kaŜdą moŜliwość zmiany swych poglądów. Nowe fakty, nowe odkrycia i
okoliczności nie wywierają na nich najmniejszego wraŜenia. Rozwinęli w sobie kompleksowy zespół
wierzeń i opinii, które PODZIELA ZARÓWNO ICH NIśSZE, JAK I ŚREDNIE JA.
Oto więc następna tajemnica kahunów: jeśli chcesz się dowiedzieć, czy ktoś cierpi na kompleksy
będące udziałem jego niŜszego Ja, zwróć uwagę, czy reaguje on w sposób EMOCJONALNY na
jakąkolwiek sugestię o błędności jego przekonań.
JeŜeli powiesz republikaninowi: „UwaŜam, Ŝe republikanie popełnili błąd w ustawie z zeszłego
tygodnia” i zareaguje on emocjonalnie, zamiast spokojnie rozwaŜyć argumenty, które skłoniły cię do
takiej opinii, oznacza to, iŜ za politycznymi przekonaniami twojego rozmówcy kryje się jakiś kompleks.
Skrytykuj czyjąś religię i obserwuj, w ten sam sposób, rodzaj reakcji. Za reakcje emocjonalne
odpowiada tylko niŜsze Ja. Średnie Ja reaguje zawsze w sposób logiczny i rozsądny, chyba Ŝe wraz z
niŜszym Ja wplątane jest w podtrzymywanie kompleksów. Wówczas angaŜuje się w wybuch emocji i
przestaje funkcjonować rozumnie.
Na szczęście kompleksy polityczne rzadko rzutują na ludzkie zdrowie. Natomiast raz przyswojone
przekonania religijne częstokroć są przyczyną chronicznych dolegliwości i nieszczęść.
Kahuni wiedzieli to, co w bolesny sposób uszło uwadze psychoanalityków. Kiedy człowiek
„zgrzeszył”, a niŜsze i średnie Ja zgodnie przyznają, Ŝe tak rzeczywiście było, niŜsze Ja moŜe
utwierdzić się w opinii, iŜ za grzech musi być wymierzona kara. JeŜeli będzie to przypadek chorobliwy,
niŜsze Ja będzie usiłowało ukarać winnego jakąś dolegliwością lub nieszczęściem.
To zagadnienie moŜna by zilustrować historią opowiedzianą przez psychoanalityka o młodym
człowieku, który dorastając w do-mu ciotki, otrzymał od niej bardzo surowe religijne wychowanie. Po
ukończeniu studiów młodzieniec pragnął poświęcić się duszpasterstwu, ale w końcu zrezygnował z
tego pomysłu i podjął pracę w fabryce mebli. JednakŜe od zapachu klejów, farb i oparów lakierów
robiło mu się niedobrze. Przeniesiono go do działu obróbki drewna, lecz od pyłu i trocin nabawił się
astmy. Poszedł więc do innej pracy, później do następnej. Za kaŜdym razem cierpiał na dolegliwości
od czegoś związanego z wykonywanym zajęciem. W końcu wylądował w gabinecie jakiegoś lekarza,
który uznał występujące u niego objawy za oznaki głęboko zakorzenionego kompleksu. Pierwotny
kompleks zrodził się u niego w momencie rezygnacji z planów poświęcenia Ŝycia słuŜbie boŜej w
klasztorze. NiŜsze Ja podzieliło się ze średnim Ja głębokim poczuciem winy za odmowę ofiarowania
Ŝycia Bogu. Jako Ŝe myśl o tym była dla młodego człowieka zbyt bolesna, starał się ją odpędzić. Lecz
niestety, wspomnienie dawnych pragnień pozostało w pamięci niŜszego Ja jako część kompleksu
winy. PoniewaŜ człowiek ten wyniósł z domu przekonanie, Ŝe wszystkie grzechy i winy zasługują na
karę BoŜą, jego niŜsze Ja ciągle spodziewało się i obawiało owej kary. JednakŜe gdy średnie Ja
odsunęło myśl o grzechu odmowy wstąpienia do klasztoru, niŜsze Ja dokonało czegoś, co nazywamy
„translacją” lub zamianą zewnętrznego objawu kompleksu. Głęboko ukryło swe usilne dąŜenie, by
zrobić z młodzieńca księdza, i zamieniło je w niechęć do wszystkich innych zajęć, objawiającą się w
chorobach i wszelkiego typu przypadłościach.
Lekarz po przeprowadzeniu zwykłego wywiadu z pacjentem i po pewnym okresie obserwacji
wyjaśnił przyczynę jego kłopotów, lecz gdy dotarł do źródła kompleksu, chcąc go zracjonalizować i
„wydrenować”, napotkał nową przeszkodę. ChociaŜ zmusił pacjenta, by ten przypomniał sobie 0
odmowie wstąpienia do klasztoru, to młodzieniec nadal był przekonany o winie wobec Boga i o swoim
wielkim grzechu zaniedbania.
Lekarz próbował wszelkich argumentów, ale wciąŜ napotykał mur nie do przebicia. Pacjent w ogóle
nie potrafił rozsądnie myśleć. Wpadał w złość i uparcie potępiał samego siebie. W końcu doktor
poradził mu, by wstąpił do klasztoru, a wówczas odzyska zdrowie. Tak teŜ uczynił i wszystkie
dolegliwości z miejsca zniknęły bez śladu.
W tym więc przypadku samego kompleksu nie usunięto. Nie moŜna byłoby tego zresztą dokonać
zwykłym sposobem, jako Ŝe kompleks zakorzenił się zarówno w niŜszym, jak w średnim Ja. Rozum
nie dawał więc posłuchu Ŝadnym argumentom. Jedynym lekarstwem było pozwolić mu działać w taki
sposób, by mógł spełniać nakazy tego podwójnego kompleksu.
Opisując ten przypadek, lekarz wskazał na swój błąd, iŜ nie rozpoznał badanego kompleksu jako
części świadomości pacjenta. Pisał: „ChociaŜ udało mi się w końcu wydobyć kompleks na światło
dzienne i poddać go zwykłemu procesowi racjonalizacji, okazało się, iŜ nie został usunięty. Po wizycie
w fabryce mebli, w miejscu, gdzie pojawiły się pierwsze symptomy, pacjent znowu zasłabł od woni farb
i od pyłów drzewnych. Powrót do zdrowia nastąpił dopiero wtedy, gdy kompleks został uznany za
nieodwracalny i pacjent wstąpił do zakonu”.
Łatwiej będzie nam pojąć pilną potrzebę głębszego zrozumienia natury kompleksów oraz
sposobów ich zwalczania, jeśli weźmiemy pod uwagę smutny fakt, iŜ w kaŜdej co szóstej rodzinie
jeden z jej członków wymaga pod tym względem leczenia. Niestety, obecne metody terapii daleko
ustępują zabiegom stosowanym kiedyś przez kahunów. Najskuteczniejszą z metod jest „dogłębna
analiza”, ale wymaga wiele czasu (kilka miesięcy) i pieniędzy. Jeśli pobieŜne badania i skromne
wykorzystanie sugestii leczniczej nie przynoszą skutków, pacjentowi pozostaje przyłączyć się do
rzeszy ludzi wypełniających szpitale psychiatryczne.
Kompleksy pojedyncze i te podwójne, będące udziałem obu jaźni ludzkich, powodują – o ile nie
mają moŜliwości swobodnie się przejawiać – „niezgodę człowieka z samym sobą”, co nieuchronnie
prowadzi do choroby umysłowej czy stałego kalectwa umysłu.
Doktor Edward S. Cowles, słynny „lekarz dusz”, stwierdził przed kilkoma laty, Ŝe konflikty
umysłowe wytworzone przez kompleksy są z pewnością bezpośrednią przyczyną ciągłego obniŜania
się poziomu „energii nerwów”, co w rezultacie kończy się katastrofą. Wyjaśnił, Ŝe jeśli zwykły zapas
energii nerwów, czyli siły Ŝyciowej, spada choć trochę poniŜej normy, człowiek zaczyna wpadać w zły
humor i traci ochotę do wszystkiego. Stan ten przechodzi z kolei w depresję. Dalsze uszczuplenie
zapasów energii objawia się melancholią i wystąpieniem powaŜniejszych symptomów choroby i
głębokich stanów depresyjnych, histerii, lęków, załamań nerwowych, obsesji i w końcu psychozy.
Człowiek staje na ponurej granicy szaleństwa. Wraz z dalszym zanikiem siły Ŝyciowej wyczerpanie
fizyczne i psychiczne doprowadza do beznadziejnego stanu choroby umysłu, kiedy to pacjent traci
resztki rozumu i pamięci. W tym stanie inercji psychicznej leŜy on bezwładnie na łóŜku i musi być
sztucznie karmiony.
MoŜna tu jeszcze dodać, Ŝe podczas stopniowego wyczerpania się energii zawsze istnieje
niebezpieczeństwo, Ŝe jakiś duch niŜszego Ja, w rodzaju poltergeista, który odłączył się od swego
średniego Ja, moŜe wyrwać z cierpiącego ciała obie te jaźnie i sam zająć ich miejsce, opanowując bez
reszty ciało chorego. W tych wypadkach obserwuje się nagły powrót energii fizycznej, ale z powodu
odejścia właściwego niŜszego Ja, zaniku pamięci i nieobecności średniego Ja rozum nie funkcjonuje.
Wskutek gwałtownej śmierci wielu ludzkich istnień podczas dwóch wojen światowych, jest rzeczą
oczywistą, iŜ po świecie błąka się wiele niŜszych duchów, poltergeistów, czekających na okazję, by
pochwycić i opanować jakieś ciało. Stale czytamy artykuły wzywające do zwrócenia uwagi na
alarmujący wzrost liczby przypadków chorób psychicznych. Niektórzy oceniają, iŜ przy obecnym
tempie wzrostu zachorowań za kilka lat będzie tak wielu chorych, Ŝe nie starczy ludzi zdrowych, którzy
by ich karmili i sprawowali nad nimi opiekę.
Chcąc bronić się przed tym, musimy więc uczyć się metod – z powodzeniem stosowanych przez
kahunów zwalczania kompleksów w ich pojedynczej i podwójnej postaci. Musimy teŜ wiedzieć, jak
leczyć nieszczęśliwe ofiary obsesji i opętania.
Na razie zajmijmy się pierwszą częścią tego problemu.

Przypadek 25
Kahuni leczą choroby spowodowane podwójnymi i pojedynczymi kompleksami

Uwagi wstępne:
Nowoczesna psychologia, jako młoda i mało rozwinięta dziedzina wiedzy, niewiele pomogła mi w
zrozumieniu doniosłości metod, które stosowali kahuni przy usuwaniu kompleksów. Ich sukcesy były
dla mnie dowodem doskonałości przeprowadzanych zabiegów, ale po przyjrzeniu się im z bliska, nie
mogłem pojąć, jakiego rodzaju pracę umysłową wykonywali kahuni przy pacjentach i jakiej uŜywali do
tego siły, obie te rzeczy były bowiem niewidzialne i nieme. Mogłem tylko obserwować zewnętrzne
czynności i ceremonie i na tej podstawie formułować wnioski. Dopiero duŜo później zrozumiałem, co
się w rzeczywistości działo i na czym polega ich magia.
Opis przypadków:
(A) W 1926 roku Ŝył sobie na Hawajach przystojny, zdrowy i wesoły kierowca wynajmowanych
samochodów. Został wychowany przez bardzo religijnego ojca i poślubił równie bogobojną kobietę. On
sam był człowiekiem wierzącym i często chodził do kościoła.
Kilka lat po ślubie zakochał się nagle w innej kobiecie, chociaŜ nadal był wielce oddany swojej
Ŝonie. Dręczyło go jednak sumienie i miał duŜe poczucie winy za popełniony grzech. śona odkryła
niebawem jego niewierność, ale po burzliwej scenie przebaczyła mu wszystko pod warunkiem, Ŝe się
to więcej nie powtórzy.
Zanim jednak upłynął rok, on znów zaczął „chodzić na boki”. Tym razem nic się nie wydało, ale
jego poczucie winy było silniejsze niŜ poprzednio.
Akurat w tym czasie przeziębił się. Wkrótce pojawiły się objawy grypy. Mimo troskliwej opieki
lekarzy i pielęgniarek nie mógł powrócić do zdrowia. Przeciwnie, stawał się coraz słabszy i słabszy.
Przestało go obchodzić otoczenie, odmawiał przyjmowania posiłków i leŜąc w łóŜku, odwracał głowę
do ściany.
Jego Ŝona usłyszawszy werdykt lekarza, Ŝe pacjent nie przeŜyje dłuŜej niŜ jeden, dwa dni,
wezwała na pomoc jednego z kilku działających jeszcze w Honolulu kahunów.
Stary kahuna wysłuchał uwaŜnie, co powiedziała mu Ŝona chorego o diagnozie lekarza. Zadał kilka
dodatkowych pytań i przystąpił do zabiegu. ObnaŜył ciało męŜczyzny i zaczął je powoli nacierać. Od
czasu do czasu przerywał i rozgrzewał własne ręce, pocierając jedną o drugą. Potem kładł je na
plecach chorego, na piersiach bądź na głowie, za kaŜdym razem powtarzając, Ŝe wlewa w niego
uzdrowicielską siłę.
Po jakimś czasie kahuna zaczął wypytywać pacjenta, czy przypadkiem kogoś nie skrzywdził, czy
nie ma na sumieniu jakiegoś grzechu. Zrazu pacjent uparcie odmawiał odpowiedzi, lecz w końcu
wyznał swój grzech. Po przyznaniu się do winy prosił, by zostawić go samego, bo chce umrzeć w
spokoju.
Kahuna zaczął go jednak łagodnie uspokajać. Wezwał Ŝonę chorego, która zdąŜyła juŜ
przygotować gorący napar z liści ti, i powiedział jej po prostu, Ŝe mąŜ zgrzeszył przeciwko niej i
umiera, bo nie moŜe spojrzeć jej prosto w twarz. Na te słowa Ŝona wpadła we wściekłość, ale widząc,
Ŝe męŜowi grozi śmierć, zgodziła się znów mu przebaczyć. Pocałowała go, rozpłakała się i wróciła do
kuchni.
Kahuna, zgodnie ze starym odwiecznym rytuałem, wyjął z przyniesionego ze sobą tobołka cztery
białe kamienie. Umieścił po jednym w rogach łóŜka, nakazując, aby odgrywały rolę muru broniącego
dostępu duchom, które mogłyby próbować przeszkodzić w zabiegu. Następnie wziął wodę morską i
wiązkę zielonych liści. Spryskał wodą cały pokój, rozkazując wszystkim niepoŜądanym duchom, Ŝeby
natychmiast opuściły pomieszczenie.
śona przyniosła wywar z liści ti, zaparzony w osolonej wodzie, a następnie rozcieńczony zimną
wodą w naczyniu z kalabasy. Kahuna zbliŜył się do chorego, trzymając w ręku wiązkę zielonych liści ti,
przypominających ostre klingi mieczy. Powiedział męŜowi, Ŝe Ŝona, którą powtórnie zdradził, znowu
mu wybaczyła i dzięki temu grzechy jego zostaną zmyte wodą z przyniesionego naczynia. Opisując
dokładnie sposób, w jaki grzechy rozpuszczają się w wodzie i są spłukiwane, kahuna opryskał ciało
chorego, po czym wytarł je energicznie liśćmi, strzepując resztę wody z powrotem do naczynia.
Oświadczył, Ŝe wszystkie grzechy zostały juŜ zmyte i zmieszały się z pozostałą w naczyniu wodą.
Poprosił Ŝonę, by uniosła męŜowi głowę, tak aby na własne oczy mógł zobaczyć, Ŝe wodę zawierającą
jego grzechy wylano na zewnątrz i pozbyto się jej na zawsze.
Pacjenta dokładnie wysuszono i natarto. Kahuna zapewnił go, Ŝe szybko nabierze sił i poczuje
wielki głód. PoŜywi się więc i zaśnie. Po przebudzeniu będzie juŜ stopniowo powracał do zdrowia. Tak
teŜ się stało. Kiedy po kilku godzinach męŜczyzna się obudził, usiadł na łóŜku i poprosił o bardziej
obfity posiłek. śona przyniosła mu talerz zawiesistej zupy, a on uszczęśliwiony rozmawiał z nią, kiedy
zjawił się doktor. Był to jeden z tych, którzy długo juŜ przebywali na wyspach i wiele doświadczyli. Po
dokładnym zbadaniu pacjenta lekarz zwrócił się do jego Ŝony: „Mieliście tutaj specjalnego lekarza?”.
Przytaknęła, a on odszedł, kręcąc ze zdumieniem głową.
(B) Przez kilka lat mego pobytu w Honolulu miałem za sąsiadkę pewną młodą białą kobietę,
niedawno poślubioną przez oficera marynarki. Przed wyjściem za mąŜ była przykładną metodystką
uwaŜającą taniec za grzech, nie mówiąc juŜ o piciu alkoholu. MąŜ wprowadził ją w towarzystwo, gdzie
taniec i picie były na porządku dziennym. Wśród śmiechów i Ŝartów zachęcano ją, by przyłączyła się
do zabawy, aŜ powoli przełamała swą niechęć i zaczęła uczyć się tanecznych kroków, a nawet
skosztowała jakiegoś alkoholu. Upłynął pewien czas. Kobieta pojęła juŜ nieco sztukę tańca, gdy kiedyś
w czasie jednej z zabaw u przyjaciółki potknęła się o dywan i wykręciła nogę w kostce. Nie było to
jednak nic powaŜnego, bawiła się więc dalej. Ale następnego dnia, wbrew jej oczekiwaniom, noga
była nadal zwichnięta i stan się nie poprawił. Minął tydzień i było coraz gorzej. Poszła więc do lekarza,
który zbadał kostkę, zrobił prześwietlenie, lecz nie znalazł nic, co wyjaśniałoby brak poprawy.
Niebawem kobieta zaczęła z trudem chodzić, a poniŜej stawu kostkowego powstał dziwny, ropiejący
wrzód. Lekarz wezwał konsultanta. Sprawa wyglądała bardzo zagadkowo. śadne zabiegi nie
pomagały. Wówczas kobieta ta przyszła do mnie po radę, czy kahuni – o których często jej
opowiadałem – mogliby jej pomóc. Poradziłem jej, by spróbowała.
W tym przypadku kahuna był młody i o wiele bardziej doświadczony Ŝyciowo, choć moŜe z
mniejszym staŜem niŜ niejeden starszy uzdrowiciel. Od razu stwierdził u chorej kompleks, a raczej, jak
oni to nazywają, „coś zŜerającego od środka”. Zapytał ją, jakie popełniła grzechy, a ona przyznała się
natychmiast do tańców i picia alkoholu, wspominając zarazem o swojej wcześniejszej przynaleŜności
do Kościoła metodystów.
Z wielką cierpliwością kahuna zaczął jej wyjaśni swój punkt widzenia na temat grzechów róŜnego
rodzaju. Kahuni mieli bardzo prosty sposób oceny, czy postępek jest grzechem, czy teŜ nim nie jest.
NaleŜy po prostu spytać samego siebie, czy jakieś działanie skrzywdziło kogoś bądź zraniło czyjeś
uczucia. JEśELI POSTĘPEK NIKOGO W śADEN SPOSÓB NIE RANI, NIE JEST GRZECHEM.
Kahuna wskazał jej równieŜ logikę swego przekonania, Ŝe Bóg jest zbyt doskonały i wszechmocny, by
mógł go zranić jakikolwiek czyn jakiejkolwiek ludzkiej istoty. Krok po kroku przekonał ją, Ŝe taniec i
picie koktajlów wcale nie jest grzechem. Następnie dokonał rytualnego odpuszczenia grzechów,
spryskując nagie ramiona i twarz kobiety osoloną wodą i oświadczając, iŜ wszystkie winy zostały jej
wybaczone i zmyte na zawsze. Delikatnie masował jej chorą nogę, powtarzając jednocześnie, Ŝe
właśnie zaczyna ona zdrowieć. PrzyłoŜył na kostkę okład z miejscowych ziół i zalecił, by kobieta
często i głośno powtarzała sobie: „Nie mogę zgrzeszyć przeciw Bogu. Jestem zbyt mała.
Odpuszczono mi wszystkie grzechy. Nie skrzywdziłam nikogo. Moja noga szybko zdrowieje”.
Sukces zabiegu kahuny szybko stał się widoczny. Ropiejąca rana zamknęła się i zagoiła, nie
pozostawiając po sobie Ŝadnej blizny. Noga odzyskała pełną spręŜystość i siłę.
Nie zdając sobie sprawy z tego, Ŝe jej kłopoty wyniknęły ze stanu umysłu, który zmienił się wraz ze
zmianą jej postawy wobec tańca i alkoholu, młoda kobieta przestała powtarzać afirmację zaleconą
przez kahunę: „Nie ma krzywdy – nie ma grzechu”. Znowu tańczyła i piła. PoniewaŜ nawyki myślowe
powracają równie łatwo jak, na przykład, nałogi palenia i picia ponad miarę, oba Ja kobiety stopniowo
powróciły do starych przekonań. Zaczęła się bać, Ŝe kahuna nie miał racji i Ŝe słuszne były wskazówki
z dawnych lekcji religii.
Pewnego ranka ujrzała ze zgrozą, Ŝe rana znowu się otworzyła. Wróciła więc do kahuny, prosząc o
powtórne wyleczenie, ale kiedy zaczął ją wypytywać, co się stało, nie chciała nic mówić. Kahuna
wyjaśnił jej, Ŝe jeśli stary nawyk myślenia, „zŜeranie od wewnątrz”, budzi się na nowo, po tym jak
został usunięty, powtórne wyleczenie jest juŜ niemoŜliwe. W rezultacie kobieta musiała iść na operację
do szpitala, gdzie wycięto jej chorą kość. Wówczas, jak moŜna przypuszczać, niŜsze Ja uznało, iŜ
grzesznica dosyć juŜ wycierpiała i wystarczająco odpokutowała za swoje winy. Kobieta zrezygnowała
z tańca i alkoholu, a wrzód nigdy juŜ się nie pojawił.

Komentarz:
W obu przypadkach najbardziej godną uwagi i zapamiętania jest okoliczność, Ŝe średnie Ja moŜe
dzielić kompleksy pospołu z niŜszym Ja.
W przypadku (A) Hawajczyk zgrzeszył niewiernością wobec Ŝony i Ŝaden rodzaj przebaczenia nie
mógł odwieść go od przeświadczenia o grzechu. Dopiero sama Ŝona mogła przekonać jego rozumne
średnie Ja, Ŝe grzechy zostały mu odpuszczone. Musiał ją zobaczyć i usłyszeć z jej ust słowa
wybaczenia. Właśnie te słowa odegrały rolę bodźca fizycznego, który wywarł nacisk na niŜsze Ja.
NiŜsze Ja sprowadziło bowiem na męŜczyznę chorobę jako karę za jego przewinienia. ChociaŜ
'omawiany przypadek nie dotyczy głęboko zakorzenionego i ukrytego kompleksu, doskonale ilustruje
najczęstszą przyczynę chorób, będących rezultatem mocno utrwalonych przekonań, których źródłem
są fakty rzeczywiste i które są wspólne dla niŜszego i średniego Ja.
Kahuni uczyli, Ŝe nie jest grzechem postępek, który nikogo nie krzywdzi. Tę prawdę naleŜałoby
rozgłaszać na wszystkie strony, jeŜeli mamy uniknąć dolegliwości będących skutkiem błędnych nauk,
Ŝe popełniamy grzech, łamiąc dogmatyczne tabu rozmaitych religii. Nie ma sposobu by dowiedzieć
się, ile kalectw, ile chorób umysłowych i innych nieszczęść spowodowały przekonania religijne
wpojone w dzieciństwie, tak jak było to w przypadku (B), u młodej kobiety uznającej taniec i picie za
grzech.
Popęd seksualny jest najbardziej płodnym źródłem kompleksów i myśli o grzechu, z którymi
musimy walczyć, odkąd w dzieciństwie uczono nas skromności, zawstydzano i karano za kaŜdy objaw
zainteresowania sprawami seksu. Religia zaszczepia w nas przekonanie, Ŝe popęd płciowy jest
grzeszny, a zatem dzieci rodzą się z grzechu i w grzechu.
Postawa kahunów wobec spraw płci była bardzo logiczna i rozsądna. O ile akt płciowy nikogo nie
skrzywdził, nie moŜna go uwaŜać za grzech. W kaŜdym razie nie za grzech przeciwko Istotom
WyŜszym. Zresztą w ogóle GRZECHY MOGĄ RANIĆ TYLKO LUDZI, a nie Boga.
Doktor Zygmunt Freud, zachodni odkrywca podświadomości, czyli niŜszego Ja, stwierdził, iŜ przy
leczeniu chorób z zastosowaniem sugestii podświadomość w wielu wypadkach jej nie akceptowała.
Poszukując przyczyn tego zjawiska, odkrył istnienie kompleksów w niŜszym Ja pacjentów. Okazało
się, Ŝe niŜsze Ja, jedyna część świadomości ludzkiej podatna na sugestie, odrzuca sugestie
sprzeczne z utrwalonymi przekonaniami pacjenta dotyczącymi moralności lub niezgodne z innymi
wyimaginowanymi ocenami.
Później odkryto, Ŝe niŜsze Ja, gdy doznaje niepowodzeń, działając według swych utartych
przekonań, samo dokonuje „translacji”, czyli zmiany swego kompleksu, tak iŜ zdaje się on nie mieć
Ŝadnego związku z pierwotnym zespołem ocen moralnych.
Opiszę tu przypadek małego chłopca, który rozwinął w sobie niechęć do chodzenia na
naboŜeństwa. Prawdopodobnie zmuszano go, by chodził do kościoła, gdy był chory, źle się czuł lub
był w jakiejś innej niedyspozycji. (MoŜe teŜ karano go za ową niechęć i w ten sposób rozwinięto w nim
pewien nerwicowy kompleks). Dzieciak kochał swoich rodziców. Kiedy tłumaczyli mu, Ŝe musi chodzić
do kościoła, by oddawać cześć Bogu, i prosili go, Ŝeby był grzecznym i posłusznym chłopcem, starał
się spełniać ich polecenia. Próbował polubić niedzielne chodzenie na naboŜeństwa, tak jak go o to
proszono, i zdawało się, iŜ jest całkowicie przekonany, Ŝe jego religijnym obowiązkiem jest
uczestniczenie w mszy świętej. JednakŜe niŜsze Ja opanowane zakorzenioną niechęcią do kościoła,
wykazało się niejako zwierzęcym sprytem, tak doskonale znanym psychologom i dawnym kahunom.
ZAMIENIŁO utrwalone postanowienie, by nie chodzić na msze, w jeszcze większą awersję do woni
kadzidła. Czując zapach palonego kadzidła, chłopiec za kaŜdym razem mdlał i trzeba go było wynosić
ze świątyni. Sytuacja wyglądała więc tak, jakby dziecko chciało chodzić do kościoła, ale nie mogło.
NiŜsze Ja postawiło na swoim.
Przy kompleksach powstałych na tle tłumienia popędów płciowych niŜsze Ja moŜe kilkakrotnie
zmieniać zewnętrzne przejawy owych kompleksów. W rezultacie nawet długotrwałe badania
psychoanalityczne snów i związków myślowych pacjenta nie wydobywają jego uprzedzeń na światło
dzienne, tak by moŜna je było przedyskutować, poddać racjonalizacji i „wydrenowaniu” bądź
świadomie nad nimi zapanować, jak nad zwykłymi myślami i przekonaniami.
Freud uznał, iŜ wszystkie kompleksy pochodzą z frustracji seksualnych. Późniejsi psychologowie
łagodzili ostrość jego sądów, ale nadal istnieje w psychologii szkoła wiernie podtrzymująca jego
stanowisko.
PoniewaŜ zakompleksione niŜsze Ja z uporem odrzuca podawaną mu sugestię, by usunęło objawy
kłopotów wynikających z utrwalonych kompleksów, lecznicze właściwości sugestii są wielce
ograniczone. W przypadku (B) niŜsze Ja kobiety odmówiłoby przyjęcia sugestii leczniczej po nawrocie
kompleksu przy powtórnym bólu w kostce. NiŜsze Ja odrzucają kaŜdą sugestię hipnotyczną sprzeczną
z moralnymi ocenami pacjenta. Hipnotyzer nie moŜe zmusić pacjentów do działań uznawanych przez
nich za niemoralne. Ze ;względu na to, Ŝe w niŜszym Ja powstają wszystkie nasze uczucia, w wielu
wypadkach moŜliwe jest odkrycie obecności kompleksów czy innych manii przez obserwowanie
emocjonalnych reakcji człowieka, w których to kompleksy dają o sobie znać.
Przywykliśmy juŜ do widoku osób „wpadających w ślepą złość” z powodu jakiejś błahostki. Mogło
nią być tylko czyjeś nieopatrznie wypowiedziane słowo. Owe drobnostki wywołujące eksplozję emocji
są, mówiąc obrazowo, „spustem” uruchamiającym całą machinę. Kiedy dotknie się takiego „spustu”,
natychmiast zwalnia się ładunek całej nagromadzonej dotąd złości i pretensji związanych z
okolicznościami powstania kompleksu,
Ale istnieją takŜe dobre, pozytywne kompleksy oraz wyzwalające je spusty. MoŜna mieć wiele
utartych przekonań związanych z powszednimi zajęciami. Na przykład, kiedy dzwoni budzik, wówczas
nawet wbrew naszej chęci wstajemy z łóŜka i rozpoczynamy zwykłe, codzienne obowiązki.
Jeden ze sposobów, którym niŜsze Ja skłania swe średnie Ja do urzeczywistniania jego pragnień,
polega na zalaniu średniego Ja wielką falą emocji – na co przewaŜnie to ostatnie daje się nabrać i
zostaje pokonane. Fale nienawiści, Ŝądzy lub wstrętu są nam wszystkim dobrze znane. podobnie jak
przypływy tęsknoty za domem czy rodziną. Ale najbardziej interesującą i godną uwagi emocją jest
miłość. Zdaje się, Ŝe z uczuciem miłości średnie Ja ma najwięcej wspólnego. Do miłości czysto
fizycznej i opierającej się na atrakcyjnym wyglądzie kochanej osoby średnie Ja dodaje elementy
miłości rodzicielskiej i miłości dzieci do rodziców, a wszystkie te uczucia darzy rozumną pochwałą,
aprobatą i podziwem. Powstały zespół emocji jest siłą rządzącą wszystkimi poziomami ludzkiej
świadomości.
Rozdział XV
Usuwanie kompleksów tajemniczą metodą kahunów
Podczas gdy nowocześni psychoanalitycy nie znaleźli dotąd prostej i skutecznej metody
wykrywania uprzedzeń, tak by moŜna je było poddać racjonalnej ocenie i psychologicznemu
unicestwieniu, od dawna istnieją doskonałe sposoby leczenia, jakich moŜemy uczyć się od kahunów.
Znaczenia owych metod nie sposób przecenić. Jeśli zdołamy się nauczyć z nich korzystać,
osiągniemy największy postęp w sztuce uzdrawiania od czasów odkrycia zjawiska sugestii.
Sposób leczenia stosowany przez kahunów jest gwałtowny i energiczny. Cywilizowanemu
człowiekowi moŜe się on wydać na pierwszy rzut oka wyjątkowo dziwny. Wcale nie jest jednak
bardziej dziwny, niŜ gwałtowny wstrząs insulinowy aplikowany pacjentom współczesnych szpitali
psychiatrycznych.
Przypomnijmy sobie o przekonaniu kahunów, iŜ myśli są malutkimi, niewidzialnymi bytami
(kształtami myślowymi), które istnieją w sposób rzeczywisty i substancjalny. Kształt myślowy, aka,
powstaje wówczas, gdy myślimy. KaŜda nasza myśl wciela się więc w stałą formę, realny kształt,
Ukształtowane myśli łączą się w grona. KaŜde pojęcie, czy poszczególna myśl, styka się z pojęciem,
które przyszło bezpośrednio po niej lub teŜ pojawiło się tuŜ przed nią. W grona łączą się takŜe
wszystkie myśli podobne do siebie.
Pamiętamy, Ŝe takie grona kształtów myślowych przemieszczają się wraz z prądem siły Ŝyciowej, a
dalej wzdłuŜ cienkich nici widmowych, łączących ze sobą dwie osoby, tak jak to bywa w kontaktach
telepatycznych. Przy podawaniu sugestii strumień siły Ŝyciowej płynie od operatora do odbiorcy bądź
przez nałoŜenie rąk, bądź przez widmowe nici, łączące dwoje ludzi juŜ od ich pierwszego
bezpośredniego kontaktu fizycznego, wzrokowego, a nawet słuchowego. (Przepływ siły Ŝyciowej
następuje równieŜ podczas snu, kiedy śpiący odbywa podróŜ w swym widmowym ciele, oraz podczas
kontaktów umoŜliwionych przez duchy osób zmarłych).
SUGESTIA JEST WPROWADZENIEM SILNIE UKSZTAŁTOWANEJ MYŚLI DO NIśSZEGO JA
ODBIORCY. Moc siły Ŝyciowej, towarzyszącej wprowadzaniu ukształtowanej myśli, ma pewien wpływ
na skuteczność sugestii, choć nie jest on taki wielki, jak powszechnie sądzą psychologowie.
Widywałem hipnotyzerów usiłujących wkładać całą swoją wolę w przekazywaną sugestię, aby była
bardziej skuteczna. Ich oczy płonęły, twarze stawały się czerwone, na czoło występowały krople
potu... a rezultatów wciąŜ nie było. „Wola”, czyli napięcie siły Ŝyciowej średniego Ja, nie jest bowiem
czynnikiem hipnotyzującym. Wola tylko skłania swe niŜsze Ja, aby zaszczepiło ukształtowaną treść
sugestii w widmowym ciele niŜszego Ja odbiorcy SKUTECZNOŚĆ SUGESTII ZALEśY WIĘC TYLKO
OD TEGO, CZY NIśSZE JA ODBIORCY PRZYJMIE, ZAAKCEPTUJE UKSZTAŁTOWANĄ MYŚL.
Jak juŜ wyjaśniliśmy wcześniej, akceptacja ukształtowanej treści sugestii przebiega o wiele
szybciej przy zastosowaniu BODŹCA FIZYCZNEGO – czegoś fizycznie rzeczywistego, co niŜsze Ja
odbiorcy mogłoby odczuć zmysłami i dzięki czemu uwierzyłoby, Ŝe sugestia ma mocne realne
podstawy.
Teraz przejdziemy do omówienia waŜnego zagadnienia walki z kompleksami, jednego z
największych sekretów kahunów.
OtóŜ wcale nie trzeba szukać pierwotnych kompleksów pacjenta, jak to robią psychoanalitycy na
drodze głębokiej analizy psychicznej. Nie trzeba studiować cennych marzeń oraz odsłaniać ukrytych w
nich znaczeń i symboli. NiezaleŜnie od tego, czy pierwotny kompleks przybrał jakąś inną formę i
przechodził dalsze, kolejne transformacje, czy teŜ nie, zawsze moŜna zastosować leczenie sugestią.
LECZENIE SUGESTIĄ POLEGA NA TYM, BY SKŁONIĆ NIśSZE JA PACJENTA DO
ZAAKCEPTOWANIA SUGESTII SPRZECZNEJ Z JEGO UTARTYMI PRZEKONANIAMI. TO ZAŚ
MOśNA OSIĄGNĄĆ ZA POMOCĄ GWAŁTOWNEGO UDERZENIA SIŁĄ śYCIOWĄ NISKIEGO
NAPIĘCIA.
Przypomnijmy sobie kahunów, którzy ładowali drągi energią niskiego napięcia samym tylko
wysiłkiem woli, by tę energię w sobie zgromadzić i przelać ją na kije, oraz owo niemalŜe ludzkie
posłuszeństwo, z jakim siła Ŝyciowa spełniała polecenie, aby opuścić kij i pozbawić wroga
przytomności lub go sparaliŜować w momencie kontaktu z jego ciałem.
Przypomnijmy sobie takŜe znachorów, Indian, którzy potrafili zgromadzić w sobie taką siłę
(nazywali ją orenda), po czym powodowali jej wyładowanie, dotykając jednym palcem silnego
męŜczyzny, który padał bez czucia na ziemię.
Albo przypadek doktora Brighama i modlitwy śmierci skierowanej przeciwko chłopakowi z jego
ekipy podczas wyprawy górskiej na Hawajach. Modlitwa mająca sprowadzić śmierć polegała właśnie
na naładowaniu niŜszych duchów olbrzymim zapasem niŜszej many i wysłaniu ich do akcji, by dopadły
ofiarę i poraziły ją gwałtownym uderzeniem całego ładunku energii. Siła ta swym uderzeniem
przełamywała opór niŜszego Ja ofiary. Przychodziło to tym łatwiej, jeśli ofiara nosiła w sobie kompleks
winy. Wówczas zesłane duchy bez trudu skłaniały ją do przyjęcia ukształtowanej przez kahunę myśli o
śmierci. Duchy uczepiały się nieszczęśnika i wysysały z niego jego siłę Ŝyciową, gromadząc ją w
swych widmowych ciałach. Miały zabrać ją ze sobą, gdy ofiara umrze z powodu wyczerpania się
zapasu energii potrzebnej jej do Ŝycia. (Sugestia śmierci sprawia, Ŝe niŜsze Ja ofiary przestaje
produkować wystarczającą ilość siły Ŝyciowej koniecznej do podtrzymywania egzystencji. Kiedy z
jakichś przyczyn organizm ludzki nie wytwarza normalnej dawki siły Ŝyciowej , większości chorób nie
moŜna wyleczyć).
SEKRET, JAK ZMUSIĆ NIśSZE JA PACJENTA DO ZAAKCEPTOWANIA UKSZTAŁTOWANEJ
TREŚCI SUGESTII, POLEGA NA ZASTOSOWANIU OBEZWŁADNIAJĄCEGO UDERZENIA
OGROMNYM ŁADUNKIEM SIŁY śYCIOWEJ WRAZ Z TOWARZYSZĄCĄ MU SUGESTIĄ.
Doktor Brigham poświęcił kiedyś cały wieczór, by opowiedzieć mi szczegółowo o przypadku
uzdrowienia dokonanego przez kahunę, który to przypadek wielce go zadziwił. Ja równieŜ byłem
bardzo zaintrygowany tą opowieścią, a usłyszane rewelacje długo nie dawały mi spokoju, zanim nie
zrozumiałem, na czym polegała zastosowana przez kahunę metoda.
Kahuna leczył miejscowego pacjenta cierpiącego na zespół krótkotrwałych dolegliwości, które
uniemoŜliwiały mu przejście przez plaŜę do łodzi, aby wyruszyć na codzienny połów ryb. Za
pierwszym razem, gdy próbował wejść na plaŜę, wystąpił paraliŜ lewej nogi. Zostało to wyleczone i
zdawało się, Ŝe wszystko jest juŜ w porządku. Ale gdy znowu zbliŜył się do brzegu, doznał
gwałtownego zawrotu głowy, a przy kolejnej próbie zupełnie stracił wzrok, co trwało tak długo, aŜ
opuścił plaŜę i wrócił do domu.
Samego zabiegu doktor Brigham nie obserwował, ale opisano mu go później ze szczegółami.
Kahuna, uŜywając bardzo silnej energii, zastosował bodziec fizyczny, któremu towarzyszyła sugestia
w formie powtarzanego wielokrotnie zapewnienia, Ŝe zabieg usuwa wszelkie przyczyny
uniemoŜliwiające pacjentowi chodzenie po plaŜy i zwykłe łowienie ryb.
Jako bodziec fizyczny posłuŜyła wielka drewniana misa, wypełniona słonawą wodą. Kahuna w
obecności pacjenta długo wykonywał nad wodą jakieś czynności, aby zyskała moc leczniczą. Mieszał
ją zielonymi liśćmi ti, dodawał Ŝółtego korzenia imbiru i kilkakrotnie kładł dłonie na jej powierzchni.
Kiedy skończył owe przygotowania, zwrócił się do pacjenta i kazał mu usiąść przed misą, zanurzyć
twarz w wodzie, wstrzymać oddech i wypić tyle, ile tylko zdoła. Powiedział mu teŜ, Ŝe woda wniknie do
jego wnętrza i wypłucze na zawsze wszystkie przyczyny jego kłopotów.
Pacjent zrobił, jak mu polecono, i zaczął pić. Kahuna połoŜył mu ręce na ramionach i kazał
chorobie opuścić ciało męŜczyzny. Przez jakiś czas pacjent pił szybkimi łykami. Nagle wygiął się i
opadł na naczynie, jakby oszołomiony. Kahuna uniósł go delikatnie i otarł mu twarz z wody. Przez
kilka minut męŜczyzna siedział bezwładny, a kahuna spokojnie powtarzał swe zapewnienie, Ŝe
choroba zniknęła, by nigdy juŜ nie powrócić.
Niebawem męŜczyzna ocknął się z oszołomienia. Kahuna natychmiast zabrał go na plaŜę i kazał
mu podejść do brzegu. Okazało się, Ŝe męŜczyzna moŜe to zrobić bez Ŝadnych przeszkód, a
tajemnicze dolegliwości zniknęły bezpowrotnie. Kahuna polecił mu, by nie rozmyślał o swoich
kłopotach – co było zwykłym środkiem ostroŜności, podejmowanym przez wszystkich kahunów i
mającym powstrzymać nawrót kompleksu – i zakończył swoją pracę. Trudności nie pojawiły się juŜ
więcej.
Wiele lat po owym wieczorze spędzonym z doktorem Brighamem, wracając myślą do tej opowieści
i korzystając z dotychczasowej wiedzy zaczerpniętej z nauki Huny, doszedłem do bezspornego
wniosku, Ŝe kahuna napełnił wodę w misie uderzeniowym ładunkiem niŜszej many, czyli siły Ŝyciowej.
UŜył tej siły, by skruszyć opór niŜszego Ja pacjenta i skłonić je do przyjęcia ukształtowanej treści swej
sugestii o usunięciu wszelkich dolegliwości uniemoŜliwiających przejście przez plaŜę do łodzi.
(Przypomina to trochę praktykę Mesmera, gdy ładował on energią kadź z wodą, z której wystawały
Ŝelazne pręty. Za końce tych prętów chwytali pacjenci i w ten sposób Mesmer przekazywał im siłę
Ŝyciową, nazwaną przez niego „magnetyzmem zwierzęcym”).
NaleŜy zauwaŜyć, Ŝe w opisanym przypadku pierwotnego kompleksu nigdy nie udało się
zlokalizować i wyłuskać na drodze rozpoznania i racjonalizacji. KOMPLEKS TEN ZASTĄPIONO
INNYM KOMPLEKSEM W POSTACI UKSZTAŁTOWANEJ MYŚLI, WPROWADZONEJ NA DRODZE
SUGESTII WSTRZĄSOWEJ. Sugestia ta była oczywiście gronem wielu podobnych; związanych ze
sobą kształtów myślowych. Zawierała racjonalne argumenty wykazujące, Ŝe nie było Ŝadnego
waŜnego powodu, dla którego pacjent nie mógłby swobodnie chodzić po plaŜy i wypływać na połów.
Przypadek 26
Bezpośrednia reakcja fizyczna na sugestię

Uwagi wstępne:
ChociaŜ nie wiemy, jakie są granice moŜliwości oddziaływania niŜszego Ja na ciało fizyczne i w
jakim stopniu moŜe ono wpływać na jego uzdrowienie, to zebrany materiał dowodowy wskazuje, iŜ
wpływ ten jest ogromny.

Opis przypadku:
Kiedy mieszkałem w Honolulu, przychodził do mnie młody biały męŜczyzna, by zaoferować mi
miejsce na ogłoszenie w cotygodniowej rubryce reklamowej jakiejś gazety. Interesowało go Ŝycie
Hawajczyków i często opowiadał mi, Ŝe bywa na ich wieczornych tańcach, organizowanych na
świeŜym powietrzu.
Pewnego dnia przyszedł wielce zmartwiony. Na jednym z przyjęć poznał młodą Hawajkę.
Podziwiała ona jego dziewczęcą, delikatną cerę. Zapytała go z troską, czy codzienne golenie nie jest
dla niego zbyt uciąŜliwe. PowaŜnie oświadczyła, iŜ gdyby zechciał pozbyć się tego kłopotu, ona
mogłaby sprawić, Ŝe zarost przestanie mu rosnąć. Powiedziała teŜ, iŜ wielu Hawajczyków uwolniło się
w ten sposób od konieczności codziennego golenia się. Udał więc wyrozumiale, iŜ z przyjemnością
przyjmuje jej ofertę. Był pewien, Ŝe ma do czynienia z nic nie znaczącym miejscowym przesądem.
Kobieta wzięła go na stronę i potarła palcami jego prawy policzek, mówiąc, Ŝe broda przestanie mu
niebawem rosnąć i będzie uwolniony od konieczności golenia zarostu.
ZdąŜył juŜ zapomnieć o tym wydarzeniu, gdy po dwóch tygodniach zauwaŜy:, Ŝe ma na policzku
miejsce wielkości małej monety, gdzie nie pojawia się zarost. Ku jego zdziwieniu miejsce to
powiększało się z dnia na dzień. Kiedy było juŜ wielkości półdolarówki, przypomniał sobie, Ŝe mówiłem
kiedyś o tajemniczych kahunach. Natychmiast więc przyszedł do mnie po radę. Miał rzeczywiście
dziewczęcą twarz i obawiał się, Ŝe bez cienia zarostu będzie wyglądał jak dziewczyna.
Poradziłem mu, Ŝeby odszukał wśród swych hawajskich znajomych kobietę, która sprowadziła na
niego kłopot, i poprosił ją, by cofnęła swoją sugestię. Miał trochę problemów z jej odnalezieniem, ale w
końcu mu się udało. Ona, aczkolwiek niechętnie, pogładziła jego policzek i podała sugestię (bo bez
wątpienia była to sugestia), Ŝe zarost znów ma się pojawić. Po tygodniu ukazał się nowy zarost i
wszystko wróciło do normy.

Komentarz:
Jest to bardzo interesujący przypadek, pokazuje bowiem, w jak zadziwiający sposób niŜsze Ja
umie reagować na sugestie i wywoływać zmiany w funkcjonowaniu organizmu ludzkiego.
Przyjąwszy sugestię, niŜsze Ja potrafiłoby panować nad funkcjami wszystkich zmysłów i narządów.
Nie mogłoby jednak wtargnąć w cudze ciało. To juŜ leŜy bowiem poza zasięgiem jego władzy.
Większość drobnoustrojów chorobotwórczych moŜna w odpowiednim czasie poddawać wpływowi
niŜszego Ja. Kahuni byli przekonani, Ŝe choroby zakaźne są jak nieszczęśliwe wypadki, które od
czasu do czasu przytrafiają się ludziom. JeŜeli ktoś doznał obraŜeń w wypadku lub jeśli zachorował na
jakąś zakaźną chorobę, niŜsze Ja uruchamia swe moŜliwości, by wyleczyć ranę lub zwalczyć zarazki.
JeŜeli człowiek nie jest uwikłany w jakiś kompleks, nie jest z jakiejś przyczyny osłabiony i nie jest w
zbyt podeszłym wieku, to jego szanse na powrót do zdrowia są duŜe.
Mimo Ŝe dotąd nie wiemy zbyt wiele o tym, jak kahuni interpretowali wszelkiego rodzaju
nowotwory, które zdają się polegać na wtargnięciu do organizmu obcych komórek, jest moŜliwe, Ŝe
niŜsze Ja człowieka cierpiącego na te dolegliwości samo zezwoliło na ową inwazję z powodu ukrytego
kompleksu, samo ukarało się za jakieś przewinienia. JednakŜe po usunięciu kompleksów nie jest juŜ
zdolne wypędzić. z ciała zawadzających komórek. Aby wyleczyć takie stany, trzeba zatem znaleźć
metodę oddziaływania na świadomość, która wprowadziła do organizmu obce komórki, jakakolwiek by
ta świadomość była. JednakŜe o natychmiastowe uzdrowienie najlepiej zwrócić się w tym wypadku do
WyŜszego Ja.

Znaczenie metod, które kahuni stosowali w walce z kompleksami, docenimy w pełni,


uświadamiając sobie fakt, iŜ w Stanach Zjednoczonych mamy cztery tysiące psychiatrów i setki
tysięcy pacjentów potrzebujących ich pomocy. Jest bardzo mało doświadczonych psychoanalityków, a
tylko nieliczni nauczyli się korzystać z sugestii, by sięgać w głąb psychiki ludzkiej i wydobywać z niej
kompleksy. śaden z nich natomiast nie zna metody wstrząsowej, uderzenia ładunkiem siły Ŝyciowej,
co skłania pacjenta do akceptacji sugestii zastępującej stare kompleksy.
Spośród młodych męŜczyzn uznanych podczas II wojny światowej za zdolnych fizycznie do słuŜby
wojskowej, na kaŜdą setkę przypadało dwunastu, którzy nie nadawali się do wojska z powodu stanów
psychoneurotycznych, wymagających leczenia.
Przeciętny lekarz wie mało lub zgoła nic o leczeniu takich przypadków. Nie będzie teŜ miał czasu
ani ochoty na naukę korzystania z sugestii. Profesjonalni hipnotyzerzy nie otrzymują od towarzystw
medycznych Ŝadnego wsparcia ani nie cieszą się ich powaŜaniem, praktykują więc zabiegi
uzdrawiające na własne ryzyko i odpowiedzialność.

Rozdział XVI
Jak kahuni walczyli z ponurymi zjawami królestwa ciemności
Istnieje wiele strasznych i przykrych zjaw naleŜących do krainy cienia. W walce z nimi jesteśmy
zupełnie bezsilni, gdyŜ my, ludzie cywilizowani, jesteśmy zbyt nowocześni, by uznać ich istnienie.
Lekarze nic o nich nie wiedzą. Duchowni mają tak pokrętny pogląd na diabła i inne złe duchy, iŜ ich
rady są bezuŜyteczne. Spirytyści wiedzą tylko tyle, Ŝe naleŜy się ich bać i ostrzegać amatorów, aby
byli ostroŜni.
Ludy prymitywne mają o nich jakieś skąpe pojęcie, ale sposób, w jaki stawiają czoło groźbom
duchów ciemności, świadczy o wątpliwej wartości ich wierzeń.
Nowocześni okultyści dopuszczają myśl o istnieniu całego szeregu złych istot, pisząc jak
najbardziej serio o „czarnej” magii, czarach i urokach. Kreślą koła magiczne i chronią się w ich
granicach, by umknąć ciemnym mocom, których istnienia tak naprawdę nie są pewni. Zwracają się ku
wiekom średnim, aby wskrzesić tajemnice talizmanów i uroków. Okadzają powietrze i błagają Boga o
opiekę, wzywając Go 72 imionami.
Rozmaici religijni uzdrowiciele duszy nazywają owe nieczyste siły „złośliwym magnetyzmem
zwierzęcym”. Niewiele o nich wiedzą, lecz toczą z nimi nieustanną wojnę.
Jednym z bezcennych darów, które kahuni ofiarowali światu, jest wszechstronna i klarowna wiedza
o siłach ciemności i o metodach walki z nimi.
Przez wiele lat studiowałem wszystkie dostępne informacje na ten temat, lecz moja znajomość
przedmiotu jest nadal niekompletna. Nie potrafię na tyle zgłębić Huny, czyli Tajemnicy kahunów, by
poznać najniŜsze poziomy egzystencji, tak samo jak nie mogę pojąć najwyŜszych. Wierzę jednak, iŜ
udało mi się odsłonić prawdy, od których zaleŜy zarówno nasze normalne Ŝycie doczesne, jak teŜ
przyszłe Ŝycie po śmierci. (Niezmiernie waŜną sprawą jest właściwe zrozumienie doczesności,
poniewaŜ gdy po śmierci przeniesiemy się w naszych widmowych ciałach na drugą stronę Ŝycia,
nasze tutejsze przekonania staną się tamtejszymi kompleksami i mogą nas tam prześladować).
Świat niewidzialnych duchów w duŜej mierze przypomina nasz świat materialny. Ma on, moŜna
powiedzieć, swoje dŜungle i dzikie zwierzęta. JeŜeli tu, na ziemi, człowiek znalazłby się w dzikiej
okolicy i spotkał na swojej drodze lwy, tygrysy i goryle, musiałby się bronić. Tak samo dzieje się tam,
w świecie bezcielesnych istot, Ŝyjących w swych widmowych ciałach.
Na szczęście dla nas, Ŝyjących na ziemi, nasz kontakt z widmowym światem jest słaby. Tylko od
czasu do czasu niebezpieczne i wielce Ŝywotne złe moce przedzierają się do nas i naraŜają na
szwank nasze zdrowie fizyczne i psychiczne.
Myślę, Ŝe mam rację, twierdząc, iŜ kiedy jakaś czująca istota umiera i w swym widmowym ciele
zaczyna Ŝyć w niewidzialnym świecie, to odtwarza tam poziom Ŝycia ziemskiego lub do niego
zbliŜony. JeŜeli myśli o znajomym środowisku na ziemi, wytwarza takie środowisko w zaświatach.
Kahuni twierdzą, Ŝe to wszystko powstaje tam z widmowej materii snów. Realne, prawdziwe istoty
ludzkie, obdarzone duszą, przenoszą się często wyobraźnią w wymarzone miejsca i odgrywają
wymarzone role. Dlatego teŜ, gdy człowiek umiera, wchodzi w scenerię dawnych marzeń,
uczestnicząc takŜe w marzeniach sennych swych przyjaciół i bliskich i dodając własne elementy.
Zwierzęta w dŜungli doczesnej przenoszą się do dŜungli wyśnionej. Dzicy ludzie przychodzą w
miejsca podobne do tych, które opuścili. Znajdują tam swoich przyjaciół i wrogów.
Duchy osób zmarłych, kiedy nawiąŜą kontakt z Ŝyjącymi, bardzo rzadko donoszą, iŜ przybyły do
miejsc zupełnie róŜnych od tych, do których przywykły na ziemi. Są tak samo ubrane, jak były za
Ŝycia. Mieszkają w podobnych domach. Duchy zmarłych z pewnego plemienia Eskimosów mówiły, iŜ
mieszkają w takiej samej krainie lodów i śniegów, jaką znali po tej stronie Ŝycia.
Zmarli, którzy spodziewali się przybycia do chrześcijańskiego nieba, odnajdywali je. Ci, którzy
wyobraŜają sobie sceny z czyśćca, są ich uczestnikami. Tylko piekło zdaje się nie zaludnione. Widać,
nikt naprawdę nie sądzi, Ŝe zostanie po śmierci uznany za doszczętnie złego.
Pewna starsza kobieta, antropolog, obiecała mi przed śmiercią, iŜ wróci do mnie z zaświatów i zda
relację z tego, co znalazła po tamtej stronie. Tak teŜ uczyniła. Za pośrednictwem medium udowodniła
mi najpierw swą toŜsamość, wspominając rzeczy, które lubiła robić, w co się ubierała i co mówiła,
kiedy Ŝyła na ziemi. Powiedziała, Ŝe odnalazła swoich znajomych, amerykańskie miasteczka i wioski.
Gdy juŜ przywykła do nowych warunków, zajęła się poszukiwaniami rozmaitych dzikich i półdzikich
plemion, wśród których Ŝyła i prowadziła badania antropologiczne na ziemi. Stwierdziła, Ŝe ziemskie
plemiona są podobne do jej obecnych znajomych po tamtej stronie. Podobne są ich chaty i takie samo
otoczenie. Zmarli członkowie plemienia rozpoznali ją i serdecznie przyjęli. Wśród owych plemion byli
teŜ łowcy głów z górzystych terenów Formosa – przyjaciele z dawnych lat – którzy nadal wierzyli, Ŝe
ich plony mogą być bardziej obfite, jeśli się o to postarają, chociaŜ juŜ dawno, na ziemi, porzucili ten
proceder. Pani antropolog usiłowała wytłumaczyć im, Ŝe juŜ nie Ŝyją i nie mogą być dłuŜej łowcami
głów. Próbowała im teŜ powiedzieć inne rzeczy, ale ich zdolność przyswojenia nowych prawd okazała
się daleko mniejsza, niŜ za czasów egzystencji na fizycznym poziomie Ŝycia.
Po tamtej stronie dysponujemy bardzo niewielką dawką siły Ŝyciowej w porównaniu z zasobem
energii ciała fizycznego. Na tym, zdaje się, polega róŜnica między bystrym, łatwym zdobywaniem
wiedzy za Ŝycia a ospałą niemoŜnością przyswojenia nowych pojęć po śmierci. Myślenie wymaga siły
Ŝyciowej. Wspomnienia moŜna przywoływać i pamiętać, nie korzystając z energii, lecz stworzenie
NOWEJ, ukształtowanej myśli nie jest łatwe, szczególnie dla istot mało rozwiniętych intelektualnie.
Zmarli dąŜą do ścisłego „sklejenia się” z rzeczami, w które wierzyli, których pragnęli i których się
obawiali, gdy Ŝyli na ziemi. „śyjący tutaj”, którzy próbowali nauczyć czegoś nowego „Ŝyjących tam°,
zaświadczą o trudnościach, jakie napotkali. Dlatego teŜ przed kaŜdym z nas stoi bardzo waŜne
zadanie. Dopóki jesteśmy tutaj, napełnijmy nasz umysł tak duŜym zasobem wiedzy, jaki tylko zdołamy
uzyskać od kahunów, a takŜe od współczesnych psychologów i badaczy zjawisk parapsychicznych, i
uporządkujmy sprawy, zanim stąd odejdziemy. Wielokrotnie próbowałem namówić moich zmarłych
przyjaciół, którzy pojawiali się jako duchy na seansach spirytystycznych, aby odszukali w zaświatach
doświadczonych kahunów, ale ich starania nie odnosiły skutku. Kahuni poznali porządek spraw
ziemskich juŜ tutaj, dzięki czemu osiągnęli doskonałe umiejętności pozwalające im przejść po śmierci
na wyŜszy poziom widmowego świata. Nie dali się wplątać w senną scenerię ani w przypominające
sny, mgliste obrazy zdarzeń podobnych do tych, które poznali na ziemi.
Ci, którzy znają pośmiertne warunki Ŝycia i stan, w jakim znajdą się po śmierci, będą dokładnie
wiedzieli, jak mają się tam zachować, będą umieli uciec, nie dadzą się tam schwytać, zatrzymać i
ściągnąć z powrotem na ziemię. Ich celem nie jest reinkarnacja Tylko nieliczni wracają, by zamieszkać
w cudzych ciałach. NiŜsze Ja wracają wówczas jako średnie jaźnie istot rodzących się na ziemi w
ciałach fizycznych. Natomiast średnie Ja, przynajmniej te naleŜące do ludzi cywilizowanych,
przechodzą po śmierci człowieka na wyŜszy poziom istnienia. Ci, którzy znają ten sekret, niewiele
czasu poświęcają „ziemskim wakacjom”. Słuchają wewnętrznego głosu, który kaŜe im rozwijać
umiejętności intelektualne i sięgać coraz wyŜej.
Natomiast ci nie wtajemniczeni długo pozostają w sennym otoczeniu, często wracają z zaświatów,
aby skontaktować się z Ŝyjącymi, i darzą ich przyjaźnią. Tylko od czasu do czasu sprawiają kłopoty.
Sprawcami częstszych i powaŜniejszych kłopotów są niŜsze Ja, które po śmierci człowieka
odłączyły się od swych średnich Ja. Są to poltergeisty, czyli duchy hałasujące, które straszą po
domach i naprzykrzają się ludziom. Nie mają zdolności rozumowania, gdyŜ utraciły więź ze swymi
średnimi Ja. Często opanowują Ŝyjących i wpędzają ich w szaleństwo. (Istnieje wiele rodzajów
szaleńców. Niektórzy chorzy są spokojni, potulni i ospali. W szpitalach psychiatrycznych całymi dniami
siedzą całkowicie bezczynnie. Inni są agresywni i niebezpieczni. Pomiędzy tymi skrajnymi typami
pacjentów plasują się chorzy, którzy swym zachowaniem bardzo przypominają dzieci. Zabiegają o
czyjeś względy, przymilają się, mają skłonność do płatania figlów i psot).
Są teŜ niŜsze duchy, z wyboru trzymające się blisko ludzi. Wiele z nich uczy się dotykać
widmowych ciał istot Ŝyjących i kraść im siłę Ŝyciową. JeŜeli uda im się wykraść wystarczającą dawkę,
mogą na tyle wzmocnić i utwardzić swe widmowe ciała (nawet gdy nadal pozostaną niewidoczne dla
ludzkich oczu), Ŝe zdolne są przesuwać cięŜkie przedmioty. PoniewaŜ podczas jednej akcji duchy te
mogą zuŜyć cały ładunek ukradzionej energii, potrafią urządzać sobie niebywale szumne hulanki.
Harry Price z National Laboratory of Psychical Research przez trzy tygodnie badał przypadek
pewnej rumuńskiej dziewczyny, Eleonory Zugan, którą straszył i prześladował jakiś tego rodzaju duch.
Sprawiał jej moc kłopotów. Przesuwał po całym pokoju meble, gdy dziewczyna była w mieszkaniu.
Rysował na jej ciele jakieś dziwne znaki, boleśnie kłuł ją pinezkami i szpilkami.
Młodą wdowę z Ohio równieŜ dręczył jakiś poltergeist, nad którym prowadzili badania profesorowie
szkoły medycznej, gdzie owa kobieta pobierała lekcje. Demonstrował on swoją siłę szczególnie w
jeden sposób. Wyrywał słupki z solidnej balustrady przy schodach, słupek za słupkiem, w czasie gdy
kobieta wchodziła na górę. Rzucał teŜ rozmaitymi przedmiotami i psuł rzeczy ze złośliwą
niszczycielską siłą.
Ulubioną, jak się zdaje, sztuczką tych nieznośnych duchów było zdzieranie kołdry ze śpiących.
Często teŜ przynosiły wodę i ochlapywały ją ludzi. Zanotowano równieŜ kilka przypadków podkładania
ognia, podpalania łóŜek, ubrania czy mieszkań prześladowanych osób. PrzewaŜnie były to osoby
młode, o naturze mediumistycznej, którym łatwo było ukraść siłę Ŝyciową.
W kilku wypadkach poltergeisty okazały się nawet poŜyteczne, czyniąc psoty polegające na
posprzątaniu ze stołu czy pozmywaniu w nocy naczyń.
NiŜsze duchy mogą być całkiem nieszkodliwe i w większości wypadków prawdopodobnie są. Ale
mogą teŜ być przeraŜającymi i do cna zepsutymi istotami, które podkradają się chyłkiem do Ŝywych i
modlą się o ich śmierć, które kradną im energię Ŝyciową, doprowadzając czasem do skrajnego
wyczerpania i tajemniczego zgonu, które opętują ciała i wpędzają ludzi w szaleństwo.
Tysiące osób w milczeniu znosi tego rodzaju prześladowania. NiŜsze duchy pojawiają się bowiem
jako podwójne lub zwielokrotnione osobowości. Nie są „rozszczepionymi” częściami zamieszkujących
w ciele jaźni, jak powszechnie sądzą nasi psychologowie. KaŜdy z tych duchów jest osobnym, samym
w sobie, niezaleŜnym indywiduum.
Nie tylko niŜsze Ja, oddzielone od swych średnich jaźni, uczepiają się Ŝywych istot jako obce
„osobowości”. RównieŜ i średnie Ja rozłączone ze swymi niŜszymi Ja robią to samo, choć w
mniejszym stopniu. Od czasu do czasu takŜe zwykły, normalny duch składający się z obu Ja ma na
sumieniu zamieszkiwanie widmowego ciała jakiejś Ŝywej ofiary.
Nie jest to wcale dziwne, Ŝe ludzie instynktownie boją się duchów. Zawsze mieli ku temu powody.
WciąŜ przytrafiają się komuś jakieś straszne rzeczy i nikt nie potrafi rozpoznać niewidzialnych zjaw,
które odbierają nam siły Ŝyciowe, a co gorsza, wprowadzają do naszej podświadomości ukształtowane
sugestie, powodujące błędne zachowania, przestępstwa, niezgodę, a czasem okrutne, złe czyny.
Legendy o wampirach mają juŜ starodawną tradycję. Podejrzewano, Ŝe zmarli wstają nocą ze
swoich grobów i atakują ludzi we śnie. Robią dziurki w ich szyjach i wysysają krew, tak iŜ po
przebudzeniu ich ofiary są blade i osłabione.
W ciągu wielu wieków zdarzało się, Ŝe ludzie zapadali w letarg podobny do śmierci i Ŝywcem
chowano ich w grobie. Czasami wydobywano ich potem z grobowców i stwierdzano, iŜ nie ma
Ŝadnych śladów rozkładu, a krew nadal jest w stanie płynnym. PoniewaŜ takie przypadki się zdarzały,
tradycja wampirów nie upadła. Sądzono bowiem, Ŝe tacy pochowani w grobie ludzie utrzymywali się
przy Ŝyciu dzięki tajemniczej umiejętności okradania Ŝyjących z krwi. W dawnych księgach znajdujemy
niesamowite opowieści o tym, jak widziano zmarłych i pochowanych osobników szukających okazji, by
ukraść krew jakiemuś nieszczęśnikowi. Jeśli to rzeczywiście prawda, były to z pewnością
zmaterializowane zjawy i mogły co najwyŜej kraść tylko siłę Ŝyciową.
Mimo Ŝe nie ma Ŝadnych dowodów, iŜ choć jedna z tych historii jest prawdziwa, zadziwiająco
często pojawiają się w nich wzmianki o tym, Ŝe duchy-wampiry były widziane w snach lub na własne
oczy. Odstęp czasu między pogrzebem a ekshumacją wynosił niekiedy wiele dni. PoniewaŜ zdarzało
się, iŜ odgrzebywano ciało i nie stwierdzano rozkładu, naleŜy wnioskować, Ŝe w takich wypadkach
Ŝycie w jakiś nieznany sposób przetrwało. W dawnych czasach uwaŜano, Ŝe krew jest Ŝyciodajnym
płynem. Być moŜe plamy krwi znajdowane w trumnach zmarłych były tylko czyjąś imaginacją. A moŜe
pochowany osobnik po przebudzeniu się z letargu usiłował się wyswobodzić i sam się pokaleczył. W
kaŜdym razie moŜna przypuszczać, Ŝe istnieje teŜ taka moŜliwość, iŜ wprowadzone w trans istoty, od
dawna obeznane z opowieściami o 'wampirach, odkrywały nagle, iŜ zamknięte są w trumnie, i
próbowały utrzymać się przy Ŝyciu, wyssać krew z Ŝywych. Dlatego bardziej prawdopodobne byłoby
to, Ŝe wchłaniały ich siłę Ŝyciową. A jeśli udało im się co noc zdobyć chociaŜ małą dawkę, mogły przez
pewien okres przetrwać w pogrąŜonym w letargu ciele.
W średniowieczu w serce zmarłego, podejrzanego o umiejętności wampira, wbijano palik sięgający
przez trumnę aŜ do ziemi. Podejmowano teŜ inne środki ostroŜności w postaci czarów, magicznych
zaklęć i religijnych rytuałów. Kremację zmarłych uwaŜano za najpewniejszy sposób gwarantujący
Ŝywym, iŜ nie będą prześladowani przez nieboszczyków.
Istnieje wątła nić łącząca owe dawne przekonania z nauką kahunów, Jest nią wiara w istnienie sił
czy duchów ciemności, które nigdy nie doznały inkarnacji w świecie materialnym. Istnieją jednak i
dobre moce, równieŜ nie narodzone w ciałach ziemskich. Są to duchy na wyŜszym poziomie
egzystencji – Istoty Światła. Nic nie wiadomo o Ŝadnym z tych rodzajów istot, ale nawet jeśli istnieją,
ich celem na pewno nie jest atakowanie ludzi.
Trzeba jeszcze zwrócić uwagę na ostatnie niebezpieczeństwo mogące grozić nam z zaświatów.
Jest nim rozmyślny, celowy atak zwyczajnej, „Ŝyjącej tam” osoby, która pragnie ukarać człowieka
„Ŝyjącego tutaj” za krzywdy, jakie wyrządził komuś przez nią kochanemu. Kara moŜe być teŜ zemstą
za krzywdy doznane za Ŝycia, jeśli zraniona osoba nie otrzymała zadośćuczynienia na ziemi i przeszła
na tamtą stronę z sercem przepełnionym nienawiścią.
Sugestia odgrywa w naszym Ŝyciu o wiele większą rolę, niŜ przypuszczamy. KaŜdego dnia
przyjmujemy i dajemy sugestie związane z naszymi krewnymi i znajomymi, szczególnie wówczas, gdy
sugestiom tym towarzyszy bodziec fizyczny. Troskliwa matka, mówiąc do swego dziecka: „Nie
wyglądasz dobrze. Źle się czujesz?”, i jednocześnie przykładając mu rękę do czoła, moŜe w ten
sposób zaszczepić mu sugestię choroby.
Zwykły duch zmarłego, odłączony od fizycznego ciała i składający się z obu świadomości (niŜszej i
średniej), równieŜ moŜe przekazywać sugestie, szczególnie wtedy, gdy uda mu się uzyskać dawkę
siły Ŝyciowej od jakiejś Ŝyjącej istoty. Od osoby Ŝyjącej duchy zabierają równieŜ rozmaite
ukształtowane myśli, które później wykorzystują jako sugestie.
Pewien kahuna, wyjaśniając mi kiedyś na Hawajach to zjawisko, podkreślał, jak bardzo
niebezpiecznie jest myśleć lub wypowiadać na głos myśli, które zwykły duch moŜe wykorzystać w
formie sugestii. (Zwyczajnego ducha kahuni nazywali kino wailua, czyli „ciało dwóch wód”. Woda była
dla nich symbolem siły Ŝyciowej. JeŜeli duch ma dwa rodzaje siły Ŝyciowej, to znaczy, Ŝe składa się z
niŜszego i średniego Ja, które mieszkają w ściśle ze sobą połączonych ciałach widmowych). Kahuna
ostrzegał mnie, bym nigdy nie mówił, nawet w Ŝartach: „Niech go szlag trafi”, „Mam nadzieję, Ŝe
zdechnie”, bo taką myśl moŜe zabrać jakiś wrogi duch, a potem podać ją komuś jako sugestię.
Na Hawajach nie tylko kahuni zdawali sobie sprawę z moŜliwości nasłania na kogoś złego ducha.
Zwykli ludzie teŜ o tym wiedzieli i, co więcej, czynili z tego uŜytek, gdy doznawali krzywd, a nie mogli
za nie odpłacić. Poszkodowany człowiek przyzywał wówczas, drogą telepatii lub wysiłku
intelektualnego, ducha jakiegoś zmarłego bliskiego krewnego i odprawiał rytuał zwany „narzekaniem,
gderaniem” szczegółowo wyliczał wszystkie swoje krzywdy.
Podaję niŜej dwa przykłady owego rytuału.

Przypadek 27
Ataki duchów zmarłych osób na pozostających przy Ŝyciu sprawców ich krzywd

Uwagi wstępne:
Jak juŜ wyjaśniłem przy okazji omawiania modlitwy śmierci, niŜsze Ja kaŜdego człowieka
przewaŜnie samo zabezpiecza się przed wszelkiego rodzaju duchami, grasującymi po świecie.
Zazwyczaj dysponuje on większym ładunkiem siły Ŝyciowej niŜ atakujący je duch, chyba Ŝe owego
ducha nasłał jakiś kahuna, zaopatrujący go w duŜą dawkę energii. Z tego względu człowiek potrafi
odeprzeć atak mniej naładowanego energią napastnika. To właśnie niŜsze Ja kaŜdego z nas posiada
to, co nazywamy wraŜliwością psychiczną. Odczuwa więc obecność duchów, której nasze średnie Ja
jest zupełnie nieświadome:
Zdarza się, Ŝe mamy głębokie poczucie winy z powodu jakiegoś rzeczywistego lub
wyimaginowanego grzechu. Czasami takie poczucie winy przybiera postać kompleksu. W takich
przypadkach jeśli atakuje nas jakiś „karzący” duch i usiłuje zaszczepić nam ukształtowaną myśl o
chorobie, wypadku czy innym nieszczęściu jako formie odwetu za nasze grzechy, nasze niŜsze Ja
moŜe potulnie zaakceptować taką sugestię, przekonane, iŜ rzeczywiście zasługuje na karę.
Taki kompleks winy stanowi nasz słaby punkt w obronie przeciwko złym duchom, szczególnie
wtedy, gdy naprawdę kogoś zraniliśmy, nie dając mu zadośćuczynienia i nie otrzymując przebaczenia.
Średnie Ja jest wówczas przekonane, iŜ winne jest karygodnego czynu. Kahuni znali ten sekret i byli
świadomi jego olbrzymiego znaczenia. Niestety, twórcy wielkich religii i rzesze ich wyznawców miewaj
ą tylko słabe przebłyski owej prawdy i zupełnie jej nie pojmują. Tylko teozofowie, którzy zapoŜyczyli
swe poglądy głównie z Indii, dostrzegają niebezpieczeństwo ze strony niewidzialnych istot i mówią o
groźbie przerwania naszej powłoki astralnej, wskutek czego atakujące duchy miały łatwy dostęp do
swych ofiar.
Teza o przerwaniu astralnego czy widmowego ciała nie wyjaśnia jednak, dlaczego media, przez
wiele lat obcując z duchami, nie są przez nie opętane ani krzywdzone. Pogląd ten nie uwzględnia
równieŜ roli, jaką odgrywa w zetknięciu człowieka z duchem siła Ŝyciowa, ani teŜ roli kompleksu w
ludzkiej psychice.
Opis przypadków:
(A) W Honolulu studiowałem przypadek ataku złego ducha na brata mego chińsko-hawajskiego
przyjaciela. Ów młodzieniec miał sympatię, piękną Hawajkę. ChociaŜ jeszcze się jej nie oświadczył,
wszystkim było wiadomo, Ŝe zrobi to niebawem, gdy tylko warunki finansowe pozwolą mu się oŜenić.
Kiedy nowy interes przy wydobywaniu soli zaczął juŜ funkcjonować, do sprawy wmieszał się ojciec
młodzieńca. Chciał, na mocy przyjętego w Chinach prawa, sam wybrać narzeczoną dla syna. Chłopak
kochał i szanował ojca, i chociaŜ znalazł się w przykrej i kłopotliwej sytuacji, zgodził się, Ŝe przestanie
adorować hawajską dziewczynę i zostawi czas ojcu, by wybrał mu Ŝonę. Zdawał sobie sprawę, Ŝe
dziewczyna boleśnie odczuje zerwanie. Był jednak tak przepełniony poczuciem winy i wstydem, Ŝe
nawet nie próbował iść do niej i wyjaśnić, co się stało. Bez wątpienia wytworzył w sobie wówczas
kompleks winy, który umiejscowił się w jego niŜszym Ja i który w zupełności podzielało średnie Ja,
przekonane, Ŝe chłopak wyrządził dziewczynie krzywdę.
Przez jakiś czas dziewczyna chodziła ze złamanym sercem. Potem wpadła w złość,
uświadomiwszy sobie, jak została potraktowana, bez jednego słowa wyjaśnienia. Postępując zgodnie
z tradycją swego ludu, zaczęła „narzekać”, wzywając ducha swej ukochanej babki, aby pomścił jej
krzywdę.
Niebawem młodzieniec zaniemógł na jakąś dziwną chorobę. Mdlał nagle, w najbardziej
nieoczekiwanych momentach. Kiedyś zasłabł i wpadł do ognia, doznając dotkliwych poparzeń. Innym
razem zemdlał, jadąc do kopalni soli, rozbił samochód i ledwie uniknął powaŜnych obraŜeń. Kiedy
indziej stracił przytomność i upadł na łóŜko z zapalonym papierosem w ręku. Pościel się zapaliła i
znowu uległ poparzeniu. Chodził na konsultację do trzech lekarzy, ale Ŝaden z nich nie potrafił
postawić diagnozy i wyjaśnić przyczyn jego kłopotów. Prawie od samego początku choroby jego
hawajska matka nakłaniała go, aby zwrócił się o radę do jakiegoś kahuny. On jednak był człowiekiem
o bardzo nowoczesnych poglądach, a w szkole uczono go, Ŝe kahuni są tylko i wyłącznie
zabobonnymi szarlatanami.
Kiedy jednak Ŝadne leczenie nie odniosło skutku, zrobił tak, jak radziła mu matka. Kahuna,
męŜczyzna w podeszłym wieku, wysłuchał całej historii. Przez jakiś czas siedział w milczeniu, z
zamkniętymi oczami, po czym uniósł głowę i oświadczył, Ŝe wyczuwa bliską obecność ducha jakiejś
starej Hawajki. Od owego ducha dowiedział się, Ŝe chłopak popełnił jeden z najgorszych grzechów –
skrzywdził kogoś, kto go kochał i darzył zaufaniem. Duch babki czyni zatem wszystko, by pomścić tę
zniewagę.
Młody człowiek był zdumiony. Przyznał się do winy i spytał, co powinien teraz uczynić. Kahuna
wyjaśnił mu stare prawo Hawajczyków, Ŝe nikomu nie wolno krzywdzić bliźniego, ani fizycznie, ani w
jego mieniu, ani w uczuciach. Są to jedyne grzechy i jest na nie tylko jedno lekarstwo. Winny musi
naprawić wyrządzone zło i uzyskać przebaczenie od osób, które skrzywdził.
Chłopak poŜegnał się i poszedł prosto do dziewczyny. Spotkał się z pogardą i gniewem. Nie
szczędził jednak wysiłków, by dziewczyna zrozumiała jego sytuację. Szyderczo odrzuciła propozycję
pojednania. Następnego dnia wrócił z podarunkami i powtórnymi przeprosinami. Trwało to kilka dni. W
końcu jego błagania skruszyły gniew dziewczyny i obudziły w niej współczucie. Przebaczyła mu i
zgodziła się iść z nim do starego kahuny, aby dowiedział się on o załagodzeniu sprawy.
Kahuna zdawał się juŜ na nich czekać. Pochwalił dziewczynę za jej dobre serce i wezwał ducha jej
babki, aby był świadkiem, Ŝe zło zostało naprawione i winowajcy udzielono przebaczenia.
Podziękował duchowi, Ŝe przyczynił się do wymierzenia sprawiedliwości, i poprosił go o zaniechanie
dalszych ataków. Gdy babka przystała na jego prośbę, wziął wiązkę liści ti i naczynie z morską wodą.
Pokropił dziewczynę i powietrze w miejscu, gdzie stał duch babki. Wypowiedział z sugestywną mocą
słowa przebaczenia kala. Następnie odprawił ducha i dziewczynę i zwrócił się do młodzieńca. Wyjaśnił
mu, Ŝe kala („przywrócenie światła”), czyli oczyszczenie, jest sprawą o wiele trudniejszą.
PoniewaŜ chłopak był winien i jego poczucie winy umoŜliwiało duchowi babki swobodne
umieszczenie w jego psychice myśli o zemdleniu, to nawet teraz, choć uzyskał juŜ wybaczenie, jego
własne niŜsze Ja mogłoby go nadal karać, jeśli nie zostanie dobrze oczyszczone.
Aby oczyścić chłopaka z grzechów i dokonać ceremonii przebaczenia, kahuna musiał więc uŜyć
bardzo silnego i skutecznego środka, który na zawsze miał wyleczyć młodzieńca z jego przypadłości.
Przyniósł kurze jajko, trzymając je długo w rękach i nucąc półgłosem słowa nakazujące mocy
uzdrowicielskiej i sile wybaczenia wniknąć do jajka.
Kiedy juŜ napełnił jajko siłą Ŝyciową, stanął przed chłopakiem i polecił mu wstrzymać oddech tak
długo, jak potrafi. Gdy juŜ będzie mu brakowało powietrza, ma tylko wyciągnąć rękę. Wtedy kahuna
wręczy mu filiŜankę z chińskiej porcelany, do której wbił surowe jajko. Bez wciągania powietrza
chłopak miał połknąć zawartość filiŜanki. W tym samym czasie wypowiedziane zostaną słowa
przebaczenia, które wzmocnione siłą zawartą w jajku spowodują całkowite oczyszczenie z win i
wyleczą chorobę.
Wszystkie te instrukcje młodzieniec wypełnił co do joty. Kahuna podał sugestię przebaczenia,
rozgrzeszenia z win i rozwiania wszystkich obaw przed karą. Powtarzał kilkakrotnie słowa sugestii,
nacierając energicznie Ŝołądek chłopaka, gdy ten przełknął jajko i zaczął normalnie oddychać. Po tych
zabiegach kahuna oświadczył z zadowoleniem, Ŝe teraz choroba została juŜ uleczona. Ostrzegł
pacjenta, aby jak najszybciej zapomniał o całej sprawie, po czym z podziękowaniem przyjął zapłatę za
swoją pracę.
Zbadałem ten przypadek dokładnie. Skrupulatnie sprawdziłem i zanotowałem wszystkie szczegóły
przebiegu leczenia. Jeszcze kilka lat po tym wydarzeniu utrzymywałem kontakt z moim młodym
przyjacielem. Ataki omdlenia nigdy więcej się nie powtórzyły.
(B) Inne zdarzenie, które przestudiowałem równie dokładnie, miało miejsce na Hawajach, a
dotyczyło tamtejszego młodego małŜeństwa, ich malutkiej córeczki oraz matki męŜa. .
MąŜ, jedyny syn swojej matki, obiecał jej kiedyś, Ŝe jeśli jego pierwszym dzieckiem będzie
dziewczynka, da jej imię babki. Kiedy rzeczywiście po kilku latach urodziła mu się córeczka, zapomniał
o swym przyrzeczeniu albo je zlekcewaŜył, poniewaŜ jego Ŝona zaczęła juŜ nazywać dziecko
imieniem, które sama wybrała.
Babka dziewczynki była bardzo zawiedziona. Z biegiem czasu syn i synowa, zajęci własnymi
sprawami, odwiedzali ją coraz rzadziej, a ona czuła się coraz bardziej uraŜona i narastało w niej
uczucie złości. Gdy dzieci nadal ją zaniedbywały, zaczęła skarŜyć się duchom swych bliskich
krewnych. Prosiła je, by wpłynęły na syna i synową, Ŝeby przestali ją lekcewaŜyć.
Jak później wyjaśnił kahuna wciągnięty w tę sprawę, młodzi ludzie nie zdawali sobie sprawy, Ŝe
zranili uczucia matki. Byli tak bardzo zapracowani, Ŝe nie mieli Ŝadnego poczucia winy wobec babki.
Dlatego teŜ duchy, które próbowały ich zaatakować i wymierzyć im karę, nie mogły nic wskórać.
Odkryły jednak, Ŝe dziecko nie jest odporne na ich ataki, kaŜdego dnia zatem po trochu zabierały
małej siłę Ŝyciową. Słabła z dnia na dzień, była bardzo chorowita i nie reagowała na środki
przepisywane przez lekarzy.
Dziewczynka nie ukończyła jeszcze dwóch lat Ŝycia, kiedy została zabrana do szpitala dziecięcego
w Honolulu. Tam stawała się coraz słabsza, aŜ pewnego dnia zawisła nad nią groźba śmierci.
PrzeraŜeni i zdesperowani rodzice zabrali dziewczynkę ze szpitala i od razu zawieźli ją do
mieszkania trojga starych Hawajczyków. Wszyscy, dwie kobiety i męŜczyzna, byli kahunami o róŜnych
stopniach zdolności i zawsze pracowali razem. MęŜczyzna był najbardziej uduchowiony. Nazywano go
Makaula, czyli oko.
Nie tracono czasu. Stary przyniósł proste urządzenie słuŜące jako sprzęt do patrzenia w kryształ.
Była to mała kalabasa w kształcie wyŜłobionej dyni, wypełniona wodą i z okrągłym. czarnym
kamieniem w środku. Od czasu do czasu kahuna polewał kamień wodą, a na czarnej błyszczącej
powierzchni ukazywały mu się obrazy pozwalające ustalić przyczynę choroby dziecka.
Dwie kobiety przyniosły parujący napar z liści ti i zaczęły opłukiwać nim małą, kładąc po kolei ręce
na jej ciele i nucąc starą pieśń o uzdrowieniu. (Te stare pieśni rytualne często mają piękne słowa i
doskonałe rymy w tubylczym języku). Przed zabraniem jej ze szpitala dziewczynka miała atak
konwulsji, a potem słabo pojękiwała. Teraz uspokoiła się i zasnęła.
Stary kahuna zakończył pracę i wstał, zesztywniały, z ciemnego kąta, gdzie tradycyjnym
sposobem, na czworakach, wpatrywał się w kamień. Oświadczył, Ŝe właśnie „łowił” we wszystkich
kierunkach (chodziło tu zapewne o nici substancji widmowej aka, rozchodzące się od pacjenta we
wszystkie strony. Kahuna chciał znaleźć coś lub kogoś związanego taką nicią z dziewczynką. Owe nici
określił teŜ jako „wędki”). Znalazł kilka bardzo rozgniewanych duchów i ujrzał jakąś mocno wzburzoną
starszą panią z krwi i kości, którą wziął za babkę dziewczynki. Zadał młodym ludziom kilka pytań, by
potwierdzić swe przypuszczenia. Powiedział im, Ŝe babka została zraniona i poskarŜyła się duchom
krewnych na swego syna i synową. Rezultat okazał się taki, Ŝe duchy zaatakowały dziecko.
Młody ojciec był przekonany, Ŝe z pewnością zaszła tu jakaś pomyłka. Jego matka nigdy by czegoś
takiego nie zrobiła. Wypadł jednak z domu, aby za wszelką cenę czym prędzej sprowadzić matkę.
Kiedy w pośpiechu przybył na miejsce, stwierdził skonsternowany, Ŝe kahuna miał rację. Matka
zaczęła mu złorzeczyć i skarŜyć się na swój los. Uspokoiła się dopiero wtedy, gdy zdołał wreszcie jej
powiedzieć, iŜ to wnuczka doznała kary, a nie on i jego Ŝona. Babka zaś wcale nie zamierzała
krzywdzić dziecka. Ze łzami w oczach udała się śpiesznie w towarzystwie syna do domu kahunów.
Starszy kahuna odstawiwszy juŜ na bok naczynie z czarnym kamieniem, zadał babce kilka pytań.
Dowiedział się o jej zranionych uczuciach i o skargach zanoszonych w zaświaty. Skarcił ją za to ostro,
jeszcze bardziej zwymyślał parę małŜonków i wezwał duchy, pytając je, co – ich zdaniem – powinni
teraz zrobić młodzi rodzice w celu zadośćuczynienia za swoje przewinienie. Zgodzono się
jednomyślnie, Ŝe dziecko powinno nosić imię babki, a młodzi nie będą jej więcej lekcewaŜyć. Wśród
łez i śmiechu przebaczono sobie wzajemnie wszystkie winy. Stary Hawajczyk na wszelki wypadek
pokropił wszystkich wodą, łącznie z duchami, z wyjątkiem śpiącego dziecka.
Wypowiedział słowa oczyszczenia i ostrzegł wszystkich, by nie myśleli i nie wspominali juŜ o tych
kłopotach. JeŜeli zdarzy się, Ŝe znów przypomną sobie o owych przykrych wypadkach, natychmiast
mają zmówić modlitwę o przebaczenie, Ŝeby nie wytworzyło się w nich jakieś poczucie winy i nie
spowodowało nowych problemów.
Dziewczynka wyzdrowiała w cudowny sposób. Wkrótce stała się silna i Ŝwawa. Ona i jej młodzi
rodzice cieszyli się dobrym zdrowiem, dopóki nie opuściłem wyspy i nie straciłem z nimi kontaktu.

Komentarz:
W obu tych przypadkach zastosowano sugestię wraz z bodźcem fizycznym. Nie moŜna chyba
lepiej zademonstrować działania obu tych czynników, jak w opisanym przypadku z młodym
człowiekiem, który wstrzymawszy oddech, połknął surowe jajko mocno naładowane siłą Ŝyciową,
otrzymując równocześnie sugestię, by usunął z siebie kompleks winy i tym samym wyleczył się z
choroby.
W drugim przypadku sugestia nie mogła mieć Ŝadnego wpływu ze względu na zbyt młody wiek
dziecka (niespełna dwa lata). Stąd teŜ często spotykane na wyspach poglądy, Ŝe cała magia kahunów
polega tylko na sugestii, nie mają racji bytu. Fakt, Ŝe nawet dziecko zostało zaatakowane w tak groźny
sposób, wskazuje na powaŜne niebezpieczeństwo mogące grozić ze strony rozeźlonych duchów. Aby
więc uchronić siebie i dzieci przed ich atakami, nie naleŜy w Ŝaden sposób ranić uczuć naszych
bliźnich. JeŜeli juŜ musimy zrobić lub powiedzieć coś, co zrani inną osobę, to przedtem musimy takŜe
znaleźć mocne podstawy i wytłumaczenie dla naszych słów i czynów. A najczęściej lepiej jest
samemu ścierpieć pewne sprawy, niŜ skrzywdzić kogoś, kto nie będzie zdolny wyjaśnić sobie
przyczyny naszego postępku.
Dawniejsi Hawajczycy, wychowani na starych tradycjach, bardzo zwaŜali na to, by nikomu nie
wyrządzić szkody i nikogo nie obrazić. Starali się zwalczać w sobie uczucia zazdrości i niechęci. W
tym celu szczodrze dzielili się z innymi ludźmi dobrami tego świata. W wyniku postępowania opartego
na takich zasadach rozwinęła się tam społeczność słynna z grzeczności i gościnności.

LECZENIE CHORÓB UMYSŁOWYCH jest dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, jest to leczenie osób
opętanych szaleństwem i róŜnego typu maniami. W drugim przypadku leczy się chorych, u których
komórki kory mózgowej uległy okaleczeniu, zniszczeniu lub innym fizycznym defektom.
JeŜeli dziecko rodzi się z anomalią mózgu, w jego ciele moŜe sprawnie funkcjonować tylko niŜsze
Ja, nigdy zaś średnie, czyli świadomość. NiŜsze Ja potrafi uczyć się tylko w takim zakresie, w jakim
uczą się zwierzęta. Taki człowiek nie umie korzystać nawet z właściwego niŜszemu Ja rozumowania
dedukcyjnego i pozostaje idiotą.
Kahuni twierdzili, Ŝe siedzibą „umysłu” niŜszego Ja jest jego widmowe ciało, i Ŝe ów „umysł” jest w
kontakcie z podobnym „umysłem” naleŜącym do średniego Ja i usadowionym w widmowym ciele tego
ostatniego. Oba te umysły przewaŜnie pozostają ze sobą w łączności w okresach, gdy dwa duchy
człowieka opuszczają ciało fizyczne podczas snu czy w transie. Po śmierci człowieka oba jego Ja w
połączonych ze sobą widmowych ciałach opuszczają cielesną powłokę. Wraz z nimi odchodzą takŜe
ziemskie wspomnienia, wierzenia, kompleksy i poglądy zgromadzone w widmowym ciele
podświadomości.
Normalnie jest tak, Ŝe oba Ja korzystają z ciała i jego narządów dzięki temu, Ŝe widmowe ciała
przenikają i mieszają się ze wszystkimi częściami organizmu, łącznie z mózgiem i całym układem
nerwowym. JeŜeli w ośrodkach mózgowych lub w sieci komórek nerwowych pojawiają się jakieś braki
lub coś zostanie uszkodzone, oba duchy nie mogą sprawnie działać. Szczególnie, jeśli w jakimś
nieszczęśliwym wypadku lub w efekcie powaŜnej choroby zostaną uszkodzone tkanki mózgu uŜywane
przez średnie Ja. Średnie Ja pozbawione moŜliwości funkcjonowania w tych częściach organizmu,
staje się wówczas wygnańcem i błąka się nie wiadomo gdzie w swej niewidzialnej postaci. NiŜsze Ja
natomiast potrafi dalej Ŝyć w nie uszkodzonych częściach ciała.
W szpitalach psychiatrycznych wiele jest tego rodzaju umysłowo chorych ludzi. Średnie Ja z
łatwością wychodzi z ciała z powodu czasowego lub stałego uszkodzenia ośrodków nerwowych.
Toksyny, których źródłem jest zły stan zębów lub inne choroby, równieŜ mogą skłonić średnie Ja do
odejścia, podczas gdy niŜsze Ja funkcjonuje jak zawsze. Po wyleczeniu zębów i innych dolegliwości
średnie Ja najczęściej powraca do swej cielesnej siedziby, a człowiek odzyskuje zdrowie psychiczne.
Zdarza się, Ŝe wskutek wypadku lub w anormalnych okolicznościach oba Ja człowieka wysiedlone
zostają z ciała. Wtedy jakiś opętańczy duch moŜe zawładnąć ciałem i wykorzystywać je do swoich
celów. MoŜe teŜ być i tak, Ŝe ten obcy, niŜszy duch bierze ciało w posiadanie tylko co jakiś czas. Mówi
się wtedy, Ŝe pacjent cierpi na rozdwojenie osobowości.
W przypadkach chorób umysłowych spowodowanych opętaniem, pacjenta moŜemy uznać za
ofiarę zupełnej lub częściowej amnezji, o ile opętanie pochodzi od zwykłego ducha, składającego się z
niŜszego i średniego Ja. Kiedy taki duch wypędza prawowitego właściciela z ciała i wstępuje na jego
miejsce, przynosi ze sobą cały zasób wspomnień z Ŝycia innej osoby, zgromadzonych w jego niŜszym
ciele widmowym. Wnosi teŜ swoje średnie Ja z charakterystycznym dla niego sposobem
rozumowania. Są to bardzo rzadko spotykane przypadki choroby umysłowej, poniewaŜ opętująca para
duchów jest tu zupełnie normalna i zdrowa.
Dobrym przykładem jest tutaj słynny przypadek Anzelma Bourne'a. Ów człowiek nagle zmienił
osobowość i wszystkie swoje wspomnienia. Wyszedł z domu i udał się do innego mieszkania, które
pamiętał. Sądząc, iŜ jest sklepikarzem o nazwisku Albert John Brown, przybył w końcu do Norristown,
w stanie Pensylwania, i otworzył mały sklepik. Niebawem pierwotnej osobowości udało się znowu
opanować ciało i pewnego dnia człowiek ten obudził się w dziwnej okolicy i otoczeniu, którego
zupełnie nie znał. Wrócił więc do swego poprzedniego domu w Providence (stan Rhode Island). Tam
poddał się leczeniu, prowadzonemu przez parę sławnych psychologów. Zahipnotyzowali go i pod
hipnozą zmusili opętującego ducha, by porozmawiał z nimi ustami pana Bourne'a i szczegółowo
opowiedział, co uczynił, kiedy zapanował nad ciałem.
Bywają duchy, które wolą przebywać w bliskości jakiejś Ŝywej istoty i podkradać jej niewielkie
dawki siły Ŝyciowej, jeŜeli nie są zdolne ukraść całego ciała. Takie duchy często moŜna przywołać
podczas seansów hipnotycznych i skłonić, by weszły do czyjegoś ciała i przez nie przemawiały. Ze
względu na tę łatwość kontaktu przypuszczano, iŜ są one odszczepionymi częściami osobowości
pierwotnej. Kiedy drogą wielokrotnego stosowania sugestii hipnotycznej zmusza się owe opętane
„odgałęzienia” osobowości do przyjęcia nakazów w rodzaju: „Połączcie się z główną osobowością”,
powstaje w rezultacie niezwykle dziwna sytuacja. Dochodzi do tego, Ŝe duch opętujący, jeśli jest tylko
niŜszym Ja, a nie całkowitym, niŜszo-średnim intruzem, moŜe znaleźć się pod kontrolą władającego
ciałem właściwego średniego Ja. Wówczas jedna osoba ma pamięć dwóch niŜszych Ja. W przypadku
badanym przez doktora Prince'a dziewczyna, którą co jakiś czas opanowywał obcy duch, potrafiła
przypomnieć sobie wszystko, co w owych okresach robiła. Z tego względu wysnuto wtedy wniosek, Ŝe
jej osobowości połączyły się ze sobą.
Kiedy duchem opętującym jest tylko średnie Ja, a więc obca świadomość, u pacjenta występują
zmiany temperamentu i upodobań, ale nigdy pamięci. W ten sposób została opętana ospała i tępa
pacjentka doktora Azama, Felida X. W normalnym stanie była nudną, chorowitą dziewczyną. Pod
rządami osobowości-najeźdźcy (niewątpliwie jakiegoś średniego Ja) stawała się wesoła, inteligentna i
energiczna. Okresy opętania początkowo występowały co 5-6 dni, później opętujący duch trzymał
ciało w swym posiadaniu coraz dłuŜej, aŜ w końcu opanował je na stałe. PoniewaŜ odmieniło to
dziewczynę na lepsze, i to pod wieloma względami, rodzice z zadowoleniem przyjęli takie
przeobraŜenie. Doktor Fodor, opowiadając o tym przypadku, zawsze wskazuje na bardzo waŜny fakt,
Ŝe u dziewczyny „pamięć w stanie wtórnym pozostawała bez zmian”. Świadczy to o tym, iŜ jej niŜsze
Ja było stale to samo, a zmieniało się tylko średnie Ja.
NOWOCZESNE LECZENIE umysłowo chorych koncentruje się na przywróceniu pacjentowi
normalnych warunków zdrowia, o ile choroba umysłowa wystąpiła na skutek chorób lub obraŜeń
fizycznych. Powszechny wzrost wskaźnika schorzeń psychicznych, określanych przez lekarzy jako
„rozszczepienie osobowości”, czyli schizofrenia, obserwuje się na całym świecie. W większości
przypadków, opętania dokonuje jakieś niŜsze Ja, w czasie gdy średnie Ja albo zostało wypędzone z
ciała człowieka, albo teŜ nie jest ono zdolne zapanować nad intruzem. Charakterystyczną cechą
takich schorzeń jest utrata normalnej pamięci pacjenta, co świadczy o zmianach w jego niŜszym Ja. W
tego typu chorobach istnieje teŜ inny szczególny objaw wskazujący bezpośrednio na udział niŜszego
Ja, a mianowicie tendencja do Ŝycia w wyśnionym, wyimaginowanym świecie, bez zwracania
najmniejszej uwagi na otaczającą rzeczywistość. Pacjenci przewaŜnie nie rozpoznają najbliŜszych,
kochanych osób, z wyjątkiem okresów tzw. „przebłysków świadomości”, kiedy to opętujący duch
wychodzi na jakiś czas z ciała, a powraca duch właściwy.
Leczenie hipnozą w takich wypadkach od dawna uwaŜano za bezskuteczne. Chory nie zwraca
bowiem Ŝadnej uwagi na otoczenie i zdaje się odrzucać wszystkie sugestie hipnotyczne. Jest to
całkiem zrozumiałe, jako Ŝe obce Ja, czyli opętujący duch, ma własny zespół przekonań i pragnień, a
sugestie sprzeczne z nimi są po prostu odrzucane.
Do dzisiaj najbardziej skutecznym ze stosowanych zabiegów jest wstrząs insuliną lub prądem
elektrycznym. Jeśli ból wywołany tą metodą jest wystarczająco dokuczliwy, duch opętujący ucieknie, i,
jako istota nie umiejąca logicznie myśleć, nie rozumiejąc istoty zabiegu, wyciągnie wniosek, Ŝe ciało
na zawsze juŜ pozostanie miejscem przykrym do zamieszkania. Kiedy ból ustąpi, pierwotny duch
pacjenta będzie mógł swobodnie powrócić do ciała.
METODA LECZENIA OBSESJI STOSOWANA PRZEZ KAHUNÓW takŜe polega na zaaplikowaniu
szoku, wypędzającego niŜsze typy opętujące człowieka. Wstrząsu dokonywano przez zgromadzenie
w ciele uzdrawiacza olbrzymiego ładunku siły Ŝyciowej i przekazanie go choremu wraz z rozkazem, by
duch-intruz stał się bezsilny i został wyrzucony z ukradzionego ciała.
Kahuni często uŜywali swych zdolności psychicznych, aby wyczuć obecność prawowitych duchów
pacjenta i poinstruować je, by czekały w pobliŜu jego ciała i przygotowały się do objęcia rządów, kiedy
obcy duch zostanie wypędzony. Częstokroć proszono o pomoc duchy zmarłych i przewaŜnie ją
otrzymywano. śyczliwe osoby mieszkające na tamtym świecie potrafiły wchłonąć w siebie wielkie
ładunki sił Ŝyciowych z istot Ŝywych i wzmocniwszy w ten sposób swą .,wolę” i widmowe ciało, mogły
zapanować nad opętującym duchem, gdy został on wydobyty z ciała chorego człowieka. Wówczas
często udawało się połączyć tego ducha w parę z jakimś średnim Ja, które utraciło towarzystwo
swego niŜszego Ja. Całkiem prawdopodobne, Ŝe oba Ŝyły kiedyś razem w jakimś ciele, zanim je
rozdzielono. (Takie ponowne skojarzenie niŜszego i średniego Ja było wskazane, poniewaŜ usuwało
niebezpieczeństwo dalszych ataków na niŜsze Ja, nielogicznie myślące i nie pilnowane przez
właścicieli).
Wstrząsowa metoda, kahunów, korzystająca z siły Ŝyciowej jako czynnika wywołującego szok, ma
jeszcze tę zaletę, Ŝe zmusza opętane niŜsze Ja do zaakceptowania ukształtowanej myśli jako sugestii
– myśli o opuszczeniu ukradzionego ciała. Wskutek obecności w opętującym duchu kompleksów i
związanych z nimi utrwalonych przekonań, nawet bardzo silne sugestie nie zawsze były przyjmowane
i wykonywane, chociaŜ uwaŜano, Ŝe sugestia podana wraz z wystarczająco duŜym ładunkiem siły
uderzeniowej moŜe przełamać przeszkody i usunąć wszystkie przeciwne ukształtowane myśli,
przynaleŜne opętującemu duchowi.
ChociaŜ nie omówiliśmy jeszcze szczegółowo metody leczenia przy pomocy WyŜszego Ja, moŜna
stwierdzić, iŜ kahuni wierzyli, Ŝe Ŝadna ludzka choroba nie leŜy poza zasięgiem jego uzdrowicielskiego
wpływu. Ono bowiem szczególnie łatwo daje sobie radę z niŜszymi duchami opętującymi ludzi. Ta
prawda była od wieków częścią wiedzy religijnej wyznań całego świata. Kiedy chrześcijanie wyczuwali
blisko siebie obecność złego ducha, robili znak krzyŜa i modlili się przez Jezusa do Jego Ojca. W
Indiach rytuał ten przybrał formę intonowania świętego Om. W innych częściach świata równieŜ
odprawiano podobne ceremonie. wzywając na pomoc NajwyŜsze Istoty. Noszono amulety i talizmany.
Ściskano je kurczowo w rękach podczas modlitwy o opiekę. ChociaŜ urojone niebezpieczeństwa
tysiąckrotnie przewyŜszały ilością rzeczywiste, zasadnicza myśl we wszystkich tego rodzaju
praktykach opierała się na wierze, Ŝe kaŜda prośba o pomoc dociera do WyŜszego Ja. Rolę bodźców
fizycznych odgrywało rytualne czynienie znaku krzyŜa, intonowanie pieśni religijnych, ściskanie krzyŜy
czy amuletów. Miało to skłonić niŜsze Ja suplikanta do zaniesienia modlitwy jego WyŜszemu Ja.
Większość niŜszych duchów, wobec których naleŜy podjąć środki ostroŜności, nosi w sobie
utrwalony strach przed istotami wyŜszymi. Te obawy zostały przeniesione jako wspomnienia z
czasów, kiedy owe niŜsze świadomości przebywały w świecie materialnym. JeŜeli były kiedyś
podświadomościami chrześcijan, będą nadal wierzyć w Boga i Jezusa. Gdy źle czyniąc, natkną się na
znak krzyŜa i modlitwę, uciekną z przeraŜeniem. Pewien człowiek, którego z dumą zaliczam do moich
przyjaciół, biskup James z Londynu, wielokrotnie i bardzo skutecznie dokonywał obrządku
egzorcyzmów, by wypędzić ohydne zjawy z prześladowanych domów i zamków rozrzuconych po całej
Europie.
Niektóre zjawy okazały się niŜszymi Ja barbarzyńców Ŝyjących przed tysiącami lat. (Takie
przypadki moŜna spotkać i dzisiaj w starych, bardziej zaludnionych okolicach, gdzie cywilizacja i Ŝycie
społeczne istniały juŜ od dawna). Ostatnio w jednym z listów otrzymanych z Anglii znalazłem historię o
pewnym duchu, który uczepił się małego chłopca, w chwili gdy dzieciak znalazł na plaŜy oryginalny
błyszczący kamień. Chłopiec był na tyle wraŜliwy psychicznie, Ŝe ujrzał widmowe ciało karłowatego,
starego dzikusa. Z początku podobało mu się, Ŝe dzikus bawi się z nim i próbuje porozumiewać za
pomocą znaków migowych. Z czasem stał się jednak zbyt uciąŜliwy i nudny. Wymagał, by stale
poświęcano mu uwagę. Pojawiał się ciągle nie wiadomo skąd, próbując zwrócić na siebie uwagę
chłopca. Chodził za nim krok w krok, przymilał się i dotykał swymi widmowymi rękami.
Chłopiec miał przyjaciela, który takŜe widział karła w wytartym skórzanym ubraniu. Dał owemu
przyjacielowi kamień w podarunku, a wraz z nim ducha. Niebawem drugi chłopak został częściowo
opętany. Okresy opętania stawały się za kaŜdym razem coraz dłuŜsze. Lekarzom nie udawało się
dotrzeć do źródła problemu, aŜ pewien duchowny Kościoła anglikańskiego, który posiadał wyjątkową
wiedzę psychologiczną, a takŜe znał częściowo sekrety kahunów, dowiedział się o tym przypadku i
postanowił wypędzić starego ducha. Kościelne egzorcyzmy pomogły tylko na pewien czas. Duchowny
wezwał więc na pomoc kilku znajomych o zdolnościach mediumistycznych. Poradzili mu oni, by do
kościelnego rytuału egzorcyzmów uŜył wysiłku własnej woli i zmusił ducha do wejścia w szklaną
butelkę. Musiał przy tym zastosować wszystkie znane sobie środki ostroŜności przeciwko duchowi,
który mógłby próbować opętać jego samego. Później naleŜało wrzucić butelkę i kamień do morza, a
wtedy chłopiec odzyska równowagę psychiczną.
Duchowny zastosował więc pełny rytuał kościelny, by oczyścić całe swe otoczenie, miejsce, w
którym stał, i własną osobę. Wezwał zjawę, aby opuściła kamień i przybliŜyła się do niego. Stary duch
przybył w szczególny sposób. Pojawił się jako kłąb białej mgły pełznącej po podłodze do stóp
duchownego, który od jej dotyku poczuł charakterystyczny chłód. Od razu podał sugestię hipnotyczną,
by duch wszedł do trzymanej przez niego butelki. Chłód ogarniał stopniowo jego łydki i kolana, po
czym nagle zniknął. Obecna przy tym medium-kobieta powiedziała, Ŝe widzi ducha spełniającego
wszystkie rozkazy, a w końcu znikającego w butelce. Butelkę zalakowano i razem z kamieniem
wrzucono do morza. Chłopiec nigdy juŜ nie był niepokojony. Zabieg był więc skuteczny. Później
dowiedziałem się za pośrednictwem medium, Ŝe stary dzikus był w jakiś sposób związany z
kamieniem i dzięki niemu mógł kontaktować się z chłopcami.
Jest wielce prawdopodobne, Ŝe po śmierci ludzie nadal związani są z pewnymi przedmiotami, które
za Ŝycia traktowali jak skarby i bardzo cenili. Sam słyszałem o wielu takich przypadkach. MoŜliwe teŜ,
Ŝe trzymany przez człowieka cenny przedmiot oŜywia siłą Ŝyciową dawne nici widmowej substancji,
które łączą ową rzecz z poprzednim właścicielem i przyciągają go do Ŝywych. To oczywiste, Ŝe
wziąwszy do ręki kamień, chłopcy nawiązali kontakt z dzikusem i umoŜliwili mu wykradzenie im siły
Ŝyciowej. Tak wzmocniony i sprowadzony na ziemię, dzikus próbował ukraść równieŜ i ciało.
Wszystkie te wydarzenia świadczą niezbicie o tym, Ŝe niŜsze duchy przebywające po tamtej
stronie Ŝycia trzymają się bardzo długo swoich przekonań, które zabrały ze sobą na tamten świat.
Jeśli odłączyły się od swych rozumnych średnich Ja, nie potrafią same uŜywać rozumu, by nauczyć
się nowych pojęć, rozpoznać swój stan i uczynić postępy. Pozostają „przywiązane do ziemi”, nie
pojmując znaczenia zmian, jakie przyniosła im śmierć fizyczna. Pragną usilnie wrócić do jakiegoś
ziemskiego ciała, by dalej prowadzić Ŝycie, które znają.
My, ludzie cywilizowani, rozumiemy, jak niebezpieczne jest zamykanie umysłowo chorych w
szpitalach. Daje się im mieszkanie i jedzenie i od czasu do czasu stosuje zabieg wstrząsu
insulinowego lub innego. To stwarza sytuację zachęcającą wszelkie straszydła z odległej przeszłości
do przybycia na ziemię i opętania Ŝywego człowieka. Co prawda, nie postępujemy tak jak w czasach
zamierzchłych, kiedy to „szaleńców” niebezpiecznych dla otoczenia kamienowano na śmierć lub
wypędzano ze zdrowej społeczności i skazywano na śmierć głodową. Było to nieludzkie. Nie stwarzało
jednak duchom okazji do radosnego opętania ludzkich ciał, karmionych, utrzymywanych i otaczanych
opieką, jak to czyni się obecnie.
Rzecz jasna, nie moŜemy i nie chcemy wrócić do okrutnych, niehumanitarnych metod pozbywania
się ludzi chorych. Chcemy tylko lepiej poznać siły, z którymi musimy się zmierzyć, i nauczyć się
odpowiednich metod ich zwalczania.

Widzimy więc znowu, jak wiele światła rzuca teoria kahunów na ciemne plamy we współczesnej
wiedzy o nas samych.

Rozdział XVII
Kolejny sekret kahunów
Jedna z tajemnic kahunów w łonie, nazwijmy to, większej Tajemnicy głosiła, Ŝe istnieje trzecie Ja
złączone z człowiekiem i jego dwoma niŜszymi jaźniami. Kahuni znali naturę WyŜszego Ja (Aumakua)
i sposoby uzyskiwania od niego pomocy. To równieŜ naleŜało do ich Tajemnicy.
Kahuni daleko bardziej niŜ my posunęli się w swoich odkryciach. Zdawali sobie sprawę, Ŝe o
istnieniu i naturze istot wyŜszych w skali świadomości niŜ WyŜsze Ja moŜna tylko snuć domysły, nic
więcej.
Ich przypuszczenia były zgodne z ich tradycją. Sądzili, Ŝe istoty wyŜsze podobne są do niŜszych,
obecnych w człowieku. Podpisywali się pod starodawnym aksjomatem: „Co na górze, to i na dole”.
MoŜe nawet to oni go sformułowali, poniewaŜ, jak się zdaje, Ŝaden inny twórca systemu
psychologiczno-religijnego nie dysponował szczegółową wiedzą o trzech odrębnych i niezaleŜnych od
siebie duchach składających się na ludzką istotę.
Dla kahunów człowiek był bytem potrójnym – jednością trzech duchów. Sądzili zatem, Ŝe i
bogowie, a nawet Najdoskonalsza Istota na najwyŜszym, ostatecznym poziomie egzystencji, równieŜ
mają troistą naturę. MoŜe ten pogląd pochodzi od kahunów, a moŜe od kogoś innego, w kaŜdym razie
rozprzestrzenił się po całym świecie. Pojawia się w chrześcijaństwie i w buddyzmie, a nawet w wierze
w Wielkiego Ducha u Indian Ameryki Północnej.
Gdziekolwiek spotyka się symbol trójkąta, śmiało moŜna powiedzieć, Ŝe koncepcja troistej natury
człowieka, a prawdopodobnie i bogów, weszła do religii narodu. ChociaŜ prawdziwe znaczenie trzech
boków trójkąta, odzwierciedlających trzy jaźnie istoty ludzkiej, mogło z czasem zniknąć lub zostało
mylnie zrozumiane, niemniej jednak sam symbol pozostał i trwa nadal. Egipskie piramidy pokazały
światu swe cztery oblicza w kształcie trójkątów. W Ameryce Środkowej równieŜ uznano trójkąt za
symbol religijny.
Inny, dawny i szeroko rozpowszechniony, pogląd popularny wśród kahunów i późniejszych
twórców religii głosił, Ŝe kiedyś spłynęła na ziemię i wcieliła się w materię fizyczną część
ŚWIADOMOŚCI ISTOT NAJWYśSZYCH. Tym tłumaczono powstanie ziemi i niŜszych form Ŝycia.
Stąd teŜ zrodziły się rozmaite wersje UPADKU spotykane w wielu religiach. Logiczną konsekwencją
wiary w Upadek było przekonanie, iŜ wszystkie niŜsze stworzenia, na czele z człowiekiem, z powrotem
pną się w górę po kolejnych szczeblach bytu, by w końcu połączyć się z Bogiem NajwyŜszym,
ostatecznym celem wędrówki.
Religie pełne są zawiłych wzmianek o wzlotach i upadkach, ale ze względu na ograniczoność
swego umysłu człowiek, będący na poziomie średniego Ja, moŜe tylko i wyłącznie domyślać się i
przypuszczać, co dzieje się wyŜej. Drogi WyŜszego Ja w duŜej części są dla nas niepojęte, a drogi
istot jeszcze wyŜszych są zupełnie nieuchwytne. Rozmaite przekazy biblijne i inne, podobno
objawione ludzkości przez boskie istoty, wykazują w swej treści udział i inwencję umysłów na
poziomie średniego Ja. Nie ma dwóch prawd objawionych, które byłyby ze sobą zgodne. JEDYNĄ
PRAWDĄ, KTÓREJ MOśEMY BYĆ ZUPEŁNIE PEWNI, JEST ISTNIENIE WYśSZEGO JA, do
którego moŜna się zbliŜyć, by otrzymać pomoc w kłopotach codziennego Ŝycia.
Prawie kaŜda religia zawiera jakieś fragmenty wierzeń kahunów, nawet jeśli są one wypaczone nie
do poznania lub przesadnie rozwinięte i rozbudowane.
Kahuni uwaŜali, Ŝe duchy ludzkie wracają na ziemię przynajmniej raz, by powtórnie narodzić się w
ciele fizycznym. NiŜsze Ja powraca, aby stać się średnim Ja w innym człowieku. Niektóre duchy
powracają kilkakrotnie. Ale pogląd o nie kończących się inkarnacjach człowieka, jako pojedynczego
ducha w licznych kolejnych ciałach, jest przykładem rozwinięcia oryginalnej myśli do absurdalnych
rozmiarów. W chrześcijaństwie, nauce świadków Jehowy, mahometanizmie i u Indian Ameryki
Północnej ideę reinkarnacji odnajdujemy tylko w szczątkowej postaci, natomiast w najnowszej religii
objawienia opartej na biblii Oahspe nie ma Ŝadnych jej śladów.
To samo moŜna powiedzieć o doktrynie kary, która stała się kamieniem młyńskim u szyi
religioznawców Indii. Zdaje się, iŜ pierwotna jej myśl głosiła, Ŝe kiedy krzywdzimy bliźnich, otwieramy
się na ataki duchów lub tworzymy w sobie kompleksy winy, a przez to jesteśmy odcięci od
bezpośredniego kontaktu z naszymi WyŜszymi Ja. Z tego zaś wynikają rozmaite kłopoty.
Z tej pierwotnej koncepcji powstała indyjska postać karmy, jeszcze bardziej rozbudowana i
wypaczona, niŜ było to w przypadku idei reinkarnacji. Z małą dozą logiki nauczano, Ŝe ..prawo karmy”
zaczyna funkcjonować na poziomie świadomości bezpośrednio niŜszym niŜ poziom Niepojmowalnego
Boga.
Wszystkie byty poniŜej owej Doskonałości podlegały temu prawu. Aby uzupełnić logikę owego
absurdalnego przypuszczenia o warunkach panujących na nieuchwytnych dla nas poziomach
świadomości, wymyślono władców karmy, którzy egzekwowali sprawiedliwość. Mieli oni nieskończoną
ilość pomocników, których zadaniem było obserwowanie kaŜdej myślącej istoty, egzystującej na ziemi
czy na niŜszych poziomach niebios, i zapisywanie wszystkich dobrych i złych uczynków. Raporty te
miały być sporządzane na piśmie. Ale pismo wymaga ksiąg. Wymyślono więc niewidzialną księgę,
zwaną Akasza, gdzie ponoć gromadzi się wszystkie zapiski i informacje, aŜ po wsze czasy.
Władcy karmy nie karali grzeszników w czasie tej samej inkarnacji, w której winy zostały
popełnione. Często więc grzesznicy rozkwitali jak zielone drzewka wawrzynu. Ów błąd w całym
schemacie myślowym próbowano naprawić, wprowadziwszy pogląd, iŜ kara za grzechy wymierzana
jest w późniejszej inkarnacji.
Tę samą myśl o doskonałej i dokładnie wywaŜonej boskiej formie sprawiedliwości spotykamy w
Starym Testamencie, lecz nie widać tam Ŝadnych starań, by fakt opływania grzeszników w dobra
świata doczesnego zasłonić jakąś nauką o reinkarnacji. Kary czekające na winowajców w piekle były
wystarczająco skuteczne i czyniły piękny kontrast z myślą o pośmiertnej nagrodzie w niebie dla ludzi
dobrych.
W religii chrześcijańskiej znajdujemy wiele twierdzeń nie będących bezpośrednią nauką Jezusa, a
ich pierwotne źródło pochodzenia zaginęło. Miejsce władców karmy zajmuje tutaj święty Piotr,
strzegący bram do niebios, a zamiast indyjskiej księgi z zapiskami ludzkich uczynków mamy Księgę
śycia, w której w jakiś nie sprecyzowany sposób aniołowie-sprawozdawcy piszą o Ŝyciu kaŜdego
człowieka.
Ze wszystkich wielkich religii chrześcijaństwo stoi najbliŜej pierwotnych wierzeń kahunów. W
obrzędach Kościoła rzymskiego, których źródło jest dotąd nie znane, znajdujemy odpowiedniki
rytuałów odprawianych przez kahunów przy uzdrowieniach. Kahuni wymagali spowiedzi i uŜywali
wody naładowanej siłą Ŝyciową jako bodźca fizycznego, który towarzyszył wypowiadanej głośno
sugestii o przebaczeniu win pacjentowi. SłuŜyło to przełamaniu jego kompleksu winy po uprzednim
wynagrodzeniu szkód bliźnim. W kościołach katolickich przy ceremonii odpuszczania grzechów ksiądz
po spowiedzi uŜywa wody święconej wraz ze słowami przebaczenia, lecz dawno juŜ zapomniano tu o
roli, jaką odgrywa sugestia. Pokuta zadana przez kapłana przed ceremonią rozgrzeszenia, czyli
przebaczenia, ma wiele wspólnego ze starym rytuałem silnego bodźca fizycznego, nawet jeśli w grę
wchodzą przewiny nie raniące bliźnich.
Metody kahunów, polegające na egzorcyzmach wobec duchów opętujących lub straszących i
prześladujących ludzi, teŜ w jakiś sposób mają odzwierciedlenie w obrzędach kościelnych.
RównieŜ wiara kahunów w WyŜsze Ja, czyli Aumakua. zachowała się w religii chrześcijańskiej.
Jezus, zgodnie z przekazem Nowego Testamentu, modlił się do swego Ojca w niebiosach, gdy
potrzebował boskiej pomocy przy czynieniu cudów. To samo robili kahuni, tylko ich modlitwa miała
bardziej rytualną postać, więcej było przy niej rozmaitych czynności obrzędowych i symbolicznych.
Według istniejących przekazów Chrystus, nauczając swych apostołów i innych wiernych, tłumaczył im,
iŜ oni równieŜ winni modlić się do Boga-Ojca, lecz podkreślał, Ŝe modlitwa ma być w Jego imieniu.
Byłoby to logiczne tylko wówczas, gdyby Chrystus uznał siebie za WyŜsze Ja. W kaŜdym razie nie ma
najmniejszej róŜnicy, w jakiej formie zwracamy się do WyŜszego Ja o pomoc w uzdrawianiu. Dzięki
jego wsparciu moŜliwe jest chodzenie po ogniu, a owo wsparcie otrzymują wyznawcy zadziwiająco
róŜnych religii, pomiędzy którymi, co bardzo osobliwe, nie ma chrześcijan.
W indyjskiej księdze Bhagauad Gita znajduje się aluzja o istnieniu trzech duchów człowieka, ale
WyŜsze Ja kahunów pomieszane jest tam z pojęciem Ducha NajwyŜszego, będącego na zupełnie
innym poziomie bytu. (Tłumaczenie Judge'a w przekładzie na język polski brzmi: „Ci którzy we mnie
pozostają, wiedząc, iŜ jestem Adhibhũta, Adhidaivaita i Adhiyajña, poznają mnie w chwili śmierci”).
PoniewaŜ Hindusi uwaŜają, Ŝe obowiązkiem kaŜdego człowieka jest cierpieć i w ten sposób zmazać
swą dawną złą karmę, większość z nich nie modli się o pomoc do Istot WyŜszych w sprawie kłopotów
codziennego Ŝycia.
W chrześcijaństwie istnieje ciekawy i niemal unikalny sposób zastępczego odpokutowania za
grzechy. Pochodzenie owej doktryny jest nieznane, lecz bardzo przypomina przekonanie kahunów, Ŝe
moŜna od razu otrzymać przebaczenie grzechów, zamiast cierpieć pod surowym i twardym prawem
karmy aŜ do całkowitego zmazania występków. Według chrześcijan Chrystus dokonał ostatecznej i
pełnej pokuty za grzechy całego świata przez swoją śmierć na krzyŜu. Owe grzechy świata zdają się
obejmować równieŜ grzechy nowo narodzonych dzieci, które „rodzą się w grzechu” – dziwny to zaiste
dogmat. Chrześcijanin nie musi płacić za grzech, naprawiając szkody i wynagradzając straty. W
rzeczywistości byłoby to niemoŜliwe nawet w przypadku, gdyby na przykład uŜył imienia Boga swego
nadaremnie. Słów tych nie mógłby przecieŜ odwołać. Wobec tego, logicznie rzecz biorąc, musiałby
cierpieć po śmierci w piekle, by odpokutować tę przewinę. JednakŜe, zgodnie z chrześcijańskim
planem zbawienia ludzkości, moŜe on Ŝałować za grzechy i uzyskać ich odpuszczenie z rąk kapłana
lub, jeszcze lepiej, przez bezpośrednią modlitwę do Boga w imieniu jego wielkiego Syna-Odkupiciela.
Kahuni, powtórzmy to jeszcze raz, wiedzieli, Ŝe Ŝaden z Ŝyjących nie moŜe zranić Istot WyŜszych,
a wobec tego nie moŜe wobec nich zgrzeszyć. Nie uznawali więc grzechu takiego jak profanacja.
Jedynym grzechem było wyrządzenie krzywdy człowiekowi przez człowieka. Za taki grzech naleŜało
wynagrodzić pokrzywdzonemu jego straty. W Ŝaden inny sposób złoczyńca nie moŜe przekonać
samego siebie, Ŝe wyrównał rachunek i odpokutował winę. A jeśli nie dojdzie on do takiego
przekonania, nie będzie moŜliwe usunięcie jego kompleksu winy na drodze rytualnego oczyszczenia,
czyli kala – odpuszczenia grzechów i odrodzenia symbolicznego Światła.
W omawianym zagadnieniu, dotyczącym wybaczenia grzechów w religii chrześcijańskiej i
usuwania kompleksów winy w systemie kahunów, nie wolno przeoczyć niezmiernie waŜnego
momentu. OtóŜ chodzi o przekonanie chrześcijanina, iŜ jego grzech wobec człowieka jest
jednocześnie grzechem wobec Boga i Ŝe to od Boga musi otrzymać przebaczenie, nawet jeśli nie
uzyskał go od skrzywdzonego bliźniego. Kahuni natomiast w ogóle nie proszą NajwyŜszej Istoty 0
odpuszczenie win. Dla nich, jak się zdaje, jest rzeczą oczywistą, Ŝe grzesznik musi wynagrodzić straty
i sam zadbać o to, by mu przebaczono, zwracając się do osoby, którą skrzywdził. Dla przeciętnego
chrześcijanina jest to postawa zaiste przeraŜająca w swej logice. Jemu bowiem nigdy nie przyszło do
głowy, Ŝe odpuszczenie grzechów moŜe nastąpić tu, na ziemi, i moŜe go udzielić jego była ofiara.
Judaizm i nauka karmy głosiły, w równie racjonalny sposób jak kahuni, konieczność ścisłego i pełnego
odpokutowania za swoje grzechy bez Ŝadnego wymawiania się skruchą, Ŝalem lub zastępczym
odkupieniem. JednakŜe system kahunów ściśle trzymał się pojęcia samego grzechu i nie mieszał w tę
ludzką sferę bogów, których istnienia i natury moŜemy się tylko domyślać.
System Huny był dopracowany do najmniejszych szczegółów, był absolutnie logiczny i słuszny.
Cechowała go prostota i niezwykła skuteczność. A wszystko to było wynikiem dogłębnego poznania
natury ludzkich kompleksów i natury niŜszego Ja, które te kompleksy tworzy.
Zagadnienie zadośćuczynienia za grzechy naleŜałoby rozpatrzyć z innego jeszcze punktu
widzenia, a mianowicie w kontekście roli, jaką odgrywa grzech w uniemoŜliwianiu kontaktu między
niŜszym a WyŜszym Ja winowajcy. PoniewaŜ kahuni uwaŜali, Ŝe w Ŝaden sposób nie moŜna
skrzywdzić WyŜszego Ja, a i ono nie powoduje ze swej strony zerwania kontaktu między sobą a
niŜszym Ja, wynika stąd wniosek, iŜ to niŜsze Ja z powodu poczucia winy dzielonego ze średnim Ja
odczuwa wstyd i zachowuje się jak niegrzeczne dziecko, które unika widoku rodziców, wstydząc się
swych postępków.
Przypuszczalnie wynika to stąd, Ŝe niŜsze Ja, będąc nadal na poziomie zwierzęcia, nie ma
własnego poczucia dobra i zła. Wszelkie opinie w tym względzie otrzymuje od średniego Ja, które
dzięki swej zdolności rozumowania potrafi dostrzec róŜnicę między złem a dobrem. Skoro więc niŜsze
Ja bezkrytycznie przyjmuje oceny dotyczące kaŜdego postępku i w ogóle postawy wobec innych, ma
ono skłonność do rozwijania w sobie kompleksów winy w bardzo zadziwiający sposób. Kiedy juŜ raz
średnie Ja podjęło decyzję, czy uczynek jest dobry, czy zły, i decyzję tę przekazało w formie
ukształtowanej myśli niŜszemu Ja do przechowania, proces tworzenia kompleksu staje się
automatyczny. Dzieje się tak dlatego, Ŝe niŜsze Ja było świadkiem złego postępku i silnie odczuło
zmysłami fizyczne działanie raniące bliźniego. Był to bodziec fizyczny niezwykle rzeczywisty i niejako
namacalny, a gdy niŜsze Ja jest przy tym obecne, natychmiast doznaje poczucia winy,
przeradzającego się w powaŜny. cięŜki kompleks. Aby go usunąć, trzeba przekonać średnie Ja, Ŝe
winy zostały odpokutowane. Wtedy dopiero moŜna mieć nadzieję, Ŝe uda się skłonić niŜsze Ja do
pozbycia się kompleksu.
Jeśli jakiś chrześcijanin czy wyznawca innej religii wierzy, Ŝe grzesząc, obraŜa Boga, i jeśli
dopuszcza się grzesznych, jego zdaniem, czynów, ale takich, które nie ranią bliźnich, na przykład
zaniedbuje uczestnictwo w mszy świętej lub profanuje jakieś świętości, wówczas jego kompleks winy
nie jest zbyt powaŜny ze względu na brak towarzyszącego grzechowi bezpośredniego bodźca
fizycznego. W takich wypadkach powszechną metodą zadośćuczynienia jest post i inne rodzaje
samoumartwiania. PoniewaŜ takie formy pokusy są doskonałym bodźcem fizycznym, z łatwością
oczyszczają one psychikę z pomniejszych kompleksów winy spowodowanych złamaniem
dogmatycznych nakazów religijnych. Z takich to praktycznych powodów posty i modlitwy stosowano
przez długie lata jako najpopularniejszy rytuał wybaczania grzechów.
Przy grzechach zaniedbania kahuni zalecali przewaŜnie post i inne silne, choć nie bezpośrednie,
bodźce. Nieuprzejmość, lekcewaŜenie obowiązków lub jakiekolwiek inne błędy, pozostawiające w nas
uczucie zawstydzenia, to prosta droga do kompleksu winy. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z
jego obecności.
NiŜsze Ja jest naszym „sumieniem”, odkąd otrzymało wskazówki od średniego Ja, co jest dobre, a
co złe. Tę instrukcję zwykle przyjmujemy w dzieciństwie od troskliwych rodziców. Bicie i szturchańce w
duŜej mierze przyczyniają się do utrwalenia w naszym niŜszym Ja poglądów o róŜnicy między dobrem
a złem jeszcze przed ukończeniem sześciu lat Ŝycia. Jeśli ktoś ma wyrzuty sumienia za popełnione
czyny, jest to reakcja emocjonalna, nie zaś logiczna. Oczywiście, uczucie i rozum mogą teŜ działać
jednocześnie, jeŜeli średnie Ja jest zgodne co do tego, Ŝe zostało popełnione zło. Myśl tę moŜemy
Zilustrować przykładem specyficznej moralności dzikich łowców głów. Zdobycie głowy przyjaciela
uznaliby oni za cięŜki grzech, natomiast pozbawienie głowy wroga było czynem wielce cnotliwym i
bohaterskim. Głos sumienia nie jest jakimś instynktem danym człowiekowi od Boga. Jest to po prostu
naturalna reakcja emocjonalna niŜszego Ja, które zostało nauczone, Ŝe pewne rzeczy są złe, a inne
dobre.
Tylko średnie Ja moŜe grzeszyć. Zwierzęta w dŜungli poŜerają się nawzajem, nie grzesząc. A
niŜsze Ja jest przecieŜ zwierzęciem, nawet jeśli połączone jest ze świadomym Ja. A zatem grzeszyć
nie moŜe.
Jak zostało wyjaśnione wcześniej, więź między WyŜszym Ja i człowiekiem przebiega przez niŜsze
Ja i wzdłuŜ łączącego sznura z substancji widmowej wychodzącego z widmowego ciała niŜszego Ja.
JeŜeli niŜsze Ja przekonane jest o winie człowieka, odczuwa wstyd i odmawia kontaktu z WyŜszym Ja
drogą telepatyczną po niewidzialnej nici. Dlatego teŜ modlitwy nie dochodzą takŜe do NajwyŜszej
Istoty. Nie oczekuje się pomocy od WyŜszego Ja i – zgodnie z regułą, Ŝe człowiek musi mieć swobodę
działania w większości spraw – taka pomoc ani opieka nie nadchodzą. Kahuni nazywali to zjawisko
ZABLOKOWANIEM ŚCIEśKI. „ŚcieŜka”, „droga” i „światło” są słowami-symbolami wskazującymi na
więź między niŜszym i WyŜszym Ja. Hawajskie wyrazy la i ala tłumaczy się tymi trzema terminami.
Taki sam uŜytek z owych słów-symboli czyni się w Indiach i religii chrześcijańskiej, lecz w mniej
bezpośrednim i mniej konkretnym znaczeniu.
PoniewaŜ próba jednoczesnego omawiania rozmaitych religii i porównywania ich z nauką kahunów
wprowadza nieco zamieszania, lepiej będzie zestawić wierzenia kahunów z podstawowymi
działaniami, oczekiwaniami i dąŜeniami ludzkimi leŜącymi u podłoŜa religii w ogóle.
Najpierw rozwaŜmy powszechne pragnienie człowieka, by znaleźć jakiegoś „boga”, który mógłby
mu pomóc, oraz sposoby ugłaskania go, gdy zdaje się rozgniewany i zsyła na ludzkość plagi i
nieszczęścia.
Z tym bogiem trzeba nawiązać kontakt. SłuŜą do tego modlitwy i prośby, by zwrócił na nas uwagę,
na przykład wołanie: „Usłysz nasze modły!”. Kiedy modlitwy albo nie docierały do celu, albo teŜ nie
interesowały boga, suplikant stosował dodatkowe środki pomocnicze. Indianie amerykańscy z
południowego zachodu rysowali na piasku wizerunki symbolizujące rzeczy, o które się modlili. śydzi i
chrześcijanie równieŜ w róŜny sposób uzupełniali swoje modlitwy. Przeprowadzano obrzędy
zmazujące winę, które miały uczynić człowieka wystarczająco czystym, by prośba została przyjęta
przez boga.
W większości religii procesy oczyszczania przeradzały się z czasem w wyszukane ceremonie. Za
pomocą dogmatów zaczęto uczyć, Ŝe człowiek grzeszny w Ŝaden sposób nie moŜe sprawić, by
modlitwy jego zostały wysłuchane, dopóki nie otrzyma „przebaczenia” i nie przejdzie przez rytuał
oczyszczenia. Wobec tego, Ŝe modlitwy zacnych ludzi nie były wcale częściej wysłuchiwane niŜ
prośby złoczyńców, wyszukiwano na siłę grzechy, którymi mógł być obarczony człowiek dobry.
Wymyślono więc grzechy zaniedbania, a takŜe grzech pierworodny.
Aby otrzymać odpuszczenie wszelkiego rodzaju grzechów, a takŜe w celu przypodobania się
bogom i zyskania ich łaski, składano OFIARY. Był to obyczaj powszechnie znany od zarania dziejów
ludzkości. Składano w ofierze owoce, kwiaty, Ŝywność, zwierzęta, a nawet ludzi. Jako miejsca ofiarne
wznoszono specjalne ołtarze i wybierano kapłanów, którzy mieli składać ofiary i modlić się.
Kiedy juŜ ułagodzono bogów, a powodzie, plagi i kłopoty osobiste ustały, wówczas przychodziła
kolej na ofiary dziękczynne, chociaŜ w ogólnym schemacie odgrywały one mniejszą rolę.
W chwili śmierci, a więc oddzielenia się duszy lub dusz od ciała ludzkiego, pozostali przy Ŝyciu
modlili się i składali ofiary za szczęście i spokój zmarłego na tamtym świecie. Grzesznik mógł dostać
się do piekła, a cała rzesza przeciętnych ludzi do tymczasowego miejsca odbywania kary. Bardzo
popularne i szeroko rozpowszechnione w ośrodkach chrześcijaństwa na Zachodzie i w dalekim
Tybecie są modlitwy przy łóŜku śmierci odmawiane przez kapłanów.
W trakcie rozwoju róŜnych religii prawie zawsze powstawała doktryna o ludzie wybranym. Za taki
lud uwaŜano śydów. Człowiek nawrócony na chrześcijaństwo stawał się takŜe wybranym, gdyŜ
przyjmował Jezusa za centralny punkt odniesienia swych wierzeń religijnych. Wprowadzony w szeregi
wybranych dzięki sakramentowi chrztu, komunii i innym mógł w końcu dostąpić zbawienia.
Wszystkie zbawienia były mniej więcej jednakowe w rozmaitych religiach. Wszystkie powstały z
potrzeby ocalenia, rozwinęły się z dogmatycznego przekonania, Ŝe człowiek w swym normalnym
stanie jest istotą niepełną, ułomną. Został zrodzony z grzechu lub teŜ mógł naleŜeć do plemienia czy
narodu, które nie były wybrane. W Indiach, gdzie nie występuje doktryna odkupienia zastępczego ani
zbawienia dzięki wierze w odkupiciela, droga do zbawienia była bardzo długa i trudna. Prowadziła
przez tysiące inkarnacji, podczas których wyczerpywano karmę.
Prawie wszystkie religie dochodziły w końcu do przekonania, Ŝe modlitwa wymaga odpowiednich
miejsc czy budowli. Ołtarze i kapliczki przerodziły się w kościoły i wielkie świątynie. ChociaŜ
pierwotnym, najwaŜniejszym celem religii było nadal udobruchanie bogów i uzyskanie spełnienia
próśb modlących się doń ludzi, pojawiały się często równieŜ koncepcje idealistyczne znajdujące
odbicie w przekonaniu, Ŝe bogowie potrzebują takŜe uwielbienia i czci ze strony wiernych. Ludy
pierwotne tańczyły, by bogów zabawić. Karmi bogów ofiarami całopalnymi i pojono poświęconą krwią.
Krew od dawna uznawano za źródło, z którego przypuszczalnie bogowie czerpią swą moc. (W religii
chrześcijańskiej „krew Baranka” była konieczna do przebłagania Boga i uzyskania od Ni o pozwolenia
na zastępcze odkupienie grzechów świata).
Z czasem dogmatów było coraz więcej, a stan duchowny rozkwitał, w miarę jak religie się
utrwalały. Odwieczne poszukiwanie środków, które pomogłyby uzyskać od bogów odpowiedź na
prośby zawarte w modlitwach, rozwinęło praktyki w duŜym stopniu pozbawione logicznych podstaw i
często bardzo dziwaczne. Biczowanie, kastracja, absolutna wstrzemięźliwość seksualna, obrzezanie
jako obrona przed masturbacją – lista jest bardzo długa. W Indiach surowość praktyk była i jest
zadziwiająca. Nauka chrześcijańska, Ŝe człowiek powinien „wszystko sprzedać i rozdać ubogim, i
pójść za mną” (tzn. za Chrystusem), nigdy nie dawała większych wyników w działaniu jednostek,
chyba Ŝe wierny zostawał mnichem lub zakonnikiem. Natomiast w Indiach ludzie spoza klasztoru na
równi z członkami róŜnych zakonów wdziewają Ŝółte szaty i biorą w ręce miskę Ŝebraczą.
Tu i tam moŜna spotkać religijne dogmaty powstałe z połączenia rytuałów oczyszczających i
obrzędów z pogranicza wyŜszej magii. W Cejlonie skuteczność rytuału oczyszczenia zaleŜy od tego,
czy przystępujący do ceremonii potrafi przejść surową próbę ognia. (Opisałem wcześniej ten obrzęd,
który widział w Birmie i sfilmował znajomy Anglik. a takŜe moje wraŜenia po obejrzeniu owego filmu.
Niektórzy kandydaci przeszli przez ogień z powodzeniem, inni upadli w boleściach lub ponieśli
śmierć).
Parapsychologia i psychologia nie są dziedzinami religii. Religia bowiem ma do czynienia z kultem
bogów, ze strachem wobec nich i oddawaniem im czci. Z chwilą, gdy za pomocą modlitw i
dodatkowych rytuałów zwracamy się do bogów z prośbą o łaskę, wkraczamy w zakres magii, która nie
jest czystą religią. ,.Religia bowiem – jeśli zacytujemy znów słowa profesora Paula Tillicha z Columbia
University – jest stosunkiem do czegoś ostatecznego, bezwarunkowego i transcendentnego. Postawą
religijną jest świadomość zaleŜności, oddania się, akceptacji. (...) Magia to stosowanie immanentnej,
wewnętrznej siły: religia to poddanie się mocy transcendentnej. (...) Lecz nawet wtedy stale grozi
zatarcie się róŜnicy między nimi. Po pierwsze to, co transcendentne, musi manifestować się w czymś
konkretnym. Dlatego teŜ dla wyobraźni religijnej owe konkretne manifestacje przybierają formę sił
magicznych. Po drugie, naturalnym pragnieniem człowieka jest zyskanie władzy nad tym, co boskie.
Stąd czyni on bogów przedmiotem praktyk magicznych”.
Hunę moŜna nazwać raczej nauką niŜ religią, nie ma bowiem w sobie prawie Ŝadnych znamion
religii jak stwierdził wyŜej cytowany profesor teologii filozoficznej). WyŜsze Ja nie jest bogiem. Jest
trzecim duchem, czy trzecim składnikiem człowieka. Nie jest bardziej boskie niŜ niŜsze czy średnie Ja.
Stanowi po prostu wyŜszy szczebel zdolności intelektualnych i moŜliwości twórczych. Jest starsze i
mądrzejsze, a w swoim działaniu odgrywa rolę rodzicielską. MoŜe być tak samo przedmiotem badań
psychologów jak niŜsze i średnie Ja (podświadomość i świadomość).
Prezentując Hunę, zdecydowałem się nazywać ją systemem psychologiczno-religijnym, gdyŜ
zawiera w sobie wiele elementów uwaŜanych zawsze za składniki religii. JednakŜe uznaję Hunę za
naukę w najbardziej ścisłym znaczeniu tego słowa. Kahuni nic nie wiedzieli o bogach – istotach być
moŜe wyŜszych niŜ WyŜsze Ja. Nie znali sposobu, by odczuć ich istnienie. Przyznawali otwarcie, Ŝe
moŜe są takie istoty, ale równie szczerze mówili, iŜ są przekonani, Ŝe umysł ludzki będzie mógł tylko je
sobie wyobraŜać, wymyślać je w kategoriach właściwego sobie ograniczonego pojmowania.
Innymi słowy, podstawowy zamiar starszych religii, by przypodobać się bogom i uzyskać od nich
łaski (a więc mamy tu połączenie elementów religii i magii), w Hunie zastąpiono czysto magiczną
czynnością modlitwy do WyŜszego Ja o udzielenie łaski uzdrowienia lub o polepszenie warunków
Ŝyciowych przez zmianę przewidywanej przyszłości.
Za pośrednictwem WyŜszego Ja kahuni zwracali się do duchów rządzących wiatrem i pogodą, a
takŜe do tych panujących nad niŜszymi formami Ŝycia. (Układy, które z nimi zawierano, ocaliły
Hawajczyków przed atakami rekinów. Tak przynajmniej sądzili ówcześni kahuni. W kaŜdym razie
rekiny tego samego gatunku napadające na ludzi w innych okolicach, na wodach hawajskich są
nieszkodliwe).
Zamiast karmić bogów krwią i palonymi ofiarami kahuni pojęli ukryty sens zewnętrznych rytuałów
ofiarnych. WyŜsze Ja, chcąc, by jego działanie w świecie materialnym dawało jakieś rezultaty, musi
zaczerpnąć z fizycznego ciała Ŝyjącego człowieka wystarczającą dawkę siły Ŝyciowej, czyli many.
Prawdziwym kahunom obcy był zwyczaj budowania świątyń, które ułatwiałyby kontakt z bogami,
chociaŜ w późniejszym okresie rzekomi ich następcy wznosili kaplice z kamienia i składali tam ofiary,
czyniąc próŜne wysiłki, aby uzyskać magiczne rezultaty.
Autentyczni kahuni nie potrzebowali świątyń ani relikwiarzy. Wiedzieli, jak moŜna przesłać
WyŜszemu Ja telepatyczną wieść, bez względu na miejsce i okoliczności. Nie uŜywali symboli ołtarza,
kadzideł ani innych środków tego rodzaju. (Takich rzeczy uŜywano tylko jako bodźca fizycznego, by
wywołać wraŜenie na niŜszym Ja w chwili podawania sugestii słuŜącej rozmaitym celom).
Kahunom nie były znane róŜnorodne obrzędy religijne mające zapewnić umierającego, Ŝe przetrwa
w postaci ducha i będzie szczęśliwy. W swej konkretnej, zasadniczej nauce nie mieli miejsca na Ŝadne
dogmaty o „zbawieniu”. Ich nauka głosiła w sposób prosty i jednoznaczny, Ŝe wszyscy ludzie powinni
zdawać sobie sprawę, iŜ duchy człowieka przeŜyją śmierć ciała, a pamięć i kompleksy Ŝycia
ziemskiego zostaną przeniesione do świata duchowego. Radzili więc pozbyć się kompleksów winy za
Ŝycia. (MoŜliwe, Ŝe poglądy te dały początek innym staroŜytnym praktykom, zmierzającym do
przygotowania człowieka ku lepszemu Ŝyciu po śmierci fizycznej).
Kahuni wierzyli, Ŝe po śmierci nadal istnieje rozwój jednostkowy i postęp. NiŜsze Ja w
odpowiednim czasie znowu wcielało się w ludzką istotę, tym razem jako średnie Ja, które z kolei miało
szansę wznieść się na poziom WyŜszego Ja, gdzie najpierw uczyło się nadzorować niŜsze formy bytu,
by w końcu zostać „całkowicie godnym zaufania duchem rodzicielskim”, czyli WyŜszym Ja, nad
niŜszym i średnim Ja wcielonymi w materię. O owym procesie rozwoju i wspinania się w górę nie
wiadomo zbyt wiele. Kahuni dali na ten temat znikomą ilość szczegółów. Jedyne wzmianki pojawiają
się tylko w czysto spekulatywnych częściach Huny. Owo wspinanie się niŜszego Ja na szczebel Ja
średniego dokonuje się juŜ po śmierci fizycznej, w okresie bezczynności podobnym do długiego snu.
Przypomina to proces rozwojowy gąsienicy, która staje się larwą, przez pewien czas jest bezczynna,
po czym przemienia się w motyla.
KaŜdy człowiek musi poczynić najwaŜniejsze przygotowania do momentu śmierci. Powinien
zredukować do minimum kompleks winy i oswobodzić się z dogmatycznych przekonań religijnych,
które mogą go prześladować, gdy zostanie duchem. W świecie duchowym moŜe pozostawać nie
dłuŜej niŜ kilka miesięcy, zanim wejdzie na drogę dalszego rozwoju, pod warunkiem, Ŝe posiada
wiedzę o sprawach tamtego świata, tak jak mieli ją kahuni. Znając Hunę, zna się jednocześnie arkana
właściwego postępowania.
Jedynym skarbem, który moŜemy zabrać ze sobą w momencie śmierci, jest nasza wiedza.
Pierwszym zatem i najwaŜniejszym obowiązkiem winno być zgromadzenie takiej „moŜliwej do
zabrania ze sobą” wiedzy. A uczynimy to dzięki uwaŜnemu studiowaniu zagadnień psychologiczno-
religijnych i pozbyciu się przekonań, które nie mają racji bytu i których podtrzymywać nie warto.
NaleŜy zawsze mieć na względzie fakt, Ŝe nie ma dwóch zgodnych ze sobą prawd objawionych ani
natchnionych religii, i Ŝe wieści otrzymane ustami mediów od duchów osób zmarłych takŜe wykazują
podobną niezgodność. MoŜliwe, Ŝe istnieje jakaś jedna słuszna religia objawiona i jedna prawdziwa
nauka podana przez ducha lub grupę duchów. MoŜe teŜ wszystkie te źródła informacji zawierają
cząstkę prawdy.
W tej chwili wszakŜe mamy przed sobą tylko jedno podstawowe i praktyczne kryterium, dzięki
któremu moŜemy oceniać otrzymywany materiał, a tym kryterium jest Huna. Mówię to dlatego, Ŝe
Huna działa. Nie jest systemem martwym i bezuŜytecznym. UmoŜliwia chodzenie po ogniu. UmoŜliwia
leczenie psychiki, a takŜe natychmiastowe uzdrowienia z pomocą WyŜszego Ja. UmoŜliwia wreszcie
otrzymywanie wsparcia od WyŜszego Ja przy zmianie warunków Ŝycia i przyszłości poszczególnych
ludzi.

Rozdział XVIII
Sekret umoŜliwiający kahunom dokonywanie cudownych uzdrowień
W kategoriach religijnych natychmiastowe uzdrowienie jest cudem, jest zjawiskiem, przed którym
stajemy bezradni, nie pojmując, jak jest ono moŜliwe, jakie warunki i czynności zostały spełnione.
MoŜemy tylko powiedzieć: „Bóg tego dokonał”.
Przypuszcza się, Ŝe większość cudów jest odpowiedzią bogów na prośby złoŜone w modlitwach.
Uczono nas, Ŝe aby modlitwa była skuteczna, musimy być „czyści”, bo inaczej nie otrzymamy
odpowiedzi. JednakŜe ci, których uwaŜamy za najbardziej czystych i świętych, przewaŜnie wcale nie
zostają lepiej wysłuchani niŜ inni.
Ten stan rzeczy od dawna nurtował zarówno teologów, jak i ludzi świeckich. Było oczywiste, Ŝe w
tej filozofii czegoś brakuje, lecz nikt nie wiedział, czego. Nawet modlitwy do świętych z prośbą o
wstawiennictwo do Boga, a takŜe praktykowane przez wszystkich chrześcijan zwracanie się do Boga
za pośrednictwem Chrystusa nie dawały lepszych rezultatów.
Pierwszy promyk światła rzuciło na ów starodawny problem odkrycie mesmeryzmu. Na pierwszy
rzut oka moŜe wydawać się to nieco osobliwe, lecz zwaŜywszy na dąŜenia rozmaitych religii do
skrystalizowania sztywnych dogmatów i do odrzucania najmniejszych nawet prób zmiany rytuałów,
wierzeń lub teorii, staje się zrozumiałe.
Mesmeryzm był początkowo swego rodzaju instytucją leczniczą, ale niebawem, w jakiś czas po
jego odkryciu, następcy Mesmera ze względu na powtarzające się niepowodzenia i zawodność jego
metody, zaczęli rozglądać się za innymi środkami wspomagającymi zabieg polegający tylko na
przekazywaniu samej siły Ŝyciowej. W Europie i Ameryce zaczęto przeprowadzać eksperymenty. W
końcu doktor Freud odkrył istnienie podświadomości i opisał istotę sugestii, mimo iŜ był jeszcze daleko
od zrozumienia jej prawdy, którą kahuni mieszkający na drugim krańcu Ziemi zdąŜyli juŜ dawno pojąć.
Nie rozumiał on, Ŝe niŜsze Ja jest odrębnym, niezaleŜnym duchem, a sugestia polega na
wprowadzaniu do niego ukształtowanych myśli, tak by zostały zaakceptowane i zaowocowały
odpowiednią reakcją.
To zdumiewające, Ŝe Freud był tak blisko odkrycia staroŜytnej wiedzy psychologicznej: Jeszcze
ciekawszy jest fakt, Ŝe kilka lat później pewien Amerykanin, zegarmistrz Phineas Parkhurst Quimby,
powróciwszy do stosowania metod leczniczych mesmeryzmu, odkrył WyŜsze Ja kahunów i siłę
Ŝyciową wysokiego napięcia. GdybyŜ ci dwaj męŜczyźni mieszkali w jednym kraju i połączyli swe
badania, mogliby wówczas zrekonstruować podstawowe metody cudownego uzdrawiania. Ale cóŜ,
pracowali osobno i odkrycia kaŜdego z nich pozostały niemal nie zauwaŜone.
Historia Freuda jest dobrze znana, o Quimbym mało kto słyszał. Autentyczne jego dzieje znaleźć
moŜna w ksiąŜce Horatia W. Dreseera The Quimby Manuscripts.
Quimby nauczył się mesmeryzmu w 1840 roku od podróŜującego po Nowej Anglii Francuza.
Urządzał tu i ówdzie wystawy, a po kryjomu dokonywał uzdrowień.
Jego ulubionym towarzyszem był niejaki Lucius Burkman. Ów młodzieniec pod wpływem transu
mesmerycznego oświadczał, Ŝe potrafi dojrzeć przyczyny choroby pacjenta, po czym przepisywał
stosowne lekarstwa. Rezultaty były jednak w najlepszym razie niepewne.
JednakŜe z biegiem czasu wyniki Luciusa stawały się coraz lepsze. Młody człowiek coraz częściej
miewał momenty osobliwego olśnienia. JuŜ przedtem zresztą umiał widzieć rzeczy na odległość, ale
teraz udawało mu się dojrzeć równieŜ fragmenty przyszłości. Pewnego razu, będąc w transie,
powiedział nieoczekiwanie do Quimby'ego: „Widzę twoje nerki. Są bardzo zniszczone, ale jeŜeli
podejdziesz do mnie i pozwolisz mi nałoŜyć na nie ręce, potrafię cię wyleczyć”.
Quimby rzeczywiście przez jakiś czas cierpiał na dolegliwości nerkowe. Chciał więc sprawdzić, czy
eksperyment się uda, i zrobił to, co mu Lucius polecił. Po pewnym czasie młodzieniec zabrał ręce i
oświadczył, Ŝe choroba została wyleczona. I rzeczywiście, Quimby poczuł się zdrowy, ból i wszystkie
objawy zniknęły bezpowrotnie.
To natychmiastowe uleczenie, którego doświadczył na sobie samym, wstrząsnęło nim do głębi.
Powziął przekonanie, Ŝe Lucius dotknął jakiegoś niewidzialnego, nieznanego źródła leczniczego, i
stwierdził, Ŝe skoro jego towarzysz tego dokonał, to i jemu powinno się powieść. Rozpoczął więc
intensywną pracę eksperymentalną, wykazując duŜą wytrwałość i przebłyski prawdziwego geniuszu.
Z jego sprawozdań wynika, iŜ po długotrwałych wysiłkach i wielokrotnych próbach nauczył się w
końcu nawiązywać kontakt z Czymś, co odkrył Lucius, i uzyskiwał od Tego pomoc w uzdrawianiu,
ilekroć jej potrzebował. Nie udało mu się stwierdzić, co To było, ale wyczuwał Jego obecność w
momentach kontaktu. Dzięki owej obecności uzdrowienia następowały w sposób graniczący z cudem,
a on sam odnosił wraŜenie, Ŝe ma do czynienia z wcieleniem wielkiej mądrości. Nie znając innej
nazwy i czując, iŜ ten fenomen jest zbyt osobowy i bliski, by nazwać go Bogiem, określił go po prostu
jako Mądrość.
Jego sposób kontaktowania się z Mądrością polegał na cichym jej przywoływaniu bądź na cichej
modlitwie. Nauczył się tego po wielu latach praktyki. Kiedy juŜ kontakt został nawiązany, Quimby miał
dziwne poczucie olbrzymiej siły, której uŜywał przy uzdrawianiu. Nazywał ją Mocą.
Z biegiem czasu Quimby coraz lepiej współpracował z Mądrością i jej Mocą. Wiedział juŜ, iŜ moŜe
po prostu usiąść koło pacjenta i cicho poprosić Mądrość o diagnozę badanego przypadku i o jego
uleczenie. Dzięki specyficznemu, tajemniczemu procesowi umysłowemu otrzymywał inforniacje o
przebiegu leczenia. Czasami miało ono trwać kilka dni, a on codziennie otrzymywał wiadomości, jak
pacjent czuje się obecnie i jak będzie się czuł nazajutrz. Jednego dnia choremu mogło się bardzo
pogorszyć, ale następnego dnia był juŜ całkiem zdrowy. Zdarzały się teŜ wiadomości, Ŝe choroba jest
nieuleczalna. Wówczas Quimby dziwił się, Ŝe coś moŜe leŜeć poza moŜliwościami leczniczymi
Mądrości. Szukał w swym umyśle powodów tego stanu rzeczy. W końcu doszedł do wniosku, Ŝe w
takich przypadkach pacjent przypuszczalnie był juŜ u innych lekarzy, zanim przyszedł po radę do
niego, a ci dali mu nieodwracalną sugestię mesmeryczną, stawiając diagnozę choroby.
Starając się zneutralizować wpływ owej przypuszczalnej sugestii, próbował przekonać pacjentów,
iŜ jest ona istotną przyczyną przedłuŜania się choroby. ChociaŜ owe tłumaczenia były raŜąco
nielogiczne, to, jak się zdaje, odnosiły efekty, a zatem Quimby nadal ich uŜywał. (Chyba właśnie wtedy
zapoczątkował on sposób leczenia, który szeroko zaczęto stosować dopiero po II wojnie światowej, a
mianowicie dąŜenia do wprowadzenia pacjentowi jakichkolwiek fikcyjnych, czyli sztucznych,
kompleksów, tak aby uwierzył, Ŝe one są źródłem chorób. Następnie ten sztuczny kompleks usuwano,
a pacjent najczęściej wracał do zdrowia).
Nie w pełni jeszcze usatysfakcjonowany Quimby, niestrudzony eksperymentator, poszukiwał
sposobu, w jaki mógłby wykorzystać głęboko zakorzenione w pacjencie przekonania religijne, tak aby
pomogły one w procesie uzdrawiania. Wobec tego, Ŝe większość jego pacjentów nie wymagała
logicznego traktowania spokojnie i dyskretnie podsuwał im teorię, Ŝe Bóg, będąc sam istotą
doskonałą, nie mógłby stworzyć bytów niedoskonałych. Dlatego teŜ wszelkie choroby, kłopoty i w
ogóle niedoskonałości muszą być dziełem ludzkiego umysłu. Są zatem nierzeczywiste, nietrwałe i
całkowicie urojone. Wynika stąd, Ŝe kiedy ktoś zdoła pojąć i uwierzyć w tę wielką prawdę, będzie na
najlepszej drodze do wyleczenia. Z reguły pacjenci pragnęli odrzucić realność swych chorób, a
sugestia mesmeryczna słuŜyła im w tym względzie pomocą. (Był to rzeczywiście zadziwiający sposób
atakowania utrwalonych przekonań niŜszego i średniego Ja. W rzeczywistości Quimby obracał się
wokół zwykłego kompleksu winy czy „grzechu”, nawet jeśli nie w pełni był świadom jego natury. Łączył
wszystkie przewidywania pacjentów z innymi złymi i urojonymi wytworami ludzkiego umysłu. JeŜeli
podczas zabiegu wyrzucić z człowieka wszelkie niedoskonałości, to jednocześnie pacjent
automatycznie pozbywał się kompleksów winy, a tym samym przyczyn choroby).
Nie był jeszcze wówczas znany termin „telepatia”. Zjawisko telepatii określano mianem „raport”.
Quimby odkrył, Ŝe kiedy juŜ raz miał kontakt z pacjentem, mógł później utrzymywać z nim łączność za
pomocą tych samych środków, jakie stosował przy raportach, czyli znajdywaniu więzi z medium
mesmerycznym. Stwierdził teŜ, Ŝe potrafi w ten sposób przesyłać sugestie lecznicze, otrzymywać
doniesienia o postępach w leczeniu, a nawet budować jakby kanał, przez który Mądrość mogła
uŜywać swej Mocy uzdrowicielskiej. Taki rodzaj leczenia nazywał zabiegiem na odległość.
Kiedy udało mu się rozwinąć działalność uzdrowicielską na większą skalę, sporządził na piśmie
coś w rodzaju recepty lekarskiej wyjaśniającej doskonałość Boga i nierealność wszystkiego, co jest
niedoskonałe. Wielokrotnie powracał do tych wyjaśnień. opracowywał je na nowo i uzupełniał. W
końcu zrobił kilka kopii owego „dokumentu” i wypoŜyczał pacjentom, aby dokładnie go przestudiowali i
czytali wielokrotnie tak długo, aŜ wreszcie zaakceptują przedstawioną tam doktrynę.
Jedną z jego pacjentek była pani Patterson (późniejsza pani Eddy). Została wyleczona, ale jej
dawne przypadłości nerwicowe miały tendencje do nawrotów i zabieg trzeba było powtarzać. Pani ta
zapoznała się dokładnie z metodami stosowanymi przez Quimby'ego i z jego pisemnym
przedstawieniem własnej teorii.
Quimby zmarł w 1865 roku. Bóle kręgosłupa i dolegliwości nerwicowe pani Patterson znowu
powróciły. Niestety, nie było Ŝadnego lekarza, do którego mogłaby się zwrócić. Próbowała więc
korzystać z metody Quimby'ego, by wyleczyć się sama. Wyniki były zadawalające i, co naleŜy
zauwaŜyć, bez stosowania sugestii mesmerycznej. Rozumiejąc, Ŝe leczenie moŜe być skuteczne
jedynie w połączeniu z podstawową doktryną Quimby'ego o nierealności zła, opracowała ją
szczegółowo i zaczęła uczyć innych tej sztuki leczenia. W ten sposób dała początek nowemu kultowi,
nazywając go Christian Science. Do pierwotnej doktryny Quimby'ego dodała pojęcie o „złośliwym
magnetyzmie zwierzęcym”. PoniewaŜ w całej teorii brakowało wiedzy o kompleksach, pojęciem owym
z konieczności pokrywano szereg niewytłumaczalnych w inny sposób trudności w leczeniu. (Wśród
owych trudności znalazły się takŜe te spowodowane atakami duchów na osoby Ŝyjące, nawet jeśli nie
były one rozpoznane jako takie).
Nauka Quimby'ego, Ŝe wszystkie choroby są rezultatem błędnego myślenia ludzkiego, była w
pewnej mierze słuszna. Takie rozumowanie zaprzeczało istnieniu całego świata materialnego i
fizycznej egzystencji, co było czymś bzdurnym i bezsensownym, tego jednak nie moŜna było uniknąć
przy tworzeniu podstawowych przesłanek nowego systemu leczniczego pozbawionego pełnej wiedzy
o kompleksach i metodach ich usuwania.
Ruch Christian Science pozostawał więc z konieczności pozbawiony logiki pod tym względem,
jednakŜe samą jego koncepcję udawało się bez trudu przyswoić. Przez wielokrotne czytanie ksiąŜek
instruktaŜowych moŜna doprowadzić niŜsze Ja do zaakceptowania przekonań o nierealności
wszystkich rzeczy materialnych. Taki system terapii działał dość skutecznie w rękach stosujących go
osób, które nauczyły się kontaktować z Mądrością i jej Mocą – wystarczająco skutecznie, by zyskać
sobie wielu zwolenników. Niestety, jest to system tak niekompletny i ma tyle luk, Ŝe jego sukcesy są
równie liczne jak niepowodzenia.
Aby osiągnąć sukcesy w stosowaniu takiej metody leczenia, naleŜy rozwinąć w sobie autentyczne
przeświadczenie o słuszności omawianej doktryny, prawdziwą wiarę graniczącą niemalŜe z głębokim
kompleksem. To zaś uniemoŜliwia przyswojenie innych, nowych idei. Mimo Ŝe wyznawcom Christian
Science prawdopodobnie trudno było choćby w najmniejszym stopniu przyjąć bardziej dojrzały i spójny
system kahunów, niemniej większość z nich zbliŜyła się do wyŜszej magii, którą stworzono i
praktykowano na Zachodzie. Wielu ludzi nauczyło się nawiązywać kontakt z WyŜszym Ja, bez
względu na to, jak je nazywano. Wielu nauczyło się modlitw o prawidłowe formułowanie
ukształtowanych myśli i „trzymania się” ich z głęboką wiarą we wszystkich złych i dobrych
okolicznościach. Mimo Ŝe nie byli tego świadomi, mogli dostarczać WyŜszemu Ja odpowiednie dawki
siły Ŝyciowej potrzebnej do realizacji przyszłych warunków Ŝyciowych pacjenta, lepszych pod
względem zdrowotnym i finansowym. Leczenie na odległość nauczyło wielu ludzi sztuki łączności
telepatycznej, umoŜliwiającej przesyłanie pacjentom sugestii leczniczych. JeŜeli zdobyliby jeszcze
umiejętność usuwania kompleksów winy za pomocą rytuałów i bodźców fizycznych, ich sukces byłby o
wiele większy. Mogliby na koniec odnaleźć metodę przeciwdziałania atakom duchów i opętaniom.
Bezpośrednim rezultatem odkryć i nauki Quimby'ego było teŜ powstanie innego ruchu, a
mianowicie New Thought (Nowa Myśl). Owa luźno zorganizowana grupa miała rozmaite odłamy i
wielu przywódców. Prawie na samym początku jej działalności pominięto nielogiczną doktrynę o
nierealności materii, a skoncentrowano się wokół idei zapoŜyczonej z Indii i rozpowszechnionej
głównie przez Judge'a Trowarda. Głosiła ona, Ŝe jeśli ktoś trzyma się uporczywie myśli o tym, czego
pragnie, wywiera w ten sposób pewien rodzaj sugestywnego wpływu na Powszechną Podświadomość
i skłania ją do realizacji rzeczy, zjawisk i okoliczności odzwierciedlonych w ukształtowanych myślach.
Popularne stały się wówczas tzw. „afirmacje”, czyli pozytywne ukształtowanie rzeczywistości na wzór
wymarzonych faktów i okoliczności, a to wszystko w myśl hasła „tu i teraz”. Niektórzy rozwinęli pewne
praktyczne umiejętności w tej dziedzinie, ale na ogół działali według zasady „kaŜdy sobie”. Wyniki były
zadziwiająco dobre, zwaŜywszy na znikome zastosowanie magii.
Teozofia, która zaczerpnęła z Indii teorię „uporczywego trzymania się myśli” i podjęcia kształtów
myślowych (głównie dzięki działalności pani Błavatsky), przyjęła równocześnie doktrynę karmy i
reinkarnacji. W rezultacie ruch ten zaniechał prób leczenia ciała i poprawy warunków Ŝycia
doczesnego.
Widać stąd jasno, Ŝe współczesna myśl religijna zmierzała w kierunku asymilacji odkryć
psychologii. JednakŜe zbyt szybko się krystalizowała, nie pozostając na tyle płynna, by nadąŜać za
owymi odkryciami. (Nic tak szybko nie utwardza arterii, jak religia, kiedy jej księga została juŜ raz na
zawsze zapisana, a dogmaty ustalone).
Pośród religii objawienia, które powstały w ostatnim stuleciu, znajduje się mormonizm i Oahspe.
Jeśli chodzi o magię, mormonizm nie zawiera w sobie nic ponad to, co znaleźć moŜna w starym
chrześcijaństwie. Oahspe natomiast wciąŜ dręczy się poszukiwaniem ukrytych, magicznych znaczeń i
głębokich mechanizmów leŜących u podstaw dziejów ludzkości i bogów – dziejów kierowanych przez
Boga NajwyŜszego, od pierwszego dnia Stworzenia. W wielu przypadkach nauki zawarte w biblii
Oahspe zgadzają się z tezami staroŜytnej Huny, a jej dogmaty nie zostały jeszcze ostatecznie
skrystalizowane. Twierdzenia w niej zawarte, opierające się na współczesnej myśli psychologicznej i
naukowej, są zawiłe i nie w pełni zrozumiałe. Przypuszczalnie członkowie tej grupy wyznaniowej słuŜą
cenną pomocą w prowadzeniu prac doświadczalnych opartych na wierzeniach, teoriach i praktyce
Huny. O ile sprawdzą się przepowiednie zawarte w biblii Oahspe, ludzie z pewnością znowu nauczą
się współdziałać z Istotami WyŜszymi przy uzdrawianiu chorych i w innych celach. Nauczą się takŜe
otrzymywać ich pomoc i opiekę w sprawach o znaczeniu osobistym, państwowym a nawet na skalę
światową.
Nauka Huny rzuca wiele światła na sporne zagadnienie WIARY. Chrześcijanie i wyznawcy innych
religii snuli niekończące się spekulacje na temat istoty wiary. Uczono, iŜ wiara jest niezbędnym
warunkiem do tego, by modlitwy nasze zostały wysłuchane. Wystarczy choćby odrobina wiary. Sądząc
z pozorów, wiara wtedy jest obiektywna, gdy jest pełna, bez cienia wątpliwości. JednakŜe, jak teraz
dowiadujemy się od kahunów, wiara płynąca ze średniego Ja to nie wszystko. Ona sama nie jest
prawdziwą wiarą. Jest nią tylko wówczas, gdy podziela ją niŜsze Ja. Mówiąc prościej, jeŜeli się zdarzy,
Ŝe niŜsze Ja trzyma się jakiegoś utrwalonego poglądu czy teŜ mieści w sobie choćby najlŜejszy
kompleks (uparcie podtrzymywany), który w danym momencie sprzeczny jest z wiarą średniego Ja,
niŜsze Ja odmówi wykonania polecenia. Na przykład kiedy ja, czyli średnie Ja, jestem przekonany, Ŝe
telepatia jest moŜliwa, i staram się nauczyć moje niŜsze Ja wysłania i otrzymania wieści lub sugestii
telepatycznych, powiedzie mi się to tylko wówczas, gdy niŜsze Ja nie miało wcześniej do czynienia z
poglądem, Ŝe telepatia to wymysł i przesądy.
Poszczególnym osobom bardzo trudno jest stwierdzić, czy mają jakieś kompleksy myślowe
zagnieŜdŜone w swym niŜszym Ja. A poniewaŜ nie jesteśmy świadomi ich istnienia, wnioskujemy, Ŝe
ich po prostu nie ma. Najlepszym sprawdzianem na ich obecność w naszej psychice jest śledzenie
rezultatów, jakie otrzymamy po okresie codziennych, sumiennych prób i doświadczeń w zakresie
telepatii. Jeśli nie będzie Ŝadnych efektów, szukajmy jakiegoś ukrytego w nas kompleksu.
W ćwiczeniach zdolności telepatycznych, chcąc zorientować się, czy została nawiązana łączność
między WyŜszym Ja, inną osobą bądź teŜ duchem zmarłego a istotą Ŝywą, musimy zwrócić uwagę na
bardzo istotny, pomocny w tym względzie szczegół. OtóŜ przepływ siły Ŝyciowej wywołuje
charakterystyczne dreszcze, mrowienie. JeŜeli więc takie dreszcze występują, to znaczy, Ŝe niŜsze Ja
spełniło rozkaz i nawiązało dla nas kontakt z poŜądanym obiektem.
Wiele osób zna owo uczucie mrowienia czy teŜ „jeŜenia się włosów na głowie”, które pojawia się
wraz z wyczuwaniem bliskiej obecności duchów. NaleŜy więc podejrzewać, Ŝe kiedy widmowy gość
dotyka nas swym widmowym ciałem, zabiera nam pewną dawkę siły Ŝyciowej, a jej przepływ wywołuje
dreszcze. Często się zdarzało, Ŝe kiedy zaczynałem opowiadać moim znajomym o duszach zmarłych
osób, odczuwałem niebawem owo specyficzne mrowienie, tak jakby samo juŜ myślenie o nieŜyjących
przyjaciołach sprowadzało do mnie ich duchy.
Zgodnie z nauką kahunów, WyŜsze Ja kontaktuje się z nami z własnej woli podczas naszego snu,
czyniąc uŜytek z łączącej nici z materii widmowej. Analizuje ono i odbiera wszystkie powstałe w ciągu
dnia myśli, plany, nadzieje, lęki, miłości i nienawiści (prawdopodobnie jako duplikaty kształtów
myślowych, choć nie znamy działającego tu mechanizmu). Jednocześnie pobiera od nas siłę Ŝyciową.
Ładuje ją wysokim napięciem i uŜywa do zbudowania widmowego ciała, która zmaterializuje się kiedyś
jako część naszej przyszłości. Te myślowe kształty kahunowie nazywali „nasionami”. Symbolizowały
więc nasiona, które WyŜsze Ja pobudzało do Ŝycia i które wyrastały i rozwijały się w fakty przyszłości.
(Zob. teŜ „Dodatek” na końcu ksiąŜki).
Za dowód kontaktu z WyŜszym Ja podczas snu często bywają uznawane dreszcze, przewaŜnie
występujące w okolicy splotu słonecznego. Pojawiają się częstokroć w momencie zasypiania lub
nawet wcześniej, jeŜeli jesteśmy zrelaksowani. WyŜsze Ja, co prawda, zabiera nam trochę siły
Ŝyciowej, ale daje pewien rodzaj siły zastępczej. Niewiele o niej wiadomo, prócz tego Ŝe ma
właściwości oŜywcze dla naszego zdrowia i dobrego samopoczucia. Nieraz, gdy miałem zamiar uciąć
sobie popołudniową drzemkę, w momencie zasypiania czułem przechodzące mnie ciarki. Natychmiast
po tym wraŜeniu czułem się wypoczęty i odświeŜony. Gotów byłem od razu wstawać i brać się do
swych codziennych zajęć.
Jeśli nasze niŜsze Ja odczuwa wstyd lub kompleks winy i przez to odmawia zbliŜenia się do
WyŜszego Ja podczas snu, wówczas grozi nam nieszczęście. Stajemy się jakby „porzuconymi
duszami” pozbawionymi wyŜszej opieki i kierownictwa. Zatracamy naszą witalność i zaczynamy
chorować. Kahuni powiedzieliby, Ŝe nasza „ścieŜka” do WyŜszego Ja jest zablokowana. Na szczęście
dla nas WyŜsze Ja, jak się zdaje, potrafi w odpowiednim czasie wymusić taki kontakt i wracamy wtedy
do normalnego stanu. Dzieje się tak dlatego, Ŝe większość osób, kiedy są chore, słabe lub nękane
kłopotami, zaczyna się modlić i w ten sposób otwierają się drzwi, którymi przychodzi do nich pomoc.
JeŜeli jednak kompleks jest zbyt silny, to spowodowane przezeń choroby lub inne nieszczęścia mogą
zakończyć się śmiercią. Trzeba bowiem pilnować, by „ścieŜka” do WyŜszego Ja zawsze była otwarta.

Przypadek 28
Natychmiastowe uzdrowienie bez udziału księdza i kahuny

Uwagi wstępne:
Z duŜej liczby przypadków natychmiastowych uzdrowień wybrałem ten, omówiony poniŜej, jako Ŝe
świetnie ilustruje zjawisko przepływu siły Ŝyciowej oraz rodzaj związków, jakie mogą powstać w
WyŜszym Ja. Przypadek ten jest o tyle waŜny, Ŝe biorące w nim udział osoby nie miały określonych
przekonań religijnych.

Opis przypadku:
Na początku lat dwudziestych wybudowano w Honolulu ogromny hotel. Przysłano człowieka ze
starego lądu, by zainstalował w nim windy. Zapoznałem się z nim i po pewnym czasie zauwaŜyłem, Ŝe
ma niezwykłe uzdolnienia. Demonstrował mi je na róŜne sposoby. Jeden z takich pokazów potwierdził
przekonanie kahunów, Ŝe człowiek moŜe sięgać daleko swymi zmysłami wzdłuŜ łączącej nici z
widmowej materii, znajdywać osobę, która jest na jej drugim końcu i czerpać od niej informacje.
PoniewaŜ nawiązałem juŜ raz kontakt z tym człowiekiem i, zgodnie z Huną, owa więź była juŜ stała
dzięki niewidzialnej nici lub sznurowi, jego dobrze wyuczone niŜsze Ja mogło odnajdywać mnie,
gdziekolwiek byłem, i dowiadywać się, co robię lub co myślę w danej chwili. (Wyjaśniam to teraz
według terminologii kahunów, choć wówczas nie odkryłem jeszcze mechanizmu działania nici aka).
Jeden z eksperymentów polegał na tym, Ŝe miałem od czasu do czasu spędzać noc w pewnym
starym domu, w którym mieściła się moja ciemnia fotograficzna. Miałem nie zapalać światła ani nie
robić niczego, co zdradziłoby moją tam obecność. MęŜczyzna zaś miał codziennie po kolacji
przychodzić pod dom i czynić uŜytek ze swych parapsychicznych umiejętności, stwierdzić, czy
znajduję się wewnątrz, czy teŜ nie.
Test ten przeprowadzaliśmy kilka razy, zawsze z powodzeniem. Mój znajomy przychodził pod
drzwi i stał tam w milczeniu przez kilka chwil. JeŜeli wyczuwał, Ŝe jestem w środku, pukał. W
przeciwnym razie, odchodził. Raz próbowałem go okpić i nie odpowiadałem na jego pukanie. On
jednak nie zamierzał odejść. Pukał coraz głośniej, wykrzykując: „Otwieraj, Long, wiem, Ŝe tam jesteś i
próbujesz mnie nabrać! Szybko, otwieraj!”.
Historia tego człowieka jest następująca. Dawniej, kiedy pracował jako inŜynier-instalator w wielkiej
spółce konstruującej windy, ciągle nękały go jakieś niepowodzenia. Ludziom pracującym pod jego
kierownictwem stale zdarzały się wypadki i obraŜenia pomimo jego najlepszej opieki. W końcu
zwolniono go z pracy. Miał dwudziestoletnią córkę, inwalidkę przykutą do łóŜka od wielu miesięcy.
Jego Ŝona zmarła kilka lat wcześniej i córka musiała prowadzić dom. Gdy stracił pracę, czasy były
bardzo cięŜkie i nie mógł znaleźć innego zajęcia. Jakby i tego było mało, podupadł wielce na zdrowiu.
Jedna choroba goniła drugą, tak Ŝe bez przerwy chodził do lekarza, aŜ w końcu większość czasu
musiał spędzać w łóŜku.
W depresji zaczął studiować doktrynę Christian Science. Pełen wiary, czytał pisma załoŜycieli tego
ruchu i ze wszech miar próbował ściśle wykonywać wszelkie wskazówki. Nie otrzymawszy Ŝadnych
pozytywnych rezultatów, przerzucił się na studiowanie New Thought, Unity i innych podobnych sekt
religijnych, o których wspominała dostępna literatura z dziedziny uzdrawiania.
W końcu, kiedy zabrakło mu juŜ pieniędzy, kiedy prawie nie wstawał z łóŜka i popadł w kompletną
rozpacz, stwierdził, Ŝe wszystkie nauki religijne są niedoskonałe. Był jednak przekonany, Ŝe musi
istnieć jakaś wyŜsza inteligencja, do której człowiek mógłby się zwrócić, gdyby tylko umiał sprawić,
aby prośby jego zostały wysłuchane. Z tą wiarą dzień w dzień cały swój czas i wysiłek poświęcał
próbom odnalezienia i dosięgnięcia owej inteligencji.
Pewnego dnia nagle poczuł, Ŝe oto w końcu nawiązał kontakt z czymś, czego nie umiał określić.
Miał wraŜenie, jakby przebiegał po nim prąd elektryczny, krótki i ostry. Nigdy przedtem nie odczuwał
czegoś podobnego. Natychmiast zawołał o pomoc, błagając to Coś, czego obecność wyczuwał
wyraźnie obok siebie, by wróciło mu zdrowie. Krzyczał, Ŝe musi koniecznie mu pomóc, i próbował
wstać z łóŜka, aby tym wysiłkiem okazać swą wiarę. Powoli udało mu się unieść z łóŜka i stanąć na
podłodze. Nie przerywał modlitwy. Zrobił jeden niepewny krok, potem drugi. Ku swojej wielkiej radości
stwierdził, Ŝe w cudowny sposób staje się coraz silniejszy. Jego błagania zmieniły się w słowa
dziękczynienia i w ciągu kilku minut poczuł się zupełnie zdrowy i w pełni sił.
Pełen triumfu i zaszokowany swym odkryciem poszedł do córki i opowiedział jej, co się wydarzyło.
Namawiał ją usilnie, by spróbowała połączyć się z owym Czymś. On sam starał się ponownie z Tym
skontaktować, lecz jakoś mu się nie udawało.
Minęło kilka dni. Podjął na nowo swoje Ŝycie w miejscu, gdzie, jak sądził, się skończyło. Próbował
teŜ co jakiś czas odtwarzać procesy myślowe, które umoŜliwiły mu kontakt z Czymś. Niebawem, i to
znienacka, z tym samym jakby elektrycznym dreszczem poczuł, Ŝe kontakt jest nawiązany.
Natychmiast zaczął się zapamiętale modlić o uzdrowienie dla córki. Wpadł do jej pokoju, złapał ją za
ręce i zaczął ciągnąć, by wstała z łóŜka. „UŜyj swej wiary! Wstań! PokaŜ, Ŝe potrafisz!”. Córka
usłuchała go. Modląc się gorąco, unosiła się powoli z łóŜka. Podobnie jak w jego przypadku, wstąpiła
w nią potrzebna siła. Wstała, zrobiła krok do przodu, potem następny. Cudowne uzdrowienie spłynęło
na nią tak samo jak na jej ojca. Głośno dziękując za ten cud, ubrała się i wkroczyła w nowe Ŝycie w
pełni sił i zdrowia.
Po kilku dniach ów człowiek znowu nawiązał ów elektryczny kontakt. Oczekiwał świadomie na
znane mu juŜ objawy, a modlitwy nauczył się na pamięć. Natychmiast gdy tylko poczuł ciarki, zaczął
się głośno wypowiadać. Prosił, by dane mu było wrócić do poprzedniej pracy przy konstrukcji wind i
podnośników. Ufając, iŜ modlitwa zostanie wysłuchana, poszedł bezpośrednio do biura i do człowieka,
który go zwolnił przed kilkoma tygodniami. Bez Ŝadnych wyjaśnień powiedział spokojnie: „Gotów
jestem znowu podjąć pracę. Gdzie mnie potrzebujecie?”. MęŜczyzna za biurkiem rzucił mu bystre
spojrzenie, po czym wziął plik papierów i wyciągnął je w stronę inŜyniera, wymieniając jednocześnie
nazwę miasta, w którym trzeba było wykonać prace instalacyjne.
Był to początek jego niewiarygodnej kariery. InŜynier nauczył się kontaktować z Czymś niemal na
zawołanie, kaŜdego ranka i wieczora. Nauczył się prosić o ukazywanie mu zawczasu kaŜdego
niebezpieczeństwa groŜącego w pracy i o ostrzeganie go przed nim. Kiedyś, otrzymawszy takie
ostrzeŜenie w pracy, skontaktował się z nieznaną inteligencją i poprosił o opiekę. Nie słyszał Ŝadnych
słów, ale odczuł potrzebę działania w określony sposób. Nieraz zdarzało się, Ŝe poczucie
niebezpieczeństwa rosło w nim i prawie go nie opuszczało, i kiedy obchodził kolejno róŜne stanowiska
pracy, nasilało się wokół jakiegoś szczególnego miejsca. Zatrzymywał się tam, wzywał zaufanego
majstra i innych robotników, Ŝeby stanęli koło niego. Wszyscy uwaŜali, by w porę zapobiec
wypadkowi. W ten sposób przechwycono niejako i uniknięto wielu nieszczęść.
Na moją prośbę inŜynier obiecał, Ŝe jeśli kiedyś podczas jego pobytu w Honolulu dojdzie w jakiejś
fabryce do sytuacji groŜącej niebezpieczeństwem, opowie mi ze szczegółami przebieg całego
wydarzenia. Jeszcze przed upływem tygodnia wpadł do mnie i oświadczył, Ŝe właśnie otrzymał
wstępne ostrzeŜenie. Nazajutrz, jak mi później opowiadał, poczucie niebezpieczeństwa wzrosło.
Szukał niebezpiecznego miejsca, aŜ doszedł do szybu windy roboczej na dachu nowego hotelu. Tam
czekał wraz z majstrem i kilkoma robotnikami poinformowanymi wcześniej o ostrzeŜeniu. Tymczasem
polecono teŜ wszystkim zatrudnionym robotnikom, by zachowali szczególną ostroŜność. InŜynier
ponownie nawiązał kontakt ze swoim tajemniczym opiekunem. Niebezpieczeństwo stało się tak
bliskie, iŜ nieomal „czuł jego woń”. W pewnej chwili jeden z robotników, Filipino, zbliŜył się do szybu
windy z taczką, na której leŜał zwój bardzo sztywnego, cięŜkiego kabla ze stali. Pomost windy
zatrzymał się na miejscu. MęŜczyzna podniósł klapę i chciał pchnąć swój ładunek na platformę. Nagle,
kiedy taczki dotknęły właśnie pomostu, ktoś na dole nie dając ostrzegawczego dzwonka, pociągnął
linkę sterującą i winda zaczęła opadać. Taczka przechyliła się, a zwój kabla zsunął się na
obramowanie szybu. Drut, którym zwój był opasany, pękł, a kabel rozwinął się gwałtownie jak
ogromny wąŜ, uderzając robotnika w plecy. Wpadłby niechybnie do szybu, ale trzej obserwatorzy
skoczyli juŜ na pomoc, momentalnie go pochwycili i odciągnęli w bezpieczne miejsce.
Zbadałem później tę sprawę. Wszyscy ludzie obecni przy zdarzeniu opowiedzieli mi tę samą
historię.
InŜynier ten przez wiele lat otrzymywał od spółki wysokie roczne premie, poniewaŜ nie zdarzyło
się, by przy pracach, które on nadzorował, , jakiś robotnik odniósł obraŜenia. Dawano mu
najtrudniejsze i najbardziej niebezpieczne zlecenia. Zawsze mu się udawało. On i jego córka
nieustannie cieszyli się doskonałym zdrowiem.

Komentarz:
Mamy tutaj przykład natychmiastowego wyleczenia z chorób fizycznych, a takŜe z kłopotów
finansowych, a więc, jak się to mówi, „uzdrowienia ciała i portfela”. Widać tu wyraźnie, jaką rolę
odgrywa siła Ŝyciowa, oraz ile czasu potrzeba, by wyuczyć niŜsze Ja kontaktowania się z WyŜszym
Ja. Co więcej, przypadek ten dowodzi, Ŝe moŜna uzyskać nawet codzienny kontakt i nieustającą
opiekę, JEŚLI SIĘ TYLKO O NIĄ POPROSI.
Teoria kahunów głosi, Ŝe człowiekowi dano wolną wolę i WyŜsze Ja nie będzie wtrącało się w
nasze sprawy, choćbyśmy kompletnie zagmatwali sobie Ŝycie, CHYBA śE POPROSIMY JE, BY
PRZYSZŁO NAM Z POMOCĄ. (Nie dotyczy to tylko pewnych przełomowych dla naszego Ŝycia
wydarzeń, które określone są z góry). Proszenie o pomoc jest „otwieraniem drzwi”. Kahuni wierzyli, Ŝe
WyŜsze Ja tęskni za nami, jak rodzic za marnotrawnym dzieckiem, czeka tylko, by nam pomóc i
otoczyć nas opieką. Niestety, musi trzymać się z dala od naszych spraw, dopóki nie odkryjemy w
zdumieniu, Ŝe ono istnieje i Ŝe jest droga, która do niego prowadzi, Ŝe moŜemy zyskać jego pomoc w
Ŝyciowych troskach.
Nie moŜemy wiedzieć, jakie prawo zabrania WyŜszemu Ja kierować kaŜdym naszym czynem, ale
obserwując to, co dzieje się wokół nas, moŜemy niezmiennie wnioskować, Ŝe takie prawo istnieć musi.
Historia inŜyniera, który odkrył to, co nazwał Czymś, i który podczas kontaktu odczuł na sobie
przeszywający dreszcz, podobny jak przy zgrzycie noŜa o szkło, byłaby jednak niepełna, gdybym nie
wspomniał jeszcze o pewnym incydencie wskazującym, jaką wielką rolę moŜe odgrywać kompleks w
blokowaniu ścieŜki kontaktowej między niŜszym i WyŜszym Ja człowieka.
OtóŜ nasz inŜynier od konstrukcji wind, będąc w Honolulu, zainteresował się fotografiką i kupił
sobie dobry aparat. Ode mnie i od Australijczyka, dekarza pracującego na budowie, otrzymał
instrukcję jego uŜytkowania. Australijczyk miał zbiór świetnych aktów. Pokazał inŜynierowi całą
kolekcję i zaproponował, Ŝe da mu jedno ze zdjęć. Propozycja została chętnie przyjęta i wybrano
jedną ze skromniejszych fotografii. Zdjęcie miało wysokie walory artystyczne doskonałe oświetlenie,
kontrast i ustawienie modelki. InŜynier postawił je w swoim pokoju hotelowym na komodzie. Umieścił
je tam wieczorem, a następnego dnia rankiem stwierdził zdumiony, Ŝe nie umie nawiązać zwykłego
kontaktu ze swoim Czymś. Przez cały dzień zastanawiał się nad tą nową, zagadkową sytuacją. Co
jakiś czas próbował swych dawnych umiejętności, lecz na próŜno.
Wieczorem, gdy po pośpiesznie zjedzonej kolacji wrócił do swego pokoju, jego wzrok padł na
zdjęcie. ZbliŜył się w zamyśleniu do komody, uniósł obrazek i dokładnie mu się przyjrzał. Nie było w
nim nic gorszącego. Po prostu, dzieło sztuki fotograficznej. Zresztą bardzo piękne. JednakŜe, gdzieś
głęboko w jego umyśle zrodziło się podejrzenie, Ŝe trzymany w ręku przedmiot moŜe mieć coś
wspólnego z jego ostatnimi niepowodzeniami. Podjąwszy natychmiastową decyzję, zwrócił zdjęcie
Australijczykowi, wyjaśniając mu swoje kłopoty. Godzinę później wszystko wróciło do normy. Z
łatwością nawiązał dawny kontakt i zapytał, czy obrazek był grzeszny. Nie otrzymał jednak Ŝadnej
odpowiedzi.
Opowiadając mi o tej dziwnej sprawie, zaznaczył, Ŝe właściwie nigdy nie wiedział, co moŜe zostać
uznane przez Coś za grzech, a co nie. Mógł na przykład swobodnie Ŝuć tytoń i bezkarnie kląć. Sam
uwaŜał się za „grzesznika jak większość przyzwoitych ludzi”. Doświadczenie nauczyło go jednak, Ŝe
czasem nawet drobnostki mogą niespodziewanie i w niewytłumaczalny sposób uniemoŜliwić mu
kontakt z Czymś.
Nie ma wątpliwości, Ŝe w przypadku inŜyniera mieliśmy do czynienia z jakimś zadawnionym
kompleksem, prawdopodobnie pochodzącym z czasów pierwszych nauk etyki seksualnej i
skromności, z kompleksem, który pozostał w jego niŜszym Ja. Z pewnością chętnie oglądałby akty w
jakiejkolwiek galerii artystycznej, lecz w tym wypadku zdjęcie wydobyło na wierzch stary kompleks,
nawet jeśli średnie Ja pozostało obojętne. NiŜsze Ja natomiast zareagowało od razu i odczuło, Ŝe
męŜczyzna jest winny i powinien się wstydzić, Mówiąc obrazowo, zasłoniło twarz gestem małego
chłopca i wstydziło się pokazać rodzicom na oczy, jakby miało nieczyste sumienie. Kiedy zdjęcie
zniknęło, „ścieŜka” kontaktowa otworzyła się ponownie.
NaleŜy wziąć po uwagę fakt, Ŝe zdjęcie było przedmiotem fizycznym, czymś postrzegalnym
zmysłowo; wzrokiem i dotykiem. Był to zatem BODZIEC FIZYCZNY. On to właśnie obudził stary
kompleks z siłą skuteczniejszą niŜ setki wyobraŜeń o podobnych obrazkach. Zwrócenie zdjęcia
Australijczykowi było natomiast bodźcem fizycznym wystarczającym do tego, by kompleks wrócił z
powrotem do swej szufladki w umyśle i przestał przeszkadzać.
Stale powinno się powtarzać tę oczywistą prawdę, Ŝe JEŚLI NIE MOśNA ZWALCZYĆ
ZADAWNIONYCH KOMPLEKSÓW. NALEśY UGIĄĆ SIĘ PRZED NIMI.
InŜynier był zmuszony zrezygnować ze swego pięknego zdjęcia. Dziewczyna, która piła wino,
tańczyła i miała przez to wrzód na nodze, nie mogła pozbyć się dawnego kompleksotwórczego
przekonania, Ŝe zabawa i alkohol są czymś grzesznym. Byłaby mądrzejsza, gdyby zrozumiała, Ŝe
musi zaniechać tańczenia i picia, zanim doszło do konieczności przykrej operacji. Tym bardziej, Ŝe jej
kompleks miał niebezpieczną tendencję do łatwych nawrotów.

Rozdział XIX
Magiczna przebudowa niepoŜądanej przyszłości
(Uzdrawianie z kłopotów ekonomicznych i bytowych)
WyŜsza magia natychmiastowych uzdrowień osiąga swój cel dzięki pomocy WyŜszego Ja. To
samo dotyczy magii poprawiającej doczesne warunki bytowe.
W obu wypadkach działa ten sam podstawowy mechanizm.
W Starym Testamencie czytamy historię Jakuba, który we śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi,
sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów BoŜych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół.
Na jej szczycie stał Pan i mówił do niego.
W wierzeniach Huny moŜna odnaleźć wiele obrazów przypominających znane nam przypowieści
religijne. Drabinę zastępuje tu sznur z materii widmowej łączący niŜsze Ja i WyŜsze Ja, będąc
jedynym „Panem”, z którym moŜemy się bezpośrednio kontaktować i o którym moŜemy cokolwiek
wiedzieć. Pan przemawiał do Jakuba, WyŜsze Ja wysyła zaś mistyczne przesłania. Aniołowie
wchodzili w górę i schodzili, prawdopodobnie jako posłańcy. Kształty myślowe modlitw wchodzą i
schodzą po widmowym sznurze jak po drabinie, płyną ze strumieniem siły Ŝyciowej. Pan obiecał
Jakubowi, Ŝe będzie mu się dobrze powodziło. WyŜsze Ja zawsze gotowe jest nam pomóc w podobny
sposób – pod warunkiem Ŝe nauczymy się, jak z nim postępować.

Przypadek 29
Zmiana niepoŜądanej przyszłości na lepszą

Uwagi wstępne:
Chciałbym tu przedstawić mechanizm działania wyŜszej magii w sposób jak najbardziej jasny i
zrozumiały ze względu na jego niebywałe znaczenie dla kaŜdego człowieka. śycie wielu osób jest
pogmatwane i skomplikowane. Wyprostowanie ścieŜek Ŝyciowych jest naszym największym
pragnieniem.
Z wszystkich zgromadzonych przeze mnie materiałów wybrałem przypadek, którego sam
bezpośrednio doświadczyłem, dzięki czemu mogę zapewnić, Ŝe kaŜdy szczegół został tu opisany
dokładnie i wiernie. Ręczę za doskonałe rezultaty wynikające z opisanych działań. Osiągałem je i
osiągam nieustannie.
Tym razem, zmieniając nieco mój dotychczasowy zwyczaj, będę zatrzymywał się przy kaŜdym
szczególe, podając powód wykonania danej czynności, zamiast czekać z komentarzem do
zakończenia historii przypadku.

Opis przypadku:
W 1932 roku w Honolulu prowadziłem sklep z aparatami fotograficznymi. Interes szedł słabo ze
względu na ówczesną depresję gospodarczą i brak przemysłu turystycznego. PrzeraŜony, Ŝe mogę
wszystko stracić, poszedłem do pewnej kahunki z prośbą o pomoc.
Znałem tę pięćdziesięcioletnią Hawajkę od jakiegoś czasu i gdy tylko powiedziałem jej o swych
kłopotach, od razu przystąpiła do działania, aby poprawić moją sytuację. Usiedliśmy razem przy stole
w niewielkiej jadalni. Paliła i słuchała, jak zwierzałem się jej ze swych trosk.
Mówiłem, Ŝe stoję wobec konieczności sprzedania całego mojego interesu wraz z magazynem i
wyposaŜeniem, bo inaczej mogę zupełnie zbankrutować. Jedynym człowiekiem w Honolulu, który
mógłby kupić sklep za rozsądną cenę, był mój konkurent. Miał on sklep fotograficzny o wiele większy i
starszy od mojego.
Chodziłem do tego człowieka trzykrotnie, próbując skłonić go do kupna i zachęcić niezbyt wysoką
ceną. Niestety, w ogóle go to nie interesowało. Zapłaciłem pośrednikowi okrągłą sumkę, by postarał
się doprowadzić do transakcji, lecz i jemu nie udało się znaleźć kupca. Wyglądało juŜ na to, Ŝe
wszystko stracę. Za kilka tygodni kończył się okres dzierŜawy, a o odnowieniu umowy na dalsze pięć
lat i zapłacenie czynszu z góry w ogóle nie było co marzyć.
Wyjaśniłem to wszystko mojej kahunce i odpowiedziałem na kilka jej pytań. Poleciła mi, bym przez
chwilę skupił się intensywnie na swoich myślach, a następnie powiedział jej dokładnie, czego
właściwie pragnę, czego oczekuję. Przemyślałem więc wszystko od nowa i oświadczyłem, Ŝe chcę
sprzedać cały mój interes konkurentowi za 8 000 dolarów, co byłoby dla niego wielką okazją, nawet
przy tak złej koniunkturze. Powiedziałem teŜ, Ŝe chcę pomóc nabywcy przejąć mój sklep, umoŜliwić
mu kontakty, przekazać adresy dostawców itp., a potem pragnę powrócić na WybrzeŜe i zająć się
działalnością literacką.
Uzdrowicielka zadała mi jeszcze kilka pytań. Gdy mówiłem, co chciałbym robić w przyszłości,
upewniała się za kaŜdym razem: „A jeśli tak się stanie, czy jesteś zupełnie pewien, Ŝe nie pokrzyŜuje
to twoich dalszych planów?”. Kazała mi rozwaŜyć wszystkie ewentualności, zastanowić się nad
kaŜdym krokiem i liczyć się z rozmaitymi moŜliwymi rezultatami. Miałem wziąć pod uwagę
najdrobniejsze szczegóły i wyobrazić sobie, jak kaŜda sprawa moŜe się potoczyć i jak będzie
funkcjonował cały wymarzony przeze mnie układ.
Celem owych czynności intelektualnych było przygotowanie do sformułowania właściwej „modlitwy”
do WyŜszego Ja. Kształty myślowe modlitwy miały być jednoznaczne oraz wolne od wątpliwości i
niepewności. Musiały być jasne i proste. KaŜdy pominięty szczegół mógłby później stanąć na
przeszkodzie i zawaŜyć na realizacji całego planu.
Kahunka mówiła, Ŝe w swojej praktyce bardzo często spotykała się z tym, Ŝe ludzie wysyłali
WyŜszemu Ja gmatwaninę sprzecznych pragnień, planów, obaw i nadziei. Co dzień i niemal co
godzinę zmieniali swoje Ŝyczenia. Raz chcieli jednego, potem znowu czegoś innego, i tak w kółko.
PoniewaŜ zaś WyŜsze Ja tworzy nam przyszłość z naszych przeciętnych myśli, które odbiera od nas
podczas snu, to owa przyszłość przewaŜnie staje się galimatiasem przypadkowych faktów i
konfliktowych wydarzeń, mieszaniną wzlotów i upadków. Tylko taki człowiek, który jest zdecydowany
w swych dąŜeniach i pragnieniach i wytrwale się ich trzyma, postępując konsekwentnie w obranym
przez siebie kierunku, moŜe przedstawić WyŜszemu Ja właściwy kształt myślowy. Z niego WyŜsze Ja
zbuduje mu upragnioną przyszłość, zaplanowaną i taką, o jakiej zawsze marzył.
Godzinna rozmowa ze mną w pełni zadowoliła kahunkę. Oświadczyła, Ŝe nawiąŜe teraz kontakt z
WyŜszym Ja i zapyta, czy mój plan jest moŜliwy do zrealizowania.
Zamiast zwykłego urządzenia słuŜącego do jasnowidzenia, a mianowicie gładkiego czarnego
kamienia polewanego wodą w specjalnym naczyniu – kalabasie, przyniosła szklankę. Napełniła ją
wodą i wsypała pół łyŜeczki proszku zeskrobanego z korzenia imbiru, by woda była mętna i odgrywała
rolę bodźca fizycznego chroniącego przed wpływem duchów – poltergeistów, jeśli były takie w pobliŜu.
Imbir został przyniesiony z ogrodu po południu. Gdy kahunka oskrobała go paznokciem i wsypała
trochę proszku do szklanki, był juŜ wieczór.
Uzdrowicielka poprosiła o srebrnego dolara jako zaliczkę swojego honorarium. Miał on odgrywać
rolę bodźca fizycznego dla jej niŜszego Ja, poniewaŜ reprezentował wynagrodzenie za pracę i usługę
– tym samym praca ta stawała się dla niŜszego Ja dobrą i poŜyteczną czynnością. Dolar powędrował
pod szklankę. Następnie kahunka osłoniła oczy od górnego światła, po czym usiadła na chwilę,
wpatrując się w powierzchnię mętnej wody.
Niebawem zobaczyła na niej obrazy i jakiś wewnętrzny głos zaczął przesyłać jej informacje. Przez
pewien czas pozostawała w stanie podobnym do transu, po czym ocknęła się i opowiedziała mi, co
ujrzała. Zadała mi dalsze pytania. Trwało to siedem, moŜe osiem minut.
Wszystkie wizje w szklance z wodą miały symboliczny charakter. PoniewaŜ były to rzeczy, o
których z doświadczenia wiedziała, Ŝe oznaczają coś dobrego, uznała odpowiedź WyŜszego Ja za
sprzyjającą mym planom. Zobaczyła na przykład otwierające się drzwi, a nieco później snop zboŜa.
Zapytała mnie, co te rzeczy mogą dla mnie oznaczać i czy kiedykolwiek o nich myślałem. Chciała być
pewna, Ŝe nie widzi tych obrazów w moim umyśle, tylko Ŝe pochodzą one od WyŜszego Ja i
przekazywane są niŜszemu Ja.
Uzyskawszy zatem pozytywną odpowiedź od WyŜszego Ja, kahunka odezwała się do mnie:
– Bóg mówi mi, Ŝe modlitwa twoja moŜe być wysłuchana. Drzwi są otwarte. Twoja ścieŜka nie jest
powaŜnie zablokowana, nawet jeśli drzwi nie są otwarte na całą szerokość. A teraz dowiem się, jak
powinniśmy się zachować i co mamy robić.
Znowu popatrzyła w wodę i wprowadziła się w stan umoŜliwiający jej pozazmysłowe widzenie
zjawisk i przedmiotów. Wyłonił się jej obraz owego konkurenta, mojego dobrego znajomego. Opisała
jego wygląd, by sprawdzić, czy widzi go takim, jaki jest w rzeczywistości. Zobaczyła takŜe jego biurko
na zapleczu i męŜczyznę, którego wcześniej wynająłem do sprzedaŜy mojego sklepu. Kiedy kahunka
zakończyła parapsychiczne badanie całej sprawy, zrobiło się juŜ późno.
– Czy skrzywdziłeś kogoś? – spytała mnie. – Dlaczego drzwi nie są otwarte na ościeŜ i dlaczego
twoja ścieŜka nie jest całkiem odblokowana?
Nie przypominałem sobie, Ŝebym komukolwiek zaszkodził. Tak teŜ powiedziałem.
– Nie masz wraŜenia, Ŝe kogoś oszukasz, sprzedając sklep za osiem tysięcy dolarów?
Zapewniłem ją, Ŝe uwaŜam taką sumę za absolutnie właściwą.
– A zatem to jakieś drobne poczucie grzechu związane z nauką religii lub kościelnymi
przykazaniami zjada cię od środka – zdecydowała. – Większość porządnych ludzi, szczególnie ludzi
poboŜnych, miewa takie myśli. Aby więc pozbyć się tego uczucia i oczyścić ścieŜkę twojego boga
musisz przez trzy dni pościć do godziny trzynastej. W tym czasie nie wolno ci teŜ palić. Po trzech
dniach daj podarunek jakiejś osobie będącej w potrzebie lub ofiaruj datek na cele dobroczynne. Ten
podarunek musi być na tyle cenny, byś trochę to finansowo odczuł – powiedzmy nieco kosztowniejszy,
niŜ cię na to stać. To da ci głębokie poczucie, Ŝe wyrównałeś wszystkie swoje grzechy. Później znowu
do mnie przyjdź.
W ten sposób kahunka opisała mi bardzo sugestywnie bodziec fizyczny, który miał zrobić na moim
niŜszym Ja wraŜenie, Ŝe czynię pokutę za czyny, które ono uznało za grzeszne. śadną miarą nie
mogłem dociec, co to były za kompleksy i o jakie winy chodziło, lecz nie miało to większego
znaczenia.
Przez trzy dni wykonywałem polecenia kahunki, uwaŜając je za wystarczająco uciąŜliwe, by
wzruszyć moje niŜsze Ja. Byłem bowiem z natury obdarzony duŜym apetytem i w tym czasie lubiłem
teŜ palić. Swój dar złoŜyłem Armii Zbawienia, gdyŜ moim zdaniem była to poŜyteczna organizacja
charytatywna.
Wieczorem ponownie udałem się do mojej kahunki i razem usiedliśmy przy okrągłym stole. Znowu
postawiła szklankę z mętną wodą i po kilku minutach ujrzała w wodzie obraz drzwi, tym razem otwarte
były na ościeŜ. Oświadczywszy, Ŝe teraz moja ścieŜka jest całkowicie odblokowana, odsunęła
szklankę i znowu zapytała o moje plany Ŝyciowe. Czy ich nie zmieniłem? Czy nadal jestem pewien, Ŝe
chcę, by wszystko stało się tak, jak wcześniej ustaliłem?
Gdy zapewniłem ją, Ŝe moje zamiary są jasne i pozostały nie zmienione, zaczęła się
przygotowywać do modlitwy za mnie do WyŜszego Ja.
Zawsze kiedy kahunka modliła się do swego WyŜszego Ja z prośbą o pomoc dla klienta, modlitwa
automatycznie docierała takŜe do WyŜszego Ja tego ostatniego. Ma to więc związek z przekonaniem
kahunów, Ŝe wszystkie WyŜsze Ja są ze sobą sprzęŜone w sposób, którego nie moŜemy pojąć, a
nawet sobie wyobrazić. Są „wielością w jednym” i „jednością w wielu”. Są rozdzieloną jednością. Są ze
sobą związane ściślej niŜ pszczoły w ulu. Nauczyły się działać jako jedność, lecz kaŜda z nich
wykonuje odrębne, indywidualne czynności. Nie potrafimy tego pojąć, ale wyniki otrzymywane przez
nas w kontakcie z WyŜszym Ja świadczą, iŜ nasze rozumowanie jest prawdopodobnie słuszne i
zbliŜamy się w swych dociekaniach do granic naszych moŜliwości intelektualnych.
Kahunka wstała więc, by się pomodlić. Chodziła po pokoju tam i z powrotem, cięŜko oddychając.
Po kilku minutach zatrzymała się przy stole i cicho oświadczyła, Ŝe oto za chwilę złoŜy bogu modlitwę
w moim imieniu. Następnie zaczęła wypowiadać słowa w języku hawajskim, powoli z wielką mocą w
głosie. Wyglądała tak, jakby patrzyła gdzieś w dal, w przyszłość. Odmówiła modlitwę raz, a później
powtórzyła ją jeszcze dwa razy.
Tę potrójną modlitwę, słowo w słowo, kahunka złoŜyła z pełną siłą sugestii, wkładając w nią całą
swą wolę, by skłonić niŜsze Ja do przekazania WyŜszemu Ja kształtów myślowych powstałych w
wyniku dokładnego i upartego powtarzania modlitwy.
NiŜsze Ja nawiązało kontakt z WyŜszym Ja po bezpośrednim rozkazie otrzymanym od średniego
Ja kahunki. Nie uŜyła teraz szklanki, gdyŜ tym razem nie Ŝądała i nie spodziewała się odpowiedzi. Po
owej modlitwie kahunka usiadła na krześle i zapaliła papierosa. Odpoczywała po intelektualnym
wysiłku. Do modlitwy musiała bowiem zgromadzić dodatkowy ładunek siły Ŝyciowej i wraz z jej
strumieniem przesłała wyŜej kształty myślowe.
Niebawem znów wzięła do ręki szklankę, by zobaczyć, jakie są wieści od WyŜszego Ja i czy
przyszły jakieś instrukcje.
Na powierzchni ujrzała scenkę, w której ja brałem udział i wykonywałem szereg czynności. Była to
projekcja przyszłości, jaką teraz zgotowało mi WyŜsze Ja. Stara przyszłość została skasowana i
zatarta, a wytworzyła się nowa.
Dawna przyszłość niewątpliwie zawierała wszystkie niepowodzenia i kłopoty finansowe, które
wydawały mi się nieuniknione, których się obawiałem, martwiąc się, co pocznę dalej. Takie byłoby
prawdopodobnie moje Ŝycie, gdyby nie pomoc WyŜszego Ja w zmianie złych warunków bytowych na
lepsze.
Nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób WyŜsze Ja kształtuje przyszłość dla obu niŜszych jaźni,
ponad którymi stoi jako ich opiekuńczy duch rodzicielski. MoŜemy tylko przypuszczać, Ŝe nasze myśli,
z których tworzymy kształty myślowe, są w pewien sposób wykorzystywane do kreślenia przyszłych
wydarzeń. W kaŜdym razie, kształty myślowe informują WyŜsze Ja o naszych nadziejach, lękach,
pragnieniach i planach. Jak się zdaje, przyszłość powstaje właśnie w nich, przy czym WyŜsze Ja z
wielką ostroŜnością pilnuje, by nie wtrącić się w naszą WOLNĄ WOLĘ. Zawsze musimy mieć
zapewnioną moŜliwość posługiwania się nią, chyba Ŝe sami poprosimy o pomoc. Pomoc zaś zostanie
udzielona dopiero wówczas, gdy na jakiś czas zrezygnujemy z wolności woli. Nie potrafimy
powiedzieć, dlaczego tak się dzieje, ale rozumiemy, Ŝe taki warunek jest moŜliwy.
Ze względu na nasze ograniczenia intelektualne, nie moŜemy wyobrazić sobie przyszłości
utworzonej z niewidzialnej materii, lecz mimo to zawierającej wszystkie wydarzenia i okoliczności,
które realizują się co do minuty, godziny i dnia, w miarę jak niewidzialny kontur będzie się
„krystalizował”. Być moŜe przyszłość zbudowana jest tak samo jak widmowe ciała niŜszego i
średniego Ja oraz tak samo jak kształty myślowe. MoŜe właśnie owe myślowe formy rozwijają się w
zdarzenia. Kahuni nie znali odpowiedzi na to pytanie. My równieŜ jej nie znamy. Ale wiemy, Ŝe
przyszłość jest w jakiś sposób ukształtowana, Ŝe moŜna z góry przewidzieć jej skrystalizowane juŜ
okresy oraz Ŝe MOśNA JĄ ZMIENIĆ, i ta wiedza całkowicie nam wystarcza.
Kahunka, ujrzawszy w szklance z wodą moją nową przyszłość i sprawy, które powinienem
załatwić, opisała mi wszystko bardzo szczegółowo, tłumacząc zarazem, dlaczego mam postępować
tak, a nie inaczej. Jak się zdaje, ona sama miała na ten temat własny pogląd i samodzielnie, w jakiś
parapsychiczny sposób, dochodziła przyczyn zjawisk występujących w jej wizji. Tym razem WyŜsze Ja
nie korzystało, jak w większości wizji, z metody podawania symboli.
Opisując mi obrazy, które widziała, kahunka uŜywała sformułowań typu: „Bóg mówi mi, Ŝe...” lub:
„Bóg mi pokazuje...”.
Widziała, jak idę do konkurenta z kartką w ręku. Powiedziała, Ŝe napisałem tam moją ofertę
sprzedaŜy, podając cenę i wszystkie szczegóły transakcji. Oświadczyła, -Ŝe bóg powiedział jej, iŜ
konkurent naleŜy do tego rodzaju ludzi, którzy lubią mieć wszystko na papierze, bo inaczej siłą
przyzwyczajenia mówią „nie”.
– Musisz wszystko napisać – poinformowała mnie. W przyszły wtorek o godzinie 14.15 idź do
niego. Będzie bezczynnie siedział przy biurku w swoim biurze. PołóŜ przed nim papier ze słowami:
„Proszę się z tym zapoznać, wrócę za jakieś dziesięć minut”. Później wyjdź i wróć po dziesięciu
minutach. Będzie właśnie kończył studiowanie twojej oferty i powie ci, Ŝe kupi twój sklep.
Opowieść ta wydała mi się niewiarygodnie dokładna i sprecyzowana. Zapytałem kahunkę, skąd
wie o takich szczegółach, ona zaś oświadczyła, Ŝe widziała, jak to wszystko robię w mojej nowej
przyszłości, i Ŝe bóg dał jej do zrozumienia, dlaczego moją propozycję mam przedstawić na piśmie.
Zdziwiły mnie instrukcje kahunki, ale obiecałem, Ŝe spełnię je w najdrobniejszych szczegółach.
W następny wtorek o godzinie 14.15 poszedłem do biura mojego konkurenta ze starannie
napisaną na maszynie pełną ofertą. Zastałem go tak, jak opisała wcześniej kahunka. Siedział
bezczynnie przy biurku. PołoŜyłem przed nim ofertę i poprosiłem, by ją przejrzał. Powiedziałem, Ŝe
wrócę za dziesięć minut.
Po dziesięciu minutach byłem z powrotem. Czekał na mnie.
– Zgadzam się – rzekł. – Daję panu czek na sto dolarów jako zadatek, a pan niech sporządzi
umowę kupna-sprzedaŜy.
I tak z pomocą kahunki i WyŜszego Ja, sprawa została zamknięta. Wypłacono mi sumę określoną
w modlitwie. Przez jakiś czas zostałem w mieście, by pomóc memu zaprzyjaźnionemu konkurentowi
połączyć oba sklepy.
Po wypełnieniu ostatnich punktów transakcji zawiadomiłem o wszystkim kahunkę. Zapłaciłem jej
tyle, ile zaŜądała, co okazało się dość małą sumą, zwaŜywszy na wielką przysługę, jaką mi oddała.
Jakiś czas później, kiedy kończyłem juŜ likwidować wszystkie moje sprawy, zamierzając wyjechać
do Kalifornii, kahunka sprawdziła moją przyszłość, by zobaczyć fragment planu dotyczący pracy
literackiej.
ZłoŜyła nową modlitwę, pytając, czy dane mi będzie zająć się pisarstwem, a później, z pomocą
WyŜszego Ja, zbadała szczegóły przyszłości, aby poznać instrukcje, jak powinienem dalej
postępować. Podobnie jak kiedyś zrobiła to w sprawie sprzedaŜy sklepu, teraz uczyniła to samo w
związku z moimi planami pisarskimi.
– Napisze z osiem ksiąŜek – powiedziała po dłuŜszym wpatrywaniu się w improwizowany kryształ.
– Osiem ksiąŜek w czasie, jaki bóg mi pokazuje – westchnęła. – Ale będziesz musiał być bardzo
cierpliwy. Od napisania pierwszej ksiąŜki do ósmej minie duŜo czasu. Wiele rzeczy się wydarzy i nie
będzie ci łatwo, ale cztery ostatnie ksiąŜki będą kosztować cię mniej wysiłku niŜ pierwsze i praca nad
nimi będzie krótsza.
Ów przebłysk przyszłości, jaki kahunka uzyskała dla mnie, poznałem w 1932 roku. Teraz jest rok
1947 i cztery pierwsze ksiąŜki mam juŜ za sobą.

Komentarz:
Psychologiczno-religijny system Tajemnicy (Huny) jest ponad wszystko i pod kaŜdym względem
systemem skutecznie DZIAŁAJĄCYM. Nie usiłuje zrozumieć i tłumaczyć spraw mających coś
wspólnego z NajwyŜszym Bogiem, którego nasze niŜsze moŜliwości intelektualne nie pozwalają nam
pojąć.
System ten polega na zdrowym rozsądku i doświadczeniu. Prezentuje prawdziwie naukowe
podejście do rzeczywistości. Ofiarowuje nam wolność od dogmatów i urojeń.

Rozdział XX
WyŜsze Ja i cudowne uzdrowienia w parapsychologii
Wielu uzdrowień dokonały duchy osób zmarłych. PrzewaŜnie są to duchy zmarłych lekarzy. Za
pośrednictwem mediów stawiają one diagnozy i przepisują leczenie, tak jak za swego Ŝycia.
Duchy często wstępowały w ciała mediów i uzdrawiały chorych przez nakładanie rąk. Z wielu
opowieści wynika oczywisty fakt. Ŝe niejednokrotnie czyniono uŜytek z siły Ŝyciowej niskiego napięcia,
chociaŜ jej natury do końca nie poznano.
Mesmerycy nacierali chore części ciała pacjenta, by je uzdrowić. Duchy postępowały podobnie, a
wyniki były zdumiewające.
Kahuni byli jednak, jak się zdaje, jedynymi ludźmi, którzy wiedzieli o trzech rodzajach napięć siły
Ŝyciowej i o moŜliwości przekazania energii z rąk uzdrowiciela do ciała pacjenta, energii płynącej
razem z sugestiami leczniczymi.
Panuje powszechna zgoda co do tego, Ŝe dzieci w wieku poniŜej pięciu lat nie są jeszcze gotowe
do odpowiedzi na sugestie hipnotyczne. Mimo to reagują na leczenie, które polega na przelaniu im siły
Ŝyciowej w momencie, gdy lekarz wytworzył ukształtowaną myśl. Liebault, próbując udowodnić, Ŝe
sugestia nie jest przyczyną wszystkich mesmerycznych uzdrowień, kładł ręce na wielu dzieciach i
uzyskiwał częste wyleczenia. Niektóre dzieci nie mały jeszcze trzech łat. W późniejszych czasach
Ochorowicz osiągał podobne sukcesy w leczeniu dzieci niespełna dwuletnich. W ten sposób
uzdrawiano takŜe zwierzęta. RównieŜ rośliny traktowa no podobnym bodźcem, by uzyskać ich
przyspieszony wzrost.
Wszystkie te przykłady dowodzą, iŜ kahuni mieli słuszność, sądząc, Ŝe siła Ŝyciowa
uzdrawiającego jest potęŜnym czynnikiem leczniczym. bez względu na to, czy lekarz jest osobą
Ŝyjącą, czy teŜ zmarł i stał się duchem.
Duchy osób zmarłych często wykazują doskonałe umiejętności parapsychicznego diagnozowania
chorób ludzi Ŝywych. Mój znajomy miał syna, do którego przyplątała się w college'u jakaś dziwna
choroba. Lekarze nie potrafili znaleźć jej przyczyny. Matka i syn, chwytając się ostatniej deski ratunku,
udali się na seans ze słynnym medium, Cayse'em (zob. ksiąŜka There Is a River). Tego medium uŜył
za swego pośrednika duch byłego lekarza, mającego na swym koncie wiele zdumiewających
uzdrowień. Zbadał on chłopca na drodze parapsychicznej i stwierdził, Ŝe chorobę wywołały odłamane
skrawki kości kręgosłupa, a obraŜenie to nastąpiło podczas wypadku z kajakiem. Pacjent zdąŜył
zapomnieć juŜ o tej katastrofie, ale teraz przypomniał ją sobie od razu jako bardzo bolesną. Lekarz –
duch powiedział, Ŝe konieczna jest operacja, która poprawi stłuczone kręgi, ale jedyny amerykański
lekarz znający się na tego rodzaju zabiegach przebywa akurat w Europie. Niebawem ma jednak
wrócić do domu w Bostonie. Podał nazwisko lekarza, ale nie wymienił jego adresu.
Po seansie zrobiono chłopcu zdjęcie rentgenowskie kręgosłupa. Jakiś lekarz, który nie znał tego
przypadku, stwierdził pęknięcia. PoniewaŜ jak dotąd wszystkie słowa ducha okazały się słuszne,
połączono się telefonicznie z Bostonem i otrzymano informację, Ŝe rzeczywiście przebywa tam lekarz
o podanym nazwisku, który właśnie powrócił z zagranicy i który jest cenionym specjalistą w dziedzinie
chirurgii urazowej. Natychmiast poproszono go o przeprowadzenie operacji i po zabiegu chłopak
powrócił do zdrowia
Duchy częstokroć praktykują specyficznego rodzaju leczenie na odległość. Kiedy medium, za
pomocą którego działają, otrzyma pukiel włosów nieobecnego pacjenta (lub jakiś przedmiot, którego
kiedyś pacjent dotykał, występuje wówczas niezwykłe zjawisko psychometrii. Duchy stawiają diagnozę
choroby nieobecnego pacjenta i przepisują lekarstwa lub teŜ podejmują się zabiegu na odległość
jakimiś psychicznymi czy „duchowymi” sposobami. Tutaj znowu mamy do czynienia z nićmi
widmowymi uŜytymi do nawiązania kontaktu z odległymi miejscami i ludźmi, do uzyskania informacji o
nich i do przesyłania mocy leczniczych oraz kształtów myślowych.
We wszystkich przytoczonych przypadkach duchy działają równie skutecznie jak ludzie Ŝyjący, o ile
oczywiście ludzie ci są na tyle medialni, by postawić właściwą diagnozę, i pod warunkiem, Ŝe duchy
mogą zgromadzić odpowiednią dawkę siły Ŝyciowej potrzebną do wyleczenia choroby. Pod tym
względem istnieje jeszcze jedno bardzo bliskie podobieństwo między ludźmi i duchami. I my, i one
modlimy się do Istot WyŜszych.
Widziano juŜ niejedno medium, jak opanowane przez ducha lekarza modliło się o uzdrowienie dla
chorego. Duchy nieustannie mówią o WyŜszym Ja, nazywając je wszystkimi moŜliwymi imionami, w
zaleŜności od wyznawanych za Ŝycia religii.
Niektóre duchy, tak samo jak kahuni, posiadły wystarczającą znajomość rzeczy, która pozwala im
prosić WyŜsze Ja o pomoc w leczeniu Ŝyjących i tę pomoc otrzymywać. (Tak uzyskiwane cudowne
uzdrowienia są bardzo rzadkie. Być moŜe niewiele duchów zna technikę takiego leczenia. A moŜe to
pacjenci nie oczyścili się z kompleksów i nie są Przygotowani do przyjęcia sugestii leczniczych. Z
drugiej strony, duchy często korzystają z pomocy WyŜszego Ja do wywołania rozmaitych zjawisk
fizycznych jak aporty, materializacje, tworzenie ektoplazmy itd.).
Czasami duchy pojawiają się ludziom Ŝyjącym w wizjach, tak jak miało to miejsce w przypadku
Bernadetty Soubirous, której w grocie blisko Lourdes ukazała się Matka Boska. Zjawy te w jakiś
sposób pośredniczą w cudownych uzdrowieniach.
Niekiedy ludzie nie widzą „postaci” duchów, lecz w ten czy inny sposób odczuwają obecność
duchowego czynnika uzdrawiającego. W zapiskach kościoła katolickiego wiele jest wzmianek o
uzdrowieniach w pobliŜu grobowców męŜczyzn i kobiet, którzy prowadzili świątobliwy Ŝywot.
Dwudziestu dwóch arcybiskupów i biskupów zgromadzonych na konklawe napisało do papieŜa
Klemensa XI: „Jesteśmy świadkami, iŜ przed grobowcem ojca Jana Franciszka Regisa ślepi widzą,
chromi chodzą, głusi słyszą, a niemi mówią”.
W 1731 roku i przez następne 25 lat działała przy grobie opata Parisa, jansenisty, jakaś
niewidzialna i niezidentyfikowana siła. Przebadano wiele przypadków, między innymi bardzo znany
przypadek panny Coirin. W cudowny sposób została ona wyleczona z raka, który zdąŜył juŜ całkowicie
zniszczyć jej lewą pierś. Lekarze nie dawali jej Ŝadnej nadziei. I oto pierś powróciła do swego
normalnego stanu, nawet sutek wyglądał jak dawniej. Nie widać było Ŝadnej blizny ani śladu po
przebytej chorobie. Przypadek ten potwierdziło pod przysięgą kilku lekarzy, składając pisemne
zeznanie przed ówczesnym notariatem. Pytano o tę sprawę nawet lekarza królewskiego, M. Gaularda.
Był przekonany o autentyczności cudownego wydarzenia i takie sprawozdanie złoŜył królowi.
Kilka lat temu pewien Hawajczyk zobaczył we śnie dwa wielkie, osobliwie ukształtowane kamienie,
prawdopodobnie słuŜące przed wiekami kahunom do ich rytuałów. Później znalazł takie kamienie w
rzeczywistości. Przetransportował je w pobliŜe cmentarza i tam je zostawił. Niebawem zaczęły krąŜyć
pogłoski, Ŝe z kamieniami związana jest jakaś siła uzdrawiająca. Ludzie przybywali ze wszystkich
stron, by je zobaczyć. Modlili się przy nich, składali ofiary z kwiatów, pokarmów, pieniędzy i z tego, co
dyktowały im poszczególne wyznania. W rezultacie doszło wówczas do kilku wiarygodnych uzdrowień.
Przez jakiś czas władze miały trudności z opanowaniem gromadzącego się tłumu, lecz niebawem moc
uzdrowicielska zdawała się zanikać. MoŜna więc tylko przypuszczać, Ŝe niewidzialne istoty
odpowiedzialne za wyleczenia w tamtych okolicach pojawiły się tam tylko na krótki czas. ChociaŜ
dopuszcza się moŜliwość, Ŝe WyŜsze Ja samo podejmuje się działalności leczniczej, to teoria
kahunów głosi, Ŝe w większości przypadków wymaga ono pośrednictwa niŜszego i średniego Ja,
zanim przystąpi do uczestniczenia w ich sprawach, bez względu na to, czy owe niŜsze świadomości
zamieszkują jeszcze jakieś ciało fizyczne, czy teŜ przetrwały śmierć fizyczną i występują jako duchy.
Jeśli wierzyć opowieściom o świętych lub świątobliwych osobach, pojawiających się w postaci duchów
w miejscach słynących z uzdrowień, moŜemy wnioskować, iŜ nauczyły się one wzywać pomocy
WyŜszego Ja przy uzdrawianiu tych modlących się chorych, którzy wolni są od wszelkich kompleksów
i mogą przyjąć leczniczą pomoc.
JeŜeli natomiast jest tak, Ŝe kaplice i święte relikwie odgrywają rolę bodźców fizycznych,
wspierających suplikantów w ich modlitwach o zdrowie, to misterium takich cudownych uzdrowień
mamy prawie wyjaśnione. WyŜsze Ja człowieka przychodzącego do kaplicy, aby modlić się
o wyleczenie, zostaje prawdopodobnie skłonione do podjęcia właściwych działań. (Dla kahunów
źródłem wszelkich uzdrowień było osobiste, własne WyŜsze Ja kaŜdego człowieka. O istotach
duchowych stojących na poziomie wyŜszym niŜ WyŜsze Ja sądzono, Ŝe nie wtrącają się raczej do
ludzkich spraw osobistych. Zajmują się czymś waŜniejszym niŜ nędzny Ŝywot człowieczy. Wśród
swoich WyŜszych Ja kahuni nie uznawali świętych).
Kwestię dostarczania siły Ŝyciowej potrzebnej WyŜszemu Ja do uzdrowień przy kaplicach lub w
kościołach moŜna łatwo wytłumaczyć. JeŜeli poltergeisty potrafią podkradać ludziom siłę Ŝyciową do
swoich hałaśliwych zabaw, to z pewnością i WyŜsze Ja moŜe to robić dla dobra chorego.
Prawdziwy obraz uzdrowienia w miejscu świętym powinien wyglądać tak: jeden lub więcej duchów
osób zmarłych (z których kaŜdy składa się z niŜszego i średniego Ja, połączonych ze sobą w zwykły
sposób) postanawia pozostać w świętym miejscu i pomagać tym, którzy tam przychodzą prosić o
uzdrowienie. Owe zwykłe duchy umieją wzywać swe WyŜsze Ja i skłaniać je do cudownych wyleczeń,
natychmiastowych bądź teŜ trwających trzy dni (jak zdarzyło się to w Lourdes). W miejsca te
przychodzi wiele ludzi. Tworzą oni coś, co nazwać moŜna „kręgiem” o właściwościach pierścienia
energetycznego powstającego na seansach spirytystycznych. Zwykłe duchy zaopatrują się wówczas
w siłę Ŝyciową, tak samo WyŜsze Ja. I jeśli ktoś, kto jest wolny od kompleksów i głęboko wierzy w
spełnienie swoich próśb, potrafi wtedy skonstruować dobry, jednoznaczny kształt myślowy dokładnie
obrazujący jego pragnienia (np. uzdrowienie), a takŜe umie nawiązać telepatyczny kontakt ze
zwykłymi duchami, a przez nie z WyŜszym Ja, lub bezpośrednio z ich WyŜszymi Ja, to cud
uzdrowienia jest gwarantowany.
Ektoplazma znana nam z seansów spirytystycznych jest, jak widzieliśmy, substancją materialną
zamienioną przez WyŜsze Ja w niewidzialną postać przy uŜyciu siły Ŝyciowej o wysokim napięciu.
Przy natychmiastowych uzdrowieniach fizyczna substancja złamanej kończyny, piersi opanowanej
przez raka, niewidzącego oka, skrzywionego kręgosłupa i podobnych uszkodzeń zostaje, zgodnie z
nauką Huny, rozpuszczona w ektoplazmatyczną formę, a następnie znowu tęŜeje w miarę, jak zdrowe
substancje wypełniają tę część widmowego ciała pacjenta, która odpowiada części uszkodzonej.
Przypomnijmy sobie, Ŝe ciało widmowe jest odlewem kaŜdej komórki, wszystkich tkanek, łącznie z
krwią i innymi płynami ciała ludzkiego. Owo widmowe ciało naleŜące do niŜszego Ja jest
niezniszczalne, niepodatne na choroby i rany. Teoretycznie rzecz biorąc, noga, którą amputowano
przed laty, mogłaby odrosnąć. Pod jednym warunkiem. Trzeba by znaleźć źródło, z którego dałoby się
zaczerpnąć odpowiednią dawkę ektoplazmy, której zwrot nie byłby konieczny. Jeśli widmowe ciało
niŜszego Ja podlegałoby uszkodzeniom, niebiosa zapełnione byłyby kalekami, a nie zdrowymi i
szczęśliwymi istotami ludzkimi, które zmarły, aby z radością odkryć, Ŝe wszystkie fizyczne ułomności i
niedoskonałości zniknęły bez śladu.
NaleŜy zwrócić uwagę na jeszcze jeden osobliwy szczegół związany z uzdrawianiem. Lekarze
badający ludzi wyleczonych w Lourdes wskazywali na znamienny fakt, Ŝe ci, którzy przychodzili tam
się modlić za innych, sami doznawali poprawy zdrowia. Mary Austin, powieściopisarka, chorowała
kiedyś na raka. Dawano jej rok Ŝycia. Postanowiła pojechać do Rzymu, by spędzić ten ostatni rok na
studiowaniu dokumentów wczesnego chrześcijaństwa. Tak ją te badania pochłaniały, Ŝe zdołała
zapomnieć o swej cięŜkiej chorobie. Pewnego dnia, pisze Austin, relacjonując swój przypadek, nagle
zdała sobie sprawę, Ŝe rak zniknął. Nie modliła się o uzdrowienie, lecz skupiając swój umysł na
sprawach religii, sprawiła, Ŝe przyszło samo.
Tego rodzaju specyficzne uzdrowienia wskazują, Ŝe jeśli drzwi do WyŜszego Ja zostały raz juŜ
otwarte dzięki modlitewnym prośbom i wskutek tego moŜe ono brać udział w sprawach niŜszego i
średniego Ja człowieka, to działa ono, kiedy chce, i przynosi uleczenie nawet wówczas, gdy nie jest o
to bezpośrednio proszone. Taka moŜliwość tłumaczyłaby sytuacje, kiedy otrzymujemy pomoc, wcale o
nią nie prosząc. Niemal kaŜdy z nas przypomina sobie, jak cudem uniknął jakiegoś
niebezpieczeństwa, tak jakby nieoczekiwaną pomoc zesłał mu opiekuńczy anioł, Anioł StróŜ, lub
WyŜsze Ja.
Bliską i ciągłą współpracę oraz nieustanny kontakt między dwoma niŜszymi świadomościami a ich
WyŜszym Ja widać wyraźnie w przypadku dziwnego religijnego kultu występującego w Japonii.
Członkowie tej sekty chodzą lub turlają się z obnaŜonymi plecami po kawałkach rozbitego szkła.
Kaleczą się, lecz rany natychmiast znikają bez śladu na dźwięk słowa wypowiedzianego przez mistrza
ceremonii.
Rozmawiałem z członkinią tej oryginalnej grupy. NaleŜała do niej, choć była rodowitą Amerykanką.
Stopniowo nauczyła się nawiązywać łączność z Istotą odpowiedzialną za wyleczenie. Później
otrzymywała od niej pomoc podczas swoich godzinnych występów, kiedy to wchodziła po drabinie,
której szczeblami były obnaŜone ostrza mieczy. Dzięki pomocnej Istocie stopy kobiety nie kaleczyły
się o stal.
Podczas gdy do powstrzymania krwawienia z niewielkich ran moŜna by uŜyć sugestii w formie
autosugestii, to szybkie wyleczenie powaŜnych ran ciętych pochodzących od zbitego szkła
wymagałoby natychmiastowego działania WyŜszego Ja.
Niestety, gdy misyjna grupa wyznawców owego japońskiego kultu przybyła do Stanów
Zjednoczonych, by nas nawrócić (dla nich byliśmy bowiem poganami), jej działalność uznano za
równą magii estradowej bądź cyrkowym sztuczkom. Po kilku pokazach zrezygnowali z wprowadzenia
nas na właściwą drogę i powrócili do Japonii, co wydaje się dość dziwnym zachowaniem, zwaŜywszy
na zapał i upór widoczny u wielu osób, które chcą nauczać prawdy o Bogu i religii. No cóŜ, była to
wyjątkowa szansa, by przestudiować oba te zagadnienia pod nowym kątem, lecz większość z nas ma
tak skrystalizowane i skostniałe poglądy, Ŝe zazwyczaj przechodzimy obojętnie obok takich okazji,
kiedy się nadają.

Rozdział XXI
Jak kahuni za pomocą magii panowali nad wiatrem, pogodą i rekinami
Legendarne dzieje Hawajczyków wspominają o tym, jak dawni przodkowie podróŜowali z
rodzinnych stron, płynąc w wielkich podwójnych łodziach niesionych przez fale jakąś magiczną siłą.
Ta sama tajemnicza moc pozwoliła ich wodzowi, Hawaii Loa, zobaczyć połowę obwodu kuli
ziemskiej i odnaleźć grupę wysp, które miały stać się ich nowym domem. Dzięki tej samej magii
kierowali wiatrami i falami morskimi, tak Ŝe ich kruche statki nie ulegały rozbiciu.
Magia pozwalała im równieŜ panować nad rekinami i innymi stworami morskich głębin.
Wszystkie te umiejętności tłumaczono teorią, Ŝe kiedy średnie Ja awansuje na wyŜszy poziom, aby
stać się WyŜszym Ja, przechodzi początkowo coś w rodzaju staŜu czy nauki rzemiosła, odgrywając
rolę opiekuna, stróŜa, czy teozoficznego „ducha przyrody” nad grupami niŜszych istot. Duchy owe są
siedzibami wyŜszych świadomości, których działanie widoczne jest w kryształach, roślinach, owadach,
ptakach, rybach i zwierzętach. Są takŜe źródłem instynktownej wiedzy, która umoŜliwia pszczole
budować miodowy plaster, a ptakowi misterne gniazdo.
PoniewaŜ wszystkie WyŜsze Ja są ze sobą w bliskim kontakcie, prośbę o kontrolę nad pogodą
moŜna składać przez swoje WyŜsze Ja, które przypuszczalnie przekazuje ją innemu WyŜszemu Ja
rządzącemu aurą w tej okolicy.
Znany był równieŜ system bezpośredniego zwracania się do duchów pogody. Kahuna znający
takiego ducha i tym samym połączony z nim nicią widmowego ciała, po której mógł wysyłać mu
modlitwy, miał moŜliwość polecenia duchowi swego ucznia i połączenia go z nim.

Przypadek 30
Biały człowiek uczy się panować nad wiatrami

Uwagi wstępne:
W opisanym niŜej przypadku zobaczymy, Ŝe moŜna panować nad pogodą bez uŜywania bodźców
fizycznych, jakie spotyka się w rytualnym tańcu węŜa czy w innych tropikalnych tańcach
południowozachodnich Indian.

Opis przypadku:
N. S. Emerson, zmarły jakiś czas temu chirurg, był przez jakiś czas geometrą na Hawajach. Praca
zmuszała go nieraz do wyjazdów w odległe zakątki wysp, gdzie działali jeszcze kahuni, uprawiając
swoje magiczne praktyki. Zaprzyjaźnił się z kilkoma. Jeden z nich, obeznany z wyŜszą magią
panowania nad aurą, podjął się nauczyć Emersona swej sztuki. „Polecił” go kilka razy niewidzialnemu
bogu (Aumakua), sprawującemu rządy nad pogodą, i nauczył go odmawiania modlitwy rytualnej, która
miała przyczynić się do nasilenia wiatru bądź teŜ jego osłabienia.
Kahuni wielokrotnie demonstrowali Emersonowi skuteczność tej magii, by wpoić mu wiarę w jego
moŜliwości. Przy ich pomocy złoŜył odpowiednią modlitwę i czekał na jej spełnienie. Później doszedł
juŜ do tego, Ŝe sam myślał o bogu i recytował modlitwę, otrzymując takie same wyniki jak jego
nauczyciel.
Modlitwa nie była skomplikowana. Zawierała sprecyzowane obrazy myślowe, czyli ukształtowane
myśli o poŜądanych warunkach pogodowych. Była głośno powtarzana, przez co stawała się bodźcem
fizycznym skłaniającym niŜsze Ja do nawiązania kontaktu i przeniesienia telepatycznej prośby
modlitewnej. Słowa modlitwy skierowane były do „wiatrów z Hilo”. Proszono o to, by małe wiatry
schowano z powrotem w wietrznym balonie, a wypuszczono na wolność duŜe wiatry, lub odwrotnie.
Nic w tej modlitwie nie wskazywało na charakter sił zaangaŜowanych w to zjawisko ani na istotę
mechanizmu owej magii. W magii liczy się zresztą nie tyle, co się mówi, ile to jak się postępuje z
niŜszym Ja.
Pan Emerson utrzymywał kontakt z WyŜszym Ja od pogody przez resztę Ŝycia. Niejednokrotnie
przychodzili do niego znajomi z prośbą, by uspokoił wiatry, gdyŜ zamierzali wybrać się łodzią na
sąsiednie wyspy. Za kaŜdym razem zapraszano go na coroczne zawody latawców organizowane
przez szkołę dla chłopców w Kamahameha. Proszono wówczas, by modlił się o wypuszczenie silnych
wiatrów z wietrznego balona, tak aby duŜe latawce mogły wznieść się w górę. Rozmawiałem z
wieloma ludźmi, którzy sami byli świadkami, jak po dziesięciu minutach od złoŜenia modlitwy zadął
silny, ostry wiatr. Nie miałem jednak szczęścia, by widzieć to na własne oczy. A jeśli nawet Emerson
zawiódł kiedykolwiek chłopców na latawcowych zawodach, to ja o takim wypadku nigdy nie słyszałem.

Komentarz:
Sprowadzanie deszczu nie było z reguły częścią magicznych praktyk kahunów zajmujących się
pogodą, a to dlatego, Ŝe w odległych zakątkach Wysp Hawajskich wskaźnik opadów był zadowalający.
Choć trudno sobie wyobrazić, jak za sprawą WyŜszego Ja, w odpowiedzi na rytualne modły,
chmury i deszcze tworzą się nagle z niczego na czystym niebie, to łatwo moŜna dopuścić myśl o
jakiejś kontrolującej pogodę sile, która sprowadza odległe chmury deszczowe i kaŜe im opróŜnić ich
zawartość we wskazanym miejscu.

Przypadek 31
Panowanie nad rekinami i Ŝółwiami morskimi

Uwagi wstępne:
Gdy przebywałem na Wyspach Hawajskich, nigdy nie słyszałem o przypadku, by rekiny
zaatakowały Ŝywego człowieka, chociaŜ poŜerały ciała topielców. Rekiny występujące przy skupiskach
wysp na Pacyfiku mają podobno swoje WyŜsze Ja, które, gdy tylko chcą, mogą przybierać postać
rekinów. KrąŜy wiele opowieści o bliskich stosunkach między ludźmi i poszczególnymi rekinami.
Zdarzało się nieraz, Ŝe całe rodziny były blisko związane z rozmaitymi gatunkami stworzeń i zawierały
jakieś magiczne pakty z ich Opiekuńczymi WyŜszymi Ja. Dało to początek pewnej formie totemizmu
przestrzegającego rytuału, Ŝe zwierzęta totemu rodzinnego nie były przez tę rodzinę zjadane.
Zdaje się, Ŝe między dziećmi i WyŜszymi Ja troszczącymi się o niŜsze stworzenia istnieje silne
pokrewieństwo. Dzieci często wykazują naturalne zdolności parapsychiczne i widzą krasnoludki. Na
Hawajach panuje przekonanie, Ŝe duchy małych dzieci mogą w pewnych okolicznościach rodzić się w
ciałach małych rekinów i w ten sposób podtrzymywać związki totemowe między rekinami a ludzkimi
rodami.
(Gdy mowa o wraŜliwości psychicznej dzieci i ludów prymitywnych polegającej na świadomym
postrzeganiu WyŜszego Ja, przypomina mi się opowiadanie Mary Austin zamieszczone w jej
autobiografii Earth's Horizons. Jako mała dziewczynka odkryła istnienie ducha nadświadomości i
nazwała go „ja Mary” w odróŜnieniu od „Mary”, która była nią samą. Potrafiła otrzymywać pomoc od
owego ducha nawet w takich drobiazgach jak przejście po zwalonym pniu przez rzeczkę, czego nie
zrobiłaby samodzielnie. Kiedy była juŜ starsza, dowiedziała się, Ŝe Indianie ze szczepu Piute znają
WyŜsze Ja i nazywają go Wakanda. czyli „przyjaciel duszy ludzkiej”. Przez całe Ŝycie, gdy miała jakieś
trudności, modliła się do tej „ja Mary” i rzadko nie otrzymywała pomocy).
Na wyspach Samoa istniał, przynajmniej do 1934 roku, obrzęd, przy którym dzieci powtarzały
zwrotki prostych pieśni i, jak się zdaje, nawiązywały kontakt z WyŜszymi Ja panującymi nad rekinami i
Ŝółwiami z tamtych okolic.

Opis przypadku:
W „Geographic News Bulletin” wydanym 10 grudnia 1934 roku George H. Hutchinson, członek
National Geographic Society, przytacza opowiadanie naocznego świadka o rytuale zwanym „wołaniem
rekina i Ŝółwia”, występującym na wyspie Samoa, we wsi Val Togi.
Miejscowe dzieci i dorośli zebrali się na odprawienie ceremonii. Później wysłano same dzieci na
miejsce, gdzie ląd wcinał się w morze. Tam recytowały starą legendę o tym, jak ksiąŜę został
zamieniony w rekina, a księŜniczka w Ŝółwia. Śpiewając, dzieci czyniły gesty przywołania,
zapraszania: Po pięciu minutach w przejrzystej wodzie wśród fal pojawił się mały rekin, moŜe 1,5-
metrowej długości. Przez minutę pływał przy brzegu w całej swej okazałości, po czy zniknął.
Niebawem w podobny sposób pojawił się Ŝółw, pokręcił się przez chwilę i odpłynął z powrotem w
głębiny.

Komentarz:
Kahuni zaczynali uczyć dzieci swojego rzemiosła od najwcześniejszych lat. W wieku 9-10 lat nauka
stawała się coraz intensywniejsza. Kto wie, czy tak wczesne zaznajamianie się z prawami magii nie
ułatwiało niŜszemu Ja dziecka nawiązywać kontakty z WyŜszym Ja, czyli Aumakua. MoŜe i my, ludzie
nowocześni, zaczniemy kiedyś pobierać takie nauki w dzieciństwie.
Aluzję do takiego postępowania znajdujemy w religii chrześcijańskiej w słowach Chrystusa:
„Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie zabraniajcie im tego”.
Znajomość faktu, Ŝe kahuni „przedstawiali” swych uczniów WyŜszym Ja od pogody i przyrody, by
utworzyć tym samym łączące nici z materii widmowej między WyŜszym Ja a uczniem, ma dla nas
niemałe znaczenie.
MoŜe ten staroŜytny mechanizm magiczny dał początek idei charakterystycznej dla rozmaitych
religii, Ŝe kandydaci na przyszłych księŜy muszą przedtem przejść święcenia kapłańskie. Ceremonii tej
dokonują kapłani, którzy juŜ zostali wyświęceni (czyli „przedstawieni, wprowadzeni”). Gdy więź między
kapłanem a Istotą WyŜszą jest juŜ raz ustanowiona, kapłan gotów jest rozpocząć swą słuŜbę.
W Indiach nadal istnieje rytuał, przez który dokonuje się tego rodzaju „wprowadzenia”, czyli
połączenia nicią widmową. Nauczyciel postępuje tak, by nawiązać kontakt z WyŜszą Istotą, nawet jeśli
nie zna zasady funkcjonowania magicznego mechanizmu. W pewnym momencie uczniowie czują
wyraźnie obecność WyŜszego Ja, doznają „iluminacji”. Rytuał ten przewaŜnie zakładał bliski kontakt
fizyczny nauczyciela i ucznia, czasem tylko klepnięcie ręką albo nawet kuksaniec. Być moŜe właśnie
dzięki temu gestowi dochodziło do połączenia ucznia z WyŜszym Ja przez widmowe ciało nauczyciela.
ChociaŜ sprawy tej nie moŜemy jeszcze w pełni zrozumieć, to jedno niewątpliwie jest jasne. OtóŜ z
całą pewnością między ludźmi a Istotami WyŜszymi istnieją jakieś więzi, nici łączące ze sobą dwa
światy. Jest wiele rozmaitych sposobów, które skutecznie usuwają kompleksy blokujące nam drogę do
wyŜszych poziomów bytu i które otwierają moŜliwość telepatycznej komunikacji.
Kiedyś, gdy dzięki procesom eksperymentalnym prowadzonym na duŜą skalę nauczymy się
naśladować czynności kahunów, moŜe znajdziemy sposób, by „zawrzeć znajomość” z WyŜszymi Ja
kierującymi niŜszymi formami Ŝycia, pomiędzy którymi są teŜ pasoŜytnicze nowotwory prześladujące
ludzi. Dzięki owym Istotom zniszczymy raka i złośliwe narośle. W ten sam sposób zapanujemy nad
bakteriami. Jeszcze niedawno czytałem o kobiecie, która głośno mówiła do mrówek, chodząc po domu
i wokół niego. Obiecywała, Ŝe pozostawi im ogród w spokoju, byle tylko wyniosły się z mieszkania. To
odniosło skutek, umowa została zawarta.

Rozdział XXII
Praktyczny uŜytek z magii cudów
Pierwszy etap, czyli badanie staroŜytnego systemu Huny, zbliŜa się ku końcowi. Niewiele więcej
juŜ moŜna zrobić, by pogłębić naszą wiedzę w tym względzie i sprawdzić próbne wnioski wyciągnięte
z dotychczasowych dociekań. Niewiele juŜ moŜna osiągnąć, dopóki wieści o naszych badaniach nie
rozejdą się po świecie i nie wzbudzą zainteresowania na tyle, by tu i ówdzie rozpoczęły działalność
rozmaite grupy eksperymentalne.
Poszczególne osoby same mogą rozwijać umiejętność akumulowania duŜych ładunków siły
Ŝyciowej niskiego napięcia, a następnie przekazywania ich wraz z sugestią leczniczą tym, których
zamierzają uzdrowić. Prawie kaŜdy człowiek moŜe nauczyć się tej prostej magii.
Chcąc jednak stosować magię wyŜszą, trzeba pozbyć się ukrytych kompleksów, a to nie jest juŜ
takie łatwe. Ale i z tą trudnością moŜna się zmierzyć. Najlepiej w grupie roboczej, gdzie jeden pomaga
drugiemu odblokować ścieŜkę Ŝyciową z WyŜszym Ja.
Oczywiście ktoś moŜe kluczyć wokół swych kompleksów i udając, Ŝe ich nie ma, próbować
kontaktu z WyŜszym Ja. MoŜna teŜ, a jest to metoda otwarta dla wszystkich, podjąć jednoznaczną
decyzję co do swoich pragnień i oczekiwań, sformułować słowa modlitwy, po czym powtarzać je
wielokrotnie, nakazując swemu niŜszemu Ja, by zaniosło nasze prośby wraz z niŜszą maną do
WyŜszego Ja podczas snu, gdy kontakt powstaje automatycznie. Metoda ta działa powoli, lecz jest o
wiele lepsza niŜ ślepa i pozbawiona zdrowego rozsądku modlitwa składana bez znajomości
mechanizmów, jakie rządzą wszystkimi modlitwami, a zatem bez znajomości WyŜszego Ja.
Niestety, nie ma juŜ kahunów, do których moglibyśmy się dziś zwrócić o uzdrowienie. Musimy sami
wychować nowych lekarzy, a to wymaga załoŜenia organizacji, która przeprowadzałaby selekcję i
wybierała ludzi obdarzonych naturalnymi predyspozycjami do pracy eksperymentalnej. Od nas zaleŜy,
czy zrobimy to szybko, czy opieszale i poniewczasie. Wiele jest osób, które nie mogą juŜ zbyt długo
czekać na uzdrowienie i na kompetentnych lekarzy. Miłosierdzie i litość wołają o pośpiech.
Istnieje jednak dla nich jeszcze nadzieja i właśnie z myślą o tych ludziach, kończąc mój raport o
staroŜytnej nauce Huny, przedstawiam tutaj następujące sugestie.
Tym, którzy chcą się poświęcić codziennym ćwiczeniom, by pojąć sposób kontaktowania się z
WyŜszym Ja, proponuję szereg pomocniczych środków.
Przede wszystkim trzeba czytać literaturę wskazującą na celowość takich działań i zapewniającą o
moŜliwości sukcesu. Zawsze naleŜy pamiętać, Ŝe jesteśmy istotami kierującymi się stadnym,
skostniałym sposobem rozumowania. Mamy zwyczaj myślenia o pewnych rzeczach w określony,
ustalony sposób. Musimy więc podjąć wysiłek i samodzielnie zrzucić z siebie jarzmo starych
obyczajów, by nie kazały nam one zrezygnować z ćwiczeń, nim minie pierwszy tydzień.
Czytajcie codziennie wyjaśnienia i sprawozdania zawarte w tej ksiąŜce, by podtrzymać swe
pierwotne postanowienie i mieć je stale na względzie. Członkowie Christian Science zrozumieli to
lepiej niŜ którekolwiek ze znanych ugrupowań. Osobie, która chce uzdrowić ciało lub poprawić warunki
finansowe, poleca się codzienne czytanie odpowiednich pism, dzięki czemu poŜądana filozofia
Ŝyciowa jawi się przed umysłem jasno i wyraziście. Słowo drukowane wywiera duŜe wraŜenie na
niŜszym Ja. Jest BODŹCEM FIZYCZNYM. JeŜeli średnie Ja uzna, Ŝe wydrukowane teorie są słuszne
lub chociaŜ skuteczne, mimo Ŝe miejscami pozbawione logiki, to niŜsze Ja z wolna przyzwyczai się do
głoszonych poglądów i zaakceptuje je. Gdy jednak nie będziemy wystarczająco często odczytywać
tego samego materiału, niŜsze Ja go zapomni. Chęć nauczenia się magicznych czynności i
związanych z tym długich ćwiczeń i prób zastąpiono dawnym, ospałym pragnieniem, by robić rzeczy
mniej męczące. A więc trzeba czytać, czytać i jeszcze raz czytać. To pomoŜe ukształtować nowy
system myślenia. Nie wszystkie dawne przekonania są złe i szkodliwe. Jeśli dobry chrześcijanin
rozwinie w sobie rodzaj umysłowości skierowany na wiarę i ufność w chrześcijańską koncepcję Boga,
stworzy sobie doskonałe warunki do rozpoczęcia nauki i praktyk uzdrowicielskich. Quimby w swoich
naukach nawiązywał do utrwalonych przekonań swych pacjentów. Wierzyli oni, Ŝe Bóg moŜe być tylko
dobry. JuŜ w dzieciństwie otrzymali gotowy pogląd, Ŝe Bóg jest doskonały, dobry i wszechmocny.
Opierając się na tym zakorzenionym głęboko sposobie myślenia, zagnieŜdŜonym w niŜszym Ja i
podzielanym przez średnie Ja, Quimby łatwo skłaniał pacjenta do uwierzenia w teorię, Ŝe choroby i
wszystkie złe okoliczności nie istnieją w rzeczywistości, jako Ŝe nie mogą pochodzić od doskonałego
Boga.
Nasze kompleksy mogą być nam zarówno pomocą, jak i zawadą. Powinniśmy dla własnego dobra
co kilka dni skupiać się na swojej psychice i rozpatrywać krytycznie i szczegółowo wszystkie nasze
przekonania, wierzenia, oceny. MoŜe będziemy musieli zatrzymać się dłuŜej nad Huną i co dzień na
nowo uzmysłowić sobie wielką prawdę, którą ona głosi i która dla nas jest kwintesencją wolności, a
mianowicie, Ŝe nie moŜemy zgrzeszyć przeciwko Istotom WyŜszym, a jedynym grzechem jest krzywda
wyrządzona drugiemu człowiekowi. JEŚLI NIE MA TAKIEJ KRZYWDY – NIE MA RÓWNIEś
GRZECHU! Głośmy tę prawdę na wszystkie strony, zawsze i wszędzie. Za wszelką cenę
UWOLNIJMY SIĘ OD FAŁSZYWYCH DOGMATÓW I SKOSTNIAŁYCH POJĘĆ O GRZECHU. To
będzie naszym ZBAWIENIEM. A jeśli nam się to nie uda, postarajmy się dostroić do
zakompleksionego niŜszego Ja i zaniechajmy czynów, które uparcie i ślepo uznaje ono za grzeszne.
W kaŜdym razie, CZYTAJCIE. Literatura na temat Huny nadal jest skąpa i szczątkowa, lecz
moŜemy czytać np. „Daily Word” unitów lub podobne publikacje. Powtarzajmy codziennie zawarte tam
nauki i afirmacje. Jeśli zna się sekretną wiedzę kahunów, z łatwością moŜna przełoŜyć owe pisma na
język kategorii Huny. Bóg staje się wówczas WyŜszym Ja, gdyŜ jest ono najwyŜszą istotą, którą w
ogóle potrafimy ogarnąć umysłem. MoŜemy być pewni, Ŝe kontakt z jeszcze wyŜszymi istotami
uzyskamy za pośrednictwem WyŜszego Ja.
Kahuni nie wahali się przed uŜyciem wszelkich sposobów, które mogłyby posunąć naprzód ich
pracę. Współpracowali z lekarzami, odwiedzali kościoły. Dla nich Huna była nauką Ŝywą i wciąŜ się
rozwijającą. Spotykali się z dawnymi misjonarzami, ufając, Ŝe przyniosą oni ze sobą wieści o ostatnich
odkryciach, Ŝe wzbogacą ich wiedzę o świeŜe, nowe metody leczenia. Wykazywali, jak zresztą
wszyscy Polinezyjczycy, zadziwiającą otwartość umysłów. Z entuzjazmem przyjmowali wszelkie
nowości, jeśli okazywały się one skuteczne.
Huna nie jest systemem, który powstał, skrystalizował się i zaginął. Huna Ŝyje, działa i trzyma się
udowodnionych prawd, chociaŜ równocześnie bada skwapliwie nowe, obiecujące rozwiązania. A
zatem ci, którzy pragną odnieść korzyść ze staroŜytnych odkryć stanowiących jądro Tajemnicy, muszą
równieŜ być otwarci i gotowi do zmiany.
Powtarzam więc, czytajcie tę ksiąŜkę wielokrotnie, o ile przezwycięŜycie stare sposoby myślenia i
odniesiecie poŜytek z nowych. Za pierwszym razem złowicie zaledwie promyk prawdy. Po tygodniu
spróbujecie przypomnieć sobie, o czym czytaliście, lecz poczujecie zamęt w głowie. To nowe idee
wejdą w kolizję ze starymi, które wyznawaliście przez lata. JeŜeli wówczas jeszcze raz przeczytacie o
Hunie, tamten promyk znowu zabłyśnie, tym razem na długo. Ale jeśli zaniechacie powtórnego
przestudiowania staroŜytnych prawd, zamęt myślowy wzrośnie i po miesiącu zapomnicie, Ŝe
kiedykolwiek zetknęliście się z nimi. NiŜsze Ja jest stróŜem naszej pamięci, nawyków myślowych i
wierzeń. Gromadzi w swym widmowym ciele wszystkie nasze wspomnienia i myśli i króluje nad nimi
uparcie i bez poczucia logiki. Trzeba duŜo czasu i wielu ćwiczeń, by sprowadzić je na nowe tory
myślowe, tak aby było gotowe do nawiązania kontaktu z WyŜszym Ja.

ChociaŜ prace doświadczalne prowadzone przez poszczególnych ludzi mają duŜe znaczenie i
choć niemal kaŜdy człowiek z czasem moŜe odkryć w sobie niespodziewany talent w dziedzinie
wyŜszej i niŜszej magii, to jednak najlepsze wyniki i najszybszy postęp w pionierskim odsłanianiu
tajników psychologiczno-religijnego systemu Huny osiągnie się w pracy zespołowej.
Na przykład ci, którzy rozpoczynają ćwiczenia od niŜszej magii i korzystają z metody barona
Fersona, by zwiększyć ładunek siły Ŝyciowej w swych ciałach, będą z konieczności potrzebowali
innych osób, na których wypróbują tę siłę. Siła ta będzie przyciągać jak magnes, jeśli człowiek z
mniejszym ładunkiem energii połoŜy ręce na ramionach partnera, który ma większy jej zasób, a potem
wolno je odejmie. Siła opuści jedno ciało i wejdzie do drugiego, przenoszącego myśl o uzdrowieniu, a
samo przelanie siły uczyni sugestię leczniczą bardziej skuteczną.
Ci, którzy dokładnie przestudiowali tę ksiąŜkę, będą umieli zaplanować kolejne etapy swego
działania i zorganizować codzienne ćwiczenia. PoniewaŜ modlitwa opiera się na umiejętnościach
telepatycznych (z wyjątkiem naturalnych kontaktów z WyŜszym Ja podczas snu), wielkie znaczenie
ma prowadzenie ćwiczeń w tym zakresie. Ale do tego potrzebna jest współpraca z partnerami. NaleŜy
więc przeprowadzić testy grupowe i wybrać te osoby, z którymi osiągnie się najlepsze efekty.
Niektórzy będą z łatwością skupiać myśli na symbolach, obrazach, słowach itp. Inni członkowie mogą
być bardziej receptywni i czekać na wraŜenia natury telepatycznej przesyłane przez nadawcę.
Stała, dobrana grupa stwarza swym członkom poczucie działania we wspólnym interesie i szansę
dzielenia się sukcesami. Organizacja i zespołowa praca pod kierownictwem wybranej osoby, ustalony
plan zajęć i wyznaczone terminy spotkań – to wszystko daje o wiele lepsze wyniki niŜ chaotyczne i
nieskoordynowane działania.
Kiedy prace posuwają się naprzód, a niektóre osoby obdarzone talentem zaczynają osiągać
sukcesy w uzdrawianiu za pomocą wyŜszej czy teŜ niŜszej magii, w uzyskiwaniu odporności na ogień,
w kształtowaniu i zmienianiu przyszłości itp., dobrze byłoby załoŜyć jakieś centrum organizacyjne,
przez które poszczególne grupy przekazywałyby sobie wyniki badań, odkrycia i informacje o
uzdolnionych uzdrowicielach. Celowe byłoby takŜe wydawanie biuletynów, które zawierałyby dane o
efektach pracy grupowej i indywidualnej, oferowały konkretne instrukcje pokrywające jakieś
specyficzne zapotrzebowania w tej dziedzinie.
Dowodem, iŜ wkraczamy w nowy okres postępu w dziejach cywilizacji, będzie rozpowszechnienie
nauki Huny po całym świecie. Wówczas staroŜytna tajemnica przekazywana kiedyś po cichu z ojca na
syna stanie się wiedzą dostępną dla wszystkich. Kult dochowania tajemnicy sprzyjał rozwojowi stanu
kapłańskiego. Duchowni cieszyli się specjalnymi przywilejami, przewaŜnie kończąc na zdzieraniu
podatków, czyniąc ofiarami zwykłych śmiertelników.
Kiedy znajdą się ludzie obdarzeni naturalnym talentem, który pozwoli im stosować metody
kahunów, a tym samym uzdrawiać chorych, nie będą tych metod chować w tajemnicy i uznawać za
misterium niedostępne dla maluczkich. Zwykły człowiek, nawet nie mający Ŝadnych aspiracji, by stać
się zawodowym lekarzem, będzie miał swobodny dostęp do literatury na temat nowego systemu
psychologiczno-religijnego i jego zasad.
System ten, choć oparty na staroŜytnych fundamentach, bez wątpienia rozwinie się bardzo szybko,
kiedy tylko znajdą w nim zastosowanie najnowsze wynalazki i metody laboratoryjne. JuŜ teraz
potrafimy zmierzyć i zrobić na papierze wykres bioprądów, przebiegających przez korę mózgową ze
średnią prędkością 10 impulsów na sekundę (dane te otrzymał na elektroencefalografie profesor
George L. Keezer). Niebawem dowiemy się więcej o manie kahunów, niŜ oni sami kiedykolwiek o niej
wiedzieli. Nasz wiek jest wiekiem techniki. Zupełnie śmiało moŜemy przewidywać, Ŝe odkrywanie
sztuki korzystania z Huny będzie w coraz większym stopniu związane z rozwojem nowoczesnej
aparatury, bardziej precyzyjnych urządzeń i wynalazków. Korzystając z osiągnięć cywilizacji,
będziemy nieustannie wzbogacać i usprawniać staroŜytne praktyki lecznicze.
Z zafascynowaniem będziemy obserwować niebywały wpływ dawnego systemu wiedzy na ustroje
społeczne. Wskutek braku wystarczająco ścisłej, szczegółowej i skutecznej wiedzy
psychologiczno-religijnej nie mieliśmy szans, by uzgodnić nasze poglądy i zjednoczyć się we
wspólnym działaniu. Dzięki Hunie, którą uznamy za kryterium i czynnik katalityczny wszelkich dąŜeń i
czynów, pozbędziemy się chaosu poglądów, ocen i wierzeń. Większość chorób społecznych to skutek
zaniedbań i zastoju w nauce psychologii. Po wiekach średnich w szybkim tempie rozwijaliśmy wiedzę
we wszystkich niemal kierunkach, w matematyce, fizyce, astronomii itp., zapomniawszy o jednej z
najwaŜniejszych dziedzin ludzkiej cywilizacji. Pierwsze odkrycia naukowe umoŜliwiły gwałtowny rozwój
techniki, ale zostawiły bolesną pustkę tam, gdzie winna królować wiedza o człowieku i składowych
częściach jego psychiki, wiedza o ludzkich zdolnościach i powiązaniach z Ŝyciem fizycznym i z Ŝyciem
po śmierci. Bez tej psychologiczno-religijnej wiedzy Ŝyliśmy jak zwierzęta, paplając tylko o osiąganiu
wyŜszych ideałów i o powszechnym braterstwie, lecz nie robiąc w tym względzie nic, bo nie
potrafiliśmy zrozumieć samych siebie. Nie wiedzieliśmy, czym lub kim jesteśmy, dlaczego istniejemy i
dokąd zmierzamy. Innymi słowy, w tej dziedzinie Ŝycia zawsze panował i nadal panuje zamęt, bałagan
i dezorganizacja. Krzywdzimy się nawzajem. Jednoczymy się w grupy i narody, aby walczyć ze sobą i
wzajemnie się zabijać – oto piękny obrazek inteligentnych istot na obecnym etapie rozwoju ludzkości.
Jeśli ustanowimy odpowiedni porządek w tej dziedzinie wiedzy i pojmiemy jej podstawowe zasady,
będziemy na właściwej drodze do wykorzystania jej dla dobra ludzkości i do polepszenia bytu kaŜdego
z nas z osobna, tak jak korzystamy z osiągnięć technicznych w rolnictwie i hodowli zwierząt.
Uwolniwszy się od skostniałych dogmatów przestarzałych religii, będziemy mogli podjąć sensowne i
skuteczne działania zmierzające ku postępowi. Rozwojem poszczególnych jednostek nie będzie
wówczas kierowało zwierzęce niŜsze Ja, lecz rozumne średnie Ja, wspierane przez WyŜsze Ja.
Musimy wreszcie zdać sobie sprawę, Ŝe dopuściliśmy do tego, by nasza cywilizacja przez tyle wieków
rozwijała się na sposób dzikiego zwierzęcia, pośród dzikich lasów i dŜungli, na polach zdławionych
chwastami, w poczuciu wszechobecnego niebezpieczeństwa, Ŝe prędzej czy później wszystko strawi
ogień. Dzikie chaszcze moŜemy zastąpić równymi polami i uporządkowanymi lasami, a ochronne pasy
przeciwpoŜarowe będą oddzielać ziemie uprawne od nieuŜytków.
Zawsze znajdą się zawzięci i zatwardziali osobnicy, na których nowe idee, sprzeczne z ich
kompleksami i dogmatycznymi przekonaniami, będą działać jak czerwona płachta na byka i
wywoływać gwałtowne protesty. JednakŜe przeciętny człowiek, dzięki publicznemu systemowi
kształcenia, potrafi podchodzić do nowych poglądów z otwartym umysłem. Ci zatem, którzy stanowią
większość społeczeństwa, potrzebują się tylko zorganizować i rozpocząć wspólną pracę nad
przywróceniem do Ŝycia zapomnianych nauk, które wypełnią luki i zniosą defekty naszej dziwnej
niedoskonałej cywilizacji.
Z góry moŜemy załoŜyć, Ŝe nam się to uda. PrzecieŜ w kaŜdej innej dziedzinie odnosiliśmy
sukcesy i szybko podąŜaliśmy do przodu. Klęska ludzkości, jaką była II wojna światowa, sprawiła, Ŝe
skwapliwie poszukujemy metod zwracających naszą cywilizację ku lepszemu. Szukamy przyczyn
raŜącego upadku wartości moralnych i niemoŜności odpowiedniego pokierowania ludzkimi sprawami.
Jeśli nie wprowadzimy ładu w nasze Ŝycie i nie połączymy się dla wspólnego dobra, pozostaniemy na
zawsze w gąszczu dŜungli. Kiedy jednak zorganizujemy nasze działania i podejmiemy pracę nad
podniesieniem poziomu etycznego człowieka, pchniemy świat do przodu. Wystarczy, Ŝe kaŜdy z nas
będzie właściwie spełniał swą małą rolę w wielkim wspólnym dziele.
W jedności jest siła, dobrobyt i bezpieczeństwo. Tej prawdy uczą nas Istoty WyŜsze rządzące
społeczeństwami mrówek i pszczół. Dziki indywidualizm, rozbicie i osamotnienie, demonstrowane
przez drapieŜne zwierzęta poŜerające słabsze stworzenia i Ŝyjące w ciągłym strachu przed atakiem
silniejszych, to równieŜ cechy ludzkiego świata na obecnym etapie jego rozwoju. Temu światu
potrzeba surowych, wytrwałych lekcji Ŝycia kierowanego Wolną Wolą. Później nadejdą czasy, za
którymi tak długo tęskniliśmy. Ludzie znowu zjednoczą się we wspólnym wysiłku, a swej wolnej woli
będą uŜywać tylko dla dobra bliźnich, by na świecie zapanowała powszechna miłość i zgoda, a nade
wszystko, by stworzyć harmonię między nami a WyŜszymi Ja, od których płynie pomoc i opieka.
Znajdujemy się teraz na zakręcie drogi, a pejzaŜ, który się przed nami rozpościera, choć moŜe
jeszcze kryje się nieco za mglistą zasłoną czasu, zajaśnieje juŜ niebawem w pełnym słońcu.
System Huny w diagramach

Rys. 1. Widmowe ciała człowieka


A. i B. Widmowe ciała WyŜszego Ja zamieszkane przez połączoną parę świadomych Duchów
Rodzicielskich – męskiego i Ŝeńskiego.
C. Według teorii Huny wszystkie WyŜsze Ja były w jakiś tajemniczy sposób ściśle ze sobą
zjednoczone, choć jednocześnie zachowywały odrębność i jednostkowość. PoniewaŜ człowiek nie
potrafi pojąć tajników WyŜszego Ja, twierdzenia te pozostają w sferze domysłów.
D. Ta kropkowana linia przedstawia sznur czy nić z materii widmowego ciała łączącego niŜsze Ja z
WyŜszym. Po nici tej moŜe płynąć siła Ŝyciowa, niosąc na swych falach kształty myślowe modlitw (w
górę) i kształty myślowe skrystalizowanych wizji przyszłości lub teŜ wieści od WyŜszego Ja, inspiracje,
pomysły (w dół). Nić, zwana „Światłem”, symbolizuje „ścieŜkę” łączącą niŜsze jaźnie z WyŜszymi.
JeŜeli poczucie winy lub inne kompleksy uniemoŜliwiają komunikację po tej nici, mówi się wówczas, Ŝe
„ścieŜka” jest ,.zablokowana”.
E. Ciało widmowe średniego Ja (świadomości) zmieszane jest z widmowym ciałem niŜszego Ja
(podświadomości), a jego symbolem jest otoczka wokół głowy, uznanej za centrum świadomości.
F. Kropkowana linia w tym miejscu pokazuje, Ŝe niŜsze i średnie Ja cały czas przesyłają tam i z
powrotem do swych centrów świadomości kształty myślowe powstałe przy myśleniu, przypominaniu,
percepcji myślowej. Główny ośrodek owej wymiany znajduje się prawdopodobnie w niŜszych partiach
mózgu.
G. Kropkowana linia otaczająca postać człowieka oznacza widmowe ciało niŜszego Ja. Jest ono
prawie tych samych rozmiarów co ciało fizyczne i przenika je na wskroś, niejako dublując w swej
niewidzialnej substancji kaŜdą fizyczną tkankę i komórkę.
H. Ciało fizyczne słuŜące za Ŝycia jako mieszkanie dla dwóch niŜszych duchów ludzkich w ich
widmowych ciałach.
I. Owal z przerywanej linii wyznacza pole magnetyczne powstałe wskutek obecności sił
elektrowitalnych w ciele fizycznym i ciałach widmowych. Dzisiaj wiadomo, Ŝe pole to ma daleko
większy zasięg niŜ cielesna powłoka, lecz w miarę oddalania się od ciała stopniowo słabnie.
L. Między człowiekiem a innymi ludźmi lub przedmiotami, z którymi kiedykolwiek się zetknął,
istnieje bardzo wiele niewidzialnych nici widmowych. Widzimy tutaj taką nić łączącą człowieka z inną
osobą (K). Jeśli przechodzi ona po drodze przez gęstą substancję, substancja ta moŜe przeszkadzać
w kontakcie, a nawet zerwać cieniutką nić. Po nici (J) podczas przesyłania lub otrzymywania
telepatycznych wieści, bądź teŜ przy zjawisku czytania cudzych myśli, płyną kształty myślowe wraz z
siłą Ŝyciową. Ten sam mechanizm występuje w psychometrii.

Rys. 2. Powstawanie ukształtowanych myśli


A. Człowiek widzi drzewo i obraz drzewa odbija się w siatkówce oka.
B. Obraz przenoszony jest do mózgu.
C. Obraz przechodzi do odpowiedniej części kory mózgowej, gdzie podlega „racjonalizacji”.
D. Obraz ujęty w kategorie rozumu staje się kształtem myślowym i jest on magazynowany – jako
wspomnienie – w pamięci, w gronach bądź w łańcuchach podobnych do siebie myśli. Miejsce
składowania ukształtowanych myśli znajduje się w widmowym ciele rozumu, zbudowanym z tak samo
rozrzedzonej i trwałej substancji.
E. Na drzewo widziane ludzkim okiem działa siła Ŝyciowa niskiego napięcia i zmienia je w kształt
myślowy.
F. Kształt myślowy drzewa poddany jest „obróbce” średniego Ja. Przywołuje ono z
podświadomości wspomnienia i porównuje nowy kształt myślowy drzewa z podobnymi, wziętymi z
magazynu myślowego. Średnie Ja działa siłą Ŝyciową średniego napięcia, przedstawioną tutaj jako
podwójna, zygzakowata linia (w starej symbolice taka linia oznacza oświetlenie). Siła Ŝyciowa niskiego
napięcia oznaczona jest pojedynczym zygzakiem. W nowoczesnej terminologii mówi się, Ŝe kształt
myślowy przechodzi przez ekran racjonalizacji, aby uzyskać znaczenie i miejsce w klasyfikacji pojęć.
G. Kształt myślowy znowu wraca pod opiekę niŜszego Ja. Ono wiąŜe go widmowymi nićmi z
odpowiednim gronem ukształtowanych myśli o innych drzewach porównywanych uprzednio z tym
nowym. Łączy go równieŜ z gronami kształtów myślowych czasu, przestrzeni itp.
H. Ostatnim etapem tego procesu jest umieszczenie kształtów myślowych w odpowiednim miejscu
magazynu pamięci, przedstawionego na rysunku jako komoda z szufladkami, choć dla kahunów jego
symbolem był worek tak ciemny w środku, Ŝe średnie Ja nie moŜe nic w nim dostrzec. Prosi zatem o
dostarczenie mu konkretnego wspomnienia, na co niŜsze Ja reaguje, wkładając symboliczną „rękę” do
ciemnego wora (lub otworu) i wyjmując Ŝądaną myśl, oderwawszy ją przedtem od grona. Jeśli jakiś
kształt myślowy nie jest związany z podobnym sobie kształtami, nie moŜna go przywołać od razu, lecz
po dłuŜszym okresie poszukiwań niŜsze Ja moŜe go w końcu odnaleźć i przenieść do ośrodka
świadomości średniego Ja.
I. Powstawanie kompleksu moŜna zilustrować za pomocą rysunku czaszki uformowanej przy
uŜyciu siły Ŝyciowej o niskim napięciu, przetworzonej przez niŜsze Ja w kształt myślowy.
J. PoniewaŜ widok czaszki wywołuje szok, średnie Ja nie rzuca na ekran i nie racjonalizuje
wraŜenia zmysłowego czaszki pub innego szokującego przedmiotu czy zjawiska). Kształt myślowy
zostaje od razu przeniesiony do magazynu pamięciowego i tam łączy się ze wspomnieniami
nieodpowiednimi, niepodobnymi do niego.
K. Owe niewłaściwe, niepodobne wspomnienia, do których przylgnęła nasza myśl o czaszce i z
którymi razem spoczywa w szufladce mózgu, odgrywają niebezpieczną rolę w późniejszych reakcjach
i działaniach człowieka, wymuszonych obecnością kompleksu. Na przykład, jeśli myśl o czaszce
związana jest z myślami o lekarzach, wówczas ofiara kompleksu moŜe w obecności wszystkich
lekarzy wykazywać pozbawiony logiki strach przed śmiercią.
L. Myśl o czaszce zostaje zagubiona w „ciemnym worku” i człowiek nie moŜe sobie jej
„przypomnieć”, by poddać ją późniejszej racjonalizacji.

Rys. 3. Mechanizm telepatii i modlitwa telepatyczna


A. Ciało fizyczne.
B. Ciało widmowe znajdujące się w bliskiej odległości od ciała fizycznego lub w dalekiej podróŜy
astralnej, zawsze połączone z ciałem fizycznym mocnym sznurem z widmowej materii.
C. Kiść winogron przedstawia w symbolice Huny grona ukształtowanych myśli zawierających
wspomnienia. Myśli te magazynuje niŜsze Ja w swym widmowym ciele (nie zaś w fizycznym mózgu) i
zabiera ze sobą po fizycznej śmierci ciała.
D. Pojedyncza linia falowana oznacza siłę Ŝyciową niskiego napięcia stosowaną przez niŜsze Ja (i
przezeń wytwarzaną) Ciało widmowe jest doskonałą baterią magazynującą siłę Ŝyciową. Nici materii
widmowej biegną we wszystkich kierunkach, łącząc poszczególne osoby ze wszystkimi rzeczami i
ludźmi raz juŜ kiedyś dotkniętymi. Nitki te są idealnymi przewodnikami niskiego napięcia siły Ŝyciowej.
E. Grubszy sznur z widmowej substancji łączący ciało widmowe z ciałem fizycznym, gdy niŜsze Ja
(przewaŜnie w towarzystwie średniego) opuszcza ciało podczas snu, w transie bądź w podróŜy
astralnej. Zygzakowata linia oznacza przepływ siły Ŝyciowej po sznurze.
F. Kropkowane koło (jakby aureola) wskazuje tutaj widmowe ciało średniego Ja. Nie ma ono
kształtu ciała fizycznego i jest bardziej rozrzedzone niŜ widmowe ciało niŜszego Ja.
G. Osoba znajdująca się w pewnej odległości, z którą nawiązujemy kontakt telepatyczny, czytamy
w jej myślach bądź przy leczeniu na odległość przesyłamy sugestię leczniczą.
H. Sznur lub nić widmowa łącząca nadawcę i odbiorcę. Po tej linii płynie w obie strony siła Ŝyciowa
niskiego napięcia wraz z kształtami myślowymi. Małe kółeczka ilustrują myśli jako kształty myślowe.
Są to w rzeczywistości grona myśli tworzące pełne pojęcia lub wraŜenia uzyskane dzięki wysyłaniu
zmysłów po widmowych myślach, tak iŜ mogą one widzieć, słyszeć, wąchać, smakować itp. i
przynosić z powrotem swe doznania. Owo wysyłanie organów zmysłowych po widmowych niciach
kahuni określali jako „wyciąganie palca”, „ucha” itp. W ciele zmysłowym istnieją duplikaty narządów
zmysłowych, tak Ŝe niŜsze Ja, będąc poza ciałem fizycznym, na przykład w czasie podróŜy astralnej
bądź po śmierci człowieka, nadal moŜe widzieć, słyszeć smakować.
I. Siła Ŝyciowa niskiego napięcia pobudza do działania widmową nić łączącą niŜsze Ja z WyŜszym.
Energia owa płynie po widmowej nici, niosąc ze sobą kształty myślowe modlitwy do WyŜszego Ja.
Wzbogaca równieŜ WyŜsze Ja w świeŜy ładunek mocy, potrzebnej mu do formułowania
natychmiastowych odpowiedzi na prośby ludzi modlących się o uzdrowienie.
J. Trzy faliste linie symbolizują przepływ siły Ŝyciowej wysokiego napięcia od WyŜszego Ja do
niŜszego Ja. Napięcie o takiej wartości stosowane jest dzisiaj do rozbijania atomów. MoŜe ono
powodować natychmiastowe zmiany w tkankach ciała, uzdrawiając je w cudowny sposób. MoŜe teŜ
być przyczyną innych „fenomenów fizycznych” występujących podczas eksperymentów
parapsychicznych.
K. Symbol WyŜszego Ja. Jest ono połączone nicią widmową z niŜszym Ja.
L. Po łączącej nici widmowej poruszają się kształty myślowe i wraŜenia zmysłowe. Te ostatnie
uzyskujemy dzięki projekcji widmowych organów zmysłowych lub teŜ przez wraŜenia juŜ zapisane
jako kształty myślowe. Wszystkie wizje przyszłości pochodzą od WyŜszego Ja i docierają do niŜszego
jako wraŜenia zmysłowe czy teŜ kształty myślowe przesyłane po nici od WyŜszego Ja do niŜszego.
NiŜsze Ja moŜe teŜ wysłać swoje widmowe oczy do sfery WyŜszego Ja i „zobaczyć” ukształtowane
myśli o przyszłości jeszcze nie zmaterializowanej, ale juŜ skonstruowanej przez WyŜsze Ja.
M. Podwójna linia falista przedstawia średnie napięcie siły Ŝyciowej, uŜywane przez średnie Ja do
czynności myślenia oraz jako jego „wola”.
Rys. 4. Mechanizm natychmiastowego uzdrowienia
A. Złamana kość.
B. Sformułowano sposobem Huny modlitwę do WyŜszego Ja o natychmiastowe wyleczenie
złamania. WyŜsze Ja uŜywa swego wysokiego napięcia (rozbijającego atomy), by rozpuścić gęstą
materię uszkodzonej części kości na rzadką, niewidzialną substancję eteryczną.
C. Wzięty w nawias obraz ciała widmowego złamanej kości, ALE przecieŜ ciało widmowe nie moŜe
być w Ŝaden sposób uszkodzone. Zawsze pozostaje nienaruszone. Jest doskonałym odlewem, formą
kaŜdej komórki, kaŜdego nerwu z osobna i wszystkich tkanek razem. W tę właśnie widmową formę
WyŜsze Ja wlewa rozpuszczoną substancję, gdzie ulega ona ponownemu stęŜeniu dając:
D. natychmiast całkowicie i doskonale wyleczoną kość. Taki sam mechanizm działa przy
uzdrawianiu jakiejkolwiek uszkodzonej części ludzkiego ciała, jak równieŜ obejmuje panowanie nad
zmianami temperatury (jak na rys. E. i F.).
E. Rysunek przedstawia w symboliczny sposób, jak WyŜsze Ja korzysta z wysokiego napięcia siły
Ŝyciowej przy opanowaniu gorąca płomieni, tak by zapobiec poparzeniu stopy. Podobny mechanizm
występuje przy ceremonii chodzenia po ogniu, która ma udowodnić istnienie WyŜszych Ja i ich reakcję
na modlitewne prośby o odporność na ogień.
F. Panowanie WyŜszego Ja nad temperaturą dotyczy zarówno gorąca, jak i zimna. W
sprawozdaniach z „Psychical Research” wiele jest wzmianek o zaobserwowanych aportach bardzo
gorących przedmiotów, jak teŜ i bloków lodowych (a takŜe istot Ŝywych itd.).
G. WyŜsze Ja odpowiada na prośbę niŜszego i średniego Ja wypowiedzianą na seansie
spirytystycznym. Proszono o przyniesienie Ŝywej ryby, WyŜsze Ja przystąpiło do pracy, stosując siłę
Ŝyciową niŜszego napięcia zaczerpniętą od uczestników seansu. Zwiększyło jej napięcie aŜ do
częstotliwości rozszczepiającej atomy.
H. Oto Ŝywa ryba zmieniona w niewidzialną formę.
I. Gęsta materia ryby przekształcona w rzadką substancję eteryczną (lub niewidoczną ektoplazmę),
jak pokazuje wykropkowany owal wokół zarysu ciała widmowego ryby. Kształt ciała widmowego nie
uległ zmianie i w tej postaci eterycznej substancji przenoszony jest na miejsce seansu.
J. Substancja eteryczna ryby znów zmieniona jest w gęstą materię i zostaje umieszczona w
widmowym ciele. Siły witalne ryby, jej temperatura i wszystkie inne właściwości przynaleŜne Ŝywemu
organizmowi równieŜ zostały przeniesione przez aportujące WyŜsze Ja i ulokowane tam, gdzie trzeba,
w swej pierwotnej formie.
UWAGA: Za obecność WyŜszych Ja na seansach przewaŜnie odpowiadają duchy zmarłych osób.
One to proszą WyŜsze Ja, aby pomogły im dokonać aportów. JednakŜe teoria Huny sugeruje, Ŝe
istoty Ŝywe równieŜ mogą o to prosić i otrzymywać takie same rezultaty. Istnieją liczne dowody, Ŝe
samo niŜsze Ja, jako odłączony od zmarłego duch typu poltergeist, moŜe zanosić takie Ŝądania do
WyŜszego Ja i otrzymać od niego moŜliwość dokonywania aportów, jak w przypadku rzucania
kamieni, podkładania ognia, wylewania wody i innych tego rodzaju zabaw lubianych przez te niesforne
duchy.

Rys. 5. Symbole Huny i ich znaczenia


A. KrzyŜ jako staroŜytny symbol niŜszego Ja. czyli podświadomości czy teŜ ducha ludzkiego. Linia
pionowa symbolizuje ciało fizyczne. Poprzeczka oznacza: (1) niŜsze Ja, (2) widmowe ciało niŜszego
Ja bądź (3) niskie napięcie siły Ŝyciowej.
B. KrzyŜ z trzema poprzeczkami, symbol najczęściej uŜywany w staroŜytnym Egipcie, później stał
się „krzyŜem papieskim” Kościoła rzymskiego. Jego trzy poprzeczki oznaczają w Hunie trzy Ja
człowieka, trzy ciała widmowe słuŜące trzem Ja i trzy napięcia siły Ŝyciowej przez nie stosowane.
Kropkowana linia pokazuje, jak poprzeczki dają kształt trójkąta, równieŜ symbolu tych samych rzeczy,
i jak po opuszczeniu centrum krzyŜa zakreślonego trójkątem wygląda stan człowieka po śmierci, gdy
odejdzie ciało fizyczne.
C. KrzyŜ z dwiema poprzeczkami obrazuje niŜsze i średnie Ja człowieka, a takŜe ich widmowe
ciała i dwa napięcia siły Ŝyciowej. (Jest to krzyŜ kardynalski Kościoła rzymskiego, podczas gdy krzyŜ z
jedną poprzeczką jest krzyŜem kapłańskim. Kościół grekokatolicki uŜywa krzyŜa pokazanego na
rysunku K.)
D. Winorośl pnąca się po krzyŜu z jedną poprzeczką symbolizuje wznoszenie się siły Ŝyciowej
niŜszego napięcia do WyŜszego Ja, przedstawionego tutaj kropkowaną linią jako podwójna pętla nad
krzyŜem. Liść pozwala zidentyfikować krętą linię jako winorośl a nie, na przykład, węŜa. Ten ostatni
nie jest symbolem siły Ŝyciowej, poniewaŜ nie potrafi rozszczepić się lub rozgałęzić na trzy odnogi
symbolizujące trzy rodzaje napięć energii Ŝyciowej. Kiść winogron lub porzeczek na pnącej się
łodydze oznacza grono kształtów myślowych modlitwy niejako wzniesionej do WyŜszego Ja. Jest to
obraz wstępującej siły Ŝyciowej.
E. Siła Ŝyciowa symbolizowana przez wodę. Trzy fale wskazują tutaj wysokie napięcie stosowane
przez WyŜsze Ja.
F. Średnie napięcie siły Ŝyciowej stosowane przez średnie Ja, czyli świadomość.
G. Niskie napięcie siły Ŝyciowej uŜywane przez niŜsze Ja i dostarczane do średniego i WyŜszego
Ja, by podniosły jego wartość i stosowały do swoich potrzeb.
H. Obrazowo przedstawiona pojedyncza myśl o gwoździu.
I. Trzy połączone ze sobą (przez skojarzenie) ukształtowane myśli o desce i dwóch gwoździach.
J. DuŜe i skomplikowane skojarzenie myśli o domu. Wygląda niemal jak kiść winogron na rysunku
D.
K. Trzy mniejsze krzyŜe na wierzchołkach duŜego krzyŜa jednoramiennego oznaczają trzy Ja, trzy
ciała widmowe, trzy napięcia siły Ŝyciowej i ciało fizyczne. Wszystko razem symbolizuje Ŝyjącego
człowieka.
L. Trójkąt ma znaczenie podobne do krzyŜa z trzema poprzeczkami. KaŜdy jego bok oznacza trzy
części składowe człowieka: Trzy Ja – jeden bok, trzy ciała widmowe – drugi bok, trzy siły Ŝyciowe –
trzeci bok. Figurkę człowieka umieszczono wewnątrz trójkąta, by wskazać na ciało fizyczne, będące
podstawą wszystkich dziewięciu elementów podczas Ŝycia fizycznego.
M. Ojciec, matka i dziecko – symbolika bardzo stara. W Hunie symbol ten obrazuje przekonanie,
Ŝe WyŜsze Ja jest parą rodzicielską, połączeniem, zjednoczeniem dwóch odrębnych istot. Dziecko to
mniejszy człowiek złoŜony ze średniego i niŜszego Ja.

Rys. 6. WyŜsze Ja i dusza grupowa. StaroŜytne symbole związane z teorią Huny


A. Ponad trzema ludzkimi postaciami widnieją trzy symbole WyŜszego Ja, nad kaŜdym
człowiekiem – jeden. Jeszcze wyŜej widać pojedynczy symbol WyŜszego Ja, z którego wychodzą trzy
kropkowane linie, po jednej do kaŜdej z trzech postaci. Ów pojedynczy symbol obrazuje nieco
niejasną doktrynę Huny o WyŜszym Ja „duszy grupowej”, wyznaczonym do kierowania procesami
Ŝyciowymi grup ludzi w jakiś sposób ze sobą związanych i do opieki nad nimi. WyŜsze Ja tego rodzaju
ustala wzorce wychowania i rozwoju oraz w tajemniczy sposób rządzi wszystkimi skomplikowanymi
procesami ludzkiej egzystencji, które, co jest oczywiste, są zbyt zawiłe dla niŜszego Ja, by mogło je
zrozumieć i nad nimi zapanować.
B. WyŜsze Ja przypisane kaŜdej poszczególnej osobie (lub moŜe męsko-Ŝeńskiej parze)
przedstawione jest tutaj matematycznym symbolem „nieskończoności”, wiecznego postępu. WyŜsze
Ja dokonuje natychmiastowych zmian w ludzkim ciele, jeśli się o to poprosi, oraz zdolne jest wywierać
wpływ na WyŜsze Ja mniej rozwiniętych gatunków stworzeń działające jako ich „ dusza grupowa”.
C. Wszystkie zwierzęta, ptaki, owady, ryby takŜe podobno mają WyŜsze Ja „duszy grupowej”, które
sprawuje nad nimi opiekę i rządy. Linie przerywane wychodzące z symboli WyŜszych Ja wskazują
przez swoją wielkość, Ŝe kaŜde WyŜsze Ja ma pieczę nad gromadą stworzeń.
D. WyŜsze Ja działające jako „dusze grupowe” zostały przedstawione w częściowo ludzkiej postaci
(czasem z głową zwierzęcia jak na rys. D.). Wizerunek ten wzięto z Egiptu, ze ściany świątyni boga
Hathora. Dwa pióra wychodzące z kuli nad głową człowieka- jastrzębia przedstawiają podwójne
WyŜsze Ja tajemnej egzoterycznej symboliki. (Za sprawą nauczycielki Williama Stewarda,
dziennikarza, o którym wcześniej była mowa, doszło do materializacji „grupowego” WyŜszego Ja.
Nauczycielka uŜyła swych umiejętności magicznych, by wpłynąć na WyŜsze Ja okolicznych ptaków.
Skłoniła wszystkie ptaki do zgromadzenia się na wzgórzu w wielką, zmieszaną z róŜnych gatunków i
rodzajów chmarę. WyŜsze Ja w miarę materializacji stawało się coraz bardziej widoczne. Wyglądało
jak zamglona ludzka postać z wielką ptasią głową i unosiło się w powietrzu).
E. Symbolika staroŜytnego Egiptu daje nam wspaniały obraz wznoszenia się modlitwy do
WyŜszego Ja. Jest to obraz kuli ze skrzydłami. Dwa węŜe mogą oznaczać dodatnie i ujemne ładunki
w strumieniu siły Ŝyciowej lub teŜ niŜsze i średnie napięcie, oba uŜywane do formułowania i wysyłania
modlitw.
F. Sfinks jest symbolem podobnym do symbolu człowieka jastrzębia z rysunku D, lecz
odwróconym. Tutaj zwierzę ma ludzką głowę.
G. Symbol egipski, w którym dwa węŜe pojawiają się w towarzystwie pączków kwiatów i małych
kulek umieszczonych tutaj dla podkreślenia idei troistości, czyli w teorii Huny doktryny o trzech Ja,
trzech ciałach widmowych i trzech rodzajach siły Ŝyciowej. Falowane linie u podstawy to wyraźna
reminiscencja symbolu Huny – fal oznaczających siłę Ŝyciową.
H. Ten staroŜytny znak przedstawia uskrzydloną myśl wraz z symbolem ludzkiej siły płynącej z
połączenia się dwóch płci. Wobec braku jasnej i praktycznej wiedzy o trzech napięciach energii
Ŝyciowej kapłani wielu religii staroŜytnych przypuszczali, Ŝe moc stwórcza w prokreacji jest efektem
skutecznego modlenia się do bogów. Przekonanie, iŜ siła stwórcza człowieka jest wynikiem
połączenia płci, nie jest słuszne, poniewaŜ kahuni, zarówno męŜczyźni, jak i kobiety, dokonywali
magicznych czynów bez względu na uprawianie seksu. Istnieje jednak w Hunie przekonanie, iŜ
WyŜsze Ja człowieka składa się z męsko-Ŝeńskiej pary.
I. Znany symbol skrzydlatego drzewca. Dwa oplatające go węŜe często obejmują uskrzydloną kulę.
JeŜeli nad drzewcem umieszczony jest symbol WyŜszego Ja, wówczas, z punktu widzenia Huny, cały
symbol jest kompletny. Interesująca rzecz, Ŝe na wyspach Polinezji nie występowały nigdy węŜe.
Kahuni nie uŜywali węŜa jako symbolu siły Ŝyciowej w swych słownych opisach magicznego
mechanizmu swojego systemu psychologiczno-religijnego. NaleŜy przypuszczać, Ŝe albo nie uŜywali
tego symbolu w ogóle, albo go zaniechali po opuszczeniu okolic Egiptu i przeniesieniu się do Polinezji,
gdzie Ŝyli przez kilka stuleci. Prawdopodobnie symbol ten pochodzi z innych źródeł niŜ Huna, gdyŜ
kahuni nie mieli w swoim języku Ŝadnego słowa oznaczającego węŜa, chociaŜ mieli określenie na
stworzenia podobne do jaszczurek.

Dodatek
William Reginald Steward, ten, który u północnoafrykańskiego plemienia Berberów odnalazł taką
samą tajemną magię, która występowała u Hawajczyków, dowiedział się od swej tubylczej
nauczycielki, Ŝe do dyskusji nad elementami wiedzy tajemnej potrzebna jest znajomość specyficznego
języka.
To prawda, Ŝe taki język bardzo by się przydał. Ale przecieŜ w kaŜdym języku moŜemy ukuć nowe
wyrazy lub dopasować powszechnie uŜywane, tak by przybliŜały znaczenie słów i symboli kahunów.
Jeszcze przed stu laty we współczesnych językach brakowało wielu słów z zakresu na przykład
psychologii, takich jak: siła Ŝyciowa, podświadomość, świadomość i nadświadomość.
Gdybyśmy dzisiaj stanęli przed koniecznością sporządzenia listy terminów oddających znaczenie
rozmaitych elementów w psychologii Huny, bez wątpienia ucieklibyśmy się do znaczeń bardziej
ogólnych, tak jak uczynili to dawni badacze tego systemu. NaleŜy przypuszczać, Ŝe ci pierwsi
odkrywcy uŜyli w tym celu swych psychicznych umiejętności obserwacji, aby dojść do właściwych
wniosków. Stwierdzili na przykład, Ŝe siła elektrowitalna w ciele ludzkim płynie tak, jak płynie woda.
Siła ta podąŜa po nici z widmowej materii, tak jak elektryczność idzie po drucie, a woda płynie rurą. I
tak jak woda, siła przepływała przez ręce uzdrawiacza do pacjentów. Tak jak winorośl, rozdzielała się
w swym strumieniu i podąŜała z niŜszego Ja do średniego i WyŜszego Ja. Łodyga winorośli dźwiga na
sobie kiście winogron, a siła Ŝyciowa wznosi grona myśli ku średniemu i WyŜszemu Ja.
Hawajczycy nazywają wodę wai. Słowo to jest krótsze niŜ wyraz mara oznaczający siłę Ŝyciową o
napięciu stosowanym przez niŜsze Ja. Mana-mana. znaczy rozgałęziać się, piąć się w górę i na boki,
tak jak rosnąca łodyga winorośli. Słowo to symbolizuje siłę Ŝyciową, gdy wzrasta jej napięcie i słuŜy
ona średniemu Ja. Mana loa opisuje najpotęŜniejszą siłę Ŝyciową, o najwyŜszym napięciu
stosowanym przez WyŜsze Ja. UŜywając krótkiego słowa wai, kahuni mieli na myśli siłę Ŝyciową w
raczej ogólnym niŜ szczegółowym znaczeniu.
Wyraz mana, przeznaczony dla siły Ŝyciowej, składa się z połączenia rdzeni ma i na. Ma znaczy
oplatać, owijać się, tak jak winorośl oplata pień drzewa. Znaczenie rdzenia na nie jest całkowicie jasne
w tym kontekście. Być moŜe jest to formant lub teŜ coś w rodzaju końcówki ing w języku angielskim.
Dla naszych celów wystarczy informacja, Ŝe słowo mana moŜna identyfikować z symbolem winorośli.
KaŜde z trzech Ja człowieka ma własne niewidzialne ciało. Kahuni określali je wszystkie mianem
ciał widmowych, nie bacząc na to, iŜ w człowieku istniały trzy odrębne rodzaje duchów, a więc i trzy
rodzaje niewidzialnych ciał. Aka oznacza „widmowe”, a kino znaczy „ciało”. Słowo lau znaczy
„rozprzestrzeniać się”, „czterysta” lub „wiele”. Tak więc w słowie kino-u-aka-lau występuje wyraz
odnoszący się do zjawy lub ducha i wyraz opisujący ducha jako mającego szereg ciał widmowych.
Chodzi zatem o zwykłego ducha, składającego się z trzech Ja. Inne słowo oznaczające ducha to wai-
lua, co tłumaczy się „dwie wody”, czyli jest to zwykły duch, zaopatrzony w dwa napięcia siły Ŝyciowej
oraz oczywiście w dwa zwykłe Ja i ich widmowe ciała. (Przy tworzeniu takich terminów opuszczało się
zazwyczaj obecność WyŜszego Ja. Sądzono bowiem, iŜ nie jest ono ściśle, w sensie fizycznym,
związane z dwoma niŜszymi Ja, i nie było widzialne w sensie psychicznym). Kino-wai-lua znaczy
„duch z dwóch wód” (z dwóch napięć siły Ŝyciowej). Aka-lau to „wiele widmowych ciał”.
Widać stąd, w jaki sposób tworzono nowe wyrazy, uŜywając albo słów ściśle juŜ zdefiniowanych,
albo teŜ źródłosłowów i słów-symboli.
Wiele wyrazów uŜywanych przez kahunów do opisywania części składowych Huny jest
połączeniem źródłosłowów, które to połączenia dały określonym zjawiskom znaczenie ogólne,
podczas gdy poszczególne rdzenie precyzowały naturę nazywanej rzeczy. Dobrym przykładem jest
słowo aka – widmowy. Jego rdzeń doskonale wskazuje nam sposób, w jaki widmowe ciało niŜszego
Ja klei się do wszystkiego, czego dotyka, odrywając się tylko po to, by pozostawić po sobie kleistą
nitkę widmowej materii, wyciągniętą do nieprawdopodobnej długości i stanowiącą stałą linię
komunikacyjną. Nić ta nie jest wypełniona siłą Ŝyciową i z tego względu w zwykłych warunkach nie jest
pobudzana do działania. Lecz kiedy juŜ raz związała ze sobą jakiś przedmiot i osobę lub teŜ dwie
osoby, zawsze moŜna ją uaktywnić, przesyłając po niej strumień siły Ŝyciowej i małą cząstkę
widmowego ciała. Wówczas, w momencie kontaktu staje się mocna i napręŜona. (Warto tu sobie
przypomnieć, Ŝe po nici widmowej moŜna przesyłać macki narządów zmysłowych i w ten sposób
otrzymywać i odsyłać z powrotem wraŜenia zmysłowe, wspomnienia i inne wieści, tak jak dzieje się to
przy telepatii, czytaniu cudzych myśli i podczas modlitwy do WyŜszego Ja). Rdzeń ka w wyrazie aka
oznacza równieŜ winorośl, której gałązki biegną w górę i rozdzielają się, co znowu wiąŜe znaczenie
tego słowa bezpośrednio z poglądem, Ŝe mana płynie wzdłuŜ nici z widmowej materii. Ka znaczy teŜ
„promieniować” na wzór promieni słonecznych, promieniować we wszystkich kierunkach, po
niezliczonej ilości nici łączących kaŜdego poszczególnego człowieka z ludźmi i rzeczami, których
kiedyś dotknął. Inne znaczenie tego słowa to „przenosić się z miejsca na miejsce”, co wskazuje na
ruch siły Ŝyciowej i kształtów myślowych po niciach aka. (Bardzo podobny źródłosłów ka-a oznacza
nić lub sznur, a takŜe gałązkę winorośli). Rdzeń ka podwojony, czyli ka-ka, to kiść; grono. Symbolizuje
zatem grono myśli składających się na modlitwę, płynącą wraz z falą siły Ŝyciowej po widmowej nici od
niŜszego do WyŜszego Ja.
„Myśleć” to mana-o (lub teŜ man-ao bądź ma-nao). Z badań znaczeniowych źródłosłowów widać,
Ŝe kahuni byli przekonani, iŜ czynność myślenia wymaga korzystania z mary, czyli siły Ŝyciowej,
rozdzielonej w odpowiednich dawkach pomiędzy trzy Ja człowieka, przede wszystkim zaś między
niŜsze i średnie Ja. Dodatkowy rdzeń o oznacza przenoszenie czegoś, w tym wypadku przenoszenie
kształtów myślowych na fali siły Ŝyciowej. Znaczy teŜ „sięgać”, „wyciągać ku czemuś” i „wnikać w coś”,
tak jak wnika się w widmowe ciało odbiorcy wieści telepatycznych lub dosięga WyŜszego Ja w
modlitwie. Jako symbol, o znaczy teŜ sięgać do ciemnego otworu, macać, znajdować się i wyciągać to
na wierzch. W ten sposób kahuni wyjaśniali, jak średnie Ja skłania swe niŜsze Ja do znalezienia mu
odpowiednich myśli w magazynie pamięci i zaprezentowania ich średniemu Ja. Czynność myślenia
polega bowiem na przywoływaniu wspomnień. Bez pamięci myślenie jest niemoŜliwe wskutek braku
materiałów do racjonalizacji. Mały, lecz bardzo waŜny rdzeń o ma jeszcze jedno znaczenie,
a mianowicie wołanie o jakąś upragnioną rzecz, tak jak przywoływanie czegoś z pamięci lub Ŝarliwe
modlenie się. Nao zbliŜone jest znaczeniowo do symbolicznego sięgania w ciemny otwór, by znaleźć
coś i wyjąć. Rdzeniem na często zastępuje się ana przy opisywaniu małych kulek z jakiejś materii
będących symbolem kształtów myślowych utworzonych z widmowej substancji za sprawą siły
Ŝyciowej. Wobec tego proces myślenia (m-ana-o) polega na wytwarzaniu trwałych ukształtowanych
myśli, które magazynuje się w pamięci bądź teŜ robi się z nich duplikaty i przesyła po widmowych
niciach podczas telepatii lub modlitwy.
Siła Ŝyciowa, ze względu na olbrzymie znaczenie, jakie odgrywała w teorii Huny, wzbudzała duŜe
zainteresowanie badaczy, gdy tworzyli oni nowe słowa i definicje. Mana oznacza takŜe siłę, moc,
zdolność, inteligencję, podzieloną lub rozgałęzioną, a z dodatkiem przyczynowym hoo (np. hoo-mana
czyli robić manę) oznacza oddawanie czci i uwielbienia. Hoo-mana lub ho-mana ma w rzeczywistości
niewiele wspólnego z kultem i uszanowaniem. Te pojęcia były kahunom raczej obce. Znaczenie o w
słowie hoo było prawdopodobnie tajne, a ho wskazuje na czynność przekazywania czy przenoszenia,
na przykład kształtów myślowych na fali siły Ŝyciowej. Aho, zawierające taki sam rdzeń, oznacza nić,
sznur i linkę, tak jak słowo aha. Inne znaczenie aho, mianowicie „cierpliwość”, sugeruje, Ŝe
zapoznanie się z mechanizmem modlitwy wymagało duŜej cierpliwości i zaleŜało od niŜszego Ja,
przesyłającego modlitwy po nici widmowej do WyŜszego Ja.
Największą trudność twórcom oryginalnych słów Huny sprawiały z pewnością zlepki rdzeni mające
jednym krótkim słowem opisać wiele elementów składowych niŜszego Ja i wiele jego czynności.
Rezultaty ich dawnej pracy przetrwały do dzisiaj i jawią się nam w dwóch zamiennych wyrazach
unihipili i uhinipili. Od tych dwóch słów, oznaczających niŜsze lub podświadome Ja, pochodzi
zadziwiająco duŜa ilość bliŜszych określeń owego Ja, a takŜe duŜo wskazówek dotyczących jego
części składowych i cech nie określonych ściśle. Wiele rdzeni mieszczących się w tych określeniach
ma do dwunastu róŜnych znaczeń. Zajmiemy się tutaj tylko kilkoma najwaŜniejszymi.
U: Ten źródłosłów jest skrótem au, występującego w słowie określającym WyŜsze Ja, czyli Au-ma-
kua. Oznacza ono „ja”, czyli ducha, duszę, istotę jako odrębny i niezaleŜny składnik świadomości, ale
nie świadomości obcej, tylko mojej, mnie przynaleŜnej. Przedrostek u stoi takŜe na początku
określenia dla średniego Ja, uhane (będącego połączeniem trzech rdzeni). Drugorzędne znaczenia u
(zastosowane w szczególności do niŜszego Ja) to: (1) „dokonywać projekcji”, co wskazuje na
projekcję nici z substancji widmowej i strumieni siły Ŝyciowej płynących po tych niciach; (2)
„przesiąkać”, „nasycać” lub „nadawać odcień” i „mieszać się z czymś”, a więc jest to opis sposobu, w
jaki niŜsze i średnie Ja mieszają się i łączą ze sobą w ludzkim ciele fizycznym, a takŜe w swych
widmowych ciałach; (3) „kapać”, „sączyć” lub „mŜyć” – jest to symboliczny obraz produkowania siły
Ŝyciowej, czyli many, przez niŜsze Ja, powolnego jej wykorzystywania przez Ŝyjącą istotę, a takŜe
dostarczania jej średniemu Ja i, podczas modlitwy, WyŜszemu Ja.
Nihi: Źródłosłów ten oznacza „być wiotkim, słabym”. „wydawać się prawie zniszczonym”. Znaczenie
to zawiera zatem symboliczny opis nici widmowych, gdy nie są one napełnione siłą Ŝyciową, a więc są
nieczynne, jakby w ogóle nie istniały.
Hi: Mamy tu symbol przepływu siły Ŝyciowej. Hi znaczy bowiem „odpływać”, „płynąć gdzieś” jak
woda. Podwójne hi-hi oznacza winorośl, wskazując wyraźnie na inne znaczenie zawarte w symbolach
wody i wina.
Uhi: Połączone rdzenie mają znaczenie zasłony, skóry lub innego okrycia. Symbolizują więc
powłokę, osłonę niŜszych Ja zarówno w postaci ciała fizycznego, jak i ciał widmowych. Po śmierci
człowieka widmowe ciała niŜszego i średniego Ja nadal są ze sobą połączone i pełnią rolę pojemnika
dla świadomych bytów, niŜszego i średniego, ale nie dla WyŜszego Ja.
Hini: Połączenie to, tak samo jak nihi, daje znaczenie czegoś cienkiego i wiotkiego w rodzaju nie
uŜywanej nici widmowej. Drugorzędne znaczenie to „mówić słabym głosem”, jakim podobno
przemawiają zjawy. (Oba rdzenie, szczególnie nihi, opisują takŜe cichą, ostroŜną i tajemniczą
czynność, jak równieŜ powstrzymywanie się od pewnych działań z obawy przed niezadowoleniem
władzy bądź innych autorytetów. Chodzi tutaj zapewne o postępowanie niŜszego Ja, kiedy to
wykonuje pewne ruchy, moŜna by rzec, za „plecami” średniego Ja. W taki to właśnie sposób
kompleksy skłaniają niŜsze Ja do zaniechania pewnych czynów).
Pi: Ten źródłosłów ma kilka znaczeń. Jedno z nich, bardzo istotne dla zrozumienia koncepcji
kahunów o niŜszym Ja, obrazuje wodę kapiącą kropla po kropli. Woda to symbol siły Ŝyciowej, a małe,
okrągłe krople, w deszczu prawie niewidoczne, to kształty myślowe przenoszone na fali many. Symbol
deszczu, łączący oba te znaczenia, występował często w modlitwach. UŜywano go jako symbolu
ulewy kształtów myślowych, napełnionych siłą Ŝyciową i powracających od WyŜszego Ja. Często
„krople” przybierały formę wydarzeń i rozmaitych okoliczności będących odpowiedzią WyŜszego Ja na
skierowane doń modlitwy.
Pili: Oznacza przyklejanie się do czegoś, tak jak macki widmowego ciała niŜszego Ja przyklejają
się do osób i przedmiotów, których dotykają. Po takim dotknięciu nitka widmowej substancji ciągnie się
z powrotem, a dzieje się to wówczas, gdy dotykamy palcem kleistej powierzchni lepu na muchy, a
później go odejmujemy. Inne znaczenie tego rdzenia to przyłączenie się do kogoś, towarzyszenie
jakby w roli słuŜącego, kolegi lub występowanie w bliskim związku. Jest to wyraźny i jednoznaczny
opis stosunku między niŜszym i średnim Ja.
Słowem określającym średnie Ja jest uhane. Krótkość tego terminu i mało opisowy charakter
zawartych w nim źródłosłowów wskazuje, Ŝe dawni kahuni nie sądzili, iŜby średnie Ja miało więcej
wrodzonych umiejętności niŜ zdolność indukcyjnego rozumowania. Było ono gościem w cielesnym
domu, nauczycielem, opiekunem i doradcą. Rdzeń u oznacza „ja” (o czym była juŜ mowa); ha to rura
lub kanał wodny, a więc jest to wskazówka, Ŝe średnie Ja moŜe pobierać i przenosić siłę Ŝyciową
wytwarzaną przez niŜsze Ja; ni znaczy rozmawiać lub szeptać. Warto zauwaŜyć, Ŝe umiejętność
mowy charakteryzuje istoty ludzkie i stawia je poza całą resztą królestwa zwierząt. Ideę „mowy”
spotykamy więc w słowach uŜywanych do określania zarówno niŜszego jak średniego Ja.
Au-ma-kua, czyli WyŜsze Ja, to jeden z trzech terminów oznaczających ten rodzaj świadomości.
Inne dwa to akuanoho”, czyli „bóg, który mieszka z ludźmi”, oraz akua-ulu, czyli „bóg, który daje
ludziom natchnienie”, tak jak daje je prorokowi widzącemu przyszłość i opisującemu ją. W słowie Au-
ma-kua rdzeń au oznacza „ja” a takŜe „etap czasu”, „przypływ wody”, „czynność umysłu” i stan
całkowitego zaangaŜowania w określone działanie lub postępowanie. Ma oznacza oplatanie na wzór
winorośli. Kua to najwyŜszy punkt w okolicy, na przykład szczyt góry, a więc jest to symbol WyŜszego
Ja, stojącego na wyŜszym poziomie bytu niŜ średnie i niŜsze Ja. Połączone rdzenie makua to obraz
pary rodzicielskiej. Tak więc w całym słowie Aumakua mamy „starsze, całkowicie godne zaufania Ja
rodzicielskie”. Akua tłumaczy się takŜe jako „bóg”, ale słowo to naleŜy raczej rozumieć w ściślejszym
znaczeniu jako „wyŜsza istota”. Tak więc byt na wyŜszym szczeblu rozwoju niŜ Aumakua zwany jest
Akua Aumakua. W Aumakua rdzeń słowny akua wyraźnie rzuca się w oczy. (W budowie wyrazu au-m-
akua moŜna znaleźć słowa aum i om, uŜywane w religiach Wschodu. NaleŜy przypuszczać, Ŝe kahuni,
podróŜując z okolic Egiptu na morza południowe, pozostawili za sobą, na lądach, które mijali, pewne
idee Huny).
Rdzeń la występuje w wielu symbolicznych słowach. Oznacza słońce lub światło. Symbolizuje
normalny, prawidłowy stan człowieka, gdy jest on wolny od kompleksów, a jego niŜsze Ja kontaktuje
się swobodnie z WyŜszym Ja, przekazując mu zarówno modlitwy człowieka, jak i siłę Ŝyciową
potrzebną do wytworzenia „nasion”, czyli kształtów myślowych, z których „wyrosną” w przyszłości
wymodlone zdarzenia. Duchowość (w sensie uŜywanym przez ludzi Zachodu) ma symbol światła. La-
a to „zostać konsekrowanym, świętym”. A-la to ścieŜka i oznacza zwykłą drogę łączności z WyŜszym
Ja po widmowej nici. Ka-la to ceremonialne oczyszczenie z grzechów będących przyczyną
kompleksów „blokujących” ścieŜkę. Ka znaczy promieniować lub sięgać z jednego miejsca do
drugiego, a la to światło. Tak więc oczyszczenie to proces sięgania, dąŜenia do źródła symbolicznego
Światła – WyŜszego Ja. La-la, czyli rozgałęziać się, dzielić, wskazuje znaczeniowo na winorośl i
ogólną symbolikę siły Ŝyciowej oraz na związek między siłą Ŝyciową i łączącym widmowym sznurem
wiodącym do WyŜszego Ja. Hoo-lala, gdzie pierwszy człon odgrywa rolę przyczyny, oznacza
stwarzanie podstaw lub kładzenie fundamentów magicznego działania, czyli modlitwa połączona z
podziałem siły Ŝyciowej między średnie i WyŜsze Ja stwarza podstawę do spełnienia prośby
modlitewnej.
Ho-ano tłumaczy się zwykle jako „oddawanie najwyŜszej czci”. Takie znaczenie dano temu słowu,
przekładając Biblię na język hawajski sto lat temu. Ze źródłosłowu jednak wynika znaczenie zupełnie
inne niŜ chrześcijańskie „uwielbienie”. Ho – to przenosić coś z jednego miejsca na drugie, a ano to
nasiona. Przenoszenie nasion symbolizuje więc wysyłanie kształtów myślowych modlitwy po
widmowym sznurze do WyŜszego Ja. Ano ma teŜ znaczenie „bezpośrednio”, co łączy mechanizm
modlitwy z bezpośrednim czy natychmiastowym uzdrowieniem.
Hoo-la znaczy uzdrawiać. Rdzenie wyrazu wskazują, Ŝe całe słowo tłumaczy się „powodować,
wywoływać światło”. Zatem powodowanie światła, czyli odbudowa zwykłego kontaktu z WyŜszym Ja,
symbolizuje podstawowe czynniki procesu leczenia. Dla oddania czynności „modlitwy o coś
upragnionego” kahuni uŜywali dwóch bardzo podobnych do siebie terminów: wai-ha i waipa. W obu
widzimy słowo oznaczające wodę, symbol siły Ŝyciowej. W pierwszym słowie rdzeń ha oznacza rurę
lub kanał, przez który moŜe płynąć woda, a więc modlitwa to proces przepływania siły Ŝyciowej do
WyŜszego Ja. Rozszerzony rdzeń a-ha daje obraz nici lub sznura. Element pa, uŜyty w drugim
wyrazie, ma znaczenie „dzielić”, co symbolizuje dzielenie siły Ŝyciowej między WyŜsze Ja i oba niŜsze.
Jest jeszcze wiele, bardzo wiele słów występujących w języku kahunów, które zawierają wyraźne,
symboliczne zdarzenia, Śmiało moŜna stwierdzić, iŜ istnienie zasobu tak ściśle ze sobą sprzęgniętych
wyrazów nie mogło być z pewnością zjawiskiem przypadkowym. UŜywając dzisiaj tych słów, idziemy
śladem dawnych misjonarzy przybywających na Wyspy Hawajskie, którzy nie mieli pojęcia o nauce
psychologii ani teŜ nie znali tajników Huny. Z tego powodu jest rzeczą naturalną, Ŝe współcześni
studenci uczący się języka hawajskiego mogliby zakwestionować nasze tłumaczenia dawnych
źródłosłowów. JednakŜe dopóki owi studenci nie będą umieli wyjaśnić, dlaczego ani dawni misjonarze,
ani Lorrin Andrews, pracujący nad swym słownikiem w 1865 roku, nie przetłumaczyli setek
pokrewnych wyrazów na podstawie znaczenia ich rdzeni i nie stworzyli nowych jednoznacznych
terminów, dopóty śmiało moŜemy stosować nasze rdzeniowe, opisowe przykłady, aŜ nie zostaną
przyjęte jakieś ogólne, uśrednione nazwy dla omawianych w tej ksiąŜce zjawisk i czynników
magicznych.
Nie mając takich rdzeniowych przekładów, nie moglibyśmy podać choćby najmniejszego powodu,
dla którego pewnym znaczeniom przydzielono odpowiednie terminy. Jako przykład niechaj posłuŜy
termin ka-u-la, czyli prorok. Słowo to oznacza przede wszystkim linę, sznur albo strunę. Owe
znaczenia zdają się zupełnie odbiegać od drugorzędnego znaczenia „prorok”, ale jeśli zna się
przekonanie kahunów, Ŝe prorok otrzymuje informacje dotyczące przyszłości od WyŜszego Ja dzięki
łączności po widmowym sznurze, implikacje stają się wówczas jasne. Rdzeń ka ma znane nam
znaczenie sięgania od jednego miejsca do drugiego, tak jak sięga widmowa nić. Rdzeń kau znaczy
„kłaść coś wysoko”, tak jak wkłada się modlitewne prośby o wizje przyszłości do widmowego ciała
WyŜszego Ja. Rdzeń la uzupełnia ten obraz, symbolizując pewien rodzaj olśniewającej wiedzy, która
spływa na nas tylko od WyŜszego Ja.

Dzięki rozmaitym terminom uŜywanym przez kahunów, a obecnym w języku hawajskim, moŜemy
prześledzić kolejne etapy procesu uzdrawiania za pomocą Huny. Owe terminy, przetłumaczone na
podstawie ich znaczeń rdzeniowych i obdarzone dodatkowymi znaczeniami symbolicznymi, dają nam
doskonały wgląd zarówno w teorię, jak i w jej praktyczne zastosowanie przy uzdrawianiu i związanych
z nim rytuałach.
Pierwszym, przygotowawczym krokiem do wyleczenia chorego z jego fizycznych czy umysłowych
dolegliwości bądź teŜ do zmiany na lepsze jego przyszłości jest ka-la, czyli oczyszczenie go z
poczucia winy i innych obciąŜeń psychicznych blokujących ścieŜkę swobodnego kontaktu z WyŜszym
Ja pacjenta. NaleŜy zaprzestać ranienia bliźnich, a stare krzywdy muszą zostać naprawione. Duchy
szukające zemsty w imieniu pokrzywdzonych muszą zaniechać swych ataków, jeśli dotychczas
prześladowały winnego. Ceremonia oczyszczenia ka-la znowu otwiera ścieŜkę kontaktu z WyŜszym
Ja.
Kiedy juŜ symboliczna ścieŜka stoi otworem i dzięki temu psychika człowieka wraca do normy,
moŜe on formułować prośbę modlitewną. W tym celu naleŜy wykonać trzy czynności i spełnić trzy
warunki: (1) uzdrawiający kahuna musi zgromadzić w sobie nadmiar siły Ŝyciowej; (2) modlitwa musi
być ułoŜona bardzo szczegółowo i jednoznacznie, po czym trzeba ją trzykrotnie wypowiedzieć, tak by
kształty myślowe utworzyły mocne grono i dotarły bezpiecznie do WyŜszego Ja oraz (3) trzeba
nawiązać łączność z WyŜszym Ja i przesłać mu modlitwę na fali siły Ŝyciowej po widmowej nici.
Pierwsza czynność hoo-orana, czyli wytwarzanie many. Słownikowy przekład tego słowa brzmi
„wielbić”, a więc zupełnie nie oddaje sugestii zawartej w rdzeniu. Czynność druga nosi nazwę hoo-
ano-ano. Słownik daje temu terminowi znaczenie „uroczyście sposobić umysł jak do oddawania czci”.
Przekład rdzeniowy daje natomiast szereg bardzo istotnych i wiele wyjaśniających znaczeń: (A)
tworzenie nasion, co symbolizuje wytwarzanie gron kształtów myślowych modlitwy; (B) tworzenie
obrazu, podobieństwa, formy – to nic innego jak efekt tworzenia kształtów myślowych modlitwy,
którym jest powstanie obrazu myślowego poŜądanej rzeczy; (C) zmienianie lub dokonywanie
transformacji pewnych zjawisk – w tym wypadku chodzi o zmianę obecnych, nie chcianych warunków
Ŝycia na stan poŜądany, określony w modlitwie; (D) tworzenie czegoś nowego, co byłoby celem
modlitwy o zaistnienie nowych, innych okoliczności, a nie o zmianę juŜ istniejących. Czynność trzecia
to zwykłe zakończenie modlitwy kahunów słowami: Amama ua noa. Lele wale akua La.
Powierzchowny przekład tych dwóch zdań dokonany przez Thruma brzmi: „Modlitwa zaczyna
wzlatywać. Niechaj spadnie deszcz błogosławieństw”. Jednak rdzenie mówią tu zupełnie co innego i
wykazują, Ŝe Thrum odwrócił kolejność, porządek rzeczy. Amama znaczy dawanie, przekazywanie
bogom; ua to deszcz, symbol siły Ŝyciowej lub kształtów myślowych (małych kuleczek wody). A więc
deszcz kształtów myślowych jest czymś, co jest dawane. Noa oznacza zakończenie ceremonii
modlitwy i tłumaczy się jako „uwolnienie”, a więc, w tym przypadku, umoŜliwienie sile Ŝyciowej wraz z
kształtami myślowymi przejście od niŜszego do WyŜszego Ja. W drugim zdaniu lele oznacza
wzlatywanie w górę i symbolizuje ruch modlitwy do WyŜszego Ja. Wale ma bardzo osobliwe
znaczenie, którego nie sposób przełoŜyć na język europejski. Jest to wykonywanie, robienie czegoś
bez nałoŜenia ograniczeń na środki mające zastosowanie w owym działaniu. Oznacza to równieŜ
egzystowanie czy teŜ stan nie ograniczony czasem ani przestrzenią. Krótko mówiąc, słowo to
doskonale opisuje fakt, iŜ my, niŜsze istoty, nie moŜemy pojąć sposobów działania WyŜszego Ja
zmierzających do spełnienia naszych próśb modlitewnych. Akua la, wskazuje, do kogo dociera
modlitwa, a mianowicie do WyŜszego Ja, bytującego w krainie symbolicznego Światła. Drugorzędne
znaczenie tego zdania znajdujemy w połączeniu słów lelewale, oddających ogólny sens prośby o
„opadanie”, czyli o powrotne zstąpienie kształtów myślowych do WyŜszego Ja słuŜące jako znak, czy
modlitwa zostanie spełniona, czy teŜ nie.
Po modlitwie w religii chrześcijańskiej wymaga się wiary w jej spełnienie. Poszukajmy więc u
kahunów słowa oznaczającego „wiarę”, by przekonać się, co oni o niej sądzili. Słowem tym jest pau-
lele, czyli „zatrzymanie lotu w górę”, a więc jest to opis stanu, w którym człowiek przepełniony ufnością
i pewnością przestaje się juŜ modlić i czeka na spełnienie.
Stan człowieka po uzdrowieniu określano mianem hoo-la, co oznaczało, Ŝe zwyczajny, spokojny
kontakt ze Światłem czy WyŜszym Ja został przywrócony. Podobnym słowem jest hoo-ola, czyli
„dawać Ŝycie”. Rdzenie wyrazu o-la wskazują, iŜ Ŝycie zaleŜy od symbolicznej czynności (o) dotykania
WyŜszego Ja (la). Kahuni nie znali pojęć „zbawienie” i „odkupienie” występujących w wielu religiach.
Dla nich zbawieniem był zwykły, normalny stan, w którym człowiek wypracował swobodny kontakt ze
swoim WyŜszym Ja, zarówno w Ŝyciu fizycznym, jak i po śmierci, Ŝyjąc nadal w widmowym ciele
pośród jakby sennych obrazów znanych sobie okolic i osób.
Jeśli modlitwa była prośbą o dobra doczesne, kahuni zwali je la-ko, co w przekładzie rdzeniowym
tłumaczy się „być we władaniu Światła”. Wierzono, Ŝe WyŜsze Ja moŜe dostarczyć wszystkich dóbr
potrzebnych do Ŝycia i dobrego samopoczucia niŜszych istot, jeŜeli były one z nim w swobodnym
kontakcie.

To oczywiste, Ŝe wiele słów i wyraŜeń uŜywanych niegdyś przez kahunów zaginęło. Nie ma ich w
słownikach polinezyjskich dialektów. Nie ma juŜ takŜe kahunów znających całość starodawnej
Tajemnicy.
Nie znaleziono dotąd odpowiedniego określenia na chodzenie po ogniu, choć ten rytualny pokaz
potęgi modlitwy do WyŜszego Ja juŜ od stu lat jest istotną częścią codziennego Ŝycia Hawajczyków.

Notatka o magu estradowym, który stosował prawdziwą magię ognia


Poznałem kiedyś maga estradowego demonstrującego autentyczną magię na swych pokazach. Po
jednym z przedstawień rozmawiałem z nim o jego sztuce. Ze sposobu, w jaki zadawałem mu pytania,
wywnioskował, iŜ zrozumiem go w pełni, gdy opowie mi szczerze o tym, jak nauczył się magii i jak ją w
praktyce stosował. Urodził się w Indiach jako dziecko białych rodziców. Niebawem został osierocony i
pozostał sam w jakiejś odosobnionej okolicy. Tubylcy, chodzący po ogniu, przygarnęli go do siebie i
postanowili nauczyć swojej sztuki. Siadywał więc codziennie przed małą lampką oliwną i w jej
płomieniach starał się wczuć w obecność boga. Starsi nieraz pokazywali mu, w jaki sposób modlą się
do boga płomieni i otrzymują odporność na ogień. Swobodnie trzymali ręce nad płomieniem, nie
doznając Ŝadnych poparzeń. Przy nich udawało się to takŜe chłopcu. Po jakimś czasie i on zaczął
stopniowo odczuwać obecność jakiejś świadomej istoty związanej w nieokreślony sposób z
płomieniem, lecz niewidzialnej i niepostrzegalnej innymi zmysłami. Niebawem potrafił juŜ prosić tę
istotę o odporność na ogień i otrzymywał ją. Chłopca nie poddawano Ŝadnym ceremoniom
oczyszczania, a on ze swej strony przestrzegał obowiązującej reguły zabraniającej krzywdzenia
bliźnich, tak by nie musiał wstydzić się swych postępków. Przez całe Ŝycie trzymał się tej zasady, a
odkąd rozpoczął magiczną działalność na scenie, nie musiał modlić się ~ odporność na ogień. Kiedy
dotykał płomieni lub rozŜarzonych przedmiotów, prośba o opieką automatycznie rodziła się w jego
psychice i zawsze otrzymywał wsparcie. Natomiast jego Ŝona nauczyła się od japońskich magów
wchodzenia po drabinie, której szczeblami były ostre miecze. (O owych Japończykach pisałem juŜ
wcześniej. Turlali się oni po rozbitym szkle. Na ich ciele pojawiały się rany cięte, które na słowa
wypowiedziane przez mistrza ceremonii natychmiast zasklepiały się bez śladu). Na wczesnym etapie
swych magicznych poczynań małŜonkowie przeszli przez ceremonię „wprowadzenia”, kiedy to
doświadczeni juŜ magowie „polecili” ich WyŜszym Istotom, tak samo jak kahuni przedstawiali swych
uczniów pragnących poznać sztukę panowania nad pogodą.

Modlitwa Śmierci (zob. teŜ uwaga na końcu Rozdz. 4)


W języku hawajskim modlitwa śmierci określona jest słowem ana-ana, ale termin ten ma równieŜ
zastosowanie do wszystkich form wróŜbiarstwa i czarów. Inne jego znaczenie to „trząść się z
wielkiego osłabienia”, co wskazuje na fakt. Ŝe śmierć jest skutkiem utraty siły Ŝyciowej. Rdzeń ana
znaczy „być nakarmionym do syta” – atakujące duchy napełniają się siłą Ŝyciową wyssaną z ofiary,
podczas gdy ta ostatnia umiera wskutek jej braku. Całe słowo oznacza takŜe pojawienie się czegoś „w
małych kulkach”, które jak zwykle są symbolami kształtów myślowych. W modlitwie śmierci są one
przekazywane atakującym duchom, by te wszczepiły je do ośrodka świadomości niŜszego Ja ofiary i
tym samym zmusiły ją (tak jak się to dzieje przy silnej sugestii hipnotycznej), aby pozwoliła
prześladowcom uczepić się jej widmowego ciała i wyciągnąć całą energię.

You might also like