Download as pdf or txt
Download as pdf or txt
You are on page 1of 290

W celu zapewnienia poufności zmieniliśmy imiona i szczegóły przedstawionych w książce

historii umożliwiające identyfikację uczestników, z wyjątkiem przyjaciół i członków


rodziny, którzy zgodzili się na ujawnienie prawdziwych danych.

Daniel J. Siegel
Tina Payne Bryson
Potęga obecności. Jak obecność rodziców wpływa na to, kim stają się nasze dzieci, i kształtuje
rozwój ich mózgów
Tytuł oryginału: The Power of Showing Up: How Parental Presence Shapes Who Our Kids
Become and How Their Brains Get Wired
Illustrations by Tuesday Mourning

Copyright © 2020 by Mind Your Brain, Inc., and Bryson Creative Productions, Inc.
All rights reserved.
Copyright for the Polish edition and translation © 2020 by Mamania, an imprint of Grupa
Wydawnicza Relacja sp. z o.o.
This translation in published by arrangement with Ballantine Books, an imprint of Random
House, a division of Penguin Random House LLC

Przekład: Joanna Dżdża


Redakcja: Kamila Wrzesińska
Projekt okładki: Ewelina Malinowska
Skład: Sylwia Budzyńska

ISBN 978-83-66577-67-1

Wydawnictwo Mamania
Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o.
ul. Łowicka 25 lok. P-3
02-502 Warszawa
www.mamania.pl
SPIS TREŚCI

Witajcie!
Rozdział 1. Co to znaczy być obecnym
Rozdział 2. Dlaczego niektórzy rodzice są obecni, a inni nie?
Wprowadzenie do teorii więzi
Rozdział 3. Oprócz kasków i ochraniaczy. Oprócz kasków
i ochraniaczy: Jak pomóc dziecku poczuć się BEZPIECZNIE
Rozdział 4. Jak dobrze jest dobrze znać dziecko: Jak dać dzieciom
poczucie, że zostały DOSTRZEŻONE
Rozdział 5. Obecność łączy nas w uspokajającą całość: Jak sprawić,
by dzieci poczuły się UKOJONE
Rozdział 6. Jak połączyć wszystkie filary i pomóc dzieciom poczuć się
PEWNIE
Podsumowanie. Od placu zabaw po akademik
Kartka na lodówkę
Podziękowania
O autorach
Przypisy
D.J.S.: Dla Alexa i Maddi, którzy codziennie inspirują mnie, bym był
obecny jako ich tata, nawet teraz, kiedy ruszyli już w świat w podróż
zwaną życiem, w której w dalszym ciągu im towarzyszę; a także dla
Caroline za to, że wciąż jesteśmy obecni przy sobie nawzajem. Dziękuję
wam wszystkim.

T.P.B.: Dla Scotta, który jest przy mnie obecny, i dla moich trzech synów,
Bena, Luke’a i JP: obyście czerpali ogromną radość i sens z bycia
obecnym przy innych oraz z obecności otaczających was ludzi.

Od Tiny i Dana: Dla rodziców i dzieci z całego świata – jesteście naszą


nadzieją na przyszłość i naszym pomostem na drodze do obecności przy
Ziemi.
„Jeżeli nadejdzie takie jutro, że nie będziemy razem… to musisz
o czymś pamiętać.
Jesteś odważniejszy, niż sądzisz, silniejszy, niż się wydajesz,
i mądrzejszy, niż myślisz. Ale najważniejsze jest to, że nawet osobno
i tak będę z tobą. Zawsze będę z tobą”.

Krzyś do Kubusia Puchatka


Niezwykła przygoda Kubusia Puchatka
Witajcie!

W naszej poprzedniej książce, The Yes Brain. Mózg na tak1,


odpowiedzieliśmy na pytanie, które wciąż zadają nam rodzice: „Na
jakie zalety powinniśmy kłaść największy nacisk u naszych dzieci?”.
Omówiliśmy tam podstawowe cechy, które rodzice powinni starać
się zaszczepić dzieciom, by pomóc im wyrosnąć na szczęśliwych
dorosłych, którzy odniosą sukces, nawiążą ważne relacje i odnajdą
w życiu sens.
Książka, którą trzymacie w dłoniach, zawiera odpowiedź na inne
pytanie, mniej związane z cechami dziecka, natomiast bardziej
z podejściem rodzica do wychowania: „Jaka jest najważniejsza rzecz,
jaką mogę zrobić dla swoich dzieci, by pomóc im odnieść sukces
i poczuć się na świecie jak w domu?”. Zauważcie, że to pytanie mniej
koncentruje się na cechach i umiejętnościach, które chcielibyście
wykształcić u swoich dzieci, a bardziej na waszym podejściu do relacji
między rodzicem a dzieckiem.
Nasza odpowiedź jest prosta (choć niekoniecznie łatwa do
zastosowania): Bądźcie obecni przy swoich dzieciach.
Z wielką radością wyjaśnimy, co mamy na myśli, i pomożemy wam
zrozumieć, jak wielkie znaczenie ma obecność. Już wkrótce
odrzucimy wszelkie debaty i kontrowersje związane z wychowaniem
i sprowadzimy rodzicielstwo do jednej koncepcji, która najbardziej
pomaga dzieciom osiągnąć szczęście, zdrowie, sukces w życiu i w
relacjach z innymi ludźmi. Jak zawsze staramy się unikać
uproszczonych recept czy tak zwanych magicznych pigułek, czyli
„jedynych słusznych sposobów” na wychowanie dzieci. Prawda jest
taka, że rodzicielstwo jest skomplikowane i stawia przed nami wiele
wyzwań, a odpowiedzi na większość pytań zależą od wieku i etapu
rozwoju dziecka, ogólnej sytuacji, temperamentu dziecka, a także
rodzica.
JUŻ WKRÓTCE ODRZUCIMY WSZELKIE DEBATY I KONTROWERSJE ZWIĄZANE
Z WYCHOWANIEM I SPROWADZIMY RODZICIELSTWO DO JEDNEJ KONCEPCJI,
KTÓRA NAJBARDZIEJ POMAGA DZIECIOM OSIĄGNĄĆ SZCZĘŚCIE, ZDROWIE,
SUKCES W ŻYCIU I W RELACJACH Z INNYMI LUDŹMI.

Niemniej jednak praktycznie wszystkie pytania i dylematy


związane z wychowaniem sprowadzają się do kwestii relacji, więc
właśnie na tym się skupimy. Ci z was, którzy znają inne nasze książki
(Zintegrowany mózg – zintegrowane dziecko2, Grzeczne dziecko3 i The
Yes Brain. Mózg na tak), przekonają się, że niniejsza publikacja
z wielu powodów stanowi ostatnią, czwartą część pewnej całości,
ponieważ zbiera różne koncepcje związane ze zintegrowanym
mózgiem i zwięźle opisuje, „o co w tym wszystkim chodzi”. Jeśli nie
czytaliście jeszcze pozostałych książek, Potęga obecności może
posłużyć jako wspaniałe wprowadzenie do wszystkich naszych
tekstów z ostatnich kilku lat.
Dziękujemy za możliwość przedstawienia wam, jak wielkie
znaczenie ma obecność.

Dan i Tina
Rozdział 1

Co to znaczy być obecnym


We wszystkich naszych tekstach o wychowaniu staramy się
przekazać jedno – że nie trzeba być idealnym rodzicem. Nikt nim nie
jest. Bezbłędne wychowanie nie istnieje (tu przerwiemy na chwilę,
by wszyscy czytelnicy głęboko odetchnęli z ulgą). Wypijmy zatem
zostawiony w samochodzie kartonik ciepłego soku za zdrowie nas
wszystkich – niedoskonałych rodziców.
Na jakimś poziomie wszyscy to wiemy, ale wielu z nas – zwłaszcza
zaangażowanych, troskliwych rodziców działających w przemyślany
sposób – wciąż dręczy niepokój i poczucie niedoskonałości.
Martwimy się o dzieci i ich bezpieczeństwo, to oczywiste, ale
martwimy się również, że my sami nie jesteśmy „wystarczająco
dobrzy” jako ich rodzice. Martwimy się, że nasze dzieci nie wyrosną
na osoby odpowiedzialne lub odporne, lub że nie nawiążą bliskich
relacji z innymi, lub… (sami uzupełnijcie lukę). Martwimy się
sytuacjami, w których je zawiedliśmy albo zraniliśmy. Martwimy się,
że nie poświęcamy im wystarczająco dużo uwagi albo że poświęcamy
im jej zbyt dużo. Martwimy się nawet tym, że się zbyt wiele
martwimy!
Napisaliśmy tę książkę dla wszystkich niedoskonałych rodziców,
którzy z całego serca kochają swoje dzieci (a także dla
niedoskonałych dziadków, nauczycieli, specjalistów i innych osób
zajmujących się dziećmi). Mamy jedno główne przesłanie, które was
pocieszy i da wam nadzieję: kiedy nie jesteście pewni, jak
zareagować w jakiejś sytuacji związanej z dzieckiem, nie martwcie
się. Jest jedna rzecz, którą możecie zrobić zawsze, i to najlepsza ze
wszystkich. Zamiast się martwić albo dążyć do ideału, który po
prostu nie istnieje, po prostu bądźcie obecni.
W byciu obecnym chodzi dokładnie o to, o czym myślicie. Chodzi
o to, by być obecnym fizycznie przy dzieciach, a także o to, by
zapewniać im obecność w sensie psychicznym. Zapewniacie ją, kiedy
zaspokajacie ich potrzeby, kiedy wyrażacie swoją miłość do nich,
kiedy je dyscyplinujecie, kiedy się razem śmiejecie, a nawet kiedy się
z nimi kłócicie. Nie musicie być idealni. Nie musicie czytać
wszystkich bestsellerowych poradników wychowawczych ani
zapisywać dzieci na wszystkie zajęcia dodatkowe, na które wypada
chodzić. Nie musicie mieć wsparcia drugiego zaangażowanego
rodzica. Nie musicie nawet dokładnie wiedzieć, co robicie.
Wystarczy, że będziecie obecni.
Być obecnym to dawać całe swoje „ja” – całą uwagę
i świadomość – kiedy jesteśmy ze swoim dzieckiem. Chodzi o to,
byśmy byli mentalnie i emocjonalnie obecni przy dziecku w danej
chwili. Pod wieloma względami nie istnieje żaden inny czas niż
chwila obecna, i to my sami jesteśmy odpowiedzialni za to, by
nauczyć się, jak być obecnym w sposób, który nam doda poczucia
sprawczości, a u naszego dziecka zaszczepi odporność i siłę. To
właśnie potęga obecności umożliwia nam wzmacnianie umysłu
naszych dzieci – nawet jeśli często zawodzimy.
W zależności od tego, z jakiego środowiska pochodzicie i jakich
mieliście rodziców, bycie obecnym przy własnych dzieciach może
przychodzić wam naturalnie lub sprawiać duże trudności. Możecie
teraz nawet stwierdzić, że nie zawsze jesteście obecni przy swoich
dzieciach – czy to fizycznie, czy emocjonalnie. Na następnych
stronach omówimy sposoby na to, by niezależnie od własnych
doświadczeń z dzieciństwa stać się takimi rodzicami, jakimi
chcielibyśmy być.

BADANIA PODŁUŻNE NAD ROZWOJEM DZIECI JASNO WYKAZUJĄ, ŻE JEDNYM


Z CZYNNIKÓW, NA PODSTAWIE KTÓRYCH NAJLEPIEJ MOŻNA PRZEWIDZIEĆ
PRZYSZŁOŚĆ DANEGO DZIECKA – POD WZGLĘDEM JEGO POCZUCIA
SZCZĘŚCIA, ROZWOJU SPOŁECZNEGO I EMOCJONALNEGO, UMIEJĘTNOŚCI
PRZYWÓDCZYCH, ISTOTNYCH RELACJI MIĘDZYLUDZKICH, A NAWET SUKCESU
AKADEMICKIEGO I ZAWODOWEGO – JEST TO, CZY MIAŁO CHOĆ JEDNĄ OSOBĘ,
KTÓRA BYŁA PRZY NIM OBECNA, DAJĄC MU POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA.
BADANIA TE, PROWADZONE WŚRÓD PRZEDSTAWICIELI WIELU RÓŻNYCH
KULTUR NA CAŁYM ŚWIECIE, DAJĄ JEDEN UNIWERSALNY WNIOSEK O TYM, JAK
BYĆ DOBRYM, CHOĆ NIEDOSKONAŁYM RODZICEM.
Oczywiście wszyscy podejmujemy lepsze i gorsze decyzje jako
rodzice, a żeby wspierać dzieci w optymalnym rozwoju, możemy
nabyć rozmaitych umiejętności. Ale jeśli chodzi o sedno
wychowania, polega ono po prostu na tym, by być obecnym przy
swoich dzieciach. Jak wkrótce wyjaśnimy, badania podłużne nad
rozwojem dzieci jasno wykazują, że jednym z czynników, na
podstawie których najlepiej można przewidzieć przyszłość danego
dziecka – pod względem jego poczucia szczęścia, rozwoju
społecznego i emocjonalnego, umiejętności przywódczych, istotnych
relacji międzyludzkich, a nawet sukcesu akademickiego
i zawodowego – jest to, czy miało choć jedną osobę, która była przy
nim obecna, dając mu poczucie bezpieczeństwa. Badania te,
prowadzone wśród przedstawicieli wielu różnych kultur na całym
świecie, dają jeden uniwersalny wniosek o tym, jak być dobrym, choć
niedoskonałym rodzicem.
A wspaniała wiadomość jest taka, że wyniki tych badań
empirycznych można zebrać i udostępnić wszystkim niedoskonałym
rodzicom na całym świecie. Właśnie dlatego napisaliśmy tę książkę.

Na czym polega obecność: cztery filary


Jeśli opiekun zajmuje się dzieckiem w sposób przewidywalny (choć
nie idealny), to dziecko będzie sobie radziło bardzo dobrze, nawet
w obliczu znacznych przeciwności losu. Przewidywalna opieka
wspierająca zdrową, krzepiącą relację jest ucieleśnieniem tego, co
nazywamy „czterema filarami” (ang. 4 S – od pierwszych liter
czterech czynników w języku angielskim: safe, seen, soothed, secure),
które polegają na tym, by dawać dzieciom poczucie, że są:

1. bezpieczne – czują się chronione przed wszelką krzywdą;


2. dostrzeżone – wiedzą, że ci na nich zależy i że poświęcasz im
uwagę;
3. ukojone – wiedzą, że będziesz przy nich, kiedy będzie im źle;
4. pewne – dzięki pozostałym filarom wierzą, że w przewidywalny
sposób pomożesz im poczuć się na świecie „jak w domu”,
a potem pomożesz im nauczyć się, w jaki sposób samodzielnie
mogą poczuć się bezpieczne, dostrzeżone i ukojone.

Jeśli zapewnimy dzieciom cztery filary i będziemy naprawiać


relację za każdym razem, kiedy w nieunikniony sposób dojdzie do
konfliktu, pomożemy dzieciom wytworzyć tzw. bezpieczny styl
przywiązania, który jest absolutnie niezbędny do optymalnego,
zdrowego rozwoju.
Tak jak w naszych poprzednich książkach, wszystko, co piszemy,
oparte jest na wynikach badań naukowych. Jak niebawem
wyjaśnimy, przedstawione przez nas koncepcje mają swe źródło
w teorii więzi, której przez ostatnie półwiecze poświęcono wiele
dokładnych badań. Jeśli znasz nasze wcześniejsze pozycje –
4
Świadome rodzicielstwo , które Dan napisał z Mary Hartzell, a także
nasze wspólne tytuły Zintegrowany mózg – zintegrowane dziecko,
Grzeczne dziecko oraz The Yes Brain. Mózg na tak – na pewno od razu
zauważysz na następnych stronach, że niniejsza książka rozwija
kwestie, o których wspominaliśmy wcześniej, i mocniej zagłębia się
w koncepcje niezbędne do zrozumienia teorii naukowej stojącej za
wychowaniem na zasadzie zintegrowanego mózgu. Wprowadziliśmy
nawet tu i ówdzie parę zmian, ponieważ nasze spojrzenie na
wychowanie i pracę mózgu – a także cała dziedzina badań nad
przywiązaniem – cały czas się rozwija i ewoluuje. Wobec tego
czytelnicy, którzy dobrze znają nasze teksty, będą mogli poznać coś
nowego, czując się jednocześnie jak u siebie, ponieważ będą mogli
rozpoznać znajome koncepcje i lepiej je zrozumieć. Bardzo się
staraliśmy, by informacje naukowe były jak najbardziej przystępne,
tak by nawet ktoś, kto zetknie się z nimi po raz pierwszy, mógł je bez
problemu zrozumieć i zastosować w swoim życiu i rodzicielstwie.
Poza teorią więzi kolejnym naukowym fundamentem naszej pracy
jest neurobiologia interpersonalna (ang. interpersonal neurobiology –
IPNB), która łączy różne dziedziny nauki, dzięki czemu otrzymujemy
jedną perspektywę dotyczącą optymalnego działania umysłu.
Neurobiologia interpersonalna zajmuje się badaniem, jak nasz
umysł – razem z uczuciami, myślami, uwagą i świadomością –
i mózg, a także całe nasze ciało są głęboko wplecione w nasze relacje
z innymi ludźmi i w otaczający nas świat, wpływając w ten sposób na
to, kim się stajemy. Na rynku pojawiło się już kilkadziesiąt (obecnie
ponad siedemdziesiąt) profesjonalnych podręczników z nurtu
neurobiologii interpersonalnej zgłębiających badania naukowe nad
zdrowiem psychicznym i rozwojem człowieka. Do dziedzin, z których
czerpie neurobiologia interpersonalna, należą również badania nad
więzią oraz nad mózgiem, w tym nad neuroplastycznością, czyli
zmianami mózgu pod wpływem doświadczenia.
Koncepcja neuroplastyczności wyjaśnia, w jaki sposób fizyczna
struktura mózgu przystosowuje się do nowych doświadczeń
i informacji, reorganizuje się, a także tworzy nowe szlaki neuronowe
w zależności od tego, co człowiek widzi, słyszy, robi, czego dotyka,
o czym myśli itd. Wszystko, na co zwracamy uwagę i kładziemy
nacisk w naszych doświadczeniach i interakcjach z innymi ludźmi,
tworzy nowe połączenia w naszym mózgu. Tam, gdzie kierujemy
naszą uwagę, uaktywniają się neurony. A między neuronami, które
zostały pobudzone w tym samym czasie, powstają trwałe połączenia.

Jaki ma to związek z twoją obecnością w życiu dzieci? Jeśli dzieci


będą mogły liczyć na twoją obecność, może to znacząco wpłynąć na
fizyczną strukturę ich mózgów, a także zdolność tworzenia połączeń
neuronowych, ponieważ w ten sposób powstają modele mentalne
i oczekiwania na temat funkcjonowania świata. Model mentalny to
podsumowanie stworzone przez mózg na podstawie uogólnienia
wielu powtarzających się doświadczeń. Takie modele powstają
w oparciu o przeszłość, filtrują to, czego doświadczamy w chwili
obecnej, a także kształtują nasze oczekiwania, a czasem nawet
wpływają na przyszłe interakcje. Modele mentalne powstają
w strukturze połączeń neuronowych odpowiedzialnych za
przywiązanie i pamięć.
JEŚLI RODZICE SĄ SYSTEMATYCZNIE OBECNI, UMYSŁ DZIECKA ZACZYNA SIĘ
SPODZIEWAĆ, ŻE ŚWIAT JEST ZROZUMIAŁYM MIEJSCEM, Z KTÓRYM MOŻNA
WCHODZIĆ W SENSOWNE INTERAKCJE – NAWET W TRUDNYCH I BOLESNYCH
CHWILACH – PONIEWAŻ DOŚWIADCZENIA ZAPEWNIANE DZIECKU
KSZTAŁTUJĄ SPOSÓB PRZETWARZANIA INFORMACJI W JEGO MÓZGU. MÓZG
UCZY SIĘ OCZEKIWAĆ PEWNYCH STANÓW RZECZY NA PODSTAWIE
WCZEŚNIEJSZYCH WYDARZEŃ. OZNACZA TO, ŻE TWOJE DZIECI BĘDĄ
PRZEWIDYWAĆ, CO STANIE SIĘ DALEJ, W OPARCIU O SWOJE DOŚWIADCZENIA.
ZATEM JEŚLI JESTEŚMY PRZY NICH OBECNI, UCZĄ SIĘ OCZEKIWAĆ
POZYTYWNYCH INTERAKCJI – Z INNYMI LUDŹMI I Z SAMYMI SOBĄ. DZIECI
UCZĄ SIĘ, KIM SĄ, KIM MOGĄ I POWINNY BYĆ, ZARÓWNO W DOBRYCH, JAK
I ZŁYCH CHWILACH, POPRZEZ INTERAKCJE Z NAMI, RODZICAMI. WOBEC TEGO
NASZA OBECNOŚĆ TWORZY W MÓZGACH DZIECI SZLAKI NEURONOWE
PROWADZĄCE DO INDYWIDUALNOŚCI, DETERMINACJI, SIŁY I ODPORNOŚCI
PSYCHICZNEJ.

To nie żart – doświadczenia, które zapewnisz dziecku w waszej


relacji, dosłownie ukształtują fizyczną strukturę jego mózgu. Te
połączenia w mózgu wpłyną z kolei na działanie umysłu dziecka.
Inaczej mówiąc, jeśli rodzice są systematycznie obecni, umysł
dziecka zaczyna się spodziewać, że świat jest zrozumiałym
miejscem, z którym można wchodzić w sensowne interakcje – nawet
w trudnych i bolesnych chwilach – ponieważ doświadczenia
zapewniane dziecku kształtują sposób przetwarzania informacji
w jego mózgu. Mózg uczy się oczekiwać pewnych stanów rzeczy na
podstawie wcześniejszych wydarzeń. Oznacza to, że twoje dzieci
będą przewidywać, co stanie się dalej, w oparciu o swoje
doświadczenia. Zatem jeśli jesteśmy przy nich obecni, uczą się
oczekiwać pozytywnych interakcji – z innymi ludźmi i z samymi
sobą. Dzieci uczą się, kim są, kim mogą i powinny być, zarówno
w dobrych, jak i złych chwilach, poprzez interakcje z nami,
rodzicami. Wobec tego nasza obecność tworzy w mózgach dzieci
szlaki neuronowe prowadzące do indywidualności, determinacji, siły
i odporności psychicznej.
Dzięki temu dzieci mają szansę nie tylko na więcej szczęścia
i satysfakcji, lecz także na bardziej udane życie pod względem
emocji, relacji, a nawet sukcesów akademickich. Wówczas również
rodzicielstwo staje się dużo łatwiejsze, bowiem dzieci są
stabilniejsze emocjonalnie i lepiej sobie radzą, kiedy coś w życiu
idzie nie po ich myśli.

Cztery filary – wprowadzenie


Szczegółowo wyjaśnimy cztery filary w następnych rozdziałach, ale
najpierw przedstawimy ogólny zamysł tej koncepcji. Niekiedy
wszystkie cztery filary nakładają się na siebie, ponieważ kiedy dzieci
czują się bezpieczne, dostrzeżone i ukojone, wytwarzają bezpieczny
styl przywiązania (ang. secure attachment) do opiekunów. Właśnie
o taką bezpieczną więź w życiu swoich dzieci starają się wszyscy
troskliwi rodzice. Relacja oparta na bezpiecznej więzi pozwala
dziecku czuć się na świecie jak u siebie oraz wchodzić w interakcje
z innymi jako autentyczna osoba, która wie, kim jest. Podchodzi ono
do świata z nastawieniem, które nazywamy „mózgiem na tak”, czyli
reaguje na nowe możliwości i wyzwania z otwartością, ciekawością
i receptywnością, a nie sztywnością, strachem i reaktywnością. Cały
jego mózg jest bardziej zintegrowany, co oznacza, że ma ono dostęp
do bardziej zaawansowanych funkcji mózgu nawet w trudnych
sytuacjach i może reagować na świat z poczuciem wewnętrznej
pewności i wykazywać więcej równowagi emocjonalnej, odporności,
wglądu oraz empatii. Właśnie to mamy na myśli, kiedy mówimy
o „zintegrowanym dziecku”. Dzięki takiej więzi dziecko nie tylko
będzie szczęśliwsze, lecz będzie miało także większe umiejętności
społeczne, co oznacza, że będzie potrafiło lepiej dogadywać się
z innymi, wspólnie rozwiązywać problemy, brać pod uwagę
konsekwencje, myśleć o uczuciach innych ludzi itd. Krótko mówiąc,
dziecko z bezpiecznym stylem przywiązania jest szczęśliwsze
i bardziej zadowolone z życia, a ponadto łatwiej jest je wychowywać
i w ogóle z nim przebywać.
Weźmy na przykład pierwszy filar. Warunkiem koniecznym, by
czuć się pewnie, jest poczucie bezpieczeństwa. Dzieci czują się
bezpiecznie, kiedy czują, że są chronione fizycznie, emocjonalnie,
a także w relacjach z innymi. Jest to pierwszy krok do bezpiecznej
więzi, ponieważ pierwszym zadaniem rodzica jest zapewnienie
dziecku bezpieczeństwa. Dzieci muszą czuć i wiedzieć, że są
bezpieczne. Muszą wierzyć, że ich rodzice ochronią je przed
uszkodzeniami ciała, a także przed krzywdą emocjonalną oraz
w relacjach z innymi. Nie znaczy to, że rodzice nigdy nie mogą
popełnić błędu ani powiedzieć czy zrobić czegoś, co zrani uczucia
dzieci. Będzie się to zdarzało nam wszystkim i to znacznie częściej,
niż byśmy chcieli. Ale kiedy zawiedziemy swoje dzieci – albo one
zawiodą nas – naprawiajmy relację najszybciej, jak tylko możemy.
W ten sposób dzieci uczą się, że nawet jeśli popełniamy błędy
i używamy nieprzyjemnych słów, to i tak się kochamy i chcemy się
pojednać. Jeśli konsekwentnie wysyłamy ten komunikat, daje on
dzieciom poczucie bezpieczeństwa. Pamiętaj: najważniejsze to
naprawiać, naprawiać, naprawiać. Nie ma czegoś takiego jak
perfekcyjne wychowanie.
Drugi z czterech filarów polega na dawaniu dzieciom poczucia, że
zostały dostrzeżone. Dużą częścią rodzicielstwa jest po prostu
fizyczna obecność: przychodzimy na ich koncerty, spędzamy z nimi
czas, bawimy się razem i czytamy, a także robimy mnóstwo innych
rzeczy. Ilość wspólnego czasu ma znaczenie. To oczywiste. Ale
dostrzeżenie dziecka to coś więcej niż fizyczna obecność. Chodzi
o dostrojenie się do tego, co się dzieje w jego wnętrzu, i prawdziwe
skupienie się na jego wewnętrznych uczuciach, myślach
i wspomnieniach – na tym wszystkim, co dzieje się w jego umyśle
pod maską zachowań. Prawdziwe dostrzeżenie dziecka oznacza, że
zwracamy uwagę na jego emocje, zarówno radosne, jak i trudne. Nie
w każdej sekundzie każdego dnia – nikt nie byłby w stanie tego
zrobić. Ale systematycznie cieszymy się z radości i zwycięstw
naszych dzieci i cierpimy razem z nimi, kiedy dzieje im się krzywda,
co w życiu nieuchronnie się zdarza. Dostrajamy się do ich krajobrazu
wewnętrznego. Właśnie na tym polega obecność emocjonalna
i relacyjna – chodzi o to, by być razem z dziećmi i uczyć je, co to
znaczy kogoś kochać i o niego dbać. Dzięki temu nasze dzieci czują,
że się w nie „wczuwamy” i wyczuwamy, co się dzieje w ich wnętrzu,
a nie tylko obserwujemy ich zewnętrzne zachowanie. Jeśli wiedzą, że
mogą liczyć na naszą obecność – choć nie perfekcyjną i może nie za
każdym razem – wytworzą sobie modele mentalne, dzięki którym
będą mogły rozwinąć głębokie poczucie wewnętrznej pewności.
Badania wykazały, że jeśli dostrzegamy to, co się dzieje w umyśle
naszego dziecka, ono również nauczy się zauważać to, co się dzieje
w jego umyśle. Nazywamy tę umiejętność „psychowzrocznością”
(omówimy ją wkrótce) i leży ona u podstaw inteligencji
emocjonalnej i społecznej. Znakomita wiadomość jest taka, że nawet
jeśli do tej pory w twoim życiu nie było psychowzroczności, możesz
się jej nauczyć w życiu dorosłym, a potem rozmawiać o niej
z dzieckiem – później wyjaśnimy, jak to robić – by miało ono szansę
przyswoić sobie to, co tobie nie było dane w dzieciństwie. Jest to dar,
który może zmienić kierunek interakcji w twojej rodzinie na dobry,
i to na dobre.

Kiedy dziecko poczuje, że je dostrzegasz, i nauczy się


rozpoznawać, co się dzieje w jego umyśle dzięki psychowzroczności,
będzie potrafiło również rozumieć innych ludzi. Jeśli dziecko będzie
się czuło bezpieczne i dostrzeżone, wejdzie na dobrą drogę do życia
pełnego pewności, sensu i radości.
Chcemy, by dzieci czuły się bezpieczne i dostrzeżone, a ponadto,
by w najtrudniejszych chwilach mogły liczyć na ukojenie. Nie
oznacza to w żadnym wypadku, że mamy je uchronić przed wszelkim
bólem i dyskomfortem. Oczywiście ciężkie chwile są często najlepszą
okazją do nauki i rozwoju. Musimy pozwolić dzieciom – na tyle, na
ile umożliwia to ich wiek i etap rozwoju – by doświadczały tych
trudnych sytuacji, kiedy pojawiają się konflikty z przyjaciółmi,
nauczycielami i innymi ludźmi. Inaczej mówiąc, ukojenie, które
powinniśmy dawać dziecku, nie polega na usuwaniu fal – dziecko
i tak nieuchronnie napotka je w oceanie życia. Chodzi o to, byśmy
nauczyli dzieci, jak płynąć na fali, oraz o to, byśmy byli przy nich,
kiedy nas potrzebują. Nigdy nie powinny wątpić w to, że w trudnych
sytuacjach będziemy obecni. Powinny wiedzieć w głębi serca, że
kiedy będą cierpieć, nawet w najgorszych chwilach będziemy przy
nich. Musimy dać im możliwość, by nauczyły się, że czasem w życiu
doświadcza się bólu, ale jednocześnie powinny mieć świadomość, że
nigdy nie będą musiały cierpieć w samotności.
DZIECI POWINNY WIEDZIEĆ W GŁĘBI SERCA, ŻE KIEDY BĘDĄ CIERPIEĆ, NAWET
W NAJGORSZYCH CHWILACH BĘDZIEMY PRZY NICH. MUSIMY DAĆ IM
MOŻLIWOŚĆ, BY NAUCZYŁY SIĘ, ŻE CZASEM W ŻYCIU DOŚWIADCZA SIĘ BÓLU,
ALE JEDNOCZEŚNIE POWINNY MIEĆ ŚWIADOMOŚĆ, ŻE NIGDY NIE BĘDĄ
MUSIAŁY CIERPIEĆ W SAMOTNOŚCI.

Kiedy dziecko czuje się bezpieczne, dostrzeżone i ukojone, nabiera


poczucia wewnętrznej pewności, które opiera się na
przewidywalności. Tu również nie jest konieczna perfekcja. Nikt nie
jest w stanie uniknąć błędów w wychowaniu. Chodzi raczej o to, by
przekazać dzieciom, że mogą liczyć na to, że będziemy przy nich po
raz kolejny i kolejny. Poczucie wewnętrznej pewności wykształcą,
kiedy uwierzą, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy, by zadbać
o ich bezpieczeństwo, że będziesz się mocno starać, by dać im
odczuć, że je dostrzegasz, a także że będziesz przy nich, by dać im
ukojenie, kiedy coś pójdzie nie po ich myśli. Neurobiologicznym
efektem czterech filarów jest zintegrowany mózg – odporny układ
nerwowy, który nie poddaje się długotrwałemu stresowi. Dzięki
niemu dzieci mogą podejść do życia z nastawieniem, że są
bezpieczne, że w ich życiu będą stale obecne miłość i relacje
międzyludzkie, i że poradzą sobie z trudnymi chwilami, których
w życiu nie da się uniknąć. To wszystko sprawi, że będą czuły się na
świecie pewnie – jak w domu.

NEUROBIOLOGICZNYM EFEKTEM CZTERECH FILARÓW JEST ZINTEGROWANY


MÓZG – ODPORNY UKŁAD NERWOWY, KTÓRY NIE PODDAJE SIĘ
DŁUGOTRWAŁEMU STRESOWI. DZIĘKI NIEMU DZIECI MOGĄ PODEJŚĆ DO
ŻYCIA Z NASTAWIENIEM, ŻE SĄ BEZPIECZNE, ŻE W ICH ŻYCIU BĘDĄ STALE
OBECNE MIŁOŚĆ I RELACJE MIĘDZYLUDZKIE, I ŻE PORADZĄ SOBIE Z TRUDNYMI
CHWILAMI, KTÓRYCH W ŻYCIU NIE DA SIĘ UNIKNĄĆ. TO WSZYSTKO SPRAWI, ŻE
BĘDĄ CZUŁY SIĘ NA ŚWIECIE PEWNIE – JAK W DOMU.

Bezpieczna więź – ostateczny cel


Na pewno dostrzegasz moc, która kryje się w obecności – dzięki niej
dzieci stale czują się bezpieczne, dostrzeżone, ukojone i pewne. Ale
postawmy sprawę jasno: obecność nie jest celem wychowania. Jest
raczej środkiem, który pomaga nam osiągnąć oczekiwany rezultat.
Prawdziwym celem wychowania jest bezpieczna więź. Właśnie takiej
więzi chcemy dla naszych dzieci. To najważniejsze, co możemy im
dać. Bezpieczny styl przywiązania przez całe życie zwiększa u dzieci
poczucie szczęścia i zadowolenia. Ponadto wpływa on korzystnie na
ich tożsamość, jakość relacji międzyludzkich, sukces akademicki
i zawodowy, a nawet na rozwój ich mózgu.
Przejdźmy do konkretów. Liczne badania wykazały, że dzieci,
u których stwierdzono bezpieczny styl przywiązania, mają większą
szansę na rozmaite pozytywne rzeczy w życiu.
Przyjrzyj się przez chwilę poniższej liście. Wymienione tam cechy
w dużym stopniu wyjaśniają, dlaczego bezpieczny styl przywiązania
jest podstawowym celem wychowania. Krótko mówiąc, kiedy dzieci
mają bezpieczną więź z opiekunami, mają dużo większą szansę na
to, by rozkwitnąć – w szkole, w relacjach i w życiu.
A w jaki sposób wytwarzamy u dzieci bezpieczny styl
przywiązania? No właśnie. Poprzez obecność. Badania naukowe
wielokrotnie wykazały, że jednym z czynników prognostycznych, na
podstawie których najdokładniej można przewidzieć przyszłość
dziecka, jest fakt, że miało ono przynajmniej jedną osobę dostrojoną
do niego emocjonalnie i obecną. To dość proste (choć, jak już
wspominaliśmy, nie zawsze łatwe): by dać dzieciom szansę na
zdrowy i optymalny rozwój, musimy po prostu dać im poczucie, że są
bezpieczne, dostrzeżone, ukojone i pewne. W tym celu musimy po
prostu być przy nich – być obecni – i podchodzić do nich
z receptywnością, dzięki czemu nabiorą pewności.
Istnieje kilka kluczowych powodów, dla których bezpieczna więź
ma właśnie takie pozytywne skutki. Po pierwsze, jeśli jesteśmy
obecni przy swoich dzieciach, czują się one ogólnie bezpiecznie
i pewnie. Wychodzą z założenia, że mają swoje miejsce na świecie,
więc nawet kiedy coś pójdzie nie po ich myśli, wiedzą, że sobie
poradzą.

TWOJE ZADANIE NIE POLEGA NA TYM, BY NIE DOPUŚCIĆ DO PORAŻEK


I TRUDNOŚCI W ŻYCIU DZIECI, LECZ NA TYM, BY DAĆ IM NARZĘDZIA
I ODPORNOŚĆ EMOCJONALNĄ, BY PORADZIŁY SOBIE W CZASIE ŻYCIOWYCH
BURZ, A TAKŻE NA TYM, BY PRZEJŚĆ PRZEZ TE BURZE RAZEM Z NIMI.

Dobrze jest spojrzeć na bezpieczną więź jak na czynnik


pośredniczący w sytuacjach, kiedy dzieci mierzą się z przeszkodami
i frustracjami. Bezpieczna więź nie sprawi, że dzieci nie doświadczą
trudnych chwil i trudnych emocji. W końcu mówimy tu o życiu.
Dzieci będą czuły ból, nie wspominając o rozczarowaniu, smutku,
niezadowoleniu itd. Twoje zadanie nie polega na tym, by nie
dopuścić do porażek i trudności w życiu dzieci, lecz na tym, by dać
im narzędzia i odporność emocjonalną, by poradziły sobie w czasie
życiowych burz, a także na tym, by przejść przez te burze razem
z nimi.
Bezpieczna więź jest wobec tego niczym emocjonalna odzież
ochronna i można ją porównać do kasku rowerowego. Noszenie
kasku nie zapobiegnie wypadkowi, ale dzięki niemu w razie
nieszczęścia konsekwencje mogą być zupełnie inne.
Podobnie dziecko z bezpieczną więzią nie ominie w żaden sposób
licznych przykrości i rozczarowań związanych z dorastaniem. I tak
może się czuć odrzucone, kiedy nie dostanie zaproszenia na
urodziny kolegi. A w późniejszym wieku jego pierwsza wielka miłość
może złamać mu serce. Ale mierząc się z tymi wyzwaniami, będzie
mieć emocjonalne ochraniacze i dzięki temu zniesie brak
zaproszenia i cierpienie z powodu zawodu miłosnego w taki sposób,
że nie straci na stałe solidnego poczucia własnego „ja”.

BEZPIECZNY STYL PRZYWIĄZANIA MOŻE UŁATWIĆ DZIECIOM ŻYCIE,


ZWŁASZCZA TYM, KTÓRE MIERZĄ SIĘ Z WYJĄTKOWYMI WYZWANIAMI, NA
PRZYKŁAD Z TRAUMATYCZNYMI PRZEŻYCIAMI, STRESEM ŚRODOWISKOWYM,
PROBLEMAMI ROZWOJOWYMI, MEDYCZNYMI LUB GENETYCZNYMI, ALBO
TRUDNOŚCIAMI W NAUCE.

Bezpieczny styl przywiązania może ułatwić dzieciom życie,


zwłaszcza tym, które mierzą się z wyjątkowymi wyzwaniami, na
przykład z traumatycznymi przeżyciami, stresem środowiskowym,
problemami rozwojowymi, medycznymi lub genetycznymi, albo
trudnościami w nauce.
Prawda jest taka, że dla niektórych dzieci życie może być
trudniejsze i może przypominać ciągłą jazdę rowerem pod górę po
stromym wzniesieniu. Nie usuniesz siły grawitacji ani nie
spłaszczysz wzgórza, ale poprzez regularną obecność możesz
zapewnić dziecku cztery filary i wtedy pedałowanie nie będzie dla
niego aż tak męczące.
DZIECI Z BEZPIECZNYM STYLEM PRZYWIĄZANIA POTRAFIĄ LEPIEJ
REGULOWAĆ SWOJE EMOCJE I PODEJMOWAĆ DOBRE DECYZJE. MAJĄ TEŻ
WIĘKSZĄ UMIEJĘTNOŚĆ BRANIA POD UWAGĘ KONSEKWENCJI ORAZ PUNKTU
WIDZENIA INNYCH OSÓB, A PONADTO UMIEJĄ ZACHOWYWAĆ SIĘ
KONSTRUKTYWNIE, A NIE W SPOSÓB KRZYWDZĄCY I DESTRUKCYJNY.
OCZYWIŚCIE DZIĘKI TEMU ŁATWIEJ JEST ZARÓWNO DZIECKU, JAK
I RODZICOWI, A TAKŻE LEPIEJ ROZWIJA SIĘ RELACJA MIĘDZY NIMI.

Jeszcze raz podkreślmy, że nie chodzi o to, by usuwać dziecku


sprzed nóg wszelkie przeszkody. Ale dzięki swojej miłości
i obecności możesz wyrównać mu drogę i ułatwić radzenie sobie
z pojawiającymi się trudnościami. Wówczas dziecko nauczy się być
obecne samo przy sobie i znajdować zdrowe sposoby na korzystanie
ze wsparcia innych osób. W trudnych chwilach jego wewnętrzna
odporność emocjonalna podpowie mu, co zrobić.
Dotyczy to również dokonywania trudnych wyborów. Wyniki
badań są naprawdę jasne: umiejętności, które wydają się czymś
wewnętrznym i osobistym – jak samoświadomość i odporność
emocjonalna – tak naprawdę rozwijają się z interakcji
interpersonalnych, w które wchodzą dzieci, z ich relacji
z opiekunami oraz innymi ludźmi. Dzieci z bezpiecznym stylem
przywiązania potrafią lepiej regulować swoje emocje i podejmować
dobre decyzje. Mają też większą umiejętność brania pod uwagę
konsekwencji oraz punktu widzenia innych osób, a ponadto umieją
zachowywać się konstruktywnie, a nie w sposób krzywdzący
i destrukcyjny. Oczywiście dzięki temu łatwiej jest zarówno dziecku,
jak i rodzicowi, a także lepiej rozwija się relacja między nimi.
Ostatnim z powodów, dla których bezpieczna więź przynosi tak
ogromne korzyści, jest fakt, że daje ona dzieciom coś, co badacze
przywiązania nazywają „bezpieczną bazą” (ang. secure base) do
odkrywania świata. Dzięki niej dzieci czują się na tyle swobodnie, by
pójść kawałek dalej i sprawdzić, co kryje się za horyzontem. Jako
rodzice jesteśmy nie tylko bezpieczną przystanią, lecz także
platformą startową. Poruszymy tę kwestię bardziej szczegółowo na
kolejnych stronach. Jednak cała koncepcja sprowadza się do tego, że
dzięki bezpiecznej więzi dzieci mogą podchodzić do świata
z mentalnością „mózgu na tak”. Są zrównoważone emocjonalnie,
odporne, zdolne do wglądu i empatyczne. Są w stanie wykazywać
wszystkie te cechy, ponieważ czują się na świecie bezpiecznie
i komfortowo – a to wszystko dlatego, że mają w domu bezpieczną
bazę.

Zrozumieć własną historię


Jako rodzice będziemy najlepiej przygotowani do zapewnienia tej
bezpiecznej bazy i wszystkiego, co z niej wynika, jeśli poznamy
prawdę o sobie samych – będziemy świadomi siebie, poznamy
własną historię i zrozumiemy, w jaki sposób nasze dzieciństwo nas
ukształtowało. Mając to na uwadze, znaczną część tej książki
poświęciliśmy kwestiom, które pomogą ci zrozumieć własną historię
i styl przywiązania wykształcony w relacji z twoimi opiekunami.
Najlepszym czynnikiem prognostycznym pozwalającym przewidzieć,
czy rodzice będą potrafili zapewnić dziecku bezpieczną więź i być
przy nim obecni, jest to, czy zastanowili się nad własnymi
doświadczeniami oraz to, w jakim stopniu sami otrzymali cztery
filary obecności od swoich opiekunów.
Zwróć uwagę, że nie napisaliśmy, że rodzice sami muszą mieć
dobre doświadczenia z dzieciństwa ze swoimi opiekunami, by
zapewnić własnym dzieciom bezpieczną więź. Badania naukowe na
ten temat napełniają nadzieją, a nie rozpaczą – nawet jeśli sami nie
uzyskaliśmy bezpiecznej więzi od opiekunów, możemy ją dać swoim
dzieciom, jeśli zastanowimy się nad własną historią i zrozumiemy swój
styl przywiązania. To niezwykle radosna wiadomość, i to poparta
badaniami naukowymi! Chcemy to podkreślić: naprawdę możesz dać
swojemu dziecku stabilny fundament miłości, nawet jeśli sam nie
otrzymałeś go od własnych rodziców.
NAWET JEŚLI SAMI NIE UZYSKALIŚMY BEZPIECZNEJ WIĘZI OD OPIEKUNÓW,
MOŻEMY JĄ DAĆ SWOIM DZIECIOM, JEŚLI ZASTANOWIMY SIĘ NAD WŁASNĄ
HISTORIĄ I ZROZUMIEMY SWÓJ STYL PRZYWIĄZANIA. TO NIEZWYKLE RADOSNA
WIADOMOŚĆ, I TO POPARTA BADANIAMI NAUKOWYMI! CHCEMY TO
PODKREŚLIĆ: NAPRAWDĘ MOŻESZ DAĆ SWOJEMU DZIECKU STABILNY
FUNDAMENT MIŁOŚCI, NAWET JEŚLI SAM NIE OTRZYMAŁEŚ GO OD WŁASNYCH
RODZICÓW.

Właśnie dlatego poświęciliśmy sporą część niniejszej książki


tematom, które pomogą ci jak najlepiej zrozumieć swoje
doświadczenia z dzieciństwa oraz wpływ, jaki wywarły na ciebie
relacje z innymi ludźmi. Kiedy wytworzysz sobie „spójną opowieść”
na temat własnej przeszłości, będziesz w stanie działać bardziej
celowo i konsekwentnie jako rodzic, a także dużo skuteczniej
okazywać dzieciom swoją obecność. Zatem poczynając od
następnego rozdziału, i dalej przez całą książkę, damy ci możliwość
odkrycia, na ile ty sam czułeś się w swoim życiu bezpieczny,
dostrzeżony, ukojony i pewny. Dzięki tej głębszej wiedzy o własnej
przeszłości będziesz lepiej zapewniać swoim dzieciom cztery filary.
Czyli będziesz obecny – często i od samego początku.
Chcemy ci tutaj przekazać nadzieję. Na podstawie najnowszych
badań w dziedzinie neurobiologii interpersonalnej,
neuroplastyczności i teorii więzi możemy sformułować następujące
stwierdzenie pełne inspiracji: historia to nie przeznaczenie. Możemy
zrozumieć własną przeszłość, tak by nie decydowała o naszej
teraźniejszości i przyszłości. Nie musimy uciekać przed przeszłością
ani być jej niewolnikami. Pamiętaj, że to, na co zwracamy uwagę,
tworzy nowe połączenia nerwowe. Nigdy nie jest za późno, by pojąć
sens swojego życia. Może to odmienić nie tylko twoje relacje
z dziećmi, lecz także z samym sobą, a także może to wywołać
faktyczną zmianę działania twojego mózgu. Możesz potraktować ten
proces jako ciąg wydarzeń. Patrząc od końca, wygląda on
następująco: ostatecznym celem wychowania jest bezpieczny styl
przywiązania u naszych dzieci. Wynika on z naszej obecności i z
zapewnienia dzieciom czterech filarów. By móc im to dać, musimy
zrozumieć nasze osobiste historie, własną przeszłość w kontekście
relacji i stylu przywiązania. Wszystko zaczyna się właśnie od tego:
od zrozumienia stylu przywiązania, jaki wytworzyliśmy w relacji
z naszymi opiekunami. Cały ciąg wygląda zatem tak:

Skupiamy się głównie na dynamice rodzic-dziecko, ale chcemy już


na początku podkreślić jedną rzecz: wszystko to, co będziemy
omawiać w kolejnych rozdziałach, dotyczy każdej relacji. Kiedy
potrafimy być obecni przy ludziach, na których nam zależy, nasze
relacje rozkwitają, nasze mózgi są zdrowsze i bardziej zintegrowane,
a nasze życie ma więcej sensu.

Napisaliśmy tę książkę dla ciebie, niezależnie od


etapu, na którym jesteś jako rodzic
Tak jak w naszych wcześniejszych książkach, Zintegrowany mózg –
zintegrowane dziecko, Grzeczne dziecko i The Yes Brain. Mózg na tak,
skupiamy się tu na mózgach dzieci oraz na tym, by zaproponować ci
nowe sposoby myślenia o jak najlepszym dbaniu o rozwijający się
umysł twojego dziecka. Różni rodzice mogą mieć do tego różne
podejścia, i pisząc tę książkę, uwzględniliśmy cztery typy rodziców.
Pierwsza grupa to ci, którzy wciąż się martwią i obsesyjnie myślą
o tym, że muszą być lepszymi rodzicami. Zadręczają się
popełnionymi błędami i przegapionymi okazjami w wychowaniu
dzieci. Zamęczają się na śmierć rozmaitymi powinnościami, niekiedy
żałując przeszłości („Powinienem był nauczyć dziecko
hiszpańskiego” albo „Nie powinnam była przegapić pierwszej rundy
czternastego meczu Ligi Młodzieżowej”), a czasem martwiąc się
o przyszłość („Powinnam częściej zabierać ją na prace społeczne do
schroniska, żeby nie wyrosła na rozpieszczoną osobę” albo
„Powinienem go więcej uczyć empatii, kiedy jedziemy razem
samochodem, żeby był życzliwszy w życiu dorosłym”). A najgorsze
jest to, że kiedy popełniają błędy w wychowaniu, karzą samych
siebie i nieustannie powtarzają sobie: „Powinienem być lepszym
rodzicem”.
Brzmi znajomo? Jeśli tak, chcemy cię pocieszyć: radzisz sobie
dobrze. Jesteś obecny przy swoim dziecku. Właśnie to się liczy. Nie
musisz być ideałem. Jest to niemożliwe. Wszyscy uczymy się przez
całe życie. Po prostu bądź przy swoich dzieciach. Kochaj je.
Wykorzystaj chwile, kiedy je dyscyplinujesz, by je uczyć
i kształtować u nich nowe umiejętności. Dawaj przykład
uprzejmości, szacunku i dbania o samego siebie. Przepraszaj, kiedy
przegapisz okazję na nawiązanie kontaktu albo zawiedziesz dziecko
w inny sposób. Dzieci nie potrzebują wszystkich atutów ani
superrodzica. Potrzebują po prostu ciebie – autentycznego, w pełni
obecnego rodzica ze swoimi wadami. Jeśli należysz do tej grupy
rodziców, mamy do ciebie prośbę – miej dla siebie trochę
wyrozumiałości.
Zwracamy się również do rodziców, których dziecko ma trudności,
źle się zachowuje lub przeżywa kryzys. Ci rodzice zastanawiają się
po prostu, jak radzić sobie z dzieckiem i jak stawić czoła ogromnym
wyzwaniom, które napotykają każdego dnia. Jeśli zmagasz się
z takim problemem, obecność pomoże ci zaspokoić najważniejsze
i podstawowe potrzeby dziecka. Tak jak w innych naszych książkach,
również tutaj przedstawimy konkretne, praktyczne strategie, które
mogą pomóc dziecku wołającemu o miłość i wsparcie.

RADZISZ SOBIE DOBRZE. JESTEŚ OBECNY PRZY SWOIM DZIECKU. WŁAŚNIE TO


SIĘ LICZY. NIE MUSISZ BYĆ IDEAŁEM. JEST TO NIEMOŻLIWE. WSZYSCY UCZYMY
SIĘ PRZEZ CAŁE ŻYCIE. PO PROSTU BĄDŹ PRZY SWOICH DZIECIACH. KOCHAJ JE.
WYKORZYSTAJ CHWILE, KIEDY JE DYSCYPLINUJESZ, BY JE UCZYĆ
I KSZTAŁTOWAĆ U NICH NOWE UMIEJĘTNOŚCI. DAWAJ PRZYKŁAD
UPRZEJMOŚCI, SZACUNKU I DBANIA O SAMEGO SIEBIE. PRZEPRASZAJ, KIEDY
PRZEGAPISZ OKAZJĘ NA NAWIĄZANIE KONTAKTU ALBO ZAWIEDZIESZ
DZIECKO W INNY SPOSÓB. DZIECI NIE POTRZEBUJĄ WSZYSTKICH ATUTÓW ANI
SUPERRODZICA. POTRZEBUJĄ PO PROSTU CIEBIE – AUTENTYCZNEGO, W PEŁNI
OBECNEGO RODZICA ZE SWOIMI WADAMI.

Trzecią grupą czytelników są świeżo upieczeni rodzice lub osoby


dopiero spodziewające się dziecka, które czują się zupełnie
zagubione i przeciążone na myśl o prowadzeniu młodego człowieka
przez dzieciństwo i okres dojrzewania. Jeśli należysz do tej grupy,
jasne i praktyczne teorie oraz strategie, które omówimy, staną się
nie tylko podstawą ogólnej filozofii, z jaką możesz wejść
w rodzicielstwo, lecz także dadzą ci dokładne wskazówki dotyczące
interakcji z dziećmi w kochający, przemyślany sposób. Możesz nawet
potraktować tę książkę jako poradnik dla początkujących w zakresie
wychowywania dzieci, który pomoże ci skoncentrować się na tym, co
najważniejsze w twojej nowej, ekscytującej (i często przerażającej)
podróży.
Zwracamy się w szczególności również do rosnącej grupy
rodziców, którzy stają się coraz mniej obecni w życiu swoich dzieci.
Czasem wynika to ze zbyt długiego dnia pracy i ogromu obowiązków,
z którym mierzą się współczesne rodziny. Ponadto coraz więcej
czasu spędzamy przed ekranami, a co za tym idzie rodzice
poświęcają urządzeniom elektronicznym coraz więcej uwagi, którą
dawniej poświęciliby dzieciom. W ten sposób drastycznie zmniejsza
się liczba okazji do interakcji rodzic-dziecko.
Zwracamy się do was z naszym przesłaniem o obecności, by
zmierzyć się z tym zjawiskiem – bez osądzania, obwiniania czy
zawstydzania. Rzeczywistość jest ewidentna: żyjemy w świecie
pełnym urządzeń i tego już nie cofniemy. Ekrany są integralną
i przydatną częścią naszego świata, a elektronika znacznie ułatwia
nam życie, z czego wszyscy chętnie korzystamy. Nie zaprzeczamy
temu (wielu z was czyta teraz tę książkę na ekranie i nie mamy z tym
absolutnie żadnego problemu!). Ale martwi nas to, że z powodu
urządzeń elektronicznych rodzice tracą okazję na obecność w życiu
swoich dzieci. Problemem jest to, że rodzice są obecni fizycznie, ale
w ogóle nie angażują się w kontakt z dzieckiem – a zatem nie są
naprawdę obecni. Na kolejnych stronach przedstawimy zatem
konkretne sposoby na realistyczne, przemyślane podejście do
spędzania czasu razem z dziećmi.
Niezależnie od tego, do której z powyższych kategorii należysz,
chcemy ci dać nadzieję i wskazówki, które pomogą ci stać się takim
rodzicem, jakim chcesz być, a co za tym idzie, pomogą twoim
dzieciom wyrosnąć na dorosłych prowadzących bogate, wartościowe
i spójne życie.
Nawiasem mówiąc, wciąż mówimy o rodzicach, ale oczywiście
mamy świadomość, że w dzisiejszych czasach w wychowaniu dzieci
często pomagają dziadkowie i inni opiekunowie. Wszystko, o czym tu
wspominamy, dotyczy również tych relacji. Ponadto dużym
podziwem darzymy licznych nauczycieli i lekarzy, którzy wspierają
rodziców i pozostałych opiekunów w ich wysiłkach. Z myślą o tych
profesjonalistach proponujemy różne zasady i sposoby patrzenia na
pewne sytuacje, tak by pomóc im w pracy, a także rozmaite zasoby,
które mogą oni polecać zaniepokojonym rodzicom trafiającym do ich
gabinetów.
Niezależnie od tego, kim jesteś i z jakiego powodu zainteresowała
cię ta książka, chcielibyśmy dać wyraz temu, jak bardzo doceniamy
fakt, że bierzesz nas pod uwagę w tej podróży ku poprawie życia
dzieci, które kochasz. Już samo czytanie niniejszych stronic jest
ogromnym krokiem w kierunku obecności. A właśnie to jest
najważniejsze.
Rozdział 2

Dlaczego niektórzy rodzice są obecni,


a inni nie?
Wprowadzenie do teorii więzi

Co sprawia, że ktoś jest dobrym rodzicem?


Każdy udzieli na to pytanie innej odpowiedzi. Pewni ludzie skupią
się na doświadczeniach tej osoby z własnymi rodzicami; inni na
poziomie wiedzy, zwłaszcza w zakresie różnych filozofii
wychowania. Niektórzy mogą podkreślać religijne wychowanie
rodziców lub ich poziom moralny czy etyczny albo to, jak bardzo się
starają być konsekwentni, uprzejmi, cierpliwi itd.
Wszystkie te czynniki z pewnością mogą wpłynąć na to, jakimi
jesteśmy rodzicami. Ale tak jak wyjaśniliśmy w rozdziale pierwszym,
całe dekady szczegółowych badań dają na to pytanie konkretną
odpowiedź, która napawa ogromnym optymizmem. Chcąc
sprawdzić, dlaczego dzieci dobrze radzą sobie w życiu
(emocjonalnie, społecznie, w relacjach, w szkole itd.), możemy
zbadać, czy rozwinęły one bezpieczną więź z co najmniej jednym
opiekunem, który regularnie był przy nich obecny. A czy opiekun
będzie w stanie zapewnić ten rodzaj bezpiecznej więzi, najłatwiej
można ocenić po tym, czy ma on pewną cechę, którą nazywamy po
prostu „obecnością rodzicielską”. Rodzice, którzy wykazują taką
obecność, przeanalizowali i zrozumieli własną przeszłość oraz
historię swojego stylu przywiązania. Nawet jeśli ta historia była
trudna, zrozumienie własnego życia daje rodzicom siłę, by
wykształcić w sobie receptywność i świadomość obecności, dzięki
czemu są w stanie niezawodnie być obecni przy swoich dzieciach.
Z czego wynika prawdziwy i trwały sukces dzieci?
Z bezpiecznej więzi z opiekunem, który jest obecny.

Jak możemy zapewnić dziecku bezpieczną więź?


Przede wszystkim poprzez stworzenie spójnej opowieści,
która wyjaśnia nasze własne doświadczenia z wczesnego
dzieciństwa.

Powtórzmy jeszcze raz, jak najprościej: dzieci mają największą


szansę, by wyrosnąć na odpornych psychicznie, troskliwych i silnych
dorosłych, jeśli ich rodzice są obecni. Nie musimy być idealni, ale to,
w jaki sposób jesteśmy obecni (lub nie), wpływa na to, kim staną się
nasze dzieci i jak rozwiną się ich mózgi.
Oczywiście są też inne czynniki – zdarzenia losowe, wrodzone
cechy temperamentu, odziedziczone po przodkach skłonności –
których nie możemy zmienić, a one także wpływają na rozwój
naszych dzieci. Ale jeśli chodzi o to, co możemy zrobić, by
ukształtować proces dorastania naszych dzieci, wyniki badań są
jasne. Rodzice, którzy są obecni, to ci rodzice, którzy zrozumieli
własne doświadczenia i ułożyli „spójną opowieść” o swoim życiu,
dzięki czemu są w stanie zapewnić dziecku swoją obecność
wewnętrznie i zewnętrznie. Wewnętrznie zaczynamy rozumieć, jak
przeszłość wpłynęła na to, kim jesteśmy obecnie, i dzięki temu
dociera do nas, że jesteśmy wolni i możemy być, kim chcemy, teraz
i w przyszłości. Natomiast zewnętrznie uczymy się, jak mieć w sobie
otwartość i receptywność, by nasze dziecko czuło, że się w nie
wczuwamy, rozumiemy je i że jesteśmy z nim związani. Zrozumienie
i bycie przy dziecku – właśnie na tym polega obecność. I właśnie
dlatego na samym początku pomożemy ci zastanowić się nad tym,
na ile rozumiesz swoje doświadczenia z własnymi rodzicami, oraz
nad tym, jak możesz dążyć do obecności w życiu swoich dzieci.

ZROZUMIENIE I BYCIE PRZY DZIECKU – WŁAŚNIE NA TYM POLEGA OBECNOŚĆ.


I WŁAŚNIE DLATEGO NA SAMYM POCZĄTKU POMOŻEMY CI ZASTANOWIĆ SIĘ
NAD TYM, NA ILE ROZUMIESZ SWOJE DOŚWIADCZENIA Z WŁASNYMI
RODZICAMI, ORAZ NAD TYM, JAK MOŻESZ DĄŻYĆ DO OBECNOŚCI W ŻYCIU
SWOICH DZIECI.
Ile refleksji poświęciłeś wpływowi dzieciństwa na własny rozwój,
a zatem także na swoje sposoby interakcji z dziećmi? Jak według
ciebie twoje wczesne doświadczenia rodzinne ukształtowały rozwój
twojego mózgu – czy to bezpośrednio, czy poprzez fakt, że musiałeś
dostosować się lub wręcz skupić się na przetrwaniu w obliczu
trudnych wydarzeń?

ILE REFLEKSJI POŚWIĘCIŁEŚ WPŁYWOWI DZIECIŃSTWA NA WŁASNY ROZWÓJ,


A ZATEM TAKŻE NA SWOJE SPOSOBY INTERAKCJI Z DZIEĆMI?

Dobra wiadomość jest taka, że jeśli tylko chcesz, nauka może


pokazać ci, jak zrozumieć własną przeszłość w kontekście stylu
przywiązania. Co więcej, nawet jeśli twoi rodzice nie wychowywali
cię optymalnie – z powodu nieobecności, niewiedzy, przemocy albo
z jakiejkolwiek innej przyczyny – twoja strategia przywiązania nie
jest ustalona raz na zawsze. Historia to nie przeznaczenie.

Historia to NIE przeznaczenie.


Jeśli zrozumiesz własną przeszłość, możesz być takim rodzicem,
jakim chcesz – niezależnie od tego, jak wychowywali cię twoi
rodzice.

Jeśli twoi rodzice nie byli przy tobie obecni albo udawało się im to
tylko czasami, albo ich zachowania bywały przerażające i raniące,
nie oznacza to, że ty nie możesz wychowywać dzieci w zdrowy
i konstruktywny sposób. Ale faktem jest, że możesz mieć pewną
pracę do wykonania w zakresie refleksji nad historią własnego stylu
przywiązania oraz wyboru rodzaju więzi, jaką chcesz dać swoim
dzieciom. Tak naprawdę możemy zdecydować, na ile chcemy być
obecni w życiu naszych dzieci, i tak, dzięki analizie własnej
przeszłości i dostrzeżeniu w niej sensu możemy nauczyć się, jak być
obecnym.

Podstawy teorii więzi – co to oznacza dla ciebie jako


rodzica
Zacznijmy od wprowadzenia do teorii więzi. Jeśli znasz nasze inne
publikacje, to jej podstawy nie są ci obce. W pozostałej części tej
książki omówimy ponownie tę elementarną wiedzę i rozwiniemy
temat bardziej szczegółowo. Teoria więzi cały czas się rozwija,
ponieważ wciąż pojawiają się nowe informacje – z dziedzin takich
jak teoria ewolucji, genetyka czy epigenetyka – które umacniają jej
fundamentalne założenia. Na kolejnych stronach przedstawimy
nowe sposoby patrzenia na własne „ja” i na relacje, a także
powiążemy te informacje z koncepcjami opisanymi w poprzednim
rozdziale. Sądzimy, że będzie to dla ciebie równie fascynujące jak dla
nas, i mamy nadzieję, że spojrzysz dzięki temu w nowy sposób na
swoje doświadczenia, związane zarówno z rodzicami, jak i z dziećmi.
Wiedza, którą dała nam przez ostatnie kilkadziesiąt lat teoria
więzi, miała ogromny wpływ na to, jak dzisiaj rozumiemy
wychowanie i rozwój dziecka. Dan uzyskał grant badawczy od
Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego (National Institute of
Mental Health), a następnie poprowadził kliniczny program
treningowy w zakresie psychiatrii dzieci i młodzieży na
Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, natomiast Tina
w swoich badaniach podczas pracy nad doktoratem, a także
w późniejszych latach, skupiała się na teorii więzi i jej praktycznych
zastosowaniach z punktu widzenia neurobiologii interpersonalnej.
Podstawy naukowe tej dziedziny są niezwykle obszerne i rzetelne,
dzięki czemu możemy zastosować tę teorię do rozmaitych kultur
i sytuacji rodzinnych, by optymalizować rozwój dzieci. Na szczęście
te informacje nie brzmią już dziś aż tak obco jak jeszcze niedawno.
Krótko mówiąc: dzieci, które we wczesnym dzieciństwie wytworzą
ze swoimi rodzicami silną więź – bezpieczny styl przywiązania – są
później dużo szczęśliwsze i mają większą satysfakcję z życia.
Przywiązanie powstaje, kiedy rodzice reagują na potrzeby dzieci
i niezawodnie je pocieszają, na przykład biorąc je na ręce, kiedy
płaczą, lub przytulając i dodając otuchy, kiedy czymś się zasmucą lub
zdenerwują. Kiedy dzieci stale doświadczają takiego
konsekwentnego zachowania i kontaktu, mogą swobodnie uczyć się
i rozwijać, bo nie muszą skupiać się na przetrwaniu ani nie muszą
być nadmiernie czujne i zużywać energii na wypatrywanie
najmniejszych zmian w otoczeniu lub u opiekunów.
Wszyscy mamy wrodzone dążenie do relacji i kiedy jest ona
pewna, a w przypadku zakłóceń następuje jej naprawa, mózg może
rozwijać się w optymalny sposób. Kiedy dzieci mają bezpieczną więź
z głównym opiekunem, te przewidywalne doświadczenia, na które
zawsze mogą liczyć, zmniejszają poziom ich stresu i pomagają im
rozwinąć pewność siebie, a wreszcie również samodzielność. Uczą
się, jak radzić sobie z własnymi uczuciami i zachowaniami, i dzięki
temu mogą rozkwitać.
Wiemy, że to może brzmieć niezwykle, ale to niezwykle
prawdziwe: uczymy się bycia tym, kim jesteśmy, a nawet
dowiadujemy się, kim jesteśmy, poprzez doświadczenia w relacji
z naszą figurą przywiązania. To, co mogło wydawać ci się osobistym,
wewnętrznym doświadczeniem, np. wyczuwanie i regulacja
własnych emocji albo świadomość wspomnień związanych
z pewnymi wydarzeniami, tak naprawdę wynika z twoich relacji
społecznych z ważnymi osobami w twoim życiu. Jesteśmy istotami
głęboko społecznymi, a nasze więzi w relacjach wpływają na nasze
połączenia nerwowe. Umysł dziecka rozwija się, dlatego że czynniki
interpersonalne kształtują jego wnętrze (dużo więcej na ten temat
znajdziecie dalej). To dlatego bezpieczny styl przywiązania tak
mocno wpływa na zdrowy rozwój.

KIEDY DZIECI MAJĄ BEZPIECZNĄ WIĘŹ Z GŁÓWNYM OPIEKUNEM, TE


PRZEWIDYWALNE DOŚWIADCZENIA, NA KTÓRE ZAWSZE MOGĄ LICZYĆ,
ZMNIEJSZAJĄ POZIOM ICH STRESU I POMAGAJĄ IM ROZWINĄĆ PEWNOŚĆ
SIEBIE, A WRESZCIE RÓWNIEŻ SAMODZIELNOŚĆ. UCZĄ SIĘ, JAK RADZIĆ SOBIE
Z WŁASNYMI UCZUCIAMI I ZACHOWANIAMI, I DZIĘKI TEMU MOGĄ
ROZKWITAĆ.

Natomiast jeśli taki rodzaj więzi nie zostanie zbudowany, dzieci


nie nabywają kluczowych umiejętności, więc są bardziej narażone na
rozmaite problemy: agresję, buntowniczość, nadpobudliwość,
słabszy rozwój językowy, gorsze funkcje wykonawcze, a nawet
mniejszą odporność psychiczną w obliczu problemów systemowych,
takich jak ubóstwo, brak stabilizacji rodzinnej czy też stres lub
depresja rodzica.
Wydaje się to logiczne, czyż nie? Dzieci, które czują się kochane
i wspierane i mogą liczyć na fizyczną oraz emocjonalną obecność
rodziców, poradzą sobie w życiu lepiej. Nawet jeśli jeden z rodziców
nie jest obecny, ale drugi opiekun zapewni dziecku niezbędną
stałość i przewidywalność, dziecko również odczuje liczne korzyści
płynące z bezpiecznej więzi.
Wyjaśnienie naukowe tej fundamentalnej prawdy jest fascynujące,
a jednocześnie dość proste do zrozumienia. Chcemy przedstawić tu
podstawy tej dziedziny i pokazać, jak bardzo może ci ona pomóc
w rozumieniu siebie i swoich interakcji z dziećmi. Najpierw
przyjrzymy się pewnemu przełomowemu badaniu, które
zapoczątkowało nowy sposób myślenia o rozwoju. Swoją drogą, jeśli
chcesz mocniej zagłębić się w omawiane tu kwestie naukowe, zajrzyj
do książki Dana Rozwój umysłu. Jak stajemy się tym, kim jesteśmy5.
Omawia ona tysiące badań naukowych potwierdzających tę teorię
i różne wnioski, do których będziemy się odnosić w całej naszej
książce.
Jeszcze jedna uwaga, zanim przejdziemy dalej: dołożyliśmy
starań, by wyjaśnienia w dalszej części były jak najbardziej klarowne
i zwięzłe (a jednocześnie zgodne z podstawą naukową), by łatwo
mógł je zrozumieć każdy laik. Zachęcamy do przeczytania pozostałej
części tego rozdziału, jeśli chcesz bardziej dogłębnie zrozumieć
podstawy teorii więzi. Jeśli jednak nie interesują cię aż tak mocno
szczegóły naukowe, spokojnie możesz przejść do rozdziału 3, gdzie
przedstawimy bardziej praktyczne zastosowa-nia kwestii tutaj
omówionych.

Teoria przywiązania i procedura obcej sytuacji


W latach 60. XX wieku naukowcy opracowali fascynujący i wiele
mówiący test, który zaczęli wykonywać na dzieciach i ich
opiekunach w pierwsze urodziny dziecka. Przez pierwszy rok życia
niemowlęcia wyszkoleni obserwatorzy odbywali u rodzin wizyty
domowe, by ocenić interakcje między matką a dzieckiem według
znormalizowanej skali. Następnie, na koniec roku, każda para
matka-niemowlę trafiała do gabinetu, gdzie przeprowadzano
trwający około dwudziestu minut eksperyment. Jest on znany jako
„procedura obcej sytuacji”, ponieważ sprawdza, co się dzieje, kiedy
maluszka oddzielimy od matki i postawimy w „obcej sytuacji” –
w nieznanym mu pomieszczeniu z obcymi ludźmi albo samego.
Obserwując reakcję rocznych dzieci na stres związany z wyjściem
matki, a przede wszystkim na jej powrót, badacze odkryli, że w ten
sposób mogą dowiedzieć się bardzo wiele o systemie przywiązania
dzieci – czyli o sposobie, w jaki nawiązują kontakt z głównym
opiekunem oraz używają relacji z nim jako „bezpiecznej bazy”.
Badania te były powtarzane tysiące razy na osobach z różnych
kultur i dzięki temu dowiedzieliśmy się, że kluczem do oceny relacji
jest faza ponownego spotkania po rozstaniu: jak dziecko wita się
z powracającą matką, czy łatwo się uspokaja, kiedy matka je
pociesza, a także po jakim czasie wraca do zabawy zabawkami
znajdującymi się w pomieszczeniu (później te same eksperymenty
przeprowadzano z udziałem ojców i ogólne wyniki były takie same,
więc możemy powiedzieć, że jest to ocena relacji dziecko-opiekun).
Dzieci z bezpiecznym stylem przywiązania – czyli te, które mają
bezpieczną więź z danym rodzicem – wyraźnie okazują tęsknotę za
matką, kiedy ta wychodzi z pokoju, aktywnie się z nią witają po
powrocie, a potem szybko się uspokajają i wracają do swoich
zabawek oraz kontynuują wcześniejsze czynności w obecności matki.

DZIECI Z BEZPIECZNYM STYLEM PRZYWIĄZANIA – CZYLI TE, KTÓRE MAJĄ


BEZPIECZNĄ WIĘŹ Z DANYM RODZICEM – WYRAŹNIE OKAZUJĄ TĘSKNOTĘ ZA
MATKĄ, KIEDY TA WYCHODZI Z POKOJU, AKTYWNIE SIĘ Z NIĄ WITAJĄ PO
POWROCIE, A POTEM SZYBKO SIĘ USPOKAJAJĄ I WRACAJĄ DO SWOICH
ZABAWEK ORAZ KONTYNUUJĄ WCZEŚNIEJSZE CZYNNOŚCI W OBECNOŚCI
MATKI.

Jak można się było spodziewać, badacze odkryli, że dzieci


z bezpiecznym stylem przywiązania to te, których rodzice podczas
obserwacji domowych byli wrażliwi i reagowali na dążenie dziecka
do kontaktu, a także odczytywali znaki dawane przez dziecko
i systematycznie zaspokajali jego potrzeby. Innymi słowy, opiekun
odbiera sygnały dziecka, odkrywa, co one mówią o wewnętrznych
doświadczeniach dziecka – umyśle kryjącym się za zachowaniami –
a następnie reaguje w odpowiednim momencie w przewidywalny,
wrażliwy i skuteczny sposób.
Jak często występuje taki bezpieczny styl przywiązania? Badacze
wykonujący procedurę obcej sytuacji systematycznie odnotowują, że
około dwóch trzecich dzieci ma bezpieczną więź z głównymi
opiekunami. Nie muszą być oni idealnymi rodzicami (cokolwiek
miałoby to w ogóle znaczyć), ale muszą być regularnie obecni przy
dzieciach, kiedy one tego potrzebują. W ten sposób powstaje
bezpieczna więź.
Pozostała jedna trzecia dzieci wykazuje tak zwaną lękową więź
z głównym opiekunem i można je podzielić na trzy kategorie. Czytając
poniższe opisy, pamiętaj o jednej rzeczy: te kategorie dotyczą relacji
oraz sposobu, w jaki dziecko przystosowuje się do tej relacji,
natomiast nie są miarą samego dziecka.
Pierwsza grupa dzieci z lękowym stylem przywiązania,
obserwowana podczas procedury obcej sytuacji, wykazuje tak zwany
unikający styl przywiązania. Kiedy matka zostawia je same, bardzo
intensywnie skupiają się na zabawkach w pomieszczeniu. Tak
naprawdę nie okazują praktycznie żadnych zewnętrznych oznak
rozpaczy ani gniewu, kiedy matka wychodzi, a kiedy wraca, ignorują
ją lub wręcz jej unikają.

Procedura obcej sytuacji – spotkanie po rozstaniu: bezpieczny styl


przywiązania
Jak można się spodziewać, z obserwacji domowych w rodzinach
dzieci z unikającym stylem przywiązania wynika, że rodzice wydają
się obojętni lub niewrażliwi na sygnały i potrzeby dzieci. Zaspokajają
oni fizyczne potrzeby dzieci, a także zapewniają im zabawki i różne
zajęcia, ale ignorują ich potrzeby emocjonalne. W rezultacie nawet
kiedy dzieci przeżywają wewnętrzną fizjologiczną rozpacz, uczą się
minimalizować zewnętrzną ekspresję swojej potrzeby więzi.
Potrzeba, by opiekun wczuł się w ich wewnętrzny stan emocjonalny
i je uspokoił, najwyraźniej „schodzi do podziemia”. Innymi słowy,
dziecko przystosowuje się do tego, że jego podstawowa potrzeba
relacji z drugim człowiekiem nie jest zaspokajana. W przypadku
unikającego stylu przywiązania rodzic lekceważy nawet oznaki
rozpaczy u dziecka, więc dochodzi ono do wniosku, że rodzica nie
interesuje jego cierpienie i że jeśli nie okaże swoich trudnych
emocji, uzyska lepszą reakcję lub przynajmniej nie zmarnuje energii
i nie doświadczy frustracji. Zasadniczo takie dzieci przystosowują się
do tego typu relacji poprzez zachowania unikające – radzą sobie
z brakiem dostrojenia ze strony rodzica, pokazując, że tak naprawdę
nie interesuje ich, czy matka jest w pokoju czy nie.

DZIECKO MOŻE MIEĆ UNIKAJĄCY STYL PRZYWIĄZANIA DO JEDNEGO


RODZICA, A JEDNOCZEŚNIE BEZPIECZNĄ WIĘŹ Z DRUGIM OPIEKUNEM
I CZERPAĆ WSZYSTKIE KORZYŚCI, JAKIE Z NIEJ PŁYNĄ.

Nawiasem mówiąc, powyższa strategia przywiązania dotyczy


historii interakcji z konkretnym rodzicem, natomiast w relacjach
z innymi opiekunami wynik może być zupełnie inny. Zgadza się –
dziecko może mieć unikający styl przywiązania do jednego rodzica,
a jednocześnie bezpieczną więź z drugim opiekunem i czerpać
wszystkie korzyści, jakie z niej płyną.
Druga grupa dzieci z lękową więzią wykazuje tak zwany
ambiwalentny styl przywiązania. W tym przypadku rodzice nie
okazują regularnie ani troski i dostrojenia, ani obojętności
i niewrażliwości. Wczesne dzieciństwo upływa takim dzieciom pod
znakiem rodzicielskiej niekonsekwencji. Rodzic czasem jest
dostrojony, wrażliwy i reagujący, a czasem nie. W rezultacie
przywiązanie w tej relacji powoduje u dziecka ogromny niepokój
i mieszane uczucia co do tego, czy rodzicowi można zaufać.

Procedura obcej sytuacji – spotkanie po rozstaniu: unikający styl


przywiązania
Na przykład podczas procedury obcej sytuacji dziecko
z ambiwalentnym stylem przywiązania nie daje się pocieszyć, kiedy
matka wychodzi, a także kiedy przychodzi z powrotem. Nie wraca do
zabawek tak jak dziecko z bezpieczną więzią, lecz kurczowo trzyma
się rodzica – z obawą czy wręcz desperacją. Dziecko sprawia
wrażenie, jakby nie wierzyło, że ta relacja może systematycznie
zapewniać mu ukojenie, wobec czego nawet fizyczny kontakt
z matką nie daje mu poczucia ulgi.
Procedura obcej sytuacji – spotkanie po rozstaniu: ambiwalentny
styl przywiązania

Procedura obcej sytuacji – spotkanie po rozstaniu:


zdezorganizowany styl przywiązania
W związku z niekonsekwencją w przeszłości dziecko czuje się
wewnętrznie zagubione i powrót rodzica aktywuje ten stan
niepokoju i niepewności. W przeciwieństwie do dziecka
z unikającym stylem przywiązania, które odwraca uwagę od relacji
i często skupia się wyłącznie na zabawkach, minimalizując w ten
sposób działanie systemu przywiązania i próby nawiązania
kontaktu, dziecko z ambiwalentnym stylem przywiązania boi się
odwrócić uwagę od matki w obawie, że mogłaby niepostrzeżenie
wyjść, a zatem można uznać, że dziecko maksymalizuje tutaj
działanie systemu przywiązania.
Trzecim, najtrudniejszym typem lękowej więzi jest
zdezorganizowany styl przywiązania, gdzie dziecku ciężko jest
zdecydować, jak ma zareagować na powrót matki do pokoju, więc
w rezultacie zachowuje się w sposób zdezorganizowany,
zdezorientowany i chaotyczny. Dziecko może wyglądać na
przestraszone, potem podejść do matki, następnie się wycofać,
bezradnie rzucić się na podłogę i zacząć płakać, a potem zastygnąć
w bezruchu. Może nawet kurczowo trzymać się matki, jednocześnie
próbując się od niej oderwać.
Zdezorganizowany styl przywiązania pojawia się wtedy, kiedy
rodzice są skrajnie niedostrojeni do potrzeb dzieci, kiedy przerażają
dzieci i/lub sami są przerażeni. W przeciwieństwie do dzieci
z pozostałymi typami przywiązania, które wykształcają
uporządkowane – bezpieczne lub lękowe – wzorce reakcji na
wrażliwego, zdystansowanego lub niekonsekwentnego opiekuna,
tutaj dziecku trudno jest wyrobić sobie jakikolwiek stały czy
skuteczny sposób radzenia sobie z trudnymi emocjami
spowodowanymi przez opiekuna, który bywa niekiedy źródłem
przerażenia.

Jak style przywiązania z dzieciństwa mają się do


sposobu, w jaki wychowujemy swoje dzieci?
Wiele dzieci, które wzięły udział w procedurze obcej sytuacji, było
obserwowanych przez trzydzieści kilka lat, a nawet dłużej. To
niesamowite, prawda? Osoby, które były badane jako niemowlęta,
teraz są dorosłe, a wiele z nich ma już własne dzieci. Oznacza to, że
w podłużnych badaniach kontrolnych możemy zobaczyć, jak
wczesne doświadczenia uczestników wpłynęły na ich tendencje
relacyjne w życiu dorosłym. Badacze z zainteresowaniem odkryli, że
mimo wszelkich czynników i wydarzeń w życiu badanych osób
większość z nich zachowała, nawet w dorosłości, ten sam styl
przywiązania – bezpieczny, lękowo-unikający, lękowo-ambiwalentny
lub lękowo-zdezorganizowany. Ci, którzy zmienili swój styl
przywiązania, często doświadczyli zmian w dziedzinie relacji, co
pomogło im zrozumieć zmiany w typie więzi.
Badacze przywiązania opracowali nazwy dla dorosłych wzorców
przywiązania, które odpowiadają stylom z dzieciństwa. Kiedy
będziemy je po kolei omawiać, zastanów się, który z nich najbardziej
przypomina twoje doświadczenia. Pomyśl o własnej historii więzi
sięgającej dzieciństwa i o jej wpływie na twoje dorosłe życie. Możesz
też wykorzystać te informacje, by lepiej zrozumieć swojego partnera,
a także przyjaciół. Jeśli masz taką możliwość, możesz je nawet wziąć
pod uwagę, wybierając nianię, innych opiekunów, a nawet szkoły
swoich dzieci.

LUDZIE Z REGUŁY NIE PASUJĄ IDEALNIE I DEFINITYWNIE TYLKO DO JEDNEJ


KATEGORII. JEDNAK CZYTAJĄC PONIŻSZE OPISY, NAJPRAWDOPODOBNIEJ
ODNAJDZIESZ JEDEN TYP PRZYWIĄZANIA, KTÓRY UZNASZ ZA NAJBLIŻSZY
SOBIE.

Czytając o tych wszystkich kategoriach, warto mieć na uwadze


jedno: większość z nas wykazuje do pewnego stopnia różne cechy
odmiennych wzorców przywiązania. Możesz odnaleźć pewne aspekty
siebie w jednej kategorii, a potem zauważyć, że podpadasz również
pod inny wzorzec. Ludzie z reguły nie pasują idealnie i definitywnie
tylko do jednej kategorii. Jednak czytając poniższe opisy,
najprawdopodobniej odnajdziesz jeden typ przywiązania, który
uznasz za najbliższy sobie.

Bezpieczna i autonomiczna więź


Niektóre dzieci mają dość szczęścia, by wyrosnąć na dorosłych,
którzy, ogólnie rzec biorąc, mają dobre relacje z innymi, czują się
szanowani przez rówieśników, wykorzystują swój potencjał
intelektualny i dobrze regulują własne emocje. Badacze
przywiązania nazwali tę dorosłą wersję bezpiecznej więzi
autonomiczną więzią. Ponieważ jako dzieci osoby te doświadczały
stałej miłości i uwagi, w życiu dorosłym mają nieograniczoną
autonomię i poczucie sprawczości, w związku z czym czują się na
tyle swobodnie, że mogą przeanalizować i zrozumieć swoją
przeszłość, być sobą tu i teraz, a także podążać za swoimi
marzeniami i pragnieniami w przyszłości. W ten sposób wzorzec
adaptacji do relacji przywiązania staje się sposobem, w jaki dana
osoba uczy się regulować swoje emocje, myśli, pamięć,
samoświadomość, a także nabywa umiejętności tworzenia
satysfakcjonujących dla obu stron relacji interpersonalnych. Wyniki
badań naukowych są tu zupełnie jasne: rozwijamy inteligencję
emocjonalną i społeczną dzięki relacjom opartym o bezpieczną więź.
Kiedy dzieci z bezpiecznymi wzorcami relacji próbują nawiązać
kontakt, spotykają się z wrażliwą reakcją, a kiedy zdarzają się
nieuniknione naruszenia relacji, rodzice dążą do naprawy sytuacji.
Rodzice dostrzegają i rozumieją potrzeby dziecka, a następnie na nie
reagują. Ci rodzice są obecni przy dzieciach. Może się na przykład
zdarzyć, że czteromiesięczna dziewczynka się rozpłacze. Kiedy jej
ojciec ją słyszy, przerywa to, co robił, bierze córkę na ręce i pyta:
„Jesteś głodna?”. Następnie z czułością ją karmi.
Ojciec zauważył sygnały od córki, mówiące, że jest jej źle,
i zareagował na nie. Zrozumiał, jakie są jej potrzeby, i zaspokoił je
szybko, skutecznie i troskliwie. Dzieci, które szczęśliwie trafiły na
takich uważnych rodziców, czują więź i ochronę, zwłaszcza
w chwilach, kiedy mają różne potrzeby emocjonalne. Dzięki
rodzicom mają poczucie bezpieczeństwa i bezpieczną bazę, z której
mogą eksplorować świat.
Czy dziwi zatem fakt, że takie dzieci wyrastają na dorosłych,
którzy dzięki bezpiecznej więzi w przeszłości są w stanie znacznie
bardziej gładko iść przez życie, radząc sobie z licznymi wyzwaniami
i rozczarowaniami, a także przyjmując z radością piękne chwile?
Tacy dorośli cenią relacje, dobrą komunikację i okazywanie empatii
innym, lecz pozostają również niezależni i samowystarczalni. Są
odporni psychicznie w obliczu stresu, potrafią regulować swoje
emocje i ciało, a także mają wgląd we własny umysł i zachowanie.
W rezultacie chcą i potrafią być obecni, kiedy ich własne dzieci ich
potrzebują, tak jak ojciec głodnej czteromiesięcznej dziewczynki.
By pomóc ci zorientować się w różnych terminach wprowadzanych
w tym rozdziale, stworzymy tabelkę, którą będziemy stopniowo
uzupełniać z każdym nowym pojęciem.
Styl przywiązania Tendencje Przypuszczenia dziecka
dziecka w wychowaniu
Styl przywiązania Tendencje Przypuszczenia dziecka
dziecka w wychowaniu
Bezpieczny Bezpieczny wzorzec Mój rodzic nie jest
przywiązania: idealny, ale czuję się
wrażliwość, bezpiecznie. Jeśli będę
dostrojenie, czegoś potrzebować,
reagowanie na próby rodzic to zauważy
kontaktu ze strony i zareaguje szybko
dziecka, umiejętność i wrażliwie. Wierzę w to,
odczytywania że inni ludzie również tak
sygnałów dziecka postąpią. Moje
i przewidywalne wewnętrzne
zaspokajanie potrzeb doświadczenia są
dziecka. Dziecko może prawdziwe, mam prawo
liczyć na to, że rodzic je wyrażać i zasługuję na
będzie przy nim szacunek.
obecny.
Lękowo-unikający
Lękowo-
ambiwalentny
Lękowo-
zdezorganizowany

Unikający i odrzucający wzorzec przywiązania


Oczywiście nie każdy rodzi się w rodzinie, która zapewnia
doświadczenia bezpiecznej więzi. Dzieci z jednym z trzech lękowych
stylów przywiązania z reguły tworzą relacje, które są w pewnym
stopniu chaotyczne, sztywne lub i takie, i takie jednocześnie.
Dzieci z pierwszym typem lękowej więzi, czyli z unikającym
stylem przywiązania, wyrastają na ogół na dorosłych, którym trudno
jest nawiązać kontakt nie tylko z innymi osobami, lecz także
z własnym krajobrazem wewnętrznym. Tacy ludzie często są
nieświadomi swoich emocji lub nie chcą mieć z nimi do czynienia.
Trudno jest im też rozumieć emocje osób, z którymi są w związku.
Konsekwentnie unikają zajmowania się przeszłością, własnymi
emocjami i bliskością w relacji. To uzasadnione podejście, jeśli
popatrzymy na ich doświadczenia z dzieciństwa. Kiedy byli dziećmi,
ich potrzeby emocjonalne były w znacznej mierze ignorowane,
zatem nauczyli się odsuwać od siebie uczucia, ponieważ taką
wyrobili sobie strategię przetrwania, a strategia ta stała się
podstawą wyuczonego wzorca przywiązania.
Wyobraźmy sobie inny scenariusz z udziałem wspomnianej już
czteromiesięcznej dziewczynki. Tym razem znowu płacze, ale ojciec
przez pewien czas nie zwraca na to uwagi i po prostu dalej czyta
książkę. Następnie, kiedy w końcu reaguje, jest zirytowany, że
musiał przerwać to, co robił. Sfrustrowany zmienia córeczce
pieluchę i ze złością odkłada dziecko do kojca, ale ono wciąż
marudzi. Rozdrażniony jeszcze mocniej, przenosi dziewczynkę do
łóżeczka, sądząc, że jest zmęczona. Ona wciąż płacze i narzeka, aż
w końcu po całej godzinie głodu wreszcie dostaje od ojca butelkę.
Czego uczy się dziewczynka, jeśli wciąż powtarzają się takie
interakcje z ojcem, w których jego reakcja na jej płacz następuje
z opóźnieniem i nie przystaje do jej faktycznych uczuć i potrzeb? Że
jej ojciec nie potrafi zbyt dobrze odczytywać jej sygnałów. Że jej nie
słyszy lub nie rozumie. Jeśli ojciec wciąż nie zwraca uwagi na jej
komunikaty, dziewczynka nabiera słusznego przekonania, że nie jest
on dostępny emocjonalnie i nie potrafi zaspokoić jej potrzeb.
Z czasem dziewczynka może odczuć, że nikt nie rozumie jej tak
naprawdę, dogłębnie, że rodzic nie rozumie, co dzieje się w jej
umyśle, i że nie może ona liczyć na to, że inni ludzie zainteresują się
jej potrzebami i emocjami. W końcu, żeby przystosować się do
otoczenia i uzyskać jak najlepszą reakcję opiekuna, dziewczynka
nauczy się odsuwać od siebie emocje i lekceważyć znaczenie relacji
międzyludzkich. Innymi słowy, relacje nie pomogły jej w przeszłości,
więc dlaczego miałaby na nich naprawdę mocno polegać
w przyszłości?
Pozwól, że przedstawimy pokrótce mechanizmy neurologiczne
mogące wyjaśnić, w jaki sposób mózg dziecka przystosowuje się do
sytuacji i uczy się zaprzeczać emocjom. W naszych wcześniejszych
książkach wspominaliśmy o tym, że na mózg można spojrzeć jak na
dom złożony z parteru i piętra, gdzie każda z tych części odpowiada
za inne zadania i umiejętności. Parter obejmuje pień mózgu i niżej
położone części mózgu, m.in. układ limbiczny, który kontroluje
emocje i popędy. Parter mózgu odpowiada za te bardziej prymitywne
i instynktowne procesy, takie jak podstawowe funkcje życiowe,
wrodzone impulsy i silne uczucia. Natomiast piętro składa się z kory
przedczołowej i innych wyżej położonych rejonów mózgu. Jest to
lepiej rozwinięta część mózgu i odpowiada za zaawansowane
myślenie związane z wyobraźnią, podejmowaniem decyzji, empatią,
wglądem osobistym i moralnością.
Sposób, w jaki uczenie się kształtuje mózg, można zatem wyjaśnić
następująco: wewnętrzna potrzeba relacji, jaką ma dziecko –
umiejscowiona w bardziej prymitywnej, niższej części mózgu –
w wyniku unikającego stylu przywiązania pozostaje w takim stopniu
niezaspokojona, że mózg uczy się nie dopuszczać tych sygnałów do
świadomości, która znajduje się na piętrze. Działa tu mechanizm
obronny polegający na tym, że sygnały o tych podstawowych
potrzebach są odrzucane i nie docierają do wyższej części mózgu.
Okazuje się, że większość sygnałów ciała, a nawet wiele sygnałów
z układu limbicznego i pnia mózgu (z parteru), najpierw dociera do
prawej strony kory mózgowej. O dziwo, jak może już obiło ci się
o uszy, prawa i lewa strona mózgu dość mocno się od siebie różnią
pod wieloma względami – jeśli chodzi o czas rozwoju (prawa półkula
rozwija się pierwsza), strukturę (prawa półkula ma więcej połączeń
wewnętrznych), a także funkcje (prawa półkula charakteryzuje się
szerokim zakresem uwagi, natomiast lewa wąskim), prawa półkula
odbiera sygnały z niższych części mózgu, a także z ciała, natomiast
lewa specjalizuje się w symbolach lingwistycznych – w języku
mówionym i pisanym).
Biorąc pod uwagę opisaną wyżej budowę mózgu, wyobraź sobie, że
możesz zablokować przepływ sygnałów z parteru i ciała do kory
mózgowej, częściowo odpowiedzialnej za powstawanie
świadomości – wówczas fakt, że rodzic nie dostrzega twoich prób
nawiązania kontaktu, nie powodowałby aż takiego bólu. Można to
osiągnąć, po prostu rozwijając aktywność lewej części kory
mózgowej i odłączając ją od prawej części – zatem z czasem stałbyś
się nieświadomy wewnętrznych stanów ciała oraz wewnętrznych
odczuć związanych z tęsknotą i rozczarowaniem, przetwarzanych
przez serce i brzuch. W ten sposób dosłownie odciąłbyś się od
własnego świata wewnętrznego.
Z badań wynika jedna istotna rzecz – dotycząca zarówno dzieci
z unikającym stylem przywiązania, jak i odrzucającego wzorca więzi
występującego u ich rodziców, który niedługo omówimy.
Mianowicie, kiedy takie osoby mają do czynienia z kwestiami
związanymi z przywiązaniem, ich fizjologiczne reakcje zdradzają
oznaki znacznego cierpienia, mimo że zewnętrzne zachowania
wskazują na nonszalanckie podejście. W procedurze obcej sytuacji
możemy zaobserwować, że takie dziecko nie podchodzi do matki,
choć jego dane psychometryczne (jak np. tętno) wskazują na to, że
jej powrót wywołał u niego stres. Parter mózgu i ciało dziecka
wiedzą, że relacje są ważne, a moment reakcji stresowej pokazuje, że
potrzeba relacji wciąż jest obecna, nawet kiedy wyuczona strategia
przywiązania każe dziecku minimalizować zewnętrzną aktywację
systemu przywiązania w formie zachowania.
Krótko mówiąc, w mózgu występują trzy systemy odpowiedzialne
za to, w jaki sposób przywiązanie wpływa na nasze najgłębsze sieci
nerwowe. Pierwszy to układ nagrody, który rozciąga się od parteru
aż do piętra mózgu. Więź daje satysfakcję. Drugi to system, który
wyczuwa sygnały płynące z ciała i je reguluje, a więc jest kluczowy
dla naszego przetrwania. Trzeci jest niekiedy nazywany „siecią
mentalizującą” i odnosi się do tego, że wyczuwamy, co się dzieje
w umyśle naszych opiekunów, a wreszcie i w naszym – my
nazywamy to po prostu psychowzrocznością. Układ nagrody, system
regulacji funkcji ciała i psychowzroczność to trzy różne sieci
w mózgu, połączone w wyniku naszych relacji przywiązania zarówno
w dzieciństwie, jak i w życiu dorosłym.
Przyjrzyjmy się, jak te sieci działają z punktu widzenia
unikającego stylu przywiązania.
Kiedy osoby z unikającym stylem przywiązania, mające
doświadczenia braku kontaktu w relacji z danym opiekunem,
znajdują się w sytuacji, która aktywuje ich sieci przywiązania,
hamują swoje dążenie do relacji i jego powiązania z układem
nagrody, by utrzymać regulację funkcji ciała. Ale w ten sposób
hamują również sieć psychowzroczności, która mogłaby zauważyć
stan psychiczny opiekuna, a być może również własny. Okazuje się,
że zarówno w zakresie dostrzegania stanu umysłu, jak i pod
względem regulacji ciała, dominująca jest prawa półkula mózgu. Na
podstawie tych danych możemy wysunąć tezę, że osoby z historią
unikającego stylu przywiązania żyją w sposób mocniej angażujący
lewą półkulę mózgu. Jednym ze skutków tej adaptacyjnej strategii
przetrwania jest zmniejszenie wrażliwości na sygnały niewerbalne
(takie jak kontakt wzrokowy, wyrazy twarzy – w tym łzy – ton głosu
zdradzający cierpienie lub gniew, postawa ciała, gesty, czas
i intensywność reakcji) u dorosłych z odrzucającym wzorcem
przywiązania, czyli tych, którzy mieli prawdopodobnie unikający styl
przywiązania w dzieciństwie. Ponadto w opowieściach takich osób
powtarza się pewna charakterystyczna rzecz – mianowicie twierdzą
one, że nie pamiętają swoich doświadczeń z dzieciństwa. Dotyczy to
nie tylko najwcześniejszych wspomnień (z pierwszych trzech lat
życia), lecz także doświadczeń z relacji w szkole podstawowej i w
późniejszym okresie. Co sprawia, że te dwa zjawiska współwystępują
ze strategią dominacji lewej półkuli? Za sygnały niewerbalne
i pamięć autobiograficzną również w głównej mierze odpowiada
prawa półkula mózgu! Dzięki zahamowaniu prawej półkuli
w okolicznościach związanych z przywiązaniem osoba z takim
wzorcem może uniknąć cierpienia spowodowanego przez fakt, że jej
potrzeba relacji i dostrojenia nie była w przeszłości zaspokajana.
Problem w tym, że w wyniku tej strategii adaptacyjnej taki człowiek
wciąż odcina się od emocji w chwili obecnej. Nawet w swoich
opowieściach o tym, jak rozumieją życie, takie osoby „odrzucają”
znaczenie bliskości w relacjach i dlatego strategię tę określamy
mianem „odrzucającej”.
Wciąż spotykamy się z takim wzorcem koncentracji na świecie
zewnętrznym, fizycznym, zamiast na wewnętrznym świecie
umysłu – u wielu nastolatków i osób dorosłych, z którymi pracujemy
w naszych gabinetach. Patrzą oni na świat, tak jakby istniał tylko
fizyczny jego aspekt – to, co można zmierzyć, zważyć, czego można
dotknąć – a rzeczywistość istnieje ich zdaniem wyłącznie na
widzialnej płaszczyźnie istnienia. Oczywiście świat fizyczny jest
prawdziwy. Ale równie prawdziwy jest wewnętrzny świat umysłowy
i emocjonalny, subiektywne wewnętrzne morze, które wypełnia nas
uczuciami i myślami, nadziejami i marzeniami, impulsami
i pragnieniami. Choć mówimy, że są one subiektywne, nie oznacza
to, że są nierzeczywiste. Po prostu są czymś, co ma źródło w naszym
wnętrzu. Może nie da się ich zmierzyć, ale są to być może jedne
z najważniejszych, a może nawet najważniejsze aspekty kształtujące
dobrostan w naszym życiu wewnętrznym i interpersonalnym.
Kiedy dziecko ma unikającą więź z którymś opiekunem, jest on
zdumiewająco ślepy na morze we wnętrzu dziecka. Takie dziecko nie
ma doświadczeń, w których opiekun dostrzega jego wewnętrzny
świat i na niego reaguje. Tak jakby jego wewnętrzne subiektywne
„ja” było rzadko, jeśli w ogóle, dostrzegane, uznawane czy
wspominane w tak zwanych „dialogach refleksyjnych”, czyli
rozmowach o wewnętrznej naturze umysłu (więcej na ten temat
wkrótce). Ale w wyniku tego rodzaju relacji przywiązania takie dzieci
mają najwyraźniej blokadę, która im również nie pozwala poznać
własnego świata wewnętrznego. Psychowzroczność jest u nich na
niskim poziomie. Mogą dostrzec wewnętrzne mo-rze, ale po prostu
jeszcze nie wykształciły tej umiejętności (znowu chcemy zaznaczyć,
że nigdy nie jest za późno, by rozwinąć swoją wrodzoną zdolność do
psychowzroczności – dotyczy to zarówno rodzica, jak i dziecka).
To dlatego te dzieci wyrastają, co zrozumiałe, na dorosłych
z określonym „stanem umysłu pod względem przywiązania”, co
oznacza sposób, w jaki osoba dorosła przenosi w przyszłość swoją
strategię przystosowania do własnej historii przywiązania,
przekładając ją na swoje relacje w dorosłym życiu. W tym przypadku
dominującą cechą tej strategii jest nieświadomość wewnętrznego
morza – zarówno u siebie samego, jak i u innych ludzi. Z badań nad
przywiązaniem wynika, że dzieci z unikającym stylem przywiązania
mają tendencję do wyrabiania sobie tak zwanego wzorca
odrzucającego w życiu dorosłym. Są to osoby zdystansowane
emocjonalnie, które lekceważą znaczenie relacji międzyludzkich,
często unikają bliskości i odrzucają próby nawiązania kontaktu na
głębszym poziomie. Mogą odnosić ogromne sukcesy w pewnych
dziedzinach życia – mogą nawet rozwinąć znakomite umiejętności
społeczne w sytuacjach publicznych – ale z powodu dyskomfortu
związanego z intymnością zasadniczo lekceważą znaczenie bliskich
relacji i wobec tego idą przez życie bez głębszej wspólnoty duchowej
z innymi ludźmi. Na zewnątrz mogą zachowywać się tak, jakby ich
układ nagrody nie reagował na bliskość, a sieci psychowzroczności
były nieaktywne – ale może to być strategia mająca na celu
utrzymanie funkcji życiowych. W dzieciństwie takie osoby nie mogły
liczyć na stałe bycie częścią „my”, więc życie solo może być
użytecznym sposobem przystosowania do braku bliskiego kontaktu
w przeszłości. W rezultacie partnerzy takich osób mogą często
odczuwać osamotnienie i dystans emocjonalny, a ich dzieci uczą się
dokładnie takiego samego nastawienia do świata. Zatem podejście
rodzicielskie osoby dorosłej z odrzucającym wzorcem przywiązania
jest całkowicie odmienne od podejścia osoby z wzorcem ufnym
i autonomicznym.
Pomyśl o klasycznym żarcie z cyklu „puk, puk”. Puenta doskonale
oddaje odrzucający wzorzec wychowania.

Rodzic: Puk, puk.


Dziecko: Kto tam?
Rodzic: Flap i Flip.
Dziecko: Chlip?
Rodzic: Przestań płakać.
Źródłem tej odrzucającej odpowiedzi są doświadczenia rodzica,
którego potrzeby emocjonalne nigdy nie były dostrzegane ani
zaspokajane. Kiedy rodzic reaguje z dostrojeniem i troską,
odpowiedź wygląda zupełnie inaczej.

Rodzic: Puk, puk.


Dziecko: Kto tam?
Rodzic: Flap i Flip.
Dziecko: Chlip?
Rodzic: Ojej, płaczesz? Chodź do mnie. Opowiedz mi o tym.

W drugim dowcipie gra słów być może nie jest aż tak wymowna,
ale z pewnością wyraźnie widoczna jest miłość i uwaga rodzica.
Styl przywiązania Tendencje Przypuszczenia dziecka
dziecka w wychowaniu
Bezpieczny Bezpieczny wzorzec Mój rodzic nie jest
przywiązania: idealny, ale czuję się
wrażliwość, bezpiecznie. Jeśli będę
dostrojenie, czegoś potrzebować,
reagowanie na próby rodzic to zauważy
kontaktu ze strony i zareaguje szybko
dziecka, umiejętność i wrażliwie. Wierzę w to,
odczytywania że inni ludzie również tak
sygnałów dziecka postąpią. Moje
i przewidywalne wewnętrzne
zaspokajanie potrzeb doświadczenia są
dziecka. Dziecko może prawdziwe, mam prawo
liczyć na to, że rodzic je wyrażać i zasługuję na
będzie przy nim szacunek.
obecny.
Styl przywiązania Tendencje Przypuszczenia dziecka
dziecka w wychowaniu
Lękowo-unikający Odrzucający wzorzec Może i mój rodzic spędza
przywiązania: ze mną dużo czasu, ale
obojętność na sygnały nie interesuje go, czego
i potrzeby dziecka, brak potrzebuję ani jak się
dostrojenia do czuję, więc nauczę się
emocjonalnych potrzeb ignorować własne
dziecka. emocje i będę unikać
komunikowania swoich
potrzeb.
Lękowo-
ambiwalentny
Lękowo-
zdezorganizowany

Ambiwalentny i zaabsorbowany wzorzec


przywiązania
Drugi z trzech lękowych wzorców, styl ambiwalentny, pojawia się
u dorosłych, którzy w relacji ze swoimi dziećmi zmagają się z innymi
trudnościami. Jak omówiliśmy powyżej, dzieci z unikającym stylem
przywiązania wyrastają zazwyczaj na zdystansowanych dorosłych –
odciętych od innych i od swojego świata wewnętrznego – którzy
unikają emocji z powodu swojego odrzucającego wzorca
przywiązania. Taki jest po prostu ich wyuczony sposób na
przetrwanie. Ta strategia może częściowo redukować przywiązanie
poprzez wycofanie się do logicznej, językowej lewej półkuli
mózgowej.
Zdecydowanie różnią się od nich dzieci z ambiwalentnym stylem
przywiązania, które wyrastają na dorosłych żyjących wśród ogromu
chaosu, lęku i niepewności. Ich reakcje na życie nie przypominają
emocjonalnej pustyni, lecz raczej powódź. Źródłem ich burzliwych
doświadczeń są rodzice, którzy czasem byli przy nich obecni,
a czasem nie. Takie „wzmacnianie przerywane” – niekonsekwencja
rodziców pod względem obecności – może powodować u dzieci
wzrost potrzeby więzi. Nauczyły się one, że nie mogą liczyć na
dostrojenie, kontakt i regulację w relacji z rodzicami, i w wyniku tej
niekonsekwencji podchodzą do relacji z rodzicami i do świata z dużą
niepewnością. Ich strategia adaptacyjna polega na tym, że wyrastają
na dorosłych niemających wyraźnego poczucia wewnętrznej
pewności w relacjach z innymi ludźmi. W przeciwieństwie do
dziecka z unikającym stylem przywiązania, które minimalizuje swoją
potrzebę kontaktu, dziecko z ambiwalentnym stylem przywiązania
ją wyolbrzymia.
Powróćmy do głodnej czteromiesięcznej dziewczynki i przyjrzyjmy
się jej z perspektywy ambiwalentnego stylu przywiązania. Kiedy
dziewczynka płacze, jej ojciec może naprawdę chcieć być przy niej
obecny i zaspokoić jej potrzeby. Czasem faktycznie to robi. Ale
czasem obezwładniają go własne emocje i staje się dosłownie
niezdolny do skutecznej reakcji na sygnały córki. Odrzucający ojciec
podchodził do córki z dystansem emocjonalnym, natomiast tego
ojca łatwo zalewają emocje, w związku z czym czuje się
zdezorientowany, nie jest w stanie dostroić się do dziecka
i zareagować w adekwatny sposób. Zamiast zająć się głodem córki,
ojciec zaczyna się niepokoić i martwić, że nie będzie potrafił jej
uspokoić. Biegnie do niej i z zasmuconym wyrazem twarzy bierze ją
na ręce. Stres, który właśnie odczuwa, przypomina mu o stresie
związanym z pracą i krytyką ze strony szefa, a to z kolei sprawia, że
przenosi się myślami do czasów dzieciństwa, kiedy własna matka
czasem go obrażała. Ponieważ ma za sobą pełną niepokoju,
ambiwalentną przeszłość, wątpi w swoje umiejętności ojcowskie.
Wzorzec odrzucający polega na odcięciu się, natomiast
zaabsorbowany wzorzec przywiązania u osoby dorosłej polega na
dezorientacji. Ojciec chce zatroszczyć się o córeczkę, ale jest
przerażony, że nie potrafi tego zrobić dobrze. Możesz sobie
wyobrazić, że w tej sytuacji trzy układy oparte o przywiązanie,
mianowicie układ nagrody, regulacji funkcji ciała
i psychowzroczność jednocześnie tracą równowagę. W mózgu tego
ojca ambiwalentna historia przywiązania potęguje aktywację układu
nagrody, wywołuje większy ból fizyczny, a także przesłania obiektyw
psychowzroczności, ponieważ człowiek ten nie przepracował swoich
doświadczeń z dzieciństwa. Przez cały ten czas córka płacze u niego
na rękach, patrzy na jego zmartwioną twarz i czuje napięcie w jego
ciele. Dziewczynka chłonie jego wewnętrzny stan, a ponieważ on
czuje się zaniepokojony i zdezorientowany, ona doświadcza tego
samego, zbierając „pozostałości” jego problemów z nieustanną
niepewnością.
Dziewczynka uczy się z tej i setek innych interakcji braku
pewności, że jej potrzeby zostaną dostrzeżone i zaspokojone. Jej
ojciec chce być przy niej obecny i czasem mu się to udaje. Jednak
najczęściej tonie on w świecie własnych emocji, więc nie jest
w stanie być przy niej obecny w przewidywalny sposób, tak by
zaspokoić jej potrzeby. Kiedy dziewczynka wejdzie w okres
dojrzewania i dorosłość, może być bardzo zdezorientowana, jeśli
chodzi o poczucie własnego „ja”. U niej również układy nagrody,
regulacji funkcji ciała i psychowzroczności nie są w stanie
równowagi. Mając cztery miesiące, wie tylko jedno – że jest głodna.
Ale w miarę dorastania głód staje się powiązany neurologicznie
z lękiem i niepewnością w wyniku powtarzających się podobnych
doświadczeń z udziałem ojca oraz jego niekonsekwentnej obecności
w jej życiu. W rezultacie sama może mieć niestabilne i chaotyczne
podejście do życia (zakładając, że nie ma żadnego innego ważnego
opiekuna, który zapewniłby jej bezpieczną więź mogącą zniwelować
negatywny wpływ ambiwalentnej relacji z ojcem).
Dzieci z ambiwalentnym stylem przywiązania rozwijają w życiu
dorosłym zaabsorbowany wzorzec przywiązania, który cechuje
chaotyczny i mocno emocjonalny kontakt w bliskich relacjach.
Podczas gdy osoby dorosłe z odrzucającym wzorcem przywiązania,
które, ogólnie rzecz biorąc, umniejszają znaczenie przeszłości oraz
emocji u siebie samych i u innych ludzi, dorośli z zaabsorbowanym
wzorcem przywiązania robią dokładnie odwrotnie. Obsesyjnie myślą
o przeszłości, czyli są nią zaabsorbowani, a także mają fiksację na
punkcie relacji i emocji. W związku z tym ich życie emocjonalne
charakteryzują burze emocjonalne i znaczna ilość lęku. Często mogą
mieć problemy z radzeniem sobie z własnymi potrzebami
w kontakcie z osobami, które kochają, i dają się ponieść swoim
silnym emocjom, jak np. złość, uraza i lęk związany z relacjami
z przeszłości. W tym wulkanie emocji powstaje wewnętrzny konflikt,
który może niekiedy sprawiać, że reagują na świat z gruntu
pasywnie, ponieważ z powodu uczuć takich jak wstyd i zwątpienie
w siebie zmagają się z dezorientacją w związku z poczuciem
własnego „ja”. Czują tak silną potrzebę relacji, że odpychają od
siebie innych, wobec czego powstaje sprzężenie zwrotne, które
jeszcze bardziej umacnia ich w przekonaniu, że na innych ludzi nie
można liczyć. Ich zwiększone dążenie do tworzenia więzi pełne jest
niepokoju i chaosu. Jak można się spodziewać, pojawiają się też
problemy z zaufaniem i cały cykl trwa dalej, wzmacniając te same
stany wewnętrzne, które mogły przyczynić się do całego tego
chaosu.
Potwierdzają to badania obrazowe mózgu. Naukowcy przyjrzeli się
reakcjom neuronalnym różnych osób na cudze twarze i emocje.
Uczestnicy z odrzucającym wzorcem przywiązania poświęcają mniej
uwagi twarzom i emocjom, w związku z czym mają mniejszą
zdolność rozumienia innych ludzi i okazywania im empatii,
natomiast u uczestników z zaabsorbowanym wzorcem przywiązania
sytuacja wygląda dokładnie odwrotnie. Ich wyniki świadczą o tym,
że poświęcają oni twarzom i emocjom zdecydowanie zbyt wiele
uwagi, co inni ludzie często odbierają jako desperację. Jak można się
spodziewać, osoby z bezpiecznym wzorcem przywiązania znajdują
złoty środek między tymi dwiema reakcjami, czyli poświęcają
relacjom i cudzym opiniom odpowiednią ilość uwagi.
W przypadku zaabsorbowanego wzorca przywiązania żart z cyklu
„puk, puk” podkreślałby niezdolność rodzica do bycia obecnym przy
dziecku z powodu własnej niestabilności emocjonalnej:

Rodzic: Puk, puk.


Dziecko: Kto tam?
Rodzic: Flap i Flip.
Dziecko: Chlip?
Rodzic: Poważnie? Płaczesz? Dlaczego ci smutno? No nie,
świetnie. Teraz ja też się rozpłaczę przez ciebie!
Styl przywiązania Tendencje Przypuszczenia dziecka
dziecka w wychowaniu
Bezpieczny Bezpieczny wzorzec Mój rodzic nie jest
przywiązania: idealny, ale czuję się
wrażliwość, bezpiecznie. Jeśli będę
dostrojenie, czegoś potrzebować,
reagowanie na próby rodzic to zauważy
kontaktu ze strony i zareaguje szybko
dziecka, umiejętność i wrażliwie. Wierzę w to,
odczytywania że inni ludzie również tak
sygnałów dziecka postąpią. Moje
i przewidywalne wewnętrzne
zaspokajanie potrzeb doświadczenia są
dziecka. Dziecko może prawdziwe, mam prawo
liczyć na to, że rodzic je wyrażać i zasługuję na
będzie przy nim szacunek.
obecny.
Lękowo-unikający Odrzucający wzorzec Może i mój rodzic spędza
przywiązania: ze mną dużo czasu, ale
obojętność na sygnały nie interesuje go, czego
i potrzeby dziecka, brak potrzebuję ani jak się
dostrojenia do czuję, więc nauczę się
emocjonalnych potrzeb ignorować własne
dziecka. emocje i będę unikać
komunikowania swoich
potrzeb.
Lękowo- Zaabsorbowany Nigdy nie wiem, jak
ambiwalentny wzorzec przywiązania: zareaguje mój rodzic,
czasem dostrojone, więc wciąż muszę być
wrażliwe i adekwatne w napięciu. Zawsze
reakcje na sygnały muszę mieć się na
i potrzeby dziecka, baczności. Nie mogę
a czasem nie. Niekiedy zaufać, że na innych
natarczywe działania. ludziach można polegać.
Lękowo-
zdezorganizowany
Kiedy przyjrzysz się powyższej tabelce, zobaczysz różnice
pomiędzy poszczególnymi wzorcami przywiązania, a także dlaczego
bezpieczny, autonomiczny wzorzec przywiązania prowadzi do
takiego poczucia bezpieczeństwa i do sukcesów w relacjach i w życiu.
Ta autonomia pozwala ludziom poddawać refleksji własną
przeszłość, emocje własne i innych osób oraz wyciągać wnioski
z tych przemyśleń. Nie mają oni potrzeby odcinania się od emocji
(jak osoby z wzorcem odrzucającym) ani zatracania się w nich (jak
osoby z wzorcem zaabsorbowanym).

Zdezorganizowany i nieprzepracowany wzorzec


przywiązania
Ostatni rodzaj lękowej więzi, zdezorganizowany styl przywiązania,
sprawia najwięcej problemów w rozwoju dziecka. Pojawia się on
wtedy, kiedy rodzic zamiast chronić dziecko przed zagrożeniem, sam
się nim staje. Dziecko odbiera rodzica jako źródło przerażenia
z powodu licznych doświadczeń, w których rodzic zaniedbuje je do
tego stopnia, że powoduje u niego lęk, lub zachowuje się zbyt
chaotycznie i przytłacza dziecko, lub jest dla niego niebezpieczny
i przerażający. W każdej z wymienionych sytuacji działania (lub ich
brak) figury przywiązania, czyli rodzica, wywołują u dziecka strach.
W wyniku doświadczanego strachu przed rodzicem dziecko wyrasta
na osobę dorosłą, która ma problemy z regulacją własnych emocji i z
odnalezieniem poczucia bezpieczeństwa w świecie. Inne lękowe typy
przywiązania, unikający i ambiwalentny, prowadzą do wykształcenia
się ustalonych wzorców zachowania, które pozwalają poradzić sobie
ze światem: osoby z wzorcem odrzucającym stronią od więzi
emocjonalnych i intymności z powodu unikającego stylu
przywiązania z rodzicem w przeszłości, natomiast osoby
z zaabsorbowanym wzorcem przywiązania często doświadczają
dezorientacji i smutku, próbując ograniczyć niepokój i mieszane
uczucia, jakich doznają w relacjach. Najważniejsze jest to, że
minimalizowanie przywiązania we wzorcu unikającym/odrzucającym
oraz wyolbrzymianie go we wzorcu
ambiwalentnym/zaabsorbowanym to uporządkowana strategia
przetrwania, która jest spójna wewnętrznie, choć nie jest bezpieczna
ani optymalna.
Natomiast dorośli, którzy mieli przerażających rodziców i teraz
wykazują zdezorganizowany wzorzec przywiązania, nie znają żadnej
takiej strategii na radzenie sobie w świecie. Nie mają do dyspozycji
żadnej racjonalnej ani skutecznej reakcji. Spójrzmy na trzy układy:
nagrody, regulacji funkcji ciała i psychowzroczności. W stanie
przerażenia związanym ze zdezorganizowanym stylem przywiązania
dziecko ma rozregulowane ciało, a jednocześnie postrzeganie
umysłu przerażającego rodzica jest dla niego samo w sobie
przerażające. W takiej sytuacji układ nagrody, stanowiący podstawę
więzi, z dużym prawdopodobieństwem ulega fragmentacji.
Dlaczego? Kiedy rodzic staje się dla dziecka źródłem przerażenia,
dochodzi do sytuacji, którą można by nazwać paradoksem
biologicznym, ponieważ mózg dziecka wchodzi jednocześnie w dwa
różne stany. Z jednej strony czuje się zmuszone, by zwrócić się do
opiekuna o pomoc, bo się boi. Na podstawie wielu wieków
ewolucyjnego rozwoju jego mózg wie, że to odpowiednia reakcja.
Jego figura przywiązania ma go bronić, chcieć dla niego dobrze
i zapewniać mu bezpieczeństwo. Z drugiej strony jednak, w tym
przypadku, to opiekun jest źródłem cierpienia dziecka. Wszystkie
oczekiwania, na które nastawiony jest mózg dziecka, zostają
zawiedzione. W rezultacie dziecko chce jednocześnie zwrócić się do
rodzica i od niego uciec.
Z neurologicznego punktu widzenia pochodząca z głębi pnia
mózgu reakcja ucieczki przed niebezpieczeństwem popycha dziecko
do unikania źródła przerażenia. Za większość funkcji układów
przywiązania odpowiadają rejony limbiczne, położone nieco wyżej
na parterze mózgu niż pień. Układ ssaczy mówi właściwie tak: „Hej!
Jestem zagrożony, a wszyscy moi przodkowie będący ssakami
znaleźli pocieszenie i bezpieczeństwo u swojej figury przywiązania,
więc od razu pobiegnę do swojej!”. Ale figura przywiązania jest
również źródłem przerażenia. Ponieważ pień mózgu dąży do ucieczki
od niej, a rejon limbiczny pragnie się do niej zbliżyć, dochodzi do
konfliktu wewnętrznego, do paradoksu. Jak jedno ciało może
jednocześnie zbliżyć się i oddalić od tej samej osoby? Nie da rady.
Zatem uporządkowane sposoby radzenia sobie z tą sytuacją są po
prostu niemożliwe.
Następująca wówczas fragmentacja strategii radzenia sobie
w życiu, stan zwany dysocjacją oraz poważne rozregulowanie pod
względem emocji i zachowania bardzo mocno zagrażają zdrowemu
funkcjonowaniu. Relacje są dla takich osób trudne, tak samo jak
utrzymywanie koncentracji w stresujących sytuacjach oraz
wewnętrznego spokoju w obliczu wyzwań życia wewnętrznego
i interpersonalnego.
Badacz więzi Peter Fonagy przeanalizował to, jak sposób
poznawania natury rzeczywistości – epistemologia – zostaje
naruszony u osób ze zdezorganizowanym stylem przywiązania, a w
opisie swoich wyników wprowadził termin „zaufanie epistemiczne”.
Kiedy figura przywiązania jest źródłem przerażających sytuacji,
sposób rozpoznawania, co jest prawdziwe, kształtuje się niespójnie
w stosunku do ogólnego przekonania co do tego, jak powinni
zachowywać się rodzice. Powtarzające się naruszenia zaufania
epistemicznego mogą przyczynić się do fragmentacji wewnętrznego
poczucia rzeczywistości, która z kolei może spowodować
fragmentację życia umysłowego, czyli dysocjację, zdarzającą się
u osób ze zdezorganizowaną więzią w przeszłości. Na szczęście
dysocjacja i wpływ takich przerażających, rozbijających doświadczeń
w dzieciństwie na dorosłe życie dość łatwo poddaje się terapii
i leczeniu. Jednak jeśli taka osoba nic z tym nie zrobi, reakcje
wynikające ze zdezorganizowanego stylu przywiązania będą źródłem
przerażenia dla kolejnego pokolenia, mimo że tacy rodzice za nic
w świecie nie chcą, by ta historia się powtórzyła.
Rodzice wykazujący objawy zdezorganizowanego
i zdezorientowanego stylu przywiązania często są na zmianę
chaotyczni i sztywni, a także mają poważne problemy z komunikacją
z innymi osobami oraz z regulacją własnych emocji i kontrolą
zachowania. W przypadku tych dorosłych trudno jest przewidzieć
reakcję na zagrożenie lub stratę. Mogą zareagować w sposób
zupełnie zdezorganizowany, a niekiedy nawet niebezpieczny. Mogą
nagle się rozzłościć, zacząć rzucać groźby, zaatakować kogoś słownie
lub fizycznie. Mogą zatracić się w strachu. A mogą też zamknąć się
w sobie i ulec dysocjacji do tego stopnia, że zmienią swoje poczucie
tożsamości lub nie będą wiedzieć, co się dzieje. Te nieprzewidywalne
i przerażające reakcje są typową cechą nieprzepracowanego wzorca
przywiązania, występującego u niektórych osób dorosłych.
Na przykład, jeśli ojciec głodnej czteromiesięcznej dziewczynki
wykazuje nieprzepracowany wzorzec przywiązania, może nie być
zdolny do samoregulacji, słysząc płacz córki. Pomyśl tylko, jak
bardzo rozregulowane są jego układy nagrody, funkcji organizmu
i psychowzroczności. To, co dla większości rodziców może być po
prostu trudną sytuacją, dla niego staje się niemal traumatycznym
przeżyciem – pobudzającym w jego mózgu stan aktywności
neuronalnej, który przypomina chwile z jego własnego dzieciństwa,
kiedy płacz prowadził do przerażenia. Może on pobiec do córki
i gwałtownie ją podnieść w napięciu, złapać ją za mocno i wywołać
u niej płacz, który z kolei sprawi, że przyciśnie córkę jeszcze mocniej
do siebie. Następnie idzie do kuchni, by przygotować dla niej
butelkę, ale w obliczu napiętej sytuacji czuje się bezradny, a w jego
umyśle dochodzi do fragmentacji. Kiedy córka płacze coraz głośniej,
ojca ogarnia panika i zalewają go wspomnienia o własnym ojcu
alkoholiku, który go maltretował. Serce zaczyna mu bić coraz
szybciej. Zatraca się w myślach o sytuacji, kiedy ojciec złapał go za
włosy. Wkrótce uświadamia sobie, że zaczął krzyczeć na córkę:
„Cicho! Cicho! Nie mogę już tego znieść!”, a ona przestała płakać.
Teraz dziewczynka po prostu wpatruje się w dal i kwili. Oboje są
wstrząśnięci, a dziewczynka wydaje się nieobecna.
Ta nieobecność to reakcja dziecka na strach, którego doświadcza
na widok działań swojego ojca. Jest on jednocześnie przerażony
i przerażający, co powoduje biologiczny paradoks polegający na tym,
że dziewczynka chce jednocześnie uciec do swojego opiekuna i od
niego. W oczywisty sposób ta sytuacja jest trudna i niezrozumiała
dla dziecka i może doprowadzić do fragmentacji jego umysłu.
Dziewczynka nie jest w stanie w żaden sposób zrozumieć sytuacji ani
wyrobić sobie uporządkowanej strategii adaptacyjnej. W przypadku
innych lękowych typów przywiązania istnieją uporządkowane,
strategiczne reakcje adaptacyjne na nieoptymalne zachowania
rodziców. Dziecko odrzucającego rodzica szybko uczy się ignorować
własne uczucia i nie sprawiać kłopotów ani nie komunikować swoich
potrzeb i emocji. Podobnie dziecko zaabsorbowanego rodzica
odkrywa, jak wielkie znaczenie ma nadmierna czujność i gotowość
do dostosowania się do nieprzewidywalnego opiekuna. Uporczywość
tych strategii adaptacyjnych widać po tym, jak mocno dziecko
odtwarza w przyszłości te typy relacji na podstawie wzorców
wyuczonych w reakcji na działania rodzica.

Jednak tutaj, kiedy zdezorganizowane działania rodzica w wyniku


nieprzepracowanego wzorca przywiązania stają się źródłem
przerażenia dla dziecka, nie potrafi ono wymyślić żadnej sensownej
reakcji adaptacyjnej. Nie ma żadnej uporządkowanej strategii ani
mechanizmu radzenia sobie, ponieważ zachowanie rodzica jest
przerażające i nieuporządkowane. Czuje po prostu strach, na który
nie ma żadnego sposobu. W rezultacie ciągłość świadomości ulega
fragmentacji, co z kolei wywołuje doświadczenie dysocjacyjnego
umysłu, który ma trudności z regulacją emocji, kontaktem z innymi
ludźmi, radzeniem sobie w spójny sposób z frustracją, a niekiedy po
prostu z życiem.
Właśnie dlatego ten wzorzec przywiązania określamy mianem
„zdezorganizowanego”. Jedną z sytuacji, w których się on
wykształca, jest trauma. Badania obrazowe mózgu wykazały, że
przemoc i zaniedbanie ze strony rodziców – czyli trauma
rozwojowa – uszkadzają obszary mózgu odpowiedzialne za
integrację neuronalną, co może wyjaśniać problemy z regulacją
emocji, niedostateczną umiejętność komunikacji społecznej,
trudności z logicznym myśleniem, tendencję do przemocy
interpersonalnej, a także inne problemy spotykane u dzieci ze
zdezorganizowanym stylem przywiązania.
Prawdopodobnie nie będzie żadnym zaskoczeniem, że wśród
rodziców, którzy (często nieświadomie) zachowują się
w przerażający sposób – nawet jeśli nie można go uznać za przemoc
ani zaniedbanie – powodujący zdezorganizowany styl przywiązania,
wielu doświadczyło rozmaitych traum i strat, których wciąż nie
przepracowali. Interakcje rodziców z dziećmi są nierozłącznie
powiązane z ich doświadczeniami w kontaktach z własnymi
opiekunami w dzieciństwie.
Załóżmy przykładowo, że chłopiec nie chce usiąść w foteliku
samochodowym i zdecydowanie się opiera, kiedy matka próbuje go
posadzić. Wyobraźmy sobie, że matka wykształciła
zdezorganizowany wzorzec przywiązania w wyniku przemocy, jakiej
doznała ze strony ojca faworyzującego jej braci i siostry, nad którymi
nigdy się nie znęcał. Jej doświadczenia z dzieciństwa mogą znacznie
wpływać na jej reakcję na to, że syn nie chce, by przypięła go do
fotelika. Kiedy chłopiec powie: „Nie zapniesz mnie w foteliku. Tylko
tata może!”, matka może początkowo zachować spokój
i odpowiedzieć: „Nie, tym razem ja to zrobię”.
Ale kiedy dziecko upiera się: „Nie, tata!”, u matki uaktywnia się
wspomnienie zakorzenione w jej układzie nerwowym –
doświadczenie wplecione w jej opowieść o własnej tożsamości –
i szybko przejmuje nad nią kontrolę. Kobieta przypomina sobie
poczucie porzucenia, kiedy ojciec faworyzował jej rodzeństwo, oraz
przerażenie, kiedy podnosiła na nią rękę właśnie ta osoba, która
powinna ją chronić. Czuła się zdradzona, upokorzona, porzucona,
spanikowana – te wszystkie uczucia zapisały się głęboko w jej
pamięci utajonej, czyli w jej pamięci cielesnej, emocjonalnej,
percepcyjnej. W opisanym wyżej momencie to wspomnienie
sprawia, że mózg natychmiast przystępuje do działania.
Zatem kiedy jej dwuletni synek krzyczy: „Tata mnie przypnie,
a nie ty!”, mózg matki, wciąż pełen nieprzepracowanej traumy,
poddaje się wpływowi tych utajonych wspomnień. Kobieta po prostu
reaguje, nie mając świadomości, że to, co robi, jest związane z jej
własnymi nieprzepracowanymi doświadczeniami z przeszłości. Czuje
się upokorzona przez syna. Ponieważ desperacko pragnie być
kompetentną matką, nalega: „Usiądź w foteliku!”. Ale kolejny raz
słyszy: „Nie, nie, nie. Nie umiesz tego zrobić dobrze!”. Wówczas
poczucie niekompetencji rezonuje z upokorzeniem z dzieciństwa.
Wstyd, poczucie porzucenia, zawodu i rozmaite inne emocje kotłują
się w niej, aż w końcu łapie syna i próbuje siłą posadzić go
w foteliku.
W ciągu dziesięciu sekund, które minęły, odkąd podeszli do
samochodu, kobieta straciła kontrolę. Uaktywniła się utajona,
podkorowa pamięć i kontrolę przejęła niższa, prymitywna część
mózgu, czyli parter. Kto wie, co się może zdarzyć dalej? W skrajnym
przypadku kobieta może się w końcu pogrążyć w rozpaczy, pobiec
z powrotem do domu albo paść na podłogę i zacząć płakać i krzyczeć,
ponieważ całkowicie zatraci się w utajonym wspomnieniu. Może być
przerażona, widząc, kim się stała w tamtym momencie. Równie
prawdopodobne jest, że się rozzłości i ucieknie do przemocy – nie
tylko werbalnej i emocjonalnej, lecz również fizycznej.
Takie mogą być skutki zdezorganizowanego stylu przywiązania
i widzimy, że takie incydenty przerażającego rozregulowania
u rodzica nie są zamierzone, lecz mogą wynikać
z nieprzepracowanego wzorca przywiązania, który jest „dorosłym”
odpowiednikiem zdezorganizowanego stylu przywiązania u dziecka.
Niezrozumiały, nieuporządkowany cykl interakcji rodzic-dziecko
powtarza się, kształtując osoby niezdolne do radzenia sobie
z pojawiającymi się w życiu trudnościami. Tacy ludzie nie zdają
sobie sprawy z tego, kim są, i nie wiedzą, jak nawiązywać zdrowe
relacje. W przypadku zdezorganizowanego stylu przywiązania żart
z cyklu „puk, puk” musiałby być zupełnie absurdalny – dziecko nie
miałoby zielonego pojęcia, jak zareagować na chaotyczną, podszytą
dezorientacją odpowiedź matki:
Styl przywiązania Tendencje w wychowaniu Przypuszczenia
dziecka dziecka
Bezpieczny Bezpieczny wzorzec Mój rodzic nie jest
przywiązania: wrażliwość, idealny, ale czuję się
dostrojenie, reagowanie bezpiecznie. Jeśli
na próby kontaktu ze będę czegoś
strony dziecka, potrzebować, rodzic
umiejętność odczytywania to zauważy
sygnałów dziecka i przewi i zareaguje szybko
dywalne zaspokajanie i wrażliwie. Wierzę
potrzeb dziecka. Dziecko w to, że inni ludzie
może liczyć na to, że również tak postąpią.
rodzic będzie przy nim Moje wewnętrzne
obecny. doświadczenia są
prawdziwe, mam
prawo je wyrażać
i zasługuję na
szacunek.
Lękowo-unikający Odrzucający wzorzec Może i mój rodzic
przywiązania: obojętność spędza ze mną dużo
na sygnały i potrzeby czasu, ale nie
dziecka, brak dostrojenia interesuje go, czego
do emocjonalnych potrzeb potrzebuję ani jak się
dziecka. czuję, więc nauczę się
ignorować własne
emocje i będę unikać
komunikowania
swoich potrzeb.
Styl przywiązania Tendencje w wychowaniu Przypuszczenia
dziecka dziecka
Lękowo- Zaabsorbowany wzorzec Nigdy nie wiem, jak
ambiwalentny przywiązania: czasem zareaguje mój rodzic,
dostrojone, wrażliwe więc wciąż muszę być
i adekwatne reakcje na w napięciu. Zawsze
sygnały i potrzeby muszę mieć się na
dziecka, a czasem nie. baczności. Nie mogę
Niekiedy natarczywe zaufać, że na innych
działania. ludziach można
polegać.
Lękowo- Nieprzepracowany Mój rodzic jest
zdezorganizowany wzorzec przywiązania: przerażający
reakcje rodzica są czasem i dezorientujący. Nie
skrajnie niedostrojone do czuję się bezpiecznie
sygnałów i potrzeb i nie mam nikogo, kto
dziecka, dezorientujące, zadbałby o moje
rodzic jest przerażający bezpieczeństwo. Nie
lub przerażony, a niekiedy wiem, co robić.
i taki, i taki, jednocześnie. Odczuwam
bezradność. Boję się
ludzi i wiem, że nie
mogę na nich polegać.

Rodzic: Puk, puk.


Dziecko: Kto tam?
Rodzic: Flap i Flip.
Dziecko: Chlip?
Rodzic: Sam jesteś Chlip! Nienawidzę cię, bekso. Wynoś się
z mojego pokoju!

Teraz, gdy tabelka jest wypełniona w całości, możesz się


przekonać, dlaczego zdezorganizowany styl przywiązania jest tak
dysfunkcyjny zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych, którymi te
dzieci się stają. Jeśli uogólnimy skrajne przypadki traumy
rozwojowej, przemocy i zaniedbania, widzimy, w jaki sposób
zdezorganizowany styl przywiązania może znacznie zaburzać
integrację w mózgu dziecka. Kiedy pojawiają się okoliczności
podobne do pierwotnej traumy lub zaniedbania, ten zależny od
kontekstu stan mózgu może być wyjątkowo podatny na aktywację
poczucia zagrożenia i wówczas osoba ta znajduje się w trybie
przetrwania i nie jest w stanie być obecna w interakcji z innymi
ludźmi, również ze swoim dzieckiem.
Inne formy lękowej więzi zdecydowanie powodują trudności
w bliskich relacjach, ale w tych przypadkach dzieci mają
przynajmniej jakąś ustaloną strategię adaptacyjną, na przykład
zamknięcie się w sobie i odcięcie od emocji (u osób z unikającym
stylem przywiązania) lub wyolbrzymianie znaczenia emocji
i pozostawanie w stanie napięcia w bliskich relacjach (u osób
z ambiwalentnym stylem przywiązania). Dzięki tym strategiom
dzieci potrafią przynajmniej konsekwentnie reagować na to, że ich
rodzice nie zapewniają im bezpiecznej więzi – zamykają się w sobie
lub zwiększają czujność emocjonalną. Natomiast nieprzepracowany,
zdezorganizowany wzorzec przywiązania sprawia, że dzieci są
zagubione i nie mają żadnej sensownej strategii radzenia sobie. Pod
pewnymi względami zdezorganizowany styl przywiązania można
potraktować jako jednoczesne hamowanie i napędzanie instynktu
tworzenia więzi, ponieważ dziecko stara się towarzyszyć
opiekunowi, jednocześnie unikając różnych zachowań wobec niego.
Ponadto naruszenie zaufania epistemicznego – polegającego na tym,
że wiemy, jak rozpoznać, co jest prawdziwe, a co nie – może do
wewnętrznej dezorganizacji dodać poczucie jeszcze większego
przerażenia i zagubienia. Ten zewnętrzny paradoks behawioralny
wzmacnia wewnętrzny mechanizm dysocjacyjny służący do radzenia
sobie ze stresem, kiedy dziecko wchodzi w okres dojrzewania
i dorosłość.

Powód do nadziei: wypracowany bezpieczny


wzorzec przywiązania
Co pokazują nam te wielokrotnie powtarzane badania nad
przywiązaniem? No cóż, mniej więcej to, czego można by się
spodziewać: wrażliwi, dostrojeni rodzice, którzy są emocjonalnie
responsywni, z reguły wychowują dzieci, które są odporne i zdrowe
emocjonalnie i ogólnie rzecz biorąc, wyrastają na zrównoważonych
i szczęśliwych dorosłych, zdolnych do tworzenia relacji
satysfakcjonujących dla obu stron. Oczywiście na ostateczny efekt
znaczny wpływ ma genetyka, a także przypadek. Ale już w pierwsze
urodziny dziecka widać niezwykle wyraźnie, jak jego rodzice
wpływają na jego rozwój i spojrzenie na świat – zarówno
w dzieciństwie, jak i w życiu dorosłym.

JUŻ W PIERWSZE URODZINY DZIECKA WIDAĆ NIEZWYKLE WYRAŹNIE, JAK


JEGO RODZICE WPŁYWAJĄ NA JEGO ROZWÓJ I SPOJRZENIE NA ŚWIAT –
ZARÓWNO W DZIECIŃSTWIE, JAK I W ŻYCIU DOROSŁYM.

Czy któryś z tych wzorców przywiązania brzmi ci znajomo?


Czy rozpoznajesz w którymś z opisów swoich rodziców, a może
nawet siebie? Jeśli widzisz u siebie niektóre elementy lękowych lub
nieprzepracowanych wzorców, mamy dla ciebie wiadomość pełną
nadziei: nawet jeśli rodzice nie dali ci bezpiecznej więzi, ty możesz
zapewnić ją własnym dzieciom. Bezpieczny styl przywiązania można
wypracować.
Wiemy, że chcemy być wrażliwi i dostrojeni do naszych dzieci, by
dorastały z bezpiecznym stylem przywiązania. Co wobec tego
powinniśmy zrobić, jeśli zauważymy, że wykazujemy pewne cechy
unikającego, ambiwalentnego lub zdezorganizowanego stylu
przywiązania? Czy jesteśmy skazani na powtórzenie tych samych
wzorców?

MAMY DLA CIEBIE WIADOMOŚĆ PEŁNĄ NADZIEI: NAWET JEŚLI RODZICE NIE
DALI CI BEZPIECZNEJ WIĘZI, TY MOŻESZ ZAPEWNIĆ JĄ WŁASNYM DZIECIOM.
BEZPIECZNY STYL PRZYWIĄZANIA MOŻNA WYPRACOWAĆ.

„Zdecydowanie nie” – taką niezwykle optymistyczną odpowiedź


dają nam badania nad więzią. Ludzie często wierzą, że wczesne
doświadczenia związane z przywiązaniem są ważne i niezmienne.
I choć oczywiście są one ważne, mimo wszystko zdecydowanie
podlegają zmianom. Mamy wówczas do czynienia z wypracowanym
bezpiecznym wzorcem przywiązania. Można wypracować poczucie
bezpieczeństwa i pewności, ucząc się bycia w pewnych, bezpiecznych
relacjach. Oczywiście sposób, w jaki wychowali cię rodzice, znacznie
wpływa na to, jak postrzegasz świat i wychowujesz dzieci. Ale
jeszcze większe znaczenie ma to, jak rozumiesz swoje doświadczenia
z dzieciństwa – jak twój umysł kształtuje wspomnienia, by wyjaśnić,
kim jesteś teraz. Choć nie możesz zmienić przeszłości, możesz
zmienić sposób, w jaki ją rozumiesz. Jeśli przyjrzysz się historii
własnego życia, zwłaszcza swoim rodzicom, i zrozumiesz, dlaczego
zachowywali się tak, jak się zachowywali, możesz uświadomić sobie,
jak doświadczenia z dzieciństwa wpłynęły na twój rozwój i jak
w dalszym ciągu wpływają na twoje obecne relacje, w tym także na
to, jak wychowujesz własne dzieci. W ten sposób możesz nauczyć się
bezpiecznego wzorca przywiązania. Na następnych stronach
omówimy interakcje z dziećmi jako kluczowy element procesu
dostrzegania sensu we własnej historii w kontekście przywiązania.
Co to tak konkretnie znaczy „zrozumieć historię swojego życia”?
Jak już wspomnieliśmy, kluczem jest stworzenie spójnej opowieści,
w której uwzględniamy zarówno pozytywne, jak i negatywne aspekty
naszych doświadczeń rodzinnych i nasze odczucia z nimi związane.
Wówczas możemy dowiedzieć się, jak te doświadczenia wpłynęły na
nasz mózg i modele relacji. Fragment spójnej opowieści mógłby
przykładowo brzmieć tak: „Moja matka zawsze była rozzłoszczona.
Kochała nas, co do tego nigdy nie było wątpliwości. Ale jej rodzice
naprawdę mocno ją skrzywdzili. Jej ojciec ciągle pracował, a matka
ukrywała alkoholizm. Mama była najstarsza z szóstki dzieci, więc
zawsze czuła, że musi być idealna. Ale oczywiście nie mogła.
Trzymała wszystko w sobie i próbowała całkowicie się kontrolować,
ale jej emocje wylewały się za każdym razem, kiedy coś poszło nie
tak. Najbardziej odczułyśmy to ja i moje siostry, czasem nawet
fizycznie. Martwię się, że czasami pozwalam swoim dzieciom na zbyt
wiele, i myślę, że to po części dlatego, że nie chcę, by czuły presję, że
muszą być idealne”.
Jak wielu z nas, ta kobieta z pewnością miała dzieciństwo dalekie
od ideału. Ale potrafi mówić o nim w jasny sposób i znajduje w sobie
nawet współczucie dla swojej matki, i zastanawia się, jakie to
wszystko ma znaczenie dla niej i jej dzieci. Potrafi opisać konkretne
szczegóły swoich doświadczeń i łatwo przechodzi od wspominania
do rozumienia. Nie umniejsza wagi przeszłości, ale też nie przejmuje
się nią nadmiernie. Tak wygląda spójna opowieść.
Wielu ludzi z bezpiecznym wzorcem przywiązania w życiu
dorosłym dorastało z rodzicami, którzy, choć nie byli idealni, przez
większość czasu dobrze radzili sobie z reagowaniem na potrzeby
swoich dzieci. Istnieją też osoby takie jak kobieta z powyższego
przykładu, które muszą wypracować swój bezpieczny wzorzec
przywiązania, co oznacza, że mimo iż ich rodzice nie zapewnili im
dzieciństwa pozwalającego wyrobić sobie bezpieczny styl
przywiązania, pokonują tę przeszkodę dzięki zrozumieniu własnej
przeszłości. Proces dostrzegania sensu w swojej historii może
polegać na refleksji lub relacjach interpersonalnych.
Natomiast osoby dorosłe, które nie wykonały tej pracy nad
emocjami i nie wypracowały bezpiecznej więzi, mają trudności
z opowiedzeniem historii swojego życia w jasny i zrozumiały sposób.
Na przykład w przypadku wzorca odrzucającego opowieść często jest
niezborna i odzwierciedla umniejszanie znaczenia relacji, emocji
i przeszłości. Takie osoby mogą być bardzo elokwentne, a mimo to,
jeśli chodzi o rodzinę i wczesne doświadczenia, trudno im
przedstawić spójną opowieść, świadczącą o zrozumieniu tych
wydarzeń. Kiedy zapytamy je o wczesne dzieciństwo, mogą nie
chcieć lub nie potrafić przywołać konkretnych wspomnień,
zwłaszcza szczegółów związanych z emocjami i relacjami. Mogą
stanowczo twierdzić, że ich matka była „kochająca”, choć nie
potrafią wymienić żadnych konkretnych przykładów na poparcie tej
tezy. Ich opowieści z dzieciństwa mogą ukazywać izolację
i dorastanie w środowisku jałowym emocjonalnie i relacyjnie, ale oni
mimo to mogą się upierać: „Ale to w porządku. I tak nie lubię
egzaltacji”. Jak już wspomnieliśmy, brak dostępu do pamięci
autobiograficznej może być częściowo związany z adaptacją
neurologiczną – z unikaniem wynikającym z ograniczonego rozwoju
obszarów prawej półkuli odpowiedzialnych za pamięć
autobiograficzną oraz odczuwanie sygnałów ciała.
Może też być odwrotnie, mianowicie są osoby, które poświęcają
szczegółom z przeszłości tyle uwagi, że się w niej zatracają.
Świadczy to o zaabsorbowanym wzorcu przywiązania i taka osoba
opowiada chaotyczną historię, w której wydarzenia z przeszłości
mieszają się z niedawnymi zdarzeniami z dorosłego życia. Nazwa
zaabsorbowanego wzorca przywiązania pochodzi stąd, że taki
człowiek jest zaabsorbowany relacjami, emocjami i przeszłością.
Możemy tu zobaczyć nadmierne zalewanie pamięci
autobiograficznej w prawej półkuli i nadmierną aktywację stanów
emocjonalnych pochodzących z ciała. Osoba z zaabsorbowanym
wzorcem przywiązania ma problemy z trzymaniem się tematu, łatwo
zatapia się we wspomnieniach, przez co jej opowieść jest niezborna
i niezrozumiała.
Natomiast osoba z ostatnim lękowym wzorcem, czyli wzorcem
nieprzepracowanym, mogła doświadczyć opisanego wcześniej
przerażenia bez rozwiązania, które wynika z faktu, że jej rodzice byli
przerażeni i/lub przerażający. Jak możesz się spodziewać, ten rodzaj
traumy w relacjach w dzieciństwie często prowadzi w dorosłości do
opowieści, które zakłócają jasną i klarowną komunikację dotyczącą
przeszłości. W tym przypadku nieprzepracowany wzorzec
przywiązania sprawia, że opowieść takiej osoby jest niespójna,
zwłaszcza jeśli zapytamy o kwestie związane z zagrożeniem,
strachem, śmiercią lub czymkolwiek innym związanym z traumą tej
osoby. Tacy ludzie mogą gubić się w szczegółach i doświadczać
stanów zmienionej świadomości, np. dysocjacji lub stanu
przypominającego trans, nawet w trakcie opowiadania, w związku
z czym ich opowieść jest z gruntu niezborna.
Niezależnie od tego, czy ludzie działają według wzorca
odrzucającego, zaabsorbowanego, czy nieprzepracowanego, nie są
oni w stanie przedstawić spójnej opowieści o swojej przeszłości –
w każdym z przypadków niespójność ma swój charakterystyczny
schemat. A bez spójnej opowieści trudno jest im zrozumieć, co
przeżyli i dlaczego stali się osobami, którymi są dzisiaj. Jeśli są
rodzicami, z dużym prawdopodobieństwem powtórzą w wychowaniu
dzieci błędy własnych opiekunów – przekażą w spadku
odziedziczony po przodkach wzorzec relacji, który ukształtował ich
mózgi w sposób daleki od ideału.
Jednak kiedy zbierzemy się na odwagę, by przeanalizować swoją
przeszłość, i wyrobimy sobie umiejętność refleksji nad nią, a potem
ułożymy swoją opowieść w jasny i spójny sposób – ani nie uciekając
przed przeszłością, ani się w niej nie zatracając – będziemy mogli
zacząć leczyć swoje dawne rany. W ten sposób przekształcimy swój
mózg tak, by móc lepiej wspierać własne dzieci w tworzeniu z nami
bezpiecznej więzi, a ta solidna relacja stanie się dla nich źródłem
odporności psychicznej na całe życie.
Uświadomienie sobie, że to nie nasza wina, że rodzice nie byli przy
nas obecni w dzieciństwie, i że jesteśmy teraz w stanie uwolnić się
od przeszłości, na którą nie mieliśmy wpływu, może być niezwykle
wyzwalającym doświadczeniem.

KIEDY ZBIERZEMY SIĘ NA ODWAGĘ, BY PRZEANALIZOWAĆ SWOJĄ


PRZESZŁOŚĆ, I WYROBIMY SOBIE UMIEJĘTNOŚĆ REFLEKSJI NAD NIĄ, A POTEM
UŁOŻYMY SWOJĄ OPOWIEŚĆ W JASNY I SPÓJNY SPOSÓB – ANI NIE UCIEKAJĄC
PRZED PRZESZŁOŚCIĄ, ANI SIĘ W NIEJ NIE ZATRACAJĄC – BĘDZIEMY MOGLI
ZACZĄĆ LECZYĆ SWOJE DAWNE RANY. W TEN SPOSÓB PRZEKSZTAŁCIMY
SWÓJ MÓZG TAK, BY MÓC LEPIEJ WSPIERAĆ WŁASNE DZIECI W TWORZENIU
Z NAMI BEZPIECZNEJ WIĘZI, A TA SOLIDNA RELACJA STANIE SIĘ DLA NICH
ŹRÓDŁEM ODPORNOŚCI PSYCHICZNEJ NA CAŁE ŻYCIE.

Następnie dzięki temu wyzwoleniu możemy od tej pory zacząć


brać odpowiedzialność za swoje zachowanie, które my, klinicyści,
nazywamy działaniem. Jak ujął to pewien rodzic: „Nie jestem
odpowiedzialny za to, co mnie spotkało. Ale jestem odpowiedzialny
za to, co robię teraz”. Prawda jest taka, że staliśmy się tym, kim
jesteśmy, i rozwinęliśmy takie, a nie inne wzorce zachowań,
ponieważ były one elementami strategii pozwalających nam
przystosować się do określonych sytuacji. Znajdujemy strategie,
które pomagają nam sobie poradzić najlepiej, jak możemy. Inaczej
mówiąc, z czasem przystosowaliśmy się do warunków, w których
żyliśmy, i robiliśmy to, co musieliśmy robić, by przetrwać w naszych
rodzinach, szczególnie będąc dziećmi. Ale teraz, kiedy jesteśmy
dorośli, te dawne schematy strategii przetrwania mogą być dla nas
więzieniem. I dokładnie te same strategie mogły mocno wpłynąć na
dążenie naszego układu nagrody do tworzenia więzi, na nasze
sposoby wyczuwania i regulacji stanów naszego ciała, a także na
sposób, w jaki osiągnęliśmy psychowzroczność i w jaki postrzegamy
wewnętrzne umysłowe życie – nasze i innych ludzi.

Ale nie musimy tkwić w tym samym schemacie. Możemy wyzwolić


się z ograniczeń wynikających z naszych doświadczeń. Tak jak
zmieniają się relacje, tak samo mogą zmieniać się wzorce
przywiązania. Kiedy „szukamy sensu” w naszym życiu, by je
zrozumieć, nie jest to zadanie wyłącznie intelektualne. Oznacza to
także reorganizację naszych układów nagrody, regulacji funkcji
życiowych i wglądu. Szukanie sensu to niezwykle mocno integrujący
proces leżący u podstaw naszej tożsamości oraz naszej zdolności do
wchodzenia w bliskie relacje. Natomiast jeśli chodzi o rodzicielstwo,
zrozumienie własnego życia może dać nam poczucie swobody, które
pozwoli nam stać się takimi rodzicami, jakimi chcemy być.
Dzieci, których opiekun zmieni swój stosunek do nich, same mogą
doświadczyć zmiany własnego wzorca przywiązania. Tak samo jest
w przypadku dorosłych. Związek z partnerem, który ma bezpieczny
wzorzec przywiązania, może pomóc komuś z lękowym wzorcem
wykonać krok w kierunku bardziej autonomicznego wzorca
budowania relacji z innymi ludźmi. Zawsze możemy się zmienić!
Bezpieczną więź można wypracować i można się jej nauczyć. Dan
pracował kiedyś z mężczyzną po dziewięćdziesiątce, który zmienił
swoje strategie relacyjne i swój wzorzec przywiązania, dzięki czemu
zyskał więcej swobody do wyrażania miłości i był w stanie być
obecny przy swojej żonie i całej rodzinie. Jego żona zapytała wręcz
Dana, czy zrobił jej mężowi „przeszczep mózgu”.
Krótko mówiąc, nie musimy pozwalać, by nasze doświadczenia
z przeszłości dyktowały nam, jak mamy żyć i wychowywać dzieci.
Możemy zmienić tę opowieść, a co za tym idzie – również przyszłość
naszych dzieci i wnuków.
Tak naprawdę badania wykazały, że nawet jeśli rodzice muszą
wypracować sobie bezpieczny wzorzec przywiązania na późniejszym
etapie życia poprzez stworzenie spójnej opowieści, mogą
wychowywać swoje dzieci równie skutecznie jak ci, którzy mieli
bardziej optymalne dzieciństwo i mieli szczęście uzyskać tak zwaną
„ciągłą bezpieczną więź”.

NIE MUSIMY POZWALAĆ, BY NASZE DOŚWIADCZENIA Z PRZESZŁOŚCI


DYKTOWAŁY NAM, JAK MAMY ŻYĆ I WYCHOWYWAĆ DZIECI. MOŻEMY ZMIENIĆ
TĘ OPOWIEŚĆ, A CO ZA TYM IDZIE – RÓWNIEŻ PRZYSZŁOŚĆ NASZYCH DZIECI
I WNUKÓW.

By opisać konfrontację z przeszłością, Dan od lat używa


następującej analogii. Jeśli przyjmiemy, że trauma jest jak ugryzienie
przez psa, łatwo możemy zrozumieć, że naszym naturalnym
impulsem jest ucieczka przed nią. Jeśli pies ugryzie cię w rękę, a ty ją
odsuniesz, on zatopi w niej kły jeszcze mocniej i rana będzie
poważniejsza. Jeśli natomiast wepchniesz psu rękę głęboko do
gardła, zakrztusi się i uwolni twoją rękę, dzięki czemu uszkodzenia
będą mniejsze, a proces gojenia łatwiejszy. Z traumą jest dokładnie
tak samo. Naturalnie uciekamy od refleksji nad nią, bo nie chcemy,
by zalały nas bolesne wspomnienia, lub myślimy: „To przeszłość,
więc jaki jest sens rozmyślania o czymś, czego nie można zmienić?”.
Jednak w rzeczywistości przywoływanie wspomnień w połączeniu
z refleksją i tworzeniem opowieści może wpływać na pamięć.
Nieprzepracowaną stratę lub traumę można wyleczyć, a spójna
opowieść może nam dodać sił poprzez sam proces znajdowania
sensu w historii swojego życia. Niektórzy nazywają to „wzrostem
potraumatycznym”. Nikt nie każe ci powodować straty, przemocy czy
zaniedbania, ale kiedy do nich dojdzie, wykorzystaj swoją odwagę,
moc umysłu i bliskich relacji, by skoncentrować się na tej stracie czy
traumie – w ten sposób podarujesz sobie coś bardzo cennego. „Niech
wszystko w życiu będzie źródłem nauki” to mocna strategia, dzięki
której możemy rozkwitać mimo nieuniknionych i nieoczekiwanych
wyzwań życiowych. Trudności możemy potraktować jako okazje do
rozwoju. Dzięki wewnętrznej sile i satysfakcjonującym odtąd
relacjom z innymi możesz uleczyć rany oraz wzmocnić swoją
obecność i miłość.
Dla niektórych osób może to być stosunkowo prosty proces snucia
refleksji nad własną przeszłością i uczenia się, jak stworzyć spójną
opowieść o, dajmy na to, swoim ojcu i jego odrzucającym wzorcu
przywiązania. Możesz na przykład przyjrzeć się jego historii
i zrozumieć, że dorastał w ubóstwie, a jego rodzice pracowali całymi
dniami i nie byli w stanie być przy nim obecni emocjonalnie. Być
może za każdym razem, kiedy był smutny lub zdenerwowany, mówili
mu: „Przestań marudzić. Powinieneś cieszyć się z tego, co masz”.
W rezultacie mógł wytworzyć sobie unikający styl przywiązania,
który doprowadził do odrzucającego wzorca przywiązania
w relacjach z własnymi dziećmi. Na jego relacje z innymi
dominujący wpływ mogła mieć lewa półkula mózgu, wobec czego nie
odczytywał sygnałów niewerbalnych, a jego autobiograficzne
poczucie „ja”, które odsłaniał przed innymi, a także przed samym
sobą, było ograniczone. Nowo nabyta świadomość może sprawić, że
poczujesz współczucie dla ojca i powiesz: „Naprawdę zawiódł mnie
jako ojciec, ale rozumiem, dlaczego tak się stało. Nigdy nie dostał
umiejętności i zasobów emocjonalnych od własnych rodziców. Nic
dziwnego, że nie wiedział, jak być obecnym przy mnie w głębszy
i bardziej konstruktywny sposób. To było dla mnie bolesne i często
czułem się samotny, dlatego koniecznie chcę mieć bliską relację
z własnymi dziećmi, by wiedziały, że zawsze mogą do mnie przyjść.
Chcę wyczuwać, co się dzieje w ich głowach, mimo że ja sam nie
doświadczyłem takiego traktowania w dzieciństwie”.
Dla innych ten proces może być bardziej skomplikowany,
a niekiedy nawet bolesny. Możesz potrzebować wsparcia z zewnątrz.
Często niezwykle skutecznym narzędziem pomagającym nam
zrozumieć własną historię jest na przykład psychoterapia. Tak
naprawdę relacja z terapeutą może symulować relację z bezpieczną
więzią, dzięki czemu możemy poczuć się bezpieczni, dostrzeżeni,
ukojeni i pewni, składając ze sobą różne elementy historii naszych
rodziców, a także możemy podejść do ich doświadczeń z empatią
i zrozumieć, dlaczego nie udało im się być takimi rodzicami, jakich
potrzebowaliśmy. Co najważniejsze, terapia może nam pomóc
zintegrować swój mózg, ponieważ integruje ona przeszłość
z teraźniejszością, dzięki czemu możemy komunikować się
z własnym dzieckiem i być przy nim w sposób, który tworzy
bezpieczną więź – teraz, a także na przyszłość.
Wszyscy potrzebujemy spójnej opowieści, w której możemy
przedstawić historię swojego dzieciństwa – przeważnie nie naszym
dzieciom, lecz samym sobie lub bliskim nam dorosłym. Refleksja nad
naszymi doświadczeniami z rodzicami i innymi opiekunami, którzy
mieli wpływ na nasz rozwój, jest bardzo ważna, ale równie istotny
jest sposób, w jaki musieliśmy sobie poradzić z tym, co nas spotkało
lub ominęło.
Pamiętajmy, że wszyscy mamy wrodzone dążenie do
nawiązywania kontaktu z innymi ludźmi, nawet jeśli nie mieliśmy
pełnych miłości relacji w dzieciństwie. Czujemy wówczas brak
bliskości, choć często nie jesteśmy tego świadomi, i musimy
zrozumieć ból związany z tym, że w naszym życiu brakuje czegoś
ważnego. Bez spójnej opowieści z dużym prawdopodobieństwem
powtórzymy błędy naszych rodziców, przekazując dalej bolesny
spadek, który oni odziedziczyli po swoich opiekunach.
Jednak kiedy zrozumiemy nasze doświadczenia i postaramy się
pojąć, jak bardzo poranieni byli nasi rodzice, możemy przerwać ten
cykl i nie pozostawiać po sobie w spadku lękowej więzi. Możesz
zastanawiać się nad przebaczeniem. Nasz kolega po fachu
i przyjaciel, Jack Kornfield, wymyślił wspaniały sposób patrzenia na
ten ważny proces: przebaczenie to porzucenie wszelkiej nadziei na
lepszą przeszłość. Wybaczamy zatem nie po to, żeby darować komuś
jego winy i uznać, że wszystko było w porządku, lecz by pozbyć się
złudzenia, że możemy zmienić przeszłość. Akceptacja
i przebaczenie, które pojawiają się w nas, kiedy zrozumiemy swoje
życie, są niezwykle wyzwalające. Pod wieloma względami
wybaczamy również sobie, że stosowaliśmy wszystkie te strategie
adaptacyjne, do których byliśmy zmuszeni, a także zaczynamy
akceptować nie tylko osobę, jaką do tej pory byliśmy, lecz także
osobę, jaką teraz chcemy się stać.

BEZ SPÓJNEJ OPOWIEŚCI Z DUŻYM PRAWDOPODOBIEŃSTWEM


POWTÓRZYMY BŁĘDY NASZYCH RODZICÓW, PRZEKAZUJĄC DALEJ BOLESNY
SPADEK, KTÓRY ONI ODZIEDZICZYLI PO SWOICH OPIEKUNACH. JEDNAK KIEDY
ZROZUMIEMY NASZE DOŚWIADCZENIA I POSTARAMY SIĘ POJĄĆ, JAK BARDZO
PORANIENI BYLI NASI RODZICE, MOŻEMY PRZERWAĆ TEN CYKL I NIE
POZOSTAWIAĆ PO SOBIE W SPADKU LĘKOWEJ WIĘZI.

Rzadko jest to łatwe, ale pomyśl o darze, jaki przekażesz swoim


dzieciom, kiedy wykonasz tę niezwykle ważną pracę polegającą na
zrozumieniu historii własnego dzieciństwa, zarówno jego radosnych,
jak i bolesnych chwil. Jeśli stworzysz spójną opowieść o swojej
przeszłości, możesz stać się takim rodzicem, jakim chcesz być,
i przekazać swoim dzieciom bezpieczną więź, dzięki której będą
czuły się związane z tobą mocno i głęboko. Jak myślisz, kto jeszcze
dostanie ten dar? Zgadza się, twoje wnuki. I prawnuki. Wykonując
pracę nad swoim wnętrzem i wypracowując bezpieczny wzorzec
przywiązania, przerywasz cykl lękowej więzi i poprawiasz życie
kolejnych pokoleń.
W kolejnych rozdziałach omówimy szczegółowo, co to znaczy być
obecnym przy swoich dzieciach. A tymczasem nasz główny przekaz,
płynący prosto z serca, brzmi tak: niezależnie od tego, jak cię
wychowano i co przydarzyło ci się w przeszłości, jeśli tylko chcesz,
możesz być kochającym, wrażliwym rodzicem, który jest obecny
i wychowuje szczęśliwe dzieci odnoszące sukcesy i będące w pełni
sobą.

WYKONUJĄC PRACĘ NAD SWOIM WNĘTRZEM I WYPRACOWUJĄC BEZPIECZNY


WZORZEC PRZYWIĄZANIA, PRZERYWASZ CYKL LĘKOWEJ WIĘZI I POPRAWIASZ
ŻYCIE KOLEJNYCH POKOLEŃ.

Poczynając od następnego rozdziału, będziemy wyjaśniać bardzo


dokładnie, co możesz zrobić, by kultywować właśnie taką relację ze
swoimi dziećmi. Będziemy również dawać ci kolejne szanse na
zastanowienie się nad własną historią w kontekście przywiązania
i nad jej wpływem na twoje interakcje z dziećmi.

NIEZALEŻNIE OD TEGO, JAK CIĘ WYCHOWANO I CO PRZYDARZYŁO CI SIĘ


W PRZESZŁOŚCI, JEŚLI TYLKO CHCESZ, MOŻESZ BYĆ KOCHAJĄCYM,
WRAŻLIWYM RODZICEM, KTÓRY JEST OBECNY I WYCHOWUJE SZCZĘŚLIWE
DZIECI ODNOSZĄCE SUKCESY I BĘDĄCE W PEŁNI SOBĄ.
Rozdział 3

Oprócz kasków i ochraniaczy


Jak pomóc dziecku poczuć się BEZPIECZNIE

W poprzednim rozdziale skupiliśmy się na tym, jak bardzo istotne


jest, by poświęcić czas na pełniejsze zrozumienie własnej przeszłości
i jej wpływu na nasze interakcje z dziećmi. Teraz powróćmy do
czterech filarów – dawania dzieciom poczucia, że są bezpieczne,
dostrzeżone, ukojone i pewne – i omówmy dokładniej, co to znaczy
być obecnym przy swoich dzieciach. Przede wszystkim musimy
zadbać o bezpieczeństwo, dlatego jest to pierwszy z czterech filarów.
Może wydawać się oczywistością, że do zadań opiekuna należy
zapewnienie dzieciom bezpieczeństwa. Jednak z rozmów z rodzicami
z całego świata dowiedzieliśmy się, że nawet wśród zaangażowanych
i uważnych opiekunów, którzy ewidentnie chcieli dla swoich dzieci
tego, co najlepsze, wielu nigdy tak naprawdę nie zastanawiało się, co
dokładnie znaczy „zapewnić dzieciom bezpieczeństwo”. Pewne
rzeczy, o których tu wspomnimy, mogą cię zaskoczyć. Niektóre mogą
nawet wywołać uczucie dyskomfortu. Jeśli uznasz, że to, co
napiszemy na kolejnych stronach, cię nie porusza albo nie dotyczy,
to świetnie. Być może stworzyłeś już dla dziecka podstawę
bezpieczeństwa, która jest fundamentem dla tego wszystkiego,
o czym powiemy w następnych rozdziałach. Jednak z naszego
doświadczenia jako rodziców i klinicystów wynika, że dzieci wielu
opiekunów, może nawet większości z nas, przynajmniej czasami
doświadczają strachu przez to, co zrobiliśmy lub powiedzieliśmy. Jak
wkrótce wyjaśnimy, kiedy dzieci się boją lub odczuwają zagrożenie,
nie czują się bezpieczne. W ich ciałach i mózgach uaktywnia się
reakcja na zagrożenie, którą odczuwają jako przeciwieństwo
bezpieczeństwa. Czytaj zatem ten rozdział z otwartym umysłem
i sprawdź, czy to, o czym tu piszemy, może dotyczyć twojego
dziecka. Z badań wynika, że przypadki przemocy, zaniedbania
i innych negatywnych doświadczeń z dzieciństwa wywołujących
strach zdarzają się znacznie częściej, niż sądzi większość ludzi.
Oznacza to, że nawet jeśli wierzysz w swoje podejście do dzieci,
prawdopodobnie są w twoim życiu osoby – partner, członek rodziny
lub niania – które doświadczyły zachwiania fundamentów
bezpieczeństwa opisanych w tym rozdziale.
Zacznijmy od zdefiniowania pewnych pojęć. Kiedy mówimy
o pomaganiu dzieciom poczuć się bezpiecznie, chodzi nam
o bezpieczeństwo zarówno fizyczne, jak i emocjonalne i relacyjne.
Przyjrzyjmy się przykładowo Kaitlin, piątoklasistce, której na
pierwszy rzut oka wiedzie się w życiu idealnie. Jest zdrowa i bystra,
ma dwoje rodziców, którzy wciąż są małżeństwem, i choć jej rodzina
nie jest bogata, mają dużo jedzenia i czyste, pewne i, wydawałoby
się, stabilne mieszkanie, a ponadto wszystko wskazuje na to, że nic
jej nie grozi. Innymi słowy, jest całkowicie bezpieczna –
przynajmniej patrząc na jej sytuację z zewnątrz.
Jednak za zamkniętymi drzwiami jej świat wygląda zupełnie
inaczej. Zwłaszcza kiedy jest z ojcem, Craigiem, który wdziera się
w jej życie jak burza, często ją krytykuje, wychodzi z siebie i na nią
krzyczy, nawet kiedy nie zrobiła niczego złego. Z powodu drobnych
przewinień, takich jak zostawienie bluzy w salonie lub
niewstawienie talerza do zlewu po obiedzie, często spotyka ją jego
potępienie lub nawet wściekłość. Ojciec reaguje gniewem, nawet
kiedy dziewczynka przypadkiem zacznie sobie nucić w sobotnie
popołudnie, gdy on ogląda mecz. Z kolei w innych sytuacjach córka
jest biernym widzem, ze strachem obserwującym, jak tata krzyczy na
jej młodszego brata. Czasem, kiedy ojciec jest w wyjątkowo podłym
nastroju, zaczyna czepiać się wyglądu Kaitlin, jej ubrań, a nawet
wagi.
W takiej sytuacji jasne jest, że istnieją różne rodzaje
bezpieczeństwa. Choć podstawowe potrzeby fizyczne Kaitlin są
zaspokojone, pod względem emocjonalnym opieka ojca
zdecydowanie nie daje jej poczucia bezpieczeństwa. Dziewczynka
nie może nawet się odprężyć we własnym domu. Ewidentnie nie
czuje się bezpiecznie na poziomie emocjonalnym. Tak naprawdę nie
może nawet bezpiecznie wyrażać własnych uczuć. Kiedy płacze
w reakcji na złość lub krytykę ze strony ojca, on poniża ją, krzycząc:
„Dlaczego musisz być taka nadwrażliwa? Nie jesteś małym
dzieckiem”. Albo obwinia ją za emocjonalną reakcję, mówiąc:
„Kiedyś będziesz musiała się uodpornić”.
Dobra wiadomość w tej sytuacji jest taka, że Kaitlin ma kogoś po
swojej stronie – swoją matkę, Jennifer. Choć Jennifer nie zawsze ma
dość odwagi, by stanąć w obronie Kaitlin, kiedy Craig poniża
dziewczynkę, mimo wszystko jest ona dla córki stałym źródłem
wsparcia i otuchy, bezpieczną przystanią, chroniącą przed
wybuchami ojca. W rezultacie mimo strachu Kaitlin rozwija pewną
odporność w tym aspekcie funkcjonowania. Tak naprawdę radzi
sobie dobrze w różnych dziedzinach życia: uwielbia szkołę i swoich
przyjaciół, a także czerpie radość z rozmaitych zajęć, w których
uczestniczy. Jednak negatywne, upokarzające doświadczenia
z udziałem ojca prawdopodobnie odbiją się na jej ogólnej odporności
psychicznej oraz na sposobie, w jaki jej układ nerwowy nauczy się
reagować na stres i konflikt. Dziewczynka będzie prawdopodobnie
reagowała bardziej bezbronnie na różne trudności zarówno
w dzieciństwie, jak i w przyszłości. Fakt, że ma pierwotną bezpieczną
więź z matką, czyli osobą, z którą spędza najwięcej czasu, do
pewnego stopnia zniweluje ten niekorzystny wpływ na jej rozwój.
Gdyby natomiast to Craig był głównym opiekunem, szkodliwe
interakcje prawdopodobnie wpłynęłyby na rozwój Kaitlin znacznie
mocniej.
Wszędzie słyszymy od rodziców, że martwią się podejściem
wychowawczym swojego partnera: „Nie znoszę tego, jak mój mąż
mówi do naszych dzieci, a on uważa, że ja je rozpieszczam” albo
„Moja żona po prostu nie rozumie idei wspierania dzieci. Traktuje je
tak, jakby to była musztra”. Również często słyszymy, że jedno
z rodziców martwi się, że drugie straszy dziecko swoim krzykiem,
łatwym wpadaniem we frustrację, a nawet zbyt niedelikatnym
stosunkiem do ciała dziecka. Wspomnieliśmy już, że dla dziecka
ogromne znaczenie może mieć fakt, że ma choćby jednego opiekuna,
który jest obecny fizycznie i emocjonalnie. Rozwiniemy tę myśl
w dalszej części książki. Kaitlin ma rozmaite doświadczenia
z rodzicami, zarówno dobre, jak i złe, a zróżnicowana dynamika
relacji rodzinnych między całą trójką pokazuje nam bardzo wiele,
jeśli chodzi o znaczenie bezpieczeństwa w relacji.
Bezpieczeństwo: przeciwieństwo zagrożenia
Abyśmy mieli jasność co do tego, co oznacza „bezpieczeństwo”
w kontekście bezpiecznej więzi, zacznijmy od podstaw. Po pierwsze,
chodzi o przetrwanie i zaspokojenie podstawowych potrzeb
fizjologicznych dziecka: jedzenia, schronienia i ochrony. Chodzi
również o ogólnie pojmowane zdrowie. Staramy się ograniczać fast
foody i zachęcamy do jedzenia warzyw. Pilnujemy, żeby dzieci były
posmarowane kremem z filtrem przeciwsłonecznym i żeby myły
zęby. A także, co równie istotne, chronimy je przed krzywdą fizyczną
i emocjonalną – ze strony innych osób i nas samych.
Nasze dzieci wiedzą, że dbanie o ich bezpieczeństwo to nasza
powinność. To oczekiwanie jest mocno zakodowane w ich mózgach.
Kiedy w relacji z bezpieczną więzią pojawia się zagrożenie, nasze
dzieci instynktownie wiedzą, że muszą przyjść do nas. Ich geny,
a także mózg, który został przez te geny ukształtowany, przez całe
tysiąclecia ewolucji wytworzyły w nich głębokie, trwałe,
automatyczne przekonanie, że zadaniem opiekuna jest zapewnienie
dziecku bezpieczeństwa. Zatem kiedy napotykają zagrożenie, ich
mózg wysyła sygnał mówiący, że mają znaleźć mamę, tatę lub inną
figurę przywiązania – natychmiast. Cała uwaga mózgu i wszystkie
zasoby ciała w pierwszej kolejności koncentrują się na przetrwaniu
i dążeniu do bezpieczeństwa.
Tak było w przypadku ssaków przez całą naszą długą historię
ewolucji. Kiedy szympans w dżungli słyszy coś niepokojącego albo
widzi drapieżnika, instynkt nakazuje mu natychmiast udać się do
figury przywiązania. Figura przywiązania chroni go: łapie go i ucieka
albo zasłania go swoim ciałem i walczy. Potem zagrożenie mija lub
okazuje się, że go nie było, bo niepokojący dźwięk wydała spadająca
gałąź. Wówczas opiekun daje dziecku sygnał: „Trzymam cię. Nic ci
się nie stanie. Jesteś bezpieczny”.

BEZPIECZEŃSTWO JEST PIERWSZYM KROKIEM DO SILNEJ WIĘZI: OPIEKUN


SPRAWIA, ŻE DZIECKO JEST BEZPIECZNE, I DLATEGO ONO CZUJE SIĘ
BEZPIECZNE.
Bezpieczeństwo jest zatem przeciwieństwem zagrożenia. Jest też
pierwszym krokiem do silnej więzi: opiekun sprawia, że dziecko jest
bezpieczne, i dlatego ono czuje się bezpieczne.
To poczucie bezpieczeństwa wynika z tego, że układ nerwowy
doświadcza bezpieczeństwa w sensie fizjologicznym i wytwarza stan
głębokiego zaufania, umożliwiający optymalny rozwój i odporność
psychiczną w obliczu wyzwań życiowych. A wszystko to zaczyna się
od konsekwentnego przekazu od opiekuna: „Jestem tu dla ciebie.
Ochronię cię. Jestem gniazdem, bezpiecznym schronieniem, na
którym możesz polegać. Kiedy będziesz się bać albo znajdziesz się
w niebezpieczeństwie, zawsze tu będę. Możesz na to liczyć. Ochronię
cię i zapewnię ci bezpieczeństwo”.
Kiedy pojawia się zagrożenie lub sama możliwość jego
wystąpienia, rodzice chronią swoje dzieci. Im lepiej nasze dzieci
wiedzą, że mogą liczyć na bezpieczeństwo, tym bezpieczniejsza
może się stać więź dziecko-rodzic. Bezpieczeństwo jest
fundamentem przywiązania. Dzięki niemu dzieci czują, że są
w relacji i że są chronione.

BEZPIECZEŃSTWO JEST FUNDAMENTEM PRZYWIĄZANIA. DZIĘKI NIEMU


DZIECI CZUJĄ, ŻE SĄ W RELACJI I ŻE SĄ CHRONIONE.

Niestety nie wszyscy rodzice zapewniają dzieciom ten rodzaj


bezpieczeństwa. Zastanówmy się, czym różni się perspektywa
dziecka, które czuje się bezpiecznie, od perspektywy takiego, które
się tak nie czuje.
Bezpieczeństwo wpływa w znacznej mierze na nasze interakcje
z otoczeniem – od samego początku. Regulujące obwody mózgowe
kształtują się głównie w pierwszych trzech latach życia. Następnie,
kiedy dziecko rośnie, a kora przedczołowa dojrzewa w dzieciństwie
i wieku nastoletnim, wiele zależy od tego, czy doświadczyło ono
ogólnego poczucia bezpieczeństwa. Jeśli nie, musi pozostawać
w stanie zwiększonej czujności i lęku, by wypatrywać zagrożeń
i dbać o swoje bezpieczeństwo – samodzielnie. Musi przeznaczać
duże ilości zasobów na nadmierną czujność i obserwację otoczenia
lub nawet twarzy opiekunów w poszukiwaniu zbliżających się
zagrożeń. Natomiast jeśli opiekunowie odpowiednio je chronili
i zapewniali mu bezpieczeństwo na świecie, dziecko wie, że
w trudnej sytuacji ktoś otoczy je opieką i mu pomoże.
To ogólne poczucie bezpieczeństwa na świecie ma znaczące
konsekwencje. Kiedy dziecko jest pewne bezpieczeństwa (w
przeciwieństwie do sytuacji, w której musi mierzyć się
z zagrożeniami samo i dlatego wciąż odczuwa strach), może skupić
się na bardziej produktywnych czynnościach, które tworzą
połączenia mózgowe. Może przeznaczać więcej czasu i zasobów na
naukę, doskonalenie umiejętności społecznych, dbanie o relacje
społeczne, rozwijanie talentów i pasji, naukę rozwiązywania
problemów i regulowania emocji, a także poznawanie świata
z ciekawością. Zagrożenie powoduje w mózgu stan reaktywności
i walki o przetrwanie, natomiast bezpieczeństwo wprowadza mózg
w stan receptywności, ciekawości i uczenia się, a także optymalnego
rozwoju.

Dlatego powinniśmy napełniać „bak” naszego dziecka, by pomóc


mu się rozwijać ze świadomością, że jest bezpieczne, zarówno
fizycznie, jak i emocjonalnie, i że choć na świecie istnieją pewne
zagrożenia, ono przezwycięży trudności i wyjdzie z nich jeszcze
silniejsze.
Na tym polega odporność psychiczna, o której tak często
wspominamy w swoich książkach. To właśnie dlatego pozytywna
obecność matki w życiu Kaitlin częściowo niweluje szkodliwy wpływ
częstych wybuchów złości i poniżających komentarzy ojca. Jakość
naszej obecności w życiu dzieci ma swoje konsekwencje. Kiedy dzieci
wiedzą, że jesteśmy przy nich obecni, mogą cieszyć się poczuciem
bezpieczeństwa i zaufania, które obniża u nich stres i stwarza
wewnętrzne poczucie pewności. W ten sposób dbanie
o bezpieczeństwo w bezpośredni sposób przyczynia się do powstania
poczucia wewnętrznego dobrostanu.

JEŚLI CHODZI O ZADBANIE O BEZPIECZEŃSTWO I POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA


DZIECI, RODZICE MAJĄ DWA GŁÓWNE ZADANIA. PIERWSZE POLEGA NA
CHRONIENIU ICH PRZED KRZYWDĄ. DRUGIE NATOMIAST NA TYM, BY SAMEMU
NIE STAĆ SIĘ ŹRÓDŁEM STRACHU I ZAGROŻENIA.

Dwa główne zadania rodziców w zakresie


zapewnienia bezpieczeństwa
W takim razie to całkiem proste. Jeśli chodzi o zadbanie
o bezpieczeństwo i poczucie bezpieczeństwa dzieci, rodzice mają
dwa główne zadania. Pierwsze polega na chronieniu ich przed
krzywdą. Drugie natomiast na tym, by samemu nie stać się źródłem
strachu i zagrożenia.
Istnieją rozmaite kroki, które możemy podjąć, by pomóc dzieciom
poczuć się bezpiecznie, ale możemy też wpływać na nie odwrotnie,
tak że będą musiały funkcjonować z niestabilnymi fundamentami.
Przyjrzyjmy się kilku sytuacjom, w których zawodzimy nasze dzieci,
ponieważ ich nie chronimy.
W najbardziej ekstremalnych przypadkach nie chronimy ich przed
traumatycznymi przeżyciami. Traumę można zdefiniować jako
doświadczenie, które stanowi zagrożenie dla naszego przetrwania
lub burzy nasze poczucie sensu, czyli sposób, w jaki pojmujemy
życie. Dlatego na przykład rodzic, który wraca do domu pijany i nie
jest w stanie funkcjonować, może być dla dziecka źródłem traumy,
nawet jeśli go nie atakuje, ponieważ dziecko może nie rozumieć
nowego, niepokojącego, a być może nawet przerażającego
zachowania rodzica. Przemoc i zaniedbanie, zwłaszcza jeśli trwają
długo, są najbardziej oczywistymi przykładami zagrożeń dla
integralności psychicznej dziecka i bez żadnej interwencji mogą
prowadzić do problemów ciągnących się przez całe życie oraz
wpływać na fizjologię, rozwój, podejście do więzi i relacji. Krótko
mówiąc, poważne zagrożenia mogą aktywować u dziecka reakcję
walki, ucieczki, zastygnięcia w bezruchu lub omdlenia, a kiedy to
rodzic jest źródłem zagrożenia, ma to kluczowe znaczenie dla
tworzenia więzi. Kiedy niebezpieczne sytuacje się powtarzają,
a dziecka nie chroni żaden opiekun, wszystkie te doświadczenia
mogą doprowadzić do wytworzenia się zdezorganizowanego stylu
przywiązania, który omówiliśmy w poprzednim rozdziale.
Praktycznie rzecz ujmując, według badań zdezorganizowany styl
przywiązania ma różne niepokojące skutki, takie jak fragmentacja
poczucia „ja”, trudność z regulacją emocji, problemy w bliskich
relacjach, dysocjacja lub zaburzenia świadomości w obliczu wyzwań
i stresorów, a także problemy z jasnym myśleniem w stresujących
sytuacjach. Zdezorganizowany styl przywiązania wynikający
z ekstremalnej traumy rozwojowej może naprawdę mocno utrudnić
życie, nawet jeśli dziecko doświadcza bezpieczeństwa w innych
aspektach.
Nawet kiedy rodzice sprawują odpowiednią opiekę i niezawodnie
chronią swoje dzieci, mogą mieć miejsce traumatyczne wydarzenia
spowodowane przez kogoś innego. Niestety w na-szym świecie może
dojść do spotkań ze starszymi dziećmi, nastolatkami lub osobami
dorosłymi, które zdobędą zaufanie naszych dzieci, ale z czasem
zaczną stosować wobec nich przemoc. Świadomość, że może się tak
zdarzyć, oznacza proaktywne i przemyślane podejście do sytuacji,
w których może znaleźć się nasze dziecko, a także zwracanie uwagi
na wszelkie zmiany w jego zachowaniu, mogące świadczyć o tym, że
kiedy dziecko przebywało pod opieką kogoś innego, stało się coś
niepokojącego. Z badań wynika, że jako niezawodna figura
przywiązania możemy stanowić bezpieczną bazę w przypadku, kiedy
dojdzie do traumy niezwiązanej z figurą przywiązania. Ważne jest,
by wiedzieć, że jeśli nasze dziecko doświadczy traumy, istnieją
specjaliści, którzy mogą pomóc mu ją przepracować i zaoferować mu
wsparcie.
By pokazać, jak wielki wpływ może mieć wczesna trauma, chcemy
przedstawić badania nad negatywnymi doświadczeniami
z dzieciństwa (Adverse Childhood Experiences, ACE), wciąż
prowadzone przez Centers for Disease Control i Kaiser Permanente.
Od 1994 roku ankiety na temat różnych negatywnych doświadczeń
z dzieciństwa wypełniło ponad piętnaście tysięcy osób dorosłych.
Wyniki były fascynujące, a jednocześnie przygnębiające – badacze
byli bowiem zaskoczeni powszechnością znaczących stresorów
w dzieciństwie, a także stopniem korelacji pomiędzy traumą
wczesnodziecięcą i innymi negatywnymi doświadczeniami
a znanymi czynnikami ryzyka, takimi jak palenie papierosów,
nadużywanie alkoholu, otyłość i choroby będące głównymi
przyczynami śmierci. Możemy tu przedstawić jedynie ogólny zarys
badania nad ACE, ale jeśli uznasz te informacje za interesujące i/lub
związane z twoim życiem, zachęcamy do przeczytania więcej na ten
temat.
Badacze zapytali uczestników o dziesięć negatywnych
doświadczeń z dzieciństwa, które, niestety, przydarzają się dzieciom
bardzo często:

• Przemoc: emocjonalna
• Przemoc: fizyczna
• Przemoc: seksualna
• Zaniedbanie: emocjonalne
• Zaniedbanie: fizyczne
• Dysfunkcja w rodzinie: przemoc domowa
• Dysfunkcja w rodzinie: nadużywanie środków odurzających
• Dysfunkcja w rodzinie: choroba psychiczna
• Dysfunkcja w rodzinie: separacja/rozwód rodziców
• Dysfunkcja w rodzinie: członek rodziny w więzieniu
Dziesięć wymienionych powyżej podpunktów na pewno nie mieści
w sobie wszystkich niekorzystnych doświadczeń, z którymi mierzą
się dzieci. Lista nie obejmuje przykładowo sytuacji, w której rodzic
cierpi na chorobę przewlekłą, dorastania w niebezpiecznej dzielnicy,
bycia świadkiem przemocy, spędzania czasu w dysfunkcyjnej
rodzinie zastępczej ani śmierci któregoś z rodziców lub rodzeństwa.
Analizując tych dziesięć czynników, badacze odkryli, że właśnie te
negatywne doświadczenia z dzieciństwa są nie tylko powszechne,
lecz także mocno powiązane ze sobą. Ktoś, kto doświadczył jednego
z nich, prawdopodobnie zetknął się też z innym. Ponadto należy
zauważyć, że badanie to wykazało, że kumulacja ACE może mieć
negatywne konsekwencje przez całe życie przy założeniu braku
interwencji.
Łączny wynik ACE danej osoby to liczba pojedynczych
negatywnych doświadczeń z dzieciństwa, które były jej udziałem.
Wynik 0 oznaczałby, że dana osoba nie zgłosiła żadnego wydarzenia
z powyższych kategorii. Gdyby wymieniła, dajmy na to, przemoc
fizyczną, zaniedbanie emocjonalne i kontakt z przemocą domową,
osiągnęłaby wynik 3, ponieważ podałaby trzy doświadczenia.
Niezwykłe w tej skali jest to, że pokazuje ona, jak ujmują to
naukowcy, „skumulowane skutki biologiczne stresorów z okresu
dzieciństwa”. Mówiąc prościej, chodzi o korelację pomiędzy
wynikiem ACE a funkcjonowaniem mózgu i całego organizmu.
Z wysokimi wynikami ACE łączy się negatywny wpływ na rozwój
społeczny, emocjonalny i poznawczy, a także zagrożenia dla
zdrowia, niepełnosprawność, choroby, a nawet umieralność
w młodym wieku. Zauważmy, co to oznacza: kiedy dzieci przechodzą
przez różne niekorzystne doświadczenia, nie są to jedynie
pojedyncze bolesne momenty w ich życiu. Przeciwnie, zaburzają one
rozwój neurologiczny i mogą mieć wpływ na ogólnie pojęte zdrowie
dzieci przez całe ich życie, na ich umiejętność nawiązywania relacji
z innymi ludźmi, na ich zdolność do przezwyciężania trudności i na
ogólną jakość życia, a nawet na jego oczekiwaną długość. Im wyższy
wynik ACE, tym więcej wyzwań życiowych i tym większy wpływ na
rozwój.
Co więcej, należy podkreślić, że badanie analizowało całkowity
wpływ negatywnych doświadczeń z dzieciństwa i nie uwzględniało
ewentualnego wsparcia profesjonalistów lub rodziców, które mogły
otrzymać dzieci w celu przezwyciężenia negatywnych doświadczeń.
Jeśli chcesz poczytać, jak można pomóc osobom, które doświadczyły
tego typu problemów, polecamy książkę The Deepest Well autorstwa
Nadine Burke Harris. Pokazuje ona, że naprawdę można
przezwyciężyć nawet poważną traumę. Dlatego, choć oczywiście
powinniśmy starać się unikać traumy, mamy dobre powody do
wielkiego optymizmu, ponieważ dzięki interwencji można
zniwelować szkodliwy wpływ negatywnych doświadczeń
z dzieciństwa.
Główny wniosek z tego badania jest taki, że ogromne znaczenie
ma lepsze zrozumienie negatywnych doświadczeń z dzieciństwa,
ponieważ może to pomóc w poradzeniu sobie z trudnościami,
a także zapobiec najpoważniejszym problemom zdrowotnym
i społecznym, z jakimi zmaga się społeczeństwo. Ponadto
nauczyciele, opiekunowie przedszkolni, pracownicy służby zdrowia
i inni profesjonaliści powinni zdobywać wiedzę o traumie, by
rozumieć, jak wpływa ona na zachowanie, regulację emocji i naukę,
oraz by podchodzili do trudnych zachowań z większym
zrozumieniem i reagowali w adekwatny i pomocny sposób. Niestety
bez odpowiedniej znajomości tematyki związanej z traumą rodzice,
szkoła, różne organizacje i profesjonaliści mogą wyrządzić jeszcze
więcej zła, wywołując jeszcze większy strach swoimi reakcjami na
zachowania i reaktywność, które często pojawiają się w wyniku
traumy.

NAUCZYCIELE, OPIEKUNOWIE PRZEDSZKOLNI, PRACOWNICY SŁUŻBY


ZDROWIA I INNI PROFESJONALIŚCI POWINNI ZDOBYWAĆ WIEDZĘ O TRAUMIE,
BY ROZUMIEĆ, JAK WPŁYWA ONA NA ZACHOWANIE, REGULACJĘ EMOCJI
I NAUKĘ, ORAZ BY PODCHODZILI DO TRUDNYCH ZACHOWAŃ Z WIĘKSZYM
ZROZUMIENIEM I REAGOWALI W ADEKWATNY I POMOCNY SPOSÓB.

Z tematem tej książki bardziej wiąże się fakt, że jako rodzice


robimy wszystko, by zapobiec jak największej liczbie ACE u naszych
dzieci. Pod wieloma względami właśnie na tym polega
bezpieczeństwo. Trzeba jednak zaznaczyć, że choć badanie nad ACE
dało przejmujące wyniki, nie obejmowało ono osób, u których
interweniował terapeuta, ani nie uwzględniało pozytywnych
doświadczeń z dzieciństwa. Zatem wyniki tego badania nie powinny
nas załamywać, lecz raczej motywować do minimalizowania
przeszkód na drodze do rozwoju. Mimo wszystko, kiedy dojdzie do
ACE, powinniśmy wzmacniać pozytywne, wspierające relacje
i interweniować, tak by zmniejszyć jego wpływ poprzez ograniczenie
reakcji stresowej i poprawę umiejętności regulowania emocji
u dziecka.
Jak można to zrobić najlepiej? Zapewniając dziecku bezpieczną
więź. Widzimy, jak dużą szkodę mogą wyrządzać rodzice, którzy nie
dają dzieciom wrażliwej, niezawodnej opieki, a tym bardziej tacy,
którzy sami stają się dla nich źródłem zagrożenia lub przerażenia.
Pamiętajmy też, że tylko niektóre z ACE podpadają pod kategorię
przemocy. Można negatywnie wpłynąć na dzieci na wiele sposobów,
również nieujętych na liście zastosowanej w badaniu ACE.
Na przykład kilka lat temu Tina pracowała z rodziną w sytuacji,
która, niestety, zdarza się częściej, niż moglibyście się spodziewać.
Rodzice byli krótko po rozwodzie, a matka nadużywała alkoholu.
Kiedy syn był u niej w mieszkaniu, a ona piła, często traciła nad sobą
kontrolę, wściekała się i wrzeszczała na chłopca, w związku z czym
bardzo się bał. Co gorsza, kiedy mówił, że się boi i prosił
o pozwolenie na telefon do ojca, matka się nie zgadzała i zaczynała
zachowywać się jeszcze bardziej przerażająco. Ten rodzaj strachu
powoduje omówiony wcześniej biologiczny paradoks, mianowicie
rodzic – który ma chronić dziecko przed zagrożeniem – sam staje się
jego źródłem. Paradoks ten, w literaturze nazywany „strachem bez
rozwiązania”, może doprowadzić do znacznych szkód
emocjonalnych i wytworzenia zdezorganizowanego wzorca
przywiązania. Przypomnijmy jeszcze, że problem polega na tym, że
jeden z powiązanych ze sobą obwodów mózgowych – ssaczy system
przywiązania – nakazuje dziecku udać się do figury przywiązania,
natomiast inny obwód – starszy, gadzi system reakcji na zagrożenie
i przetrwania – krzyczy: „Uciekaj przed zagrożeniem!”. Jedno ciało,
dwie przeciwne komendy. Nie ma żadnej ustalonej strategii, więc
umysł dziecka ulega fragmentacji. Mózg dezorganizuje się i nie wie,
jak przetworzyć tę sytuację nierozwiązywalnego strachu i te różne
stany, których nie sposób pogodzić pod względem neurologicznym.
Zawsze gdy rodzice nadużywają substancji psychoaktywnych,
ryzykują narażenie swoich dzieci na niebezpieczeństwo, ponieważ
mogą nie być w stanie zapewnić im odpowiedniej ochrony lub mogą
sami wyrządzić im krzywdę. Prawda jest taka, że co roku wiele szkół
musi interweniować, ponieważ rodzic przyjeżdżający po dziecko jest
pod wyraźnym wpływem jakiejś substancji. Jeśli podejrzewasz, że
możesz mieć problem z uzależnieniem, zachęcamy cię do rozmowy
ze specjalistą i zajęcie się tą kwestią jak najszybciej. Jeśli nie dla
siebie, zrób to dla swoich dzieci. Nadużywając substancji
psychoaktywnych, opiekunowie sprzeniewierzają się jednocześnie
dwóm zadaniom rodzica: chronieniu dzieci i dbaniu o to, by samemu
nie stać się dla nich źródłem zagrożenia.

JEŚLI PODEJRZEWASZ, ŻE MOŻESZ MIEĆ PROBLEM Z UZALEŻNIENIEM,


ZACHĘCAMY CIĘ DO ROZMOWY ZE SPECJALISTĄ I ZAJĘCIE SIĘ TĄ KWESTIĄ JAK
NAJSZYBCIEJ. JEŚLI NIE DLA SIEBIE, ZRÓB TO DLA SWOICH DZIECI.
NADUŻYWAJĄC SUBSTANCJI PSYCHOAKTYWNYCH, OPIEKUNOWIE
SPRZENIEWIERZAJĄ SIĘ JEDNOCZEŚNIE DWÓM ZADANIOM RODZICA:
CHRONIENIU DZIECI I DBANIU O TO, BY SAMEMU NIE STAĆ SIĘ DLA NICH
ŹRÓDŁEM ZAGROŻENIA.

Co oczywiste, to samo dotyczy przemocy i zaniedbania (które jest


najpowszechniejszym źródłem traumy u dzieci). Jeśli którekolwiek
z opisanych doświadczeń brzmi znajomo lub masz świadomość, że
krzywdzisz swoje dziecko i powiększasz jego wynik ACE (albo robi to
ktoś inny), zachęcamy do szukania pomocy. Możesz zacząć od
zaufanego przyjaciela, a potem, jeśli będzie taka potrzeba, udać się
po wsparcie do psychologa, terapeuty lub lekarza. Kochasz swoje
dzieci i za nic w świecie nie chcesz mieć negatywnego wpływu na ich
rozwój. Jednak prawdopodobnie będziesz potrzebować pomocy, by je
chronić – czy to przed sobą, czy przed kimś innym. Rodzice, którzy
stosują wobec dzieci przemoc lub je zaniedbują, często sami
doświadczyli traumy w przeszłości. Ważne jest, by znaleźli w sobie
odwagę, by zacząć się leczyć i stać się źródłem poczucia
bezpieczeństwa, a nie przerażenia.
Dobrym przewodnikiem opisującym kroki konieczne do
zrozumienia swojego życia i uwolnienia się od przeszłości, by stać
się rodzicem, jakim w głębi serca chcesz być, jest książka Dana
napisana wspólnie z Mary Hartzell, Świadome rodzicielstwo. Jeśli się
nad tym zastanowić, w pełni rozwinięte piętro mózgu ma poczucie,
że stanowi pewną całość, i potrafi z wglądem poddawać refleksji
wewnętrzne procesy własnego umysłu, a także empatycznie
wyczuwać i szanować to, co dzieje się we wnętrzu innej osoby.
Zintegrowany stan mózgu umożliwia dwie kluczowe funkcje: wgląd
i empatię. Jeśli dochodzi do przemocy lub zaniedbania, oznacza to,
że rodzic ma poważnie zaburzoną empatię oraz współczucie, co
może mieć związek z tym, jak został wychowany albo jaką strategię
wchodzenia w relacje z innymi ludźmi sobie wykształcił. Może mieć
również problemy z wglądem. Zachęcamy cię do wzięcia pod uwagę
faktu, że wszyscy rodzimy się ze zdolnością do odczuwania miłości
i troski o innych, ale wielu z nas musiało przystosować się do życia
z nieoptymalnym stylem przywiązania. Nigdy nie jest za późno, by
zastanowić się nad wydarzeniami z naszego życia i rozpocząć proces
naprawczy dzięki samorozumieniu, by odzyskać tę zdolność troski.

WSZYSCY RODZIMY SIĘ ZE ZDOLNOŚCIĄ DO ODCZUWANIA MIŁOŚCI I TROSKI


O INNYCH, ALE WIELU Z NAS MUSIAŁO PRZYSTOSOWAĆ SIĘ DO ŻYCIA
Z NIEOPTYMALNYM STYLEM PRZYWIĄZANIA. NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO, BY
ZASTANOWIĆ SIĘ NAD WYDARZENIAMI Z NASZEGO ŻYCIA I ROZPOCZĄĆ
PROCES NAPRAWCZY DZIĘKI SAMOROZUMIENIU, BY ODZYSKAĆ TĘ ZDOLNOŚĆ
TROSKI.

Z naszego wieloletniego doświadczenia z pracy z wieloma


osobami wynika, że wyleczenie swojego wnętrza umożliwia takie
relacje, o jakich ludzie często marzyli, nawet jeśli nie byli tego
wcześniej świadomi. Oboje byliśmy świadkami takich procesów
leczenia, pracując z dorosłymi dziećmi i ich rodzicami i pomagając
im przezwyciężyć zamęt, który takie zakłócone relacje mogą
powodować przez wiele pokoleń.
Przed czym jeszcze nie chronisz swoich dzieci?
Oprócz przemocy i zaniedbania są również inne ACE, które mogą
mieć wpływ na dzieci i ich rozwój. Nawet jeśli masz pewność, że nie
krzywdzisz dzieci w najbardziej ekstremalny sposób, zastanów się,
czy twoje dzieci mogą być narażone na poczucie zagrożenia i strach
podczas typowych interakcji w waszej rodzinie. Czasami, na
przykład, rodzice wchodzą na oczach dzieci w ostry konflikt, krzyczą
na siebie, a także stosują agresję słowną, emocjonalną i fizyczną.
Jeśli dziecko wielokrotnie jest świadkiem takich sytuacji, a rodzice
wywołują u niego strach, może to zaburzyć tworzenie się
bezpiecznej więzi. Niedawne badania wykazały wręcz, że jeśli
rodzice niemowlęcia rozmawiają bardzo gniewnie, a dziecko to
słyszy, to nawet jeśli śpi, występują u niego intensywniejsze reakcje
układu nerwowego w częściach mózgu odpowiedzialnych za emocje,
reakcje na stres oraz regulację. Na poziomie fizjologicznym
doświadcza poczucia zagrożenia, a nie bezpieczeństwa. To nie
oznacza, że rodzice nigdy nie powinni się kłócić. Konflikty są
nieuniknione, a przy odpowiednim podejściu wręcz zdrowe
i potrzebne. Jednak należy zwracać uwagę na obecność dzieci i na to,
jak dorośli w domu radzą sobie z konfliktami, a także pamiętać, jaki
wpływ interakcje rodziców mogą mieć na dzieci. Rodzice powinni
chronić dzieci przed przerażającymi konfliktami, w których
uczestnicy nie okazują sobie nawzajem szacunku. Jeśli obie osoby są
zbyt rozzłoszczone, by porozmawiać o danej sprawie w bezpieczny
i uprzejmy sposób, lepiej poczekać, aż się uspokoją lub przynajmniej
aż nie będzie przy nich dzieci.
Jest mnóstwo innych doświadczeń, które nie prowadzą co prawda
do zdezorganizowanego stylu przywiązania, ale mogą odbierać
naszym dzieciom poczucie bezpieczeństwa. Dzieci mogą na przykład
doznać krzywdy, kiedy zobaczą pewne elementy rzeczywistości, na
które nie są gotowe pod względem rozwojowym. Filmy, gry wideo,
fotografie i media społecznościowe mogą skrzywdzić dzieci,
pokazując im obrazy, których ich młode umysły jeszcze nie są
w stanie przetworzyć w zdrowy sposób. Oczywiście nie wszystkie
media są szkodliwe, ale przerażające obrazy, wizje i tematy mogą
przytłoczyć dzieci, natomiast treści o tematyce seksualnej,
nieodpowiednie na danym etapie rozwoju, mogą zaburzyć u dziecka
poczucie bezpieczeństwa i pewności. To samo dotyczy historii
opowiadanych przez inne dzieci i starsze rodzeństwo, a także bycia
świadkiem lub ofiarą dręczenia w szkole.

Rodzice mogą nieświadomie osłabiać poczucie bezpieczeństwa


u dzieci
Nawet jeśli rodzice nie stosują wobec dzieci przemocy fizycznej,
mogą oczywiście nadwerężać ich bezpieczną więź, jeśli je
upokarzają, zawstydzają, krzyczą na nie lub umyślnie je straszą, by
je zdyscyplinować lub wymusić współpracę. Lub jeśli tworzą sytuacje
pełne napięcia i złości, na przykład kiedy rozwiedzeni rodzice
spotykają się, żeby „oddać dziecko” temu drugiemu, i ich interakcja
jest pełna wrogości. Kiedy rodzic jest reaktywny i rozzłoszczony na
drugiego rodzica, krytykuje go, każe dziecku wybrać, po czyjej jest
stronie, lub używa dziecka do przekazywania negatywnych treści
pomiędzy dorosłymi, może to spowodować stan intensywnego
stresu, którego dziecko nie może zmienić ani uniknąć. W takich
przypadkach, zamiast doprowadzić do stabilizacji i ją ugruntować,
kiedy dziecko tego najbardziej potrzebuje, rodzice mogą
nieumyślnie nadszarpywać u niego poczucie bezpieczeństwa.
Dobrym przykładem mogą tu być doświadczenia Kaitlin z jej ojcem.
Takie doświadczenia, choć zwykle mniej ekstremalne niż przemoc,
są powszechne w większej liczbie rodzin niż się ludziom wydaje.
I choć stresory te nie muszą doprowadzić do wytworzenia
zdezorganizowanego stylu przywiązania, mimo wszystko mogą
aktywować reakcję na zagrożenie i stać się źródłem stanu, który jest
przeciwieństwem bezpieczeństwa i pewności. W związku z tym
sprawiają one, że nie wywiązujemy się z dwóch fundamentalnych
zadań rodzicielskich. Jeśli pozwalasz, by twoje dziecko doświadczało
strachu lub ty go powodujesz zamiast być źródłem poczucia
bezpieczeństwa, nie tylko wyrządzasz dziecku krzywdę, lecz także
osłabiasz waszą relację.

Nadopiekuńczość nie jest rozwiązaniem


Czasem jednak tak bardzo martwimy się, że nasze dziecko spotka coś
złego, że próbujemy poradzić sobie z własnym lękiem, popadając
w nieznośną nadopiekuńczość. Uważajmy, by nie wychylić naszego
wahadła za daleko w tym kierunku. Dzieci są w stanie sobie poradzić
z odpowiednio dozowaną swobodą i z wyzwaniami adekwatnymi do
etapu rozwoju. Kiedy dziecku trudno jest sobie z czymś poradzić
i doświadcza ono w związku z tym pewnej frustracji, właśnie w ten
sposób uczy się, że potrafi przezwyciężać przeszkody. Dzięki
zetknięciu się z problemami dziecko pozna swoje umiejętności.
Kiedy poradzi sobie z wyzwaniem, stanie się silniejsze i odporniejsze
psychicznie.
DZIECI SĄ W STANIE SOBIE PORADZIĆ Z ODPOWIEDNIO DOZOWANĄ
SWOBODĄ I Z WYZWANIAMI ADEKWATNYMI DO ETAPU ROZWOJU. KIEDY
DZIECKU TRUDNO JEST SOBIE Z CZYMŚ PORADZIĆ I DOŚWIADCZA ONO
W ZWIĄZKU Z TYM PEWNEJ FRUSTRACJI, WŁAŚNIE W TEN SPOSÓB UCZY SIĘ,
ŻE POTRAFI PRZEZWYCIĘŻAĆ PRZESZKODY.

Prawda jest taka, że niekiedy, mając dobre intencje, można osłabić


u dziecka umiejętność interakcji ze światem. Kilka lat temu Tina
pracowała w swoim gabinecie z młodym ojcem o imieniu Tom.
Wychowywał samodzielnie trzyletnią córkę, Emily, i podchodził do
tego w sposób niezwykle sumienny i przemyślany. Umówił się na
wizytę u Tiny, ponieważ Emily zaczęła wykazywać oznaki lęku.
Czuła się niekomfortowo podczas posiłków w restauracji, bała się
chodzić do kina, obawiała się skakania na trampolinie na lekcjach
gimnastyki. Jednak najbardziej przerażała ją myśl, że od jesieni ma
pójść do przedszkola, o ile jej tata znajdzie odpowiednią placówkę.
Tom wyjaśnił Tinie, że skrupulatnie szukał najlepszego
przedszkola dla Emily, jednak bez powodzenia. Mimo że
przedmiotem ich wspólnej pracy miało być zrozumienie lęku Emily
i znalezienie lepszych sposobów na wsparcie dziewczynki w regulacji
emocji i nabywaniu umiejętności, Tom co tydzień raczył Tinę
opowieściami o trudach oglądania kolejnego przedszkola, które
odwiedził w danym tygodniu. Nie potrafił znaleźć odpowiedniej
placówki, gdyż każda z nich miała rażące wady, których po prostu
nie mógł zaakceptować. Jedna „pachniała zbyt chemicznie”.
W drugiej dzieciom wolno było przynosić chipsy i inne niezdrowe
przekąski na drugie śniadanie („Wyobraża sobie pani?”). W trzeciej
dzieci spędzały za dużo czasu na dworze, co nie było wskazane
z uwagi na liczne alergie Emily („Od turlania się po trawie swędzi ją
potem skóra przez cały dzień!”). W jeszcze innym przedszkolu zbyt
mało stawiano na zabawę.
Im dłużej Tina rozmawiała z Tomem o przyszłym przedszkolu jego
córki i innych decyzjach związanych z wychowaniem, tym bardziej
przekonywała się, że lęk i rozdrażnienie Emily nie były
najważniejszymi kwestiami do rozwiązania. Dość jasne było, że
sednem problemu jest lęk Toma. Tom miał oczywiście dobre
intencje. Chciał jak najlepiej dla córki – chciał dla niej
najzdrowszego, najczystszego, najbezpieczniejszego, najbardziej
różnorodnego i najbardziej ekspresyjnego muzycznie środowiska.
Oczywiście nie ma też nic złego w uwzględnianiu własnych wartości
i priorytetów przy wyborze odpowiedniej placówki dla swojego
dziecka. Jednak martwiąc się, że nie każde doświadczenie córki
będzie wspaniałe, Tom komunikował jej swój własny niepokój. Co
wobec tego przeszło na Emily? Przekonanie, że przedszkole jest
przerażające z powodu licznych zagrożeń. Obawa, że może się stać
coś złego. Zaczęła również odczuwać nadmierny niepokój. Zamiast
czuć się wystarczająco pewnie, by odkrywać świat wokół siebie,
czuła, że musi trzymać się ojca. Zamiast ofiarować córce poczucie
bezpieczeństwa, które może być źródłem odporności psychicznej
i siły, Tom dał jej niepewny fundament, w związku z czym była mniej
chętna do przeżywania nowych sytuacji, które wydawały się jej
zagrażające.
Nasza nadopiekuńczość przejawia się także tym, że czujemy
potrzebę ocalenia naszych dzieci przed trudnymi chwilami. Nie to
mamy na myśli, mówiąc o zapewnieniu dzieciom bezpieczeństwa.
Prawda jest taka, że aby pomóc naszym dzieciom poczuć się dobrze
podczas odkrywania świata i wchodzenia z nim w interakcję, czasem
musimy pozwolić, by trochę się pomęczyły, a nawet doznały porażki.
Kiedy są malutkie, może to być kwestia powstrzymania się od
pomocy, kiedy mocują się z butem, który nie chce wejść na nogę,
albo z opakowaniem jogurtu.
Kiedy powstrzymujemy chęć ratowania dzieci, czyli wykonywania
trudnych czynności za nie, pokazujemy im, że wierzymy, że sobie
poradzą, i pozwalamy im przekonać się, że potrafią wykonać te
zadania samodzielnie. Dzięki temu później czują się bezpiecznie
podczas danej czynności. Natomiast jeśli zawsze wkraczamy do akcji
i robimy coś za nie, pozbawiamy je możliwości rozwinięcia tych
istotnych umiejętności.

KIEDY POWSTRZYMUJEMY CHĘĆ RATOWANIA DZIECI, CZYLI WYKONYWANIA


TRUDNYCH CZYNNOŚCI ZA NIE, POKAZUJEMY IM, ŻE WIERZYMY, ŻE SOBIE
PORADZĄ, I POZWALAMY IM PRZEKONAĆ SIĘ, ŻE POTRAFIĄ WYKONAĆ TE
ZADANIA SAMODZIELNIE.

To samo dotyczy starszych dzieci. Zastanówmy się nad częstym


doświadczeniem bycia odrzuconym przez rówieśników w szkole. Jeśli
twoja trzecioklasistka wróci do domu smutna, bo koleżanki nie
chciały się z nią bawić, może cię korcić, by zadzwonić do rodziców
tych dziewczynek i poprosić, by zachęcili swoje córki, aby
dopuszczały inne dzieci do wspólnej zabawy. Albo jeśli twój
szóstoklasista nie dostanie się do drużyny baseballowej, możesz
mieć ochotę zadzwonić do trenera i wyjaśnić, że twojemu synowi po
prostu źle poszło w czasie kwalifikacji. Ale nie na tym polega
zapewnienie dziecku bezpieczeństwa. Pora pozwolić córce, by
nauczyła się, że w relacjach społecznych czasem bywa trudno,
a synowi dać szansę zrozumieć, że czasami bardzo się staramy,
a mimo to nie odnosimy sukcesu.
Musisz okazać dzieciom obecność emocjonalną lub nawet
wesprzeć je, pomagając im rozwiązywać problemy. To ważny krok
w budowie poczucia bezpieczeństwa, bo dzięki temu dzieci wiedzą,
że jesteś przy nich. Jednak to nie oznacza, że masz zapobiegać
wszystkim ich problemom lub je rozwiązywać. Zamiast tego
towarzysz im w bólu i pomóż dostrzec, że mają wystarczająco dużo
siły, by poradzić sobie z trudną sytuacją i wyjść z niej bez szwanku.
Dzięki temu nauczą się czuć bezpiecznie, podejmując ryzyko.
Oczywiście nie oznacza to, że masz je prosić o coś, co przekracza
jego umiejętności. Wszystko zależy od temperamentu i etapu
rozwoju twojego dziecka, a także od tego, czy w danej chwili musi
sobie ono radzić z dużym stresem i poważnymi zmianami. Może się
zdarzyć, że przestraszonego ośmiolatka nocującego po raz pierwszy
u kolegi trzeba będzie odebrać w środku nocy. Inaczej mówiąc, to
może nie być dobra pora na to, by zostawić go bez pomocy, żeby sam
się trochę pomęczył. Podobnie mogą zdarzyć się momenty, kiedy
rodzic będzie musiał zainterweniować u nauczyciela i stanąć
w obronie dziecka. W naszej książce The Yes Brain. Mózg na tak
napisaliśmy cały rozdział o rozpoznawaniu, czego potrzebuje od nas
dziecko w danej sytuacji – presji czy luzu. Czasem potrzebuje naszej
zachęty, bo nie zdaje sobie sprawy z tego, na ile je stać, natomiast
w innej sytuacji może potrzebować naszej pomocy, ponieważ nie
potrafi poradzić sobie samo.
W pewnych sytuacjach dzieci są w stanie znieść więcej niż
w innych. Nasza zdolność do mierzenia się z trudnościami nie jest
czymś stałym. Pomyśl o swojej cierpliwości – w niektórych
momentach jest duża, a w innych mała. Tak samo jest z naszymi
dziećmi. Czasem potrafią udźwignąć znaczne wyzwania, a innym
razem z trudem radzą sobie z niewielkimi przeszkodami. Kiedy
sytuacja wymaga więcej, niż dziecko jest w stanie w danej chwili
znieść, może się ono załamać lub zastosować problematyczne
strategie, świadczące o słabym przystosowaniu. Natomiast jeśli jest
w stanie znieść więcej, niż wymaga tego sytuacja, to poradzi sobie
znakomicie.
Zauważ zatem różnicę pomiędzy zapewnianiem bezpieczeństwa
a ratowaniem. Znajdź bezpieczne sposoby na to, by dzieci mogły
same zmierzyć się z wyzwaniami, a nawet doznać porażki. Dobrym
przykładem jest obóz letni. Tina ma trzech synów i od kilku lat
wszyscy trzej spędzają część wakacji na przygodowo-rekreacyjnym
obozie dla chłopców w ośrodku Chippewa w lesie Northwoods
w stanie Minnesota. Jednym z powodów, dla których Tina tak mocno
wierzy w obozy letnie, jest to, że dają one dzieciom szansę, by
zmierzyły się z trudnościami i doświadczyły porażek, a także by
zetknęły się z niecodziennymi wyzwaniami pod okiem opiekunów,
którzy je odpowiednio wspierają i zachęcają. Dzięki temu podczas
pracy nad zadaniami dzieci mogą się dobrze bawić. Dzieci potrzebują
testować własne możliwości, zwłaszcza kiedy wchodzą w wiek
nastoletni. Na obozie mogą podejmować ryzyko na łonie natury (a
nie za kierownicą albo na imprezie) pod nadzorem
odpowiedzialnych dorosłych, dzięki czemu mogą się sprawdzić
w pozytywnym, wspierającym środowisku, które pozwala im
szlifować umiejętności i czerpać satysfakcję z własnych osiągnięć.
Wobec tego mniej prawdopodobne jest, by próbowały testować swoje
możliwości w bardziej niebezpieczny, szkodliwy sposób w domu.
Jeszcze ostatnia uwaga na ten temat: jak zawsze pamiętaj, że
dzieci różnią się pod względem tolerancji ryzyka oraz umiejętności
i chęci do rozwiązywania problemów. Niektóre dzieci radośnie
rzucają się w ogień wyzwań i czerpią przyjemność nawet z trudnych
i nowych zadań. Inne natomiast nie lubią ryzyka i czują się
naprawdę niekomfortowo, stykając się z czymś nieznanym
i niepewnym. Pamiętaj, że każde dziecko jest inne. W każdej sytuacji
decyduj, co będzie najlepsze dla twojego wyjątkowego dziecka, tak
by było bezpieczne, a jednocześnie miało możliwość rozwoju
i przekonania się, że potrafi więcej i może być lepszym człowiekiem,
niż wcześniej sądziło.

PAMIĘTAJ, ŻE KAŻDE DZIECKO JEST INNE. W KAŻDEJ SYTUACJI DECYDUJ, CO


BĘDZIE NAJLEPSZE DLA TWOJEGO WYJĄTKOWEGO DZIECKA, TAK BY BYŁO
BEZPIECZNE, A JEDNOCZEŚNIE MIAŁO MOŻLIWOŚĆ ROZWOJU I PRZEKONANIA
SIĘ, ŻE POTRAFI WIĘCEJ I MOŻE BYĆ LEPSZYM CZŁOWIEKIEM, NIŻ WCZEŚNIEJ
SĄDZIŁO.

Co możesz zrobić: strategie wspierające poczucie


bezpieczeństwa u twojego dziecka
Strategia nr 1 wspierająca poczucie bezpieczeństwa: Po pierwsze
nie szkodzić
Nasza pierwsza strategia mająca na celu zwiększenie poczucia
bezpieczeństwa u dzieci jest prosta, ale nie zawsze łatwa do
zastosowania: podejmij postanowienie, że nie będziesz w swoim
domu źródłem strachu. Rodzice mogą komunikować zagrożenie na
setki sposobów i wielu z nich nikt nie uznałby za przemoc. Strach
u naszych dzieci mogą wywołać krzyki, groźby, upokarzanie, klapsy,
przesadne reakcje, a nawet pewne miny na twarzy rodzica. Może do
tej pory nawet nie zdarzyło ci się zastanowić nad tym, czy
stosowanie tych wszystkich form wyrazu w chwilach zdenerwowania
jest w porządku. Jednak po przeczytaniu tego rozdziału być może
poświęcisz nieco uwagi doświadczeniom swoim dzieci
w momentach, kiedy się złościsz lub przeżywasz frustrację.
Wyobraź sobie na przykład, że masz trzyletniego synka, który
ostatnio zaczął cię często bić. W przedszkolu przeważnie jest
spokojny, ale staje się coraz bardziej agresywny w kontakcie z tobą.
Czasem dzieje się to, kiedy mówisz mu „nie”, a czasem bez
wyraźnego powodu. Twoją automatyczną reakcją fizjologiczną
i emocjonalną na ból jest natychmiastowa i zrozumiała złość. Chcesz
zachować spokój i troskliwie podchodzić do synka, ale uderzenie
powoduje ból, nie wspominając o frustracji, jaką wywołuje fakt, że
twój syn ignoruje zakazy stosowania przemocy.
W rodzicielstwie chwile złości i frustracji po prostu się zdarzają.
Według naszej wiedzy są nieuniknione. I tak właśnie ma być. Same
uczucia są dobre, a nawet zdrowe. Jednak to, co z tymi uczuciami
zrobimy, może być źródłem zagrożenia, jeśli nie będziemy ostrożni.
Ważne jest, by zwracać uwagę na to, jak zachowujemy się w reakcji
na te emocje, które pojawiają się, kiedy nasz układ nerwowy wchodzi
w tak zwany stan nadmiernego wzbudzenia. Nie jest łatwo
zapewniać dzieciom cztery filary, kiedy sami czujemy, że nie
panujemy nad swoimi emocjami. Dzieje się tak, ponieważ w takich
chwilach zadaniem naszego układu nerwowego jest ochrona nas
samych, co zazwyczaj oznacza szykowanie się do walki, ucieczkę lub
zamknięcie się w sobie. Zamiast czterech filarów priorytetem stają
się cztery reakcje stresowe (4 F), gdyż ciało przygotowuje się do
walki (ang. fight), ucieczki (ang. flee), zastygnięcia w bezruchu (ang.
freeze) lub omdlenia (ang. faint). A reakcje te nie pomogą naszym
dzieciom poczuć się bezpiecznie.

POWINNIŚMY BARDZO UWAŻAĆ, KIEDY CZUJEMY, ŻE NASZ UKŁAD NERWOWY


WCHODZI W STAN NADMIERNEGO WZBUDZENIA.

By tego uniknąć, powinniśmy bardzo uważać, kiedy czujemy, że


nasz układ nerwowy wchodzi w stan nadmiernego wzbudzenia.
Kiedy czujesz ból uda, w które trzyletni synek uderzył cię po raz
trzeci tego ranka, twoje ciało wysyła rozmaite sygnały mówiące, że
niedługo możesz wyjść z siebie. Twoje zęby się zaciskają. Twoje
mięśnie się napinają. Twoje oczy są szeroko otwarte. Znasz to
uczucie.
W intensywnych emocjonalnie sytuacjach, jak opisana powyżej,
samo mówienie sobie „Uspokój się” może być nieszczególnie
skuteczne. Kolejną znaną ci strategią jest liczenie do dziesięciu –
czasem może pomóc, a czasem nie. Techniki te rozpoczynają się od
użycia górnego piętra mózgu i u niektórych osób mogą się
sprawdzić. Jednak u większości podejście „z góry na dół” nie pomaga
się opanować, głównie dlatego, że emocje powstają w ciele
i parterowej części mózgu.
Z tego powodu wielu osobom bardziej pomaga podejście „z dołu
do góry”, dzięki któremu są w stanie przekierować swoje emocje,
kiedy czują, że grozi im utrata kontroli. Mogą na przykład wziąć
głęboki oddech i wydychać powietrze dłużej, niż trwał wdech. Mogą
też sprawdzić pozycję swojego ciała i dostrzec sztywność kończyn
wywołaną intensywnym stanem emocjonalnym. Niektórzy ludzie
uspokajają się, kiedy położą sobie jedną rękę na klatce piersiowej,
a drugą na brzuchu, i przez chwilę pozostaną w tej pozycji. O tych
technikach „z doły do góry” napisano już wiele i istnieje ich
ogromna liczba. Chodzi o to, by widząc pobudzenie parteru mózgu
i układu nerwowego, znaleźć sposób, by zadbać o swoje emocje
i przywrócić równowagę na piętrze mózgu, by dziecko nie
postrzegało nas jako źródła zagrożenia.

WIDZĄC POBUDZENIE PARTERU MÓZGU I UKŁADU NERWOWEGO, NALEŻY


ZNALEŹĆ SPOSÓB, BY ZADBAĆ O SWOJE EMOCJE I PRZYWRÓCIĆ
RÓWNOWAGĘ NA PIĘTRZE MÓZGU, BY DZIECKO NIE POSTRZEGAŁO NAS JAKO
ŹRÓDŁA ZAGROŻENIA.

Nie możesz ochronić dziecka przed każdym potencjalnym


zagrożeniem. Możesz starać się jak najlepiej dbać o jego
bezpieczeństwo, ale na pewno doświadczy ono przeżyć
wywołujących strach i ból. Ważne jednak, by rodzic sam nie stał się
źródłem strachu i bólu.

Strategia nr 2 wspierająca bezpieczeństwo: naprawiaj, naprawiaj,


naprawiaj!
Mimo starań, by nie szkodzić, czasem prawdopodobnie zachowasz
się w sposób, który wcale ci się nie podoba. Idealny rodzic nie
istnieje, więc spędzając czas z dziećmi i je dyscyplinując, na pewno
popełnisz mnóstwo błędów – jak my wszyscy. W tym rozdziale dużo
mówiliśmy o szkodliwym wpływie, jaki mogą mieć na dzieci pewne
doświadczenia, i mamy nadzieję, że uważnie zastanowisz się nad
tym, jak możesz zwiększyć poczucie bezpieczeństwa w świecie
i umyśle swojego dziecka. Mamy również nadzieję, że pomyślisz
o sytuacjach, w których twój ton głosu i jego głośny dźwięk, twoje
słowa, groźna mina albo zbyt mało delikatne podejście do ciała
dziecka mogły je przestraszyć. Za każdym razem, kiedy wejdziemy
w stan reaktywny, zwłaszcza jeśli wywoła on u dziecka strach,
powinniśmy naprawić relację najszybciej, jak tylko możemy.
To nasza druga propozycja, jeśli chodzi o tworzenie poczucia
bezpieczeństwa i przynależności u dzieci: uświadom sobie, że kiedy
na twoją reakcję wpłynie twój mózg w stanie zagrożenia, wciąż
możesz naprawić naruszoną relację. Dzięki temu możesz dać
dzieciom rozmaite wartościowe doświadczenia – nawet jeśli nie
zawsze postępujesz tak, jak byś chciał.
Nie mówimy tu o przemocy ani zaniedbaniu, tylko o sytuacjach,
kiedy w jakiś sposób zawiedziesz, jak my wszyscy. Może nawet
czasem wychodzisz z siebie i tak bardzo ponosi cię reaktywność, że
tracisz kontakt z otwartym, integrującym „piętrem” swojego mózgu.
W takiej chwili możesz powiedzieć coś kompletnie bez sensu albo
krzyknąć dużo głośniej niż trzeba: „Koniec! Następnym razem, jak
ktoś zacznie narzekać na swoje miejsce w samochodzie, to będzie
spał na tylnym siedzeniu przez cały tydzień!”. Albo kiedy
dziewięcioletnia córka dąsa się przez całą drogę do szkoły, bo
kazałeś jej ćwiczyć grę na pianinie, na pożegnanie mówisz jej: „Mam
nadzieję, że będziesz miała wspaniały dzień po tym, jak zepsułaś mi
cały ranek!”.

KIEDY NA TWOJĄ REAKCJĘ WPŁYNIE TWÓJ MÓZG W STANIE ZAGROŻENIA,


WCIĄŻ MOŻESZ NAPRAWIĆ NARUSZONĄ RELACJĘ. DZIĘKI TEMU MOŻESZ DAĆ
DZIECIOM ROZMAITE WARTOŚCIOWE DOŚWIADCZENIA – NAWET JEŚLI NIE
ZAWSZE POSTĘPUJESZ TAK, JAK BYŚ CHCIAŁ.
To oczywiste, że nie są to przykłady wybitnego rodzicielstwa. Ale
takie sytuacje zdarzają się nierzadko i możemy wyciągnąć je na
światło dzienne, by je nazwać i zmniejszyć ich częstotliwość
i intensywność w relacjach z naszymi dziećmi. Wychodzimy z siebie,
kiedy coś wytrąci nas z równowagi, nawet kiedy nie mamy dokładnej
świadomości, co się dzieje. Ten reaktywny stan
walki/ucieczki/zastygnięcia w bezruchu/omdlenia może pojawić się
nagle, kiedy poczujemy się zagrożeni. Kiedy działamy „bez głowy”,
tracimy otwartość na to, co dzieje się w nas samych i w naszym
dziecku. I jak na ironię, kiedy tracimy nad sobą kontrolę, możemy
w ten sposób zwiększyć stan zdenerwowania u dziecka, który był
pierwotnym źródłem naszej reaktywności. Nie mogąc skorzystać
z refleksyjnego piętra mózgu, możesz wciąż wpadać w kontakcie
z dzieckiem w ten reaktywny stan „bez głowy” i nie uświadamiać
sobie, że potrzebujesz naprawy – najpierw w sobie, a potem w relacji
z dzieckiem. I tak jak większość troskliwych rodziców możesz
surowo się oceniać, kiedy nie uda ci się zachować tak, jak według
ciebie należałoby.
Jednak jest nadzieja: chwile, kiedy wychodzisz z siebie,
niekoniecznie będą miały tak szkodliwy wpływ na twoje dzieci, jeśli
później naprawisz relację. Istotne jest ograniczenie ich
częstotliwości i intensywności, a kluczem jest, by nie zapominać
o naprawie relacji. Ale tak naprawdę nawet twoje błędy mogą
posłużyć do budowania w dzieciach poczucia bezpieczeństwa
i wzmacniania więzi rodzic-dziecko.
Jak? Chodzi o to, że te nieidealne reakcje rodziców dają dzieciom
szansę zmierzenia się z trudnymi sytuacjami i wyrobienia sobie
dzięki temu nowych umiejętności – na przykład samokontroli, mimo
że rodzic niezbyt dobrze kontroluje samego siebie. A później dzieci
widzą, że wracasz do nich i przepraszasz, i naprawiasz relację z nimi.
Uczą się też znosić to, że w relacji zdarzają się naruszenia, a potem
naprawy. Jeśli tylko starasz się po takiej sytuacji odbudować relację
i skutecznie reagujesz na to, co dzieje się tu i teraz, możesz przestać
się zadręczać, bo nawet jeśli lepiej byłoby zachować się inaczej, to
całe to doświadczenie było mimo wszystko cenne dla twojego
dziecka.
Chcemy jeszcze raz podkreślić: przemoc, a nawet wyjątkowo
surowe wychowanie to oczywiście inna sprawa. Również jeśli
znacznie szkodzisz relacji, nie chronisz dziecka, straszysz je lub
krzywdzisz, wówczas takie doświadczenie naturalnie nie jest już
cenne ani dla dziecka, ani dla ciebie. W takich przypadkach to
naprawdę ważne, by zgłosić się po pomoc potrzebną tobie i dziecku,
by zmienić sytuację w waszym domu i umożliwić wam wyleczenie
ran. Ale jeśli po prostu nie udało ci się zbyt dobrze zareagować
w jakiejś sytuacji, co zdarza się wielu z nas, możesz wykorzystać ten
moment, by osiągnąć w relacji z dzieckiem coś ważnego
i pouczającego. Naprawa relacji po konflikcie to kluczowy krok.
Kiedy zawiedziesz, przypomnij sobie, co jest najważniejsze – twoja
relacja z dzieckiem – i pogódź się z nim.

Jeśli to konieczne, przeproś. Pośmiejcie się razem. Im wcześniej


dziecko dowie się, że wszystko wróciło między wami do normy, tym
szybciej relacja może znowu się rozwijać i pogłębiać. I tym wcześniej
dziecko poczuje się bezpiecznie, wiedząc, że silne emocje nie rozbiją
relacji na dłuższą metę. Naprawienie relacji przekaże twojemu
dziecku komunikat: „Czasem sytuacja między nami może być
trudna, ale nigdy nie utracisz mojej miłości. Będę tu dla ciebie.
Zawsze i niezależnie od wszystkiego”.

KIEDY ZAWIEDZIESZ, PRZYPOMNIJ SOBIE, CO JEST NAJWAŻNIEJSZE – TWOJA


RELACJA Z DZIECKIEM – I POGÓDŹ SIĘ Z NIM.

Strategia nr 3 wspierająca poczucie bezpieczeństwa: spraw, by


dzieci czuły się dobrze w bezpiecznej przystani

Nasza ostatnia strategia wspierająca poczucie bezpieczeństwa


polega na dawaniu dzieciom doświadczenia „błogostanu
w bezpiecznej przystani”. Mimo że czasem popełnisz błędy i w
niektórych sytuacjach zareagujesz przesadnie, możesz stworzyć
w swoim domu środowisko, w którym, ogólnie rzecz biorąc, twoje
dzieci będą czuły się bezpiecznie i dobrze.
Pomyśl o tym w następujący sposób. Zanim statek wypłynie w rejs
morski, trzeba wzmocnić jego kadłub, przymocować żagle i wypełnić
go zapasami – dopiero wtedy można sprawdzić, czy jest zdatny do
żeglugi. Przygotowania te przebiegają w bezpiecznej przystani, która
chroni go przed nieprzewidywalnym, wzburzonym morzem
czekającym go w czasie rejsu. Przystań jest zamknięta, więc
zapewnia statkowi bezpieczeństwo, chroniąc go przed światem
zewnętrznym.

MIMO ŻE CZASEM POPEŁNISZ BŁĘDY I W NIEKTÓRYCH SYTUACJACH


ZAREAGUJESZ PRZESADNIE, MOŻESZ STWORZYĆ W SWOIM DOMU
ŚRODOWISKO, W KTÓRYM, OGÓLNIE RZECZ BIORĄC, TWOJE DZIECI BĘDĄ
CZUŁY SIĘ BEZPIECZNIE I DOBRZE.

Ty jesteś bezpieczną przystanią dla swojego dziecka.


Choć od czasu do czasu złość rodzica może wywoływać u dziecka
strach i zamęt w głowie podobny do sztormu, jest to nieuniknione
i możesz w ten sposób nauczyć dziecko, jak przetrwać takie sztormy
dzięki bliskości emocjonalnej i refleksyjnej komunikacji w postaci
otwartych rozmów. Kiedy fale smagają statek, szuka on bezpiecznej
przystani, gdzie będzie można przeprowadzić naprawy, uzupełnić
zapasy jedzenia i wody i przygotować się na następną wyprawę.
Prowadź z dziećmi rozmowy pełne refleksji i zwracaj uwagę na
niekomfortowe stany, takie jak strach lub zakłopotanie, by dzieci
mogły je zrozumieć – w ten sposób nauczysz je, że jesteś dla nich
bezpieczną przystanią, do której zawsze mogą wrócić, by odzyskać
siłę, spokój i jasność, i znowu wyruszyć w świat. To ty reprezentujesz
bezpieczeństwo.
Kiedy zastanawiasz się, jak zareagować na jakiś stan, w którym
znajduje się twoje dziecko, pamiętaj, by doświadczyło błogostanu
w bezpiecznej przystani. Jeśli masz problemy z radzeniem sobie
z trudnymi emocjami, twoje dziecko nauczy się, że nie jesteś
źródłem, z którego może czerpać poczucie ukojenia i bycia
dostrzeżonym. Trudno mu będzie także rozwinąć ogólne poczucie
wewnętrznej pewności, skutkujące bezpiecznym stylem
przywiązania. Bycie bezpieczną przystanią polega na tym, że kiedy
dziecko czuje strach z jakiegokolwiek powodu – niezależnie od tego,
czy jego źródłem jest świat zewnętrzny, czy twoje nieumyślnie
przerażające zachowanie – wchodzisz w tryb opiekuńczy i jesteś przy
nim. Jeśli to ty jesteś przyczyną naruszenia, kluczową kwestią jest
naprawa relacji. Ale w tej trzeciej strategii chodzi o stworzenie
bezpiecznej przystani za pomocą stałych, powtarzalnych schematów
komunikacji, w których przekazujesz dziecku w gruncie rzeczy:
„Niezależnie od tego, co cię zdenerwowało lub przestraszyło,
możesz liczyć na to, że zapewnię ci bezpieczną przystań, która
ochroni cię przed groźnymi sztormami życia”.
Obecność przy sobie samym
Na końcu tego i każdego kolejnego rozdziału chcemy dać ci szansę
na przetworzenie przeczytanych treści. Dzięki temu możesz odnieść
je nie tylko do swoich dzieci i swojej relacji z nimi, lecz także do
siebie jako jednostki. Oczywiście ważne jest działanie na rzecz
zdrowej więzi między rodzicem a dzieckiem, ale, jak wyjaśniliśmy
w poprzednim rozdziale, niezbędna jest także refleksja nad
własnymi doświadczeniami z naszymi opiekunami.
Po przeczytaniu pierwszych rozdziałów tej książki mogła cię
wypełnić wdzięczność na myśl o bezpiecznej więzi otrzymanej od
rodzica lub rodziców. Z takim darem dużo łatwiej jest być obecnym
i dawać dzieciom poczucie bezpieczeństwa, a nawet wydaje się to
dość naturalne.
Jeśli natomiast twoje doświadczenia z dzieciństwa nie wspierały
bezpiecznej więzi, czytanie tych stron mogło być dla ciebie trudne.
Jeśli twoi opiekunowie byli źródłem przerażenia i/lub nie chronili cię
w chwilach strachu, być może musisz się pogodzić z tym, jakie to
było dla ciebie przykre. Możesz teraz zrozumieć, dlaczego tak trudno
jest ci zapewnić takie doświadczenia swoim dzieciom. W tym
rozdziale skupiliśmy się na bezpieczeństwie jako jednym z filarów
dających dziecku bezpieczny styl przywiązania. W dalszej części
książki dowiesz się, jak wszystkie te filary się ze sobą wiążą. Możesz
odkryć, że w twoim dzieciństwie brakowało jednego, dwóch lub
nawet trzech z nich albo były z nimi jakieś problemy. Omówimy, jaki
to miało wpływ na twój rozwój, a także jak może rzutować na twoją
relację z dzieckiem.
Tym ważniejsza jest zatem refleksja nie tylko nad własnymi
doświadczeniami i marzeniami związanymi z dziećmi i nad nauką
i filozofią, na których tu bazujemy, lecz także nad swoimi
doświadczeniami w kontakcie z opiekunami w dzieciństwie. Dzięki
temu uzyskasz większą jasność co do swojej obecnej sytuacji, wobec
czego będziesz mógł być lepszym rodzicem dla swoich dzieci –
takim, który zapewnia im bezpieczeństwo i poczucie
bezpieczeństwa, a także przygotowuje je do ruszenia w świat.
ZASTANÓW SIĘ DOBRZE NIE TYLKO NAD WŁASNYMI DOŚWIADCZENIAMI
I MARZENIAMI ZWIĄZANYMI Z DZIEĆMI I NAD NAUKĄ I FILOZOFIĄ, NA
KTÓRYCH TU BAZUJEMY, LECZ TAKŻE NAD SWOIMI DOŚWIADCZENIAMI
W KONTAKCIE Z OPIEKUNAMI W DZIECIŃSTWIE. DZIĘKI TEMU UZYSKASZ
WIĘKSZĄ JASNOŚĆ CO DO SWOJEJ OBECNEJ SYTUACJI, WOBEC CZEGO
BĘDZIESZ MÓGŁ BYĆ LEPSZYM RODZICEM DLA SWOICH DZIECI – TAKIM,
KTÓRY ZAPEWNIA IM BEZPIECZEŃSTWO I POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA,
A TAKŻE PRZYGOTOWUJE JE DO RUSZENIA W ŚWIAT.

Mając to na uwadze, przyjrzyj się typom przywiązania


z poprzedniego rozdziału i zastanów się nad swoimi
doświadczeniami z własnymi rodzicami, zwłaszcza pod względem
poczucia bezpieczeństwa. Czy twoja relacja z rodzicami najbardziej
przypominała więź unikającą, która prowadzi do odrzucającego
wzorca przywiązania w życiu dorosłym? Jeśli tak, prawdopodobnie
rodzice nie zachęcali cię do proszenia o pomoc i dzielenia się swoimi
uczuciami, więc być może w ramach wyuczonej strategii je
ukrywasz, nawet przed sobą. A jeśli twoja relacja z rodzicami
bardziej przypominała więź ambiwalentną, prowadzącą do
zaabsorbowanego wzorca przywiązania w dorosłości,
prawdopodobnie w twoim życiu brakowało emocjonalnej i relacyjnej
więzi, a rodzice nie zawsze cię uspokajali, a czasem robili to
w sposób natarczywy lub niezrozumiały. W relacjach z innymi
osobami zawsze towarzyszyło ci napięcie, a także niepewność co do
relacji i co do tego, kiedy twoje potrzeby mogą zostać w niej
zaspokojone. Natomiast jeśli twoje doświadczenia z rodzicami były
jeszcze dalsze od bezpieczeństwa, mogli oni spowodować chaos
i nieprzewidywalność, które idą w parze ze zdezorganizowanym
stylem przywiązania. Wówczas nawet twoje podstawowe interakcje
w relacjach z rodzicami mogły być czasem dezorientujące i pełne
przerażenia, na które nie było żadnego rozwiązania. Zdecydowanie
było to pogwałcenie fundamentalnej potrzeby bezpieczeństwa.
Oto kilka pytań, które mogą pomóc ci uzyskać jasność co do
własnych doświadczeń i ich wpływu na twoje obecne życie jako
rodzica:
1. W jaki sposób twoi rodzice lub inni opiekunowie dbali o twoje
poczucie bezpieczeństwa? W jakim sensie nie czułeś się
bezpiecznie? Pomyśl o swoich doświadczeniach fizycznych,
emocjonalnych i relacyjnych.
2. Czy czułeś, że rodzice cię chronią? W jakich aspektach chronili
cię dobrze? W jakich aspektach im się to nie udało?
3. Czy zdarzyło ci się, że rodzice cię przerażali? Czy rodzice byli
kiedykolwiek źródłem twojego strachu?
4. Jak twoim zdaniem twoi rodzice powinni byli reagować? Jakie
ich podejście byłoby dla ciebie idealne, byś czuł się
bezpiecznie?
5. Czy w twojej rodzinie lub poza nią był ktoś, kto był azylem
bezpieczeństwa, do kogo mogłeś zwrócić się o pomoc?
6. Jak się czujesz, kiedy myślisz o tym, że twoje dziecko boi się
twojego własnego zachowania i reaktywności? W jakich
okolicznościach ze złości wychodzisz z siebie?
7. Jakiej reakcji oczekuje według ciebie twoje dziecko, kiedy
przychodzi do ciebie zdenerwowane lub smutne po trudnej
interakcji z tobą? Co możesz zmienić?
8. Jak w twojej rodzinie naprawiano relację po lekkim lub
poważniejszym naruszeniu w okresie twojego dzieciństwa? Jak
inicjujesz naprawę teraz jako rodzic?

Mamy świadomość, że zadanie sobie tych pytań może być trudne


i wywołać rozmaite emocje: poczucie winy, strach, lęk, smutek i inne
uczucia, łącznie z nieopisaną tęsknotą lub stanem bezradności czy
wstydu. Ale nie zapominaj o dobrych wieściach dla wszystkich
dorosłych, którzy zostali wychowani w sposób daleki od ideału:
możesz wypracować bezpieczną więź, ucząc się o istotnych
elementach bezpieczeństwa i wprowadzając je teraz w swoim życiu.
Dzięki uzyskaniu jasności co do własnych doświadczeń i stworzeniu
o nich spójnej opowieści – zrozumieniu tego, co cię spotkało, i jaki
to miało wpływ na twój rozwój – możesz osiągnąć takie podejście do
więzi, które umożliwi ci wychowywanie własnych dzieci zupełnie
inaczej i znacznie zdrowiej niż twoi rodzice wychowywali ciebie. Ze
starannie przeprowadzonych badań wynika, że strategie
przywiązania, których uczymy się w dzieciństwie, można zmieniać
i rozwijać przez całe życie.

STRATEGIE PRZYWIĄZANIA, KTÓRYCH UCZYMY SIĘ W DZIECIŃSTWIE, MOŻNA


ZMIENIAĆ I ROZWIJAĆ PRZEZ CAŁE ŻYCIE.

Niezwykle pomóc w refleksji i zrozumieniu może praca


z terapeutą, zwłaszcza świetnie zaznajomionym z tematyką
przywiązania. Dzięki niej możesz zacząć komunikować się z dziećmi
w sposób, który pomoże im poczuć się bezpiecznie, niezależnie od
tego, jak twoi rodzice podchodzili do ciebie. Pozytywne
doświadczenia, które dasz swoim dzieciom, ukształtują ich mózgi
w konstruktywny, integrujący sposób, który pozwoli im wyrosnąć na
pewnych siebie, niezależnych i odpornych psychicznie dorosłych.
Możesz stać się dla swoich dzieci bezpieczną przystanią, jakiej tobie
brakowało w dzieciństwie. Ponadto, jeśli twoje dzieci wyrosną na
dorosłych z bezpiecznym stylem przywiązania i solidną bazą
emocjonalną – pomyśl tylko, jakimi będą rodzicami!
Czyż to nie ekscytujące? Dzięki twojej odwadze, ciężkiej pracy
i chęci do analizowania własnej przeszłości możesz przerwać cykl
lękowego wychowania i zapoczątkować nowe podejście, które
wzmocni więź i rozwinie poczucie bezpieczeństwa u twoich dzieci
i wnuków, a także u następnych pokoleń. Zatem obecność przy
samym sobie jest po prostu kolejnym sposobem na obecność przy
swoich dzieciach, a także ich dzieciach i wnukach.

JEŚLI TWOJE DZIECI WYROSNĄ NA DOROSŁYCH Z BEZPIECZNYM STYLEM


PRZYWIĄZANIA I SOLIDNĄ BAZĄ EMOCJONALNĄ – POMYŚL TYLKO, JAKIMI
BĘDĄ RODZICAMI! ZATEM OBECNOŚĆ PRZY SAMYM SOBIE JEST PO PROSTU
KOLEJNYM SPOSOBEM NA OBECNOŚĆ PRZY SWOICH DZIECIACH, A TAKŻE ICH
DZIECIACH I WNUKACH.
Rozdział 4

Jak dobrze jest dobrze znać dziecko


Jak dać dzieciom poczucie, że zostały DOSTRZEŻONE

Drugi z czterech filarów to dawanie dzieciom poczucia, że zostały


dostrzeżone. W gruncie rzeczy prawdziwe dostrzeganie dzieci
obejmuje trzy główne elementy:

1. dostrajanie się do ich wewnętrznego stanu umysłowego


w sposób, który pokazuje im, że wiemy, o co im chodzi, dzięki
czemu mogą poczuć, że się w nie „wczuwamy” i rozumiemy je
na głębokim poziomie;
2. rozumienie ich życia wewnętrznego i wyobrażanie sobie, co tak
naprawdę dzieje się w ich głowach;
3. reagowanie w adekwatny sposób, czyli skutecznie i w
odpowiednim momencie.

Adekwatna komunikacja przebiega w oparciu o trzystopniowy


proces – dostrzeganie, rozumienie oraz reagowanie w stosownym
momencie w sposób budujący relację – i reprezentuje uniwersalną
„triadę kontaktu”, która pomaga dzieciom poczuć, że opiekunowie
się w nie „wczuwają”. „Dostrzeganie” dziecka w ten sposób oznacza
skupianie się nie na konkretnych zachowaniach lub zewnętrznych
aspektach danej sytuacji, lecz na przyczynach tego zachowania,
które leżą w środku, w umyśle dziecka.
Stary komunał mówiący, że relacja wymaga dobrze spędzonego
wspólnie czasu, jest całkowicie prawdziwy. Ilość czasu, oczywiście,
również ma znaczenie. Nasze dzieci potrzebują, byśmy byli przy
nich, bawili się z nimi, przychodzili na ich mecze i występy. Ale
dawanie im poczucia, że zostały dostrzeżone, wymaga czegoś więcej
niż fizycznej obecności. Chodzi również o nawiązywanie kontaktu
w adekwatny sposób – z użyciem triady kontaktu – i bycie przy nich,
kiedy cierpią, a także wspólne świętowanie, kiedy osiągają sukcesy,
a także kiedy po prostu są szczęśliwe. Chodzi tu o obecność mentalną.
Czy dobrze sobie radzisz z dostrzeganiem swoich dzieci? Mamy tu
na myśli dostrzeganie, kim one są naprawdę – zauważanie,
rozumienie i reagowanie na nie w adekwatny sposób, czyli
w odpowiednim momencie i skutecznie. Zasadniczo to właśnie tak
twoje dziecko doznaje poczucia przynależności, a także wrażenia, że
ktoś się w nie wczuwa i je zna. Z badań wynika – a doświadczenie to
potwierdza – że kiedy jesteśmy przy dzieciach obecni i dajemy im
odczuć, że je dostrzegamy, mogą one nauczyć się jasno i uczciwie
patrzeć na samych siebie. Kiedy znamy dzieci bezpośrednio
i prawdziwie, one również poznają same siebie w ten sposób.
Dostrzeganie naszych dzieci oznacza, że my sami musimy nauczyć
się zauważać, rozumieć i reagować z perspektywy obecności, a także
otwierać się na to, kim one naprawdę są i kim się stają. A nie kim my
chcielibyśmy je widzieć, nie w wersji przefiltrowanej przez nasze
własne lęki i pragnienia. Po prostu patrzmy na nie, poznawajmy je,
akceptujmy je i wspierajmy, kiedy rozwijają się, by w końcu stać się
w pełni sobą.

TRIADA KONTAKTU POMAGA DZIECIOM POCZUĆ, ŻE ZOSTAŁY


DOSTRZEŻONE

Poświęć teraz chwilę na zastanowienie i wybiegnij myślami


w przyszłość, do dnia, w którym twój syn, już dorosły, wspomina
przeszłość i opowiada o tym, czy czuł się przez ciebie dostrzeżony.
Może rozmawia z żoną, przyjacielem albo terapeutą. Z kimś, z kim
może być brutalnie szczery. Czy potrafisz wyobrazić sobie tę scenę?
Może ma w ręku filiżankę kawy i mówi: „Moja mama nie była
ideałem, ale zawsze wiedziałem, że mnie kocha takiego, jaki jestem”.
Albo: „Mój tata zawsze był po mojej stronie, nawet kiedy wpadałem
w kłopoty”. Powiedziałby coś takiego? Czy opowiadałby, że rodzice
zawsze chcieli, żeby był kimś innym, niż był w rzeczywistości, albo
nie poświęcali czasu na to, by naprawdę go zrozumieć, albo chcieli,
by zachowywał się nieautentycznie, aby odgrywać w rodzinie
określoną rolę lub sprawiać określone wrażenie na innych?

CZY DOBRZE SOBIE RADZISZ Z DOSTRZEGANIEM SWOICH DZIECI? MAMY TU


NA MYŚLI DOSTRZEGANIE, KIM ONE SĄ NAPRAWDĘ – ZAUWAŻANIE,
ROZUMIENIE I REAGOWANIE NA NIE W ADEKWATNY SPOSÓB, CZYLI
W ODPOWIEDNIM MOMENCIE I SKUTECZNIE. ZASADNICZO TO WŁAŚNIE TAK
TWOJE DZIECKO DOZNAJE POCZUCIA PRZYNALEŻNOŚCI, A TAKŻE WRAŻENIA,
ŻE KTOŚ SIĘ W NIE WCZUWA I JE ZNA. Z BADAŃ WYNIKA – A DOŚWIADCZENIE
TO POTWIERDZA – ŻE KIEDY JESTEŚMY PRZY DZIECIACH OBECNI I DAJEMY IM
ODCZUĆ, ŻE JE DOSTRZEGAMY, MOGĄ ONE NAUCZYĆ SIĘ JASNO I UCZCIWIE
PATRZEĆ NA SAMYCH SIEBIE.

Wszyscy znamy banalną historię o ojcu, który chce, by jego syn


został sportowcem, choć chłopiec w ogóle nie jest tym
zainteresowany, czy też o matce, która naciska na dziecko, by wciąż
dostawało najwyższe oceny, niezależnie od swoich zdolności i chęci.
Są to przykłady rodziców, którzy nie dostrzegają, kim ich dzieci są
naprawdę. Jeśli są to pojedyncze doświadczenia na przestrzeni
całego dzieciństwa, zapewne nie będą miały wielkiego wpływu –
w końcu żaden rodzic nie jest w stanie być dostrojony przez cały
czas. Jeśli jednak ten schemat się powtarza, takie sytuacje
prawdopodobnie wywołają negatywne konsekwencje dla dziecka,
rodzica i ich relacji.
Inny przykład wydarzył się w pewnej znanej nam rodzinie.
Jasmine jest samodzielną mamą, a jej córka Alisia w wieku ośmiu lat
zaczęła skarżyć się na nietypowe bóle głowy. Zaczęła opuszczać
lekcje w szkole i inne zajęcia. Kiedy pediatra wykonał różne badania
i orzekł, że z Alisią wszystko w porządku, Jasmine była w rozterce.
Chciała wesprzeć córkę i jej wierzyć – zabierała ją do kolejnych
specjalistów – ale kiedy wciąż słyszała, że nie widać żadnych
nieprawidłowości, w końcu zaczęła zastanawiać się, czy przypadkiem
Alisia nie wymyśla tego bólu, żeby wymigać się od niechcianych
obowiązków. Czasem pozwalała Alisii zostać w domu, a czasem
kazała jej iść do szkoły lub na inne zajęcia. W rezultacie w ich relacji
wciąż panował konflikt.
Jasmine całymi miesiącami dawała córce sprzeczne sygnały i czuła
się winna, że jej nie wierzy, ale jednocześnie starała się nie dopuścić,
by dziewczynka opuściła szkołę i inne ważne zajęcia, natomiast
Alisia próbowała zadowolić mamę, ale cały czas cierpiała. W końcu
poszły do neuropsychologa, który odkrył, że Alisia naprawdę ma
skomplikowaną i trudną do zrozumienia chorobę, objawiającą się
właśnie takimi dolegliwościami, na jakie się uskarżała. Dobra
wiadomość była taka, że schorzenie to było dość łatwe do wyleczenia
przy zastosowaniu lekarstw i zmiany diety. Zła wiadomość była taka,
że dziewczynka tak długo cierpiała, zanim otrzymała pomoc, oraz że
widziała, że matka czasem nie wierzy w jej doznania. Przez cały ten
czas Alisia żyła z bólem zarówno fizycznym, jak i emocjonalnym.
Oczywiście Jasmine czuła się okropnie z tym, że nie okazała córce
więcej wsparcia. Starała się być życzliwa i wyrozumiała, i radziła
sobie najlepiej, jak umiała, ale nie potrafiła zrozumieć rozdźwięku
pomiędzy tym, co mówiła jej córka, a tym, co mówili lekarze. Choć
była otwarta na zauważanie, jej rozumienie było zaćmione i dlatego
nie była w stanie skutecznie zareagować. Triada zauważania,
rozumienia i reagowania może tworzyć trzyczęściowy most łączący
rodziców z dziećmi tak, by dzieci czuły się dostrzeżone, ale
w przypadku Jasmine most nie był kompletny. Poza tym
zorientowała się, że w tej sytuacji uruchamiały się jej własne
emocje – matka Jasmine często była chora i dlatego Jasmine za nic
w świecie nie chciała przyznać sama przed sobą, że jej córka może
zmagać się z jakąś przewlekłą chorobą. Uczucie bezsilności może
u każdego przyćmić zdolność do tworzenia triady kontaktu.
Ostatecznie Jasmine dotarła do sedna problemu, choć nie wszystko
poszło dokładnie tak, jak mogłaby sobie wymarzyć.
Jest to przykład rodzica, który starał się być obecny najlepiej, jak
potrafił, i chciał dostrzec, co naprawdę dzieje się z jego dzieckiem.
Nikt z nas nie robi tego idealnie przez cały czas. Życie jest trudne
i skomplikowane, więc najlepsze, co możemy zaoferować dzieciom,
to nasza intencja, by nawiązywać wyraźny i stały kontakt, a także
naprawiać relację, kiedy coś pójdzie nie tak, i utrzymywać
odpowiednie nastawienie, by okazywać dzieciom obecność przez
całe życie najlepiej, jak tylko umiemy. Chociaż Jasmine nie potrafiła
od razu rozwiązać problemu, a Alisia nie czuła się wspierana przez
cały ten proces, dzięki swojej czujności Jasmine w końcu odkryła
prawdę o bólu Alisii. Rodzic działający w mniej przemyślany sposób
mógłby po prostu posądzić córkę o manipulację i zmusić ją do
chodzenia na lekcje. Ale Jasmine w końcu stanęła na wysokości
zadania. Nie była ideałem, ale zdołała być obecna i dostrzec córkę,
dzięki temu, że starała się zauważać, rozumieć i reagować, jak tylko
umiała. W tym przypadku lekarze zdiagnozowali faktyczną chorobę.
Ale nawet gdyby Jasmine ustaliła, że objawy Alisii są naciągane lub
psychosomatyczne, jako matka powinna być obecna przy córce
i zauważyć oraz zrozumieć przyczynę złego samopoczucia Alisii,
a także odpowiednio na nią zareagować. Niezależnie od sytuacji, im
pełniej dostrzegamy nasze dzieci, tym czulej jesteśmy w stanie
reagować.
Przedstawiamy ten przykład, by pokazać, że dostrzeganie dzieci
nie oznacza bycia rodzicem bez skazy. Nikt nie odczytuje sygnałów
dzieci bezbłędnie przez cały czas i nawet jeśli będziemy się starać,
czasem i tak nie trafimy. Może nam się wydawać, że śmiejemy się
razem z synem, podczas gdy on może uznać, że śmiejemy się z niego.
Albo możemy zinterpretować wypowiedź córki jako oznakę lęku
i zareagować zgodnie z tą interpretacją, za co ona się obrazi, bo
poczuje się potraktowana jak ktoś słaby, kto nie umie poradzić sobie
z sytuacją. Może też się zdarzyć, że ze względu na okoliczności nie
będziemy tak naprawdę wiedzieć, jak zareagować na to, co
zobaczymy, tak jak było w przypadku Alisii i jej matki. Prawdziwe
dostrzeżenie dziecka często osiąga się metodą prób i błędów, ale
dzięki szczerym wysiłkom na każdym z trzech etapów triady
kontaktu mamy największe szanse na dobry kontakt i porozumienie.

PRAWDZIWE DOSTRZEŻENIE DZIECKA CZĘSTO OSIĄGA SIĘ METODĄ PRÓB


I BŁĘDÓW, ALE DZIĘKI SZCZERYM WYSIŁKOM NA KAŻDYM Z TRZECH ETAPÓW
TRIADY KONTAKTU MAMY NAJWIĘKSZE SZANSE NA DOBRY KONTAKT
I POROZUMIENIE.

Psychowzroczność
Zajmując się sytuacją Alisii, Jasmine wykazała się umiejętnością,
którą nazywamy „psychowzrocznością”. Jeśli znasz którąś z naszych
wcześniejszych książek, być może rozpoznajesz ten termin ukuty
przez Dana, oznaczający umiejętność dostrzegania własnego
umysłu, a także umysłów innych osób. Kluczowym aspektem
psychowzroczności jest świadomość, czyli zwracanie uwagi na to, co
kryje się za daną sytuacją. Właśnie to z całych sił starała się osiągnąć
Jasmine w sytuacji z Alisią – chciała się dowiedzieć, co się dzieje z jej
córeczką, jednocześnie uwzględniając własne doświadczenia
z dzieciństwa, które mogły rzutować na jej perspektywę. Właśnie to
zyskujemy dzięki psychowzroczności – świadomość własnego
umysłu, a także umysłu innego człowieka.
Wyobraź sobie, że kłócisz się z partnerem o jakąś kwestię
związaną z wychowaniem. Załóżmy, że partner chce, by dzieci więcej
pomagały w domu, a ty martwisz się, że dzieci już teraz mają zbyt
wiele zajęć, i nie chcesz dokładać im kolejnych obowiązków. Im
dłużej trwa wasza rozmowa, tym bardziej nasila się konflikt, aż
w końcu oboje jesteście wściekli. W tym momencie możesz użyć
potężnego narzędzia, jakim jest psychowzroczność. Po pierwsze,
może ci ona dać większą samoświadomość, ponieważ pomoże ci
zwracać uwagę nie tylko na twoje opinie i pragnienia, lecz także na
twoją frustrację i złość. Możesz nawet zauważyć, że na twój sposób
postrzegania tej dyskusji wpływają różne dawne sytuacje z udziałem
twojego partnera, a być może nawet twoich rodziców.
Uświadomienie sobie tego z dużym prawdopodobieństwem znacznie
załagodzi konflikt.
Jeszcze bardziej niż skierowanie psychowzroczności do wewnątrz
w celu lepszego zrozumienia siebie mogłoby pomóc użycie jej do
zastanowienia się, co dzieje się w umyśle twojego partnera. Z sił,
które działając w tobie, przyczyniły się do zwiększenia napięcia
w czasie tej rozmowy, prawdopodobnie wiele działało również
w twoim partnerze. Starając się zrozumieć strach lub inne emocje,
które wywołały reakcję partnera, a nawet odczuwając empatię dla
ukochanej osoby, możesz podejść do kłótni – która może stać się
teraz raczej dyskusją – zupełnie inaczej, ponieważ będziesz teraz
działać z pozycji wrażliwości i współczucia, a nie z pozycji obrony
i osądu. W rozmowie wciąż możesz obstawać przy swojej opinii, ale
twoje podejście w chwili wyrażania tej opinii znacznie zwiększy
szansę na to, że rozmowa was połączy zamiast podzielić. Na tym
polega moc psychowzroczności.
Tak, być może już się domyślasz: triada kontaktu działa nie tylko
w relacji z dziećmi, lecz również z innymi członkami rodziny,
partnerami życiowymi i przyjaciółmi. Zauważanie, rozumienie
i reagowanie to podstawa tworzenia ciepłych relacji w życiu.
Widzisz zatem, jak wielką moc może mieć psychowzroczność
w relacji rodzic-dziecko. Ogólnie rzecz biorąc, dzieci rodziców,
którzy autentyczne pracują nad swoimi umiejętnościami w tym
zakresie, rozwijają bezpieczną więź. Wyobraź sobie, że twój
czteroletni syn wścieka się, bo po kąpieli spuściłeś wodę z wanny,
a on z jakiegoś tylko sobie znanego powodu chciał, by wanna
pozostała napełniona. Możesz czuć pokusę, by zacząć go
przekonywać, podchodząc do sprawy logicznie, z dominacją lewej
półkuli mózgu, i wyjaśniać mu różne powody, dla których zawsze
spuszczamy wodę po kąpieli. Ale, jak wiadomo, logiczne i racjonalne
argumenty zwykle nie działają na zrozpaczonego przedszkolaka.
Podejście twojego dorosłego mózgu do tej sytuacji może być
diametralnie inne niż podejście mózgu twojego syna. Może
wyobrażał sobie mnóstwo statków i żeglarzy gotowych do
wyruszenia w nocny rejs morski, w czasie gdy on by spał, śniąc
o rejsie odbywającym się w wannie, gdyby tylko woda po kąpieli tam
została, a nie spłynęła do ścieków – zabiłeś żeglarzy!
Co się stanie, jeśli podejdziesz do sytuacji nie tylko z myślą
o swoich celach, lecz użyjesz też psychowzroczności, by wyobrazić
sobie, co dzieje się w jego głowie? Może pomyślisz o tym, że twój
maluch ma za sobą męczący dzień, bo grał w piłkę, a potem spotkał
się z kolegą. Może wsłuchasz się w historię, którą opowiadał ci
w czasie kąpieli – o żeglarzach i czekających ich rejsach. Wtedy może
po prostu go przytulisz zamiast wygłaszać kazanie. Może nawet
zapytasz go, dlaczego to było dla niego takie ważne, by woda została
w wannie. I może uszanujesz jego uczucia: „Chciałeś, by tym razem
woda została w wannie? Zdenerwowałeś się, bo nie chciałeś, żebym
ją spuścił, tak?”. Jeśli najpierw nawiążesz z nim w ten sposób
kontakt, dużo łatwiej będzie ci go uspokoić i przygotować do spania.
Podobnie jeśli twoja dwunastoletnia córka płacze, bo nie może
znaleźć szortów, które planowała założyć na imprezę u koleżanki,
może to nie być najlepszy moment na udzielenie jej reprymendy za
to, że nie zaplanowała ubierania z wyprzedzeniem, ani na kazanie
o organizacji i odkładaniu rzeczy na miejsce. O oczekiwaniach
rodziny w sprawie brudnych ubrań i porządku w pokoju możesz
wspomnieć później, kiedy córka naprawdę będzie w stanie słuchać.
Natomiast w chwili kiedy płacze, najlepsze, co możesz zrobić, to
użyć psychowzroczności, by zauważyć, co ona czuje, i przyjąć jej
emocje do wiadomości, bo nawet jeśli uważasz, że jej reakcja jest
przesadna, to dla niej jej uczucia są bardzo prawdziwe. Wówczas,
niezależnie od tego, czy potrafisz pomóc w znalezieniu zgubionych
szortów, przynajmniej znasz stan umysłu córki w tej chwili, czyli
możesz być przy niej i pomóc jej poradzić sobie z tą irytującą
sytuacją, nawet jeśli nie jesteś w stanie rozwiązać samego problemu.
To kolejny przykład pokazujący, że obecność przy dzieciach nie
polega na chronieniu ich przed każdym problemem – nie musisz
biec do sklepu po nowe szorty. Obecność polega na tym, by być przy
dzieciach, kiedy uczą się pokonywać przeszkody, które pojawiają się
na ich drodze.

ZAUWAŻ, ŻE NIE OPISUJEMY TU ŻADNEGO SUPERRODZICA. NIE MUSISZ UMIEĆ


CZYTAĆ W MYŚLACH ANI UZUPEŁNIAĆ WSZYSTKICH SWOICH BRAKÓW, ANI
OSIĄGAĆ OŚWIECENIA DUCHOWEGO. MUSISZ PO PROSTU BYĆ OBECNY. BĄDŹ
PRZY SWOICH DZIECIACH I DAJ IM ODCZUĆ, ŻE JE ROZUMIESZ I BĘDZIESZ PRZY
NICH ZAWSZE, NIEZALEŻNIE OD WSZYSTKIEGO. WŁAŚNIE NA TYM POLEGA
DOSTRZEGANIE – PRAWDZIWE DOSTRZEGANIE – WŁASNEGO DZIECKA.

Zauważ, że nie opisujemy tu żadnego superrodzica. Nie musisz


umieć czytać w myślach ani uzupełniać wszystkich swoich braków,
ani osiągać oświecenia duchowego. Musisz po prostu być obecny.
Bądź przy swoich dzieciach i daj im odczuć, że je rozumiesz
i będziesz przy nich zawsze, niezależnie od wszystkiego. Właśnie na
tym polega dostrzeganie – prawdziwe dostrzeganie – własnego
dziecka.
Pamiętaj też, że to ważne, by dostrzegać również swój własny
umysł. Oznacza to rozpoznawanie, co czujesz w danej chwili i skąd
mogą pochodzić różne twoje emocje. W końcu część uczuć, których
doświadczasz w trakcie konfliktu czy napiętej sytuacji, może nie
mieć nic wspólnego z kąpielą syna ani ze strojem córki na imprezę.
Jeśli nauczysz się zwracać uwagę na to, co dzieje się w twoim
własnym umyśle i z twoimi własnymi emocjami, będzie ci dużo
łatwiej zachowywać się w taki sposób, że i ty będziesz się czuć
dobrze, i twoje dzieci. Kiedy zaczniesz naprawdę decydować, jak
postąpić w trudnej sytuacji, zamiast po prostu reagować pod
wpływem nieuświadomionych pragnień i skłonności, będziesz
w stanie naprawdę dostrzegać swoje dzieci i reagować tak, by dać im
właśnie to, czego w danej chwili potrzebują.
Ponadto, reagując na podstawie psychowzroczności, nauczysz
swoje dzieci, jak działają bliskie, czułe relacje. Podstawą zdrowej
relacji jest dostrajanie się i dawanie drugiej osobie poczucia, że ktoś
inny wczuł się w jej emocje. Kiedy dajemy to naszym dzieciom,
jesteśmy o kolejny krok bliżej do zbudowania bezpiecznej bazy. To
nie wszystko – nasze dzieci nauczą się znajdować przyjaciół
i partnerów, którzy będą przy nich obecni, a także same nauczą się,
jak być obecnym przy innych. Oznacza to, że wykształcą
umiejętności potrzebne do budowania zdrowych relacji, także
z własnymi dziećmi, które będą mogły przekazać tę lekcję
następnym pokoleniom.

Co, jeśli dziecko nie czuje się dostrzeżone?


Rozdzierająca serce prawda jest taka, że niektóre dzieci nie zostają
dostrzeżone przez większość dzieciństwa. Nigdy nie czują się
rozumiane. Wyobraź sobie, jak się czują. Kiedy myślą o swoich
nauczycielach, rówieśnikach, a nawet rodzicach, w ich głowach
pojawia się tylko jedna myśl: „Oni w ogóle mnie nie rozumieją”.
Co sprawia, że dziecko nie czuje się dostrzeżone i zrozumiane?
Czasem dzieje się tak dlatego, że patrzymy na nie przez pryzmat
naszych własnych pragnień, lęków i problemów, nie uwzględniając
jego osobowości, pasji i zachowania. Jeśli mamy tak ustawiony filtr,
trudno nam zauważać, rozumieć i reagować w dostrojony sposób.
Czasem przyklejamy dziecku łatkę i uparcie powtarzamy np.: „Ale
z niego maluch” albo „Ona jest typem sportowca (albo artystki albo
nieśmiałej dzikuski)”. Albo „On jest zupełnie jak ja, ciągle zadowala
innych”, albo „Jest uparta, zupełnie jak jej tata”. Jeśli określamy
dzieci w ten sposób, używając etykiet i porównań – a czasami nawet
diagnozując u nich zaburzenia – by przypisać je do jakiejś kategorii,
sami sobie uniemożliwiamy dostrzeżenie ich w całości. Tak,
jesteśmy ludźmi i nasze mózgi porządkują napływającą energię jako
pojęcia i kategorie. Tak po prostu działają nasze mózgi. Ale nasze
zadanie polega między innymi na tym, by rozpoznać takie kategorie
i uwolnić nasz umysł od ich ograniczającego wpływu na to, jak
widzimy nasze dziecko.
Często słyszymy na przykład, jak rodzice mówią, że ich dzieci są
„leniwe”. Czasami dlatego, że dziecko nie chce się wystarczająco
dużo uczyć, trenować albo chętnie pomagać w domu. Ci rodzice
prawdopodobnie uważają, że „lenistwo” to wada charakteru. Jednak
prawda jest taka, że jeśli nasze dzieci wkładają w coś mniej wysiłku,
niż oczekujemy lub pragniemy, mogą mieć ku temu dobre powody,
o których nie pomyśleliśmy. Twoja córka może mieć problemy
z zapamiętywaniem stolicy każdego stanu USA nie dlatego, że jest
leniwa, tylko dlatego, że ma trudności w uczeniu się, które
wymagają odpowiedniego podejścia (tak naprawdę dzieci
z trudnościami często wkładają w naukę więcej wysiłku niż
rówieśnicy, ale nie mają dobrych wyników i dlatego ich rodzice
myślą, że muszą one starać się bardziej). A może po prostu jeszcze
nie nauczyła się, jak uczyć się skutecznie, albo za mało śpi i brakuje
jej energii, by uczyć się w skupieniu.
A może twój syn nie chce codziennie ćwiczyć rzutów wolnych, bo
takie zaangażowanie w sport nie jest czymś typowym dla
dziesięciolatka. Nie oznacza to, że nie powinien trenować, jeśli chce
lepiej grać w koszykówkę. Ani że twoja córka nie powinna
przygotować się do sprawdzianu z geografii. Chodzi nam po prostu
o to, że jako rodzice powinniśmy unikać wydawania szybkich osądów
i przyklejania dzieciom etykietek takich jak „leń”. Zamiast tego
powinniśmy zatrzymać się na chwilę i zastanowić, co tak naprawdę
dzieje się w ich głowach. Przez etykietki nie jesteśmy w stanie
wyraźnie widzieć dzieci. Co gorsza, one same podłapują od nas
kategorie i klasyfikacje, a potem uzależniają swoją pewność siebie od
tego, co my – ich zdaniem – o nich sądzimy. Wszyscy poznajemy
siebie w lustrze kategorii, do których przypisali nas inni.
Podobną pułapką, w którą mogą wpaść nawet rodzice
z najlepszymi chęciami, jest pragnienie, by nasze dzieci były kimś
innym, niż naprawdę są. Możemy chcieć, by nasze dziecko było pilne,
wysportowane, uzdolnione artystycznie, staranne, skoncentrowane
na osiągnięciach albo jeszcze inne. Ale co, jeśli jemu po prostu nie
zależy na trafianiu piłką do bramki? Albo tego nie potrafi? Co, jeśli
jej nie interesuje granie na flecie? Co, jeśli dobre oceny od góry do
dołu nie są dla nich ważne, a dostosowywanie się do norm
kulturowych dotyczących płci wydaje się im nienaturalne?

JAKO RODZICE POWINNIŚMY UNIKAĆ WYDAWANIA SZYBKICH OSĄDÓW


I PRZYKLEJANIA DZIECIOM ETYKIETEK TAKICH JAK „LEŃ”. ZAMIAST TEGO
POWINNIŚMY ZATRZYMAĆ SIĘ NA CHWILĘ I ZASTANOWIĆ, CO TAK NAPRAWDĘ
DZIEJE SIĘ W ICH GŁOWACH. PRZEZ ETYKIETKI NIE JESTEŚMY W STANIE
WYRAŹNIE WIDZIEĆ DZIECI.

Każde dziecko jest indywidualnością. Jeśli pozwalamy na to, by


nasze własne pragnienia i kategorie rzutowały na to, jak patrzymy
na dzieci, nie jesteśmy w stanie zobaczyć ich wyraźnie. A jeśli nie
jesteśmy w stanie zobaczyć naszych dzieci, to co właściwie mamy na
myśli, mówiąc, że je kochamy? Jak możemy zaakceptować je takimi,
jakie naprawdę są?

KAŻDE DZIECKO JEST INDYWIDUALNOŚCIĄ. JEŚLI POZWALAMY NA TO, BY


NASZE WŁASNE PRAGNIENIA I KATEGORIE RZUTOWAŁY NA TO, JAK PATRZYMY
NA DZIECI, NIE JESTEŚMY W STANIE ZOBACZYĆ ICH WYRAŹNIE. A JEŚLI NIE
JESTEŚMY W STANIE ZOBACZYĆ NASZYCH DZIECI, TO CO WŁAŚCIWIE MAMY
NA MYŚLI, MÓWIĄC, ŻE JE KOCHAMY? JAK MOŻEMY ZAAKCEPTOWAĆ JE
TAKIMI, JAKIE NAPRAWDĘ SĄ?

Czasami problem polega wyłącznie na braku dopasowania, jeśli


chodzi o osobowość rodzica i dziecka. Może ty lubisz poruszać się
jak koliber i wykonujesz wszystkie zadania energicznie i sprawnie.
Potem na świecie pojawia się twoja córka z wrodzonym tempem
leniwca. Może łatwo się rozprasza. A może jest po prostu ciekawa
świata i chce odkrywać wszystkie fascynujące szczegóły w swoim
otoczeniu. Na czym polega tu twoja rola? Czy na zrobieniu z niej
mniejszej wersji ciebie, bo wydajność jest ewidentnie lepsza niż
guzdranie się? Oczywiście, że nie. Może musisz raczej dostosować
nieco swój zwyczajowy sposób wykonywania zadań. Może musisz
budzić ją wcześniej, skoro potrzebuje więcej czasu na przygotowanie
się do szkoły. A kiedy czytasz jej wieczorem przed snem, być może
musisz przeznaczyć część czasu na pytania i chwile nieuwagi. To
dość proste zmiany, ale jeśli nie dostrzegasz tak naprawdę jej i jej
sposobu funkcjonowania na świecie, nie będziesz znać jej
wystarczająco dobrze, by wiedzieć, jaka zmiana codziennych
zwyczajów najbardziej ułatwi wam życie.
Jednym z najgorszych sposobów niedostrzegania dzieci jest
ignorowanie ich uczuć. W przypadku malutkiego dziecka może to
oznaczać mówienie mu, kiedy płacze po upadku: „Nie płacz. Nic ci
się nie stało”. Z kolei starsze dziecko może naprawdę niepokoić się
czymś, co ciebie w ogóle by nie martwiło, na przykład pierwszą
lekcją tańca. Jest mało prawdopodobne, by poczuło się pewniej, gdy
powiesz mu: „Nie martw się tym, nie ma powodu do nerwów”. Tak,
chcemy dodać dzieciom otuchy i być przy nich, by wiedziały, że sobie
poradzą. Ale to zupełnie co innego niż zaprzeczanie ich uczuciom
i mówienie im wprost, by nie ufały swoim emocjom.
Zatem chcemy je po prostu dostrzegać. Zauważać, przez co
przechodzą, być przy nich i z nimi. Możemy nawet użyć podobnych
słów. Możemy powiedzieć coś takiego: „Poradzisz sobie” albo:
„Wiele osób denerwuje się pierwszego dnia. Będę tam z tobą, aż
poczujesz się komfortowo”. Ale jeśli zaczniemy od dostrzeżenia ich
i zwrócenia uwagi na to, co czują, nasza reakcja będzie znacznie
bardziej empatyczna. Wówczas, kiedy dziecko poczuje, że się w nie
wczuwasz, poczuje też, że autentycznie je znasz i dzięki temu
nabierze poczucia przynależności. Nabierze też poczucia, że ma
swoje „ja”, które jest dostrzegane i szanowane, a jednocześnie jest
częścią „my” – czegoś większego niż ono samo, ale nie wymaga to
żadnych kompromisów ani utraty poczucia, że jest wyjątkową osobą.
Właśnie w ten sposób dostrzeganie dziecka tworzy podstawę
przyszłej integracji w związku, gdzie nasze dziecko będzie
indywidualnością, która jest również częścią czegoś większego.
Ponadto, jeśli nasz komunikat będzie empatyczny, z dużo
większym prawdopodobieństwem będzie w stanie uspokoić dziecko.
Często zdarza się, że kiedy okazujemy miłość i wsparcie, nie tylko
życie naszego dziecka staje się lepsze, lecz również nasze jako
rodziców.
Jak zaakceptować swoje dziecko w całości
W poprzednich rozdziałach mówiliśmy o tym, co tworzy bezpieczny
styl przywiązania. Prawdziwe dostrzeganie naszych dzieci
przyczynia się do powstania bezpiecznej więzi, ponieważ dzięki
temu mogą poczuć, że ktoś akceptuje je takimi, jakie są – z zaletami
i wadami. Chcemy zakomunikować naszym dzieciom, że je
przyjmujemy z otwartymi ramionami, że je uwielbiamy, że chcemy
wiedzieć o nich wszystko, nawet to, co jest niezbyt atrakcyjne,
przyjemne i logiczne. Jak im to przekazujemy? Swoimi reakcjami na
ich uczucia i zachowania. Każda interakcja rodzic-dziecko to przekaz
dla dziecka. Dajemy im sygnały o swoich odczuciach związanych
z daną interakcją. I lepiej uwierz, że one potrafią interpretować te
sygnały jak szuler interpretuje wszystko, co się dzieje w sali kasyna.
Dzieci wiedzą, co czujemy, niezależnie od tego, czy powiemy im
o tym wprost. A poziom ich poczucia bezpieczeństwa zależy od tego,
na ile ich wewnętrzne doświadczenia odpowiadają temu, co
wyczuwają od nas, a także od tego, czy z naszą pomocą uczą się
znajdować w tych doświadczeniach sens i je rozumieć.
Wciąż tego doświadczasz i to już odkąd twoje dzieci były
niemowlętami. Kiedy twój maluszek widział, że do pokoju wchodzi
nowa osoba, albo kiedy się potknął i przewrócił, natychmiast zerkał
na ciebie w oczekiwaniu na sygnał mówiący, jak ma zareagować.
Chciał się dowiedzieć „Czy powinienem się teraz bać? Jestem
bezpieczny?”. I na podstawie twojej reakcji uczył się, jak sam ma
zareagować – zarówno pod względem zachowania, jak i pod
względem kształtowania oraz wyrażania emocji. Taką interakcję
nazywamy „odniesieniem społecznym” (ang. social referencing)
i stanowi ona początkowy etap rozwoju dziecka na drodze do
dojrzałości emocjonalnej. Dziecko dostrzega ciebie.
Czas leciał, a synek wciąż cię obserwował i coraz lepiej odczytywał
sygnały mówiące, jak się czujesz w danej sytuacji – sygnały dawane
przez ciebie celowo i otwarcie, a także przekazy ukryte w twoim
zachowaniu, czasem nieświadomie. Te powtarzające się schematy
komunikacji miały znaczny wpływ na jego model mentalny, na
podstawie którego wie, jakie ma mieć odczucia w związku z samym
sobą oraz z otaczającym go światem.
Kiedy syn naszych znajomych, Jamie, miał roczek i wspinał się lub
wykonywał inną trudną czynność, mówił głośno i uroczo sam do
siebie: „Ostrożnie, Jamie. Ostrożnie”. Przyswoił sobie i naśladował
sposób, w jaki rodzice sygnalizowali mu, by bardziej uważał, kiedy
próbował zrobić coś ryzykownego. Znaki, które dajemy dzieciom,
przeważnie pochodzące z naszych wewnętrznych sygnałów, mogą
mieć na nie wpływ negatywny lub pozytywny. Nasze komunikaty
mogą powstrzymać dzieci przed zdrową pod względem rozwojowym
eksploracją otoczenia, zwiększając strach i nieadekwatny lęk, a mogą
dodać im odwagi i odporności, dzięki którym poczują się pewniej,
poznając nowe rzeczy. (Jak zawsze, pamiętaj o wrodzonym
temperamencie. Niektórym dzieciom trzeba przypominać, by
uważały, a inne potrzebują czasu i zachęty, zanim odważą się
wyruszyć w nieznane).
Rzecz w tym, że nasze dzieci uczą się dość dokładnie
interpretować nie tylko to, czy odbieramy świat zewnętrzny jako
bezpieczny, lecz także co czujemy, kiedy one komunikują nam swoje
emocje. Mogą wciąż otrzymywać przekaz, że naprawdę je
dostrzegamy i chcemy wiedzieć, jak się czują – również kiedy ich
uczucia są trudne lub nawet przerażające – i że będziemy przy nich
obecni emocjonalnie niezależnie od tego, jak się czują. A może
komunikujemy coś wręcz przeciwnego.
Pomyśl przez chwilę o jakiejś sytuacji, w której twoje dziecko
przyszło do ciebie i było czymś zdenerwowane lub zasmucone. Udało
ci się użyć psychowzroczności, by naprawdę je dostrzec i adekwatnie
zareagować? Jaka była twoja reakcja (wprost lub nie wprost)?
Budowanie bezpiecznej więzi polega w dużej mierze na
dostrzeganiu dzieci i akceptowaniu ich w całości takimi, jakie są.
Chodzi o to, by dać im poczucie swobody dzielenia się swoimi
uczuciami, nawet tymi wielkimi i strasznymi, które mogą być dla
nich przytłaczające. Pamiętaj, że dzieci zinternalizują wysyłane
przez ciebie komunikaty, więc jeśli mówisz im lub dajesz odczuć, że
„nie chcesz tego słuchać”, przekaz ten stanie się częścią ich wiedzy
na temat waszej relacji. Dzieje się tak w szczególności wtedy, kiedy
mają z czymś problem, kiedy stawka jest wysoka lub kiedy, będąc
nastolatkami, zamykają się w sobie – wtedy możesz nie usłyszeć
o różnych sprawach, z którymi powinny twoim zdaniem do ciebie
przyjść. Jednak nie jest za późno, by zacząć komunikować dzieciom,
że jesteś przy nich. Możesz też przeprosić, kiedy ci się to nie uda,
a potem dalej wysyłać sygnały pokazujące, jak bardzo je kochasz –
niezależnie od tego, jak się zachowują i co do ciebie mówią.

Dostrzeżone a zawstydzone
Może udało ci się zauważyć, że dawanie dzieciom poczucia, że je
dostrzegamy, pod pewnymi względami pokrywa się z dbaniem o ich
bezpieczeństwo, czyli pierwszy z naszych czterech filarów. Chcemy,
by nasze dzieci czuły się na tyle bezpiecznie, by móc pokazywać
nam, kim są, i dzielić się z nami tym, co czują i przeżywają, nie
martwiąc się, że nasze reakcje je poniżą, zawstydzą lub zaniepokoją,
czy wręcz przerażą. Wówczas mamy pełniejszy ich obraz. Ale nie
mogą pokazać nam, kim są, jeśli nie czują się wystarczająco
bezpiecznie.
Na przykład jeśli matka zawstydza syna, kiedy ten boi się
samotności, kostiumów w Halloween czy czegokolwiek innego, to on
nie będzie jej mówił, że czuje się zaniepokojony. Dlatego dużo
trudniej będzie jej go naprawdę dostrzec.
W rezultacie syn musi poradzić sobie z własnymi uczuciami sam.
Jest to początek problemu, który rośnie potem lawinowo. Kiedy
chłopiec będzie denerwował się nocowaniem u kolegi po raz
pierwszy w życiu, nie będzie chciał opowiedzieć matce o swoich
prawdziwych odczuciach. Będzie skazany na stawienie czoła sytuacji
samemu, a to z kolei często powoduje jeszcze większy niepokój.
Powiedzmy zatem, że rezygnuje z nocowania. Może udaje, że jest
chory, a może po prostu wpada w szał i upiera się, że nie pójdzie do
kolegi. Mama uznaje jego zachowanie za przejaw buntu i karze go,
nie dostrzegając tego, co dzieje się w jego wnętrzu. Gdyby użyła
psychowzroczności, by po prostu przyjrzeć się synowi i go
zrozumieć, zamiast go karać, mogłaby go zachęcić do wyrażenia
strachu i lęku. Wówczas mógłby podzielić się z nią swoimi
uczuciami, a być może ona mogłaby pomóc mu poradzić sobie
z niepokojem tak, by mógł jednak przenocować u kolegi.
Kiedy odrzucamy, poniżamy, obwiniamy lub zawstydzamy swoje
dzieci z powodu odczuwanych przez nie emocji, uniemożliwiamy im
pokazanie nam, kim naprawdę są.
Zawstydzanie niezwykle mocno utrudnia dostrzeganie drugiego
człowieka. Ale swoim dzieciom robimy to bardzo często. Zamiast je
widzieć i nawiązywać z nimi kontakt, a potem rozwiązywać problem
i je wspierać w skutecznym radzeniu sobie z uczuciami, zagrywamy
kartę wstydu. Zawstydzać można bezpośrednio, za pomocą
lekceważących komentarzy, które mogą być nawet upokarzające dla
dziecka, jeśli wypowiadamy je ze złością. Można też zawstydzać
w sposób pośredni – na przykład kiedy dziecko jest w stanie silnych
emocji, a my nie dostrajamy się do niego, choć ono stara się
nawiązać z nami kontakt. Brak dostrojenia może się powtarzać
w chwilach pozytywnego stanu emocjonalnego (jak na przykład
ekscytacja) lub trudnego stanu emocjonalnego (jak smutek, złość lub
strach) – jeśli rodzic nie podziela tych uczuć, pośrednio może
przyczynić się do zawstydzenia u dziecka, a także u każdego innego
człowieka! W takiej sytuacji, w chwili gdy dziecko potrzebuje
kontaktu, nikt mu go nie daje. Jeśli w trakcie rozwoju dziecko
wielokrotnie doświadcza sytuacji, w których rodzice go nie
dostrzegają, nie rozumieją i nie reagują adekwatnie, czyli nie
zachodzi triada kontaktu w chwilach gdy jest potrzebna – może ono
popaść w stan wstydu wynikający z wewnętrznego poczucia, że coś
jest nie tak z nim samym. Dlaczego? Paradoksalnie „bezpieczniej”
jest uwierzyć, że nasze potrzeby nie są zaspokajane, dlatego że to
z nami jest coś nie w porządku, niż że nasi rodzice – od których
zależy nawet nasze przetrwanie – tak naprawdę nie są niezawodni.
Tym wstyd różni się od poczucia winy, które polega na przekonaniu,
że jakieś zachowanie było złe i można je poprawić w przyszłości.

KIEDY ODRZUCAMY, PONIŻAMY, OBWINIAMY LUB ZAWSTYDZAMY SWOJE


DZIECI Z POWODU ODCZUWANYCH PRZEZ NIE EMOCJI, UNIEMOŻLIWIAMY IM
POKAZANIE NAM, KIM NAPRAWDĘ SĄ.
Pośrednimi i bezpośrednimi formami zawstydzania możemy
sprawić, że nasze dzieci będą czuły się tak, jakby były wadliwe, jakby
coś było z nimi nie tak, choć po prostu są sobą i wyrażają zdrową
potrzebę kontaktu. Niestety taki wstyd może pozostać z nimi na
wiele lat i wpływać na ich funkcjonowanie w dorosłości, nawet jeśli
nie będą świadomi, że to on przyczynia się do kształtowania ich
życia.
Możesz zaobserwować różnicę na ilustracjach na następnej
stronie. Dostrzeżenie dziecka pomaga mu się uspokoić i zachęca je,
by się przed nami otworzyło, natomiast zawstydzanie zniechęca je do
pokazania nam swojego prawdziwego „ja”. Co gorsza, zawstydzanie
zazwyczaj nie powoduje nawet, że dzieci zachowują się tak, jak
byśmy oczekiwali. A jeśli powoduje, to dziecko zachowuje się na
zewnątrz tak, jak chcemy, ale jego wnętrze jest przepełnione
strachem i smutkiem. Z badań wynika, że częste doświadczanie
wstydu w dzieciństwie jest skorelowane ze znacznie większym
prawdopodobieństwem wystąpienia lęków, depresji i innych
problemów ze zdrowiem psychicznym.
Oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy musimy postawić swoje
dzieci przed wyzwaniami, które mogą wydawać im się ponad ich siły.
Nie chcemy, by ominęła je frajda zjeżdżania do basenu tylko dlatego,
że się boją, ani by zrezygnowały z całego sezonu treningów
piłkarskich tylko dlatego, że stresują się pierwszymi zajęciami. Nie
na tym polega dostrzeganie i wspieranie dzieci. Zależy nam na
realistycznym podejściu. Dostrzeganie dziecka oznacza
uświadamianie sobie zarówno jego mocnych, jak i słabych stron.
Zatem jeśli widzimy, że nasze dziecko powinno popracować nad
pewnymi umiejętnościami – cierpliwością, manierami, kontrolą
impulsów, empatią lub czymkolwiek innym – podejście pełne
miłości wymaga, byśmy dali mu możliwość przećwiczenia tych
aspektów. Nie pomagamy mu, ignorując jego niedoskonałości
i trudności, z którymi się mierzy. Jednak zachęcanie dzieci do
wychodzenia poza swoją strefę komfortu lub wspólna praca nad ich
niedostatecznymi umiejętnościami społecznym lub emocjonalnymi
to coś zupełnie innego niż zawstydzanie ich, kiedy nie zachowują się
tak, jak chcemy. Jeszcze raz podkreślamy, że nie chodzi o to, by je
rozpieszczać lub nigdy nie prosić, by zrobiły coś nowego lub
wykraczającego poza strefę komfortu. Chodzi o pozwalanie im na to,
by pokazywały nam swoje prawdziwe uczucia, byśmy mogli być przy
nich i pomóc im poradzić sobie z silnymi emocjami tak, by ich nie
przytłoczyły. Chodzi o dostrzeżenie, kim nasze dzieci są naprawdę.

Zawstydzając swoje dzieci, sprawiamy, że nie pokazują nam one, kim


naprawdę są
Co możesz zrobić – strategie dające dzieciom
poczucie, że zostały dostrzeżone
Strategia nr 1 dająca dzieciom poczucie, że zostały dostrzeżone:
zanurz się głębiej dzięki swojej ciekawości
Pierwszym praktycznym krokiem, który możemy wykonać, by dać
dzieciom poczucie, że zostały dostrzeżone, jest obserwowanie ich –
po prostu poświęć trochę czasu, by przyjrzeć się ich zachowaniu,
spróbuj odrzucić z góry przyjęte interpretacje i zastanów się, co tak
naprawdę się dzieje, zamiast wydawać pochopne osądy. Bardzo wiele
możemy dowiedzieć się o dzieciach, jeśli po prostu zwolnimy
i będziemy je obserwować. Mamy większą szansę na jasny obraz
sytuacji, jeśli zakwestionujemy kategorie pojęciowe.
Jednak by naprawdę dostrzec dzieci, często potrzebujemy czegoś
więcej niż zwrócenia uwagi na to, co jest widoczne na zewnątrz.
Czasem musimy zanurzyć się głębiej, by zobaczyć, co się dzieje pod
powierzchnią działań i zachowania dziecka. Na pewno powinniśmy
obserwować, co dzieci robią, i słuchać, co do nas mówią. Ale tak
samo jak w przypadku dorosłych, często jest tak, że we wnętrzu
dzieci dzieje się więcej, niż nam pokazują. Jednym z naszych
obowiązków jako rodziców jest zaglądanie głębiej w poszukiwaniu
nieoczywistych interpretacji.
W praktyce chodzi o gotowość odrzucenia pierwotnych domysłów
i interpretacji dotyczących tego, co się dzieje z twoimi dziećmi, oraz
o otwartość na inne spojrzenie na sytuację. Oznacza to przyjęcie
postawy pełnej ciekawości zamiast natychmiastowego wydawania
osądów.

SZUKANIE GŁĘBIEJ TO GOTOWOŚĆ ODRZUCENIA PIERWOTNYCH DOMYSŁÓW


I INTERPRETACJI DOTYCZĄCYCH TEGO, CO SIĘ DZIEJE Z TWOIMI DZIEĆMI,
ORAZ OTWARTOŚĆ NA INNE SPOJRZENIE NA SYTUACJĘ. OZNACZA TO
PRZYJĘCIE POSTAWY PEŁNEJ CIEKAWOŚCI ZAMIAST NATYCHMIASTOWEGO
WYDAWANIA OSĄDÓW.

Ciekawość jest tu kluczowa. Jest to jedno z najważniejszych


narzędzi troskliwego rodzica. Kiedy twój maluszek wymyśla zabawę
pod tytułem „a może by tak zrzucić talerz spaghetti z krzesełka do
karmienia”, w pierwszej chwili możesz czuć frustrację. Jeśli założysz,
że robi ci na złość albo się buntuje, zareagujesz zgodnie z tą
interpretacją. Ale jeśli spojrzysz na jego twarz i zauważysz, jak
bardzo fascynuje go obryzgana na czerwono podłoga i ściana,
możesz poczuć się i zareagować inaczej. Kognitywiści Alison Gopnik,
Andrew Meltzoff i Patricia Kuhl napisali książkę o „naukowcu
w kołysce”, w której wyjaśnili, że znaczna część tego, co robią
niemowlęta i małe dzieci, wynika z ich instynktownego dążenia do
uczenia się i odkrywania świata. Wiedząc o tym dążeniu, w chwili
gdy spaghetti rozpryskuje się na podłodze, możesz odczuwać taką
samą frustrację na myśl o sprzątaniu. Ale możesz uruchomić na
chwilę ciekawość, zatrzymać się i zapytać siebie: „Dlaczego on to
zrobił?”. Wówczas, patrząc na niego jak na młodego badacza
zbierającego dane podczas odkrywania czegoś nowego, możesz
przynajmniej zareagować na jego działania świadomie i cierpliwie,
nawet sprzątając pozostałości jego eksperymentu (zgadza się, kiedy
zbierzesz własne dane na temat fazy, przez którą przechodzi twój
syn, następnym razem będziesz wiedzieć, że podając na obiad
spaghetti, warto rozłożyć na podłodze ręcznik).
W naszej książce Grzeczne dziecko zachęcamy rodziców, by
„podążali za dlaczego”. Kiedy z ciekawością zapytamy „Dlaczego
moje dziecko to robi?”, zamiast od razu nazywać to, co robi, „złym
zachowaniem”, z dużo większym prawdopodobieństwem będziemy
w stanie odpowiednio zareagować na sytuację. Czasami faktycznie to
właśnie zachowanie wymaga naszej uwagi – jak wielokrotnie
powtarzamy, dzieci zdecydowanie potrzebują granic i naszym
zadaniem jest nauczyć je, co jest w porządku, a co nie. Ale w innych
sytuacjach działanie dziecka może być typowym zachowaniem na
danym etapie rozwoju, co oznacza, że tak właśnie należy to
potraktować i adekwatnie zareagować. Poza tym, nawet jeśli
zachowanie dziecka wymaga dyscypliny (rozumianej jako nauczanie
i kształtowanie umiejętności), dyscyplinowanie (i nauczanie) będzie
znacznie skuteczniejsze, jeśli będziemy z ciekawością poszukiwać
odpowiedzi na pytanie „Dlaczego?” i dokładnie ustalać, co się dzieje
w umyśle dziecka oraz jaka była pierwotna przyczyna tego
zachowania.
To samo dotyczy innych zachowań. Jeśli twoja córka nie chce się
odezwać i przywitać, spotykając kogoś dorosłego, może wcale nie
chce zachowywać się niegrzecznie. Może po prostu jest nieśmiała
albo czuje lęk. To nie oznacza, że masz nie uczyć jej umiejętności
społecznych ani nie zachęcać jej do odzywania się
w niekomfortowych sytuacjach. Oznacza to, że masz ją dostrzec
taką, jaka jest w tej chwili. Jakie uczucia kryją się za jej
zachowaniem? Zadaj sobie pytanie „dlaczego?” i odkryj przyczynę
jej powściągliwości. Dzięki temu będziesz w stanie zareagować
bardziej świadomie i skutecznie.
Nawiasem mówiąc, jesteśmy zdecydowanymi zwolennikami
stawiania dzieciom jasnych, a nawet wysokich wymagań. Muszą
poznać wartość ciężkiej pracy i trzeba je zachęcać, by robiły więcej
niż w swoim mniemaniu są w stanie. Jednak zdarzają się też
sytuacje, w których, gdy zajrzymy głębiej, okaże się, że mamy wobec
dziecka nierealistyczne oczekiwania. Jako rodzice zdecydowanie
powinniśmy pomóc dzieciom maksymalnie wykorzystać własny
potencjał, ale nie żądajmy od nich rzeczy, które naprawdę
wykraczają poza ich możliwości.
Ważne pytanie, które warto sobie zadać, brzmi: czy dziecko nie
chce się odpowiednio zachować, czy też nie potrafi. Jeśli nie chce
zachować się tak, jak prosimy, nasza reakcja może być zupełnie inna
niż w sytuacji, kiedy nie potrafi spokojnie siedzieć albo
systematycznie trzymać się naszych wskazówek z powodu tendencji
do nadaktywności, naszych oczekiwań nieadekwatnych do etapu
rozwoju lub z jeszcze innej przyczyny.
Niedawno Tina uczestniczyła w rozmowie, która bardzo dobrze to
ukazuje. Rozmawiała z nauczycielami o zaglądaniu głębiej
i „podążaniu za dlaczego”, jeśli chodzi o rozumienie zachowania
uczniów. Pod koniec prezentacji troskliwa i doświadczona
nauczycielka, Debra, wstała i powiedziała: „Jeśli to, co pani mówi,
jest prawdą, muszę zupełnie od nowa przemyśleć swój sposób na
dyscyplinę w klasie”. Gdy Tina zapytała o szczegóły, Debra
wyjaśniła, że używa klamerek z imionami dzieci, które przypina do
dużej tablicy z filcu przedstawiającej sygnalizator z czerwonym,
żółtym i zielonym światłem. Każde dziecko zaczyna nowy dzień na
zielonym polu, następnie, jeśli źle się zachowa, jego klamerka
wędruje na żółte pole w ramach ostrzeżenia. Jeśli dziecko złamało
zasady po raz kolejny, jego klamerka trafiała na czerwoną część
tablicy, co oznaczało, że nauczycielka poinformuje rodziców o złym
zachowaniu i wyciągnie określone konsekwencje, np. odbierze
dziecku przerwę. Dalsza część rozmowy między Tiną a Debrą
przebiegła mniej więcej tak:

TINA: Jaka jest skuteczność tego systemu?


DEBRA: W przypadku większości dzieci ogromna. Ale na
dwóch chłopców z mojej klasy ten system nie działa.
TINA: Czyli te same dwa imiona trafiają na ogół do czerwonej
strefy?
DEBRA: Tak. Klamerkę jednego z chłopców przenosiłam tyle
razy, że jego imię się na niej wytarło.
TINA: Za każdym razem za podobne zachowania?
DEBRA: Zdecydowanie tak.
TINA: Cóż, już na podstawie tej informacji wydaje mi się, że
ten system nie jest skutecznym narzędziem. Konsekwencje,
które spotykają go ze strony rodziców i pani, tak naprawdę nie
zmieniają jego zachowania. A co z innymi uczniami? Jaki wpływ
na nich ma jego trudne zachowanie?
DEBRA: Oni też się na niego denerwują. Mają dość tego, że
narusza ich przestrzeń i mówi do nich, kiedy pracują. Nie
znoszą też tych wszystkich przerw w czasie zadań klasowych,
które musimy robić, by zająć się jego zachowaniem.
TINA: Pozwolę sobie powtórzyć, co usłyszałam. Na etapie
rozwoju, kiedy akceptacja i sympatia rówieśników jest tak
ważna, ten chłopiec wciąż zachowuje się tak samo, mimo
wszystkich negatywnych reakcji ze strony kolegów i koleżanek,
a także negatywnych konsekwencji ze strony rodziców i pani?
DEBRA: Właśnie o to mi chodzi. Muszę przemyśleć swój
system.
TINA: No właśnie. Inaczej mówiąc, dlaczego wciąż robi to
samo mimo tak negatywnych reakcji praktycznie całego swojego
otoczenia? Na pewno nie czuje się z tym dobrze. Dzieci
zazwyczaj nie chcą wpadać w kłopoty i wciąż narażać się na
niechęć ze strony rówieśników. Zadam pani jedno pytanie. Czy
przeniosłaby pani klamerkę na żółte lub czerwone pole za zbyt
wolne czytanie, gdyby dziecko miało dysleksję?
DEBRA: Oczywiście, że nie. W takim wypadku dziecko nie
mogłoby nic na to poradzić.
TINA: Oczywiście, że nie. Bo wiedziałaby pani, że zachowanie
dziecka nie wynika ze świadomej decyzji, by nie wykonać pani
polecenia. Zastanawiam się, czy może być tak, że jeśli chłopiec
wciąż powtarza te same nieproduktywne zachowania, które są
dla niego źródłem tylu problemów, to w jego przypadku również
nie jest to kwestia decyzji. Czy to możliwe, że on nie potrafi,
a jest traktowany tak, jakby nie chciał? Być może nie osiągnął
jeszcze wystarczających umiejętności lub odpowiedniego etapu
rozwojowego, by zachowywać się inaczej. Gdyby miał jakąś
trudność w uczeniu się, to z reguły patrzylibyśmy na niego
z większą ciekawością i wyrozumiałością i dawali mu wsparcie,
by mógł rozkwitać. Dlaczego więc mamy go traktować inaczej,
jeśli jego trudności są natury społecznej, emocjonalnej lub
rozwojowej? Bo nie chcemy przecież karać dziecka za coś, na co
nie ma ono żadnego wpływu.
DEBRA: Byłoby mi bardzo przykro, gdyby ktoś denerwował się
na mnie za coś, co nie jest moją winą, a zwłaszcza gdyby takie
sytuacje powtarzały się na oczach moich kolegów i gdybym
starała się zachowywać lepiej, ale po prostu bym nie potrafiła.
TINA: Właśnie. I nie oznacza to, że powinna pani pozwolić
temu chłopcu na łamanie zasad klasowych lub na rozpraszanie
innych uczniów. Jego zachowaniem oczywiście trzeba się zająć
dla dobra jego samego oraz jego rówieśników uczących się w tej
samej sali. Ale to inne spojrzenie daje pani lepsze pojęcie o tym,
dlaczego obecny system nie działa na tego chłopca. Dzięki
większej ciekawości i lepszemu zrozumieniu jego sytuacji może
pani zareagować na jego zachowanie nie tylko bardziej
empatycznie, lecz także skuteczniej i bardziej proaktywnie pod
względem dyscypliny. By pomóc temu chłopcu, być może będzie
pani musiała przetestować alternatywne strategie metodą prób
i błędów, a także wykazać się kreatywnością i cierpliwością, ale
zachęcam panią, by podjęła z nim pani wspólną pracę,
polegającą na refleksji nad jego zachowaniami i nad tym, co
jego zdaniem może mu pomóc.

Ta rozmowa skupiała się na sytuacji szkolnej, ale dobrze pokazuje


różnicę między „nie chce” a „nie potrafi”. Jeśli twoje dziecko nie
potrafi zachowywać się inaczej, co sądzisz o karaniu go za coś, nad
czym nie ma kontroli? Czasem dziecko nie potrafi z jakiegoś
powodu, jak np. trudności w uczeniu się, zaburzenia integracji
sensorycznej, całościowe zaburzenie rozwoju, chroniczna
deprywacja snu, adaptacja do sytuacji po rozwodzie rodziców lub
nowego domu. Nie oznacza to, że dziecko nie potrafi dorosnąć czy
nabyć umiejętności. Oznacza to po prostu, że w danej chwili
oczekiwania otoczenia przewyższają jego obecne zdolności.
Zachowanie może mieć większy związek z etapem rozwoju dziecka,
które po prostu potrzebuje więcej czasu i umiejętności
rozwiązywania problemów. Ale nie dowiemy się, czy właśnie o to
chodzi, jeśli nie zajrzymy głębiej, by zobaczyć, co tak naprawdę się
dzieje pod powierzchnią.

Strategia nr 2 dająca dzieciom poczucie, że zostały dostrzeżone:


znajdź czas i miejsce, by patrzeć i się uczyć
Zauważ, że kluczem do tego, by naprawdę dostrzegać i znać swoje
dzieci, jest świadome działanie. Jest ono również niezbędne do
zastosowania naszej drugiej strategii. Dostrzeganie dzieci polega
w dużej mierze na zwracaniu na nie uwagi przez cały dzień. Jedną
z ogromnych zalet wychowania z perspektywy zintegrowanego
mózgu jest to, że nie musisz czekać na wielkie, poważne rozmowy,
by wykonać ważną pracę polegającą na uczeniu dziecka oraz na
poznawaniu go. Możesz po prostu być obecny i zwracać na nie
uwagę.
Jednak poświęcając dziecku uwagę przez cały dzień, możesz też
postarać się umyślnie stwarzać dzieciom okazje, by pokazały ci, kim
są. Jasne, możesz dowiedzieć się rozmaitych rzeczy, po prostu
obserwując, jak żyją, lub słuchając, kiedy opowiadają o czymś, co
zrobiło na nich wrażenie w ciągu dnia. Ale możesz też wykonać
pewne kroki, by stworzyć przestrzeń do rozmów, które zaprowadzą
cię głębiej w świat dzieci i pozwolą dowiedzieć się o nich więcej,
a także poznać szczegóły, które w innym wypadku mogłyby pozostać
tajemnicą.

JASNE, MOŻESZ DOWIEDZIEĆ SIĘ ROZMAITYCH RZECZY, PO PROSTU


OBSERWUJĄC, JAK ŻYJĄ, LUB SŁUCHAJĄC, KIEDY OPOWIADAJĄ O CZYMŚ, CO
ZROBIŁO NA NICH WRAŻENIE W CIĄGU DNIA. ALE MOŻESZ TEŻ WYKONAĆ
PEWNE KROKI, BY STWORZYĆ PRZESTRZEŃ DO ROZMÓW, KTÓRE
ZAPROWADZĄ CIĘ GŁĘBIEJ W ŚWIAT DZIECI I POZWOLĄ DOWIEDZIEĆ SIĘ
O NICH WIĘCEJ, A TAKŻE POZNAĆ SZCZEGÓŁY, KTÓRE W INNYM WYPADKU
MOGŁYBY POZOSTAĆ TAJEMNICĄ.

Jeśli chodzi o głębsze poznawanie swoich dzieci, prawdziwą żyłą


złota może być pora wieczorna. Pod koniec dnia, kiedy w domu robi
się cicho, nasze ciało czuje zmęczenie, nic już nas nie rozprasza
i usypiamy swoją czujność, panuje taki nastrój, który sprawia, że
chętniej dzielimy się swoimi myślami, wspomnieniami, lękami
i pragnieniami. Dzieci mają tak samo. Kiedy się wyciszą i leżą
w łóżku, w ich głowach mogą pojawić się pytania, refleksje,
spekulacje i pomysły, zwłaszcza gdy jesteś obok, mocno je przytulasz
i nie poganiasz.
Do tego potrzeba jednak trochę wysiłku, planowania i wzięcia pod
uwagę rodzinnego rozkładu dnia. Dzieci potrzebują odpowiedniej
ilości snu – wprost nie sposób przecenić jego znaczenia – więc
idealnie byłoby, gdyby dziecko położyło się na tyle wcześnie, by
czasu było dość na wasz codzienny rytuał plus kilka minut zwykłej
rozmowy lub nawet czekania w ciszy, by dziecko miało możliwość
coś ci powiedzieć, jeśli czuje taką potrzebę. Pisaliśmy już w innych
książkach o zagrożeniach związanych z przeładowanym planem dnia
dzieci, a także o tym, że wieczorne rytuały i wystarczająca ilość snu
mogą być niezwykle skutecznym narzędziem pomagającym dzieciom
regulować swoje emocje i zachowanie. Dzięki odrobinie przezorności
możesz zaplanować kilka minut na budowanie kontaktu w ramach
codziennego wieczornego rytuału. Kiedy nie ma pośpiechu, dzieci
mogą chętnie dzielić się szczegółami swoich doświadczeń z danego
dnia i zadawać pytania, dzięki którym lepiej zrozumiesz, co dzieje
się w ich prawdziwym świecie, a także w świecie ich wyobraźni.
Wiemy, że niektórzy z was myślą teraz: „Moje dziecko nie jest
z natury chętne do dzielenia się swoimi myślami i uczuciami”.
Rozumiemy to. Poza tym nie zawsze wiecie, jak zacząć rozmowę. Na
pytanie: „Jak ci minął dzień?” nieuchronnie usłyszymy okropną
odpowiedź: „Dobrze”. Nie macie dość zadawania tego pytania?
Dzieci też mają go dość! Czas na rozmowę dodany do wieczornego
rytuału możecie sobie wyobrażać jako nieprzyjemne leżenie obok
siebie w milczeniu i w oczekiwaniu na to, że podzielicie się ze sobą
czymś ważnym.
Mamy na to kilka sposobów. Po pierwsze pamiętajcie, że nie
chodzi o to, byście codziennie wieczorem słyszeli jakąś wstrząsającą
rewelację albo prowadzili niezwykle głęboką rozmowę. Takie
założenie nie jest realistyczne nawet w wypadku dwóch osób
dorosłych, a tym bardziej z dzieckiem. Ponadto wcale nie to jest
naszym celem. Oczywiście, czasem zdarzą się bardziej ważkie
rozmowy, ale pamiętajcie, że ostatecznym celem tych chwil jest,
byście byli obecni przy swoich dzieciach – byście znajdowali
przestrzeń i czas, by je lepiej poznać i zrozumieć na głębszym
poziomie, by pomóc im wyrosnąć na dorosłych, którzy będą w pełni
sobą.

CZASEM ZDARZĄ SIĘ BARDZIEJ WAŻKIE ROZMOWY, ALE PAMIĘTAJCIE, ŻE


OSTATECZNYM CELEM TYCH CHWIL JEST, BYŚCIE BYLI OBECNI PRZY SWOICH
DZIECIACH – BYŚCIE ZNAJDOWALI PRZESTRZEŃ I CZAS, BY JE LEPIEJ POZNAĆ
I ZROZUMIEĆ NA GŁĘBSZYM POZIOMIE, BY POMÓC IM WYROSNĄĆ NA
DOROSŁYCH, KTÓRZY BĘDĄ W PEŁNI SOBĄ.

Jeśli chodzi o pytanie „Jak ci minął dzień?”, może być ono


zdecydowanie wystarczające do wydobycia szczegółów akurat od
twojego dziecka. Z niektórymi dziećmi jest tak, że nakłonienie ich
do mówienia więcej przed zaśnięciem jest ostatnią rzeczą, jakiej chce
rodzic. W takiej sytuacji zadaniem rodzica jest nie zachęcanie do
rozmowy, lecz ukierunkowanie jej na bardziej owocne tory, by
rozmowa doprowadziła do lepszego kontaktu i zrozumienia. Jeśli
jednak należysz do tych rodziców, których dzieci nie dzielą się aż tak
chętnie swoimi przemyśleniami, możesz zadawać bardziej konkretne
pytania. Będzie to tym łatwiejsze, im bardziej dostrzeżesz i im lepiej
poznasz swoje dziecko.
W internecie i bibliotekach możesz znaleźć mnóstwo pomysłów na
zachęcenie dzieci do poważniejszych rozmów, a nawet pomoce
stworzone specjalnie w tym celu. Niektóre z nich podpowiadają, jak
zacząć rozmowę, inne zawierają ciekawe pytania lub dylematy
etyczne, nad którymi możesz zastanowić się wspólnie z dzieckiem.
Możesz wykorzystać te pomysły, by stymulować wasze dialogi. Nie
zawsze jest to łatwe, ale zwracając szczególną uwagę na swoje dzieci
i ich świat, będziesz w stanie wymyślać lepsze pytania i z dużo
większym prawdopodobieństwem uzyskasz lepsze odpowiedzi niż
„dobrze”. Poza tym pamiętaj, że prawdziwe dostrzeganie dzieci
polega na tym, by rozumieć, w jakim są stanie i że czasem
najzwyczajniej w świecie nie mają ochoty rozmawiać. Milczenie też
jest w porządku. Siedzenie obok siebie w ciszy, po prostu
oddychając, może być czymś osobistym i budującym kontakt. Nie
czuj zatem presji, by zmuszać dziecko do rozmowy, kiedy pora nie
jest ku temu odpowiednia.
Wiemy, że może być trudno zdecydować, kiedy i co powiedzieć,
oraz czy zachęcać dziecko do rozmowy, czy poczekać w milczeniu.
Ale jeśli naprawdę dostrzegasz swoje dzieci, to uzyskujesz w ten
sposób kolejną korzyść – mianowicie jest ci znacznie łatwiej wyczuć,
kiedy i co powiedzieć, a także kiedy po prostu pobyć razem
w milczeniu. Zaledwie kilka minut przestrzeni i czasu może sprawić,
że dziecko podzieli się czymś ze swojej wyobraźni albo przeżyć
z danego dnia – może to dać bardzo wiele i tobie, i dziecku, i waszej
relacji.
Zatem zobaczysz bardzo wiele, jeśli tylko otworzysz szeroko oczy
i będziesz żyć swoim życiem, a dzieciom pozwolisz żyć ich własnym.
Ale jednym z najlepszych sposobów na to, by dostrzec dzieci – i dać
im poczucie, że zostały dostrzeżone – jest stworzenie przestrzeni
i czasu, by pielęgnować okazje, w których jest to możliwe.
Obecność przy sobie samym
Jedną z najsilniejszych potrzeb człowieka jest potrzeba kontaktu –
bycia widzianym, a także poznanym. Dzięki zrozumieniu przez kogoś
innego możemy poznać samych siebie i żyć autentycznie, wyrażając
swoje wewnętrzne doświadczenia.
Jak bardzo czułeś się dostrzeżony, poznany i zrozumiany w swoim
życiu? Kiedy nie możemy odczuwać lub wyrażać swoich
wewnętrznych doświadczeń albo w naszym wewnętrznym
krajobrazie nikogo nie ma, łatwo możemy poczuć się samotni,
a nawet możemy stracić dostęp do własnego wglądu, co zmniejszy
naszą umiejętność dogłębnego poznawania samych siebie.

KIEDY NIE MOŻEMY ODCZUWAĆ LUB WYRAŻAĆ SWOICH WEWNĘTRZNYCH


DOŚWIADCZEŃ ALBO W NASZYM WEWNĘTRZNYM KRAJOBRAZIE NIKOGO NIE
MA, ŁATWO MOŻEMY POCZUĆ SIĘ SAMOTNI, A NAWET MOŻEMY STRACIĆ
DOSTĘP DO WŁASNEGO WGLĄDU, CO ZMNIEJSZY NASZĄ UMIEJĘTNOŚĆ
DOGŁĘBNEGO POZNAWANIA SAMYCH SIEBIE.

Jeśli dorastałeś z opiekunem, który dawał ci przykład świadomości


własnego życia wewnętrznego, zwracał uwagę na twoje uczucia
i doświadczenia i je szanował (nie zachowując się apodyktycznie ani
natarczywie), prawdopodobnie wiesz, jak to jest być dostrzeżonym,
czuć, że ktoś się w ciebie wczuwa i rozumie twój świat wewnętrzny.
Prawdopodobnie sam również umiesz traktować w ten sposób osoby,
z którymi jesteś w relacji. W rezultacie cieszysz się bogactwem
relacji, również z dziećmi, które znasz lepiej i głębiej. Nawet kiedy
nie wszystko układa się tak, jak byś chciał, twoje relacje są dla ciebie
źródłem siły i sensu życia.
Wielu ludzi nie ma takiego szczęścia. Dorastali w rodzinach, gdzie
dorośli zwracali uwagę niemal wyłącznie na ich zewnętrzne
doświadczenia: zachowanie, łamanie zasad i osiągnięcia. Takie
rodziny mogą się razem bawić i przyjemnie spędzać wspólny czas,
ale świat wewnętrzny jest w nich w dużej mierze ignorowany.
Rozmowy przy obiedzie mogą dotyczyć powierzchownych tematów,
takich jak aktualne wydarzenia, co zrobił pies, co powiedział sąsiad
i innych kwestii, które są jak najbardziej dopuszczalnymi tematami
rozmowy, ale są odcięte od doświadczeń wewnętrznych związanych
z uczuciami, wspomnieniami, znaczeniami i myślami –
z subiektywną, bogatą, wewnętrzną naturą umysłu. Ich przyjaźnie
również mogą być skupione na sprawach zewnętrznych. Wszyscy
mamy z reguły takie relacje, w których poruszamy głównie
powierzchowne tematy, a rzadko dzielimy się swoimi słabościami,
przemyśleniami, uczuciami, pragnieniami lub lękami. Nie ma w tym
nic złego, jeśli mamy również silne przyjaźnie, gdzie prawdziwie
i głęboko znamy się wzajemnie z drugą osobą.
To, na ile żyjemy na powierzchni, bez głębszego zrozumienia
samych siebie, naszych partnerów, naszych dzieci i najbliższych
przyjaciół, często skorelowane jest z tym, do jakiego stopnia
czuliśmy się dostrzeżeni przez nasze figury przywiązania.

TO, NA ILE ŻYJEMY NA POWIERZCHNI, BEZ GŁĘBSZEGO ZROZUMIENIA SAMYCH


SIEBIE, NASZYCH PARTNERÓW, NASZYCH DZIECI I NAJBLIŻSZYCH PRZYJACIÓŁ,
CZĘSTO SKORELOWANE JEST Z TYM, DO JAKIEGO STOPNIA CZULIŚMY SIĘ
DOSTRZEŻENI PRZEZ NASZE FIGURY PRZYWIĄZANIA.

Jak już wspominaliśmy, omawiając różne style przywiązania, we


wzorcu unikającym znaczenie relacji i uczuć jest negowane,
lekceważone lub umniejszane. Tak naprawdę już roczne dzieci
potrafią wykorzystywać strategię adaptacyjną więzi unikającej,
polegającą na tym, że pozornie ignorują opiekunów po krótkiej
rozłące – zachowując się tak, jak gdyby ich nie potrzebowały. Takie
dziecko może odczuwać strach lub smutek, ale już ustaliło, że
opiekun nie reaguje zbyt dobrze na wyrażanie takich uczuć i potrzeb.
Wobec tego dziecko przystosowuje się do sytuacji i unika dzielenia
się przeżyciami z opiekunem, a także uczy się, że jest ze swoimi
emocjami samo.
Bez terapii, refleksji lub innych relacji, które dadzą mu inne
doświadczenia w tym zakresie, dziecko z unikającym stylem
przywiązania do głównego opiekuna prawdopodobnie również
wyrośnie na osobę dorosłą skupioną w przeważającej mierze na
powierzchownych sprawach. To uporządkowana, w pełni
adaptacyjna reakcja na sytuację. Jeśli odczuwasz jakąś emocję lub
potrzebę, a twój opiekun ją ignoruje lub uznaje za nieważną i kieruje
swoją uwagę na inne sprawy, to całkowicie sensowne jest twoje
podejście do świata oparte na dominacji lewej półkuli mózgu
i uznawaniu własnych (i cudzych) emocji za coś zupełnie
nieważnego. Jeśli nie byliśmy dostrzegani, słabiej rozwija się u nas
zespół obwodów odpowiedzialnych za dostrajanie się do umysłów
innych osób i uzyskiwanie tego rodzaju wglądu, i w końcu
przestajemy dostrzegać sami siebie. Na pewno byli w twoim życiu
ludzie, rodzice, znajomi, partnerzy lub przyjaciele, którzy czuli się
niekomfortowo, widząc i czując emocje – twoje lub swoje własne.
Emocje często są wyrażane za pomocą sygnałów niewerbalnych,
takich jak kontakt wzrokowy, mimika, ton głosu, postawa ciała,
gesty, czas i intensywność reakcji. W ich wyrażaniu i postrzeganiu
uczestniczy głównie prawa półkula mózgu. Jeśli jej wzrostu nie
stymulowały troskliwe, dostrojone relacje, może być ona stosunkowo
słabo rozwinięta – i tylko czeka na taką książkę jak ta, która zachęci
ją do ponownego wejścia w tryb rozwoju i kontaktu. Mózg nigdy nie
traci swojej umiejętności wzrostu i rozwoju.

JEŚLI NIE BYLIŚMY DOSTRZEGANI, W KOŃCU PRZESTAJEMY DOSTRZEGAĆ SAMI


SIEBIE.

Zastanów się nad swoimi doświadczeniami z figurami


przywiązania i pomyśl, w jakim stopniu cię one dostrzegały, znały,
rozumiały i jak reagowały. Potem przemyśl swoją relację z własnymi
dziećmi. Zadaj sobie następujące pytania, zwracając uwagę na
wszelkie myśli i emocje, które się pojawią. Dostrzeż siebie i swoje
odpowiedzi, przechodząc przez pytania po kolei i zwalniając za
każdym razem, kiedy poczujesz w sobie mocniejszą reakcję.

1. W jakim stopniu czułeś, że rodzice naprawdę cię dostrzegają


według stosowanej przez nas definicji (czy dogłębnie
obserwowali twój wewnętrzny krajobraz i adekwatnie
reagowali)?
2. Czy masz obecnie relacje, w których możesz prowadzić głębokie
rozmowy na temat swoich wspomnień, lęków, pragnień
i innych aspektów życia wewnętrznego?
3. Co z twoimi dziećmi? Czy wchodzisz z nimi w interakcje tak, by
zapoznać je z ich światem wewnętrznym i go uszanować? Czy
dajesz im przykład zwracania uwagi na własny umysł i emocje?
4. Jak często czują się naprawdę dostrzeżone przez ciebie? Czy
czują, że akceptujesz je takimi, jakie naprawdę są, choć różnią
się od ciebie i od twoich marzeń o nich?
5. Czy zdarza się, że twoje dzieci czują się zawstydzane tylko
dlatego, że odczuwają i wyrażają emocje? Czy wierzą, że
będziesz przy nich, nawet jeśli będą zrozpaczone albo
zachowają się najgorzej, jak potrafią?
6. Jaki krok możesz wykonać teraz, dzisiaj, by lepiej sobie radzić
z prawdziwym dostrzeganiem dzieci i reagowaniem na ich
potrzeby? Może to mieć związek z „podążaniem za dlaczego”,
kiedy dzieje się coś, co ci się nie podoba, lub z tworzeniem
przestrzeni, by spojrzeć głębiej. A może chcesz bardziej
zainteresować się czymś, co jest dla nich ważne.

Pamiętaj, że nikt nie jest idealny i każdy rodzic na pewno przegapi


wiele okazji na dostrzeżenie swoich dzieci. Poza tym nie da się
w pełni dostrzec i zrozumieć drugiego człowieka, również swoich
dzieci. Nie powinieneś zatem czuć presji dążenia do poziomu
rodzicielskiej świętości. Po prostu zrób jeden mały krok, by twoje
dzieci czuły się bardziej dostrzeżone i zrozumiane niż obecnie. Ciesz
się satysfakcją, którą da ci ten krok, a potem wykonaj następny.
Każdy nowy krok pogłębia i wzmacnia kontakt, a także przygotowuje
twoje dzieci, by robiły to samo w swoich relacjach przez całe
dzieciństwo, okres dojrzewania i później, w życiu dorosłym.
Rozdział 5

Obecność łączy nas w uspokajającą


całość
Jak sprawić, by dzieci poczuły się UKOJONE

Max był takim dzieckiem, w którym wszyscy natychmiast się


zakochują – czterolatkiem z kręconymi czarnymi włosami
i ogromnymi brązowymi oczami schowanymi za okularami. Bystrym,
kreatywnym i pełnym życia. Jedyną osobą, której jednak nie
zauroczył, była jego nauczycielka z przedszkola, pani Breedlove. Max
miał w sobie dużo lęku i trudno mu było kontrolować własne
impulsy oraz zaciągać hamulce emocjonalne. Wielu nauczycieli
uwielbia rozemocjonowanych, ruchliwych chłopców i potrafi
skutecznie przekuć ich trudności w mocne strony, doceniając to, jacy
są fajni, mimo że czasem trudni. Pani Breedlove nie należała do
takich nauczycieli. Była zwolenniczką starej szkoły dyscypliny
i miała niewiele cierpliwości do jakiegokolwiek „złego zachowania”.
Po prostu nie potrafiła być obecna przy Maksie i jego energii. Nie
byli do siebie dobrze dopasowani.
Pewnego dnia Max był intensywnie skupiony na kolorowaniu
obrazka dla swojej mamy, kiedy pani Breedlove ogłosiła klasie, że
nadszedł czas na przerwę. Wszystkie dzieci ustawiły się w rzędzie,
a Max dalej kolorował. Nauczycielka zwróciła się do niego po
imieniu, ale on odpowiedział nie najgrzeczniejszym tonem: „Niech
pani po prostu poczeka!”.
Pani Breedlove zareagowała tak, jak pewnie się spodziewacie:
„Max, tak nie mówimy. Pora ustawić się w rzędzie”.
Max po prostu pokręcił głową i dalej zajmował się swoim
rysunkiem. Następnie nauczycielka podeszła do niego i wyrwała mu
kredkę z ręki, a Max odwrócił się do niej i błagalnym tonem, z łzami
złości w oczach, krzyknął: „Proszę pani! Proszę, za minutę
skończę!”.
Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. Pani Breedlove sięgnęła
po rysunek Maksa, a on odepchnął jej rękę. Sięgnęła ponownie,
a kiedy Max próbował ją powstrzymać, kartka się rozdarła. W tym
momencie Max wybuchnął i uderzył nauczycielkę w nogę. „To był
rysunek dla mojej mamy!”, krzyknął.
Pięć minut później był już w sekretariacie, wciąż rozzłoszczony
i cały we łzach, kiedy weszła pani pedagog. Po jego twarzy i postawie
ciała od razu poznała, że jest wściekły. Pracowała z Maksem
wcześniej i dość dobrze go znała. Wiedziała też co nieco o rozwoju
społecznym i emocjonalnym. Usiadła obok niego i położyła mu rękę
na ramieniu. „Hej, kolego, jesteś bardzo rozzłoszczony. Co się
stało?”.
Reakcja Maksa była dość agresywna, ale świadczyła o niezwykłej
kreatywności i zdolności planowania jak na takiego małego chłopca.
Wciąż kipiąc gniewem, oświadczył: „Użyję czarów i zmienię ją
w nasionko. Potem poczekam, aż wyrośnie z niego drzewo. Gdy
będzie wysokie, zetnę je i wrzucę do rębaka, a potem wyjmę wióry
i zmieszam z asfaltem, wyleję na drogę i rozjadę walcem!”.
Szkolna pedagog próbowała nie pokazać po sobie, jak bardzo
rozbawił ją ten (bardzo, bardzo) długoterminowy plan zemsty
przedstawiony przez pomysłowego młodego drwala-drogowca. Nie
chciała, by skupiał się na agresji, ale była pod wrażeniem jego
kreatywności i postanowiła pomóc mu w wykorzystaniu
pomysłowości, by czynić dobro, a nie zło. Najpierw poświęciła trochę
czasu na uspokojenie chłopca, by odzyskał panowanie nad sobą
i zrozumiał, że mógł podejść do tej sytuacji inaczej. Po kilku
minutach mogli już zacząć spokojną i produktywną rozmowę,
w której Max wykazał się ogromnym wglądem w to, co się zdarzyło.
Po prostu w chwili gdy był tak mocno rozzłoszczony, nie miał
dostępu do tej wysokorozwiniętej części swojego mózgu.
Co by się stało, gdyby pani Breedlove podeszła do sytuacji inaczej
i najpierw spróbowała pocieszyć i ukoić Maksa, by zachęcić go do
współpracy i rozwiązywania problemów, zamiast go kontrolować
i wydawać mu polecenia? A gdyby postarała się dostrzec i zrozumieć
to, co działo się w jego głowie, zanim doszło do eskalacji, i gdyby,
widząc u niego początki nerwowej reakcji, uświadomiła sobie, że
chłopiec potrzebuje pomocy w regulacji swoich emocji? W końcu
miał tylko cztery lata. A w chwili gdy kazał jej poczekać – co by się
stało, gdyby podeszła do jego ławki i spróbowała nawiązać kontakt
lub zastosowała technikę, którą moglibyśmy nazwać „kojeniem
proaktywnym”? Mogła powiedzieć: „Widzę, że ten rysunek jest
ważny. Dla kogo to?”. Potem mogłaby pociągnąć rozmowę tak:
„Wiem, że uwielbiasz robić różne rzeczy dla swojej mamy. Hmmm.
Teraz jest pora na wyjście na dwór, więc gdzie twoim zdaniem
powinniśmy schować twój obrazek, żeby na pewno się nie zniszczył
aż do chwili kiedy będziesz mógł go dokończyć? Tak, na moim
biurku, razem z resztą moich bardzo ważnych dokumentów. Dzięki
temu będzie bezpieczny, kiedy będziesz się bawić na dworze. Kiedy
wrócimy do sali, zadbam o to, byś miał czas na dokończenie rysunku,
żeby zrobić mamie niespodziankę, kiedy po ciebie przyjdzie”. Gdyby
pani Breedlove była obecna – wykazując się świadomością oraz
otwartością na to, co działo się nie tylko w zachowaniu Maksa, lecz
także w jego wnętrzu – mogłaby nawiązać z nim kojący kontakt. Max
nie byłby samotny, lecz czułby się częścią większej całości. On
i nauczycielka mogliby stać się „my”, co pozwoliłoby mu ukoić
emocje podczas przejścia od jednej czynności do drugiej. Wyobraź
sobie, jak dużą różnicę zrobiłoby takie podejście, ile czasu by
zaoszczędziło i jaki wpływ miałoby na mózg i układ nerwowy Maksa,
a co za tym idzie, na jego emocje i zachowanie, biorąc pod uwagę, że
byłoby ono źródłem spokoju i regulacji, które zmniejszyłyby
napięcie w całej tej interakcji.

WYOBRAŹ SOBIE, JAK DUŻĄ RÓŻNICĘ ZROBIŁOBY TAKIE PODEJŚCIE, ILE CZASU
BY ZAOSZCZĘDZIŁO I JAKI WPŁYW MIAŁOBY NA MÓZG I UKŁAD NERWOWY
MAKSA, A CO ZA TYM IDZIE, NA JEGO EMOCJE I ZACHOWANIE, BIORĄC POD
UWAGĘ, ŻE BYŁOBY ONO ŹRÓDŁEM SPOKOJU I REGULACJI, KTÓRE
ZMNIEJSZYŁYBY NAPIĘCIE W CAŁEJ TEJ INTERAKCJI.

Jednak w wyniku sposobu, w jaki nauczycielka zareagowała


w obliczu konfliktu, Max zachował się typowo jak na niego, a nawet
przewidywalnie. Zawładnęły nim silne emocje, które rosły i rosły, aż
w końcu utracił zdolność samoregulacji, kontroli nad ciałem
i podejmowania dobrych decyzji. Naturalnie, w tamtej chwili szansa
na to, że nauczycielka będzie przy nim obecna, była jeszcze
mniejsza. Ku rozpaczy Maksa nawet nie przeszło jej przez myśl, by
dać mu ukojenie. A skoro nie otrzymał żadnej pomocy w radzeniu
sobie ze swoimi silnymi uczuciami, uwewnętrznił sobie lekcję, którą
wzmacniały powtarzające się interakcje z nauczycielką i innymi
dorosłymi, którzy oczekiwali, że poradzi sobie z emocjami lepiej, niż
był w stanie na danym etapie rozwoju: „Kiedy ogarniają mnie silne
emocje, nikt mi nie pomoże. Tak naprawdę wpadnę przez to
w kłopoty”. Często powtarzające się interakcje tego rodzaju
zwiększają częstotliwość oraz intensywność lęków i objawów
rozregulowania emocjonalnego. Gdyby natomiast nauczycielka była
obecna i podeszła do ucznia ze świadomością i receptywnością,
dałaby mu ukojenie, a jego mózg mógłby zacząć kodowanie nowego
modelu: „Jeśli moje uczucia przybiorą na sile i utracę nad nimi
kontrolę, ktoś będzie przy mnie i pomoże mi się uspokoić i podjąć
dobre decyzje”. Powtarzające się interakcje tego typu na ogół
zmniejszają częstotliwość oraz intensywność lęków i obja-wów
rozregulowania emocjonalnego.
Kiedy Max odzyskałby spokój, nauczycielka wciąż mogłaby
poruszyć temat trudnego zachowania i pomóc mu zdobyć
umiejętności takie jak cierpliwość i kontrola impulsów. Ale najpierw
potrzebował spokoju, by jego mózg mógł przejść od reaktywności do
receptywności, by mógł choćby usłyszeć lekcje, których miał się
nauczyć. Prosty akt ukojenia i kontakt, który by wtedy nastąpił,
mogły całkowicie zmienić przebieg dnia Maksa. Prawdopodobnie
poszedłby na przerwę z kolegami, zamiast siedzieć w sekretariacie
i obmyślać brutalne, czasochłonne plany obejmujące ogrodnictwo
i asfalt. Gdyby wielokrotnie doświadczył ukojenia, w jego umyśle
mogłyby utrwalić się inne oczekiwania i nowe modele. Nie byłby
sam, lecz czułby się częścią „my”.
Pracując ze szkołami i rodzinami, widzieliśmy takie sytuacje
wielokrotnie. Kiedy dorośli zmieniają swoje zachowanie w obliczu
intensywnych reakcji dziecka, mogą w ten sposób zmienić
zachowanie dziecka. Tina pracowała kiedyś w okręgu szkolnym
w Teksasie, który przeszedł od podejścia zasadniczo behawioralnego
do metody opartej na relacji i wspólnej regulacji, którą szczegółowo
opisujemy w Grzecznym dziecku. Okazało się, że najbardziej
rozregulowani, reaktywni uczniowie uspokajali się szybciej, kiedy
otrzymywali w chwilach rozregulowania empatię, kontakt, ukojenie
i wsparcie, niż wtedy, kiedy dawano im kary i kazano iść do sali i się
uspokoić. Co ciekawe, choć nie zaskakujące, okazało się również, że
z czasem takie kojące podejście zaczęło znacznie zmniejszać
długość, intensywność i częstotliwość wybuchów emocjonalnych
i innych problemów z dyscypliną.
Brzmi to logicznie, prawda? Jeśli jesteś dzieckiem (lub nawet
osobą dorosłą) i zalewają cię reaktywne emocje, a władzę nad tobą
przejmuje neurofizjologia, i wiesz, że wpadniesz w kłopoty z powodu
czegoś, na co nie masz wpływu, doświadczysz jeszcze więcej smutku,
złości, strachu i lęku. To może cię naprawdę przytłoczyć. Natomiast
jeśli wiesz, że w trudnej emocjonalnie sytuacji ktoś ci pomoże, twój
układ nerwowy nie musi aż tak się nakręcać. Możesz uniknąć
wyuczonego sprzężenia zwrotnego, z którym masz do czynienia,
kiedy silne uczucia wywołują strach i lęk – czyli kolejne silne
uczucia – tylko dlatego, że doświadczasz silnych emocji. Negatywne
sprzężenie zwrotne może pojawić się w umyśle dziecka, kiedy
opiekun przekaże mu następujący komunikat: „Jeśli przytłoczą cię
emocje i nie będziesz mieć nad nimi kontroli, czeka cię kara”.
Zamiast takiego komunikatu chcemy, by dzieci systematycznie
dostawały sygnały wsparcia: „Jeśli przytłoczą cię emocje i nie
będziesz mieć nad nimi kontroli, pomogę ci i razem uda nam się
przywrócić ci spokój. Może nie dostaniesz teraz tego, czego chcesz,
ale wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie”.
Ukojenie wynika z kontaktu. A kontakt wynika z naszej obecności.
Właśnie w ten sposób dajemy dzieciom swoją obecność, by przynieść
im ukojenie.

Cel: dążenie do wewnętrznego ukojenia


W poprzednich rozdziałach mówiliśmy o tym, jaką różnicę w życiu
dziecka może zrobić poczucie, że jest bezpieczne i dostrzeżone.
Historia Maksa pokazuje, jak wielką moc ma również dawanie
dziecku poczucia ukojenia – a może raczej, co może się stać, kiedy
nie zapewniamy dziecku tego rodzaju obecności. Kiedy dziecko
cierpi emocjonalnie lub jego układ nerwowy wchodzi w tryb walki,
ucieczki, zastygnięcia lub omdlenia – ten negatywny stan może ulec
zmianie, jeśli dziecko wejdzie w interakcję z obecnym opiekunem.
Wciąż może cierpieć, ale przynajmniej nie będzie z tym bólem samo.
Jeśli rodzic będzie przy nim obecny, dziecko poczuje dostrojenie
i troskę. Z naukowego punktu widzenia kontakt nawet w obliczu
bólu i cierpienia sprawia, że dziecko nie czuje się już samotne, lecz
doświadcza bycia częścią większej całości. Dzięki takiemu
kontaktowi interpersonalnemu i doświadczeniu sytuacji, w której
ktoś inny jest świadkiem jego cierpienia, a potem go pociesza
i nawiązuje kontakt, dziecko wykształca w sobie zaufanie, które
otwiera drogę do wielu wewnętrznych mechanizmów kojących ból,
łagodzących cierpienie i wzmacniających odporność psychiczną.
Ukojenie interpersonalne to droga do osobistego ukojenia
wewnętrznego.
Inaczej mówiąc, wielokrotne doświadczenie interpersonalnego
ukojenia może doprowadzić do tego, że dziecko zinternalizuje
umiejętność znajdowania ukojenia samodzielnie, kiedy tego
potrzebuje. Kiedy nauczy się na podstawie doświadczenia, że ktoś
przy nim będzie za każdym razem, kiedy będzie cierpieć, nauczy się,
jak być obecnym przy sobie samym, i wyrobi sobie umiejętność
samodzielnego uspokajania się i regulowania własnych emocji. Teraz
interpersonalne ukojenie daje mu opiekun, budując przy tym
obwody neuronalne niezbędne do ukojenia wewnętrznego.

WIELOKROTNE DOŚWIADCZENIE INTERPERSONALNEGO UKOJENIA MOŻE


DOPROWADZIĆ DO TEGO, ŻE DZIECKO ZINTERNALIZUJE UMIEJĘTNOŚĆ
ZNAJDOWANIA UKOJENIA SAMODZIELNIE, KIEDY TEGO POTRZEBUJE. KIEDY
NAUCZY SIĘ NA PODSTAWIE DOŚWIADCZENIA, ŻE KTOŚ PRZY NIM BĘDZIE ZA
KAŻDYM RAZEM, KIEDY BĘDZIE CIERPIEĆ, NAUCZY SIĘ, JAK BYĆ OBECNYM
PRZY SOBIE SAMYM, I WYROBI SOBIE UMIEJĘTNOŚĆ SAMODZIELNEGO
USPOKAJANIA SIĘ I REGULOWANIA WŁASNYCH EMOCJI.

Wyrobienie sobie wewnętrznej zdolności do znajdowania ukojenia


ma olbrzymie konsekwencje. Kiedy dziecko uczy się samodzielnie
uspokajać, kiedy doświadcza złości, frustracji, rozczarowania lub
lęku, świadczy to o wzroście i rozwoju kory przedczołowej, czyli
piętra mózgu. A za co odpowiada piętro mózgu? Za wiele
umiejętności, na których rozwoju u naszych dzieci najbardziej nam
zależy:

Dawanie dziecku ukojenia wspiera rozwój piętra mózgu i jego


zaawansowanych funkcji.
• Pewne podejmowanie decyzji i planowanie
• Regulacja emocji i ciała
• Elastyczność i umiejętność przystosowania się
• Empatia
• Samorozumienie
• Moralność

Innymi słowy, kiedy używamy kontaktu i relacji, by przynosić


naszym dzieciom ukojenie, a one uczą się dzięki temu same
znajdować ukojenie, dajemy im nie tylko narzędzie, które pomoże
im zachować spokój w stresujących sytuacjach. Co do tego nie ma
wątpliwości. Ale dzięki neuroplastyczności przyczyniamy się też do
zmian w konstrukcji ich mózgów, które umożliwią im nabycie
znacznie większej odporności psychicznej, a także pełniejsze
i szczęśliwsze życie.
Być może zauważyłeś, że nie używamy popularnych terminów,
takich jak „samouspokojenie” czy też jego naukowy odpowiednik
„samoregulacja”. Podkreślamy za to fakt, że doświadczenie samego
siebie ma zarówno aspekt wewnętrzny, jak i interaktywny. Zatem my
„sami” jesteśmy w nas, w naszym ciele i mózgu, a także pomiędzy
sobą nawzajem, pomiędzy naszymi wewnętrznymi „ja”
a otaczającym nas światem – niezależnie od tego, czy przestrzeń
pomiędzy dotyczy naszych relacji z ludźmi, na przykład z rodzicami
lub rówieśnikami, lub z zwierzętami oraz całą naszą planetą.
„Ukojenie interaktywne” możemy odnaleźć, jeśli wyjdziemy na dwór
i pooddychamy świeżym powietrzem, wyjdziemy na łono natury,
pogłaszczemy swojego psa, pobiegamy lub popływamy. W ten
sposób my „sami” jesteśmy powiązani ze sobą nawzajem i z naszą
planetą. Z perspektywy rodzica, jeśli nauczymy dziecko o tym
„interaktywnym” aspekcie jego istnienia, damy mu niezwykle
istotne poczucie więzi z „czymś więcej” niż tylko jego własne
cielesne „ja”. To „coś więcej”, jak przekonamy się później, daje
dziecku głębokie poczucie przynależności do znacznie większego
świata niż odrębny, „skupiony na ja” obraz, tak często podkreślany
we współczesnym społeczeństwie, który, niestety, szkodzi młodym
ludziom, skazując ich na samotność. Poprzez swoją obecność dajesz
dziecku możliwość doświadczenia, jak to jest być częścią „my”, czyli
waszej dwójki. Twoje dziecko wykształca sobie poczucie
przynależności do czegoś więcej niż ono samo, a także tożsamość
zarówno wewnętrzną, jak i relacyjną.
Ponadto, dzięki takim doświadczeniom interaktywnego kontaktu,
które wspierają zmiany na piętrze mózgu twojego dziecka,
rodzicielstwo stanie się znacznie łatwiejsze. Jeśli chcesz się
dowiedzieć dlaczego, po prostu spójrz na wcześniejszą ilustrację, na
której wymienione są funkcje piętra mózgu. Wyobraź sobie, że twoje
dzieci zaczynają systematycznie przejawiać te umiejętności.
W dłuższej perspektywie czasowej zbiorą owoce w postaci lepszych
relacji, lepszego samorozumienia, sukcesów i ogólnego poczucia
szczęścia. A na krótką metę ty i ono będziecie mieć bardziej
harmonijną relację, ponieważ będzie ono potrafiło lepiej
podejmować decyzje, kontrolować swoje działania, myśleć o innych,
rozumieć siebie i zachowywać się moralnie i etycznie. To wszystko
zaczyna się od ukojenia, czyli od współregulacji, gdzie ty i twoje
dziecko współpracujecie ze sobą i razem osiągacie większy kontakt
i spokój, by emocje rzadziej przejmowały kontrolę i powodowały
zamieszanie.

ANATOMIA WEWNĘTRZNEGO UKOJENIA

Celem jest niewątpliwie wewnętrzna samoregulacja, polegająca na


tym, że dzieci potrafią same regulować własny umysł i emocje. Ale
w trakcie nauki musimy być cierpliwi. Rozwój wymaga czasu.
Oznacza to, że powinniśmy współregulować swoje dzieci, dopóki nie
będą umiały regulować się samodzielnie. Piętro mózgu jest w pełni
rozwinięte dopiero około dwudziestego piątego roku życia, więc
przez całe dzieciństwo i okres dojrzewania – a nawet w życiu
dorosłym! – będą zdarzały się sytuacje, w których nasze dzieci będą
potrzebowały, byśmy je ukoili i uspokoili, kiedy się czymś
zdenerwują lub zasmucą. Dokładnie tak samo jak przy
podejmowaniu pewnych decyzji obarczonych ryzykiem dzieci
i nastolatkowie mogą potrzebować naszego wsparcia również
w zakresie regulacji emocjonalnej.
Ukojenie i zielona strefa
Jednym z najlepszych sposobów na zrozumienie faktycznego
mechanizmu dawania komuś ukojenia jest wyobrażenie sobie stref
przedstawiających intensywność emocji dziecka. Wyjaśniliśmy ten
model szczegółowo w naszej książce The Yes Brain. Mózg na tak.
Podstawowa koncepcja zakłada, że w normalnych okolicznościach
chcemy, by nasze dzieci znajdowały się w zielonej strefie. Jest im
w niej dobrze, bezpiecznie i czują, że panują nad sytuacją, nawet
kiedy pojawiają się jakieś trudności. Natomiast kiedy zbyt mocno się
nakręcą – ze złości, strachu lub z powodu innej nieprzyjemnej
emocji wywołującej wewnętrzny chaos, przez który tracą panowanie
nad sytuacją – wchodzą do strefy czerwonej, gdzie ich układ
nerwowy wszystko wyolbrzymia. A kiedy z powodu silnych emocji
dziecko zamyka się w sobie, zastyga w bezruchu albo się chowa, to
znaczy, że weszło do strefy niebieskiej, gdzie układ nerwowy
wszystko tłumi (obrazek obok jest czarno-biały, ale na pewno
rozumiesz, o co chodzi).
Kiedy dzieci tracą kontrolę i wychodzą z zielonej strefy, a wchodzą
do chaotycznej strefy czerwonej albo do niebieskiej strefy
wyłączenia, to znaczy, że są rozregulowane. Nazywamy ten stan
„wyjściem z siebie”, ponieważ kora przedczołowa, czyli piętro
mózgu, odłącza się od niższych, reaktywnych części mózgu, które
przejmują kontrolę nad naszym myślącym, wyregulowanym „ja”.
Właśnie z powodu tego rozłączenia mózg w tej chwili nie jest już
zintegrowany – połączenia pomiędzy różnymi jego częściami zostają
tymczasowo zawieszone. W stanie takiej dezintegracji dzieci
potrzebują kogoś, kto dokona współregulacji, by mogły wrócić do
stanu harmonii i integracji, a także odzyskać kontrolę nad swoimi
emocjami, ciałami i decyzjami – potrzebują ciebie.
Wyobraź sobie na przykład, że twoja malutka córeczka wyszła
z siebie i całkowicie weszła do czerwonej strefy z powodu, który
wydaje się kompletnie niedorzeczny. Załóżmy, że chce, żebyś
zamknął ją w lodówce, by mogła sprawdzić, czy zgaśnie światło.
Pokazujesz jej przycisk, który wyłącza światło podczas zamykania
drzwi, ale ona dalej upiera się, że chce to zobaczyć od środka. Nie
pozwalasz jej na to i choć stawiając granicę, okazujesz jej empatię,
ona jest coraz bardziej wzburzona i w końcu wybucha (jeśli znasz
dzieci poniżej czwartego roku życia, to wiesz, że to nie jest
naciągany scenariusz!).

KIEDY DZIECI WYJDĄ Z SIEBIE POTRZEBUJĄ KOGOŚ, KTO DOKONA


WSPÓŁREGULACJI, BY MOGŁY WRÓCIĆ DO STANU HARMONII I INTEGRACJI,
A TAKŻE ODZYSKAĆ KONTROLĘ NAD SWOIMI EMOCJAMI, CIAŁAMI
I DECYZJAMI – POTRZEBUJĄ CIEBIE.

Rodzice często słyszą klasyczną, starą jak świat radę, by ignorować


napady złości. Mówi się, że mamy nie zwracać na nie żadnej uwagi,
bo w przeciwnym wypadku maluch zacznie używać ich jako strategii,
by dostać to, czego chce, zawsze, kiedy powiemy mu „nie”.
Oczywiście nie możemy się poddawać i pozwalać dziecku na
przekroczenie ustalonej granicy albo na coś niebezpiecznego tylko
dlatego, że wpadło w szał. Jednak, zwłaszcza w przypadku małych
dzieci, prawda jest taka, że napad złości to często moment, w którym
dziecko naprawdę straciło nad sobą kontrolę. Nie zawsze, ale często
chodzi o to, że dziecko nie potrafi się kontrolować, a nie o to, że nie
chce. A jeśli dziecko nie potrafi odzyskać kontroli, kiedy się
zdenerwuje, czy jest sens ignorować jego napad złości? W tym
momencie ono może cię potrzebować do odzyskania kontroli.
Pamiętaj, że współregulacja prowadzi do regulacji wewnętrznej.
Takie regulujące interakcje powodują wzrost mózgu dziecka, który
umożliwia rozwój autonomicznych zdolności regulowania stanów
wewnętrznych. Z punktu widzenia stref, nawiązując kontakt
z dziećmi, kiedy są w niebieskiej lub czerwonej strefie, i wspierając je
w powrocie do strefy zielonej, uczymy je, jak robić to samodzielnie
w przyszłości. Takie podejście do rodzicielstwa koncentruje się
zarówno na tworzeniu stanów strefy zielonej tu i teraz, jak i na
budowaniu regulujących obwodów mózgowych, które dadzą dziecku
odporność psychiczną w przyszłości. W ten sposób pomagamy
dzieciom nabywać umiejętności, a nie tylko kontrolujemy ich
zachowanie w danej chwili.
Ponadto niezależnie od tego, czy twoje dziecko naprawdę straciło
nad sobą kontrolę i nie potrafi się wyregulować, ponieważ zalewają
je hormony stresu oraz sygnały zagrożenia płynące z mózgu i ciała
(co nazywamy napadem złości typu dolnego, ponieważ to dolna
część mózgu sprawuje w tym momencie kontrolę), czy też potrafi się
kontrolować, ale zdecydowało, że będzie płakać i wymachiwać rękami
w nadziei, że dostanie to, czego chce (napad złości typu górnego),
możemy zareagować tak samo. Postawmy granicę, ale jednocześnie
okażmy wsparcie i ukójmy emocje, które pojawią się u dziecka
w reakcji na nasze działanie. Właśnie to umyka wielu rodzicom – że
naprawdę możemy twardo trzymać się granic dotyczących
zachowania i naszych oczekiwań, a jednocześnie „miękko”
podchodzić do dziecka i jego emocji. Poddawanie się lub
ignorowanie dziecka i jego uczuć to niejedyne możliwości! Możemy
najpierw nawiązać kontakt, a potem zastosować przekierowanie.

POWINNIŚMY POMAGAĆ DZIECIOM NABYWAĆ UMIEJĘTNOŚCI, A NIE TYLKO


KONTROLOWAĆ ICH ZACHOWANIE W DANEJ CHWILI.

Inaczej mówiąc, nie oznacza to, że masz opróżnić pojemnik na


warzywa, a także wyjąć mleko i truskawki z lodówki, by mogła się
w niej zmieścić twoja córka. Oznacza to po prostu, że ona potrzebuje
od ciebie ukojenia i współregulacji, by móc się opanować i wrócić do
zielonej strefy.

NAPRAWDĘ MOŻEMY TWARDO TRZYMAĆ SIĘ GRANIC DOTYCZĄCYCH


ZACHOWANIA I NASZYCH OCZEKIWAŃ, A JEDNOCZEŚNIE „MIĘKKO”
PODCHODZIĆ DO DZIECKA I JEGO EMOCJI. PODDAWANIE SIĘ LUB
IGNOROWANIE DZIECKA I JEGO UCZUĆ TO NIEJEDYNE MOŻLIWOŚCI! MOŻEMY
NAJPIERW NAWIĄZAĆ KONTAKT, A POTEM ZASTOSOWAĆ PRZEKIEROWANIE.

Dzięki takiemu kontaktowi dziewczynka może znowu wejść do


zielonej strefy. Co więcej, będzie miała za sobą doświadczenie
rozregulowania i odzyskania regulacji z twoją pomocą. Z każdym
takim doświadczeniem, w miarę rozwoju, jej mózg będzie stawał się
coraz silniejszy, aż w końcu twoja córka nauczy się regulować sama
bardziej automatycznie, nawet kiedy ciebie przy niej nie będzie.
Interakcje współregulujące integrują mózg twojego dziecka, dając
mu bazę do rozwijania odporności psychicznej i umiejętności
związanych z regulacją wewnętrzną.
To samo dotyczy również złego zachowania. Załóżmy, że twój
dziewięcioletni syn tak bardzo zdenerwował się na siostrę, że rzucił
jedną z jej nowych krótkofalówek o ścianę i ją rozbił. Chwila, kiedy
całkowicie stracił panowanie nad sobą i krzyczy ze złości, to nie jest
najlepsza pora na skuteczną rozmowę o szanowaniu cudzej
własności lub o przeproszeniu siostry. W tym reaktywnym stanie
nawet cię nie usłyszy i nie będzie potrafił przetworzyć tych
informacji, a ponadto nie czuje empatii dla swojej siostry. Tak
naprawdę żałuje, że nie zniszczył wszystkich jej rzeczy! Czas na
przekierowanie dopiero nadejdzie, ale najpierw nawiąż kontakt. Jeśli
w pierwszej reakcji dasz mu ukojenie, pomożesz mu się uspokoić.
Następnie, kiedy wróci on do strefy zielonej, możesz przekierować
uwagę z zachowania na rozmowę o pogodzeniu się z siostrą, a może
również o oddaniu kieszonkowego na nową krótkofalówkę. W ten
sposób możesz też dużo skuteczniej popracować z nim nad
rozwojem niezbędnych umiejętności i pomóc mu wymyślić lepszą
strategię radzenia sobie ze złością następnym razem.
Nie chcemy, by ten proces nawiązywania kontaktu
i przekierowywania uwagi wydawał się prostszy, niż jest
w rzeczywistości. Kiedy dzieci wchodzą do czerwonej strefy jak
w przykładzie powyżej lub uciekają i się chowają, czyli trafiają do
strefy niebieskiej, w której nie chcą z tobą rozmawiać ani w ogóle
wchodzić w interakcję, rodzicowi może być trudno. Ale znacznie
skuteczniej możesz uczyć lepszych sposobów na radzenie sobie
z podobnymi sytuacjami w przyszłości, jeśli w pierwszej kolejności
uspokoisz zdenerwowane dziecko. Oczywiście nie za każdym razem
natychmiast uda ci się pomóc dziecku wrócić do zielonej strefy.
Czasem uspokojenie się i wyciszenie układu nerwowego wymaga
czasu. W takim wypadku po prostu bądź blisko przy dziecku
i proponuj pomoc, jeśli nie potrafi się ono uspokoić samodzielnie, by
wiedziało, że nie jest samo w tej trudnej emocjonalnie sytuacji.

Ukojenie – niezwykłe znaczenie atmosfery


Przypomnij sobie triadę kontaktu: zauważ, zrozum i zareaguj.
Reakcja może oczywiście obejmować słowa, zwłaszcza
wypowiedziane troskliwym, empatycznym tonem. Naprawdę
uspokajające i pocieszające mogą być słowa „To bardzo bolało,
prawda?” albo „Jestem tutaj. Jestem tutaj”. Potwierdzanie,
zapewnianie, utożsamianie się i wyrażanie empatii mogą być
potężnymi słownymi narzędziami pomagającymi dać ukojenie
dziecku (lub nastolatkowi, a nawet osobie dorosłej).
Jednak zdecydowana większość procesu kojenia odbywa się
niewerbalnie. Pomyśl, jak dużą różnicę może zrobić ton głosu.
Tak samo jest również, kiedy dzieci są starsze. Kiedy pytasz córkę
o coś, co zrobiła, a ona przyjmuje postawę defensywną i w złości cię
atakuje, ton twojego głosu może sprawić, że zabrnie ona głębiej
w reaktywność i frustrację lub odzyska spokój i kontrolę i wróci do
zielonej strefy. Jeśli dasz jej poczucie, że została usłyszana
i wysłuchana – „Rozumiem, kochanie. Poczułaś, że cię obwiniam,
chociaż nie znam sprawy z twojej perspektywy” – znacznie bardziej
skupisz się na uczeniu i budowaniu umiejętności w związku
z aktualną sytuacją, a także wywołasz mniej osobistych ataków z jej
strony.
Inne sygnały niewerbalne – twój wyraz twarzy, nawiązywany
przez ciebie kontakt wzrokowy, ton twojego głosu, twoja postawa,
czas i intensywność twojej reakcji – mają ogromny potencjał
wyciszenia rozszalałych emocji. Są one głównym sposobem na
nawiązanie kontaktu z innym człowiekiem. Zwróć uwagę na to, co
możesz przekazywać swoim dzieciom, nawet kiedy nic nie mówisz.
W sytuacji, w której potrzeba ukojenia, wyjątkowo duży wpływ
może mieć dotyk. Ale, tak jak już wspominaliśmy, dostrój się do
indywidualnych potrzeb dzieci. Dla niektórych dotyk wcale nie jest
kojący. Jednak w przypadku większości dzieci poklepywanie lub
masowanie im pleców lub przytulanie ich i bujanie, a jednocześnie
trzymanie ich za rękę, może bardzo skutecznie pomagać im wrócić
do strefy zielonej.
Przytulanie małych dzieci może zdziałać cuda od chwili narodzin,
zwłaszcza kiedy cierpią. Pewne niedawne badanie wykazało, że od
tego, ile otuchy i kontaktu fizycznego doświadczy niemowlę, zależy
nie tylko jego obecny stan emocjonalny, lecz również jego profil
molekularny. Naukowcy zbadali czterolatków, którzy cierpieli
bardziej niż typowe dzieci w wieku niemowlęcym, a także otrzymali
mniej kojącego dotyku. Wyniki wykazały, że po czterech latach te
dzieci zostały w tyle za swoimi rówieśnikami pod względem rozwoju
biologicznego. Ponadto badacze odkryli, że te negatywne skutki
mogą wręcz zmieniać biochemię dziecka i wpływać na ekspresję jego
genów – czyli sposób aktywacji genów na drodze regulacji
epigenetycznej. Inne badania wykazały natomiast, że niemowlęta
przebywające w szpitalu zdrowieją i rozwijają się znacznie szybciej,
jeśli są przytulane. Kontakt skóra do skóry, jak w przypadku
kangurowania, nie tylko koi, lecz również sprzyja rozwojowi
i naprawdę leczy. Co więcej, neurobiolog James Coan przeprowadził
eksperymenty, które wykazały, że osoba, która ma zostać porażona
prądem, a później faktycznie doznaje porażenia, odczuwa mniejszy
lęk, a nawet mniejszy ból fizyczny, jeśli figura przywiązania, w tym
przypadku partner lub partnerka, po prostu trzyma ją za rękę.
Nawet kiedy nasze dzieci są już starsze, odpowiednio wyrażona
fizyczna czułość cały czas powinna pozostać jednym z narzędzi
każdego rodzica, oczywiście z poszanowaniem osobistych
preferencji dziecka. Dwunastoletni syn Tiny jest od niej wyższy
i cięższy, więc nie ma szans, by go brała na ręce, kiedy jest
zdenerwowany (ale śmiesznie byłoby zobaczyć, jak próbuje, choć nie
wiadomo, czy nie nabawiłaby się kontuzji). Ale mimo to Tina może
skutecznie mu pomóc, jeśli go przytuli, usiądzie obok niego, obejmie
ramieniem i pomasuje mu plecy. Ten sposób sprawdza się również
w przypadku jednego z jej starszych, nastoletnich synów, ale
w przypadku drugiego już nie. Jeden chętnie przyjmuje dotyk
i przytulanie, ale jeśli drugi jest zdenerwowany, Tina wie, że
najlepiej będzie po prostu usiąść obok niego i położyć mu rękę na
ramieniu albo ewentualnie go objąć. Na tyle, na ile to możliwe,
powinniśmy traktować każde dziecko indywidualnie i dawać mu to,
czego potrzebuje w danej chwili.

ZAUWAŻ TEŻ, JAK DUŻĄ ROLĘ W DAWANIU UKOJENIA ODGRYWAJĄ RÓWNIEŻ


INNE FILARY. BY WSPÓŁREGULOWAĆ I USPOKAJAĆ ROZSZALAŁE EMOCJE,
MUSIMY DAWAĆ DZIECIOM POCZUCIE, ŻE ZOSTAŁY DOSTRZEŻONE
I ZROZUMIANE. A NA TO NIE MA ŻADNYCH SZANS, JEŚLI NIE CZUJĄ SIĘ
BEZPIECZNIE, ZWRACAJĄC SIĘ DO NAS O POMOC.

Zauważ też, jak dużą rolę w dawaniu ukojenia odgrywają również


inne filary. By współregulować i uspokajać rozszalałe emocje,
musimy dawać dzieciom poczucie, że zostały dostrzeżone
i zrozumiane. A na to nie ma żadnych szans, jeśli nie czują się
bezpiecznie, zwracając się do nas o pomoc.

Co się dzieje, kiedy dziecko nie czuje się ukojone?


Kiedy dziecko potrzebuje wsparcia emocjonalnego, a opiekun
reaguje w sposób dostrojony i troskliwy, a także w odpowiednim
momencie, nazywamy to adekwatną reakcją. Opiekun obserwuje
stan wewnętrzny dziecka i dostraja się do niego, stara się jak
najlepiej zrozumieć jego osobiste doświadczenie, a następnie
reaguje w odpowiedni sposób. Na tym polega triada kontaktu.
Z kolei dziecko wie, że zostało zrozumiane. Czuje, że ktoś wczuł się
w jego uczucia. Ponadto uczy się, że może zaufać swoim
wewnętrznym przeżyciom i liczyć na to, że opiekun je zrozumie. Tak
właśnie się stało, kiedy szkolna pedagog zastała w sekretariacie
płaczącego z wściekłości Maksa. Zachowała się adekwatnie,
ponieważ wzięła pod uwagę uczucia chłopca, zrozumiała je
i zareagowała skutecznie i w odpowiednim momencie – „Hej,
kolego, jesteś bardzo rozzłoszczony” – dając mu znać, że go
usłyszała i chce okazać mu troskę.
Reakcja nieadekwatna to coś zupełnie przeciwnego.
Nieadekwatnie zareagowała nauczycielka Maksa. Kiedy wchodził do
strefy czerwonej w miarę eskalacji konfliktu, pani Breedlove nie
ukoiła jego emocji. Tak, zareagowała na jego zachowanie – „Tak nie
mówimy” – ale nie zwróciła uwagi na wyrażane przez niego uczucia.
Nie powiedziała „Wiem, że dokończenie rysunku dla mamy jest dla
ciebie naprawdę ważne” ani „Widzę, że martwisz się, że zabraknie ci
czasu. Porozmawiamy o tym po przerwie i wtedy pozwolę ci
dokończyć rysunek”. Ponieważ nauczycielka nie odniosła się do
uczuć chłopca, jej reakcja była nieadekwatna, a czteroletni Max
musiał sam poradzić sobie z silnymi emocjami. Kiedy inna osoba
podchodzi do naszego wewnętrznego świata niereceptywnie i nie
próbuje zrozumieć naszego wewnętrznego doświadczenia i jak
najskuteczniej zareagować w odpowiednim momencie, czujemy się
niezrozumiani, zlekceważeni, niekochani i niewidzialni. Naturalną
reakcją na taki nieadekwatny komunikat jest wejście do czerwonej
strefy gniewu lub do niebieskiej strefy rozpaczy i zniechęcenia.
Nieadekwatna reakcja opiekuna nie pasuje do doświadczenia
dziecka i sprawia, że zaczyna ono wątpić we własne wewnętrzne
doznania lub w zdolność opiekuna do zrozumienia sytuacji
i zapewnienia mu pomocy. W ogóle nie przynosi ukojenia dziecku,
które może wobec tego zareagować na przeżywane przez siebie silne
emocje na dwa główne sposoby. Po pierwsze może dalej się
denerwować i radzić sobie z trudnymi uczuciami samo, co często
oznacza, że denerwuje się jeszcze bardziej. Kiedy dziecko opuszcza
zieloną strefę i nie ma przy nim nikogo, kto mógłby mu pomóc zająć
się silnymi emocjami, układ nerwowy nie ma szansy na powrót do
strefy spokoju i regulacji. Na ogół oznacza to, że jeśli w przyszłości
coś pójdzie nie po myśli dziecka, jego trudne emocjonalnie sytuacje
staną się intensywniejsze, dłuższe i częstsze.
Zapewne pamiętasz z rozdziału 2, że w badaniu opartym na
procedurze obcej sytuacji, polegającej na oddzielaniu rocznych
dzieci od rodziców, badacze stwierdzali u niektórych rodzin
ambiwalentny styl przywiązania między rodzicem a dzieckiem.
Kiedy rodzice wracali do pokoju po krótkiej rozłące, czyli w „fazie
ponownego spotkania”, takie dzieci okazywały rozpacz i prosiły
o pocieszenie, ale opiekun nie potrafił skutecznie dać dziecku
ukojenia. Inaczej mówiąc, dziecko nie dawało się łatwo ukoić,
ponieważ już w wieku dwunastu miesięcy nauczyło się
z powtarzających się doświadczeń, że rodzic prawdopodobnie nie
będzie potrafił go ukoić. W relacji z tym rodzicem dziecko zaczyna
stosować strategie przywiązania związane z pamięcią zależną od
stanu świadomości – obrazów, uczuć i zachowań aktywowanych
w obecności tego rodzica. W tej sytuacji dziecko może kurczowo
trzymać się rodzica i nie móc się uspokoić ani wrócić do zabawy.
Jednak prawda jest taka, że to nie jest cecha samego dziecka, lecz tej
relacji. W obecności drugiego rodzica, z którym ma przykładowo
bezpieczną więź, zachowanie dziecka będzie zupełnie inne. Jak to
możliwe? Jak widzimy na podstawie kwestii omawianych tu od
samego początku, powtarzające się doświadczenia wpływają na
utworzenie w mózgu modelu mentalnego obejmującego ogólny
schemat wszystkich doświadczeń dziecka z daną osobą. Modele
mentalne są częścią naszego systemu pamięci zależnej od stanu
świadomości. Model mentalny dotyczący przywiązania aktywuje się
w wyniku doświadczenia w danej chwili i w związku z tym może to
być model bezpieczny z jednym rodzicem, a lękowy z drugim. Model
przywiązania z wzorcem ambiwalentnym powstaje, jeśli dziecko
wielokrotnie doświadczyło, że na ogół nie może liczyć na rodzica,
który nie zaspokaja systematycznie emocjonalnych potrzeb dziecka.
Czasem w przeszłości był obecny przy dziecku, a czasem nie. Taki
schemat behawioralny obejmuje również sytuacje, w których rodzic
jest natarczywy emocjonalnie, a zatem nie reaguje adekwatnie,
ponieważ to jego stan wewnętrzny dominuje w komunikacji. Jak
widzieliśmy, może się zdarzyć, że lęk rodzica nakłada się na strach
dziecka, zwiększając cierpienie dziecka, zamiast je ukoić. W tym
przypadku mielibyśmy do czynienia z modelem zdezorientowanego
stanu umysłu. To dlatego dziecko jest pełne lęku i mieszanych
uczuć, i nie ma pewności, czy opiekun je wesprze i ukoi. Zatem
w przypadku takiej dynamiki – z takim stanem umysłu i z taką
historią interakcji z tym konkretnym rodzicem – dziecko ostatecznie
pozostaje nieukojone, w dalszym ciągu cierpi emocjonalnie i nie jest
w stanie szybko powrócić do stanu równowagi. Jest to stan związany
z relacją, a nie cecha samego dziecka na obecnym etapie rozwoju.
Inną częstą reakcją dzieci, kiedy przeżywają silne emocje, a nie
mają nikogo, kto pomógłby im w regulacji, jest po prostu odcięcie się
od swoich uczuć. Wówczas podczas procedury obcej sytuacji, w fazie
ponownego spotkania dziecko wykazuje reakcję, która według
badaczy świadczy o unikającym stylu przywiązania. Ten schemat
relacji wykształca się, kiedy niemowlęta uczą się, że rodzic nie
reaguje adekwatnie na ich potrzeby. Internalizują wówczas stan
rzeczy, w którym opiekun nie daje im ukojenia, kiedy go potrzebują.
Zatem, mimo że ich wrodzona, instynktowna potrzeba więzi zostaje
aktywowana, co widać po podwyższonym pulsie i innych
fizjologicznych oznakach stresu, przystosowały się do typowej
reakcji opiekuna, wykształcając unikający styl przywiązania z tym
rodzicem. Z reguły oznacza to, że nie okazują swojego cierpienia ani
nawet tego, że potrzebują emocjonalnej reakcji rodzica. Kiedy rodzic
wraca do pokoju po rozłące, dziecko nie próbuje odnowić kontaktu
ani uzyskać ukojenia trudnych emocji, jakich doświadczyło w czasie
nieobecności opiekuna. A opiekun nie daje dziecku ani kontaktu, ani
ukojenia. Niewiele uwagi poświęca wewnętrznym przeżyciom
dziecka. Zarówno dziecko, jak i rodzic skupiają się na zabawkach
i świecie zewnętrznym. Widzimy zatem, że w takim schemacie
relacji strategia przywiązania polega na koncentrowaniu się na
zachowaniach i przedmiotach, a nie na wewnętrznym stanie umysłu,
uczuciach, myślach czy wspomnieniach.
Te dwie strategie przywiązania pojawiające się u dzieci, kiedy
opiekunowie nie dają im ukojenia – pozostawanie w stanie
emocjonalnego cierpienia w przypadku stylu ambiwalentnego lub
odcięcie się od własnych uczuć w przypadku stylu unikającego –
mogą sprawić, że dzieci nie będą mogły prowadzić bogatego
i satysfakcjonującego życia emocjonalnego. Mogą mieć trudności
z dostrzeganiem własnych emocji i z dawaniem sobie ukojenia.
W idealnym świecie wszyscy rodzice pomagaliby swoim dzieciom
wykształcać bezpieczny styl przywiązania, zapewniając im
w sytuacjach, gdy dzieci się czymś zdenerwują, dostrojoną, wrażliwą
i przewidywalną troskę w stosownym momencie. Kiedy dzieci mogą
systematycznie liczyć na adekwatne reakcje rodzica, rozwijają
bezpieczny styl przywiązania. Dzieci, które wykazują bezpieczną
więź z rodzicem, w procedurze obcej sytuacji liczą na ukojenie ze
strony rodzica i dlatego w fazie ponownego spotkania wyrażają
trudne emocje i lgną do swojego opiekuna, po czym szybko się
uspokajają i wracają do zabawy. Mają pewność, że rodzic będzie przy
nich i je pocieszy następnym razem, kiedy będą tego potrzebowały.
Niestety taką systematyczną i adekwatną troskę od głównych
opiekunów otrzymuje zaledwie nieco ponad połowa dzieci.
Zdecydowanie zbyt wiele jest dzieci, które nie mają takiej
bezpiecznej więzi.

Dawanie ukojenia to nie to samo co rozpieszczanie


Zanim przejdziemy do praktycznych sugestii, jak dać dzieciom
poczucie ukojenia i wewnętrznej pewności, chcemy powtórzyć jedną
istotną rzecz: nie twierdzimy, że trzeba dawać dzieciom wszystko,
czego chcą. Kiedy mówimy o dawaniu ukojenia dzieciom, które
doświadczają przykrych emocji, nawet jeśli przejawiają się one
w formie trudnego zachowania, rodzice czasem uznają, że
zachęcamy do bezstresowego wychowania, w którym brakuje granic
i rodzice pozwalają dzieciom rządzić. Nie o to nam chodzi.
Jeśli znasz którąś z naszych wcześniejszych książek, na pewno
wiesz o tym, że jesteśmy zdecydowanymi zwolennikami
wyznaczania dzieciom jasnych, stałych granic i dużych oczekiwań,
zwłaszcza jeśli chodzi o szacunek do samych siebie i innych osób.
Powtarzana od dawna i znana wszystkim zasada mówiąca, że dzieci
potrzebują granic, jest jak najbardziej prawdziwa. Świat bez zasad
i granic to przerażający świat chaosu. Dzieci muszą wiedzieć, czego
się od nich oczekuje. Muszą wiedzieć, co jest w porządku, a co nie.
Pomaga im to poczuć, że świat jest bezpiecznym i przewidywalnym
miejscem.

KIEDY MÓWIMY O DAWANIU UKOJENIA DZIECIOM, KTÓRE DOŚWIADCZAJĄ


PRZYKRYCH EMOCJI, NAWET JEŚLI PRZEJAWIAJĄ SIĘ ONE W FORMIE
TRUDNEGO ZACHOWANIA, RODZICE CZASEM UZNAJĄ, ŻE ZACHĘCAMY DO
BEZSTRESOWEGO WYCHOWANIA, W KTÓRYM BRAKUJE GRANIC I RODZICE
POZWALAJĄ DZIECIOM RZĄDZIĆ. NIE O TO NAM CHODZI.

Ponadto dzieci muszą zinternalizować słowo „nie” i przyzwyczaić


się do niego. Dzięki temu mogą ćwiczyć używanie hamulców
i powstrzymywanie się od działania. W końcu świat nie będzie im
mówił cały czas „tak”. I oczywiste jest, że nie mogą robić, co chcą
i kiedy chcą, bez poważnych naturalnych konsekwencji.
Jednak mówiąc „nie” określonym zachowaniom, możesz mówić
„tak” swojemu dziecku i jego uczuciom. Oczywiście stawiaj granice.
Mówienie „tak” dziecku nie oznacza, że masz mu pozwolić na
rzucanie frytkami w restauracji. Nie oznacza to, że masz nie zwracać
uwagi, kiedy dziecko bije młodszego brata albo mówi do ciebie bez
szacunku. Oznacza to, że cenisz waszą relację, nawet kiedy odnosisz
się do złego zachowania dziecka. Wyznaczanie granic to jeden
z aspektów naszej miłości do dzieci. Możemy robić to w sposób
wyrażający miłość i akceptację – dziecka, a nie zachowania.
Wyobraź sobie na przykład, że wyjątkowo pozwalasz swojemu
siedmioletniemu synowi pójść spać później, bo do jego starszego
brata przyszli koledzy. Ale kiedy przychodzi pora na sen, chłopiec
płacze i się opiera. Może cię korcić, by odpowiedzieć wyłącznie
z frustracji: „Miałeś dodatkowy czas! Dlaczego płaczesz? Powinieneś
się cieszyć, że dałem ci pół godziny więcej. Teraz marsz do łóżka”.
Na dokładkę możesz nawet dodać: „Następnym razem nie dam ci
dodatkowego czasu, skoro i tak marudzisz”.
Praktycznie każdemu rodzicowi zdarzyło się wypowiedzieć takie
słowa w chwilach rozdrażnienia. Kiedy jesteśmy zirytowani, wszyscy
postępujemy w różnych sytuacjach inaczej, niż byśmy chcieli (i
mamy nadzieję, że nasi sąsiedzi tego nie słyszą!). Ale zauważ, że
reakcja płynąca z irytacji zapewne nie tylko nie pomoże dziecku się
opanować – wręcz przeciwnie, prawdopodobnie siedmiolatek
wejdzie jeszcze głębiej w czerwoną strefę – lecz także okaże się
zupełnie nieskuteczna, jeśli chodzi o twój główny cel w tej chwili,
czyli położenie syna spać o odpowiedniej porze. Teraz będzie płakał
jeszcze mocniej, co oznacza, że zaśnie o wiele później. Poza tym
kłótnie o chodzenie spać często sprawiają, że również rodzice
trafiają do strefy czerwonej. Czy to nie paradoks, że czasem kończy
się na tym, że wrzeszczymy „IDŹ SPAĆ!”? Tak jakby czyjś gniewny
krzyk, że masz iść spać, miał faktycznie cię uśpić. Tak naprawdę to
dość zabawne, jak często my, rodzice, zachowujemy się z powodu
naszej własnej reaktywności w sposób, który przynosi efekt
przeciwny do zamierzonego – często sami sobie utrudniamy
zadanie!
Z kolei kojąca reakcja jest nie tylko bardziej troskliwa
i współczująca, lecz również bardziej skuteczna. Pozwoli ci ona
postawić na swoim w kłótni z synem, ale w taki sposób, że
dostrzeżesz jego uczucia, a zarazem pomożesz mu się uspokoić, by
mógł zasnąć. Możesz powiedzieć: „Widzę, że jesteś zawiedziony. Nie
chcesz, żeby cię coś ominęło. Wiem, że ciężko jest iść do łóżka, kiedy
reszta chłopców jeszcze nie śpi. To trudne, co?”. Potem możesz na
chwilę zamilknąć, po czym dodać: „Rozczarowanie nie jest
przyjemne, wiem o tym. Chodź, położę cię do łóżka i porozmawiamy
o tym, czy chcesz niedługo zaprosić do siebie jakiegoś kolegę, może
nawet na nocowanie”. To przykład adekwatnej reakcji pełnej
współczucia, a jednocześnie trzymającej się granic i ustalonego
porządku.
TWOJA RELACJA Z DZIECKIEM POWINNA BYĆ ZAWSZE NA PIERWSZYM
MIEJSCU. WIĘKSZOŚĆ INNYCH KWESTII ZWIĄZANYCH Z ZACHOWANIEM
MOŻNA ODŁOŻYĆ NA PÓŹNIEJ. UCZ DZIECKO TEGO, CZEGO MUSISZ JE
NAUCZYĆ, ALE W TAKI SPOSÓB, BY WASZA RELACJA BYŁA PRIORYTETEM.

Musisz dobrać słowa, które dobrze zabrzmią, biorąc pod uwagę to,
kim jesteś ty i kim jest twoje dziecko. Wyraź empatię tonem głosu
i komunikatami niewerbalnymi, staraj się nie pouczać i nie używać
zbyt wielu słów. Sama obecność, przetykanie swoich słów chwilami
milczenia i kilka krótkich empatycznych zwrotów działają zwykle
skuteczniej niż prawienie kazań czy rozwlekłe tłumaczenie. Istnieje
nieskończona ilość sposobów na taki moment ukojenia. Kluczową
kwestią jest tu fakt, że można trzymać się wyznaczonych granic,
a jednocześnie ukoić dziecko. Mimo że się nie poddasz, i tak możesz
być przy swoich dzieciach pod względem emocjonalnym. Inaczej
mówiąc, twoja relacja z dzieckiem powinna być zawsze na
pierwszym miejscu. Większość innych kwestii związanych
z zachowaniem można odłożyć na później. Ucz dziecko tego, czego
musisz je nauczyć, ale w taki sposób, by wasza relacja była
priorytetem.
Co możesz zrobić: strategie pomagające dzieciom
rozwinąć zdolność do wewnętrznego samoukojenia
Jak już wspomnieliśmy na początku tego rozdziału, jednym
z naszych głównych celów, kiedy adekwatnie reagujemy na
cierpienie dzieci, jest umożliwienie im wykształcenia umiejętności
samodzielnego znajdowania ukojenia wewnętrznego. Kiedy dzieci
mają wybuch złości, dąsają się po przegranym meczu albo martwią
się problemami związanymi ze szkołą, rodzice często mogą dawać im
doświadczenie interaktywnego ukojenia, czyli wspólnie z nimi dążyć
do odzyskania spokoju i powrotu do zielonej strefy. Można to też
opisać jako „kontenerowanie” (ang. containing) albo „zapewnianie
przestrzeni” (ang. holding the space), co oznacza, że dajemy dzieciom
możliwość wyrażenia silnych lub trudnych emocji czy też myśli, sami
nie reagując. W rezultacie dzieci rozwijają zinternalizowaną
umiejętność samodzielnego znajdowania ukojenia w obliczu
trudności i cierpienia emocjonalnego. Dajemy dzieciom ukojenie
teraz i w ten sposób kształtujemy ich zdolność do znajdowania
ukojenia później, kiedy będą tego potrzebować, a nas przy nich nie
będzie. Co więcej, będą potrafiły również lepiej przynosić ukojenie
innym, np. przyjaciołom, rodzeństwu (tak, to się naprawdę zdarza!),
partnerom, czy wreszcie własnym dzieciom.
Poza systematyczną kojącą obecnością, kiedy nasze dzieci jej
potrzebują, jednym z najlepszych sposobów na rozwinięcie u nich
obwodów neurologicznych odpowiedzialnych za wewnętrzne
samoukojenie jest nauczenie ich konkretnych technik uspokajania
się, kiedy czują, że wewnętrzny chaos może przejąć nad nimi
kontrolę. Poniżej przedstawiamy kilka strategii, które ci w tym
pomogą.

Strategia nr 1 wspierająca wewnętrzne samoukojenie: Skompletuj


wewnętrzną skrzynkę z narzędziami do uspokajania się
Wspomnieliśmy wcześniej o koncepcji „kojenia proaktywnego”,
polegającej nie na tym, by zajmować się chaosem emocjonalnym,
gdy ten osiąga swoje maksimum, lecz raczej na tym, by szukać
sposobów na pohamowanie reaktywności we wcześniejszym
stadium. W ten sposób możesz po pierwsze powstrzymać swoje
dziecko przed odejściem zbyt daleko od zielonej strefy, a po drugie
kształtować u niego umiejętność regulacji emocjonalnej i odporność
psychiczną. Tworzenie skrzynki z narzędziami do uspokajania się to
podobna koncepcja, ponieważ polega na szukaniu sposobów na
poradzenie sobie z problemem, zanim stanie się on trudny do
rozwiązania. Chodzi przede wszystkim o to, by zawczasu wypracować
wspólnie z dzieckiem proste strategie, które będzie mogło
zastosować, kiedy poczuje, że wkracza do czerwonej lub niebieskiej
strefy.

NAUCZ DZIECI ROZWIĄZYWAĆ PROBLEMY, WYBIEGAĆ MYŚLAMI NAPRZÓD


I WYMYŚLAĆ KONKRETNE KROKI, KTÓRE MOŻEMY PODJĄĆ, KIEDY
POCZUJEMY, ŻE SILNE EMOCJE BIORĄ NAD NAMI GÓRĘ.

Najpierw porozmawiaj z dzieckiem i wyjaśnij, że choć


w nieunikniony sposób czekają nas w życiu rozczarowania i chwile
frustracji, nie musimy pozostawać wobec nich bezradni. Możemy
rozwiązywać problemy, wybiegać myślami naprzód i wymyślać
konkretne kroki, które możemy podjąć, kiedy poczujemy, że silne
emocje biorą nad nami górę.
Jakie dokładnie kroki wymyślicie, zależy od was, ale poniżej
przedstawiamy kilka sugestii.

STWÓRZCIE „JASKINIĘ SPOKOJU”


Czasem potrzebujemy po prostu się oderwać, odciąć się od
stresującej sytuacji. Nasze dzieci mają tak samo. Wobec tego
znakomitym narzędziem pozwalającym powrócić do zielonej strefy
jest posiadanie miejsca, w którym można się schować i odpocząć,
kiedy silne emocje zaczynają brać górę. Zatem w chwili kiedy twoje
dziecko będzie spokojne i opanowane, poświęćcie kilka minut na
urządzenie „jaskini spokoju”, do której będzie mogło pójść
następnym razem, kiedy się zdenerwuje.
Może do tego posłużyć mały namiot w salonie, róg szafy albo
prześcieradło rozwieszone na biurku lub stole. Możecie włożyć do
jaskini ulubione maskotki dziecka, miękką poduszkę, koc, książki,
słuchawki, ciastolinę lub cokolwiek innego, co będzie dla niego
pociechą. Pozwól dziecku uczestniczyć w tworzeniu tego
uspokajającego miejsca, by poczuło, że pełni ważną rolę. Następnie
postarajcie się budować wyłącznie pozytywne skojarzenia z tym
miejscem. Nie będzie uspokajało dziecka, jeśli będziesz je tam
wysyłać za karę. Ale kiedy dziecko przeżywa trudny moment,
możesz zaproponować, niemal jako specjalny przywilej: „Chcesz
pójść do swojej cichej jaskini spokoju? Nie mam nic przeciwko temu,
jeśli uważasz, że to ci pomoże”. Albo: „Czego teraz potrzebujesz,
żeby poczuć się lepiej? Czy przynieść ci przekąskę do twojej
specjalnej jaskini spokoju?”. Grunt to urządzić dziecku miejsce,
w którym będzie czuło się odprężone i swobodne, a także by dziecko
wiedziało, że może się tam udać, kiedy tylko poczuje, że zaraz
wyjdzie z siebie.
WYBIERZCIE USPOKAJAJĄCĄ MUZYKĘ
Kolejnym narzędziem samoukojenia, które warto dołożyć do
uspokajającej skrzynki z narzędziami twojego dziecka, jest śpiewanie
lub słuchanie muzyki w chwilach zdenerwowania. Każde dziecko
może wybrać inną piosenkę. Twoje dziecko może uspokajać muzyka
klasyczna. Inne może lubić soul albo finezyjną, radosną muzykę syna
Dana, Alexa Siegela (daj się skusić reklamie dumnego taty!).
Niektóre dzieci dobrze reagują na dźwięki lasu lub plaży albo
wizualizacje kierowane. A jeśli twoje dziecko lubi różne style
muzyki, możecie nawet stworzyć listę piosenek, których może
posłuchać, kiedy będzie potrzebowało się uspokoić. W ten sposób
będzie mogło włączać różne utwory, by móc odnaleźć ten
odpowiedni, który poskromi jego wewnętrzny chaos. Nawet samo
włożenie słuchawek do uszu i wybranie piosenki może pomóc mu
wykonać proaktywny krok, by pomóc samemu sobie.
STWÓRZCIE LISTĘ RUCHÓW UWALNIAJĄCYCH ENERGIĘ
Poza jaskinią, do której można uciec, i muzyką do słuchania, jednym
z najlepszych i najprostszych sposobów na samoukojenie jest po
prostu ruch. Taniec, bieganie w miejscu, huśtanie się, dryblowanie,
obracanie się – każda czynność wymagająca ruchu może zmniejszyć
pobudzenie układu nerwowego. Ruch ciała ma bezpośredni wpływ
na aktywność mózgu. Tak naprawdę ciało cały czas wysyła
informacje do mózgu, między innymi na temat emocji. Znasz to
z sytuacji, kiedy z niepokoju bolał cię brzuch albo ze złości zaciskały
ci się zęby, albo w stanie najwyższego pogotowia w twoich
ramionach pojawiło się napięcie. W ten sposób ciało wysyła sygnały,
nawet kiedy nie jesteśmy świadomi tych emocji.
Stan emocjonalny człowieka może zupełnie się zmienić pod
wpływem energicznego ruchu. Złość, frustracja, napięcie i inne
trudne emocje zostają wówczas uwolnione, a my wracamy do
równowagi emocjonalnej. Inaczej mówiąc, ruch koi ciało
i doświadczane przez nie emocje.
Jest to prosty sposób, którego można nauczyć nawet najmłodsze
dzieci. Znamy jedną matkę, która po wysłuchaniu naszej prelekcji
zaczęła regularnie stosować tę technikę. Powiedziała, że najpierw
zauważa uczucia swoich dzieci i obdarza je empatią – to jest klucz –
a potem od razu zachęca je do ruchu. Czasem mówi im, żeby
pobiegały dookoła domu albo mówi coś w stylu: „Pobiegnijcie ze
mną do ogródka. Chyba słyszałam tego ptaka, którego
obserwowaliśmy wczoraj”. Grunt, żeby zaczęły używać mięśni
i wprawiły swoje ciała w ruch. Jej dzieci są jeszcze małe – jedno ma
trzy lata, a drugie pięć – i powiedziała nam: „Z czasem, jak dzieci
będą dorastać, z pewnością będę musiała zmienić swoją strategię,
ale obecnie ruch poskramia zranione uczucia lepiej niż jakiekolwiek
inne sposoby”.

STAN EMOCJONALNY CZŁOWIEKA MOŻE ZUPEŁNIE SIĘ ZMIENIĆ POD


WPŁYWEM ENERGICZNEGO RUCHU. ZŁOŚĆ, FRUSTRACJA, NAPIĘCIE I INNE
TRUDNE EMOCJE ZOSTAJĄ WÓWCZAS UWOLNIONE, A MY WRACAMY DO
RÓWNOWAGI EMOCJONALNEJ.
Tak jak w przypadku wszystkich technik, również ta nie działa za
każdym razem. To tylko jedno z narzędzi w twojej skrzynce. Ale
często jest to skuteczny sposób na zmianę stanu emocjonalnego
u dziecka. A jeśli wytłumaczysz dziecku, co robisz, będzie miało
jeszcze jedną strategię do samodzielnego użycia, kiedy będzie tego
potrzebowało. Kiedy będzie miało kilkanaście lat, może nawet
będzie miało świadomość, że jedną z najlepszych rzeczy, jaką może
zrobić w chwili zdenerwowania, jest pójść pobiegać.

USTALCIE „SYGNAŁ SOS”


Ostatnim narzędziem, które tu wymienimy, jest nauczenie dzieci, że
nie zawsze muszą używać wewnętrznych strategii samoukojenia. Nie
są same. Tak naprawdę jedną z najlepszych rzeczy, jakie mogą
zrobić, by sobie pomóc – zarówno małe, jak i duże dzieci (a nawet
osoby dorosłe) – jest proszenie o pomoc, kiedy jej potrzebują. Przez
całe życie możemy potrzebować innych ludzi do regulacji naszego
stanu wewnętrznego. Taka współregulacja ma miejsce w bliskich
relacjach niezależnie od wieku. Szczególnie potrzebują tego małe
dzieci, ale wszyscy musimy znaleźć równowagę pomiędzy zasobami
wewnętrznymi na regulację a regulacją interaktywną pochodzącą
z relacji z innymi osobami.
Zdarzają się sytuacje, w których potrzebujemy, by pomógł nam
ktoś inny. Może potrzebujemy po prostu porozmawiać. Albo
popłakać. Albo przytulić się do kogoś. Jak już wspomnieliśmy,
dotyczy to zwłaszcza naszych dzieci, kiedy są małe. Potrzebują,
byśmy byli przy nich i pokazywali im, jak wygląda ukojenie. Ale
nawet kiedy dorastają i się rozwijają, w wielu sytuacjach nie do
końca potrafią poradzić sobie z tym, co je przytłacza. Zatem ważną
umiejętnością, którą warto pielęgnować, jest rozpoznawanie, kiedy
potrzebujemy czyjejś pomocy.
Porozmawiaj z dziećmi o zwracaniu uwagi na to, co dzieje się
w ich wnętrzu, i wytłumacz im, jak ważne jest, by prosić o pomoc,
kiedy się jej potrzebuje. W ten sposób koncentrujesz się zarówno na
wewnętrznych, jak i na interpersonalnych aspektach ukojenia. Być
może twoje dziecko wyjątkowo dobrze radzi sobie z wyrażaniem
swoich potrzeb w takich sytuacjach. Ale większość dzieci tego nie
potrafi. W takim wypadku ustalcie „sygnał SOS”, specjalne hasło,
które będzie oznaczało: „Potrzebuję pomocy. Nie umiem się teraz
uspokoić”. Może to być słowo, które dziecko uważa za śmieszne, coś
wymyślonego albo zwykłe słowo, np. „tektura”. Zamiast słów
możecie też ustalić szyfr niewerbalny i wtedy np. ciągnąc się za
ucho, dziecko przekaże ci: „Potrzebuję pomocy”.
Tak naprawdę to nieistotne, w jaki sposób dziecko przekaże ci tę
wiadomość. Grunt, żeby rozumiało, że nawet kiedy już uczy się
samodzielnego znajdowania ukojenia, czasem będą zdarzały się
sytuacje, w których wciąż będzie potrzebowało twojej obecności
i pomocy w postaci kojenia interaktywnego.
Najbardziej oczywistą korzyścią, jaką uzyskają twoje dzieci, jeśli
będziesz je uczyć znajdowania wewnętrznego i interaktywnego
ukojenia, jest to, że będą lepiej samodzielnie radzić sobie z trudnymi
i bolesnymi sytuacjami w okresie dojrzewania i w życiu dorosłym –
dzięki umiejętności zarówno wewnętrznej, jak i interaktywnej
regulacji. Kolejną istotną korzyścią jest fakt, że razem z uspokajającą
skrzynką z rozmaitymi narzędziami do radzenia sobie z bólem
emocjonalnym dajesz im poczucie sprawczości. Dzięki temu wiedzą,
że mają do dyspozycji konkretne strategie, które mogą zastosować,
kiedy poczują, że tracą kontrolę. Niektóre to strategie wewnętrzne,
inne z kolei interaktywne. Potrzebujemy w życiu obu tych rodzajów.
Jeśli górę nad nimi weźmie złość z czerwonej strefy albo zawładnie
nimi strefa niebieska i będą chciały tylko od wszystkiego się odciąć
i schować przed całym światem, będą znały konkretne kroki do
wykonania, więc nie będą już na łasce swoich uczuć i okoliczności.

JEŚLI GÓRĘ NAD NIMI WEŹMIE ZŁOŚĆ Z CZERWONEJ STREFY ALBO


ZAWŁADNIE NIMI STREFA NIEBIESKA I BĘDĄ CHCIAŁY TYLKO OD WSZYSTKIEGO
SIĘ ODCIĄĆ I SCHOWAĆ PRZED CAŁYM ŚWIATEM, BĘDĄ ZNAŁY KONKRETNE
KROKI DO WYKONANIA, WIĘC NIE BĘDĄ JUŻ NA ŁASCE SWOICH UCZUĆ
I OKOLICZNOŚCI.
Zauważ także, że jak w przypadku większości zasad i strategii
dotyczących zintegrowanego mózgu, wszystko, o czym tu piszemy,
dotyczy również osób dorosłych (może wobec tego masz ochotę
urządzić sobie z tyłu szafy składzik z czekoladą?).

Strategia nr 2 wspierająca wewnętrzne samoukojenie: dawaj


dziecku D-O-B-R-O
Kiedy nasze dzieci są zdenerwowane, możemy wypróbować rozmaite
techniki. Wymieniliśmy kilka z nich, a w poradnikach dla rodziców
i w internecie, a także w swojej pomysłowej głowie możesz znaleźć
nieskończenie wiele innych. Jednak prawda jest taka, że nie istnieje
żaden cudowny środek, który podziała za każdym razem, nie ma
jedynej słusznej odpowiedzi na pytanie „co zrobić albo co
powiedzieć cierpiącemu dziecku, by poczuło się lepiej?”.

Istnieje jednak pewna ogólna reakcja na cierpienie dziecka, która


praktycznie zawsze jest odpowiednia. Może nie zawsze będzie
skuteczna, jeśli chodzi o pomoc w uspokojeniu się, i może nie
zawsze od razu da efekty, których sobie życzysz. Ale jeśli chodzi
o pokazywanie dzieciom, jak wygląda miłość i ukojenie, właśnie tak
należy postąpić. Możesz dawać dzieciom D-O-B-R-O, czyli Dawać
swoją obecność, Okazywać zaangażowanie, Być czułym, Reagować
spokojnie i Obdarzać je empatią.
Poniżej wyjaśnimy, czym dokładnie jest D-O-B-R-O. Każda litera
akronimu pochodzi od jednego z kluczowych czynników
potrzebnych, by towarzyszyć dzieciom, kiedy mierzą się
z trudnościami emocjonalnymi.

OBECNOŚĆ
Bądź przy swoich dzieciach, kiedy cierpią. Postaw na obecność.
Omawiamy tę koncepcję od samego początku książki, ale obecność
jest najważniejsza w chwilach kiedy nasze dzieci cierpią i potrzebują
naszej pomocy. Chodzi tu o stan otwartości i świadomości,
receptywny sposób bycia, który zachęca do nawiązania kontaktu.
Kiedy przyjmujemy takie nastawienie, nie oceniamy naszych dzieci,
lecz dostrzegamy je takimi, jakie są, najdokładniej, jak tylko
potrafimy. Jesteśmy dla nich dostępni, otwarci i receptywni, a one
wiedzą, że są dla nas priorytetem i że nie są same.
Czasem może się zdarzyć, że twoje dziecko będzie musiało
poczekać, aż wrócisz z pracy, albo jeśli będziesz w delegacji, będzie
musiało do ciebie zadzwonić. Ale wie, że kiedy będzie cię
potrzebowało, będziesz przy nim.
Pamiętaj, że obecność polega również na wystarczającym
dostrojeniu do twojego dziecka i do sytuacji, tak by rozpoznawać,
kiedy dziecko nie chce twojej fizycznej obecności. Czasem najlepsze,
co możesz zrobić, to powiedzieć: „Dam ci teraz trochę przestrzeni.
Jeśli będziesz mnie potrzebować, będę w kuchni”. Grunt, żeby twoja
obecność była dostępna. Dzięki temu twoje dziecko nigdy nie będzie
się zastanawiało, czy ci na nim zależy i czy będziesz przy nim, kiedy
będzie cię potrzebowało.
ZAANGAŻOWANIE
Drugim z pięciu czynników składających się na D-O-B-R-O jest
zaangażowanie. Chodzi tu o sposób, w jaki oferujesz swoją obecność.
Słuchasz aktywnie. Używasz komunikatów niewerbalnych do
wyrażania, że twoje dziecko jest dla ciebie ważne i że obchodzi cię
to, o czym ono ci mówi. Nawiązujesz kontakt wzrokowy. Kiwasz
głową. Obejmujesz je ramieniem lub przytulasz, kiedy płacze.
Oferujesz swoją obecność, w pełni angażując się w uczucia dziecka
i jego ból, nie perswadując, nie lekceważąc i nie pouczając.
Obok przedstawiamy ćwiczenie, które pomoże ci uświadomić
sobie różne sposoby na nawiązanie kontaktu dzięki komunikacji
niewerbalnej. Za pomocą rąk wskaż od góry do dołu części ciała
symbolizujące siedem sygnałów niewerbalnych, by przypomnieć
sobie sposoby na nawiązanie kontaktu z dzieckiem bez
wypowiadania ani jednego słowa. Zacznij od zakreślenia palcem
wskazującym koła wokół twarzy, co ma symbolizować wyraz twarzy.
Następnie wskaż oczy, które oznaczają kontakt wzrokowy. Potem
wskaż gardło, które oznacza ton głosu. Następnie wskaż ramiona
i ciało, by przedstawić postawę. Porusz rękami, by przedstawić gesty.
Wskaż nadgarstek (miejsce, gdzie nosi się zegarek), by pokazać czas
reakcji, a na koniec zaciśnij pięści, symbolizujące energię, czyli
intensywność swojej reakcji.
Kiedy nadchodzi moment, w którym mamy zaangażować się
w dawanie ukojenia naszemu dziecku, możemy podejść do tego
w nieskończenie wiele sposobów. Znajdź taki, który będzie dla ciebie
najlepszy.
CZUŁOŚĆ
Jednym z elementów pełnego zaangażowania jest wyrażanie czułości
wprost oraz nie wprost. Komunikuj zarówno słowami, jak i czynami,
jak bardzo kochasz swoje dziecko. Jak bardzo mu współczujesz
w sytuacji, przez którą przechodzi. Że pragniesz mu pomóc, jeśli
tylko potrafisz. Jednym z najskuteczniejszych sposobów, by dać
komuś ukojenie – dziecku lub dorosłemu – jest dawanie tej osobie
poczucia, że jest w pełni kochana.

SPOKÓJ
Spokój jest czasem jednym z najtrudniejszych elementów
składających się na D-O-B-R-O. W niektórych sytuacjach jest to dość
łatwe – na przykład kiedy twoje dziecko zdenerwuje się jakąś kłótnią
na placu zabaw, która ciebie nie dotyczy. Ale jeśli twoja córka
zawaliła sprawdzian, choć zapewniała cię, że jest dobrze
przygotowana, albo weszła z kimś w konflikt i z tego powodu atakuje
teraz ciebie, zachowanie spokoju może okazać się prawdziwym
wyzwaniem. W takiej sytuacji tym bardziej istotne jest, by rodzic
pozostał w zielonej strefie. To ty musisz być osobą dorosłą w tej
relacji. Oczywiście możesz się zdenerwować. Nie ma nic złego
w doświadczaniu emocji i wyrażaniu ich w stosownym momencie i w
odpowiedni sposób. Ale im lepszy dasz dziecku przykład mówienia
o swoich uczuciach bez atakowania innych osób i utraty kontroli,
tym więcej nauczy się ono o zarządzaniu swoimi emocjami i o
szacunku w relacjach z innymi ludźmi.

Jedną z naszych ulubionych technik przywracających spokój, kiedy


dziecko jest zdenerwowane, jest zejście poniżej wysokości jego oczu.
W ten sposób komunikujesz i sobie, i jemu, że nie chcesz być
żadnym zagrożeniem. Pamiętaj, że jeśli w jakikolwiek sposób
komunikujesz zagrożenie, mózg dziecka może wejść w tryb reakcji
na zagrożenie. Jeśli natomiast przyjmiesz pozycję, która oznacza
przeciwieństwo zagrożenia, czyli usiądziesz swobodnie poniżej
wysokości oczu dziecka, wysyłasz komunikat o braku zagrożenia.
Twoje dziecko zauważy, że nie musi już przyjmować obronnej
postawy ciała, nie musi walczyć i mówiąc w przenośni, może odłożyć
miecz i tarczę.
Schodząc poniżej wysokości oczu dziecka, nie okazujesz uległości.
Nie o to tutaj chodzi. W tej sytuacji możesz i musisz pozostać
rodzicem. Ta pozycja ciała to tylko strategia pozwalająca
interaktywnie wyregulować układ nerwowy twojego dziecka. Można
powiedzieć, że w ten sposób wyciszasz ogromną reaktywność.
Czasem może pomóc wyobrażenie sobie, że powoli przekręcasz
pokrętło regulujące głośność. W ten sposób poprzez przyjętą przez
siebie pozycję i swój język ciała komunikujemy po prostu, że nie
stanowimy zagrożenia, lecz jesteśmy dostępni dla dziecka, nawet
jeśli ono złości się na nas, a my na nie. Ta strategia jest skuteczna,
ponieważ kiedy używamy niezagrażającego języka ciała, aktywujemy
u dzieci zupełnie inną sieć neuronową niż wtedy, kiedy przyjmujemy
agresywną pozę. Mózg dziecka otrzymuje wiadomość od ciała, że
jest bezpiecznie i nie ma potrzeby walczyć.

EMPATIA
Ostatnim czynnikiem składającym się na twoje D-O-B-R-O jest
empatia, która oznacza, że nawet jeśli nie doświadczyliśmy tego,
z czym mierzy się inna osoba, podchodzimy do jej doświadczenia
z wrażliwością – na tyle, że współodczuwamy razem z nią. Empatia
obejmuje również inne części składowe, takie jak przyjmowanie
cudzej perspektywy, rozumienie w sensie poznawczym, empatyczna
radość i empatyczna troska. W bezpiecznej relacji rodzic-dziecko
empatia wynika z dostrojenia się przez rodzica i daje dziecku
poczucie, że rodzic wczuł się w jego uczucia. Szczególnie
w połączeniu z obecnością, zaangażowaniem, czułością i spokojem
empatia może przyczynić się do stworzenia optymalnego
środowiska, w którym twoje dziecko będzie mogło powrócić do
zielonej strefy.
Tu również nie ma recepty na uleczenie wszelkich dolegliwości
emocjonalnych i załatwienie każdego problemu, który napotka na
swojej drodze twoje dziecko. Ale jeśli dasz dziecku swoje D-O-B-R-
O, będziesz mieć pewność, że czuje ono twoje dostrojenie, troskę
i miłość – a są to ważne kroki ku ukojeniu.

Obecność przy sobie samym


Życie jest piękne, pełne cudów i sensu. A także w niektórych
chwilach bolesne i niezmiernie trudne. Każdy z nas, bez wyjątku,
musi zmierzyć się z przeszkodami, trudnościami, komplikacjami
i rozczarowaniami. Niekiedy trudne chwile pochłaniają całą naszą
siłę i odwagę. Wspaniałe relacje dobiegają końca. Doznajemy
druzgocącej straty. Wstrząsają nami zmiany związane z naszym
zdrowiem, karierą, rodziną, finansami i innymi istotnymi sytuacjami
życiowymi.
Jeśli mamy szczęście, mamy w naszym dorosłym życiu figury
przywiązania, najważniejsze osoby w naszym systemie wsparcia
złożonym z rodziny, partnerów i/ lub przyjaciół, które mogą nam
pomóc przetrwać najtrudniejsze chwile. Niektórzy z nas otrzymali
w dzieciństwie bezpieczną więź od opiekunów, w związku z czym
wykształcili sobie zintegrowane obwody nerwowe dające siłę
i odporność psychiczną. Kiedy nasze mózgi się rozwijały, czuliśmy,
że ktoś dba o nasze bezpieczeństwo, dostrzega nas i koi, a teraz
mamy bezpieczny wewnętrzny model przywiązania. Kiedy więc
w życiu pojawiają się nieuniknione trudności, wiemy, jak sobie
z nimi poradzić, nawet jeśli chodzi tylko o przetrwanie i przeżycie
chwili obecnej.
Tak jest, jeśli mieliśmy to szczęście. Inni z nas – około czterech
osób na dziesięć – nie byli w dzieciństwie wychowywani w ten
sposób. Nie mieli rodziny, która dawałaby im poczucie, że są
bezpieczni i dostrzeżeni. Nie mieli stałych doświadczeń więzi, więc
nie wyrobili sobie wewnętrznej umiejętności samoukojenia, lecz tym
bardziej polegali na innych ludziach, którzy często zawodzili.
W przypadku ambiwalentnego stylu przywiązania wykształcili
strategię polegającą na zwiększonym dążeniu do tworzenia więzi.
Z kolei inni z nas doświadczyli unikającej więzi z głównymi
opiekunami. W tej sytuacji musieli wypracować sobie wewnętrzny
mechanizm, model mentalny, zmniejszający dążenie do
nawiązywania kontaktu, a zatem odcięli się nie tylko od swojego
świata wewnętrznego, lecz także od relacji z innymi osobami.
Ponadto, w przypadku unikającego stylu przywiązania, kiedy
cierpieli, byli zupełnie sami. Nie było przy nich nikogo, kto by ich
ukoił, kiedy byli rozzłoszczeni, rozczarowani, zranieni lub
przeżywali jakąś inną przykrość. Z życiowymi trudnościami musieli
sobie radzić sami.

KIEDY CIERPIELI, BYLI ZUPEŁNIE SAMI. NIE BYŁO PRZY NICH NIKOGO, KTO BY
ICH UKOIŁ, KIEDY BYLI ROZZŁOSZCZENI, ROZCZAROWANI, ZRANIENI LUB
PRZEŻYWALI JAKĄŚ INNĄ PRZYKROŚĆ. Z ŻYCIOWYMI TRUDNOŚCIAMI MUSIELI
SOBIE RADZIĆ SAMI.
Natomiast dla osób ze zdezorganizowanym stylem przywiązania
opiekun był źródłem przerażenia, więc lgnęły do niego, by uzyskać
ochronę, a jednocześnie od niego uciekały, ponieważ był źródłem
cierpienia. Takie doświadczenie fragmentacji może doprowadzić do
wewnętrznego stanu dysocjacji, zwłaszcza w stresującej sytuacji.
U osoby z takim dziedzictwem nawet poczucie rzeczywistości,
zaufanie epistemiczne, może być zachwiane. Osoba ze
zdezorganizowanym stylem przywiązania nie ma ani wewnętrznych,
ani interaktywnych sposobów na ukojenie i może nawet nie mieć
pewności, czy to, co widzi, jest rzeczywiste.
Zastanów się przez chwilę nad własnymi doświadczeniami,
zwłaszcza nad tym, w jaki sposób wiążą się z twoim poczuciem
ukojenia w chwilach zdenerwowania. Czy ktoś troszczył się o twój
krajobraz wewnętrzny? Spójrz na poniższe pytania, daj sobie kilka
minut na każde z nich i zastanów się nad własnymi
doświadczeniami, zarówno dawnymi, jak i obecnymi. Im lepiej
przypomnisz sobie swoją przeszłość, tym więcej korzyści uzyskasz
pod względem samoświadomości oraz w relacji ze swoimi dziećmi.

1. Kto był przy tobie w chwilach cierpienia w dzieciństwie? Czy


masz jakieś konkretne wspomnienia związane z rodzicem lub
opiekunem, który był obecny i zapewniał ci D-O-B-R-O?
2. Jeśli masz doświadczenia związane z dostrojeniem w chwilach
zdenerwowania, jakie aspekty tego dostrojenia chcesz dać
swoim dzieciom?
3. Jeśli nie masz doświadczeń z dzieciństwa związanych z takim
rodzajem opieki, jak nauczyłeś się z tym sobie radzić? Czy
twoje zdenerwowanie trwało po prostu aż do wypłakania się?
Czy nauczyłeś się zaprzeczać swoim uczuciom i lekceważyć ich
znaczenie?
4. Jak radzisz sobie z trudnymi chwilami teraz, jako osoba
dorosła? Czy masz kogoś, kto wspiera cię w zmaganiu się
z problemami? Czy trudno ci powrócić do zielonej strefy, kiedy
zdarzy ci się ją opuścić? Kiedy czujesz złość, smutek lub
rozczarowanie – czy częściej wpadasz do czerwonej strefy
(gdzie zalewają cię emocje), czy raczej do strefy niebieskiej
(gdzie odcinasz się od świata, a jednocześnie ignorujesz to, co
dzieje się w twoim wnętrzu)?
5. Na ile jesteś obecny przy swoich dzieciach, kiedy cierpią? Czy
dajesz im D-O-B-R-O? Czy mogą liczyć na twoją obecność,
zaangażowanie, czułość, spokój i empatię? Czy zdarza się, że
muszą poradzić sobie ze swoimi problemami same?
6. Czy zdarza ci się uwikłać w emocje twoich dzieci tak mocno, że
zwiększasz ich cierpienie? Inaczej mówiąc, czy współeskalujesz
zamiast współregulować?
7. Zastanów się przez chwilę nad każdym ze swoich dzieci
z osobna. Stwórz mentalny obraz każdego dziecka w chwili
zdenerwowania. Znasz je na tyle dobrze, że możesz domyślić
się najbardziej prawdopodobnej przyczyny. Być może masz
wyjątkowo wrażliwe dziecko, które łatwo ulega
przebodźcowaniu. A może starsze dziecko złości się na ciebie
z powodu wyznaczonych przez ciebie zasad związanych
z czasem spędzanym przed ekranem albo z porą chodzenia
spać. Niezależnie od tego, kim są twoje dzieci, pomyśl, co czują
i myślą, kiedy coś dzieje się nie po ich myśli. Jak masz ochotę
zareagować? Biorąc pod uwagę własne doświadczenia
z dzieciństwa, w jaki sposób możesz najskuteczniej dać swoim
dzieciom D-O-B-R-O? Czy chcesz im dać więcej obecności?
Pełnego zaangażowania? Więcej czułości, spokoju lub empatii?
Nawet jeśli twoi rodzice nie zapewnili ci odpowiedniego
ukojenia, ty możesz je dać swoim dzieciom. Jak chcesz to
osiągnąć następnym razem, kiedy będą cię potrzebować?

Obecność polega na tym, by być przy dzieciach nawet wtedy,


a może zwłaszcza wtedy, kiedy czują się najgorzej. Właśnie wtedy
potrzebują cię najbardziej. Poświęć zatem czas na refleksję, by
stworzyć bardziej spójną opowieść o własnym dzieciństwie. Możesz
nauczyć się nowych przydatnych strategii – zarówno wewnętrznych,
jak i interaktywnych – które pomogą ci ukoić twoje własne
cierpienie. Jeśli uświadomisz sobie, kim teraz jesteś, i na tej
podstawie stworzysz spójną opowieść o tym, jak ukształtowały cię
różne relacje, nauczysz się i nabierzesz pewności w życiu. Ponadto
jeśli poznasz nowe, przydatne techniki ukojenia wewnętrznego oraz
interaktywnego, zyskasz nie tylko jasność i świadomość, lecz także
spokój. Dzięki temu będziesz w stanie dawać swoim dzieciom D-O-
B-R-O, a one wyrosną na nastolatków i dorosłych, którzy będą
wiedzieć, jak to jest, kiedy ktoś się o nie troszczy i daje im ukojenie,
a także nauczą się otaczać taką opieką samych siebie i ukochane
osoby.
Rozdział 6

Jak połączyć wszystkie filary


i pomóc dzieciom poczuć się PEWNIE

Doszliśmy do ostatniego filaru i skoncentrujemy się na aspekcie, do


którego zmierzaliśmy przez całą książkę, czyli na ukształtowaniu
u dziecka poczucia wewnętrznej pewności (ang. security)6. Kiedy
dzieci czują się bezpieczne, dostrzeżone i ukojone, zaczynają czuć
się pewnie i nawiązują bezpieczną więź.
By zilustrować, o co dokładnie chodzi, opowiemy o konflikcie
pewnego ojca, Jamala, z dwunastoletnim synem, Clayem. Drużyna
skautów, do której należał Clay, wróciła z tygodniowego obozu
i planowała uczcić udany wyjazd wyjściem do kina. Chłopcy wybrali
film przeznaczony dla widzów powyżej siedemnastego roku życia,
a kiedy Jamal poczytał o nim w internecie, było dla niego jasne, że to
nie jest odpowiedni film dla jego dwunastoletniego syna. Paru
innych rodziców wyraziło pewne wątpliwości, kiedy Jamal zapytał
o ich decyzję, ale wszyscy ostatecznie odpowiedzieli mniej więcej
tak: „Ja też uważam, że to nie jest najlepszy pomysł, no ale skoro
wszyscy pozostali chłopcy idą…”. Jamal bardzo źle się czuł, mówiąc
Clayowi, że ominie go przyjemny wypad z kolegami, ale był
całkowicie pewny swojej decyzji. Clay nie mógł pójść na ten film.
Naturalnie Clay był wściekły. Swój szok wyraził najpierw wejściem
w czerwoną strefę chaosu: „Mówisz poważnie? Ale wszyscy idą!”.
Potem zaczął atakować ojca i krzyczał: „Pamiętasz w ogóle, jak to
jest być dzieckiem? Tylko ja nie idę! Niewiarygodne, że chcesz,
żebym był wykluczony z grupy!”. Jamal próbował wytłumaczyć
synowi swoją decyzję, a nawet zaproponował mu, że weźmie go do
kina w tym samym czasie na inny film, żeby mógł spędzić z kolegami
czas przed seansem i po jego zakończeniu, ale co zupełnie
zrozumiałe, Clay nie był zainteresowany tym „głupim”
rozwiązaniem i ponownie zaatakował ojca: „W ogóle cię to nie
obchodzi i dlatego nawet nie próbujesz zrozumieć”. Następnie
odwrócił się do ojca plecami i poszedł do swojego pokoju i zakończył
tę rozmowę trzaśnięciem drzwiami.
Takie chwile są trudne. Nie chcemy, by nasze dzieci coś
przegapiły, ale czasem musimy powiedzieć im „nie”, by zapewnić im
pierwszy filar, czyli bezpieczeństwo. I choć Jamal wiedział, że podjął
słuszną decyzję – był pewien, że Clay nie jest gotowy na sceny i idee
przedstawione w tym filmie – i tak nie czuł się dobrze, wiedząc, że
jego syn będzie czuł się pozbawiony ważnego wspólnego przeżycia
z przyjaciółmi i że tak mocno gniewa się na swojego ojca.
Po kilku minutach Clay wyszedł z pokoju, najwyraźniej po to, żeby
jeszcze dołożyć ojcu. Na zmianę bronił swojego stanowiska
i krytykował ojca. Jamal trzymał się swojej decyzji – nie widział tu
żadnego pola manewru – ale skupił się na swoich priorytetach, czyli
ochronieniu syna w taki sposób, by ich relacja cały czas znajdowała
się na pierwszym planie. Nie dał się sprowokować i nie zaognił
sytuacji, uciekając się do takiej samej reaktywności, jaką wykazywał
jego syn – nawet kiedy dyskusja stała się nieco osobista i Clay
powiedział ojcu, że nie jest w stanie go zrozumieć, bo sam
w dzieciństwie nie miał żadnych kolegów.
Zachowanie spokoju w obliczu takiego ataku może być
herkulesowym wyczynem. Jak osiągnął to Jamal? Skupiając się na
czterech filarach. Przede wszystkim chciał dostrzec syna i zrozumieć,
skąd pochodzi jego złość. Gniew Claya był całkowicie uzasadniony
i Jamal mu o tym powiedział („Wiem, chłopie. Kiedy jest się
wykluczonym jako jedyna osoba, może być człowiekowi przykro,
a nawet wstyd”). Ponadto podszedł do sytuacji z ciekawością, a nie
reaktywnością, i współczuł Clayowi, nawet kiedy chłopiec przez
chwilę atakował ojca. Dzięki temu Jamal zapewnił synowi kojącą
obecność. Nie zniżył się do tego poziomu retoryki, który stosował
syn, i nie zrewanżował się słowami: „To ja jestem ojcem i nie
pytałem o twoją opinię. To nie jest demokracja!”. Nie zakończył też
dyskusji tradycyjną groźbą: „Uważaj, młody człowieku. Jeśli dalej
będziesz tak się zachowywać, to jeszcze długo nie spotkasz się
z kolegami”. Takie riposty są niezwykle kuszące dla rodziców,
ponieważ zaczynamy czuć się atakowani i reaktywni, ale gdyby
Jamal poszedł w tym kierunku, Clay z całą pewnością nie poczułby
się ukojony i uspokojony. Jego układ nerwowy pozostałby w stanie
pobudzenia, czego konsekwencje odbiłyby się na relacji między
synem a ojcem. Wszyscy źle by na tym wyszli.
Natomiast Jamal przez całą tę sytuację zachowywał się jak osoba
dorosła – dojrzała, wyregulowana osoba dorosła – i pozwolił Clayowi
na wyrażenie siebie. Skupił się na tym, by zapewnić synowi D-O-B-
R-O (obecność, zaangażowanie, czułość, spokój i empatię), mówiąc
„Wiem, że jesteś rozczarowany” i „Nie dziwię się, że jesteś wściekły”.

NAWET W CHWILI ZŁOŚCI I URAZY CLAY UCZYŁ SIĘ OD OJCA, JAK ZACHOWUJE
SIĘ RODZIC DAJĄCY DZIECKU BEZPIECZNĄ WIĘŹ: ZAPEWNIA
BEZPIECZEŃSTWO, NAWET JEŚLI TO NIE PODOBA SIĘ DZIECKU, DOSTRZEGA
DZIECKO I GO SŁUCHA, KIEDY WYRAŻA ONO SWOJĄ AGRESJĘ (CZASEM
WYZNACZAJĄC GRANICE DOTYCZĄCE KOMUNIKACJI PEŁNEJ SZACUNKU),
A TAKŻE STARA SIĘ JE UKOIĆ I DAĆ MU D-O-B-R-O, KIEDY JEST
ZDENERWOWANE.

Wcześniej przez lata uczył Claya na temat granic. Wiedział, że jego


syn chwilowo nie okazuje szacunku i atakuje go z powodu
reaktywności, choć zwykle nie odzywa się do niego w ten sposób.
Dając Clayowi D-O-B-R-O oraz czas na poradzenie sobie z silnymi
emocjami, ukoił go i umożliwił mu powrót do zielonej strefy.
Co robił Jamal dla syna w trakcie całej tej interakcji, poczynając od
decyzji, by zabronić mu obejrzenia filmu, aż do momentu, kiedy
chłopiec ochłonął po swoim wybuchu? Zapewniał mu pierwsze trzy
filary. Clay był bezpieczny, dostrzeżony, a w końcu również ukojony.
Dając synowi pierwsze trzy filary, Jamal zapewnił mu również
czwarty filar, czyli poczucie wewnętrznej pewności. Nawet w chwili
złości i urazy Clay uczył się od ojca, jak zachowuje się rodzic dający
dziecku bezpieczną więź: zapewnia bezpieczeństwo, nawet jeśli to
nie podoba się dziecku, dostrzega dziecko i go słucha, kiedy wyraża
ono swoją agresję (czasem wyznaczając granice dotyczące
komunikacji pełnej szacunku), a także stara się je ukoić i dać mu D-
O-B-R-O, kiedy jest zdenerwowane.
Kiedy Clay się uspokoił, mógł zinternalizować te lekcje i dodać je
do wszystkich pozostałych chwil, w których Jamal pokazał mu, co to
znaczy kogoś kochać i być przy nim obecnym. W rezultacie Clay
w dalszym ciągu rozwijał bezpieczną więź z ojcem, a także siłę
i odporność psychiczną pozwalającą mu iść przez życie z poczuciem
wewnętrznej mocy i zrozumienia siły relacji międzyludzkich.
Jednym ze wspaniałych aspektów takiej dynamiki – dającej
dzieciom bezpieczną więź – jest fakt, że z czasem są one od nas
coraz mniej zależne pod tym względem. Relacje zawsze będą
ważne – nawet osoby z bezpiecznym stylem przywiązania polegają
na innych i odnajdują sens w kontakcie z nimi – ale w miarę
dorastania poczucie wewnętrznej pewności i bezpieczny styl
przywiązania sprawiają, że dziecko coraz mniej potrzebuje dostawać
cztery filary od kogoś innego. Poczucie wewnętrznej pewności stanie
się ogólnym modelem mentalnym ich tożsamości i wtedy będą miały
wewnętrzne zasoby, by dbać o swoje bezpieczeństwo, by dostrzegać
siebie i swoją wartość, by dawać sobie ukojenie, kiedy coś pójdzie nie
tak.
Inaczej mówiąc, jeśli dziecko czuje się bezpieczne, dostrzeżone
i ukojone w dość przewidywalny i stabilny sposób (a kiedy rodzicowi
zdarzy się zawieść dziecko, podejmuje kroki w kierunku naprawy
relacji), w jego umyśle wykształca się roboczy wewnętrzny model
poczucia pewności. Model ten funkcjonuje na wielu płaszczyznach
naszego umysłu. Bezpośrednio wpływa na to, jak postrzegamy siebie
samych w świecie, jak uczymy się regulować własny stan
emocjonalny i jak wchodzimy w interakcje z innymi ludźmi. Pod
wieloma względami nasz roboczy wewnętrzny model przywiązania
kształtuje nasze relacje, które z kolei przyczyniają się do
kształtowania nas samych. W związku z tym dziecko rozwija w sobie
schemat – uogólnienie na podstawie powtarzających się
doświadczeń – który mówi: „Moje życie wewnętrzne jest godne
dostrzeżenia”. Nie chodzi tu o roszczeniowość, tylko o wewnętrzne
poczucie wartości, mówiące: „Mój wewnętrzny świat – moje uczucia,
myśli, marzenia, pragnienia, znaczenia, jakie nadaję różnym
rzeczom, a także moja historia – to wszystko jest dobre i warte
podzielenia się z innymi osobami”. Na tym polega poczucie
wewnętrznej pewności. Właśnie taki roboczy wewnętrzny model
kształtował Jamal u swojego syna w chwilach takich jak opisana
powyżej.
Przyjrzyjmy się kolejnemu przykładowi. Od czasu do czasu
spotykamy się z sytuacją, w której dziecko wykazuje trudne za-
chowania – nie tylko wtedy, kiedy jest zdenerwowane, lecz również
w ramach testowania granic. Może to być trzylatka, która wciąż bije
młodszego brata, ale nie w trakcie wybuchu emocjonalnego, tylko
najwyraźniej ot tak po prostu. Czasem rodzice pytają nas, jak
reagować w takiej sytuacji. Mówimy im, że oczywiście każde dziecko
jest inne i choć nie ma jednego podejścia, które pasuje do każdego,
niemal zawsze należy zastosować cztery filary.
Jeśli jesteś rodzicem w takiej sytuacji, możesz zapewnić
bezpieczeństwo zarówno maluszkowi, jak i jego starszej siostrze.
Możesz też podjąć prawdziwy wysiłek, by dostrzec swoją trzyletnią
córkę. Może się wydawać, że działa ona na oślep i że nie
zdenerwowało jej nic konkretnego. Ale kiedy przyjrzysz się lepiej,
„podążając za dlaczego”, i podejdziesz do sytuacji z ciekawością,
prawdopodobnie odkryjesz, że próbowała zwrócić na siebie twoją
uwagę, zapewne dlatego, że tak dużo uwagi wymagał młodszy
braciszek. A kiedy zauważysz, czego potrzebuje – twojej uwagi lub
czegoś innego – możesz zareagować zgodnie z tym, co
zaobserwujesz, stawiając mimo wszystko wyraźne granice.
Natomiast na koniec ukoisz swoją malutką córeczkę. Może
powiesz jej: „Wszyscy w naszej rodzinie będą bezpieczni. Nie
zgadzam się, żebyś robiła krzywdę bratu, więc pomogę ci się
uspokoić. Możemy pójść do twojego specjalnego spokojnego miejsca
albo mogę przytulić cię tutaj”.
W ten sposób pomożesz jej zrozumieć, że nawet kiedy odczuwa
silne emocje albo ma potrzebę testowania granic i nie zachowuje się
jak należy, wciąż może być pewna twojej miłości. Ukoisz szalejące
w niej uczucia, które popychały ją do uderzania brata, i dzięki temu
zadbasz o bezpieczeństwo obojga dzieci. A twoja córeczka nauczy
się, że systematycznie zapewniasz jej obecność, dostrzegając jej
potrzeby i reagując na nie w odpowiednim momencie
w przewidywalny i wrażliwy sposób. Dzięki temu wykształci
poczucie wewnętrznej pewności, które będzie jej dobrze służyło
przez całe życie.
Mówiąc prościej, dzieci z bezpieczną więzią – czyli te, które miały
szczęście wyrobić sobie bezpieczny wewnętrzny roboczy model
przywiązania – nabywają cech i umiejętności, które pozwalają im żyć
szczęśliwiej i odnosić więcej sukcesów. Korzyści, jakie w ten sposób
zyskują, są wprost oszołamiające.
Dzieci z bezpieczną więzią niosą te cechy ze sobą przez całe życie,
nawet kiedy nie ma przy nich rodziców ani innych figur
przywiązania. Z punktu widzenia neuroplastyczności powtarzające
się doświadczenia dające poczucie wewnętrznej pewności zmieniają
mózg i umożliwiają dzieciom wykształcenie wewnętrznych
i interpersonalnych umiejętności i cech, dzięki którym odnajdują
w życiu więcej radości, sensu i znaczenia. Daje im to bezpieczny
roboczy model przywiązania.

Korzyści płynące z poczucia wewnętrznej pewności:

* świadomość znaczenia relacji międzyludzkich


* niezależność i obiektywność, nawet w kontaktach z innymi
* odporność psychiczna w obliczu stresu
* regulacja emocji i ciała
* możliwość swobodnej refleksji nad przeszłością i integrowania jej
z teraźniejszością w celu przygotowywania elastycznych planów na
przyszłość
* umiejętność dostrajania się do innych w komunikacji
* elastyczność i łatwość przystosowania się
* empatia
* wgląd osobisty i zdolność do wykształcenia bogatego życia
wewnętrznego

Kiedy dzieci nie mają bezpiecznej więzi z figurą przywiązania,


zazwyczaj sytuacja wygląda odwrotnie. Często mają mniejszą
zdolność do budowania relacji, odporność psychiczną, umiejętność
przystosowania się, samodzielność. Przypomnij sobie opisy różnych
rodzajów więzi lękowej. Czasem dziecko wykształca unikający styl
przywiązania i uczy się ignorować własne emocje oraz unika
komunikowania swoich potrzeb. Oczywiście znacznie utrudnia mu
to nawiązywanie relacji i zmniejsza jego wgląd, w związku z czym
jest mniej świadome swojego świata wewnętrznego i mniej skłonne
prosić o pomoc, kiedy jej potrzebuje. Również dziecko
z ambiwalentnym wzorcem przywiązania, które czuje, że nie może
liczyć na to, że inni ludzie zachowają się w przewidywalny sposób,
może nie mieć niektórych cech z powyższej listy. Może wykazywać
problemy z wyciszaniem swoich emocji albo nie umieć bądź nie
chcieć dzielić się nimi z innymi ze strachu, że nie będzie mogło
liczyć na ich obecność. Natomiast dzieciom ze zdezorganizowanym
wzorcem przywiązania prawdopodobnie najtrudniej będzie cieszyć
się korzyściami związanymi z bezpieczną więzią. Jeśli na podstawie
interakcji z opiekunem nabrały przekonania, że ludzie są
zagrożeniem i nie można na nich polegać, ta perspektywa może
odcisnąć piętno na całym ich życiu i wówczas nie będą mogły
doświadczyć licznych pozytywnych aspektów bezpiecznej więzi.
Natomiast poczucie wewnętrznej pewności daje poczucie
wewnętrznej mocy. Dziecko z bezpieczną więzią wierzy, że jest
w stanie zadbać o swoje bezpieczeństwo i że zasługuje na ochronę.
Jest całkowicie przekonane, że bezpieczeństwo jest nieodłączną
częścią jego życia. Potrafi też dostrzegać siebie i samo dawać sobie
ukojenie. Wie, że jeśli doświadcza cierpienia, ma umiejętności, które
pozwolą mu ustalić, co się dzieje w jego wnętrzu, a potem uspokoić
się i wyregulować swoje życie wewnętrzne.

DZIĘKI JEDNEJ OSOBIE, KTÓRA BYŁA PRZY NIM OBECNA W REGULARNY


SPOSÓB, BĘDZIE ŻYĆ I PODEJMOWAĆ DECYZJE Z TAK ZWANĄ BEZPIECZNĄ
BAZĄ, KTÓRA BĘDZIE MU DAWAĆ POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA I ODWAGĘ.
Kiedy dorośnie, wciąż będzie mieć to w sobie i będzie wchodzić
w interakcje ze światem z wewnętrznym poczuciem dobrostanu,
spójności i odporności psychicznej. Będzie czuło, że zasługuje na
relacje z innymi i potrafi je nawiązywać, a także będzie rozumiało
różne siły działające w jego wnętrzu. Dzięki jednej osobie, która była
przy nim obecna w regularny sposób, będzie żyć i podejmować
decyzje z tak zwaną bezpieczną bazą, która będzie mu dawać
poczucie bezpieczeństwa i odwagę.

Bezpieczna baza – bezpieczna przystań i platforma


startowa
To zrozumiałe, że dzieciom, które mają przynajmniej jednego
opiekuna, który regularnie i stabilnie (nawet jeśli nieidealnie)
zaspokaja ich potrzeby i zwraca uwagę na ich świat wewnętrzny,
łatwiej jest rozwinąć bezpieczną bazę, z której mogą wyruszać
w nieznane i odkrywać otaczający je świat. To jest cel, do którego
dążymy. Kiedy dzieci czują, że nie mogą liczyć na to, że będą
bezpieczne, dostrzeżone i ukojone, sytuacja wygląda odwrotnie. Nie
mają poczucia wewnętrznej pewności. Dzieci, którym opiekunowie
nie zapewniają czterech filarów, często mają trudności z bliskimi
relacjami, logicznym myśleniem w stresujących sytuacjach lub
z próbowaniem nowych rzeczy i wychodzeniem ze swojej strefy
komfortu. Właśnie dlatego tak ważne jest, byśmy pomogli dzieciom
wytworzyć bezpieczny styl przywiązania.
Pomyśl o nieśmiałym maluszku, który po raz pierwszy przyszedł
na nowy plac zabaw. Jeśli ma bezpieczny model przywiązania i ojciec
postawi go na ławce przy drabinkach, może złapać ojca za nogę.
Potem może zrobić kilka kroków w kierunku konstrukcji, aż
przebiegnie koło niego starsze dziecko i go przestraszy. W tym
momencie popędzi z powrotem do taty, potem znowu odważy się od
niego oddalić i tym razem podejdzie bliżej do zjeżdżalni. Kiedy
uświadomi sobie, jak daleko odszedł od ojca, może znowu do niego
wrócić – do swojej bezpiecznej bazy. Potem może spróbować po raz
kolejny i tym razem faktycznie dojdzie do wybranej drabinki. Te
postępujące wyprawy w nieznane stanowią dla dziecka wyzwanie,
a jednocześnie dodają mu siły. Chłopczyk chce zmierzyć się ze
swoim strachem i oddalić od ojca właśnie dlatego, że wierzy w to, że
ojciec będzie na niego czekał. Liczy na to, że będzie miał bezpieczną
bazę, kiedy tylko będzie jej potrzebował, więc czuje się komfortowo,
podejmując coraz większe ryzyko. Dzięki bezpiecznej bazie ma
odwagę mierzyć się z coraz większymi wyzwaniami.

DZIECI, KTÓRYM OPIEKUNOWIE NIE ZAPEWNIAJĄ CZTERECH FILARÓW,


CZĘSTO MAJĄ TRUDNOŚCI Z BLISKIMI RELACJAMI, LOGICZNYM MYŚLENIEM
W STRESUJĄCYCH SYTUACJACH LUB Z PRÓBOWANIEM NOWYCH RZECZY
I WYCHODZENIEM ZE SWOJEJ STREFY KOMFORTU.

Kiedy dziecko uczy się na podstawie tych powtarzalnych


i stabilnych doświadczeń związanych z kontaktem, jego mózg
zmienia swoją strukturę i rośnie w sposób bardziej zintegrowany,
dzięki czemu umożliwia skuteczniejszą regulację. Pewna liczba
zewnętrznych interakcji z ojcem staje się teraz siecią wewnętrznych
połączeń w jego mózgu. Następnie, kiedy dziecko staje przed jakimś
wyzwaniem, ten uwewnętrzniony bezpieczny model jest dla niego
źródłem odporności psychicznej. Dziecko może z otwartością
stawiać czoła trudnościom, a kiedy jest mu ciężko i dzieje się coś nie
po jego myśli, może się podnieść i spróbować jeszcze raz. Tak działa
odporny psychicznie umysł dziecka z bezpieczną więzią.
Proces ten dobrze wyjaśnia Circle of Security International (COS),
organizacja, która pomogła już wielu rodzinom na świecie poprzez
edukowanie rodziców, jak więź i regularna obecność rodzica
powiększa krąg bezpieczeństwa (ang. circle of security) dziecka.
W książce wydanej przez COS pt. The Circle of Security Intervention
jest mowa o tym, że krąg bezpieczeństwa dziecka poszerza się, kiedy
jego rodzic daje mu dwie podstawowe „przestrzenie”: platformę
startową i bezpieczną przystań. Aby wesprzeć dziecko
w eksplorowaniu otoczenia, zapewniamy mu krąg bezpieczeństwa,
czyli platformę startową, z której może wyruszyć, a jednocześnie
bezpieczną przystań, gdzie może wrócić w razie trudności.
Troszczymy się o dzieci jako bezpieczna przystań, a wspieramy je
i ośmielamy jako platforma startowa.
W miarę jak dziecko z bezpieczną bazą będzie rosło, ten proces
będzie powtarzał się w różnych aspektach jego życia. Pierwszego
dnia w przedszkolu może być przerażone i może potrzebować pobyć
trochę z ojcem, zanim dołączy do pozostałych dzieci bawiących się
na dywanie. Jednak następnego dnia wystarczy mu, jak ojciec
zostanie z nim krócej. Z każdym dniem będzie czuło się pewniej,
rozstając się z ojcem coraz szybciej, ponieważ nauczyło się na
podstawie powtarzających się doświadczeń ze swoich wczesnych lat,
że ojciec wciąż będzie przy nim obecny. Z każdą wyprawą
w nieznane w miarę dorastania – kiedy będzie się uczyło jeździć na
rowerze, zapisze się do drużyny sportowej, będzie grało na
fortepianie podczas występu, wybierze się na obóz, aż w końcu
wyjedzie na studia – to dziecko o skrytym temperamencie nabędzie
pewności siebie, odporności psychicznej i wiary w to, że jest w stanie
stawić czoła trudnym i strasznym przeszkodom. Jego krąg
bezpieczeństwa będzie wciąż się wzmacniać. Będzie wiedziało, że
zawsze może wrócić do domu. I będzie wracało. Ma dwa elementy
bezpiecznej bazy – bezpieczną przystań, na której zawsze może
polegać, oraz wspierającą platformę startową.
ABY WESPRZEĆ DZIECKO W EKSPLOROWANIU OTOCZENIA, ZAPEWNIAMY MU
KRĄG BEZPIECZEŃSTWA, CZYLI PLATFORMĘ STARTOWĄ, Z KTÓREJ MOŻE
WYRUSZYĆ, A JEDNOCZEŚNIE BEZPIECZNĄ PRZYSTAŃ, GDZIE MOŻE WRÓCIĆ
W RAZIE TRUDNOŚCI.

Bezpieczna baza jest źródłem siły, a nie


roszczeniowości
Nie martw się. Dawanie dzieciom bezwarunkowego wsparcia
emocjonalnego nie sprawi, że będą miękkie, rozpieszczone ani słabe.
Nie spowoduje też u nich postawy roszczeniowej. Rodzice pytają nas
o to od czasu do czasu i stwierdzają: „Na świecie nie jest łatwo.
Muszę je zahartować. Nie chcę ich rozpieścić”.
Rozumiemy strach kryjący się za tym zmartwieniem, ale możemy
cię uspokoić. Dzieci, których potrzeby emocjonalne są szybko,
wrażliwie i regularnie zaspokajane, nie załamią się, kiedy nie będą
miały kogoś przy sobie przez cały czas. Jeśli czasem pozwolisz
przestraszonemu pięciolatkowi spać w twoim łóżku, nie oznacza to,
że będzie tego potrzebował przez całe życie.

NIE, DAWANIE DZIECIOM BEZWARUNKOWEGO WSPARCIA EMOCJONALNEGO


NIE SPRAWI, ŻE BĘDĄ MIĘKKIE, ROZPIESZCZONE ANI SŁABE. BĘDĄ ODWAŻNIEJ
EKSPLOROWAĆ OTOCZENIE I BARDZIEJ ODDALĄ SIĘ OD RODZICA NIŻ DZIECI,
KTÓRE NIE DOŚWIADCZYŁY TAKIEJ UWAGI I TROSKI.

Prawdę mówiąc, z badań wynika, że jest wręcz odwrotnie. Dzieci,


które wierzą w to, że opiekunowie będą przy nich obecni, kiedy
pojawi się taka potrzeba, stają się niezależne i odporne psychicznie,
dzięki czemu są na tyle pewne siebie, że są w stanie wychodzić ze
swojej strefy komfortu. Odważniej eksplorują otoczenie i bardziej
oddalają się od rodzica niż dzieci, które nie doświadczyły takiej
uwagi i troski.
Tak, może się zdarzyć, że z jakiegoś powodu postanowisz nie
wpuścić dzieci do swojego łóżka. Ale nie podejmuj takiej decyzji ze
strachu, że zaspokajając potrzeby emocjonalne dzieci, możesz
wyrządzić im krzywdę. Rozpieszczanie dziecka to zgadzanie się na
każdą jego zachciankę albo kupowanie każdej rzeczy, jakiej
zapragnie. Ale zwracanie uwagi na jego potrzeby emocjonalne? To
nie jest rozpieszczanie, lecz dostrajanie się i nawiązywanie
kontaktu. Właśnie dzięki temu dziecko czuje się na tyle bezpiecznie,
że jest w stanie samo wyruszyć w świat i go poznawać. Nie jest
roszczeniowe ani słabe. Jest odporne psychicznie. Z badań wynika,
że jeśli dziecko czuje się wystarczająco bezpiecznie, stanie się
niezależne, kiedy będzie gotowe pod względem rozwojowym,
natomiast wywieranie na nim presji sprawia, że doświadcza
przeciwieństwa poczucia bezpieczeństwa, co może wywołać skutek
przeciwny do zamierzonego, mianowicie większą zależność dziecka.

Z BADAŃ WYNIKA, ŻE JEŚLI DZIECKO CZUJE SIĘ WYSTARCZAJĄCO


BEZPIECZNIE, STANIE SIĘ NIEZALEŻNE, KIEDY BĘDZIE GOTOWE POD
WZGLĘDEM ROZWOJOWYM, NATOMIAST WYWIERANIE NA NIM PRESJI
SPRAWIA, ŻE DOŚWIADCZA PRZECIWIEŃSTWA POCZUCIA BEZPIECZEŃSTWA,
CO MOŻE WYWOŁAĆ SKUTEK PRZECIWNY DO ZAMIERZONEGO, MIANOWICIE
WIĘKSZĄ ZALEŻNOŚĆ DZIECKA.

Kiedy mówimy o znaczeniu regularnego zaspokajania potrzeb


emocjonalnych dziecka, słyszymy często podobne zastrzeżenia
związane z zyskaniem sobie jego szacunku. Często zdarza się, że
matka mówi nam, że jej mąż nie zgadza się na strategię
nawiązywania kontaktu przed poruszeniem kwestii zachowania
i stwierdza na przykład: „Nigdy nie będą cię szanować, jeśli
pozwolisz im wejść sobie na głowę. Czasem trzeba być surowym.
Czasem trzeba nawet krzyknąć”. I ona obawia się, że on ma rację.
Zgadzamy się z tym ojcem, że rodzice nie powinni pozwolić, by
dzieci „weszły im na głowę”. To naprawdę ważne, by rodzice byli
autorytetami w tej relacji – pisaliśmy o tym wielokrotnie w tej
książce. Ale na podstawie badań naukowych i doświadczenia
uważamy, że rodzice są w stanie utrzymać autorytet, stawiając
relację na pierwszym miejscu i zachowując samokontrolę.

NA PODSTAWIE BADAŃ NAUKOWYCH I DOŚWIADCZENIA UWAŻAMY, ŻE


RODZICE SĄ W STANIE UTRZYMAĆ AUTORYTET, STAWIAJĄC RELACJĘ NA
PIERWSZYM MIEJSCU I ZACHOWUJĄC SAMOKONTROLĘ.

Kiedy rodzice są reaktywni, krzyczą, rozkazują i wymagają, tracąc


nad sobą kontrolę – jak mogą zyskać szacunek dziecka? Mają na to
dużo większą szansę, jeśli trzymają swoje emocje na wodzy, są
życzliwi, wyważeni, spokojni i bezstronni. To siła, a nie słabość.
Wyobraźmy sobie trenera Ligi Młodzieżowej, który zawsze jest
opanowany przy zawodnikach. Oraz takiego, który wciąż wychodzi
z siebie i bez przerwy wrzeszczy na dzieci oraz sędziów. Ten drugi
może wywoływać w swojej drużynie strach, może nawet
zaprowadzać w ten sposób porządek, choć ma to swoją cenę. Ale czy
zdobędzie szacunek? To mniej prawdopodobne. Jeśli ci dwaj trenerzy
są na tym samym poziomie pod innymi względami, dzieci będą
szanować (a nawet lubić) tego, który potrafi być silny i mądry,
ponieważ wie, kim jest i jak chce wchodzić w interakcje z dziećmi
i innymi dorosłymi, oraz utrzymuje silne relacje.
Ponadto, jeśli z reguły reagujesz krzykiem, kiedy twoje dzieci
zrobią coś, co ci się nie podoba – zwłaszcza jeśli zupełnie tracisz nad
sobą kontrolę – może to wpłynąć na waszą relację. Być może na
krótką metę osiągniesz posłuszeństwo i zmniejszysz liczbę
„problemów z zachowaniem”. Ale tak jak w przypadku tamtego
trenera – za jaką cenę? Zamiast uzyskać „szacunek” swoich dzieci,
możesz w ten sposób negatywnie wpłynąć na ich uczucia do ciebie,
a także zniechęcić je do dzielenia się z tobą swoimi przeżyciami.
Przy okazji chcielibyśmy ci przypomnieć, że nie twierdzimy, iż
wyrządzasz dzieciom nieodwracalną krzywdę, jeśli od czasu do czasu
podniesiesz głos. Wyrażanie emocji jest w porządku, a czasem
odbywa się to głośno i intensywnie. Chodzi nam po prostu o to, że
autorytet nie jest nierozerwalnie związany z siłą czy surowością.
Możesz wzbudzać szacunek dzieci i być w swoim domu autorytetem,
nawet jeśli nigdy nie podnosisz głosu. I jak zawsze, pamiętaj, że
kiedy wyjdziesz z siebie lub zachowasz się w sposób, który nie był
twoim zdaniem dobry dla ciebie lub twojego dziecka, to ważne, by
jak najszybciej przeprosić i naprawić naruszoną relację.
Podsumowując, na pewno czasem powinniśmy pozwalać dzieciom
zmierzyć się z trudnościami i przezwyciężyć przeszkody, choć nie
jest to łatwe. Musimy stawiać im granice i mówić „nie”, by
wykształciły siłę i odporność psychiczną. Ale musimy uważnie
obserwować, ile są w stanie unieść i zawsze – tak, zawsze – dawać im
wsparcie emocjonalne. Jeśli zawiedziemy, zawsze możemy naprawić
relację szczerymi przeprosinami. Z takich naruszeń możemy się
uczyć i budować dzięki nim silniejszą relację z dziećmi. W ten
sposób damy im przykład, jak być człowiekiem i nawiązywać kontakt
z innymi. Dzięki temu zapewnimy im zarówno bezpieczną przystań,
jak i platformę startową, na które będą mogły liczyć, rozwijając siłę
i niezależność, które umożliwią im życie pełne sensu i znaczenia.

Pozytywny, znośny i toksyczny stres


Kiedy zastanawiamy się, jak pomóc naszym dzieciom poczuć się
pewnie, kiedy mierzą się z trudnościami, jednym z czynników, które
warto wziąć pod uwagę, jest rodzaj stresu, z jakim wiąże się dana
sytuacja. Czy wiesz, że nie zawsze stres jest szkodliwy? Tak
naprawdę naukowcy mówią o zjawisku zwanym stresem pozytywnym,
którego doświadczamy, kiedy czujemy presję, która nas motywuje,
ale nie przytłacza. Dzięki niemu możemy pilnie uczyć się do
sprawdzianu, pracować wydajniej lub dobrze się spisywać
w stresujących sytuacjach. Pozytywny stres może nas mobilizować,
a nawet dodawać nam energii, byśmy mogli wykonać zadania,
z którymi być może nie poradzilibyśmy sobie bez niego.
Trudniejszy jest tak zwany stres znośny, czyli presja, którą
jesteśmy w stanie wytrzymać, choć sama w sobie nie jest dla nas
korzystna. Czasem może być pozytywna i przydatna, a czasem
negatywna i szkodliwa – w zależności od kontekstu. Przykładowo
opuszczenie bezpiecznej bazy zapewnianej przez rodzica może być
stresujące dla dziecka. Przypomnij sobie maluszka z niepokojem
przemierzającego nieznany plac zabaw. Kiedy ojciec daje mu
bezpieczną przystań, do której zawsze może wrócić, stres pozostaje
na znośnym poziomie. Może wręcz mieć pozytywny wpływ,
ponieważ chłopczyk pokonał nie tylko odległość pomiędzy jego
ojcem a zjeżdżalnią, lecz również swój własny strach. Z naszego
punktu widzenia doświadczył niewielkiego stresu, choć dla niego był
zapewne całkiem spory, i wyszedł z tej sytuacji cało. Stres podziałał
tu na jego korzyść.
Zauważ jednak, że chłopczyk był w stanie znieść ten stres dzięki
wsparciu innej osoby. Tak naprawdę jest to kluczowa kwestia, jeśli
chodzi o znośny stres – to, czy ma on korzystny czy szkodliwy
wpływ, zależy w znacznym stopniu od tego, czy otrzymamy
wsparcie, a także jak długo będziemy musieli znosić presję.
Jeśli ktoś musi zmierzyć się z problemem, który go przerasta, albo
wytrzymać presję samemu, lub zbyt długo, ma do czynienia z tak
zwanym toksycznym stresem, który może być dla niego szkodliwy.
Może on znacznie odbić się na rozwoju, przebiegu i jakości życia,
a nawet na zdrowiu fizycznym i oczekiwanej długości życia. Właśnie
taki stres wywołują negatywne doświadczenia z dzieciństwa (ACE),
o których wspominaliśmy wcześniej. Toksyczny stres grozi urazem
psychicznym o długotrwałych konsekwencjach, zwłaszcza
w przypadku dziecka.
Tu również jednym z najważniejszych czynników decydujących
o tym, czy dana sytuacja będzie źródłem stresu pozytywnego,
znośnego czy toksycznego, jest to, czy osoba doświadczająca stresu
otrzymuje wystarczające wsparcie. W przypadku braku bezpiecznej
więzi stresor, który mógłby być stosunkowo łatwy do wytrzymania,
może stać się toksyczny, jeśli dziecko musi stawić czoła problemowi
samo lub nie wykształciło sobie bezpiecznego roboczego modelu
dającego wewnętrzną odporność psychiczną. Natomiast niektóre
stresory, które mogłyby być szkodliwe dla kogoś z lękowym stylem
przywiązania, dla osoby z bezpieczną więzią mogą okazać się nie
tylko znośne, a wręcz pozytywne, np. mogą korzystnie wpłynąć na
odporność psychiczną. Przypomnij sobie metaforę zbocza
z pierwszego rozdziału, gdzie mówiliśmy o dziecku wjeżdżającym
rowerem na szczyt wzgórza. Im więcej poczucia wewnętrznej
pewności zapewnimy naszym dzieciom, tym większa szansa na to, że
trudności będą dla nich źródłem znośnego lub pozytywnego stresu,
a nie stresu toksycznego.
Zgoda, czasem zetkniemy się w życiu z toksycznym stresem.
Nawet dzieci z bezpieczną więzią, których rodzice są przy nich
regularnie obecni, czasem będą zmuszone poradzić sobie z sytuacją,
z jaką żadne dziecko nigdy nie powinno mieć do czynienia.
Bezpieczna baza nie uchroni ich przed wszystkimi przykrościami
w życiu – nie gwarantuje ona życia bez żadnych problemów. Ale
cztery filary mogą posłużyć jako bufor ochronny. Mogą pomóc
dziecku przekuć trudność w odporność psychiczną i rozwój. Brak
poczucia bezpieczeństwa wywołuje toksyczny stres,
a bezpieczeństwo sprawia, że problemy da się znieść. Tak samo
może działać poczucie, że ktoś nas dostrzega. Natomiast poczucie
ukojenia może złagodzić fizjologiczne konsekwencje nadmiernego
pobudzenia układu nerwowego, a także chaos, który mógłby nas
całkowicie ogarnąć. Ukojenie pomaga w regulacji i dzięki temu stres
pozostaje na poziomie, który można wytrzymać. Inaczej mówiąc,
cztery reakcje stresowe (walka, ucieczka, zastygnięcie, omdlenie) nie
występują aż tak często dzięki obecności czterech filarów, które
spełniają swoją rolę. Właśnie na tym polega odporność psychiczna
u osoby z bezpieczną więzią.

Co możesz zrobić: strategie wspierania bezpiecznej


bazy u twojego dziecka
Strategia nr 1 wspierająca bezpieczną bazę: zwiększaj kapitał
zaufania w relacji
Kiedy jesteśmy obecni przy swoich dzieciach, budujemy zaufanie. Za
każdym razem, kiedy nas potrzebują i jesteśmy przy nich, zaufanie
w naszej relacji rośnie. To tak jak z lokatą bankową. Można zatem
powiedzieć, że zwiększamy kapitał zaufania.
Możesz budować zaufanie od chwili narodzin twojego dziecka,
jeśli będziesz zaspokajać jego potrzeby. Niemowlę potrzebuje cię, by
czuć, że jest bezpieczne, dostrzeżone, ukojone i pewne. Jeśli
reagujesz szybko, wrażliwie i przewidywalnie, zaspokajasz jego
potrzeby i nosisz je na rękach, dajesz mu najlepszy dar, jeśli chodzi
o rozwój jego mózgu, a także jego zaufania i wiary w to, że ktoś się
nim zaopiekuje.

Kiedyś ludzie wierzyli, że od nadmiernego noszenia na rękach


dzieci stają się rozpieszczone. Niektórzy eksperci nauczali nawet, że
dzieci są zdolne do manipulowania swoimi rodzicami. Na szczęście
badania naukowe wykazały, że to nieprawda. Teraz wiemy, że
noworodki nie są w stanie nikim manipulować. W końcu jest to
bardzo skomplikowana umiejętność wymagająca przetwarzania
złożonych myśli przez korę przedczołową, a ta część mózgu rozwija
się powoli. Potrzeby niemowląt to potrzeby, a nie tylko zachcianki.
Nie rozpieszczamy dzieci, jeśli dajemy im to, czego potrzebują –
pocieszamy je, kiedy są smutne, karmimy, kiedy są głodne, nosimy,
kiedy chcą do nas na ręce, albo pomagamy im zasnąć, kiedy są
zmęczone. Zwracając uwagę na potrzeby twojego maleństwa i je
zaspokajając, nabierzesz wiary we własne instynkty i umiejętność
rozumienia, co dziecko chce ci przekazać. To prawda, czasem
dziecko może być bardziej „wymagające” (to bardziej przydatne
i trafniejsze określenie niż „trudne” czy „rozpieszczone”) i wówczas
może po prostu potrzebować więcej twojej pomocy, by poczuć się
spokojnie i bezpiecznie. Właśnie w ten sposób zaczynasz budować
bezpieczną bazę, która korzystnie wpłynie zarówno na ciebie, jak
i na twoje dorastające dziecko – dostrajając się, będąc obecnym
i będąc przy dziecku, kiedy tego potrzebuje.
Krótka uwaga do świeżo upieczonych rodziców: wszystko, co
napisaliśmy powyżej, nie zmienia faktu, że ty też masz swoje
potrzeby! Może ci pomóc, jeśli od czasu do czasu zajmie się twoim
dzieckiem ktoś inny, a ty w tym czasie się prześpisz, weźmiesz
prysznic albo zrobisz coś dla siebie. Koniecznie też wyjdź na godzinę
czy dwie i zjedz coś poza domem bez swojego maluszka – najlepiej
w ciągu pierwszych sześciu tygodni jego życia. To może zrobić
ogromną różnicę, ponieważ pomoże ci poczuć się znowu sobą
i przypomni ci, że ty też się liczysz. Pamiętaj, że w dawnych czasach
nie wychowywaliśmy dzieci zupełnie bez wsparcia i pomocy.
W historii ewolucji i w nie tak dalekiej przeszłości w wielu kulturach
świata rodzice dzielili obowiązek wychowania z kilkoma innymi
osobami. W literaturze zjawisko to opisywane jest jako
allorodzicielstwo. Współczesna kultura często nie sprzyja takiemu
sposobowi wychowywania dzieci w społeczności. Być może musisz
zatem poszukać zaufanych osób w swoim życiu – krewnych, bliskich
przyjaciół lub opiekunów mieszkających w twojej okolicy – i zrobić
sobie niezbędną przerwę. Zadbaj o siebie i uzupełnij swoją energię
oraz witalność. Najprawdopodobniej po przerwie z radością wrócisz
do domu i znowu chętnie zajmiesz się potrzebami swojego
maleństwa.
W miarę dorastania twojego dziecka będziesz mieć mnóstwo
(mogłoby się wydawać, że nieskończenie wiele) okazji do
powiększenia kapitału zaufania. W wieku dwóch lat prawdopodobnie
będzie cię potrzebowało, kiedy ktoś zabierze mu łopatkę albo rzuci
w nie piłką. Kiedy przyjdzie do ciebie całe we łzach, możesz
zareagować w sposób budujący zaufanie. W wyniku własnych
doświadczeń z dzieciństwa może cię korcić, by powiedzieć coś
lekceważącego, np.: „Nie płacz, nic ci się nie stało”. Jak już
wspominaliśmy, według niektórych szkół myślenia taka reakcja
wzmocni i uodporni dziecko („Kiedyś muszą się nauczyć!”).
Jednak z taką logiką jest kilka problemów. Jeden z nich związany
jest z odpowiednim czasem. Tak, w którymś momencie dzieci muszą
nauczyć się, że w życiu czasem doświadcza się bólu. Ale nauczą się
tego z samego doświadczenia, a w pierwszych trzech latach życia,
kiedy obwody regulacyjne w mózgu się rozwijają, dostrojenie rodzica
do ich przeżycia jest bardzo ważne, ponieważ pomaga dzieciom
nabyć umiejętności samodzielnej regulacji ich wewnętrznych
stanów. Poza tym czy muszą nauczyć się radzenia sobie z poważnymi
problemami już jako dwulatki – i to same? Czy nie można ich
wspierać jeszcze przez jakiś czas? Pomyśl ponadto o tym, jaki
dostają przekaz, kiedy cierpią, a rodzic mówi im, żeby a) nie
wyrażały emocji, bo b) tak naprawdę nie cierpią. To bardzo mocny
podwójny cios, kiedy ktoś każe dziecku ukrywać emocje,
a jednocześnie im nie ufać. Takie dziecko nie czuje, że „nic się nie
stało”, ale jeśli mówisz mu, że tak jest, to ma ono do wyboru: nie
ufać tobie albo własnemu doświadczeniu.
Nie chcemy jednak wyolbrzymiać w tej kwestii. Nie zrujnujesz
emocjonalności dziecka, jeśli powiesz mu „Nie płacz, nic się nie
stało”. Ale jeśli będzie ono słyszeć ten przekaz wielokrotnie,
doświadczając silnych emocji i potrzebując poczucia
bezpieczeństwa, może to mieć znaczny wpływ na to, jak będzie
postrzegać ciebie i swój wewnętrzny świat. Wystarczy jedynie lekka
zmiana słownictwa, byśmy podchodzili do doświadczeń dzieci
z szacunkiem i wpływali na ich postrzeganie świata w pozytywny
sposób. Mocny przekaz, który możesz dać dzieciom, kiedy są
zdenerwowane lub smutne, to: „Jesteś bezpieczny. Jestem tutaj. Nie
jesteś sam. Wszystko będzie dobrze”. Spróbuj powiedzieć to
następnym razem, kiedy twoje dziecko przybiegnie do ciebie
z płaczem, przestraszone albo zdenerwowane. Poczuj, jak jego ciałko
się rozluźnia, kiedy jego układ nerwowy zrozumie, że jesteś przy
nim, że nie musi czuć się zagrożone i może poczuć się bezpiecznie
i pewnie w twoich ramionach.
Kiedy twoje dziecko będzie starsze, będzie chodziło do szkoły,
a nawet kiedy wejdzie w wiek nastoletni, twoje reakcje na jego
doświadczenia wciąż będą kształtować jego styl przywiązania do
ciebie, a zatem również sposób postrzegania świata i relacji. Kiedy
zostanie odrzucone przez grupę, nie dostanie roli w przedstawieniu
lub przeżyje pierwsze rozstanie, możesz powiększyć kapitał zaufania
za każdym razem, kiedy będzie cię potrzebować, a ty będziesz przy
nim. Dotyczy to nie tylko jego indywidualnych doświadczeń
niezwiązanych z tobą, lecz również tego, co będzie się działo między
wami, kiedy dziecko nie będzie radziło sobie z rozczarowaniami
i frustracjami codziennego życia oraz z wyznaczonymi przez ciebie
granicami. Na przykład kiedy będzie kompletnie załamane, że nie
podasz mu na obiad paluszków rybnych, które tak mu smakowały
u cioci, albo kiedy zezłości się, że nadszedł czas, by wyłączyć
komputer, albo kiedy będzie krzyczeć, że jego brat jest „najbardziej
wkurzającym człowiekiem w historii świata!” – te wszystkie sytuacje
będą okazjami do budowania zaufania poprzez okazywanie
obecności i empatii z zachowaniem rodzinnych zasad i granic. Kiedy
reagujesz słowami: „To bardzo frustrujące, kiedy trzeba wyłączyć
komputer, a ty jesteś właśnie w środku poziomu. Wiem, że to trudne.
Ja też przeżywam frustrację, kiedy muszę przerwać coś, nad czym
pracuję”, powiększasz kapitał zaufania. Tak jak już wspominaliśmy,
nie musisz się poddawać. Wystarczy być obecnym. W ten sposób
wzmocnisz waszą relację.
Natomiast jeśli masz problem z obecnością, poziom zaufania
w waszej relacji będzie się obniżać. Pewna nasza znajoma, Lee Ann,
opowiedziała nam o tym, jak była na pierwszej licealnej imprezie
w wieku czternastu lat. Starsza koleżanka, która ją tam zawiozła
i miała potem odwieźć do domu, napiła się jednak alkoholu. Lee Ann
zadzwoniła do rodziców, żeby zapytać, co ma zrobić. Wiedziała, że
nie może pojechać z osobą pod wpływem alkoholu. Jednak rodzice
urządzali właśnie własne przyjęcie i kiedy Lee Ann poprosiła matkę
o radę, usłyszała: „Jest w stanie prowadzić? Jeśli nie wypiła za dużo,
to wszystko powinno być w porządku”. Lee Ann mówi teraz:
„Właśnie w tamtej chwili naprawdę dotarło do mnie to, co
wiedziałam chyba od zawsze. Że muszę sobie radzić sama. Że nie
mogę liczyć na to, że rodzice będą przy mnie, kiedy będę ich
potrzebować”.
Jak zapewne sobie wyobrażasz, to nie była jedyna sytuacja,
w której rodzice Lee Ann nie byli przy niej obecni. Jako osoba
dorosła Lee Ann osiąga sukcesy w wielu dziedzinach życia, ale miała
problemy w małżeństwie i musi teraz przechodzić przez bolesny (ale
niezbędny) proces budowania bezpiecznej więzi, której nigdy nie
otrzymała od rodziców. Zamiast budować bezpieczną bazę jako
dziecko, z pomocą rodziców dających poczucie bezpieczeństwa, musi
to teraz robić sama.
Teraz wiesz już na pewno, że nie twierdzimy, że rodzice powinni
rozwiązywać każdy problem dziecka. Chodzi nam o to, że chcemy
wykształcić u naszych dzieci niezachwiane przekonanie, że kiedy
będą nas potrzebować, będziemy przy nich i damy im wsparcie,
nawet jeśli nie będziemy potrafili lub chcieli rozwiązać konkretnej
trudności stojącej na ich drodze. Szukaj zatem sposobów na
powiększanie kapitału zaufania w waszej relacji. Za każdym razem
wzmocnisz w ten sposób bezpieczną bazę dziecka, dzięki czemu
będzie w stanie samodzielnie wyruszyć w świat ze stabilnej
platformy startowej i rozwijać jeszcze większą pewność siebie
i niezależność.
CHCEMY WYKSZTAŁCIĆ U NASZYCH DZIECI NIEZACHWIANE PRZEKONANIE, ŻE
KIEDY BĘDĄ NAS POTRZEBOWAĆ, BĘDZIEMY PRZY NICH I DAMY IM WSPARCIE,
NAWET JEŚLI NIE BĘDZIEMY POTRAFILI LUB CHCIELI ROZWIĄZAĆ KONKRETNEJ
TRUDNOŚCI STOJĄCEJ NA ICH DRODZE.

Strategia nr 2 wspierająca bezpieczną bazę: ucz dziecko


umiejętności opartych na psychowzroczności
Jak już mówiliśmy w całej książce i w tym rozdziale, jednym
z głównych celów rodzica jest zapewnienie dziecku tak głębokiego
poczucia wewnętrznej pewności, że w pewnym momencie dociera
ono do punktu, w którym jest w stanie odnaleźć je w sobie. Jako
ostatnią strategię chcemy przedstawić wam kilka przykładowych
sposobów na nauczenie dzieci, by same były przy sobie obecne,
kiedy potrzebują poczuć się pewniej. We wszystkich naszych
książkach podkreślamy znaczenie dodawania dzieciom w ten sposób
siły, ponieważ kiedy dajemy im dar psychowzroczności, dzięki
któremu lepiej rozumieją własny umysł, a także umysły innych ludzi,
dajemy im szansę na życie pełne sensu i znaczenia, zarówno jako
jednostki, jak i w relacjach z innymi. Dzieci (i dorośli) mogą używać
psychowzroczności, by czuć się bezpiecznie, rozumieć i dostrzegać
istotę swojego prawdziwego jestestwa, a także znajdować ukojenie,
kiedy pojawią się silne emocje, a dzięki tym umiejętnościom mogą
dalej rozwijać głęboko zakorzenione poczucie wewnętrznej
pewności, do którego mają dostęp w każdej chwili.

DZIECI (I DOROŚLI) MOGĄ UŻYWAĆ PSYCHOWZROCZNOŚCI, BY CZUĆ SIĘ


BEZPIECZNIE, ROZUMIEĆ I DOSTRZEGAĆ ISTOTĘ SWOJEGO PRAWDZIWEGO
JESTESTWA, A TAKŻE ZNAJDOWAĆ UKOJENIE, KIEDY POJAWIĄ SIĘ SILNE
EMOCJE, A DZIĘKI TYM UMIEJĘTNOŚCIOM MOGĄ DALEJ ROZWIJAĆ GŁĘBOKO
ZAKORZENIONE POCZUCIE WEWNĘTRZNEJ PEWNOŚCI, DO KTÓREGO MAJĄ
DOSTĘP W KAŻDEJ CHWILI.

Wykorzystując umiejętności związane z psychowzrocznością,


dziecko może na przykład wykazać inicjatywę i wręcz zniwelować
bolesne skutki trudnych chwil, jakich doświadczyło w swoim życiu.
Pewna znana nam mama, Lucia, opowiedziała nam, jak nauczyła
psychowzroczności swojego syna Joeya tuż przed gimnazjum.
Właśnie wrócili z wycieczki na plażę, kiedy Lucia wpadła na pomysł,
jak pomóc Joeyowi zrozumieć tę koncepcję. Kiedy bawili się razem
w morskiej pianie, Lucia nauczyła syna, jak nurkować pod falami
zamiast wystawiać się na ich mocne uderzenie. Joey był zachwycony
i zdumiony tym, że pod powierzchnią woda wydawała się taka
spokojna, nawet kiedy nad głową rozbijały się wyjątkowo silne fale.
Kiedy wrócili z plaży, Lucia wyjaśniła synowi, że fale są jak
sytuacje pojawiające się w naszym życiu. Niektóre są przyjemne,
a inne nie. Tak jak Joey nauczył się nurkować i chować w spokojnym
oceanie pod gwałtownymi falami na powierzchni, tak samo może to
zrobić również w sensie metaforycznym, kiedy zagrażają mu trudne
sytuacje życiowe. Może wypatrywać nadchodzących fal i je
rozpoznawać. Może powiedzieć: „Teraz nadchodzi straszna fala
i jestem zmartwiony” albo „Ta fala jest dość smutna i właśnie tak się
czuję”. Następnie może wyobrazić sobie, jak nurkuje pod falą i czeka,
aż ta go ominie, po czym znowu się wynurza. Lucia nauczyła go
takiej wizualizacji, a także innych prostych sposobów na
odnalezienie spokoju w sobie – tego, że można np. stanąć w miejscu
i zwrócić uwagę na swój oddech, położyć się na łóżku z jedną ręką na
brzuchu, a drugą na sercu, usiąść na dworze i skoncentrować się na
obłokach sunących po niebie – i wspólnie ćwiczyli te techniki.
Pracowała wspólnie z Joeyem, by pomóc mu zrozumieć, że zawsze
kiedy poczuje lęk, napięcie, strach albo jakąkolwiek trudną emocję,
musi tylko skorzystać ze swoich umiejętności związanych
z psychowzrocznością, by odnaleźć w swoim wnętrzu spokój. Nie po
to, by zaprzeczać swoim uczuciom, lecz po to, by nie przejęły nad
nim kontroli. Miał dostęp do tych strategii, zawsze kiedy ich
potrzebował, i mógł ich używać, by zanurkować pod groźnymi falami
i odnaleźć w sobie spokój i poczucie wewnętrznej pewności. Lucia
wyjaśniła Joeyowi: „Tam pod wodą – to jesteś prawdziwy ty. Fale
zawsze będą się pojawiać – czasem przyjemne, a czasem nie. Tak
samo jak na plaży. Fale zawsze będą przybijać do brzegu. Ale masz
wybór: nie musisz pozwalać, by fale strachu lub smutku zmąciły twój
wewnętrzny spokój. Głębia twojego wnętrza to miejsce pełne
spokoju i możesz tam się udać, kiedy tylko chcesz, niezależnie od
tego, czy jesteś szczęśliwy, czy smutny”.
Możesz nauczyć dzieci podobnych umiejętności opartych na
psychowzroczności i pomóc im nabrać poczucia sprawczości, które
pozwoli im używać własnego umysłu, by uzyskać poczucie
wewnętrznej pewności nawet wtedy, kiedy ciebie przy nich nie
będzie. Tak jak Joey mogą wypatrywać niebezpiecznych,
przytłaczających, niepokojących lub smutnych fal, które się do nich
zbliżają, i zamiast się z nimi zderzać, mogą zanurkować i odnaleźć
spokój w swoim wnętrzu.
Jednak, tak jak powiedziała Lucia, fale wciąż będą nadchodzić,
niezależnie od tego, czy potrafimy pod nimi nurkować, czy nie.
Niektóre w nas uderzą, i to mocno, nawet jeśli wszystko zrobimy tak,
jak należy. Wobec tego, kiedy dzieci podrosną, możemy nieco
rozwinąć tę metaforę i wspomnieć o istotnych sprawach, które
wymagają bardziej złożonego myślenia. Ważną rzeczą, której
możemy nauczyć nasze dzieci, jest na przykład dostrzeganie, czym
naprawdę są zbliżające się fale – tymczasowymi wydarzeniami
emocjonalnymi, a nie naszą fundamentalną tożsamością. Są
doświadczeniami, które są częścią naszego życia. Nie są istotą całego
naszego jestestwa. Sam fakt, że dziecko jest zastraszane w szkole
i się boi, nie oznacza, że jest ofiarą we wszystkich dziedzinach życia.
Sam fakt, że komuś źle poszło na sprawdzianie, nie oznacza, że jest
złym uczniem. Są to tylko wydarzenia emocjonalne w życiu tych
osób i nie mają one nic wspólnego z ich fundamentalną tożsamością,
czyli spokojem w ich wnętrzu.
Kiedy nauczysz dzieci umiejętności opartych na
psychowzroczności, które pozwolą im oddzielić wydarzenia z życia
od własnych doświadczeń wewnętrznych, nauczysz je także pewnej
ważnej prawdy o emocjach: że uczucia są ważne i zdecydowanie
powinniśmy dostrzegać ich znaczenie, ale powinniśmy też rozumieć,
że przepływają one i zmieniają się przez całe nasze życie, w ciągu
każdego dnia. Musimy nauczyć dzieci, że owszem, powinny zwracać
uwagę na to, co czują. Uczucia nadają życiu sens i nam go ukazują.
Nie powinniśmy negować swoich emocji, bo ważne jest, by być
świadomym tego, co dzieje się w naszym wnętrzu. Ale powinniśmy
też nauczyć dzieci, by nie reagowały nadmiernie na swoje uczucia.
Jeśli nauczymy się być obecni jako rodzice, stworzymy w sobie
przestrzeń, która pozwoli nam na receptywne podejście do uczuć
dziecka, tak by nas nie przytłaczały. Jeśli zastosujemy w praktyce
własne umiejętności oparte na psychowzroczności, możemy być dla
dzieci wzorem do naśladowania i pokazywać im, jak być świadomym
uczuć i ich znaczenia, nie pozwalając, by nas zalały. Kiedy dzieci
zobaczą naszą otwartość na ich uczucia, one również nauczą się
receptywnego nastawienia do własnych stanów wewnętrznych, ale
nie będą pozwalały, by uczucia zwaliły je z nóg. Nauczą się od nas, że
uczucia wciąż się zmieniają – tak jak fale i przypływy. I tak samo jak
w morzu powinniśmy zwracać uwagę na to, co się dzieje, by nie
zalała nas spiętrzona woda ani by nie powaliły nas silne fale.
Kiedy emocje są bolesne, ważną lekcją, jaką możemy dać
dzieciom, jest uzmysłowienie im, że nawet ból możemy przyjąć do
wiadomości i czegoś się z niego nauczyć. Dzieci zyskują olbrzymią
moc, kiedy odkrywają, że ból nie trwa wiecznie. Oczywiście fale
emocjonalne wciąż będą nadchodzić, ale możemy nauczyć się
surfować na nich albo nurkować pod nimi. Chcemy, by nasze dzieci
rozumiały, jak cieszyć się dobrymi chwilami i znosić te bolesne ze
świadomością, że trudne emocje niedługo miną i zmienią się w coś
innego.
Niedawno Dan udzielił wywiadu radiowego pewnemu ojcu, który
opowiedział mu, że pewnego dnia, kiedy dużo się działo i stracił
cierpliwość do swojej młodszej córki, podeszła do niego jej siostra
i powiedziała, że „powinien porozmawiać z nią o uczuciach, a nie
mówić jej, co ma czuć”. Kiedy zapytał swoją mądrą starszą córkę,
gdzie się tego nauczyła, powiedziała, że przeczytała o tym w części
dla dzieci w naszej książce The Yes Brain. Mózg na tak, którą kupił
w poprzedni weekend, ale jeszcze nie przeczytał (zrobił to po
opisanej tu sytuacji).
Dzieci również mogą nas wiele nauczyć. Rodziny, które wciąż
z otwartością przypominają sobie o tym, by zauważać umysł każdego
z członków, zapewniają pełne miłości otoczenie, w którym każdy
może być bardziej obecny w swoim własnym wewnętrznym życiu,
a także w życiu wszystkich pozostałych członków rodziny. Dzięki
psychowzroczności pamiętamy, że szanując subiektywne
doświadczenia każdego z członków rodziny, kultywujemy integrację
emocjonalną, która leży u podstaw bezpiecznej więzi.
Wszystkie te lekcje i strategie wspierające poczucie wewnętrznej
pewności wynikają z kilku prostych umiejętności opartych na
psychowzroczności, których możesz nauczyć swoje dzieci. Jeśli
wytłumaczysz im metaforę fal i przypływów, nauczysz je zwracać
uwagę na oddech i oddzielać wydarzenia życiowe od własnej
tożsamości, dasz im narzędzia, które ukształtują ich mózgi tak, by
same były w stanie znajdować poczucie wewnętrznej pewności
w sobie. Oczywiście wciąż będą polegać na tobie, ale będą wiedzieć,
że kiedy potrzebują wewnętrznych zasobów dających poczucie
wewnętrznej pewności, zawsze mają je do dyspozycji.

Obecność przy sobie samym


Na ile pewnie czujesz się we własnym życiu? Czy masz relacje
z osobami, które systematycznie dają ci poczucie, że jesteś
bezpieczny, dostrzeżony i ukojony, które prowadzi do głębokiej
pewności wewnętrznej? A także, niezależnie od odpowiedzi na
powyższe pytanie, czy dobrze zapewniasz cztery filary samemu
sobie – czego, jak wyjaśniliśmy wcześniej, chcemy uczyć dzieci?
Zauważyliśmy, że wśród troskliwych dorosłych, którzy naprawdę
dobrze dają innym poczucie, że są bezpieczni, dostrzeżeni, ukojeni
i pewni, wielu nie zawsze potrafi zaprzyjaźnić się z sobą samym
i dobrze o siebie zadbać.
Z reguły nie zadają oni sobie pytania „Czego teraz potrzebuję?”,
ponieważ zamiast zadbać o siebie, skupiają się na innych, nawet jeśli
oznacza to, że działają ze szkodą dla siebie samych. Zatrzymaj się
teraz i zastanów w ciszy nad następującymi pytaniami dotyczącymi
ogółu twoich doświadczeń z dzieciństwa w zakresie poczucia
wewnętrznej pewności, a także twojej umiejętności zapewnienia
sobie niezbędnej troski i współczucia, a potem ofiarowania tego
samego swoim dzieciom.

ZAUWAŻYLIŚMY, ŻE WŚRÓD TROSKLIWYCH DOROSŁYCH, KTÓRZY NAPRAWDĘ


DOBRZE DAJĄ INNYM POCZUCIE, ŻE SĄ BEZPIECZNI, DOSTRZEŻENI, UKOJENI
I PEWNI, WIELU NIE ZAWSZE POTRAFI ZAPRZYJAŹNIĆ SIĘ Z SOBĄ SAMYM
I DOBRZE O SIEBIE ZADBAĆ.

1. Na ile czułeś się pewnie w dzieciństwie?


2. Z zapewnianiem którego z pierwszych trzech filarów twoi
rodzice radzili sobie najlepiej?
3. Pod jakim względem mogli zrobić coś lepiej? Czy wolałbyś
mocniej czuć, że dbają o twoje bezpieczeństwo? Czuć się
bardziej dostrzeżonym lub ukojonym?
4. Czy pomagali ci rozwijać umiejętność odnajdywania
wewnętrznej pewności w sobie bez konieczności polegania na
innych? Czy może raczej zostawili cię z tą kwestią samego?
5. Co możesz zrobić na tym etapie swojego życia, by być bardziej
obecnym przy sobie? Jak możesz dać sobie więcej wewnętrznej
pewności, zapewniając sobie pozostałe cztery filary?
6. Jak wygląda sytuacja u twoich dzieci? Czy wykształciły
wewnętrzną pewność płynącą z systematycznego poczucia, że
są bezpieczne, dostrzeżone i ukojone, kiedy tego potrzebują?
Czy twoim zdaniem reagowałeś na ich potrzeby szybko,
wrażliwie i przewidywalnie?
7. Czy znajdujesz sposoby na wspieranie ich w nabywaniu
umiejętności potrzebnych do kształtowania poczucia
wewnętrznej pewności, nawet kiedy nie ma cię przy nich? Jak
wypadasz jako bezpieczna baza? Czy jesteś solidną i pomocną
platformą startową?
8. Jaką jedną rzecz możesz zrobić w tej chwili, dzisiaj, by twoje
dzieci poczuły się jeszcze pewniej niż do tej pory? Może mieć to
związek z ich poczuciem bezpieczeństwa. A może czujesz, że za
bardzo naciskałeś na dobre oceny lub osiągnięcia, a one nie
czuły się dostrzeżone i zaakceptowane takimi, jakie są. A może
przechodzą właśnie przez coś, w czym możesz pomóc, tylko
będąc w pobliżu i dając im swoją kojącą obecność? Małe kroczki
w kierunku poczucia wewnętrznej pewności mogą zrobić
ogromną różnicę.
Podsumowanie

Od placu zabaw po akademik


Spojrzenie w przyszłość

Pomyśl o chwili, która wydaje się bardzo odległa, ale –


zapewniamy – nastąpi, zanim się obejrzysz. Twoje urocze dziecko
jest na pierwszym roku studiów. Potrafisz to sobie wyobrazić?
Spróbuj to zrobić teraz w ramach eksperymentu myślowego. Jak
będzie wyglądać twoje dziecko w nie tak dalekiej przyszłości? Będzie
wysokie? Będzie nosić okulary? Jakiego koloru będzie mieć włosy?
Teraz wyobraź sobie, że przytulasz je na pożegnanie i z łzami
w oczach wsiadasz z powrotem do samochodu.
Odjeżdżając od akademika, myślisz o tym, jaką osobą stało się
twoje dziecko. Czy zapewniłeś mu bezpieczną bazę? Jak będzie się
czuć, rozpoczynając ten nowy i ekscytujący, ale też przerażający etap
życia? Wyobraź sobie, że systematycznie przez całe dzieciństwo
dawałeś mu poczucie, że jest bezpieczne, dostrzeżone i ukojone i w
wieku osiemnastu lat wytworzyło sobie wewnętrzne poczucie
wewnętrznej pewności, dzięki czemu może odnaleźć takie samo
wsparcie wewnątrz siebie. Wciąż bardzo cię potrzebuje i musi się
jeszcze wiele nauczyć, ale już wie, jak sięgnąć po cztery filary, kiedy
ich potrzebuje – polegając zarówno na innych ludziach, jak i na
swoich zasobach wewnętrznych.
Pod względem bezpieczeństwa oznacza to, że młodzi dorośli
muszą podejmować słuszne decyzje dotyczące prowadzenia
samochodu, aktywności seksualnej i wszystkich innych ważnych
aspektów życia, o które często martwią się rodzice. Ale oznacza to
także dbanie o siebie i czuwanie nad swoim bezpieczeństwem
w relacjach. Jako rodzice mamy nadzieję, że nasze dziecko będzie już
wtedy miało rozwinięty wewnętrzny kompas, który pomoże mu
stawiać osobiste granice i dokonywać mądrych wyborów niezależnie
od presji innych osób lub tłumu.
Jeśli chodzi o poczucie, że zostało się dostrzeżonym, twoje dziecko
rozwinie zdolność do wglądu. Na podstawie wielu lat obserwacji, jak
dajesz mu obecność i zainteresowanie, a także jak reagujesz
z poszanowaniem tego, co dzieje się w jego świecie wewnętrznym,
nauczy się samo zwracać uwagę na ten świat. Będzie świadome tego,
jak się czuje w danej sytuacji, i będzie potrafiło zauważyć momenty,
w których znajdzie się na przykład u progu czerwonej strefy chaosu.
Dzięki temu będzie zdolne do samoregulacji emocjonalnej oraz
reagowania z poziomu piętra mózgu. Będzie również w stanie
dostrzec chwile, w których poczuje pokusę, by odgrywać rolę ofiary,
zamiast podjąć świadomą decyzję, by odejść z sytuacji, w której źle
się czuje, lub by tę sytuację zmienić. Po prostu dzięki obserwowaniu,
co dzieje się w jego wnętrzu, i zwracaniu uwagi na swoje życie
wewnętrzne, czego uczyło się od ciebie przez lata, będzie potrafiło
czuć się dostrzeżone i zrozumiane, i prawdopodobnie wybierze sobie
przyjaciół i partnerów, dla których jest to wzajemna i oczywista
część relacji.
Będzie również potrafiło znaleźć ukojenie w trudnych chwilach
z dala od domu. Przez całe dzieciństwo widziało, jak reagujesz na
jego siniaki, zarówno w znaczeniu dosłownym, jak i przenośnym,
dając mu swoje D-O-B-R-O (obecność, zaangażowanie, czułość,
spokój i empatię), za każdym razem, kiedy cierpiało. Będzie znało
ten rodzaj ukojenia interpersonalnego i jego znaczenie w relacji,
a także będzie potrafiło zapewnić sobie niezbędne ukojenie
wewnętrzne, kiedy zatęskni za domem, doświadczy rozpaczy,
zmierzy się z lękami i niepewnością, a z każdym wyzwaniem będzie
osiągać kolejny poziom niezależności.
Krótko mówiąc, wyruszy w swój nowy świat z bezpiecznej bazy,
którą przez lata pomagałeś mu budować. Tak jak kiedyś ze strachem
oddalało się od ciebie na placu zabaw, zwiększając zakres swojej
pewności, bo wiedziało, że z nim jesteś i go pilnujesz, w tym
ważnym momencie życia postąpi tak samo. I tak samo jak
w dzieciństwie będzie pewne, że może liczyć na twoją obecność
i bezpieczną przystań, do której będzie mogło wrócić. Wciąż będzie
popełniać masę błędów, doświadczy w życiu bólu jak każdy człowiek,
ale podejdzie do tego z pozycji pewności. Pomogłeś mu zbudować
roboczy model poczucia wewnętrznej pewności, który będzie mu
służył przez całe życie. Będzie uczestniczyć w pierwszych zajęciach,
poznawać nowych znajomych i nowy kampus z przekonaniem, że
kiedy będzie cię potrzebować, będziesz przy nim obecny – tak jak
zawsze do tej pory. Będzie również wiedzieć, że może znaleźć
w swoim życiu inne osoby, które staną się zdrowymi figurami
przywiązania – jako przyjaciele, mentorzy lub partnerzy. Tak
wygląda zdrowa współzależność.
Ta wizja twojego osiemnastoletniego dziecka z bezpieczną więzią
ma swój początek teraz, niezależnie od tego, ile ma ono lat dzisiaj.
Rodzice, którzy poświęcają uwagę wewnętrznym doświadczeniom
swoich dzieci, zauważają je, rozumieją i reagują na nie
z szacunkiem, dają dzieciom ogromny dar, jakim jest bezpieczna
więź. Kiedy dostrajamy się w ten sposób do dzieci, uważnie
przyglądamy się ich wewnętrznemu krajobrazowi, czują się
dostrzeżone i mogą doznać ukojenia, dzięki czemu mogą mieć
poczucie bezpieczeństwa emocjonalnego, czyli mieć zarówno
poczucie zaufania, jak i mentalny model poczucia wewnętrznej
pewności.

RODZICE, KTÓRZY POŚWIĘCAJĄ UWAGĘ WEWNĘTRZNYM DOŚWIADCZENIOM


SWOICH DZIECI, ZAUWAŻAJĄ JE, ROZUMIEJĄ I REAGUJĄ NA NIE
Z SZACUNKIEM, DAJĄ DZIECIOM OGROMNY DAR, JAKIM JEST BEZPIECZNA
WIĘŹ. KIEDY DOSTRAJAMY SIĘ W TEN SPOSÓB DO DZIECI, UWAŻNIE
PRZYGLĄDAMY SIĘ ICH WEWNĘTRZNEMU KRAJOBRAZOWI, CZUJĄ SIĘ
DOSTRZEŻONE I MOGĄ DOZNAĆ UKOJENIA, DZIĘKI CZEMU MOGĄ MIEĆ
POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA EMOCJONALNEGO, CZYLI MIEĆ ZARÓWNO
POCZUCIE ZAUFANIA, JAK I MENTALNY MODEL POCZUCIA WEWNĘTRZNEJ
PEWNOŚCI.

Wyniki badań naukowych potwierdzają, że aby wykształcić


u dziecka poczucie wewnętrznej pewności, nie trzeba być idealnym
rodzicem. Na pewno nie zadbasz o dziecko bezbłędnie w każdej
interakcji. Ale dzięki systematycznej obecności, regularnemu
naprawianiu relacji po jej nieuniknionych naruszeniach
i zapewnianiu czterech filarów, dasz dziecku możliwość rozkwitania
w przyszłości, nawet w obliczu trudności, zarówno we wczesnej
dorosłości, jak również później, przez całe życie.
Mamy nadzieję, że udało nam się wyraźnie pokazać, że możesz
dać dzieciom taką przyszłość niezależnie od tego, co działo się
w twojej przeszłości. Historia to nie przeznaczenie. Badania
naukowe zdecydowanie dowodzą, że niezależnie od tego, co nas
spotkało, jeśli zrozumiemy wpływ przeszłości na nasz rozwój,
możemy się wyzwolić i stać takimi rodzicami, jakimi być chcemy.
Teoria przywiązania daje ogromną nadzieję i wciąż na nowo
potwierdza, że możemy obdarzyć swoje dzieci bezpieczną więzią
niezależnie od tego, jak sami zostaliśmy wychowani.
Co więcej, sami możemy wypracować bezpieczną więź we
własnym życiu, wkładając po prostu wysiłek w refleksję nad
przeszłością i zrozumienie dawnych doświadczeń. Jeśli potrafimy
przedstawić spójną opowieść o swoim pochodzeniu i jego wpływie
na naszą teraźniejszość, możemy wykonać zdecydowane i skuteczne
kroki, by stać się takimi rodzicami, jakimi chcemy być.

TEORIA PRZYWIĄZANIA DAJE OGROMNĄ NADZIEJĘ I WCIĄŻ NA NOWO


POTWIERDZA, ŻE MOŻEMY OBDARZYĆ SWOJE DZIECI BEZPIECZNĄ WIĘZIĄ
NIEZALEŻNIE OD TEGO, JAK SAMI ZOSTALIŚMY WYCHOWANI.

Jak wspaniale jest wychowywać dzieci w dzisiejszych czasach –


z wiedzą o kształtowaniu silnych połączeń w ich mózgach i ciałach.
Mamy nadzieję, że przedstawione przez nas idee przekonały cię, że
obecność to największy dar, jaki możesz dać dzieciom, ponieważ
w ten sposób pomożesz im rozwinąć zasoby wewnętrzne
i umiejętności interpersonalne, które będą wzmacniać ich odporność
psychiczną i pozwolą im żyć pełnią życia z poczuciem integracji
i sensu. Kiedy uczymy się być obecni przy swoich dzieciach, pod
wieloma względami uczymy je, jak być w pełni obecnym przy sobie
samym. Czy moglibyśmy dać im wspanialszy dar?
KARTKA NA LODÓWKĘ

Potęga obecności
dr med. Daniel J. Siegel i dr Tina Payne Bryson

Dzieci, które wykształcają bezpieczną więź z opiekunami, są


szczęśliwsze i mają większą satysfakcję z życia. Więź ta powstaje,
kiedy rodzice zaspokajają potrzeby dzieci, dając im następujące
cztery filary:

Bezpieczeństwo: rodzice mają dwa główne zadania, jeśli chodzi


o dbanie o bezpieczeństwo i poczucie bezpieczeństwa dzieci – powinni
chronić je przed krzywdą oraz unikać sytuacji, w których sami staliby
się dla nich źródłem strachu i zagrożenia.

STRATEGIE WSPIERAJĄCE BEZPIECZEŃSTWO:


• Po pierwsze nie szkodzić: przyjmij zobowiązanie, że nie staniesz
się w swoim domu źródłem strachu.
• Naprawiaj, naprawiaj, naprawiaj! Kiedy twoja relacja
z dzieckiem zostanie naruszona, jak najszybciej nawiąż
ponowny kontakt i w razie potrzeby przeproś.
• Spraw, by dzieci czuły się dobrze w bezpiecznej przystani: stwórz
w swoim domu środowisko, w którym dzieci będą czuły się
bezpiecznie i dobrze.

Dostrzeganie: prawdziwe dostrzeganie dzieci obejmuje trzy główne


elementy: 1) dostrajanie się do ich wewnętrznego stanu umysłowego
na głębokim poziomie, 2) rozumienie ich życia wewnętrznego, 3)
reagowanie na to, co zauważymy, w adekwatny sposób i w
odpowiednim momencie. Ten trzystopniowy proces pomaga dzieciom
poczuć, że się w nie „wczuwamy”.
STRATEGIE DAJĄCE DZIECIOM POCZUCIE, ŻE ZOSTAŁY
DOSTRZEŻONE:
• Zanurz się głębiej dzięki swojej ciekawości: po prostu obserwuj
swoje dzieci. Zamiast wydawać pochopne osądy, poświęć trochę
czasu, by przyjrzeć się ich zachowaniu i zrozumieć, co tak
naprawdę się dzieje, odrzucając z góry przyjęte interpretacje.
• Znajdź czas i miejsce, by patrzeć i się uczyć: stwarzaj przestrzeń
do rozmów, które zaprowadzą cię głębiej w świat dzieci
i pozwolą dowiedzieć się o nich więcej, a także poznać
szczegóły, które w przeciwnym wypadku mógłbyś przegapić.

Ukojenie: Kiedy dziecko cierpi emocjonalnie, ten trudny stan może


ulec zmianie, jeśli dziecko wejdzie w interakcję z opiekunem, który się
do niego dostroi i okaże mu troskę. Wciąż może cierpieć, ale
przynajmniej nie będzie z tym bólem samo. Dzięki takiemu ukojeniu
interpersonalnemu, nauczy się samo dawać sobie ukojenie
wewnętrzne.

STRATEGIE WSPIERAJĄCE WEWNĘTRZNE SAMOUKOJENIE:


• Skompletuj wewnętrzną skrzynkę z narzędziami do uspokajania
się: wyćwicz z dzieckiem proste narzędzia i strategie
pomagające mu się uspokoić, zanim nadejdą trudne
emocjonalnie sytuacje.
• Dawaj dziecku swoje D-O-B-R-O: kiedy twoje dzieci są
zdenerwowane lub smutne, dawaj im swoją obecność,
zaangażowanie, czułość, spokój i empatię.

Poczucie wewnętrznej pewności: czwarty filar opiera się na


pierwszych trzech. Dajemy dzieciom bezpieczną bazę, kiedy
pokazujemy im, że są bezpieczne i że jest przy nich ktoś, kto je
dostrzega i mocno kocha, a także że ukoimy je w chwilach cierpienia.
Następnie uczą się, jak zadbać o SWOJE bezpieczeństwo, jak dostrzegać
SWOJĄ wartość i jak dawać SOBIE ukojenie, kiedy coś pójdzie nie tak.

STRATEGIE WSPIERAJĄCE BEZPIECZNĄ BAZĘ:


• Zwiększaj kapitał zaufania w relacji: za każdym razem, kiedy
dziecko cię potrzebuje, a ty jesteś obecny, kapitał zaufania
w waszej relacji wzrasta.
• Ucz dziecko umiejętności opartych na psychowzroczności: ucz
dzieci, jak być obecnym przy sobie samym, kiedy potrzebują
poczuć się pewniej. Daj im dar psychowzroczności, który
pomoże im lepiej zrozumieć własny umysł oraz umysły innych
osób. Dzięki umiejętnościom opartym na psychowzroczności
będą mogły prowadzić życie pełne pewności, sensu i znaczenia,
zarówno jako jednostki, jak i w relacjach z innymi ludźmi.
Podziękowania

Wspólne pisanie to wielka radość, więc chcielibyśmy wyrazić swą


wdzięczność dla siebie nawzajem, a także dla członków naszej
drużyny, Scotta Brysona i Caroline Welch. We czwórkę
z przyjemnością łączyliśmy pasje zawodowe ze zbieraniem
pomysłów z naszego życia prywatnego, w którym jesteśmy
rodzicami łącznie piątki dzieci, z których najmłodsze niedawno
weszło w okres dojrzewania, a najstarsze jest na wczesnym etapie
dorosłości.
Chcielibyśmy również wyrazić uznanie dla Marnie Cochran
i zespołu wydawnictwa Ballantine/Penguin Random House, a także
znakomitych redaktorów i specjalistów w dziedzinie marketingu,
którzy pomogli nam przedstawić nasze koncepcje jak najjaśniej
i najzwięźlej. Dziękujemy za wszystkie sesje wspólnej pracy, dzięki
którym stworzyliśmy tę książkę!
Prawdziwą przyjemnością była współpraca z Dougiem Abramsem
i jego ekipą Idea Architects, która od samego początku pomagała
nam w znalezieniu odpowiedniego wydawnictwa dla naszego
integracyjnego podejścia do rodzicielstwa. Dzięki, Doug, za kupę
śmiechu i zabawy w trakcie współpracy. Cóż to była za radość!
Doceniamy również nasze zespoły współpracowników
w Mindsight Institute, w Center for Connection oraz w Play Strong
Institute za wszelkie wsparcie w kształtowaniu umysłów, mózgów
i relacji. Wielkie dzięki za pomoc w szerzeniu wiedzy o więzi
i leczeniu świata.
Oboje blisko współpracujemy z rodzicami, dziećmi, nauczycielami
i specjalistami w dziedzinie zdrowia psychicznego, próbując znaleźć
praktyczne zastosowanie dla neurobiologii interpersonalnej
w domach, klasach i gabinetach. Choć sami uczymy wiele osób, to
dla nas zaszczyt, że i my sami możemy uczyć się z tych pouczających
rozmów i chłonąć wiedzę terapeutów, klientów, nauczycieli,
rodziców i uczniów. Wszystkie te osoby stale pomagają nam otwierać
nasze umysły i obmyślać nowe sposoby syntetyzowania wiedzy
naukowej w praktyczny sposób, by dodawać ludziom siły i wnosić
dobrostan w ich indywidualne i relacyjne życie. Jesteśmy głęboko
wdzięczni naszym rodzicom i członkom dalszej rodziny, którzy
wspierali nas i dodawali nam otuchy w trakcie pracy.
Na koniec chcielibyśmy podziękować naszym dzieciom: Benowi,
Luke’owi i JP; oraz Alexowi i Maddi – za to, że byli naszymi
głównymi nauczycielami w zakresie wykorzystywania potencjału
obecności w naszym wspólnym życiu. Kochamy was i jesteśmy
niezwykle wdzięczni za dar, jakim są nasze relacje!
O autorach

Doktor nauk medycznych Daniel J. Siegel jest lekarzem, psychiatrą


zajmującym się dziećmi, nastolatkami i dorosłymi, a także
profesorem psychiatrii klinicznej na Wydziale Medycyny im. Davida
Geffena na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles. Jest
autorem, współautorem i redaktorem licznych publikacji. Napisał
m.in. następujące książki: Burza w mózgu nastolatka. Potencjał okresu
dorastania, Psychowzroczność. Przekształć własny umysł zgodnie
z regułami nowej wiedzy o empatii, Mind: A Journey to the Heart of
Being Human, Aware: The Science and Practice of Presence, Rozwój
umysłu. Jak stajemy się tym, kim jesteśmy. Jest dyrektorem
wykonawczym Mindsight Institute (Instytut Psychowzroczności),
centrum edukacji w zakresie neurobiologii interpersonalnej, łączącej
rozmaite dziedziny nauki w jeden system rozumienia rozwoju
człowieka oraz istoty dobrostanu. Prowadzi wykłady na całym
świecie, online, a także osobiście dla rodziców, profesjonalistów i dla
ogółu społeczeństwa. Możesz skontaktować się z nim przez stronę
internetową DrDanSiegel.com.

Facebook.com/DrDanSiegel
Twitter: @DrDanSiegel
Instagram: @drdansiegel

Doktor Tina Payne Bryson jest założycielką i dyrektorką wykonawczą


multidyscyplinarnego gabinetu klinicznego The Center for
Connection oraz The Play Strong Institute, ośrodka zajmującego
terapią przez zabawę i badaniami nad nią z punktu widzenia relacji
oraz rozwoju neurologicznego. Posiada licencję pracownika
socjalnego, zajmuje się dziećmi i nastolatkami jako
psychoterapeutka, a także udziela konsultacji rodzicom. Wygłasza
wykłady inauguracyjne na wielu konferencjach oraz prowadzi
warsztaty dla rodziców, nauczycieli, lekarzy i liderów branży na
całym świecie. Uzyskała stopień doktora na Uniwersytecie
Południowej Kalifornii. Mieszka w Los Angeles z mężem i trojgiem
dzieci. Możesz skontaktować się z nią przez stronę internetową
TinaBryson.com.

Facebook.com/TinaPayneBrysonPhd
Twitter: @tinabryson
Instagram: @tinapaynebryson
Przypisy

1 Przeł. Melania Gruszczyńska, HarperCollins Polska, 2018.


2 Przeł. Norbert Radomski, Rebis, 2013.
3 Przeł. Anna Czajkowska, Muza, 2015.
4 Przeł. Karolina Bochenek, Wydawnictwo MiND, 2015.
5 Przeł. Robert Andruszko, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2009.
6 Angielskie słowo security często tłumaczy się jako poczucie bezpieczeństwa, jednak
w niniejszej książce stosowany jest termin „poczucie wewnętrznej pewności”, by
wyraźnie odróżnić czwarty filar (security) od pierwszego (safety). Z poczuciem
wewnętrznej pewności (security) powiązane są takie terminy jak bezpieczny styl
przywiązania (secure attachment), bezpieczna baza (secure base) czy krąg bezpieczeństwa
(circle of security) (przyp. tłum).

You might also like