Professional Documents
Culture Documents
Rainer Maria Rilke - Poezje wybrane
Rainer Maria Rilke - Poezje wybrane
POEZJE WYBRANE
1
Księga godzin
2
nie rzuca się go, tak jak tyś się ważył
odejść od jego słabych, pustych rąk?
Czy się nie wkłada do zamierzchłych ksiąg,
po cichu, jego uwiędłego słowa,
pomiędzy karty odwykłe od rąk?
Czy jak od działu wód się nie odpływa
od jego serca, w ból i w radość żywą?
3
nie naszą śmiercią; gdy nas któraś zbiera,
zbiera nas, bo się sama z nas nie rodzi.
By nas otrząsnąć, wielki wiatr przychodzi.
wszelki byt.
przeł. Mieczysław Jastrun
4
małego życia. Z fabryk, kas
powróci w swe podziemne żyły
w pokładach gór, co się odkryły,
by znów je zamknął ciężki głaz.
przeł. Mieczysław Jastrun
5
mym sercem tak, jakby to były dłonie,
wstrzymaj mi serce, to mój mózg bić będzie,
a jeśli w mózgu pożar mi zażegniesz,
to wtedy cię na mojej krwi poniosę.
Zagaś mi oczy
6
Tam ludzie żyją źle i ciężko,
w pomrocznych izbach, w trwodze ducha,
lękliwi bardziej niż jagnięta;
a twoja ziemia tchnie i czuwa,
lecz oni o tym już nie wiedzą.
7
Myślisz: pokora
8
Raz tylko mówi do człowieka Bóg
Poznasz je
po jego powadze.
Rękę mi daj.
przeł. Adam Pomorski
9
Bliski jest kraj,
który życiem nazywają.
Będziesz go rozpoznawał
w jego powadze.
Rękę mi daj.
przeł. Andrzej Lam
10
Księga obrazów
11
Cisza
Przypomnienie
12
Pont du Carrousel
Patrzący
13
Kogo Anioł ten zwycięży,
co tak często niecha walki,
idzie prosty, dumny, mężny,
tą hartowną dłonią wsparty,
co, kształtując, go dotknęła.
Już zwycięstwa go nie nęcą,
chce być zwyciężany teraz
siłą coraz potężniejszą.
przeł. Andrzej Lam
O dziewczętach
14
Jesienny dzień
Dzień jesienny
Trwoga
15
w tej jednej spośród wszystkich chwil,
jak niebo wielki w tym zmarniałym lesie.
I wszystko w tym wołaniu się zawiera:
Kraj cały się rozciąga w nim bezgłośnie,
potężny wiatr się tuli doń miłośnie,
a chwila, co na przyszłość się otwiera,
jest blada, cicha, jakby coś wiedziała,
jak gdyby śmierć każdego przeczuwała,
co z tego krzyku rośnie.
przeł. Andrzej Lam
Aszantowie
(Jardin d’Acclimatation)
16
Konfirmanci
(Paryż, w maju 1903)
17
Z dzieciństwa
Dzieciństwo
18
o lęku, o brzemię.
Muzyka
Samotność
19
gdy wchodzi w świt ulica za ulicą,
gdy ciała, co nic nie znalazły w sobie,
stronią odległe i rozczarowane;
i kiedy ludzie, co się nienawidzą,
muszą ze sobą spać we wspólnym łożu:
Samotność
Samotność
20
Przeczucie
21
Nowe wiersze
Doświadczenie śmierci
Quai du Rosaire
Brugia
22
jak nigdy owe rzeczy rzeczywisty.
Quai du Rosaire
Brugia
23
Quai du Rosaire
Brugia
Bóg w średniowieczu
I zaoszczędzili go w skupieniu,
i pragnęli, aby był i dawał miary,
aż mu uwiesili jak ciężary
(by przeszkodzić jego wniebowstąpieniu)
24
znaki dając im w pracach i trudzie.
Lecz on ruszył nagle. I ludzie
w mieście pełnym trwożliwego gwaru
Błękitna hortensja
Karuzela
Jardin du Luxembourg
25
tyle że dźwiga siodło, a na górze
niebieskie dziewczę przytroczone jedzie.
Ogród oliwny
26
Dlaczego Anioł? Ach, to przyszła noc
i kartkowała cicho w drzewach liście.
Uczniowie tylko się ruszyli we śnie.
Dlaczego Anioł? Ach, to przyszła noc.
Młody Apollo
27
Pantera
Jardin des Plantes, Paryż
Pantera
W Jardin des Plantes, Paryż
28
Poeta
Pieśń miłosna
29
Nowych wierszy część wtóra
Wnętrze róż
30
Starożytny tors Apollina
Śpiew morza
Capri. Piccola Marina
31
Życie Marii
Przed męką
32
Elegie duinejskie
Elegia pierwsza
33
tylko pretekstem, by istnieć: ostatnim narodzeniem.
Lecz kochających przyjmuje wyczerpana natura
do siebie znów, jakby sił nie starczyło, by po raz drugi
tego dokonać. Czyś więc Gasparę Stampę
wspominał dostatecznie, aby jakaś dziewczyna,
którą porzucił kochanek, przez przykład jaskrawy
tej kochającej poczuła: gdybym ja była jak ona?
Czy nie powinny się dla nas stać te dawne cierpienia
bardziej owocne? Czy nie czas już, byśmy kochając,
wolni od tego, co kochamy, w drżeniu wytrwali:
jak strzała trwa na cięciwie, by w skupionym odskoku
być czymś więcej niż sobą: bo stać to być nigdzie.
34
potrzebujemy tajemnic, którym z żałoby tak często
szczęśliwy postęp wynika — możemy być bez nich?
Czy jest daremna legenda, że w skardze nad Linosem
śmiały zaczątek muzyki przeniknął drętwe skostnienie;
że dopiero w strwożonej przestrzeni, z której nagle
boski niemal młodzieniec odszedł na zawsze, ta próżnia
drgnęła i dziś nas porywa, pociechę niesie i pomoc.
przeł. Andrzej Lam
Elegia piąta
Przypisana pani Hercie Koenig
35
Za to ten młody, mężczyzna, jakby był synem karku
i zakonnicy: ściśle i jędrnie nabity
muskułami i prostactwem.
O wy,
co was cierpienie, które jeszcze małe było,
otrzymało wpierw jako zabawkę, w jednym z jego
długich ozdrowień….
36
wirujących prętach talerze
się zataczają…..
Elegia siódma
37
które by nie dźwięczało tonem zwiastowania. Najpierw
pytającą nutką, którą osnuwa narastającą ciszą,
rozległym milczeniem czysty pogodny dzień.
Potem w górę, stopniami wołania w górę, do wymarzonej
świątyni przyszłości —; potem trelem, fontanną,
co do rwącego wytrysku już dopowiada spadanie
w obiecującej grze…. A przed sobą — latem.
38
Świątyń nie zna już więcej. To, co trwonione, z serca,
przezornie chowamy skryciej. Tak, gdzie przetrwała choć jedna,
jedna rzecz wymodlona kiedyś, wyklęczana —
trwa taka, jaka jest, stając się już niewidzialną.
Wielu jej więcej nie widzi, lecz bez tej przewagi,
że ją budują wewnętrznie, kolumny, posągi, większe!
Elegia ósma
Przypisana Rudolfowi Kassnerowi
39
jak sidła wokół swobodnego ujścia.
Co jest na zewnątrz, to wiemy jedynie
z oblicza zwierząt. Bo już małe dziecko
zmuszamy, aby odwróconym wzrokiem
widziało formy, nie otwarty przestwór,
tak głęboki u zwierząt. Wolny od śmierci.
My ją widzimy wciąż; zaś wolne zwierzę
ma własną zagładę zawsze za sobą,
a przed sobą Boga, i kiedy idzie,
to ku wieczności, tak jak źródła biegną.
Nie mamy nigdy, nawet na dzień jeden
czystej przestrzeni przed sobą, gdzie kwiaty
kwitną nieskończenie. To zawsze świat,
a nigdy Nigdzie bez Nie: nic czystego,
niestrzeżonego, co się wdycha i
wie nieskończenie, nie pragnąc. Jak dziecko
w tym się czasem zatraca, nim się nagle
ocknie. Lub ktoś umiera i to jest.
Bo blisko śmierci się śmierci nie widzi,
patrzy na zewnątrz, może okiem zwierzęcia.
Kochankowie, gdy ten drugi im wzroku
nie zmąci, są tego bliscy, zdumieni…
Jakby z przeoczenia objawia im się
przestrzeń za drugim… Lecz dalej za niego
żadne nie przejdzie, i każde ma znów swój świat.
Wciąż ku stworzeniu zwróceni, widzimy
na nim tylko odbicie wolnej przestrzeni,
przyćmione przez nas. Albo że zwierzę,
nieme, przenika nas wzrokiem na wskroś.
To się zwie losem: być wciąż wobec czegoś,
i nigdy nic innego niż to wobec.
40
O, wielkie szczęście małego stworzenia,
co wciąż zostaje w macierzystym łonie;
szczęście komara, co wciąż w środku skacze,
też na swych godach: bo łono jest wszystkim.
I spójrz na połowiczną pewność ptaka,
który coś wiedząc o swym pochodzeniu
czuje, jak gdyby był duszą Etrusków,
zmarłego, którego wchłonęła przestrzeń,
ale z figurą leżącą na wieku.
I jak skołowane jest to, co lata,
a bierze się z łona. Jakby samo sobą
strwożone, pruje powietrze, jak rysa
znaczy filiżankę. Tak biegnie ślad
nietoperza przez porcelanę zmierzchu.
Elegia dziesiąta
41
gdzie w fałszywej, z nadmiaru dźwięku powstałej
ciszy, butnie, z matrycy pustki odlew
się pyszni: wrzask pozłocony, kruszący się pomnik.
O, jak chętnie rozdeptałby im anioł ten rynek pociech,
odgraniczony kościołem, jego kupną gotowizną:
czystym, zamkniętym i smutnym jak poczta w niedzielę.
Ale na zewnątrz kotłują się zawsze jarmarczne atrakcje.
Huśtawki wolności! Poławiacze, kuglarze zapału!
I szczęścia wystrojonego figurki w strzelnicy,
ruchome skaczące cele, dźwięk dające blaszany,
gdy strzelec fortunny trafi. Od trafu do przypadku
toczy się dalej; bo kramy z wszelakim cudactwem
wabią, bębnią i beczą. Dla dorosłych natomiast
jest widok osobny, jak pieniądz się mnoży, anatomicznie,
nie tylko do śmiechu: organ płciowy pieniądza,
wszystko, całość i przebieg — to uczy i czyni
płodnym………
…. Och, ale zaraz za tym, nieco dalej,
za płotem oklejonym plakatami „Todlos”,
tego gorzkiego piwa, co zda się słodkie pijącym,
gdy przeżuwają do niego ciągle nowe rozrywki…,
zaraz z tyłu parkanu, za nim jest rzeczywiście.
Dzieci się bawią i kochankowie trzymają się z boku,
poważnie, na lichej trawie, i psy korzystają z natury.
Coś dalej ciągnie młodzieńca; być może kocha młodą
Skargę….. Za nią idzie na łąki. A ona mówi:
— Daleko. Mieszkamy tam, za miastem….. Gdzie? I młodzieniec
idzie za nią. Jej postać go wzrusza. Ramiona i szyja —
może to ród znamienity? Lecz ją zostawia, odchodzi,
odwraca się, skinął… Cóż to? Ona jest Skargą.
42
krajem mądrze rządzili. Pokazuje wysokie
drzewa łez i pola kwitnącej melancholii
(żyjący znają ją tylko jako roślinę liściastą);
pokazuje zwierzęta smutku na łące — a czasem
skoczy ptak i przetnie im w płaskim locie widzenie
hieroglifem swojego samotniczego krzyku. —
Zaś wieczorem na groby przodków go wiedzie
ze Skargów rodu, dawnych sybilli i wieszczków.
A kiedy noc się zbliża, wędrują ciszej, i wkrótce
księżyc się wznosi, ten nad wszystkim
czuwający grobowiec. Podobny do tego nad Nilem,
wzniosły Sfinks —: utajnionej komnaty
oblicze.
I zdumiewają się głowie królewskiej, która na zawsze,
milcząca, twarz ludzką
złożyła na wadze gwiazd.
*
Lecz gdyby mieli ci nieskończenie umarli wzbudzić
43
w nas podobieństwo, patrz, wskazaliby może kotki
bezlistnej leszczyny, zwisające, albo
deszcz, co na mroczną ziemię pada wczesną wiosną. —
My zaś, którzy o szczęściu rosnącym
myślimy, poczulibyśmy wzruszenie,
które nas do żywego dojmuje,
kiedy szczęście pada.
przeł. Andrzej Lam
Sonety do Orfeusza
Z części pierwszej
I
Wyrosło drzewo. O czystość wzrastania!
O, Orfeusz śpiewa! Wysokie drzewo w uchu!
Umilkło wszystko. Lecz i w przemilczeniu
początek nowy szedł, skinienie i przemiana.
II
To było niemal jak dziewczyna, która wyszła
z osobliwego szczęścia, ze śpiewu i liry,
i zajaśniała ze swych wiosennych welonów
i łoże sobie w moim uchu uczyniła.
44
Śniła o świecie. Śpiewający boże,
jak tego dokonałeś, że nie chciała wcale
wpierw zaznać jawy? Wstała i usnęła.
III
Tak, Bóg to zdołał. Jak ma jednak, powiedz,
przejść za nim człowiek przez tę wąską lirę?
On zmysł ma rozdwojony. A na skrzyżowaniu
dwóch serca dróg świątyni nie ma z Apollinem.
IV
O czuli, wchodźcie niekiedy śmielej
w oddech, co waszych ust nie spragniony,
niech się na waszych policzkach rozdzieli,
drży poza wami, znów połączony.
45
Nawet w dzieciństwie zasiane w ziemię
drzewa zbyt ciążą: nie udźwigniecie.
Ale powietrza… ale przestrzenie…
przeł. Mieczysław Jastrun
V
Pomników nie stawiajcie. Tylko róże
każdego roku niech mu rozkwitają.
Bo tym Orfeusz jest. I trwaniem i przemianą
raz w to, raz w to. Więc się nie troszczmy dłużej
IX
Tylko kto lirę wzniósł
też pośród cieni,
ten nieskończony hołd
godnie wypełni.
Bo w oboim żywiole
głosy dopiero
idą przez wiek.
przeł. Andrzej Lam
46
X
Was, obecne zawsze w mej pamięci,
witam, starożytne sarkofagi,
które z rzymskich czasów wody
opływają jak wędrowne pieśni.
XIV
Pielęgnujemy kwiaty, grona i owoce.
Nie tylko mową lata mówią coś wytrwale.
Z ciemności wstaje objawienie barwne
i blask zazdrości błyśnie na nim może
XV
Czekajcie…, to smakuje… I zaraz ucieka.
… Muzyki mało; tupot i brzęczenie —;
Dziewczęta, ciepłe, o dziewczęta nieme,
zatańczcie smak owocu, co długo dojrzewa!
47
Zatańczcie pomarańczę. Któż zapomnieć mógłby,
jak tonąc w sobie, broni się zarazem
przed swą słodyczą. Wyście ją posiadły.
Ona się ku wam zwróciła z oddaniem.
XVII
Wczesny przodek najniżej
tych, co się pięli,
korzeń, źródło ukryte
bijące w ziemi.
XXI
I znów nastała wiosna. Ziemia
jest niby dziecko, które wiersze czyta;
dużo, o dużo… A za utrudzenia
długiej nauki nagrodę otrzyma.
48
Masz wolne, ziemio szczęśliwa, więc baw się
beztrosko z dziećmi. My chcemy cię schwytać,
wesoła ziemio. Najweselsze złapie.
XXII
Ciągle gdzieś gnamy.
Lecz czasu krok
to postęp mały
w tym, co trwa wciąż.
Wszystko, co spieszy,
rychło przeminie;
a nas uświęci
trwałość jedynie.
Wszystko spoczywa:
światło i mrok,
księga i kwiat.
przeł. Andrzej Lam
XXIV
Mamy-ż starą tę naszą przyjaźń, tych wielkich
nigdy niewerbujących bogów, że ich hartowna
stal, którą wytwarzamy, nie zna, odrzucić
lub niespodzianie na innej szukać ich mapie?
49
lecz w linii prostej. Jeszcze tylko w kotłach parowych
wrą dawne ognie, wznoszą się młoty, coraz to
większe. My zaś wciąż z sił opadamy, pływacy.
przeł. Andrzej Lam
XXVII
Naprawdę jest czas, ten wszystko niszczący?
Kiedyż, na górze spokojnej, zamek rozkruszy?
Serce, do bogów całkiem należące,
Kiedyż nam demiurg stłumi?
Z części drugiej
I
Oddechu, poemacie niewidzialny!
Wciąż wokół własnego
bytu wymieniana przestrzeń świata. Przeciwwaga,
w której objawiam się rytmem.
50
Ileż tych miejsc przestrzeni już było
we mnie wcześniej. Niektóre wiatry
jak syny są mi znów.
III
Lustra: nikt jeszcze nie zdołał opisać,
czym wy jesteście w ukrytej istocie.
Wy, jak dziurami rozlicznymi sita
międzyprzestrzenie czasu zapełnione.
IV
O, to jest zwierzę, które nie istnieje.
Nic o nim nie wiedzieli, lecz przezornie
kochali jego wędrowanie, ruchy, szyję,
a także jego oczu światło uciszone.
51
że wypuściło z siebie róg na czole.
Z tym rogiem przyszło białe do dziewicy —
i było w srebrym lustrze i w niej było.
przeł. Andrzej Lam
VI
O różo, tronująca, która starożytnym
byłaś kielichem z najprostszą krawędzią,
a dla nas jesteś panią najhojniejszą,
niewyczerpaną w ubiorze rozlicznym,
XII
Pragnij przemiany. O zachwyć się śmiało płomieniem,
w którym umyka ci rzecz rozbłysła w metamorfozie;
ów duch projektujący, kształtujący co ziemskie,
lubi w ruchu figury punkt, który zmienia ją w zwrocie.
52
XIV
Patrz na kwiaty, wierne temu co ziemskie,
którym użyczamy losu z losu krawędzi, —
ale kto wie! Gdy płaczą nad swym więdnieniem,
tak, być ich żalem i do nas należy.
XXV
Lecz ciebie chcę teraz, ciebie, którą znałem
jak kwiat niewiadomego mi imienia
raz jeszcze przypomnieć, i w kształcie zmartwychpowstałym
ukazać im, uczestniczkę krzyku nie do zwalczenia.
XIX
Gdzieś mieszka złoto w banku dobrze strzeżonym
i z tysiącami się spoufala. Lecz tamten
ślepiec, ten żebrak, jest nawet dla dziesiątki miedzianej
jak zatracone miejsce, pod szafą kąt zakurzony.
53
W tych sklepach wzdłuż ulicy złoto się czuje jak w domu:
przebiera się w jedwab, goździki, futro — i żąda.
On zaś, milczący, stoi w przerwie oddechu
wszystkim tym dyszącego na jawie i we śnie pieniądza.
XXI
Śpiewaj ogrody, serce, których nie znasz wcale;
jak w szkło wtopione ogrody, niedotykane.
Wody i róże z Isfahanu lub Szirazu,
śpiewaj je śmiało, sław je, nieporównane.
XXIX
Cichy przyjacielu wielu dali, poczuj,
jak twoje tchnienie ich przestrzeń pomnaża.
W mrocznym łożysku twego belkowania
rozdzwoń się śmiało. Co się żywi tobą,
54
Bądź tej nocy z twórczego nadmiaru
cudowną różdżką w twych zmysłów godzinie,
sensem w osobliwym ich spotkaniu.
55
Wiersze rozproszone
Zimowe stance
56
Narodziny uśmiechu
Do anioła
57
kogo nasz uśmiech uwiedzie w głębinę?
jeśli samego siebie, któż podąży za nim?
Początek miłości
Pieśn Abelone
58
nie uśmierzając?
Spojrzyj na kochających,
ledwie wyznali z warg drżących,
jak szybko kłamią.
Do Anioła
59
jeśliś nie czuł mnie, bo jestem żywym.
Świeć mi, świeć mi, uczyń mnie widocznym
dla gwiazd. Bowiem tam — niknąc odpływam.
przeł. Mieczysław Jastrun
60
Tak wytężeni przeciw silnej nocy
61