In Gold We Trust

You might also like

Download as pptx, pdf, or txt
Download as pptx, pdf, or txt
You are on page 1of 50

In Gold We Trust.

In SILVER I Invest.
In Gold We Trust.
In SILVER I Invest.
• Rozdział I : Polityka Monetarna
• „The Everything Bubble”
• Zapędzeni w „kozi róg”
• Rozdział II : Geopolityka
• Zmierzch dolara jako waluty rezerwowej Świata
• Nowy system monetarny i rola SDR (Special Drawing Rights)
• Rozdział III : Demografia
„The Everything Bubble”
Na powyższym wykresie możemy zauważyć dwie fazy, obie trwające około 35 lat. Pierwsza z nich związana była ze stopniowym wzrostem rentowności obligacji do
poziomu 16% na początku lat osiemdziesiątych. Od tej pory oprocentowanie amerykańskich obligacji stale spada – obecnie na 10-letnich obligacjach USA można uzyskać
nominalnie 1,5% zysku.
Innymi słowy: mamy do czynienia z końcówką ponad 30-letniej hossy na obligacjach. W tym czasie rentowność obligacji spadała, a więc rosły ich ceny.

Dzieje się to głównie za sprawą interwencjonistycznej polityki monetarnej banków centralnych, które sztucznie zawyżają rynkową równowagę popytowo-podażową cen
obligacji poprzez ich masowy wykup za pomocą sztucznie wykreowanej waluty. (Dygresja: tutaj należy mieć świadomość tego, że każdy banknot który nosimy w portfelu
jest swoistym rodzajem długu. W USA wirtualne dolary powstają poprzez zaciąganie długu przez Skarb Państwa - na koszt ponoszącej największy ciężar podatkowy klasy
średniej - a następnie jego sprzedaż, za pośrednictwem instytucji finansowych „primary dealers”, amerykańskiemu Bankowi Centralnemu - FED, który jest prywatną
spółką akcyjna w skład której wchodzą instytucje: Citi Bank, Chase Bank, JP Morgan Trust Bank, Chemical Bank.)

Obecnie wartość światowego długu bije historyczne rekordy i wynosi 253 bln USD – czyli stanowi 322% światowego PKB. Ilość zaciąganego długu narasta w
najszybszym tempie od lat a mimo to światowy wzrost gospodarczy spadł do najniższego poziomu od kryzysu finansowego z lat 2008-2009. W tym kontekście mamy do
czynienia z najniższą dziejową efektywnością kredytową, w której każda kolejna jednostka długu generuje coraz to niższe poziomy zwrotu i przyczynia się do coraz
mniejszego wzrostu realnej gospodarki.
Dodatkowym problemem jest globalna wartość obligacji o ujemnym oprocentowaniu, która wynosi 15 bilionów dolarów.
Skalę problemu możemy sobie uzmysłowić porównując obecną sytuację z ostatnim kryzysem finansowym. W 2007 roku toksycznym aktywem okazały się obligacje
zabezpieczone kredytami hipotecznymi. Łączna ich wartość wynosiła 0,7 biliona dolarów…
Tym razem toksyczne aktywo stanowią obligacje z negatywnym oprocentowaniem emitowane przez bankrutujące rządy.

O obecności bańki na rynku długu świadczy fakt, że oprócz banków centralnych i instytucji finansowych (typu fundusze emerytalne, które są zobligowane do lokowania
części kapitału w „bezpiecznych” obligacjach skarbowych) jedynymi kupującymi przewartościowane i wolne od zysku obligacje są…
spekulanci którzy grają pod dalszy wzrost cen obligacji, spowodowanym obecną polityką monetarną, a nie ze względu na ich rentowność
czy rolę „safe haven”.

Obecnie gospodarka światowa znajduje się w stagflacji. Wzrost gospodarczy jest


anemiczny, z ciążącym mu na barkach gigantycznym długiem, natomiast inflacja
zaczyna przyspieszać. Co do samej inflacji to trzeba tu zauważyć, że sposób jej
wyliczania był modyfikowany wiele razy począwszy od lat 80-tych. Według niektórych
statystyk oficjalnie podawany wskaźnik inflacyjny jest zaniżony. Bardzo możliwe, że
inflacja w USA jest już rozpędzona i dalsze zabiegi monetyzacji deficytów budżetowych
doprowadzą do pojawienia się hiperinflacji. W takim środowisku rzeczywista
rentowność większości światowych obligacji będzie mocno ujemna co doprowadziłoby
do tzw „long squeeze” na pozycjach u spekulantów, odwrócenia 30-letniego trendu i
wzrostu stóp procentowych, którego zadłużone rządy na całym świecie chcą uniknąć za
wszelką cenę.
Yield Curve – W normalnych warunkach rozwoju gospodarczego
obligacje długoterminowe mają wyższą rentowność, ponieważ
obarczone są wyższym ryzykiem inwestycyjnym. W długim
okresie czasu znacznie trudniej przewidzieć zmiany cen i stóp
procentowych, dlatego obligacje długoterminowe niejako
dyskontują ten problem nieco wyższą rentownością. Z normalną
krzywą dochodowości mamy do czynienia przez większość czasu,
kiedy gospodarka rozwija się bez przeszkód.

Z odwróconą krzywą dochodowości mamy do czynienia wtedy


gdy inwestorzy nie są przekonani, co do stabilności rynku.
W sierpniu zeszłego roku (2019) po raz pierwszy od 11 lat pojawiło
się odwrócenie krzywej rentowności amerykańskich obligacji. Na
przestrzeni ostatnich 60 lat każda recesja była poprzedzona
odwróceniem tejże krzywej. Statystycznie od 12 do 18 miesięcy po
tym wydarzeniu rozpoczynała się recesja…

Ostatnio wprawdzie nastąpiło lekkie wypłaszczenie ale tutaj


należy pamiętać, że ze względu na to, że stopa „overnight” po
której banki pożyczają sobie pieniądze jest zmieniana przez bank
centralny to on w rzeczywistości steruje przede wszystkim
krótkim końcem krzywej. Natomiast to rynek wtórny ustala ceny,
po których handluje się obligacje o długiej zapadalności po ich
sprzedaży na aukcji.
Tak więc można śmiało zakładać, że w warunkach
wolnorynkowych rentowność obligacji o krótkim terminie
zapadalności byłaby dużo wyższa a sygnał recesyjny dużo
bardziej okazały.
Jest to najdłużej trwająca ekspansja gospodarcza w dziejach nowożytnej, notowanej historii ludzkości.

Trwa ona już od ponad 128 miesięcy a łączna światowa kapitalizacja rynku akcji wynosi już około 150 bln USD.

Od kryzysu z 2008 tylko FED + EBC „dodrukowały” łącznie prawie 10 bln USD. Te pieniądze w większości trafiły do sektora finansowego -
część została bezpośrednio użyta na rynku akcji w celu zatrzymania spadków a część trafiła na bilanse banków gdzie następnie, za pomocą
systemu rezerwy frakcyjnej zostały pomnożone i przetransferowane na rynek: nieruchomości, obligacji korporacyjnych i oczywiście akcji.
Tak więc ten zastrzyk gotówki nie trafił ostatecznie na „Main Street” do gospodarki realnej a pozostał na „Wall Street”. Co zgrabnie tłumaczy
czemu nie zaobserwowaliśmy nagłego, drastycznego skoku inflacji konsumenckiej.

Dzięki polityce ultra-niskich stóp procentowych i nadpłynności w sektorze banków komercyjnych niskooprocentowane kredyty trafiały
szerokim strumieniem do prezesów i menedżerów spółek oraz korporacji, gdzie dokonywano tzw „buy-backów” akcji własnych – głównie
celem podbicia kursów zarządzanej spółki i poprawy najbardziej popularnych wskaźników takich jak P/E czy P/BV. Łatwo dostępne środki
pieniężne wykorzystywano również do przeprowadzania wrogich przejęć i tzw LBO’s.

Wracając do specyficznego charakteru tej przydługiej ekspansji trzeba zauważyć, że jest ona wyjątkowa pod kilkoma względami:
Jest ona jedną z bardziej anemicznych pod względem
skumulowanego kwartalnego przyrostu PKB.

Jest ona też jedną z


najsłabszych pod względem
ilości wykreowanych miejsc
pracy.

Tutaj muszę odnotować, że amerykański wskaźnik bezrobocia powszechnie lansowany


w mediach nie bierze pod uwagi dużego spadku odsetka siły roboczej – co jest
wynikiem starzenia się społeczeństwa oraz porzucania przez niektóre osoby starań o
znalezienie pracy (zdanie się na „socjal” bądź przejście do szarej strefy).

Kolejną kwestią często pomijaną przez medialnych ekspertów jest fakt, iż znacząca część
nowo powstałych miejsc pracy są to formy zatrudnienia na ¾ lub pół etatu i to w słabo
płatnych sektorach: usługowym, gastronomicznym czy hotelowym. Natomiast odczyty
zatrudnienia z sektora przemysłowego są zazwyczaj rewidowane w dół.
To natomiast Schiller P/E ratio

Wskaźnik zysków do ceny oparty jest na


średnich dochodach skorygowanych o inflację
z poprzednich 10 lat, znanych jako
współczynnik korekty cyklicznej PE (wskaźnik
CAPE).

Na początku roku wycena spółek


S&P500 dla tego wskaźnika
wynosiła 31.44 i jest to druga
najwyższa wartość w historii.
Wyprzedziliśmy już wartość
poprzedzająca Wielki Kryzys z
1929 roku.
W ostatnich kwartałach zyski amerykańskich spółek są coraz niższe natomiast ich cena rośnie
parabolicznie.
Jeśli weźmiemy pod uwagę również inne wskaźniki takie jak: kapitalizacja rynkowa do PKB czy też mediana ceny
do przychodów to również okaże się ze znajdujemy się na historycznych maksimach.
Głównym motorem napędowym takich wzrostów są spółki technologiczne, które od końca ostatniej recesji zyskały
średnio po kilka tysięcy procent…
Spółki typu growth: Przykładowy ETF na spółki typu value (branża
Amazon Netflix motoryzacyjna):
P/E: 152,65 P/E: 167,56 CARZ
P/BV: 26,81 P/BV: 35,54 P/E: 7,4
P/BV: 0,93
Jak widać dysproporcja w wycenach jest olbrzymia.

Margin Debt – w ten sposób określamy środki pożyczone


pod inwestycje w akcje. Wartość Margin Debt rośnie
drastycznie w końcowej fazie hossy, kiedy inwestorzy
zyskują przekonanie, że akcje nigdy już nie będą spadać.
Aby obiektywnie ocenić poziom zadłużenia inwestorów,
jako punkt odniesienia przyjmuje się PKB kraju.
Poziom Margin Debt do PKB w 2000 i 2008 roku – czyli
przed pęknięciem bańki „dot.com” oraz „housing bubble” –
był niższy niż obecnie. Co ciekawe, tuż przed poprzednimi
dwoma tąpnięciami wskaźnik Margin Debt ulegał dość
mocnej korekcie. Podobną korektę obserwujemy obecnie.
Współczynnik zadłużenia
zabezpieczającego do PKB w 2018 roku
ustanowił rekord i dotarł do poziomu
3,5%. Obecnie tak jak to miało miejsce
przy poprzednich dwóch recesjach
wskaźnik ten gwałtownie spada.
Oznacza to, że tzw „smart money”
zamyka swoje pozycje na rachunkach
maklerskich i powoli wycofuje się z
rynku.

Wykres po lewej z kolei obrazuje jak duży udział w


historycznych zwyżkach na giełdzie miały właśnie
lewarowane instrumenty finansowe.
W ostatnich kwartałach widzimy częściowe
wygaszanie tych pozycji na co rozpędzony rynek
mniejszych graczy reaguje z opóźnieniem.
Buffett indicator

Wskaźnik pokazujący wielkość rynku akcji w stosunku do PKB kraju.

Tuż przed pęknięciem bańki „dot-comów” w 2000 roku wskaźnik ten


osiągnął wartość 146%. Przed recesją z 2008 roku było to 137%.
Na początku tego (2020) roku wskaźnik osiągnął wartość 153%
ustanawiając nowy rekord. Po ostatnich gwałtownych spadkach oscyluje on
teraz w granicach 146%.

W założeniach tego indykatora


wartość powyżej 115% oznacza
skrajne przeszacowanie i
wykupienie rynku.

Całkowita rynkowa kapitalizacja amerykańskiego rynku akcji wynosi ponad 30 bln $.


Dynamiką wzrostu znacznie wyprzedził on PKB kraju co historycznie musi się zakończyć
korektą do krzywej PKB oraz nawet jej przebiciem w dół. W takim przypadku Market Cap
mógłby spaść do poziomu 15-20 bln $ co oznaczałoby „wyparowanie” wielu bln $ i
przeniesienie pozostałej ich części do innego sektora rynkowego (moim zdaniem tym
beneficjentem będzie rynek metali szlachetnych oraz kryptowalut).

Warren Buffet obecnie utrzymuje ponad 128 mld $ kapitału w gotówce, wyczekując
tąpnięcia i okazji do dokonania zakupów podczas „wyprzedaży”.
Jak widzimy z danych
statystycznych podawanych na
stronie FED-u wynika, że
obecnie ceny mieszkań przebiły
szczyt z pierwszego kwartału
2007 roku.

Wykres po prawej łatwo pomoże nam zrozumieć czemu tak się dzieje.
Stopy procentowe wyznaczane przez banki centralne na całym świecie
są na rekordowo niskim poziomie – jak to mówią niektórzy
inwestorzy: „teraz pieniądze leżą na ulicy”. I to prawda! Przy realnie
ujemnych stopach procentowych (poziom stopy minus inflacja) dla
inwestorów, developerów, fliperów i spekulantów grzechem byłoby się
nie lewarować i nie namnażać potencjalnego zysku. W ten sposób
nakręca się zakupowa euforia a gospodarstwa domowe przestają
oszczędzać a zaczynają zadłużać się, wydawać i żyć ponad stan.
Ewidentną lokalną anomalią jest fakt, że stopy procentowe w USA i w
Polsce są niemal identyczne. Jasnym jest, że w warunkach
wolnorynkowych równowaga popytowo-podażowa nie ustaliłaby
supermocarstwa na Ziemi na równi z obligacjami polskimi. Stopy procentowe w Polsce są za niskie i będą powodem powstawania baniek
rentowności największego
spekulacyjnych, osłabiania złotówki (co wytworzy presję inflacyjną) oraz odpływu kapitału zagranicznego w trakcie tąpnięć na światowych
rynkach.
W wielu krajach zachodnich mamy już do czynienia
z ujemnymi stopami depozytowymi – w takich
warunkach bankom komercyjnym bardziej opłaca się
udzielać ryzykownych pożyczek i kredytów aniżeli
godzić się na pewną stratę deponując swoje
nadwyżki pieniężne w banku centralnym.

Przy niskich stopach procentowych polityka


kredytowa banków komercyjnych zostaje
poluzowana. Wymagania wobec kredytobiorców
spadają. Dostępność kredytu się zwiększa a jego
koszt spada.
W efekcie na rynek (głownie nieruchomości) trafia
bardzo duża ilość pieniędzy.
Owa ilość wskutek działania systemu rezerwy frakcyjnej – która w Polsce wynosi 3,5% a w krajach zachodnich około 2% – namnaża się. Jedną
ze zmiennych wpływająca na tempo rozrostu podaży pieniądza, za pośrednictwem tego kanału, jest tzw „velocity of money” (szybkość obiegu
pieniądza w gospodarce).

„Velocity of money” nie sposób jest kontrolować odgórnie, jest to raczej czynnik psychologiczny i behawioralny dotykający najmniejszej
jednostki w gospodarce – zwykłego Kowalskiego.

Szybkość obiegu pieniądza świadczy o poziomie ufności konsumentów co do swojej obecnej i przyszłej sytuacji finansowej. Jest swoistym
papierkiem lakmusowym stanu gospodarki.
Bańka na rynku kredytów studenckich
Rządowe programy pomocowe charakteryzują się tym, że
zazwyczaj przynoszą więcej szkód niż pożytku a ich efekt
końcowy często jest odwrotny od zamierzonego.

Program Federal Student Aid zapewnia granty oraz kredyty


na preferencyjnych warunkach dla milionów studentów w
Ameryce każdego roku. Nieograniczona popyt dostarczany ze
strony aparatu państwowego spowodował oczywistą reakcję
strony podażowej – to jest uczelni wyższych. Czesne
studenckie rosły w ostatnich latach w tempie 4% rocznie, 8
razy szybciej niż rosło przeciętne wynagrodzone gospodarstw
domowych.
Obecnie średni koszt dyplomu uczelni wyższej w Stanach
wynosi ok. 120 000 $.
Bańka kredytów studenckich w
USA jest o tyle ciekawa, że
stanowi największą porcję
całkowitego prywatnego
niehipotecznego zadłużenia.
Wyprzedza już kredyty
samochodowe oraz limity na
kartach.
Zapędzeni w „kozi róg”
Obecna polityka monetarna, opierająca się na monetarystycznych założeniach teorii podaży pieniądza, nie zdała egzaminu. Mimo bilionów
„dodrukowywanych” pieniędzy, ciągłych interwencji rynkowych i sztucznego utrzymywania stóp procentowych na niedorzecznie niskich
poziomach, realny wzrost gospodarczy jest anemiczny lub wręcz zerowy. Zadłużenie gospodarstw domowych, firm i rządów bije wszelkie
rekordy a nierówności społeczne się pogłębiają – co będzie prowadzić do powstawania napięć, zarówno tych ekonomicznych jak i
społecznych.
Sytuacja jest patowa i pod wieloma względami przypomina tę z 1929 przed Wielką Depresją.
Przytoczone na wcześniejszych slajdach dane i wskaźniki pokazują, że kolejna
recesja jest kwestią miesięcy. Niestety jej skala będzie dużo większa i bardziej
destrukcyjna od tej z 2008 roku a banki centralne są pozbawione pola manewru,
żeby się jej przeciwstawić.

Przy ostatnich dwóch kryzysach FED obniżył stopy procentowe o 5%. To dało
rynkom oddech i złagodziło spadki. Teraz poziom stopy procentowej w USA
wynosi 1,75%. Gdyby powtórzyć manewr cięcia stóp, musiałyby one zejść
poniżej -3%! Byłoby to wydarzenie bez precedensu w kontekście
eksperymentowania z tak mocno ujemnymi stopami procentowymi. Ogólnie rzecz
biorąc ujemne stopy procentowe stoją w sprzeczności z naturalnymi prawami
ekonomii i obrotu pieniądza.
Silnie ujemne stopy skutkowałyby ujemnym oprocentowaniem lokat, depozytów
oraz nawet rachunków bieżących w bankach komercyjnych. To z kolei
doprowadziłoby do „run-u na banki” i masowego wycofywania środków z
systemu bankowego. Pieniądze zawsze przecież można trzymać w: gotówce, w
metalach szlachetnych bądź na ledgerach kryptowalutowych.

Oczywiście FED może uruchomić masowe QE (luzowanie ilościowe), które


musiałoby być kilkukrotnie większe niż dotychczasowe 4 bln $, żeby utrzymać
bardzo drogie akcje i obligacje blisko szczytów. Można szacować, że FED
musiałby zwiększyć bilans o 10 do 12 bln $. Biorąc pod uwagę iż całkowita
wartość amerykańskiej gospodarki wynosi 21 bln $ bilans FED-u sięgnąłby 50%
PKB, czyli poszedłby drogą BOJ (Banku centralnego Japonii), którego bilans
przekroczył w zeszłym roku 100% PKB tego kraju. Jak widać po stanie
gospodarki Kraju Kwitnącej Wiśni dodruk „pustego” pieniądza nie jest żadnym
sensownym rozwiązaniem.
Przy najbliższej recesji banki centralne zejdą na lekko ujemne stopy procentowe (-1% lub -1,5%) oraz uruchomią luzowanie ilościowe QE4. Jednak te
działania nie przyniosą żadnego efektu. Rynki akcji i nieruchomości będą spadać a rynek obligacji będzie niezwykle zmienny.
Ponieważ pękanie rynku akcji i nieruchomości ma charakter deflacyjny w kontekście gospodarki, zamiast spodziewanej inflacji zobaczymy deflację –
czyli najgorszy z koszmarów bankierów centralnych.
W celu zwalczenia deflacji i wywołania znaczącej inflacji dzięki, której zadłużone rządy i korporacje mogłyby dewaluować narosły dług, banki
centralne rozpoczną dodruk na niespotykaną dotąd skalę (QE5, QE6, QE7). Do tego wprowadzone zostanie zupełnie nowe narzędzie w polityce
monetarnej tzw. „helicopter money” o którym wspominał Ben Bernanke w kilku swoich wystąpieniach. Prawdopodobnie każdy dorosły obywatel USA
otrzyma 1000$+ a zapewne po jakimś czasie i 2000$+ jako zapomogę kryzysową od Państwa opiekuńczego. Użyta zostanie również polityka fiskalna.
Obniżone zostaną podatki (w tym momencie rządzący nie będą zwracać najmniejszej uwagi na wielkość deficytów budżetowych).

Z początku te zabiegi nie przyniosą oczekiwanej inflacji. A to ze względu na kluczowy czynnik, który jest pomijany przez niemal wszystkich
rządowych ekonomistów – „velocity of money”. Szybkość obiegu pieniądza determinuje tak naprawdę zjawiska inflacyjno-deflacyjne. Cóż z tego że
rząd drukuje biliony banknotów gdy ludność w obawie przed kryzysem/zarazą/wojną zostaje w domach i nie chce ich wydawać?
Jednak z czasem psychologia tłumu się odwróci. Ludzie widząc, że oszczędzili wystarczająco dużo pieniędzy na „czarną godzinę” w końcu zwiększą
konsumpcję. Mamieni zapewnieniami rządowymi, że sytuacja na rynkach jest opanowana obywatele zaczną korzystać z otrzymywanych zapomóg i
zaczną wydawać coraz więcej. Wtedy pojawi się hiperinflacja, której nie będzie się już dało opanować bez ogólnego resetu systemu monetarnego.

Oto perfekcyjny scenariusz dla metali szlachetnych!


• Rządy nie są w stanie podnosić stóp procentowych ze względu na rekordową ilość długu na każdym szczeblu gospodarki.
• Kierunek pozostaje tylko jeden – obniżanie stóp oraz dodruk pustego pieniądza.
• Nadchodzące spowolnienie sprawi, że stopy procentowe będą ujemne a dodruk przybierze kolosalne rozmiary.
• Po początkowym okresie deflacyjnym nadejdzie gwałtowna hiperinflacja.

Kombinacja hiperinflacji, ujemnych stóp procentowych i zmasowanej podaży pieniądza są idealnym środowiskiem dla drastycznego wzrostu wyceny
metali szlachetnych oraz kryptowalut.
Zmierzch dolara
Podsumowując 107 lat działania
Systemu Rezerwy Federalnej
warto pamiętać, że od momentu
jego stworzenia dolar stracił 96
proc. swojej wartości.
Inaczej mówiąc, obecnie za dolara
możemy kupić tyle, co za cztery
centy w 1913 r.
Co ważne, przez 100 lat
poprzedzających powołanie FED,
dolar utrzymywał swoją wartość
na niezmiennym poziomie.
W ostatnim stuleciu poszczególne systemy monetarne na świecie trwały średnio 30-40 lat.
Okres Klasycznego Standardu Złota trwał od 1880 do 1914 roku (34 lata).
Okres Standardu Wymiany Złota trwał od 1914 do 1944 roku (30 lat).
Bretton Woods System trwał od 1944 do 1971 roku (27 lat).

Po zniesieniu przez prezydenta Nixona wymienialności dolara na złoto w 1971 roku rozpoczęła się
era
płynnych kursów wymiany walut, która trwa do dzisiaj (49 lat). W tym systemie jednak kluczową
rolę – waluty rezerwowej – odgrywa amerykański dolar. Wymiana handlowa między
poszczególnymi krajami odbywa się właśnie za pośrednictwem dolara. Najważniejszym rynkiem
jest w tym kontekście rynek ropy naftowej, która to jest denominowana w amerykańskiej walucie.

Jak ważny dla polityki Stanów Zjednoczonych jest rynek petrodolara przekonaliśmy się w
ostatnich dekadach gdy Saddam Husajn czy Muammar Khaddafi próbowali zacząć rozliczać
transakcje na rynku ropy w euro czy złocie. Irak i Libia zostały zrównane z ziemią a ich roponośne Deficyty handlowe USA
złoża zostały przejęte przez amerykańskie koncerny naftowe.

Czemu USA w tak agresywny sposób bronią statusu dolara jako światowej waluty rezerwowej?
Odpowiedź jest prosta. Ten status pozwala się Stanom bezkarnie (do czasu) zadłużać i utrzymywać
całymi dekadami deficyty handlowe i budżetowe (Dylemat Triffina).
Pozostałe kraje potrzebują dolarów żeby prowadzić międzynarodowy handel. Kraje rozwijające się
potrzebują ich jeszcze więcej gdyż same zadłużają się w obligacjach denominowanych w dolarze
(w momencie wykupu obligacji potrzebują gotówki dolarowej).

Scenariusz Dylematu Triffina: Światowy popyt na walutę rezerwową rośnie a jej emitent de facto
zmuszony jest do utrzymywania deficytów handlowych i budżetowym celem „eksportowania”
waluty. Ostatecznie emitent traci zaufanie rynków i kapituluje pod ciężarem narastającego długu.
Chiny potrzebują dolarów najwięcej. Dzieje się tak nie dlatego, że tak jak twierdzą
mainstreamowi ekonomiści (wywód Ben Bernanke w 2005 roku na temat „Global
Amerykańskie obligacje w rękach chińczyków w mld $
Saving Glut”) kraje rozwijające się gromadzą zbyt dużo oszczędności które lokują w
amerykańskich obligacjach, tylko dlatego, że w ten sposób „sterylizują” swoją
nadwyżkę handlową.
Gdy Chiny notują nadwyżkę handlową ze Stanami oznacza to, że eksportują do nich
więcej dóbr aniżeli importują. W te sposób społeczeństwo USA konsumuje na kredyt
dobra wyprodukowane w Chinach a Chińczycy zostają ze stertą dolarów z nadwyżki
handlowej.
Gdyby rzucili te nagromadzone nadwyżki dolarowe na rynek walutowy, celem
wymiany ich na yuany, doprowadziliby do nagłego osłabienia dolara i umocnienia
waluty lokalnej. To z kolei oznaczałoby utratę przewagi konkurencyjnej płynącej z
taniej wyceny eksportowanych dóbr.
Chcąc tego rzecz jasna uniknąć Chiny przerzucają dolary na rynek amerykańskich
obligacji gdzie je masowo skupują (posiadają ich blisko 1 bln $ lecz w ostatnich
latach
Chiny skupują ich coraz mniej a coraz
większe porcje nadwyżek dolarowych
przenoszą na rynek złota). Według oficjalnych
statystyk posiadają już 2 000 ton królewskiego
metalu o łącznej wartości ponad 3,1 bln $.
Drugim największym kupcem złota jest Rosja,
która to z kolei pozbyła się niemal wszystkich
papierów dłużnych USA.
CIPS - China Interbank Payment System, to stworzona przez chińczyków alternatywa dla kontrolowanego przez
amerykanów międzynarodowego systemu transakcyjnego SWIFT.
Do systemu CIPS dołączyło już ponad 30 krajów. Uruchomione zostały linie swapowe między lokalnymi walutami
celem ominięcia standardu dolarowego w rozliczeniach handlowych.
Chiny jako największy konsument ropy naftowej na świecie wprowadziły na giełdzie w Szanghaju kontrakty futures na
rope denominowane w yuanach i wymienialne na złoto. To wszystko ma służyć omijaniu dolara jako wehikułu wymiany
towarowo-handlowej.

Standardem są już cyklicznie odnawiane bilateralne kontrakty handlowe między Chinami, Rosją i Iranem
denominowane w yuanach. Do tego grona powoli dołączają również Indie które w ostatnich latach podpisały bilateralne
umowy swapowe z Rosją, Iranem i Emiratami Arabskimi.

Dodatkowym ciosem dla administracji amerykańskiej jest europejski (niemiecko-francusko-brytyjski) projekt INSTEX.
Umożliwiający dokonywanie transakcji (np. z Iranem) z pominięciem systemu SWIFT i dolara.
Nowy System Monetarny – rola SDR
Specjalne prawa ciągnienia, SDR (od ang. special drawing rights) – międzynarodowa jednostka rozrachunkowa, umowna 
jednostka monetarna, mająca charakter pieniądza bezgotówkowego, czyli istniejącego wyłącznie w postaci zapisów
księgowych na bankowych rachunkach depozytowych, utworzona przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy w celu
stabilizacji międzynarodowego systemu walutowego i wprowadzona jako narzędzie walki z grożącym kryzysem płynności.

SDR jest poniekąd urzeczywistnieniem lansowanej przez Johna


Maynarda Keynesa koncepcji ogólnoświatowej waluty o nazwie Bancor.

Wagi poszczególnych walut w koszyku SDR:


USD 41,7%, EUR 30,9%, CNY 10,9%, JPY 8,3%, GBP 8,1%

Podczas globalnego resetu długu do SDR zostanie włączone złoto jako


element stabilizujący. Następnie waga danej waluty w koszyku SDR
będzie zależała od ilości zgromadzonych rezerw złota i od wielkości
gospodarki danego kraju.
Potężny dodruk pieniądza i strukturalna niestabilność amerykańskiej gospodarki spowoduje utratę zaufania do dolara co
doprowadziłoby do masowych trudności związanych z płatnościami za główne towary światowe, w tym ropę i gaz.

W takiej sytuacji działania podjąłby Międzynarodowy Fundusz Walutowy, dążąc do uzupełniania luki po dolarze nowymi SDR-
ami. Co prawda, w takiej sytuacji SDR-y nie różniłyby się niczym od współczesnych walut papierowych, które można
dewaluować w dowolnej chwili, co w przypadku poważnego kryzysu zaufania stanowiłoby raczej rozwiązanie nietrwałe.
Wdrożenie SDR-ów dodatkowo znacznie osłabiłoby dolara. W sytuacji zmiany systemu monetarnego Stany Zjednoczone
zostałyby zmuszone do wprowadzenia istotnych reform strukturalnych, ponieważ zmiana systemu monetarnego miałaby
charakter inflacyjny.

Drugą możliwością byłoby przywrócenie systemu waluty złotej, lecz na nieco innych zasadach, niż miało to miejsce w
przeszłości. Wynika to z faktu, że wartość złota jest odwrotnie skorelowana z siłą nabywczą dolara. System ten musi być
zaakceptowany przez największe gospodarki świata (Stany Zjednoczone, Chiny, Japonię, Rosję, strefę euro i Wielką Brytanię).
Istotnym elementem powołania tego systemu byłoby utworzenie nowej międzynarodowej jednostki pieniężnej. Doskonałym
rozwiązaniem byłoby wykorzystanie już istniejących SDR-ów, które mogłyby zostać asekurowane złotem. Mogłyby one
wówczas być wymienne na kruszec bądź na waluty uczestników systemu. Konieczne byłoby ustalenie niezmiennego kursu
dowolnej waluty lokalnej w stosunku do SDR-ów oraz w stosunku do złota. Najistotniejszym warunkiem byłoby określenie
wartości SDR-ów odzwierciedlonej w ilości kruszcu, a także ustalenie wysokości rezerwy cząstkowej złota, gdyż jest ona
konieczna, aby nowy system mógł poprawnie funkcjonować. Poprzednie systemy, które były oparte na złocie, spełniały swoje
zadanie, jeżeli kruszec pokrywał podaż pieniądza w wysokości 20–40%. Jednak, zważając na prawdopodobieństwo niskiego
poziomu zaufania wobec nowej waluty, bardziej realny wydaje się poziom 40%. Niezbędnym elementem takiego systemu
byłaby skokowa rewaluacja cen złota. Przy obecnym poziomie cen złota jego dostępna ilość nie wystarczyłaby do tego, aby
stanowić podwalinę nowego systemu monetarnego.
Zapasy złota w rękach 40 największych gospodarek wynoszą zaledwie 30 tys. ton. Można zakładać, że banki centralne na
całym świecie posiadają łącznie około 40 tys. ton. Przy obecnej cenie złota odpowiada to kwocie 1,6 bln USD.
Dla porównania łączny bilans czterech największych banków centralnych wynosi obecnie 11 bln USD. To pokazuje skalę
dysproporcji pomiędzy zasobami złota w rękach banków centralnych a ich bilansami. Nawet jeżeli dojdzie do drastycznego
obniżenia bilansów banków centralnych i idących za tym odpisów zadłużenia, to wartość złota (przy obecnych wycenach), jaką
posiadają, jest ciągle zbyt mała, aby można było oprzeć nową walutę na kruszcu. Jedynym rozwiązaniem jest masowa i
zsynchronizowana dewaluacja nowych walut względem złota. Jeżeli złoto ma wrócić ponownie do systemu monetarnego, a
wiele na to wskazuje, to jego cena będzie musiała być dostosowana do jego rzeczywistej wartości. Najważniejszy jest bowiem
fakt, że złoto jest jednym z nielicznych „aktywów” niebędących długiem – to w czasie nadchodzącego resetu będzie kluczowe.
Co SDR oznacza z punktu widzenia inwestycyjnego:
- skokową rewaluację złota i srebra w efekcie powrotu do systemu monetarnego
- krach na rynku długu (obligacje) w wyniku masowych odpisów złych długów
- znaczne straty na rynkach equity w efekcie ogromnych strat sektora finansowego
- zmianę percepcji ludzkiej i odejście od długu jako aktywa, w którym trzymamy oszczędności

Częściowa redukcja długów.


Za każdym razem gdy przechodziliśmy do nowego systemu monetarnego, część lub całość długów była darowana. I tym razem nie powinno być
inaczej. Ostatecznie większość długów narodowych jest w posiadaniu banków komercyjnych oraz centralnych, które mogą go przekazać do MFW
w zamian za określoną pulę SDR’ów. Ten z kolei może je odpisać bez ryzyka niewypłacalności korzystając z innych rozwiązań, jak np. skokowa
rewaluacja posiadanych rezerw złota.

Do podobnej redukcji długów (tylko dla wybranych) zapewne dojdzie także na poziomie korporacyjnym. Z jakiejś przyczyny największe globalne
korporacje drastycznie zwiększyły zadłużenie w USD tylko po to, aby skupić własne akcje. Nigdy w przeszłości nie przeprowadzano takiej ilości
buyback’ów i to podczas ostatniej fazy hossy. Ich dług jest obecnie dużym obciążeniem i w imię przyszłej stabilności można zakładać, że ich długi
także zostaną zredukowane.

Jak zdefiniować podaż pieniądza w nowym systemie monetarnym opartym na SDR? Mamy do wyboru agregaty pieniężne M0, M1, M2.
Dodatkowo należy ustalić udział złota w koszyku SDR, stosunek ten musi być na tyle duży żeby przywrócić zaufanie społeczne do systemu oraz
uspokoić sytuację na rynkach. Szacuje się, że udział ten powinien wynosić od 20 do 40%.
Biorąc pod uwagę scenariusz w którym w nowym systemie znajdą się Unia Europejska, USA oraz Chiny, wybrana zostanie podaż pieniądza M1 a
pokrycie nowej waluty w złocie sięgnie 40% to orientacyjna niedeflacyjna cena złota powinna osiągnąć wartość około 10 000 USD za uncję.

Aby złoto stanowiło część nowego systemu niezbędna jest jego zdecydowanie wyższa cena, na poziomie około 10 000 - 14 000 USD za uncję.
Dzięki temu wyzwoli się inflację i zdewaluuje sporą część papierowych długów. Wyższa cena złota pozwoliłaby także wielu instytucjom
finansowym naprawić bilanse po odpisach związanych ze stratami na obligacjach.
Demografia

Społeczeństwa krajów zachodnich się starzeją. Od blisko 60 lat


współczynnik przyrostu naturalnego maleje.
Z ostatnim baby-boom mieliśmy do czynienia w latach 50-tych.
Ludzie urodzeni w tym okresie mają obecnie od 60 do 70 lat.
Biorąc pod uwagę fakt, że w większości krajów możliwość
przejścia na emeryturę rozpoczyna się wraz z ukończeniem 65
roku życia, to widzimy, że największa fala demograficzna
ostatniego stulecia właśnie będzie się do tego przymierzać.
Wykres po prawo pokazuje, że kulminacyjny moment nastąpi w
2023 roku, w którym to roku w USA na emeryturę przejdzie 4.3
mln osób. Jednak już teraz liczba ta oscyluje w granicach 4 mln
i jest ona zatrważająca.
Jakie są implikacje przechodzenia fali baby-boomers na emeryturę?

Otóż, jest to wydarzenie niezwykle deflacyjne. Z jednej strony miliony osób opuszczają szeregi siły roboczej kraju spowalniając
tempo wzrostu PKB, z drugiej pobierając emeryturę stają się ogromnym obciążeniem dla budżetu Państwa.

Osoby powyżej 60 roku życia charakteryzuje też to, że zmniejszają swoją konsumpcję. Przez całe życie nagromadzili już
dostateczną ilość dóbr i zazwyczaj nie mają potrzeby wymiany sprzętów domowych, samochodu czy telewizora na nowy model. Są
bardziej oszczędni i mniej rozrzutni.

Dodatkowo pokolenie to wyzbywa się swoich domów/apartamentów o dużej powierzchni w centrach miast i ma tendencję do
przeprowadzania się na ich obrzeża lub na wieś.
To powodować będzie drastyczne zwiększanie się podaży na rynku nieruchomości co z kolei przełoży się na zwiększoną presję
deflacyjną w tym sektorze.

W USA znaczna część funduszy emerytalnych jest inwestowana na rynku akcji. Gdy emeryci zaczną pobierać swoje środki
fundusze te będą zmuszone do upłynniania swoich inwestycji equity. To z kolei przełoży się na gigantyczną presję cenową na
indeksach amerykańskich giełd.

Sądzę, że nadchodzące przemiany demograficzne są niedoszacowane przez rynek. Przejście powojennego pokolenia baby-boom na
emeryturę będzie jednym z głównych czynników, który zaważy na upadku obecnego systemu emerytalnego oraz monetarnego.
Podsumowanie

Z mojej analizy jednoznacznie wynika, że mamy przed sobą największy kryzys ekonomiczny od
czasów Wielkiej Depresji z 1929 roku.
Od ponad 2 lat rekomenduje akumulowanie metali szlachetnych, wybranych kryptowalut oraz
inwestowanie w spółki surowcowe.

Uważam, że w trakcie najbliższej recesji cena złota przebije pułap 10 000 $ za uncję trojańską.
Co przy obecnych wycenach (1600 $) oznacza wzrost o ponad 500%. Taki skok cenowy może
wydawać się duży ale pamiętajmy, że królewski metal posiada niezwykłe właściwości i przez
ostatnie 5000 lat był monetarną podwaliną naszej cywilizacji. Przez wieki zapewniał stabilność i
utrzymanie siły nabywczej w czasie.
W dokumencie Banku Rozrachunków Międzynarodowych z
grudnia 2017 roku, dowiadujemy się, że w reformie bankowej
Bazylea III złoto zostało uznane za aktywo o zerowym stopniu
ryzyka. Banki komercyjne mają teraz możliwość nabywania
złota jako rezerwy w celu sprostania wymogom bezpieczeństwa
narzuconym po kryzysie z 2008 roku. To samo tyczy się
funduszy hedgingowych, inwestycyjnych, emerytalnych, które
również podlegają podobnym regulacjom.
Jak widzimy na powyższych wykresach obecna wartość rezerw złota w stosunku do bazy monetarnej M0 mocno odbiega od średniej historycznej. Gdy
dochodzi do rewaluacji zazwyczaj przez pewien czas następuje wręcz przebicie poziomu wyznaczonego przez krzywą bazy monetarnej – co w tym
przypadku miałoby miejsce w okolicach 12 600 $ za uncję złota.

Potencjał wzrostowy królewskiego metalu jest ogromny! Jednak to nie złoto stanowi największą część mojego portfela inwestycyjnego…
W starożytności i średniowieczu srebro wraz
ze złotem stanowiły pełnoprawny pieniądz i
medium wymiany handlowej. Przez całe
stulecia stosunek wartości złota do srebra
oscylował w przedziale 12:1 – 20:1.

Obecnie jak widzimy na wykresie po prawo


stosunek ten notuje historyczne szczyty i
wynosi 95:1 (04/03/2020).
Rzeczywista wartość/siła nabywcza 1 uncji srebra na przestrzeni wieków…
Czynniki podażowe stanowią istotną przesłankę inwestycyjną.
Złoża możliwe do wydobycia wystarczą zaledwie na 20 lat produkcji, zaś
wielkość nowo odkrywanych złóż od lat 80–90 ubiegłego wieku
systematycznie maleje. Co więcej, nie tylko odkrywa się coraz mniej złóż, ale
są one coraz gorszej jakości (grade). Nowe złoża są także coraz trudniej
dostępne, przez co od wielu lat spada również ilość wydobywanego srebra w
stosunku do eksploatowanych złóż (yield)
– w 2005 r. z tony rudy wydobywano 13 uncji, zaś w 2012 r. wartość ta spadła
już do 8,1 uncji na tonę.
Srebro ma większe zastosowanie przemysłowe
Około 12% podaży złota przeznacza się na zastosowania przemysłowe. Jednak ze względu na wyjątkowe cechy srebra aż 56% jego
zasobów jest wykorzystywane w przemyśle. Srebro ma tak wiele możliwych zastosowań, że obecnie nie bylibyśmy w stanie przeżyć
jednego dnia bez korzystania z produktu, który je zawiera.

Od elektroniki i zastosowań medycznych, po baterie i panele słoneczne, srebro jest dosłownie wszędzie.

W przypadku kryzysu ekonomicznego rzecz jasna produkcja spada ale w tym przypadku natychmiast spada również podaż, czyli
wydobycie. Srebro jest niejako „produktem ubocznym” wydobycia miedzi i cynku – głównych metali przemysłowych, których podaż
maleje natychmiast w momencie spadku koniunktury.

Podaż srebra jest nieelastyczna cenowo, tzn. wzrost cen


kruszcu niekoniecznie musi od razu doprowadzić do
większego jego wydobycia, zwłaszcza, że czas
potrzebny na otwarcie nowej kopalni to ok. 5–7 lat.

Wartość wydobycia jest dla srebra 16 razy niższa


względem złota.
Ogólnie rzecz biorąc całkowita kapitalizacja rynku
metali szlachetnych jest niewielka. Szczególnie gdy
przyrównamy ją do rynku akcji…
Żeby zdać sobie sprawę z tego jak niedowartościowany jest rynek
metali szlachetnych, a w szczególności srebra, wystarczy spojrzeć
na liczby przedstawione obok.
Sumując światowy rynek akcji, długu, instrumentów pochodnych
oraz nieruchomości komercyjnych otrzymalibyśmy wartość w
granicach 1 biliarda $ (liczba z 15 zerami).
Całkowita wartość inwestycyjnego rynku złota to około 3 bilionów
$ + całkowita wartość inwestycyjnego rynku srebra to około 1
bilion $ = łącznie kapitalizacja inwestycyjnego rynku metali
szlachetnych (w formie fizycznej) wynosi zatem 4 biliony $. Czyli
0,4% światowej kapitalizacji aktywów inwestycyjnych.

Przy założeniu, że w trakcie paniki spowodowanej gwałtowną recesją ze


światowych rynków akcji, długu, derywatów i nieruchomości 1% ich kapitału
przepłynąłby na rynek metali szlachetnych, wtedy kapitalizacja złota i srebra
potroiłaby się!

Trzeba zauważyć, że srebro jest aktywem nieco bardziej zmiennym od złota,


charakteryzującym się sporymi fluktuacjami cenowymi – co jest bronią
obosieczną. Natomiast w scenariuszu nadchodzącego rynku byka na surowcach a
szczególności metalach szlachetnych, srebro oferuję o wiele wyższy poziom
zysku.
Oczywistym jest fakt, że złoto jest
niedowartościowane względem rynku,
z kolei srebro jest niedowartościowane
względem złota.
To sprawia, że przy nadchodzącej
rewaluacji srebro będzie wyceniane ze
sporą dźwignią względem pozostałych
aktywów.
PODSUMOWANIE:

W perspektywie 5-cio letniej uważam, że będziemy mieli do czynienia ze zmianą systemu


monetarnego. Nowy system będzie po części oparty na złocie co spowoduje jego skokową
aprecjację.

Przewiduję, że cena złota osiągnie wartość minimum 10 000$ za uncję. Relacja cenowa złota do
srebra wróci do swojego historycznego poziomu 1:20 czyli cena srebra będzie oscylować w
granicach 500$.
Biorąc pod uwagę dzisiejszą jego cenę wynoszącą 17,5$ będzie to oznaczać wzrost o przeszło
2800%
W grudniu zeszłego roku wydałem trafną rekomendację kupna złota. W momencie publikowania analizy cena wynosiła 1511 $. W ciągu 3 miesięcy
królewski metal podrożał o ponad 11%.
Z punktu widzenia analizy technicznej mieliśmy tu do czynienia z 5-cio falową sekwencją Elliotta. Ponadto cena dynamicznie wybiła się z
kilkuletniej formacji konsolidacyjnej (dwie zielone linie formujące kształt trójkąta), co zwiastowało nadejście rynku byka na metalach szlachetnych,
który będzie kontynuowany przez najbliższe lata.
Dodatkowo mieliśmy też pięknie uformowaną figurę harmoniczną „Bat Pattern”, bazującą na proporcjach Fibonacciego. Figura ta wskazywała, że
cena powinna osiągnąć pułap 1650$. Last but not least, wskaźnik stochastyczny osiągnął w połowie grudnia wartość wyprzedania i odwrócił swój
kierunek dając tym samym wyraźny sygnał kupna. Link dohttps://www.tradingview.com/chart/XAUUSD/R9MtGxDs-Next-stop-1650-Golden-era-is-coming/
rekomendacji:
https://www.tradingview.com/chart/XAUUSD/hZgtYtqx-Accumulate-precious-metals/

Po prawo analiza z 10 października 2018. Rekomendacja


kupna złota wydana przy cenie 1190$. W ciągu 17
miesięcy cena wzrosła o ponad 40%.
Tutaj oprócz wzrostowej formacji harmonicznej zaważył
układ świec Heikin Ashi, który sygnalizował lokalne
odwrócenie trendu. Dodatkowo wskaźniki MACD oraz
stochastic również dawały sygnał odwrócenia trendu
spadkowego.

Zostając przy rynku surowcowym. Rekomendacja „sprzedaj”


dla ropy naftowej z 6 listopada 2018 roku.
Oprócz utworzenia spadkowej figury harmonicznej, wykres
akcji cenowej przebił też od góry średnie kroczącą 200 co
stanowiło silny sygnał sprzedaży.
Cena w ciągu następnych 2 miesięcy spadła z poziomu 72,6$
do 50$ (tąpnięcie o ponad 30%).
https://www.tradingview.com/chart/UKOIL/4PnqK9Ez-Price-broke-200-MA-Looks-bearish/
Tutaj rekomendacja „short” na parze walutowej EUR/CHF z sierpnia 2018 roku. Cena w ciągu kolejnego
miesiąca z pułapu 1.1942 spadła do 1.1430. Znowu głównym sygnałem była figura harmoniczna. Ale tym razem
dodatkowy opór cenowy stanowiła różowa linia trendu, która ograniczała możliwość kolejnych zwyżek.

https://www.tradingview.com/chart/EURCHF/4u2LDzPv-1-more-push-before-the-BIG-drop/
https://www.tradingview.com/chart/USOIL/9xsxpW65-ABC-pattern-on-Oil-Expect-a-sharp-drop-in-price/
https://www.tradingview.com/chart/XAUUSD/h3lQ4aCI-Last-correction-before-the-price-EXPLOSION/
https://www.tradingview.com/chart/NDX/STFDHnqM-The-most-dangerous-bubble-in-human-history-the-US-stock-market/

You might also like